Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 11.10.14 1:27  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
- Czemu, ty...
Chwila milczenia.
- ... cholerna pierdoło... Nie dasz się... kurna... wyleczyć?
Fafik na moment zamarł, wpatrując się w twarz dwunoga. Na chwilę się uspokoił.
Kiedy zarejestrował agrafkę w dłoni anioła, zaczął panikować jeszcze bardziej, niż przedtem. Ale nie na tyle, by podpalić wszystko dookoła. Jeszcze nie.

Iku, Iku. Co to takiego?
- Zwierzak.
...
Dziękujemy ci, Kapitanie Oczywisty! Znowu nas uratowałeś!
- Naprawdę? Już myślałem, że to twój zmutowany brat bliźniak, którego całe życie trzymałeś w piwnicy. Ewentualnie jakiś daleki kuzyn od strony ciotki ojca wuja stryja matki, który za młodu wpadł do kotła z radioaktywną zupą. Tak łatwo się można pomylić, co?
Jad.
Tyle jadu.
Przez to, że łeb go napieprza.
Za niewinność. A co.
Po kolejnej dozie informacji rozdrażnienie zastąpił lekki niepokój.
- Mówisz, że to coś może w każdej chwili buchnąć ogniem?

- Jasiu, czemu znowu nie masz zadania?
- Proszę pani, mój Iku wszystko spalił.
- Zawsze tak mówisz. Bania.


...

- Iku, masz tu żarcie. Co jest? Najdroższa w sklepie 'Tralalalala-Grande' ci nie smakuje? Cz-czekaj, nie denerwuj się! Przyniosę inną... Niee...!
Rzut na dom w płomieniach, Iku odchodzi w zwolnionym tempie, zostawiając za sobą pożogę i dym. Idzie szukać następnej ofiary.


Pobladł lekko.
- ...Adriel? Wyrzuć to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.14 21:29  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Jego oczy momentalnie podniosły się do góry, tak jakby spodziewały się tam zastać nieobecnego Zbawiciela. Nie sarkaj tak młody, bo ci płuca zwiędną.
Zacisnął nieznacznie pięści, starając się za wszelką cenę powstrzymać przemożną chęć, aby przypierdolić Alowi w wątrobę. Co prawda nie był do końca pewien, w jakim stopniu był na niego wkurzony, a w jakim absurdalnie rozbawiony całym tym monologiem, niemniej Adriel błagał go w duchu, aby zamknął jadaczkę, zanim skrzydlaty mu coś zrobi. Nie myślał jednak  w tym momencie o sobie, lecz o trzymanym w ramionach zwierzęciu, które na dźwięk jadowitego tonu Ala zjeżyło się od stóp do głów. Z głębi ptasiego gardła dało się słyszeć swoisty odgłos, będący czymś na granicy buczenia i metalicznego charkotu.
"- Mówisz, że to coś może w każdej chwili buchnąć ogniem?"
Pośród suchego, zatęchłego powietrza osiadło ciężkie westchnienie. Wzbiło się na moment niczym kurz, po czym stopniowo opadło i rozprzestrzeniło się po kątach ledwo słyszalnym echem.
- Tylko w poczuciu zagrożenia, czyli mniej więcej teraz.
Rzucił mu spojrzenie pełne wyrzutu, po czym podniósł (za trzecim razem) walającą się po podłodze agrafkę, którą zdążył w międzyczasie (pięciokrotnie) upuścić.
- To tutaj jest młode i głupie, ma nie więcej niż rok, może dwa. Ikuruły uczą się tkać ogień dopiero w wieku około 3 lat. Czasem wcześniej, ale to się rzadko zdarza.
Po raz ostatni uważnie przyjrzał się założonemu opatrunkowi, po czym pozwolił stworzeniu uwolnić się w końcu z jego uścisku i ułożyć wygodnie na stercie przygotowanych uprzednio koców.
- W przeciwieństwie do m n i e - wściekłe pacnięcie rolki bandaża o stół - bo na twoje nieszczęście, trzy latka ukończyłem dobre tysiąclecie temu.
Drugie plaśnięcie o blat zostało zagłuszone szumem ulatniającego się z kuchenki gazu, który eksplodował wraz z niebieskawym płomieniem jednego z palników. Był to co prawda tylko nieduży pierdzioch, na tyle jednak głośny, aby zza okna dało się słyszeć rozpaczliwy trzepot spłoszonych gołębi.

Adrielowe cztery kąty - Page 3 RxG5EFi
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.14 23:53  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Gazowy 'pierdzioch', dla nieprzywykłego do takich pościgów i wybuchów Iku, okazał się wstrząsającym pierdem. Zwierzak wydał z siebie specyficzny dźwięk, z częstotliwością gdzieś na skraju słyszalności człowieka, po czym zarył się w kocu i zamarł w bezruchu, czekając na wyimaginowany armagedon.

Al, jako człek mężny, ograniczył się tylko do wzdrygnięcia.
Tysiące lat, co?
- Ile tysięcy dokładnie? - zagadnął, zbierając się do glebnięcia z powrotem na łóżko.
Stękając jak schorowany dziadek, obrócił się. Z potwornym wysiłkiem wypisanym na twarzy zebrał z końca łóżka kołdrę. Ostrożnie wylądował na poduszce i nakrył się po samą szyję, mając nadzieję, że nowy zwierzak i pierdząca kuchenka skutecznie odciągną uwagę Adriela od jego pleców.
Dla pewności postanowił z nim porozmawiać.
Odszukał w pamięci jakiś temat, który mógłby poruszyć.
Jedyne sensowne kwestie pojawiły się jakiś czas temu, w BARze Grubego.
No, Al. Zduś w sobie socjopatę, zacznij o czymś gadać, jak normalny człowiek.
- I przez te tysiące lat praktykujesz tą swoją "niestety non profit, przymusową i dożywotnią, ale jak mus to mus" pracę? - udał zaciekawienie, dość przekonująco.
"- Wspominałem już, że to robota przymusowa i dożywotnia?"
...
- Właściwie, dlaczego tak bardzo  m u s i s z  wykonywać tą robotę? Skoro jest taka beznadziejna? Ktoś ci każe? - tym razem zainteresowanie wyszło samo z siebie. Nie wierzył w te jego 'samarytańskie pobudki'.
Zbyt cukierkowa wizja jak na ten świat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.14 23:59  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Wziął ze stolika tubkę z maścią i pomachał nią przed swoją twarzą. Plecy, cwaniaku.
- Po części kwestia przyzwyczajenia, po części uwarunkowania genetyczne.
Gestem nakazał Alowi usiąść.
- Widzisz, jakby...
Przez chwilę szukał odpowiednich słów.
- Ludzie - wymruczał w końcu - rodzą się, aby żyć. Cieszą się, cierpią i umierają, zostawiając po sobie jedynie pamięć i proch. A potem wracają.
Uniósł palec wskazujący w górę, ku sufitowi.
- My natomiast nie rodzimy się. Ot, pojawiamy się nagle, całkowicie ślepi i nadzy. A potem nastaje światłość. W ułamku sekundy kształtuje się nasza jaźń. Naszym przeznaczeniem nie jest życie, gdyby tak było, bylibyśmy zwykłymi śmiertelnikami. Jesteśmy wieczni, aby przez wieczność móc sprawować pieczę nad wami, ludźmi. To jest nasz jedyny, najwyższy sens bytu, tak jak waszym jest przetrwanie, za wszelką cenę.
Umilkł na moment, w zamyśleniu rozsmarowując na dłoni ziołowy specyfik.
- Bez tego celu, jesteśmy niczym. Tracimy sens istnienia, bo nie potrafimy inaczej. To jest jak wpisana w genotyp dana, która uwarunkowuje to, czym jesteś. Ja... kiedyś próbowałem. Próbowałem odciąć się od tego wszystkiego, kiedy Staruszek zniknął i wszystko poszło w cholerę.
Odwrócił głowę w stronę okna, zawieszając się na dłuższą chwilę.
- Ale, kurwa, aż żal było patrzeć. Jesteście tacy... krusi. Tacy głupi i nienawistni. Zniszczyliście swój własny świat. A my, skrzydlaci, nie byliśmy na was wściekli. To wkurwiające i dziwne, ale byliśmy tylko...
Odwrócił się bardziej, tak aby Al nie widział jego twarzy. Nie, nie rozklejał się. Ale jakiś honor trzeba zachować.
- Tylko... smutni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.14 0:42  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Jednak pamiętał.
Fuknął w poduszkę paroma przekleństwami i wolno, z rezygnacją godną przypartego do muru partyzanta, podniósł się do siadu.
Cierpliwie wysłuchał wyjaśnień Adriela. Z każdym słowem anioła - powoli zaczynał się oswajać ze świadomością istnienia kolejnej rasy - na jego twarzy pojawiały się nowe emocje.
Wątpliwość. Potem trochę cynizmu.
Jeszcze więcej cynizmu.
Sceptyzm.
Całkowite zwątpienie.
Irytacja.
Powątpiewanie.
Aż w końcu...
- Tylko... smutni.
Zdziwienie i złość.
- Nie pieprz, Adriel - warknął, mrużąc oko - Możecie sobie płakać nad głupotą ludzi, zwalać na nas całe zło tego świata, ale to wasz 'staruszek' nic z tym nie zrobił - wycedził, śrubując tył głowy anioła pretensjonalnym spojrzeniem.
Jakkolwiek bezduszny mógł się wydawać w tym momencie, nie potrafił i nie chciał ani współczuć, ani rozumieć aniołów.
Skoro są, to jest i ich stwórca.
Skoro cała ta kompania istnieje, to najzwyczajniej w świecie olała całą ludzkość i teraz sprząta swój własny bajzel.
I dobrze. Niech sprząta.
- Zawalić sprawę a potem współczuć ofiarom tego zaniedbania to jest... To nawet nie hipokryzja.
Nie wiedział, jak to nazwać, ale szczerze wierzył, że mężczyzna doskonale wie, o co mu chodzi.
W końcu to anioł, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.14 21:52  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Gdy odwrócił się w stronę Ala, na jego twarzy nie było widać śladu po dawnej zadumie. Było to raczej coś w rodzaju krzywego grymasu, jaki z resztą zazwyczaj gościł na jego obliczu. Czyli żadnych większych emocji.
- Widzisz Al, tak właśnie rozumują skrzydlaci. Zwyczajnie łatwiej im myśleć że to całe wielkie zniknięcie Staruszka to jakiś kolejny boży zamysł, drugi potop et cetera... Jakby nie mogli spojrzeć prawdzie w oczy.
Zerknął w bok, na coś pomiędzy plamą na ścianie i framugą okna. Ale to były wspomnienia.
Nagła pustka. Niczym uderzenie obuchem. W jednej sekundzie stało się jasne, że coś się skończyło, czegoś brak. Rozrywający ból w piersi. Tak jakby ktoś wyrwał mu jedną z tętnic albo przetrącił kręgosłup.
Tylko czy pustka może boleć?
Staruszku... Co ty odpierdalasz?

- Kiedy wszystko się spierdoliło, wybuchła panika. Ojcze ratuj, te sprawy. Co mamy robić, daj nam jakiś znak, rób kurna te swoje cuda. Jak dzieci. A Staruszek się wziął i wypchał.
Podłoga. Taka zimna. Gorące strugi na policzkach.
Boże, dlaczego? Dlaczego? DLACZEGO?! DLACZEGO NAS KURWA OPUŚCIŁEŚ?! BOŻE!

W spojrzeniu anioła zatańczyły mroczne cienie.
- I jak to jest, hm? Żyć na świecie opuszczonym przez Boga? Czy nie byłoby lepiej, gdyby Go nie było?
Na jego twarzy znów wykwitł ten dziwny, krzywy uśmiech.
- Takie rzeczy z ust anioła... To dopiero jest hipokryzja, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.14 22:38  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
- ...To dopiero jest hipokryzja, nie?
Pytanie retoryczne? Pewnie tak. Ale poczuł się zobowiązany do odpowiedzi.
Westchnął cicho.
Z niezadowoleniem.
Albo z rezygnacją.
Jedno i drugie.
- Nie wiem.
...Hipokryzja (od gr. ὑπόκρισις hypokrisis, udawanie) – fałszywość, dwulicowość, obłuda. Zachowanie lub sposób myślenia i działania charakteryzujący się niespójnością stosowanych zasad...
Stop.
Tyle śmieci w głowie.
- Ciężko mieć zdanie na temat czegoś, co jest równie rzeczywiste jak wesołe elfy świętego Mikołaja - mruknął.
Zerknął na Adriela, po czym wbił wzrok w okno.
Bolała go głowa.
Bolał go kark.
I cały kręgosłup.
- Adriel, daj już spokój z tym woskowaniem.
Nie czekając na pozwolenie, wrócił do pozycji leżącej, znowu stękając jak schorowany dziadek.
- Teraz zajmij się tym szczurem. Albo sobą.
Daj mi spokój.
Musiał pomyśleć.
Cała ta bezinteresowność, nawet przy założeniu, że na do czynienia z aniołem, była zbyt nie na miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.14 23:01  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
- To twój szczur. - mruknął, ale "posłusznie" odstawił tubkę z maścią na stolik.
- Poza tym już go obandażowałem.
Zapadła ciężka, przeciągająca się cisza, podczas której słychać było jedynie popiskiwania śpiącego Ikuruły i brzęczenie komarów.
Rozpłaszczył jednego z nich na wściekłym pomarańczu tapety, powiększając kolekcję plam o kolejny egzemplarz.
Tyle z nas wszystkich pozostanie. Wspomnienie nędzy, kilka plam na nagiej skorupie ziemskiej. I martwa cisza.
Pf, fatalizm godny Apokalipsy św. Jana.  
A jednak żyjemy. Ciągle oddychamy, jakby na przekór samemu Bogu.
Tylko po co.
"Nie pieprz Adriel".
Racja. Analizowanie w tych czasach to kretynizm. W jakichkolwiek czasach. A dzisiaj, to wręcz czysty masochizm.
- Herbaty? Mogę ci walnąć melisę, żeby cię trochę rozkurczyć. Łykałeś te piguły na łeb?
Właśnie. Trzeba chronić co pozostało. Skoro sam Stwórca nie raczył tego zrobić. Może jak się zrobi trochę lepiej, to powróci.
A wtedy my go powitamy. Serdecznie, z dubeltówkami w dłoniach.
Meh, pewnie po tym wszystkim trafi do piekła, za całokształt twórczości. C'est la vie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.11.14 7:55  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
- To twój szczur.
Znaczące spojrzenie.
Jak to   j e g o  szczur?
Nie pisał się na przyjaciela zwierząt. A 'Fafik' nie był zaadresowany do niego. W końcu nie bez powodu przywiało go do chałupy anioła. Gdyby Al'a tu nie było, ptaszysko automatycznie zostałoby nowym przyjacielem istoty niebieskiej.
W głowie Packarda wykiełkowało postanowienie o porzuceniu szczura na rzecz Adriela. Jeśli nie zostawi mu wyboru, będzie musiał zająć się Iku.
Można porzucić coś, co nie jest twoje?
...Czemu nie?
Tak. Tak zrobi.
Mentalnie przyklasnął swojemu geniuszowi, w międzyczasie przyglądając się, jak anioł morduje komara.
Nie wyglądał na świetlistą istotę wzywającą do nawrócenia ogniem i krucyfiksem.
Ale mógł udawać. Mógł czegoś chcieć. Skoro pofatygował się do Al'a w przeszłości i teraz. Inną sprawą było, że chłopak był biedniejszy od myszy kościelnej. W dodatku nie miał żadnych powiązań z ważnymi ludźmi. Z punktu widzenia polityki był bezwartościowy. Prędzej Adriel mógłby chcieć coś od jego ojca. Chyba, że chciał coś od ojca, ale już się zorientował, że staruszek wącha kwiatki od spodu. Z resztą z przypadku jego rodzinki 'plan trafienia do ojca przez syna' i tak raczej by nie wypalił. Ale Adriel-dobrodziej mógł o tym nie wiedzieć. Chociaż, jako anioł, i tak pewnie wiedział dużo.
Pieprzone anioły.
Samarytanka?
Zbyt piękne.
Al nie byłby sobą, gdyby nie szukał spisku w każdym geście dobroci.  
Prędzej zaufałby komuś, kto próbowałby mu rozwalić twarz.
Czyste, jasne intencje.
Znowu jakieś pytanie.
Na propozycję herbaty stanowczo pokręcił głową.
Musiałby się podnieść. Żadna melisa nie była tego warta.
- Łykałem. Kolejne za trzy godziny, ale z chęcią wziąłbym jeszcze jedną, doktorku. Po jednej dodatkowej kapsułce chyba nie czeka mnie niedokrwistość, uszkodzenie wątroby, szpiku, nudności, sraczka albo śmierć, co?
Krzywy uśmiech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.14 20:41  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
- Tylko potencjalny zawał, ale spokojnie. Ja mogę jechać na kilkunastu pigułach dziennie i jakoś nie wącham kwiatków od spodu. Możesz się tym co najwyżej naćpać.
I zapaść w śpiączkę...
I nabawić obrzęku dróg oddechowych... co może spowodować niedotlenienie i śmierć. Ale co tam, na większości medycznych ulotek wypisane jest ponad trzydzieści potencjalnych przyczyn śmierci. Umarłeś kiedyś od Ibupromu? No właśnie.
Zerknął kątem oka na śpiącego pod nogami Ikurułę. Nieduże, fioletowo-żółte zwierzątko wyglądało niewinnie w tej swojej pozycji embrionalnej, wiercąc się i fucząc na widma wyimaginowanych mar sennych. A jednak stanowiło potencjalne zagrożenie. A skoro stanowiło zagrożenie, mogło stanowić też skuteczną broń.
- Al... Na twoim miejscu zastanowiłbym się nad zatrzymaniem tego zwierzaka - wskazał na stworzenie trzymaną w palcach łyżeczką - I... Nie patrz tak na mnie, najpierw mnie wysłuchaj. Ikurua może wydawać się niebezpieczny, wiadomo. Gdyby chciał, sfajczyłby całą tę chałupę, podobnie jak ja. Ale, na szczęście, w wieku szczenięcym, to znaczy mniej więcej teraz, jest bardzo podatny na wpływy zewnętrzne, to również najlepszy moment na tresurę. Umiejętność tkania ognia może się stać bardzo skuteczną linią obrony. A dobrze wiesz - tu spojrzał na Ala swoim najbardziej przenikliwym spojrzeniem - że nie zawsze będziesz miał dokąd uciec. Kiedyś możesz natrafić na ślepy zaułek i co wtedy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.14 22:19  •  Adrielowe cztery kąty - Page 3 Empty Re: Adrielowe cztery kąty
Kilka sekund zastanowienia.
- Wtedy spróbuję się wspiąć po ścianie.
Pusty uśmiech do sufitu.
- Nie. Nie gdybajmy. To idiotyczne. - dorzucił po chwili gorzkiego milczenia.
Zatrzymać futrzaka, co?

Nagłe rozszczelnienie zapory świetlnej - android, zgodnie z planem, rozsuwa zasłony punktualnie o ósmej dwadzieścia. Ostre promienie słońca padają na twarz chłopca. Dzieciak gwałtownie obraca się na bok i zakopuje pod kołdrą, pociągając nosem z poirytowaniem.
- Pan polecił mi powiadomić młodego panicza o prezencie.
Prezent?
Jaki prezent?
- Proszę spojrzeć. Na biurku panicza.
Chłopiec łypnął krzywo na sztuczny uśmiech kobiety, ale - mimo wszystko zaciekawiony - podniósł się z łóżka.
Każdego roku ojciec nie dawał najmniejszego znaku, że pamięta o jego urodzinach. Każdego roku Al był przekonany, że jednak tym razem zapomniał. I co roku ojciec pamiętał.
Na biurku faktycznie trochę się pozmieniało. Pojawiła się mała paczka i nieco większe akwarium, a w nim złoty obiekt pływający. Obiekt niezgrabnie krążył wokół ścianek, zamiatając wodę majestatycznymi płetwami.
Podobno szklane kule doprowadzały rybki do szaleństwa.
Wytarł nos rękawem, zanim android go powstrzymał.
- Paniczu, proszę używać chusteczek. Niech panicz spojrzy, jak teraz wygląda rękaw.
Dźgnęła go tekturowym pudełkiem w ramię.
Nie dostrzegł na rękawie niczego szczególnego, ale usłuchał i wziął chustkę.
Po pokoju rozszedł się dźwięk donośnego smarknięcia.
Rzucił smarkatkę na biurko i sięgnął po karteczkę, którą zauważył przy akwarium.
"Jesteś już duży. Pora, żebyś nauczył się odpowiedzialności. Dbaj o nią."
Dobrze, że napisał drukowanymi literami. Ojciec miał paskudny charakter pisma.
Spojrzał na akwarium przybitym wzrokiem.
Jak niby ma się uczyć odpowiedzialności na tym czymś? I co z tego będzie miał? Ani to pogłaskać, ani się z tym pobawić.
...
No dobra.


Wtedy kazał androidowi karmić zwierzaka. Tak na wszelki wypadek, gdyby jemu się nie chciało. Ale rybka i tak zdechła, po niecałym miesiącu. Z przyczyn nieznanych.
Al nie dociekał. Nie rozpaczał.
Jakoś nigdy nie potrafił się specjalnie przywiązać do swojego pierwszego pupila.
Cóż - ani to pogłaskać, ani się z tym pobawić. Prawie jak roślina. Tylko bardziej śmierdziało.
Nie miał najmniejszej ochoty bawić się w przyjaciela zwierząt. Był na to zbyt leniwy i za mało odpowiedzialny.
- Zastanowię się.
Nie chciało mu się przekonywać anioła do swoich racji.
- Adriel, daj mi te tabletki.

* * * * * * * * * * * * * * * * *

Usiadł na łóżku i kolejny raz przejrzał zawartość plecaka. Wiedział, że o niczym nie zapomniał.
Musiał jeszcze chwilę się zastanowić.
Zasunął zamek i poszedł po buty.
Iku ciągle plątał się mu pod nogami. Nie dało się go tego oduczyć.
Niech tylko wrócą na Desperację. Wtedy Fafik się dowie, co to szkoła życia.
Wolno zawiązał sznurowadła.
Jedno.
Drugie.
Wróci. Już postanowione.
Przystanął i rozglądnął się po przedpokoju, który i tak już zapamiętał.
Jeszcze raz przeszedł się po pokojach, sprawdzając, czy wszystko wziął. Nie miał za wiele rzeczy, o których mógł zapomnieć.
Ale musiał pomyśleć.
Iku ciągle wpadał mu pod buty.
Mała cholera.
Wrócił do przedpokoju. Ubrał kurtkę. Wpatrzył się w drzwi. Takim wzrokiem, jakby prowadziły do komory gazowej.
Był prawie zdecydowany wyjść. Ale jeszcze się namyślał.
Al, nie rób dramatów. Postanowiłeś, że się stąd wynosisz. Więc idziemy.
Tak.
Jeszcze na moment wszedł do kuchni. Chwilę krzątał się po niej, szukając czegoś do pisania. Kolejną chwilę stał w miejscu, szukając słów.

"próbowałem zamknąć iku w łazience, ale strasznie się rzucał. ten bałagan to jego wina. chyba pójdz niezależnie od mojej woli - idzie ze mną.

wracam.

Zastanowił się.

dzięki
za samarytankę."

Rzucił karteczkę na stół. Przygniótł kubkiem po herbacie.
I poszedł.
Iku dalej plątął się mu pod nogami.


[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach