Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 05.11.13 16:40  •  Rezydencja Chiby Empty Rezydencja Chiby
Wystarczy tylko sobie wyobrazić... idzie się przez las typowo mieszany, aż tu nagle niemal w samym jego sercu trafia się do... lasu bambusowego! Cały ten osobliwy obszar ma kształt zbliżony do koła i jest na tyle mały, że naprawdę łatwo obejść cały Las Życzeń i go nie zauważyć, ale na tyle duży, że stojąc na samym środku lasku widzi się tylko bambusy. Nie wiadomo zasadniczo, skąd to miejsce się tam wzięło. Jedni mówią, że anioł tworzący Las Życzeń miał niecodzienne poczucie humoru, zaś inni mają to za argument, jakoby Las Życzeń naprawdę spełniał życzenia. Wszyscy jednak się zgadzają, że to miejsce jest tam odkąd tylko pamiętają, więc zapewne od początku istnienia Lasu Życzeń. W owym lasku znajduje się tylko jedna warta uwagi rzecz... Rezydencja Chiby.

Cała rezydencja otoczona jest trzymetrowym, kwadratowym murem we wschodnioazjatyckim stylu i z daszkiem pokrytym granatowymi dachówkami. Wejściem na teren rezydencji jest duża, solidna drewniana brama. Pierwszą rzeczą, którą można zauważyć po wejściu jest spory plac porośnięty trawą, zajmujący większą część rezydencji. To właśnie tutaj najczęściej Chiba trenuje. Z prawej górnej części rezydencji (patrząc od wejścia) wypływa strumyczek, który płynie wzdłuż prawej części muru, po czym ostro skręca w lewo i płynie dalej, aby potem ponownie skręcić w lewo, gzie zacznie się rozszerzać, tworząc jeziorko, od którego dalej płynie już tylko cienka stróżka, znikająca w lewym dolnym rogu rezydencji. Główny budynek jest zbudowany narożnikowo wzdłuż lewej i górnej ściany muru. Połączony jest z bramą ścieżką wykładaną kamieniami oraz małym drewnianym mostkiem w miejscu przecięcia się ścieżki i strumyczka. Po środku prawej ściany znajduje się malutki budyneczek, będący sanktuarium, w którym Chiba się modli. Zarówno główny budynek, jak i sanktuarium, zbudowane są w starojapońskim stylu, a zadaszenie, podobnie jak zadaszenie muru, pokryte jest granatowymi dachówkami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 21:16  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Dzień zaczął się dla Chiby nader dobrze. Obudził się wcześnie rano, zjadł śniadanie, pomodlił się i wyszedł trenować, bo w końcu im wcześniej, tym lepiej.
Na dobry początek dnia potrzebny jest sprint, toteż po rozgrzewce Chiba postanowił urządzić bieg przez Las Życzeń. Pozwolił sobie nawet zmienić się na chwilę w wilka w trakcie biegu, ale była to na tyle krótka chwila, że nie dostał żadnych skutków ubocznych. Chiba męczył się powoli. Mógł biegać przez bardzo długi czas pełną prędkością, a dzięki zwinności robił sprawne uniki przed drzewami. Po jakimś czasie wrócił z powrotem do swego domu, gdzie po treningach z ciężarkami rozpoczął trening właściwy, czyli walkę mieczem. Jego ruchy były płynne i zdecydowane. Nie lubił się zastanawiać nad tym, gdzie wymierzyć cios. Po prostu go wymierzał. Raz na jakiś czas robił przerwę, aby móc zwyczajnie wziąć głęboki oddech.
Dla większości powietrze było niczym, bo stykali się z nim od urodzenia. Dla osób wykształconych była to mieszanina jednorodna gazów takich jak azot czy tlen, ale dla Chiby powietrze było czymś więcej... Dla niego każdy gwałtowniejszy ruch powietrza był czymś przyjemnym. Czymś wyjątkowym. Parokrotnie nawet zdarzyło mu się uśmiechnąć podczas treningu. Czuł po prostu, że żyje.
Takim właśnie sposobem Chibie upłynął cały ranek, czyli jego zdecydowanie ulubiona pora dnia. Postanowił więc chwilowo przerwać trening, aby się czegoś napić. Zaparzył więc herbatę, po czym czekając, aż ostygnie zajął się tym, czym z reguły zajmuje się czekając na coś. Dalej trenował. Niektóre anioły widziały w nim nawiedzonego odludka, który przez całe życie tylko trenuje, ale Chibie się nigdzie nie śpieszyło. On zawsze miał na wszystko czas. Jednak on w przeciwieństwie do większości osób, które nigdy nie miały na nic czasu, był szczęśliwy.
Tym razem oprócz treningu z samym mieczem, Chiba wziął również tarczę. Tak właśnie upływał jego dzień. Powoli i spokojnie...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 22:05  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Przetarł wierzchem dłoni zbryzganą krwią twarz. Otarł usta i brodę, usunął ciecz z policzka i nosa. Zaraz zerknął na brudną dłoń i jakby zły na samego siebie ułożył usta w wyrazie obrzydzenia.
Szara codzienność nie zawsze była w porządku. Widok gasnących orzechowych ślepi łani i jej wciąż wierzgające tylne nogi nie były czymś, co Jace traktował obojętnie. O ile nie będzie prawił modłów za jej biedną, zszarganą duszę, a rano nie obudzą go koszmary senne, o tyle przez te pięć minut, które minęły od jego — co tu kryć — pysznego obiadu, to rozmyślanie o sarnie. Głównie o tym, czemu zawsze podczas wyrywania mięsa, połowa posiłku zostawała mu na twarzy.
Lepka, cuchnąca breja.
Warknął cicho, ponownie przesuwając dłonią po twarzy. Rzeczywiście. To wszystko nie było mu obojętne. Znów był uwalony. Od góry, poprzez poszarpane tu i ówdzie ubranie, splamioną krwią bluzkę, na zabłoconych tenisówkach kończąc. Tych samych tenisówkach, które nagle przestały ugniatać nieszczęsną ziemię. Jonathan nawet nie zorientował się w którym momencie las zmienił scenerię. W pierwszej chwili deptał jeszcze po typowo leśnym runie, otoczony rzędami sosenek i dębów. A teraz? Teraz nie był pewien czy nie zawędrował nieco zbyt daleko.
Jeśli tak: to za ile będzie w domu? Jego umówiona wizyta u...
Abstract nagle wydał z siebie cichy pomruk. Zwrócił uwagę Jace'a, a później ruszył przed siebie ostrożnym, cichym krokiem, kładąc czarne uszy płasko na łbie. Wo`olfe nie miał zbyt wiele do gadania. Okej. Jak iść, to iść. W końcu Abstract jeszcze nigdy go nie zawiódł. Nawet gdyby i teraz niemożliwie wrogim przeciwnikiem miał okazać się czerwony hydrant...
No już, już — szepnął marudnie, gdy tylko psisko przystanęło i odwróciło łeb w jego kierunku, zerkając na niego z każdą możliwą iskrą zniecierpliwienia. Jonathan uśmiechnął się kwaśno. Fakt, że jego czworonożny towarzysz zaprowadził go w głąb tego przedziwnego lasu wcale mu się nie podobał.
W momencie jednak, gdy uniósł spojrzenie, a w tle zamajaczył mu olbrzymi kształt... aż nie sposób go było zatrzymać. Ruszył szybciej w kierunku budynku, cały czas zachowując stuprocentową ciszę. Potrzebował ledwie paru chwil, aby przedostać się pod mury posiadłości i jeszcze jednej czy dwóch, by odnaleźć otwartą bramę. Najwyraźniej żaden mieszkaniec Edenu nie słyszał o przezorności. I jak tu nie skorzystać? A nuż właściciel zostawił coś cennego na samym wierzchu? Oby, mruknął w myślach, przechodząc przez bramę i... jego wzrok natychmiast padł na nieznajomą sylwetkę, uzbrojoną w miecz i tarczę. Technika, jaką się posługiwał była chłopakowi co najmniej nieznana.
Dziwny styl — rzucił w pewnym momencie, marszcząc nieco nos i brwi. Zero przywitania. Zero pytań czy z łaski swojej może w ogóle wejść na posiadłość, nie wspominając o rozgoszczeniu się. Zero taktu i zero manier. Chciał wiedzieć. I tyle. — Katana i tarcza? To jakaś nieznana japońska technika?
Pies u jego boku drgnął machinalnie, wlepiając złote ślepia w anioła.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.11.13 23:24  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Odkąd tylko Chiba wybudował tą rezydencję, nikt oprócz Janet - posłańca wysyłanego do Chiby w razie chęci skontaktowania się z nim - nie przychodził tu, toteż jego czujność została przytępiona. Nie potrzebował jednak ani chwili na reakcję po usłyszeniu czyjegoś głosu i natychmiast odwrócił się, odruchowo już osłaniając się tarczą.
Zobaczył zakrwawionego chłopaka z psem. Od razu domyślił się, że te ślady krwi to najpewniej pozostałości po jakimś leśnym zwierzęciu, a że traktował zwierzęta z nadmierną wręcz empatią, więc normalnie byłaby to pierwsza rzecz, na jaką by zareagował.... Ale nie zareagował. Czemu? Bo rzuciły mu się w oczy psie uszy ów chłopaka.
"Wymordowany... - pomyślał od razu. - W sumie, to nie spodziewałbym się niczego innego. Ludzie raczej do Edenu nie trafiają, a anioły unikają z natury tego miejsca szerokim łukiem. Jednak jeśli jest to Wymordowany, to nie mam prawa mu zarzucać pożywiania się jakimikolwiek zwierzętami z tego lasu, bo cóż mu innego pozostaje...? Raczej też nie ma złych zamiarów, bo zapewne by się na mnie rzucił bez uprzedzenia. Czyżby zwyczajnie pobłądził...?"
Nie wybił go z rytmu brak manier ze strony niespodziewanego gościa. Był bardzo tolerancyjny dla większości i przyzwyczaił się, że tylko on pilnuje jakiejkolwiek etykiety. Nie zwlekając jednak wybitnie z odpowiedzią, opuścił gardę (będąc gotowym na jej podniesienie w razie potrzeby) i odezwał się ze spokojem w głosie.
- Nie jest to żadna nieznana technika z czasów świetności tych ziem. Jest to technika stworzona przeze mnie. Zawsze lepiej jest korzystać z czegoś, czego adwersarz nie widział nigdy wcześniej na oczy. Można go wtedy łatwiej zaskoczyć...
Przez cały czas, kiedy mówił, na jego twarzy nie było widać ani śladów emocji. Chiba zawsze zachowywał się chłodno wobec nieznanych osób. Nie dlatego, że tak chciał. Po prostu tak już miał i niczego z tym nie mógł zrobić. Brak emocji zawsze też kontrastował z jego raczej wysokim głosem. Emocje zaczęły się pojawiać dopiero, gdy pozna daną osobę na tyle, by chociaż wiedzieć, jak się do niej zwracać. Postanowił więc spróbować się tego dowiedzieć, samemu się witając. Stwierdził, że nawet, jeśli nie ma on przyjaznych zamiarów, to chociaż dowie się, jak miał na imię wojownik, który go pokonał, lub też - jeśli kres jego dni odwiedził go pod postacią tego zakrwawionego chłopaka - ów chłopak pozna imię wojownika, dla którego napisał epilog jego historii życia.
- Wszak gdzie są moje maniery...? Nazywam się Chiba Witam cię w moich skromnych progach. Jeśli przychodzisz w złych zamiarach, to możesz być pewien, że nie oddam się śmierci bez walki. Jeśli jednak nie masz złych zamiarów, to serdecznie zapraszam do środka - odparł, odginając rękę z kataną w bok, jakby pokazując na wejście do rezydencji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.11.13 21:40  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Głowa Jonathana opadła na bok. Jak u szczeniaka, który nie rozumie setny raz wypowiedzianej komendy.
Noo... niby tak — rzucił po dłuższej chwili. Być może problem pojawiał się tam, gdzie Jace zwyczajnie nie musiał walczyć. Nie pod postacią ludzką, nie mieczem, a już z pewnością nie tarczą. Wystarczyły mu zęby i pazury, ciężar ciała i chrzęst łamanych kości, które niefortunnie znalazły się w uścisku jego rekinich szczęk. Nie bawił się z przeciwnikiem, bo zwyczajnie w świecie nigdy nie musiał tego robić. Trafiał na same bestie. Bestie nie używają katan. Gryzą. I jak tu lepiej odpowiedzieć na ogień, jak nie właśnie ogniem?
Jace zamrugał nagle, słysząc kolejne słowa niezna... Chiby.
„Wszak gdzie są moje maniery..?”
Czarne ucho drgnęło.
Twoje co, do cholery?
Przyjrzał mu się sceptycznie, ale pozwolił sobie na lekki uśmiech, który absolutnie nie pasował do jego wściekłego, bystrego spojrzenia. Postąpił zaraz prędko te parę kroków w kierunku chłopaka i wysunął poplamioną czerwienią dłoń, która zawisła w powietrzu, czekając na uścisk.
Syon o nieznanych zamiarach. Los mnie tutaj przygnał, to i los zadecyduje o tym, jak się rozwinie ta znajomość, co nie, Chiba? — powiedział, mrużąc przy tym dwukolorowe ślepia. — Ale chętnie wejdę. Pod warunkiem, że wpuścisz też Abstracta. — W tym momencie, drugą dłoń uniósł ponad ramię i wskazał kciukiem za siebie. Czarne psisko schyliło łeb, choćby na sekundę nie spuszczając wzroku z nieznajomej sobie osoby. Czujnie nadstawiał uszu, wsłuchując się w najdrobniejsze drżenie w głosie anioła. Abstract był zdecydowanie mnie „ufny” niż właściciel. Zresztą, Chiba wydawał się kimś całkiem w porządku. Co z tego, że pozory mylą? — Poza tym wcale się nie obrażę, jak mnie trochę zajmiesz rozmową czy czymkolwiek innym.
Bo od rana wieje nudą, prawda, Jace?
Jak na złość. Nie znosił nieróbstwa, bo zwyczajnie sam nie potrafił usiedzieć na miejscu. I być może dlatego postanowił zapolować na terenach Edenu, a nie w puszczy Desperacji, gdzie — nie oszukując — miał o wiele bliżej. Tam też znał mieszkańców, wiedział, gdzie iść, aby nie zginąć. Kojarzył każdy zakamarek i wyciągał najrozmaitsze informacje, niekoniecznie oplecione nicią prawdy. Ale kogo miałaby interesować prawda w tak kłamliwym miejscu?
Zawsze macie tu tak cicho?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.13 13:37  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Na twarzy Chiby po raz pierwszy od dłuższego czasu zagościł lekki uśmiech. Nie było to częste zjawisko, gdyż od apokalipsy jedyną osobą, do jakiej się uśmiechał, była Janet. Teraz jednak obdarzył uśmiechem osobę nie dość, że widzianą po raz pierwszy, to do tego spoza grona aniołów.
Dużą zasługę odegrało w tym na pewno to, że była to pierwsza osoba, jaka go kiedykolwiek odwiedziła w jego domu, nie licząc oczywiście Janet. Z reguły "sukcesem" było już, kiedy ktoś odważył się odwiedzić go na posterunku, aby zgłosić coś lub - w skrajnym przypadku - przynieść mu trochę jedzenia. Te "incydenty" kończyły się jednak tylko tym, że "gość" mówił to, co miał do powiedzenia i odwróciwszy się na pięcie odchodził szybkim krokiem. Tutaj doszło do sytuacji zupełnie innej.
Ostatecznie Chiba schował katanę i tarczę, po czym podał mu dłoń, zawierając uścisk. Przez chwilę zastanawiał się, czy dobrze to robi, bo w końcu rzecz nie robiona od ponad tysiąca lat może śmiało zostać zapomniana, a już tym bardziej rzecz, którą robiło się bezmyślnie i nigdy nie zastanawiało się nad nią.
- Oczywiście, że wpuszczę również i jego - odparł po chwili, zerkając na psa. - Nie mam nic przeciwko zwierzętom. Mogę nawet rzec, że to głównie dzięki mnie tyle ich się ostało w Lesie Życzeń. Dbam o to, aby na przykład pewnego pięknego dnia jakiś nadgorliwy myśliwy nie zabił ostatniego stworzenia z jakiegoś zagrożonego gatunku.
Psy i wilki były darzone przez Chibę szczególną sympatią. W końcu mógł się on w takowego zamieniać, czego skutki dało się dostrzec nawet, gdy pozostawał w swojej normalnej formie. Ten fakt sprawiał, że z natury przyzwyczajały się one do niego szybciej, niż nawet anioły. Abstract był jednak inny. Chiba uznał, że było to zwyczajnie spowodowane tym, że ma on już właściciela, z którym się zżył.
"Zawsze macie tu tak cicho?"
- Staranie się o to, aby na tych ziemiach panowała cisza i spokój, to również moje zadanie. Spokój otoczenia pozwala samemu odnaleźć spokój również w sobie. Taka harmonia z naturą sprawia, że wiele rzeczy przychodzi łatwiej. Na przykład trening lub medytacja...
W tym miejscu westchnął, po czym odwrócił wzrok w stronę sanktuarium.
- W dawnych czasach człowiek próbował za wszelką cenę udowodnić, że pokonał naturę. Że stał się potężniejszy od natury. Że natura stała się dla niego niczym. Natura zaś... za każdym razem udowadniała mu, że jest w błędzie. Z nią się nie da walczyć. Z nią trzeba współgrać.
Tym razem spojrzał z powrotem na swojego gościa. Przez twarz przeleciało mu krótkie zakłopotanie wywołane świadomością, że właśnie zaczął zanudzać go swoimi głębokimi myślami. Postanowił, że zamknie ten temat.
- Och, przepraszam najserdeczniej. Najwyraźniej zbytnio się rozgadałem. Niemniej... zapraszam do środka...
Powiedziawszy to, Chiba skierował się w stronę leżącego na jednym z kamieni przy jeziorku czerwonego haori. Założywszy je, poszedł dalej ku wejściu do swojego domu.
- Wśród samurajów jest pewna tradycja. Mówi ona, że przed wejściem do raju, musi on najpierw się obmyć - odrzekł jeszcze, odwracając głowę i wskazując otwartą dłonią strumyk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.13 19:03  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
Zważywszy na fakt, że ostatnią „miłą” osobą, którą spotkał Jonathan, była przesympatyczna staruszka napastująca go swoją ciężką jak cegła torebką, tak teraz bez żadnych problemów mógł uznać, że natrafił na osobę, niepotrzebującą cudzysłowu do tego określenia. Prawdę powiedziawszy: już sam fakt, że rzeczywiście uścisnął dłoń, było czymś niebywale dla białowłosego zaskakującym. Poprzednio skończyło się to warczeniem i szczerzeniem kłów, bo ludzie myślą, że jak wyciąga się ku nim rękę, to jest to największa obraza majestatu i najlepiej będzie takiego bezczelnego szczeniaka ubić, póki się zbytnio nie wyrywa.
Gdzie jest ta zakichana sprawiedliwość i dobroć?
Odwzajemnił uścisk, po czym zabrał rękę i nakazał Abstractowi podejść nieco bliżej. Złote ślepia przesunęły się po rezydencji z chwilą, gdy krucza łapa postąpiła swój pierwszy krok ku nieznajomemu. Mimo niechęci, spełnił polecenie i przystanął przy nodze swojego właściciela, niemalże wtulając się w jego bok.
Nadgorliwy myśliwy, co? — Jakby na dźwięk komendy, kącik ust Jace'a drgnął w górę, malując na jego wargach delikatny cień ironicznego uśmiechu, który tak często przywdziewał na twarz. — Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, jeśli parę twoich zwierzątek nie zdążyło się z tobą pożegnać.
Powiedzmy, że ja również jestem zwierzęciem. A zwierzęta muszą coś jeść. Takie żarliwe — niesprawiedliwe nieco — prawo dżungli, czyż nie? Zresztą, nie on tutaj ustalał zasady. Sądził nawet, że nie grzeszy, określając Ojca mianem tyrana. Skoro ich wszechmiłosierny Bóg pozwolił, aby odczuwało się ściskający żołądek głód... to co innego stworzenia na Ziemi miałyby zrobić, jak nie podkulić ogon i dostosować się do Jego woli?
Czarne ucho wilka drgnęło.
Bo co my, głupie owce, mamy właściwie do gadania?
Ucho drgnęło raz jeszcze.
Powrót do rzeczywistości, Jonathanie!
Chłopak zmrużył ponownie ślepia o nienaturalnie intensywnej barwie i przyjrzał się Chibie. Jego szczęście, że zdążył usłyszeć, co ten miał do powiedzenia.
Masz sporo zajęć, jak na kogoś kto mieszka na takim zadupiu. Ale skoro to należy do twoich obowiązków, to musisz być cholernie sumienny, bo... ekhm. Wszędzie cisza jak makiem zasiał. Tutaj, a także dalej. — W tym momencie wskazał ręką gdzieś na bok. Gdzieś tam — hen hen — daleko stąd.. gdzieś, gdzie las był jeszcze mu znajomy, gdzie ganiał łanie i zabijał dziki. Tam również było cicho. — Całe kilometry ziem Edenu spowiła mgła absolutnego bezgłosu. I...
„Spokój otoczenia pozwala samemu odnaleźć spokój również w sobie. Taka harmonia z naturą sprawia, że wiele rzeczy przychodzi łatwiej”.
Oh.
To rzeczywiście tłumaczyło wiele rzeczy. Jace już wiedział dlaczego był taki narwany. Po prostu mieszkał w narwanym miejscu. I mimo tego narwania słuchał uważnie, jak nigdy dotąd. Chłonął jego słowa, leniwie poruszając długą kitą, od czasu do czasu przechylał ponownie czerep na bok, jakby nie do końca zrozumiał daną kwestię; innym zaś razem uszy drżały, łaknąc więcej głosu Chiby. Zachłanność tego stworzenia rzadko znajdowała swój limit, a i tym razem zdawało się, jakby jego spojrzenie wymagało jedynie kolejnych porcji informacji.
Być może dlatego skrzywił się, gdy Chiba przerwał swój monolog.
Nie przeszkadza mi to — powiedział natychmiast, jakby Chiba po tym miał znów wpaść w trans mówienia. Wzruszył za moment wątłymi ramionami. — Wierz mi, niewielu ma teraz coś do powiedzenia.
Zaraz jednak mina zrzedła mu do reszty.
Nie jestem żadnym samurajem — syknął pod nosem, obrzucając strumyk pogardliwym spojrzeniem. Mimo swoich słów uniósł zaraz dłonie do góry niemalże w obronnym geście i dodał, że mimo tego, utrwali tę nieznaną tradycję.
Podszedł do krystalicznej wody, ukucnął i wsunął ręce w chłód strumyka. Nie drgnął z zimna ani razu. Umył dłonie, odsłonięte ramiona, twarz, szyję i kark. Zmył z siebie te resztki grzechu, jakiego dopuścił się na dzieciach Matki Natury.
Wychodzisz czasem poza ciasną klatkę swojej rezydencji? No wiesz... na przykład na tereny Desperacji?
CHLUST.
Dłonie zgarnęły wodę i chlusnęły nią w twarz białowłosego, sprawiając, że dotychczas roztrzepana grzywka skleiła się w mokre kosmyki.
Już. Jestem czyściutki.
Wraz z tymi słowami odwrócił się ku aniołowi i po raz kolejny podniósł ręce, pokazując, że rzeczywiście wypełnił swoje zadanie. W dodatku niezmiernie sumiennie i dokładnie, jak na kogoś, kto na co dzień nie musiał dbać o higienę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.11.13 18:57  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
W momencie, kiedy padło "Nie jestem żadnym samurajem", Chiba spojrzał ku ziemi. On mówił prawdę. Nie jest. Czyżby więc dawały się Chibie we znaki całe wieki bez rozmów bardziej skomplikowanych niż wydawanie rozkazów czy ustalanie z członkami oddziału strategii ewentualnej obrony kluczowych punktów Edenu...? Teraz przecież prowadził najprawdziwszy dialog, do tego z osobą, która również zapewne nie doznała wielu dobroci podczas swojego obecnego życia.
Chiba doskonale wiedział, jak bolesne może być życie, oraz że anioły nie są od tego wcale jakimś wyjątkiem. Nie było to jednak nigdy jakoś specjalnie widoczne, bo nauczył się podchodzić do wszystkiego po stoicku, a z czasem "uniewrażliwił się" całkowicie na pewne emocje. Wynik tego zabiegu był w miarę oczywisty: osoby rozmawiające z nim często widziały w nim wyprutą z emocji maszynę. Wystarczyło jednak dać mu się wypowiedzieć w jakiejś sprawie, aby się przekonać, że o ile owszem - cechuje go spokój i opanowanie, o tyle ciężko o drugą tak wrażliwą osobę, co on. Nie wyrażał jednak tej wrażliwości poprzez płacz czy śmiech, a poprzez słowa, co można zauważyć z reguły już po pierwszej rozmowie z nim.
"Wychodzisz czasem poza ciasną klatkę swojej rezydencji? No wiesz... na przykład na tereny Desperacji?"
To zdanie niczym zimna woda, w której obmywał twarz jego gość już całkowicie wybudziło Chibę z refleksji. Spojrzał w stronę pytającego. Przez chwile nie mógł wydusić z siebie słowa z jakiegoś niezrozumiałego powodu, ale w końcu odezwał się swoim jak zawsze opanowanym głosem.
- Niestety, ale pilnowanie spokoju na tych ziemiach jest obowiązkiem zaprawdę satysfakcjonującym, jednakże kroczącym parą z licznymi wyrzeczeniami. Nie znaczy to, że nie odwiedzam Desperacji nigdy. Jeśli tylko zostanie mi przykazane przez przełożonych, że mam się tam udać, to zrobię to, ale bardziej spełniony czuję się na posterunku, bo gdyby mnie by tu nie było, to...
W tym momencie Chiba pomyślał o dniu, w którym to zasypiając na posterunku "przespał" apokalipsę. Po prostu nie zdzierżyłby, gdyby taka sytuacja miała się powtórzyć. Owszem, czasem opuszczał Eden, ale tylko, gdy przełożony mu kazał, bo mimo wszystko pod rozkazami wyższych rangą należy się uginać... albo raczej: tak przynajmniej twierdził. Ostatecznie, zebrawszy myśli z powrotem do kupy, anioł ponownie się odezwał.
- ...to grzechem wręcz byłoby nawet próbować sobie wyobrażać, jakie straszne rzeczy mogłyby się tu dziać. Prawda, ledwie lichym ogniwem jestem w całym tym łańcuchu, jakim jest oddział broniący Edenu, ale czyż to nie tak tak, że łańcuch nie jest mocniejszy od najsłabszego ogniwa...? Nie sugeruję oczywiście, że jestem słaby, bo tak nie jest. Chodziło mi naturalnie o konsekwencje braku jednego ogniwa w tymże łańcuchu. Nigdy nie można nikogo lekceważyć, czy jest silny czy słaby. Jest bowiem częścią całości.
Następnie nastała chwila ciszy, jaką było oczekiwanie, aż gość się do końca obmyje.
"Już. Jestem czyściutki."
- Dobrze więc. Zatem zapraszam do środka.
Tymi słowy anioł odwrócił się i skierował w stronę drzwi do budynku. Zastanowił się jeszcze, czy nie powiedział niechcący czegoś nieuprzejmego, lecz doszedł do wniosku, że powoli wraca mu umiejętność prowadzenia normalnej rozmowy.
Doszedłszy do drzwi, zdjął buty, oparł się o framugę i odwrócił jeszcze głowę do tyłu.
- Życzyłbyś sobie może herbaty? Niedawno zaparzyłem i powinna być jeszcze nawet ciepła. A może chciałbyś zagrać w shougi...?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.13 18:22  •  Rezydencja Chiby Empty Re: Rezydencja Chiby
| Rany, pardon. Tyle czekałeś, że aż cię już zwolnię.
Dorwę cię jeszcze innym razem. |


Na pytanie Growlithe uniósł czarne jak smoła uszy i skierował je ku rozmówcy. Nie mógł zaprzeczyć, że propozycja wydawała mu się teraz szczególnie kusząca. Od jak dawna - paradoksalnie - nie pił herbaty? Ha, od jak dawna nie pił czegokolwiek innego, co nie byłoby wodą ze strumieni Edenu? I jak tu, do licha ciężkiego, nie powiedzieć "tak"?
Białowłosy już uchylał usta, już nabierał wdechu, aby wykrztusić z siebie to jedno, proste słowo, gdy... komórka odezwała się cicho, zwracając na siebie całą jego uwagę. Natychmiast oderwał spojrzenie od anioła, wkładając dłoń do tylnej kieszeni spodni. Znalezienie telefonu nie było wybitnie ciężkim zajęciem.
- Tsh - parsknął, wyginając usta w niezadowolonym grymasie, na którego widok niejeden odwzajemniłby ten gest. Wiadomość została prędko odczytana, by chwilę później jej treść została brutalnie wysłana w eter, w momencie, gdy palec wcisnął przycisk "usuń".
Nie musiał się tłumaczyć. Właściwie nie musiał nawet spojrzeć na Chibę, by się pożegnać. Zrobił choć tyle. Dwubarwny wzrok zahaczył na sekundę o postać mężczyzny, sam wilczur posłał mu lekki uśmiech ("cień uśmiechu" chciałoby się rzec), a później klepnął się w udo i rzucił biegiem przed siebie.
Abstract ułamek sekundy później ruszył równie prędko za swoim właścicielem.

[zw]
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach