Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Go down

Mistrz gry: Żaden. Ja tu tylko przechodzę.
Uczestnicy: Fucker, Growlithe.
Poziom: Śmiertelnie trudny, a co. ~
Lokalizacja: Desperacja, potem - nieokreślona ciemność, hue.
Nagroda: Pożeracze koszmarów w liczbie dwóch.




 Cause there's a monster living under my bed. NvbyieB

Come little children, I'll take thee away
into a land of enchantment.
Come little children the time's come to play,
here in my garden of shadows.



Obława nadchodziła z każdej strony - można było wyczuć zapach śmierci, który roznosiły w koło siebie cieniste bestie. Rozszalałe rżenie, płonące oczy i złoty pył spod kopyt znaczył szlak samobójców. Na skraju Desperacji można było znaleźć najgorsze koszmary, o których słyszało się tylko w bajkach dla dzieci, by oduczyć je chodzenia tam, gdzie zakazane. Teraz jednak była to prawda i nie było miejsca, gdzie można sie było ukryć przed nadciągającą chmarą zarazy. Bura pustynia ciągnęła się kilometrami, przecinana pęknięciami i suchymi konarami, walającymi się losowo, niczym dzieło rozszalałego Boga. Pojedyncze insekty wielkości psów chowały się w dziurach, wyczuwając drżenie ziemi. Ogromny pająk tworzył grubą ścianę sieci, by ukryć się przed wściekłym spojrzeniem jednego z galopujących oprawców. Niebo skryło się za potężnymi chmurami burzowymi, ale deszcz uparcie nie chciał nadejść i zmyć tropu ofiar. Pojedyncze grzmoty kpiły z 'uciekinierów', którzy nie mogli nawet zyskać na czasie. Desperacja sama w sobie była nieprzyjemnym miejscem, teraz jednak stała się piekłem na skażonej Ziemi. Szare pustkowie zwężało się przez napierające ściany kamiennego wąwozu, a ostre, czarne turnie groźnie rzucały cieniem na żywe istoty, które odważyły się przejść przez ich krainę. Droga była jedna - przed siebie. Na oślep, byle dalej od kotłującej się chmury rżenia, szeptów i radioaktywnych oparów. Bestie napotkały maszkarony - wyprodukowane przez coś, co nie było realne i na pewno przyjaźnie nastawione. Ucieczka zdawała się być możliwa do momentu, w którym ścieżka okazała się być ślepym zaułkiem. Przed ofiarami wyrosła rzeka - kruczoczarna, smolista i gęsta, której nurt o dziwo był nawet wartki. Sama próba zanurzenia dłoni w tym czymś mogła skończyć się źle, a co dopiero przepłynięcie lub przejście jej. Czarna wstęga pełzła niczym czarna mamba, oddzielająca stały ląd od bezpiecznego przylądku. Śmierdziała rdzą, krwią i smołą, podobnie do zbliżającej się masakry.
Wymordowani musieli stanąć.
Ślepy punkt.
Ciężko powiedzieć, jak to wszystko się zaczęło. Desperacja sama w sobie była nieprzyjemna, ale dla wybitych lata temu była domem, który znali i wiedzieli, czego można się spodziewać. Do momentu, aż ciemność spadła na nich niczym zimny prysznic. Nie była to sprawa Nocy, tego szatyn mógł być pewny, akurat tą 'boginię' znał aż za dobrze. Coś wypełzło na powierzchnię z otchłani i nikt nie wiedział, co to było. Obrało za cel dwójkę kundli - do tej pory nieprzerwanie ich śledząc. Z ciemności ukształtowały się wściekłe bestie przypominające Kelpie. Stały się głównymi oprawcami, z którymi walka była niczym bitwa z duchem - niemalże każdy cios przechodził przez nie, kule trafiały w mur za nimi, a jedyne, co je potrafiło zatrzymać to ogień. Przypadkowy pożar pozwolił im na wycofanie się i próbę ukrycia się, co oboje robili niechętnie, chociaż w obliczu pieprzonej śmierci nawet nie brzmiało to tak źle. Kelpie jednak odnalazły ich trop i stalkowały ich nieprzerwanie. Nieprzerwanie, aż do teraz, gdy znaleźli się w ślepym zaułku.
Grow i Ryan mogli tylko patrzeć, jak całun ciemności połyka kolejne zęby turni, jak i rzekę za nimi, aż zapadła noc. Kelpie krążyły w koło niczym sępy, łypiąc na nich złotymi oczyma i parskając siarką z nozdrzy. Cała ta pogoń wydawała się w tym momencie bez sensu - nie chciały ich zjeść, nie miały ochoty nawet rozkwasić im głów kopytami. Po prostu pilnowały zdobyczy, czekając na swego 'jeźdźca' i twórcę. Grow zobaczył go pierwszego, powoli wyłaniającego sie z kotłujących się smug ciemności. Wysoki i wychudzony do kości, ubrany w czarny surdut, jak i spodnie, srebrzystą koszulę, a pod szyją elegancki, seledynowy fular. Krucze włosy zaczesane w tył, seledynowo-srebrzyste oczy, a co dziwne - skóra o zielonkawej, niezdrowej poświacie. Czarny, długi płaszcz narzucony na wiotkie ramiona ciągnął się za nim niczym upiorny welon, a gdy wreszcie stanął przed dwójką wymarłych, wyprostował się,  rytm stukając końcówką laski o ziemię. Badał każdego uważnym spojrzeniem, wypranym z jakichkolwiek cech ludzkich, po czym uśmiechnął się upiornie:
- Już się bałem, że Was zgubiłem. - Jego głos był trudny do określenia, ale czuć było w nim manierę arystokraty, który nie zniesie sprzeciwu. Kelpie przystanęły, nadal uważnie obserwując dwójkę. - Miło paniczów poznać, jednakże szkoda, że w tak nieprzyjemnych okolicznościach. Liczyłem, że uda nam się porozmawiać w bardziej... przyjaznym środowisku. - Kolejny upiorny uśmiech, po czym wzruszył ramionami, nieco się cofając. Zerknął na Ryan'a kątem oka, oceniając jego stan.
- Pewnie macie ochotę strzelić mi kulką między oczy, ale próżny trud, szkoda waszej amunicji, której i tak sporo straciliście. Cóż, ludzkie wynalazki bywają zgubne. Możecie je od razu wrzucić do rzeki, dłużej nie będą wam potrzebne. - mówiąc to, podszedł do Kelpie, głaszcząc ją po chropowatym nosie. Spoglądał na bestię z nieukrywaną miłością, by powrócić spojrzeniem do dwójki wymordowanych.
- Lubicie zwierzęta? Bo one tak... Kochają się z nimi bawić. - dodał, unosząc kącik ust, po czym skinął głową. Kelpie zrozumiały w mig - dwie z nich wyskoczyły z szeregu, szarżując na wymordowanych, a w tym momencie wydawały się cholernie realne.



I krótkie info - możecie mieć przy sobie broń na samym początku (czyli pewnie z dwa posty) ale jest ona nieskuteczna. Potem bronie będziecie zdobywać wraz z rozwojem fabuły (to samo tyczy się innych przedmiotów). Mocy również nie będziecie mieli w momencie, gdy opuścicie Desperację. Na razie chyba tyle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Choć stale parli naprzód, nie robili żadnych postępów. Droga wydawała się nie mieć końca i za nic nie mogli pozbyć się ogona, który ciągnął się za nimi już od dłuższego czasu. Zdaniem Ryana: spróbowali już dosłownie wszystkiego, a ich „wszystko” okazywało się tylko daremnym trudem. Nawet ucieczka stopniowo zaczynała zakrawać o bezsens. Im dłużej szli, każda sekunda zaczynała przeciągać się do męczącej nieskończoności. Pytania, które miały paść, zapewne już padły i odbiły się echem bez odpowiedzi. Nikt nie wiedział, o co chodziło; nie można było wskazać winowajcy; nikt nie wiedział, dlaczego to oni raz jeszcze musieli gramolić się z bagna, które, można powiedzieć, samo pojawiło się pod ich stopami. To stało się tak nagle, jakby jakiś znudzony dupek postanowił pstryknąć palcami i zgotować im piekło, a oni mogli tylko iść do przodu.
Do czasu.
Widocznie fakt, że na chwilę udało im się zgubić ścigające ich mary, był tylko chwilowym łutem szczęścia. Jebanym bonusem od firmy, który szybko stracił swoją ważność i dawał chwilę wytchnienia. Przybierał formę tego, co zazwyczaj nazywało się ciszą przed burzą. Ich burza rozpoczęła się w chwili, gdy jedyna możliwa opcja działania została im odebrana. Nie mogli iść dalej, ni to w prawo, ni w lewo, ni w górę. Kąpiel w brudnej i cuchnącej – Grimshaw mimowolnie zmarszczył nos – rzece też nie wydawała się zachęcająca. Ciemnowłosy z początku powiódł wzrokiem wzdłuż czarnej, połyskującej wstęgi, licząc na to, że uda mu się odnaleźć coś, co pozwoliłoby im na przedostanie się na drugi brzeg. Oczywiście nie spodziewał się rewelacji. Teraz mogli już tylko stać w miejscu i czekać aż goniące ich pokraki wreszcie dotrą do celu.
Kurwa. ― O ile przez większość drogi zachował milczenie, tak teraz postanowił zaszaleć za sprawą jednej, solidnej kurwy zdradził, jaki ma stosunek do tej sprawy. Frustracja nie zmąciła jego oblicza, ale mimo wszystko trudno nie być niezadowolonym, gdy jedyna oferowana im, ciągnąca się nie wiadomo ile, droga oferuje im wyłącznie wizytę w ślepym zaułku.
Obrzuciwszy Wilczura przelotnym spojrzeniem, odwrócił się od płynącej w korycie smoły i odsunął od brzegu. Chłód srebrnych tęczówek skonfrontował się z nadbiegającymi bestiami, które przyciągnęły za sobą ciemność, jak jakieś mityczne stwory, które były w stanie władać porami dnia, choć Opętany dobrze wiedział, że to nie do nich należała ta fucha.
„Sępy” zebrały się dookoła, ale nie atakowały. To jednak nie pozwalało na utratę czujności, choć szarooki nie tracił już czasu na dobywanie broni. Odsunął od siebie także podjęcie próby bezpośredniego starcia, choć to stało się, gdy do jego uszu dotarł obcy głos. Czego mogli spodziewać się po niewyjaśnionych okolicznościach? Rzecz jasna tego, że jeśli ktoś zdoła już otworzyć do nich pysk, zasypie ich masą niepotrzebnych słów, które nie rzucą ani odrobiny światła na to, co działo się dookoła.
„Pewnie macie ochotę strzelić mi kulką między oczy...”
Jakbyś zgadł.
Niestety – nikt tu nie bawił się w cholerne zgadywanki. Widok uśmiechu na twarzy nieznajomego nie tylko sprawiał, że miał ochotę wpakować mu kulkę między oczy. To byłaby wisienka na torcie. Jeden z kącików jego ust opadł niżej, formując się w pogardę, której Jay nawet nie zamierzał ukrywać.
Może tak jaśniej? ― mruknął, jednak dość szybko dano mu do zrozumienia, że wyjaśnień nie będzie. Wcale go to nie zdziwiło, jednak zdecydowanie wolał wiedzieć, co sprawiło, że on i Growlithe musieli się tu znaleźć. Instynktownie cofnął się, gdy dwa zwierzaki ruszyły w ich stronę, przypadkowo zahaczając ręką o rękę białowłosego; równie instynktownie zamierzał sięgnąć do kabury, choć podświadomość w ułamku sekundy przypomniała mu, że to na nic. Musieli wymyślić coś lepszego, coś, co mogło im pomóc, coś, czego kelpie nie lubiły.
Nie lubiły...
Wsunął rękę do kieszeni, choć pomysł mimo wszystko wydawał mu się idiotyczny. Palcami wyszukał niewielkiego, metalowego przedmiotu, nie robiąc sobie ogromnych nadziei na to, że to pomoże. Wcześniej mieli do czynienia z pożarem, a teraz co? Miały zmierzyć się z krwiożerczym płomykiem zgłady? Płomyczkiem. Mrozi krew w żyłach. To za mało, mruknął sceptycznie w myślach. Wysunąwszy zapalniczkę z kieszeni, nie odpalił jej od razu. Wolną ręką złapał za mankiet marynarki, palce zacisnęły się mocno na skrawku materiału, do tego stopnia, że nie dało się zauważyć ostrych pazurów, które na moment zajęły miejsce krótko przyciętych paznokci. Szpony bez większego trudu przebiły się przez warstwę materiału, a silne szarpnięcie sprawiło, że dało się usłyszeć cichy dźwięk pękających szwów.
Pstryknięcie.
Płomień zapalniczki rzucił lichy blask na jego pogrążoną w skupieniu twarz, zaraz po tym dosięgnął skrawka materiału, wokół którego już oplatała się cienkie pnącze z cienia, które przejęło trawiony ogniem materiał od swojego pana. Płomień skierowany został ku przeciwnikom i starał się ich dosięgnąć. Być może był w stanie wyrządzić im jakąś krzywdę, a jeśli nie – przynajmniej odgrodzić je na krótką chwilę. Chwilę, podczas której Rottweiler zerknął kątem oka na szumiącą w pobliżu, gęstą ciecz i bez dłuższego zastanowienia wcisnął Wilczemu zapalniczkę w łapy. Bez słowa kiwnął głową w kierunku rzeki, licząc na to, że zrozumie. Jeżeli koryto capiło smołą...
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ktoś, kto nie miał w naturze uciekać, z trudem przekonywał się do podobnych metod radzenia sobie z problemami. Włączając w to narwanie białowłosego, jego przerośnięte ego i pewność, że lepiej stawić czoła wszystkiemu i zginąć, niż przypatrywać się bitwie, grzejąc dupę przy kominku, jednocześnie licząc skrycie, ile twoich sprzymierzeńców ginie, być może tylko dlatego, że ciebie tam nie było, nic dziwnego, że Growlithe'owi nie podobała się aktualna sytuacja. Już dawno zrozumiał, że depczące mu i Ryanowi po piętach Kelpie czegoś od nich chciały, ale najwidoczniej ani on, ani Grimshaw nie chcieli dowiedzieć się czym to było.
Aż do momentu wpadnięcia w pułapkę.
Dyszał niemo i choć jedynym czynnikiem wskazującym na jego zmęczenie były podrygujące ramiona i unosząca się raz za razem klatka piersiowa, to jednak zapytany o swój stan, warknąłby, że już nigdzie się stąd nie rusza. Jak dzieciak, którego matka ciągnie po całym supermarkecie bez sekundy wytchnienia, w dodatku odmawiając mu wszystkich bajeranckich zabawek, jakie wywoływały skrzące się kurwiki w oczach. Growlithe syknął, przesuwając wierzchem dłoni pod górną wargą, jakby ścierał stamtąd niewidzialne kropelki wody.
Jak pilnowana zdobycz, tak stał w jednym miejscu, cały zjeżony i niezadowolony, taksując sylwetki koni spod zmierzwionej grzywki. To zaciskał dłoń w pięść, to na powrót rozluźniał palce, czekając najwidoczniej na pierwszy ruch ze strony nie tyle zwierząt, co... mężczyzny, jaki wreszcie raczył im się ukazać. Jego gest, uprzejmość, nawet wygląd, wywołały na wargach Wilka coś sprzecznego do tego, co pokazało się u Ryana. Kącik ust uniósł się w uśmiechu. Nie było to co prawda nic serdecznego, ale liczył się sam fakt, że w porównaniu do ciemnowłosego, postanowił nieznajomego przywitać czymś milszym w swej prostocie. Przynajmniej teoretycznie, bo w praktyce grymas okazał się dość kpiarski.
Cholera. Ci to mieli szczęście. Jak zwykle natrafiali na jakiegoś oszołoma, który  czegoś od nich chciał, nie racząc się nawet przedstawić, nie wspominając przypadkiem o żadnych wyjaśnieniach - dlaczego, do licha, oni? Co tym razem? Jaki w tym cel? Znając życie, nie dowiedzą się tego tak łatwo, a nawet jeśli: nie będzie to nic, co wydusi z nich krzyk euforii.
Ale krzyk mógł być wyduszony czym innym, choć mimo tragicznej sytuacji, ani Grow, ani Ryan, nie zaczęli panikować. Białowłosy byłby nawet w stanie stoczyć walkę, w której nie mógł wygrać, ale do jego dłoni została wciśnięta metalowa zapalniczka. Działał automatycznie, idąc za podpowiedziami instynktu. Odwrócił się na pięcie, schylił i zrobił to, czego - jak sądził - wymagał od niego Grimshaw.

---
W razie czego: Grow podpalił smołę. Poddam ten post edycji i ładnie to rozpiszę. Kiedyś... w razie czego, Shet, możesz już pisać, żebym nie blokował. ._.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamykam.
Najwyżej się kiedyś wznowi.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach