Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Miejsce akcji: Góry Shi, Kościół Nowej Wiary, być może też fragmenty Desperacji.
Czas: Kilka miesięcy temu, dość dosłownie.
Występują: Hex jako Hex, oraz MrJabol jako MrJabol! Poproszę o gorące oklaski!

- Dobrze, poszedłem tym korytarzem, następnie skręciłem tutaj, zawróciłem tym korytarzem bo trafiłem do ślepej uliczki, przeszedłem na tym skrzyżowaniu w lewo, a teraz... Gdzie ja jestem? - Studiując na prędce rysowaną przez siebie samego mapę, osobnik w ubiorze czarnych spodni, ładnych, czarnych bucików, białej koszuli i rozpiętej, czarnej marynarki (dość luźnej trzeba przyznać), z kapeluszem na głowie próbował odnaleźć się w plątaninie korytarzy Kościoła Nowej Wiary. Dołączył do tej "religii" stosunkowo niedawno, nie jest jeszcze do końca przekonany do tego, no i ma swoje plany, choć jeszcze nie wie jak mocno się zmienią. Oj, nie wie.
- W porządku, to jeśli teraz pójdę tym korytarzem, to powinienem wrócić do skrzyżowania, a z niego mogę się dostać do... Szlag. - Zamkną notes i uderzył się nim w twarz, uśmiechając z politowaniem do samego siebie. Zgubił się. Znowu. Nie powinien się odłączać od innych wiernych i zwiedzać na własną rękę, nie ma najmniejszego pojęcia gdzie w tej chwili jest. Albo nie - wiedział że znajduje się w górach Shi, w enklawie Kościoła Nowej Wiary. Tyle wiedział. A czego nie wiedział, to historia długa i kręta, i nie na ten pościk, więc zmieńmy temat.
Odbił się plecami od ściany o jaką się opierał, po czym schował zarówno notes jak i ołówek do kieszeni, rozpoczynając "tryb swobodnego gubienia się". W końcu skoro już się zgubił, to równie dobrze może kompletnie zabłądzić, prawda? Pogłębianie problemu jest zawsze dobrym pomysłem, czyż nie?
Biorąc pod uwagę że zatrzymał się przed szczeliną na dobry metr szerokości która prowadziła - dość dosłownie - donikąd w dół, to chyba jednak nie mógł to być najlepszy pomysł. Szybko odwrócił wzrok od nieoświetlonej głębi, czując swego typu lekkie mdłości. Uch, ciemność...
Zwrot na pięcie i gubimy się dalej!
...
- ... Jak zaraz nie znajdę wyjścia, to zacznę przerabiać całą górę by w końcu się gdzieś dostać. - Parskną pod nosem, dalej spacerując z dłońmi w kieszeniach marynarki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ach, jak przyjemnie! Wiaterek sympatycznie sobie powiewał, słońce paliło tak, że pot z miesięcznym brudem po prostu się z Ciebie lał, ale generalnie było spoko. Nie licząc tego, że na każdym kroku myślał o facecie z miasta, którego chciał zabić najlepiej gołymi rękami, jak najbardziej brutalniej i boleśnie. Tak, ta wizualizacja najbardziej mu się podobała. Skoro on postąpił jak dupek, to dlaczego William nie może? Ale do jego marzenia jeszcze daleko.
Nie pamiętał już, ile tutaj był. Rok? Coś koło tego. Rok czasu minęło odtąd, odkąd przystąpił do Kościoła. Czy było mu to na rękę? Ależ owszem. Miał wygodę, wierzył w coś, w kogoś, czuł się tutaj dobrze i bezpiecznie. Nie do końca wiedział, czy ten wybór był słuszny, ale wolał taką alternatywę niżeli któregoś razu obudzić się martwym w jeziorze. Heh, obudzić się. Poza tym, była tutaj osoba, która pomogła mu jak najlepiej. Przez co czuje się zdecydowanie lepiej - przynajmniej nie wygląda jak żul, a jedynie jak ćpun. Ale tutaj to nic nadzwyczajnego. Bywały gorsze od niego osoby, a on był tylko bezbronnym człowieczkiem. Ta...
Wrócił z pracy wczesnym rankiem. Tak, całkiem niedawno udało mu się znaleźć pracę. Na nockę, więc było mu to tylko na rękę. Jakoś wolał pracować w ciągu nocy niż za dnia. Jakoś lepszy wtedy miał humor - wciąg dnia wolał sobie smacznie pospać i mieć czas na ogarnięcie swojej osoby, a także ważniejszych spraw związane z kościołem. Czasem jednak przychodziły dni, kiedy nie miało się ochoty nawet na najmniejszy żyjący organizm. Więc kiedy tylko wrócił do siedziby, postanowił zaszyć się gdzieś, gdzie nikt go nie znajdzie. Jednak skąd ta zbliżająca się sylwetka? Wygląda na zagubioną i niepotrajającą odnaleźć drogi powrotnej. Aż dziwne. William postanowił się tym bardziej zainteresować. A co jeśli to intruz? Podszedł więc do mężczyzny, a charakterystyczne zielone pasma włosów, które wystawały spod kapelusza, przypomniały mu o nowym członku.
- Zgubiłeś się? - spytał się, znajdując się nagle obok mężczyzny. Dłonie trzymał w kieszeniach od bojówek. Górna część ciała została przyozdobiona czarną koszulką oraz czerwono - czarną koszulą flanelową. Na szyi miał nieśmiertelnik, jedyna pamiątka po narzeczonej. Jego włosy żyły własnym życiem, ale jako tako wyglądał na wyjściową osobę. Ten przyćpany wyraz twarzy można mu wybaczyć, ponieważ to naturalna cecha w jego wyglądzie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To był już wczesny ranek? O której on zaczął się gubić po tym kompleksie? A tak - przecież nikt tu zegarka nie ma. W sumie to zastanawiające jak w takim razie wiedzą o której godzinie są zebrania, modlitwy do Ao i te inne sprawy, skoro nie mają żadnego sposobu na określenie czasu, nawet na słońce nie da rady spojrzeć. Równie dobrze mógł zacząć gubienie się w nocy, a także poprzedniego dnia i większej różnicy by nie było.
Albo nie, przecież żołądek by mówił gdyby było długo. A więc jeszcze nie jest tak źle. Godzina? Dwie? Trudno powiedzieć.
Wtem, do jego osamotnionych od wszelakich ludzi uszu dotarły odgłosy stukotu butów o skalne tunele Kościoła. Za nim. Bliżej i bliżej. Nieee, poradzi sobie. To pewnie jakiś przechodzący członek KNW, i pewnie go oleje. Hexior będzie mógł wtedy go śledzić jak na dobrego stalkera przystało, znaleźć się jakoś i udawać że wcale się nie zgubił.
JEBUT, koleś ni z tego ni z owego się teleportował obok Hexa i wypalił z pytaniem. Hex odskoczył na bok, wyrzucając ramiona w górę jak osoba conajmniej wystraszona na śmierć, z podobnym zresztą wzrokiem obrócił się ku osobnikowi. Jeny, skąd on takie ciuchy wziął na tym wygwizdowie, Hexowski ubiór już niedługo pewnie wyblaknie i będzie wyglądał beznadziejnie.
Po chwili ogarnięcia że to nie osoba która wbije ci nóż w tyłek jak się do niej obrócisz tyłem odetchną głębiej, wkładając dłonie do kieszeni z wzruszeniem barków, uśmiechając się pogodnie.
- Ależ skądże znowu, tylko przypadkiem kręcę się już ponad godzinę po tych tunelach nie wiedząc gdzie są główne konstrukcje Kościoła. Nawet rysowałem sobie mapę z nudów! - Sarkazm jego słów mógł aż bić Williama po twarzy. Pokręcił głową z politowaniem wobec siebie, ponownie wzruszając barkami.
- Wybacz, moja orientacja w terenie bywa już nieznośna czasami. - Wyjął prawą dłoń z kieszeni i wyciągnął ku Williamowi, przechylając głowę lekko na bok, nie zmazując uśmiechu z twarzy.
- Hex, miło poznać.

Rozkręcę się, mam nadzieję : |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niestety, tak zaawansowanej technologii jak zwykły zegarek nie było tutaj. Bądź co bądź każdy sobie radził po swojemu. W końcu od czego istnieją zegarki kieszonkowe. Sporadyczne osoby je mają, no ale jednak. Co prawda nie było tutaj wygodniej tak jak w mieście, ale nie było przecież aż tak bardzo źle. W końcu mogło być gorzej, co nie? Mogli żyć na totalnej, suchej pustyni, bez dostępu do jakiegoś źródła z wodą, bez żadnego jedzenia. A tak od czasu do czasu coś tam się złapie. I nawet jakaś cywilizacja istnieje na tych terenach! Normalnie szok.
Cóż, pewnie gdyby nie to, że tutaj rzadko kiedy ktoś się kręci, chyba że on lub parę kapłanów, nie zwróciłby na tą osobę większej uwagi. Jednakże! Wściekle zielone włosy przykuły uwagę Williama i średnio kojarzył tą osobę. Dopiero po fakcie zorientował się, że to nowa osoba w tych progach. Właśnie, nowy. Więc co on tutaj do diaska robi? Nie ma bata, musiał się zgubić.
Nie wiedział, czy miał prychnąć śmiechem czy zachować totalną powagę widząc reakcję mężczyzny. Fakt, było tutaj trochę ciemno, tak minimalnie, ale nie powinien się spodziewać kogoś innego oprócz członka Kościoła. A ciuchy... Cóż, powiedzmy, że musiał sobie solidnie o nie zapracować. Zasłużył wręcz na nie, ale to swoją drogą. Uśmiechnął się minimalnie, słysząc faceta słowa, choć do śmiechu mu jednak mimo wszystko nie było.
- No, no. I coś dała Ci ta mapa? - oczywiście było to pytanie retoryczne, na które Hex nie musiał odpowiadać. Chrząknął zatem, wyciągając zaraz dłoń w kierunku mężczyzny, aby uścisnąć tę jego w geście przywitania - William. I spoko, bywa i tak, że nie każdy został obdarzony darem orientowania się w poszczególnym terenie - odparł, wzruszając jedynie ramionami. Dłonie wsadził do kieszenie od spodni, głową zarzucając swoje niewyjściowe włosy - Więc gdzie chciałeś się udać? Może po prostu Cię tam zaprowadzę, będzie bezpieczniej i wygodniej dla Ciebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bez jakiego znowu dostępu do jedzenie. Jedzenie łaziło tuż obok ciebie, na dwóch nogach, nieświadome swojej roli. Wystarczyło jednak zaskoczyć, ugryźć i pokazać mu, jakie jest smaczne. Najlepiej od razu w szyję, szybkie odgryzienie aorty jest dobrym sposobem by ofiara nie miała za bardzo chęci uciekać daleko. Polecam, Hex, kanibal.
Wracając do zegarka - no patrz, zapomniał akurat wziąć jednego ze sobą. I jak teraz sobie poradzi?! Ma liczyć sekundy? Zdawać się na przechodzących ludzi? Wyczucie? Wychodzić co rusz do Desperacji i zerkać na pory dnia? Hm, w sumie ta ostatnia to nawet niezła sugestia. Musi sobie to przypomnieć.
Mógł prychnąć śmiechem, to był główny powód dla którego czasem tak "przesadza" ze swoimi reakcjami, choć nie ma powodu. Wiedział że mężczyzna tu idzie, wiedział też że zmierza bezpośrednio na niego. Miał 80% pewności, że się odezwie. A zrobił tak tylko przez fakt, iż tak będzie ciekawiej. Yay! Wszystko jasne! Kod zachowań Hexa złamany, żadnych nowych tajemnic. Już nigdy nie będzie zaskakujący. Idź już się zabić, lepiej zrobisz.
- Przestałem się kręcić w przestrzeni jednego okręgu. - Wzruszył barkami, jednak dając odpowiedź na pytanie. Kto by pomyślał? Daje pytania na pytania które odpowiedzi mieć nie powinny, a na pytania na które odpowiadać powinien odpowiedzi nie podaje. W sumie logiczne.
Uścisną zatem dłoń Williama jak się określił. Nie zaciskał zbyt mocno, ale wystarczająco wyraźnie, by dało się to odczuć. Zaraz potem dłoń takowa oparła się o kark. - Biedna istota ze mnie, bez perspektyw na przyszłość, skoro gubi się nawet w zwykłym korytarzu. - Spuścił wzrok, niemal pochlipując boleśnie nad swoją niedolą. Jak on teraz przeżyje? Nie może nawet znaleźć WEJŚCIA do środka, a co dopiero WYJŚCIA na zewnątrz właściwego KNW. Geniusz bilansu. Następnym razem nie oddalaj się od grupy.
- Dołączyłem dość nie dawno, chciałem ogólnie rozeznać się w tym miejscu, ale chyba skręciłem raz za dużo w prawo. - Wskazał prawą dłonią w prawo. - Albo w lewo. - Wskazał dłonią w lewo. - A potem znów w prawo, albo w lewo. - Zaplątal wskazywanie ramionami i je same. - W dół, w górę, na ukos i cholera wie jak jeszcze, kończąc tutaj. - Po momencie "wizualizowania" swojego poruszania się poprzez kolejne plątanie i majtanie ramionami w końcu oparł obie o kark, wyginając się w tył z cichym jękiem zadowolenia. Przeciągał się no.
- Ale skoro już mam przewodnika w twojej osobie, nie umrę głodem błądząc tygodniami po tych korytarzach. HAAAAAALLEEEEELUUUUJAAAAH! - Tak, wydarł się dość głośno, odchylając przy tym głowę w tył, gdy mówił to już po powrocie do neutralnej postawy z wcześniejszego przeciągania się.
Tak, nie może pozostać na chwilę normalny.
Nie, wcale mu nie przeszkadza to, jak może na niego teraz William patrzeć.
Tak. Ale też i nie!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No niestety, ale William nie miał tak dobrze w życiu jak Hex, że jadł wszystko co się ruszało i miało w sobie mięso, krew, życie. Jego jadłospis był zupełnie inny, bardziej ludzki niżeli wszystkożerny. Chociaż jakby był w trudnej sytuacji, a do wyboru miałby zjeść ludzkie mięso albo nic... No wiadomo, zjadłby ludzkie mięso. Może nie smakuje aż tak źle? Nigdy w zasadzie nie próbował, więc nie jemu to oceniać. Podobno ludzkie mięso jest wyśmienite. Ciekawe, ile w tym prawdy tkwi i kto był na tyle odważny, aby to spróbować... Oczywiście nie licząc poszczególnych wariatów.
Nie pokusił się na to, aby ze swoich strun głosowych wydobyć śmiech. Może tego widać nie było, ale nie był w najlepszym humorze. Od rana w zasadzie wszystko psuł, a kiedy coś mu nie wychodziło, klął na to siarczyście, z takim wyczuciem, że większość osób go po prostu słyszało. Ale nie miał pretensji, na szczęście. Bo przecież dzisiaj nie miałby tyle tupetu, aby podejść i przeprosić. Bardziej rzuciłby oschłe nie wtrącaj się, bo Ci przyjebię, niżeli miałby z uśmiechem na ryjcu i z lekkim zakłopotaniem powiedzieć przepraszam, to już się nie powtórzy. No ale!
Świetnie, rzekłby. Ale przecież nie wycedzi tych słów w stronę kogoś, kogo nie zna. Nie teraz. Teraz jest zbyt zmęczony i ospały. Chciał iść do swojej samotni, która go wyciszy, a tymczasem pokusił się pomóc biednemu, zabłąkanemu nowicjuszowi. Który najwyraźniej nie potrafi trzymać się wiernych i podążać razem z nimi, a kiedy w miarę możliwości znało się konstrukcję i tunele kościoła, można było sobie pozwolić na samowolkę. Ten tutaj widocznie robił wszystko na opak, ale to nic. Wyprowadzi go, pożegna się z nim i pójdzie sobie. Tak, takie były jego plany. Egoistyczne, samolubne. Chociaż można to tak nazywać, kiedy chciał mu mimo wszystko pomóc?
- No to gratuluję. Ale wiesz? Łatwiej byłoby Ci, gdybyś skręcił w tę stronę - odparł, wskazując palcem na korytarz po jego lewej stronie. Czy był złośliwy? Ależ skąd. Po prostu doradzał, nic więcej. Może Hex na przyszłość zapamięta, którego ma iść.
Pokręcił lekko z politowaniem głowę, nawet nieco się uśmiechając. Prychnął na jego głośne słowa, którymi nieszczególnie się przejął. Może dlatego, że był zmęczony? A może dlatego, że niewiele już go dziwiło? Przecież tyle przeżył! Był taki doświadczony życiowo i w ogóle och ach.
- To wiesz co? Polecam na samym początku nie odłączać się od grupy. Wbrew pozorom może nudno tak z grupą z początku chodzić, ale to się przydaje. Bo później nie gubisz się w tych korytarzach czy tunelach i nawet wiesz, gdzie jesteś! - powiedział to z taką fascynacją w głowie, że aż sam się zdziwił.
Koniec końców posłał mu delikatny uśmiech. Machnął ręką w geście, że właśnie teraz mają iść. Skręcił w jeden korytarz, potem w następny i jeszcze jeden. Szedł chwilę prosto, potem znowu skręcił i znowu. Aktualnie nie należał do zbyt rozmownych osób, a potrafił zagadać osobę tak, że tamten nie wie, na które zadanie mu najpierw odpowiadać i czy w ogóle jest sens odzywać się, skoro on cały czas nawija. Ale teraz? Niee, teraz to siedział cicho, może czasem odpowiadając na jakieś zdanie Hex'owi, o ile w ogóle o coś go zapytał czy rzucił jakiś tematem, coby zagłuszyć tą martwą ciszę.
W mgnieniu oka dotarli do wymarzonego miejsca Hex'a, czyli do samego wejścia! Yea, udało im się, wiwat! Polać temu panu! Zaliczył questa bez żadnych trudności, więc powinno należeć mu się coś ekstra. Najlepiej coś do picia, jakiś alkohol, najlepiej wino. Bo przecież wino było najpyszniejsze, a szczególnie te czerwone, które przypominało ludzką krew. Och! Gdyby mógł, z miłą chęcią wykąpałby się w czymś takim. Ach te fetysze.
- No to jesteśmy. I co, trudno było? - spytał, unosząc znacząco brwi, tym razem wyczekując od niego odpowiedzi. Ciekawe, czy ją mu tym razem udzieli. Cóż, jeśli nie, William sam sobie dopowie i uzna co chce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Niech przyjdzie kiedyś do Hexa na degustację. Chętnie się podzieli swoją ofiarą, jak jakąś złapie. W dzisiejszej karcie dań Hex poleca ludzkie serce. Ewentualnie anielskie, choć te są towarem debetowym i wymaganym do spalenia ku chwale Ao. Ach, te czasy zanim Taihen dotarła do władzy, piękne, nie? Można było sobie polować na aniołki bez problemu, wyrywać im serca, odgryzać kawałki ich pięknych ciałek. Mmm... Nie to co ci wymordowani, z sierścią, pchłami czy kij wie czym. Musiałby je gotować z tydzień by nie nabawić się problemów żołądkowych, uch!
Och, jest w kiepskim humorze? To bardzo źle jeśli zamierzał go zachować, bo trafienie na Hexa jest niemal równoznaczne z tym, że w końcu się z siebie wykrzesa uśmiech. Nie da się zwyczajnie tego nie zrobić. Jego ekscentryczne zachowanie, metody mowy i ruchów a także fakt "przesadzania" z reakcjami zwyczajnie nie daje takiej możliwości. Chyba że masz lęk wobec zielonowłosych, złotookich mężczyzn w garniakach i kapeluszach, ale chyba wiele takich osób nie ma, prawda?
Oj noooo, trochę więcej optymizmu. Masz całkiem ładny "domek", masz wiernych którzy są na tyle zżyci że bez problemu można się tu zaaklimatyzować, masz Ao do którego możesz się modlić. Więcej entuzjazmu! Tak jak Hex, ten ma go aż za dużo!
Zerknął w stronę w jaką wskazywał William, a zaraz po tym korytarz wypełnił soczysty dźwięk tak zwanego "facepalma". Plask był na tyle wyraźny że z pewnością musiał boleć, a fakt że na twarzy Hexa został zaczerwieniony ślad dłoni to niiiic. Zejdzie!
- Nie pomyślałem by skręcić jeszcze raz w lewo! Jaki ja byłem głupi! - Stwierdził tuż po tym geście, zaciągając kapelusz prawą dłonią na twarz, jakby chciał ukryć swoją głupotę. Hex, nie ukryjesz tego! Jesteś głupi, nie wiedziałeś że mogłeś skręcić jeszcze raz w lewo! Myślałeś że tam mieszka wielki potwór oga bonga który zmieni twoją colę w wybielacz! Po chwili jednakowoż podniósł z powrotem rondo kapelusza, więc jest ok, widać jego twarzodziób.
Ha, jest uśmiech! Mówiłem, u Hexa nie da się nie wykrzesać tego choć raz i choć na chwilę. Poprostu nie da!
- No wiesz co?! W życiu bym się nie domyślił! Odmieniłeś mój cały światopogląd, już nigdy nie spojrzę na Ziemię tak samo! - Odpowiedział podzielając jego fascynację w sposób znacznie silniejszy, jakby faktycznie o tym nie wiedział! Bo nie wiedział! Nie wiedział? No dobrze, wiedział, ale shhh.
Kiwną głową na gest by się ruszyli, po czym zaczął iść z William'em. O ile cisza mu nie przeszkadzała, tak nie mógł się powstrzymać od jednej rzeczy.
Tej jednej rzeczy William nie mógł się spodziewać. I mógł się teraz domyśleć czemu inni wierni mogli się chcieć odłączyć od Hexa.
O co chodzi, spytacie?
Śpiew!
- You spin me right round~
Baby right round~
Like a record baby~
Right round, round, round~
- Podśpiewywał ten refren, podrygując i machając głową na boki do rytmu. Wcale nie był przy tym cicho, ależ skąd! Co rusz nawet zakręcił się na pięcie, z szerokim uśmiechem wypuszczając z siebie kolejny raz ten sam refren, jak zacięta płyta.
Przynajmniej do chwili aż dotarli na miejsce, a przynajmniej tak mu się wydawało na początku. Wtedy zamilkł, a fakt że William się zatrzymał tym bardziej pomógł mu się dowiedzieć, że są na miejscu. Yay!
- Dotrzeć tutaj nie było trudno, ale i tak nie zapamiętałem trasy, więc pewnie znowu się zgubię za kilka godzin. - Z szerokim uśmiechem puścił mu oczko, jakby rzucał mu niemą prośbę "będę na ciebie czekał, gubiąc się znów!"
- Swoją drogą - powinienem ci się jakoś za to odwdzięczyć, tylko nie mam pomysłu jak. Masaż? Jakaś ciekawa historyjka? Pokaz magicznych sztuczek? - No nie może tak zostawić Williama, musi mieć facet coś z życia, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamrażam z powodu usunięcia konta, przez jednego z graczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach