Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: czerwiec 3007
Miejsce:  dom Soleila w Edenie

Zawsze humorystycznie mawia się, że pisklęta tak szybko opuszczają gniazda i... W przypadku Willa wcale nie było inaczej. Hanael zastanawiał się, czy to nawet nie jest za wcześnie, ale starał się akceptować decyzję, jaką podjął odrodzony. Will dość szybko dostał przydział jako anioł stróż, co było zarówno wielkim zaszczytem, jak i obciążeniem. Soleil miał nadzieję, że Hayes nie trafi na jakiś ciężki przypadek i w tym momencie wciąż nie wiedział, jak bardzo się mylił.
Pamiętaj, że proste rzeczy to bardzo dobre ćwiczenie – to tylko jedna z rad, jakie padały od starszego anioła. Soleil naprawdę czuł się zobowiązany do jak najlepszego przygotowania swojego lokatora do podróży i do samej funkcji, zarówno anioła, jak i stróża. Strach i zmartwienie sprawiały, że mięśnie patrona ognia spinały się, nie pozwalając nawet na próbę uspokojenia. Przysiadł na krześle kuchennym, nie oparł się jednak plecami, jakby odmawiając sobie możliwości ujścia napięcia, przekazania go naiwnie niewinnemu krzesłu. Musiał trzymać to brzemię sam, a przynajmniej tak sobie wmówił.
Spróbuj... Nalać wody do garnuszka. Zrobimy napar z suszonych granatów, hm?  – zaproponował, przechylając głowę na bok. Łatwa rzecz, a jednak wymagająca pewnej kontroli, by nie przelać, by nie rozlać, by nie zrobić w pokoju burzy.
Jak, um... J-jak się czujesz, kiedy dorosłeś znacznie szybciej niż inne anioły, Will?  – spytał, oparłszy dłonie o krzesło w miejscu między swoimi udami. Naprawdę nie miał co ze sobą zrobić, a coś musiał, kiedy był taki zestresowany i nabuzowany. Kiwał nogami, podkulonymi nieco w kierunku siedzenia; praktycznie, mimo siedzenia, całe jego ciało było w ruchu.
   Czuł dumę, ale naraz przepełniał go lęk i to chyba głównie on wylewał się z naczynia, jakim było tutaj ciało stróża. Naprawdę szybko mu szło i w dodatku wcale nie tak źle. Tylko czy na pewno był gotów, by iść na pustkowia? To wciąż dziecko. Nieświadome Desperacji poza tym, że zginął z ręki wymordowanego. Odetchnął, starając się od siebie odpędzić nieprzyjemne myśli. Napar z granatów, właśnie tego potrzebował.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Uczył się ile wlezie, czasem wręcz do przesady, co kończyło się zbytnim wykończeniem i przymusowym odczekaniem paru dni. Z każdym kolejnym wschodem oraz zachodem słońca władanie żywiołami przychodziło coraz łatwiej, gorzej było z iluzją. Wymagała znaczniejszego skupienia, cierpliwości, utrzymywania myśli w jednym kierunku, a jemu wcale nie po drodze było do bycia opanowanym. Po tych paru miesiącach było to już widać mniej, ale wciąż fascynował go Eden, mieszkańcy, nowe życie. Miał mnóstwo energii, którą próbował rozładowywać na wszelkie możliwe sposoby, do granic możliwości. Skupił się na ogarnięciu przynajmniej podstaw bycia skrzydlatym posłańcem z niebios, żeby w ogóle przetrwać podróż do Miasta. Przy okazji nauczył się życia bez miejskich usprawnień - prądu, sklepów z dosłownie wszystkim, niemal gotowego jedzenia podsuwanego pod nos. Miał pewność, że da sobie radę, choć wątpił w to czy da radę sam na tego niezbyt przyjemnego wymordowanego, o ile jeszcze siedział w obrębie murów pół roku później. Na pewno musiał sprawdzić czy z nią wszystko jest w porządku, choć już nie kierowany uczuciem, a zwykłą ciekawością o zdrowie dawnej przyjaciółki. To, że miał podopiecznego w M3 bardzo dobrze się składało.
Nie widział niczego dziwnego w swojej decyzji. Na pewno wśród ludzi spotkałby znacznie mniej wymordowanych, a nawet tu, w Edenie, natknął się na kilku w odstępie paru dni. Większości uniknął, z niektórymi niestety wszedł w interakcje, co najmniej połowa zdawała się mieć złe intencje. Stał się nieufny wobec wszystkiego co posiadało zwierzęce cechy, ale z drugiej strony niezmiernie ciekawili go mieszkańcy okolicznych pustkowi. Też czuł się nieco spięty, ale na pewno nie tak bardzo jak drugi stróż. Ot, wiedział, że musi przejść spory kawał drogi i jakoś dostać się niezauważenie do środka, ale nie zdawał sobie sprawy z tego jak trudne i męczące będzie to zadanie. Raz tylko wyszedł na Desperację, szybko pożałował i wrócił. Kilka aniołów "nastraszyło" go też sektą, o której wcześniej słyszał tylko pogłoski w M3, ale i tak nie chciał się na nich natknąć. Podobno banda niezłych świrów. Dla bezpieczeństwa wolał nie wyciągać skrzydeł w podróży, kto wie czy nie zaczęliby do niego strzelać.
Zgodnie z poleceniem skupił się na dnie garnka. Za sprawą kontroli jednego z dwóch przydzielonych mu żywiołów sprawił, że powoli naczynie wypełniło się wodą. Na szczęście nie zalał przy okazji deszczem tropikalnym całej okolicy ani też nie odwodnił wszelkiej roślinności w swoim otoczeniu, co też już się zdarzyło. Ponieważ nalał nieco więcej niż chciał, zniknął nadmiar nieznacznie zwiększając tym samym wilgotność powietrza.
Właściwie... normalnie. Chociaż trochę nie chcę opuszczać gniazda, polubiłem tu mnóstwo osób – odpowiedział opierając się plecami o ścianę. Wbił wzrok w sufit, przypominając sobie każdego skrzydlatego, którego spotkał. Były ich całe mnóstwa i wszystkie miłe aż do przesady. – Ciebie na przykład. I tą dziewczynę z archiwów, mega pomocną z tłumaczeniami. No i Saliaha, nauczyciela geokinezy. Uratował mnie raz od jakiegoś dziwnego węża – wzdrygnął się na wspomnienie pazurów dotykających puchu na rosnących skrzydłach. – Ale kiedy zobaczyłem Yukino wychodzącą z katedry... – Westchnął ciężko, opuścił głowę. Włosy zasłoniły mu część twarzy. – Była jeszcze młodsza niż ja, zabił ją ten sam koleś. Tylu ludzi jest zagrożonych, jeśli jeszcze go nie złapali lub nie uciekł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nawet nie miał świadomości, że na komunikat „polubiłem cię” natychmiast odwrócił wzrok. Dopiero po chwili pomyślał, że może Will powiąże to z faktem, że Hanael często patrzył gdziekolwiek, byle nie na rozmówcę i często skupiał się na różnych elementach otoczenia podczas rozmów. Ale, żeby nie było, nawet wtedy zwracał uwagę na każde słowo, jakie padało od osób, z którymi ucinał sobie pogawędki. Miał to nieszczęście, że miał podzielną uwagę i do tego doskonałą pamięć.
Na wymordowanych... Trzeba bardzo uważać  – skinął głową, jednak zaraz mruknął z zastanowieniem – są wśród nich osoby dobre i cudowne. Poznałem jednego wymordowanego, który został zaklęty w piękną, wielką czaplę. Był zielarzem i jego pióra leczyły. To taka miła osoba. Jednak są też inni... Zagubieni. Tak jak ludzie. Wymordowanym jednak łatwiej jest się zatracić poza granicami człowieczeństwa i niewyobrażalnie grzeszyć. Im nie przysługują nawet sądy takie jak ten, który miałeś ty. Wielu aniołów obawia się, że dla dusz wymordowanych nie ma już ratunku. Pamiętaj, by bardzo uważać na kontakt z wirusem X. N-nie chciałbym, żebyś zachorował na coś... Bo on wywołuje u nas choroby, choć nim samym zarazić się nie mozemy.
   „Świetny pomysł, żeby go dodatkowo straszyć, nie ma co. Jakby śmierć nie była dla niego dość straszna, nie?” – zbeształ samego siebie w myślach. Mimo wszystko Will musiał jednak wiedzieć co go czeka i co może być dla niego groźne.
... Przepraszam, to smutne – wymamrotał zaraz, potrząsnąwszy głową, by przywołać się do porządku. W swojej naiwności Hanael był jednak bardzo pesymistyczny i wręcz depresyjny.
Yukino to tak czysta dusza. Na świecie takich brakuje poza naszą rasą. Choć i aniołowie zdają się, niektórzy w każdym razie, zagubieni... Tak działają ludzkie pokusy i spacery niewłaściwymi ścieżkami – nie brzmiało to wcale optymistycznie. Hanael niemal całkowicie skupił się na krążeniu po przykrościach zamiast na zadaniu, jakie zlecił Willowi. Dopiero potrząśnięcie głową przywołało go do porządku.
A! Granaty... Tak...  – mruknął, po czym zsunął się z krzesła i przejął garnek od Willa – Świetna robota. Teraz zagrzać...  – podzielił wypowiedź między ich dwójkę, pierwszą część kierując do Willa, drugą do siebie samego. Ogień, jaki powstał na dłoni Soleila, ogrzewał dno garnuszka do czasu, gdy woda zaczęła wrzeć. Drugą dłonią przeniósł naczynie trochę dalej, zaś tę ognistą oddalił nieco od siebie. Uniósł brwi, przenosząc spojrzenie na Willa.
Zgasisz to?
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Przez to, że sam też na ogół nie utrzymywał kontaktu wzrokowego, nie odnotował faktu odwrócenia głowy w inną stroną. Skupił się zresztą na suficie, ruch gdzieś na granicy pola widzenia był dla niego całkowicie normalny i mówił tylko tyle, że Hanael dalej był niedaleko. Nie miał za co nie lubić drugiego stróża – dał mu dom, udzielił paru porad, do tego był jednym z tych normalniejszych skrzydlatych, choć wciąż jak dla Willa za bardzo się o wszystko martwił.
Cóż... Na razie wiem, że niezbyt ich lubię. Raczej nie będę się do nich zbliżał – wyznał szczerze. Jeden go zabił, drugi zmacał, jeszcze mu brakowało do szczęścia zarażenia się jakimś paskudztwem przez nieostrożność. Nie, na pewno nie podejdzie do żadnego na odległość bliższą niż dwa metry, a i wtedy będzie musiał uważać na ruchy tych zwierząt. Dopóki też nie spotka kilku takich, które zmienią jego zdanie, nie było mowy o przyjaźni między nim a wymordowanymi. Wolał zachować względną neutralność. – I jeszcze ta zgraja chorych psychicznie hejterów... – miał na myśli oczywiście sektę. Nasłuchał się o nich i ich akcjach. Ani mu się widziało z jakimś spotkać podczas wędrówki.
Szkoda mu było dziewczyny, miała przed sobą mnóstwo lat życia, nie skończyła nawet szkoły, była trochę oderwana od rzeczywistości. Gdyby nie jej romantyczność, nie miałby na kim przetestować paru wierszy czy przekazów ukrytych w obrazach. Mimo dzielących ich lat, była bodaj jedynym stworzeniem w całym Mieście, które potrafiły go zrozumieć, nie kazał jej się odczepić jak to zwykle ludzie w jego wieku by mogli robić. Zdecydowanie bardziej nadałaby się ludzkości żywa, ale jako anioł zyskiwała nowe możliwości.
Przyglądał się leniwym zerknięciem podgrzewaniu wody. Próbował kiedyś zmusić ciecz do wrzenia przy pomocy poruszania cząsteczek, ale zajmowało to dużo czasu i energii, lepiej więc było to pozostawić profesjonaliście. Nie można przecież było robić wszystkiego samemu, czasem dobrze było dzielić się obowiązkami, pomagać sobie wzajemnie. Słysząc jego prośbę odsunął się od ściany z lekkim uśmiechem. Zbliżył dłoń do płomieni, jednak zamiast je ugasić, te przepełzły na jego palce i wkrótce objęły rękę aż do nadgarstka. Uśmiech zmienił się w mieszankę strachu i zaskoczenia, cofnął dłoń, machnął jakby chciał strzepnąć ogień ze skóry, zaraz jednak zaśmiał się, kończąc iluzję. Pomarańczowe jęzory zmieniły się w kulkę wody, którą przyłożył do dłoni drugiego anioła. Z uśmiechem czystej niewinności spojrzał na twarz Hanaela, cofając rękę nieświadomie dotknął jeden z jego palców.
Co w ogóle u twojego podopiecznego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ostrożność na pewno była ważna. Przecież wiadomo, że jeśli samemu wymaga się pomocy, to komuś innemu nie pomoże się tak łatwo. Nie wiedział, czy powinien odciągnąć odrodzonego od takiego myślenia — tor ten był dobry w odczuciu ostrożniej części Soleila, za to ta empatyczna kręciła głową z dezaprobatą. Zmarszczył brwi jednak słysząc coś innego.
... Kto to hejter? – Ot i klasyczny przypadek zetknięcia się slangu z kimś starym. Jeszcze tylko brakowało, by Soleil sam zaczął próbować wyrażać się w ten nowy, młodzieżowy sposób. Może to jakaś myśl? Może będzie mu łatwiej się dogadywać zarówno z Willem, jak i nawet z Borisem?
   A potem zamyślenie zastąpione zostało przerażeniem.
  Czuł się bardziej przestraszony niż gdyby kazano mu lecieć, a potem zepchnięto z jakiegoś klifu. Nie mógł się nawet ruszyć, ale miał wrażenie, że wszystkie jego wnętrzności wykręcają się, a potem odkręcają i znowu. Wciągnięty ze świstem do płuc oddech nie chciał ich opuścić. Soleil nie mógł nic zrobić, jedynie jęknął w wyrazie bezradności, nie mogąc nawet wyrazić tego, jak bardzo jest mi przykro. Odruchowo cofnął dłoń dopiero po chwili, kiedy to już okazało się, że nic złego się nie działo.
  Ale to „nic” też było w pewien sposób niezręczne. Na pewno stanowiło ulgę, ale naraz było jakieś zbyt bezpośrednie i nie do końca czuł się z tym dobrze. Ogień jednak zgasł, wydając z siebie cichy syk, który zdawał się też towarzyszyć ujściu napięcia z ciała anioła. Spojrzał na własną dłoń, drżącą wciąż w wyrazie niepokoju, jakby chciał się upewnić, że wcale już się nie pali, że wcale nie zrobił nikomu krzywdy. Wypuścił w końcu powietrze z płuc i na chwilę zamknął oczy. Z nerwów nieco poczerwieniała mu twarz, ale tym razem przynajmniej nie zaczął płakać, co było już jakimś postępem.
To chyba też dość dobra... Praktyka  – skomentował z przekąsem i spojrzał na Willa takim wzrokiem, jak nauczyciele patrzą na wszelkie niegroźne, ale zdolne łobuziaki.
Planował pójść do Miasta. Oby nie wpakował się tam w żadne kłopoty... Czułbym to już pewnie – wyjrzał przez okno, zupełnie jakby spodziewał się tam zobaczyć Borisa. – Też lubi mnie straszyć, na pewno byście się dogadali  – mruknął, kręcąc głową. Gdy upewnił się, że już jest w dość dobrym stanie, by nikogo nie oblewać gorącą wodą, przelał napar do dwóch kubków, a jeden podał odrodzonemu.
Mam nadzieję, że dostałeś dobry przydział. I na pewno nie będzie to wymordowany. Choć zdarza się, że ci mają stróży, to zwykle jest to na prośbę samego anioła... Prośbę o przydział do konkretnej osoby. Mam też nadzieję, że nie trafisz na łowcę, bo oni chyba w swoich szeregach mają wymordowanych... Ale nie powinieneś dostać szczególnie ciężkiego przypadku! Tak mi się wydaje. Jeśli go spotkasz... Będziesz wiedzieć, że to on. Coś szczególnego woła stróża do swojego podopiecznego. Coś, co sprawia, że już wiesz i że czujesz, że musisz się zajmować tą osobą. To taka piękna rola, ale bardzo odpowiedzialna. Jak się czujesz z tym, że będziesz czyimś opiekunem? Ja... J-jakby, uhm, jakbyś potrzebował się wygadać, to ja jestem do twojej dyspozycji. Ale nie żebym chciał z ciebie wyciągać tajemnice a-ani nic, no nie? – dodał bardzo pospiesznie, gubiąc się w kolejnych sylabach i słowach. Na koniec zajął usta piciem z kubka, starając się zignorować fakt, że napój wciąż był dość ciepły. Na niewyparzoną, gadatliwą gębę na pewno był w sam raz.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Rozchylił wargi, ale zaraz znowu je zamknął, bo sam musiał przemyśleć odpowiedź. Czasami wypadało mu z głowy, że większość ostatnio spotykanych istot nie ogarniała młodzieżowego slangu, bo miała miliony lat na karku i zero doświadczenia z miastowymi dzieciakami albo żyło całe życie na pustyni pod kamieniem bez dostępu do internetu. Co to by było, gdyby zaczął Hanaelowi pokazywać memy i filmiki ze śmiesznymi kotkami? Objaśnienia musiał jednak przełożyć na potem, bo sam wystraszył się wystraszeniem gospodarza. Postanowił się więcej nie psocić, przynajmniej teraz. Nie było jednak co liczyć, że nie powtórzy w przyszłości swoich wygłupów.
A hejter... To taki ktoś kto jest agresywny i bardzo krytyczny w komentarzach, zwykle próbuje też obrazić kogoś lub coś, co komentuje. Żyje nienawiścią, bo to lubi – wytłumaczył wreszcie, kiedy sytuacja z gaszeniem ręki anioła się już uspokoiła. Próbował jak mógł, ale był maślaną bułą i nie umiał ładnie tłumaczyć łopatologicznie rozkładając dane wyrażenie na czynniki pierwsze. Dla niego to było normalne słowo, w dodatku wywodzące się z jego ojczystego języka, więc tym bardziej naturalne. Na nauczycielski wzrok tylko zareagował lekkim opuszczeniem własnego spojrzenia i niewinnym uśmiechem. W końcu miał pokazać, że radzi sobie ze wszystkimi zdolnościami, które mu się objawiły, a ta była właśnie jedną z nich. Może po prostu skorzystał z niej zbyt szybko i w nieco niewłaściwy sposób. Stwórca na pewno nie przewidział dla niego mocy iluzji po to, żeby sobie żartował z kumpli.
Może go spotkam... Jak wygląda? – spytał z czystej ciekawości. Raczej wątpił, że w wielomilionowym mieście natknie się akurat na jakiegoś zbłądzonego desperata, ci raczej unikali wykrycia i nie krążyli po okolicy z wielkim bannerem „przylazłem z Despy, zabiorę wam itemki”. A mogliby. Wtedy od razu by wiedział, żeby zimą wiać z uliczki zamiast zgrywać kozaka i gibać się na boki mimikując drugiego gościa, który się chciał przedostać.
Krzyczę w środeczku z paniki – wyznał. – Znaczy to zaszczyt zostać przewodnikiem ludzkiej duszy i to tak szybko, ale... Nie wiem czy się do tego nadaję. Jeśli to dziecko, to na pewno byłoby łatwo, dorosłego trudniej do czegoś przekonać, a jak mam go odwodzić od złego i w ogóle... Ale to przynajmniej M-3. Znam okolicę, zagrożeń jest tam niewiele, a ludzie w większości nie grzeszą za poważnie. Na pewno dobre na start.
Przyłożył wargi do brzegu kubka, najpierw dmuchnął kilka razy zanim upił niewielki łyk. Zwykle wolał pić zimne napoje, chyba, że akurat był środek zimy i wtedy picie mrożonej herbaty z lodem po prostu nie pasowało do bycia owiniętym szczelnie w koc. Bywały jednak takie rzeczy, których zwykle zimnych się nie piło, bo stawały się obrzydliwe. Nie był pewien czy do tej kategorii zaliczał się napar z granatów, więc wolał pić póki ciepłe.
Pewnie potem wrócisz na Desperację. Myślisz, że kromstak byłby w stanie jakoś cię odnaleźć, żeby przekazać wiadomość? Na pewno miałbym jakieś pytania, na które wpadnę dopiero jak będę mieć problem, a nie czuję się jeszcze na siłach łazić po całej pustyni tylko po to, żeby zamienić dwa słowa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skinął rozważnie głową w reakcji na definicję hejtera, jednak konsternacja nie spełzała z jego twarzy. Nie do końca pojmował, że nie ma powodu do wstydu w tym, że nie zna młodzieżowych wyrażeń... Ba, właściwie wcale a wcale tego nie rozumiał. Czuł się tak, jakby świat stawiał mu wysokie poprzeczki, a fakt, że nie potrafił ich przeskoczyć ani musnąć palcem przy pierwszym podejściu, był jedynie coraz bardziej dobijający. Nie umiał się jednak złościć długo na Willa. Właściwie nawet nie był zły, tylko wystraszony, w skali nieco większej niż to, co serwuje sięgnięcie do kieszeni po telefon i zauważenie, że go tam nie ma.
 Jest, um, wyższy ode mnie, ale niższy od ciebie... Odrobinę. Ma czarne włosy, kręcą się trochę, na twarzy ma blizny wokół oczu. Jak na Desperata... Ma trochę ciała. Zwykle ma niezadowoloną minę...   – I Soleil nie mówił tego jakoś w obrazliwy czy nieprzyjemny sposób. Raczej w taki, jak dziewczyna opowiada koleżance o chłopaku, który jej się podoba, choć wyczuwalne w tym sposobie było też coś takiego, co słyszy się u dumnych matek mówiących o swoich pociechach.
 To jest... Jak wychowanie dziecka. Nie wiem, czy masz rodzeństwo. Nie pamiętam. Przepraszam   – potrząsnął lekko głową z zakłopotaniem. Jeśli jednak nie pamiętał, to wyraźnie znaczyło, że nie otrzymał takiej informacji. Nie bez powodu nazywano go żywym archiwum. Pamiętał dosłownie wszystko i również wszystko potrafił opowiedzieć bez krztyny kłamstwa.
 Mam na myśli jednak, że bez względu na wiek podopiecznego, musimy pilnować, by nie zboczył na niewłaściwą ścieżkę. Musimy być cierpliwi w tłumaczeniu i przekazywaniu nauk Boga. Anioł stróż i podopieczny to związek ściślejszy niż więzy rodzinne bądź małżeńskie... Ale pamiętaj żeby dbać też o siebie, dobrze? Bo żeby ratować innych, trzeba być samemu w pozycji, która na to faktycznie pozwala.
   Sam bardzo często wpadał w sytuacje, w których to jego podopieczny ratował mu cztery litery. Poniekąd był to powód do wstydu, a z drugiej strony wręcz przeciwnie — do dumy spowodowanej tym, że Boris był skłonny bronić inną żywą istotę. Nawet jeżeli wynikało to stricte z własnych interesów... Stanowiło pewien krok na przód. Wziął kilka łyków naparu, mieląc w głowie myśli na temat tego, co dalej powiedzieć. Nie opiekował się nigdy wcześniej kromstakiem, a choć niedawno jeden przedstawiciel gatunku wpadł również w jego ręce, to wciąż nie do końca znał jego predyspozycje.
A, um, może po zapachu da radę znaleźć? Nie wiem jak długo dla nich jest wyczuwalny, ale... Najpewniej będę w podróży. Tak jak i ty. Więc możemy spróbować kontaktować się w ten sposób. Możemy, um, wymienić się czymś, co na pewno nami będzie pachniało. Myślę, że nie musi być nawet duże. Pióra... Jakieś chusteczki materiałowe.


Ostatnio zmieniony przez Soleil dnia 11.12.19 19:06, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Nie umiał japońskiego od razu, potrzebował lat najpierw teorii, a później praktyki zanim był w stanie zrozumiale wypowiedzieć całe zdanie, które nie brzmiało w stylu próby ucywilizowania jaskiniowca. Młodzieżowe słówka były na ogół tak potoczne, że nie miewały odpowiedników w innych językach, ewentualnie tłumaczenia traciły swój sens. Tu wystarczyło też znać definicję, zastosowania w praktyce. W przeciwieństwie do nauki całości, akcent nie miał specjalnego znaczenia. Hayes chyba wolał nie wiedzieć jak momentami kaleczył poprawność wymowy swoimi amerykańskimi naleciałościami. Przynajmniej miał już wieczność na to, by zacząć brzmieć jakby był rodowitym Japończykiem.
Huh, z opisu kojarzy mi się z takim jednym, który raz zrobił mi włam do domu wybijając okno w salonie... – stwierdził zamyślonym mruknięciem. Może zbieg okoliczności, a może pokrętny los zesłał mu na drogę tego ulanego jegomościa okradającego lodówki w środku zimy. Dowie się jeśli go spotka, o ile w ogóle kiedykolwiek to nastąpi.
Pokręcił głową w zaprzeczeniu. Był jedynakiem, jedyne pozostałe dzieciątka w rodzinie to stado zwierząt, każde kolejne miało coraz dziwniejsze imiona. Rodzice nie mieli czasu na posiadanie większego grona latorośli, większą część wychowania tego jedynego pozostawili babci oraz cioci. Nigdy nie musiał zajmować się młodszym bratem czy siostrą, nie dane mu było sprawować opieki choćby nad jakimś kuzynostwem – ich rodzice nie byli przynajmniej pracoholikami.
Uhm. Spróbuję. Nie może być przecież tak źle.
Gdyby miał nie dać rady, to nie wciskaliby mu tej roboty na sam początek. Zaczęliby od choćby zamiatania schodów, roznoszenia koców czy jedzenia po Desperacji, segregowania książek w archiwum. Jeśli ktoś tam na górze w niego wierzył, to sam w siebie też musiał uwierzyć. Brak wiary w siebie był chyba najgorszym co mógłby teraz zrobić. Bo co się stanie, jak nie da rady? Nabierze trochę doświadczenia, może zmienią mu przydział albo pomogą. To w końcu anioły. Najczystsze, najbardziej dobrotliwe stworzenia, jakie kiedykolwiek zaszczyciły swą obecnością Ziemię. Co prawda nie można powiedzieć czy przed erą człowieka nie było jakichś dobrych stworzonek, ale sssh. Biblia nie wspomina o dinozaurach. A samemu Hayesowi głupio było o nie pytać. Po kolejnych słowach drugiego stróża pomyślał parę sekund. Odstawił na moment szklankę i zaczął rozsupływać bransoletkę dyndającą na lewym nadgarstku. W wolnym czasie robił takie pierdółki ze sznurków, rzemyków, kamieni, piór i wszystkiego co tylko mógł znaleźć albo dostać na ładne oczy. Ten egzemplarz zrobiony był z brązowego, zaplecionego rzemienia, niebieskich dodatków i bardzo drobnych, białych piórek przypominających bardziej puch. Ostatnie resztki pisklęcego opierzenia jego własnych skrzydeł, które zostawił na pamiątkę. Nosił ją już jakiś czas, więc powinna bardziej czułemu nosowi trącać nim jeszcze przez jakiś czas. Podał ją bez zastanowienia Hanaelowi.
W Mieście spróbuję sobie zorganizować jakąś chustę. Albo szalik, choć to raczej bliżej zimy. Oby to na razie wystarczyło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Najgorsze jest to, że... – zaczął dość poważnie, jednak tylko po to, żeby zaraz przejść do rozbawionego tonu i uśmiechnąć się psotnie, trochę zaczepnie. – ... To brzmi idealnie jak coś, co Boris by zrobił.
   I może nawet by się zaśmiał, bo faktycznie zbieg okoliczności był dość zabawny, ale jednak chodziło o włamanie poprzez wybicie okna. O, będzie musiał z tym zbójem się rozmówić w tej sprawie. Wątpił, żeby jego podopiecznemu chodziło o szybkie zdobycie pomocy. Miał przecież w Mieście kilka osób, które pomagały mu dobrowolnie. Ta myśl nieco pocieszyła stróża, który mimo to dalej był strapiony faktem, że...
   „Jestem w tym beznadziejny” – pomyślał gorzko, odrywając się znowu od rzeczywistości. Zielone oczy anioła zdawały się pociemniałe od tego obezwładniającego poczucia bezradności i własnej słabości. O, byłoby tak pięknie, gdyby sam stosował się do swoich porad odnośnie dbania o siebie. Kiedyś był faktycznie światłem na drodze śmiertelników, a dzisiaj... Dzisiaj miał wrażenie, że jedynie tłumi ten blask.
Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze – powiedział cicho, słabo, jakby bez przekonania. Jak szybko wszystko w Hanaelu umie obracać się przeciwko  niemu?
 Nie boisz się przed powrotem do Miasta..? Wiesz, uhm. Myślisz, że będziesz miał się gdzie podziać? Na szczęście jest ciepło... Znaczy... W Mieście teraz będzie ciepło? Mogę ci dać jakiś szalik czy czapkę. N-na Desperacji noce bywają okrutnie zimne. Och, może powinienem cię odprowadzić... Mógłbym cię ogrzać w nocy. Poza tym, jestem bardziej doświadczony.
   Nie żeby to doświadczenie było wielkie, rzecz jasna, ale przynajmniej było jakiekolwiek. Kiedy ostatnio był na Desperacji... Działo się bardzo dużo. Miał mieszkać w tylu miejscach! Ta chatka na pustyni, Skalne Miasto... Ale w końcu jego podopieczny na nic się nie zdecydował i na wszystko kręcił nosem. Sam anioł był jednak cierpliwy. Do siedziby Bractwa Świtu na pewno jeszcze zajrzy — uważał dawanie nadziei zarażonym za coś pięknego. Natomiast chatka... Nie miał pojęcia, czy nie należała jednak do kogoś. Spojrzał na Willa. Czy powinien wskazać mu drogę do tego miejsca? Było gdzie się zdrzemnąć, podgrzać jedzenie.
   Och, ale znowu się napraszał. Nie powinien, przynajmniej z jednej strony, a z drugiej... Z perspektywy wieczności, Will był wciąż dzieckiem. Soleil pamiętał tak dawne dla ludzkości czasy, tyle przeżyć cywilizacji dzieci boskich, a Will? Mógł o nich jedynie poczytać, obejrzeć film bądź usłyszeć na lekcjach historii. Ta przepaść uderzała Hanaela za każdym razem, kiedy miał styczność z kimś spoza aniołów pierwszej generacji.
   Zamrugał gwałtownie, dostrzegając bransoletkę dopiero po dłuższej chwili. Oczywiście, po raz kolejny odciął się od świata realnego i zniknął w swoim morzu zmartwień. Przyjął ją od razu, choć żeby nie maskować szczególnie zapachu młodszego anioła, odłożył ją na stół. Co sam zazwyczaj nosił? Co mogło być przesiąknięte jego zapachem, a naraz nie być ciężkie w transporcie? Chusteczka, którą przecierał okulary, była raczej głupim pomysłem, tudzież raczej... Nie dorównywała ładunkiem sentymentalnym tej bransoletce.
... Jest taka ładna – przyznał szczerze; nie mógł w zasadzie inaczej. – Noszenie przy sobie chusty na szyję byłoby dla ciebie niewygodne? – Wszak na Desperacji praktyczny aspekt jest szczególnie istotny. Miał taką jedną, która wiernie mu służyła na pustkowiach, do zakrywania twarzy czy ogółem głowy przed słońcem i wiatrem z dodatkiem piachu. Teraz leżała wśród jego ubrań, więc na pewno nie gubiła jego zapachu. Delikatny, żółtawy material, całkiem przyjemny w dotyku i przypominający samemu Soleilowi o domu.
   Dlaczego tylko przywiązywał tak wielką wagę po prostu do czegoś, co mogłoby pomóc kromstakowi w odnalezieniu go?
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Zrobiło mu się jakoś lżej na sercu. Skoro doświadczony stróż miał problemy ze swoim człowiekiem to ewentualną problematyczność jego własnego będzie jakoś łatwiej przyjąć. Jedyne na co miał teraz nadzieję to to, żeby nie dostał jakiegoś mordercy. Z włamywaczami miał nieco lepsze skojarzenia.
Bardziej boję się zostać tutaj. Tam jest ciepło i będzie jeszcze parę miesięcy. Poza tym, miałem dom, rodzice nie zauważyliby zniknięcia paru moich rzeczy jeśli je zostawili – przez większość czasu i tak siedzą w pracy. Ale... M-możesz mnie odprowadzić. J-jak chcesz – uśmiechnął się nieco. Nie miał nic przeciwko towarzystwu choćby przez część wędrówki przez pustynię. Skoro zdarzyły mu się nieprzyjemne spotkania w Edenie, jakie bestie mógł napotkać poza granicami anielskiego raju? Nie miał pewności czy da radę się przed nimi obronić, a nadal nie był przekonany do możliwości swoich skrzydeł. Z kolei chłód nocy mógł skutecznie utrudniać wyprawę, bo nie miał absolutnie niczego do ogrzania się. Wchodzenie samotnie do wszelkich opuszczonych budynków i ruin też raczej nie wchodziło w grę. Nie umiał też rozpalać ognia przez tarcie patyków albo walenie o siebie kamieniami. „Magiczne” ognisko zdecydowanie mogło się przydać.
Lekki uśmiech znów przemknął przez jego twarz, jednak wzrok skierował w dół. Nie uważał bransoletki za jakieś specjalne arcydzieło, ale cieszył się, że spodobała się Soleilowi. Mógłby mu kiedyś zrobić jedną bardziej dopasowaną pod jego kolorystykę.
Nie, chusta jest ok. Nosiłem czasem jesienią kiedy było chłodniej. Zresztą, ludzie noszą ze sobą dziwniejsze rzeczy niż chusty.
Pewnie i tak wepchnie ją gdzieś w torbę, żeby woń drugiego kurczaka nie zniknęła za szybko. Nie wiadomo kiedy będzie potrzebował posłać kromstaka, o ile w ogóle nadarzy się okazja do przetestowania tej dziwnej puchatej kulki. Może prędzej po prostu znów się spotkają osobiście i korzystanie z tych przedmiotów nie będzie takie potrzebne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To, co mówisz, nieco mnie zaskakuje – przyznał. – Znaczy... W pewnym stopniu. Bo tutaj mamy własny kawałek raju na ziemi... – „Który powinniśmy bardziej udostępniać innym” –  jednak wierzę, że Miasto musi być fantastyczne. Chciałbym kiedyś tam pójść. Ale trochę... Trochę się boję. Znaczy, to nie jest mój świat... I myślę, że ty to samo myślisz o Edenie. Prawda? – Choć można by było powiedzieć to na różne sposoby, z czego wręcz przytłaczająca część byłaby negatywna, u Hanaela nie dało się wyczuć żadnego zarzutu, wrogości. Bardziej chodziło o zrozumienie, ale też fascynację tym, jak życie mogło wyglądać gdzie indziej. Anioły były zacofane, elektryczności w Edenie praktycznie nie było, bo i skąd ją czerpać, poza mocami? Sam stróż czuł się tak, jakby zatrzymał się w czasie. Zarówno on, jak i miejsce, w którym żył.
   Bezpieczna, idylliczna bańka ostatnimi czasy nie była zbyt często nawiedzana przez zagrożenia. No, z wyjątkiem przepędzonych z lasu członków KNW, którzy odpowiedzialni byli za podpalenie kilku domostw jakiś czas temu. Dlaczego oni tak bardzo chcieli cudzej krzywdy? Oby Will, mimo sojuszu S.SPEC z Kościołem, nie miał nieprzyjemności związanych z natknięciem się na nich.
Będę zaszczycony możliwością zapewnienia ci bezpieczeństwa. Znam parę miejsc, które mogłyby być przyjemne na postoje... Ogółem dość dobrym wyborem byłoby Skalne Miasto, gdybyś z jakiegoś powodu nie był w stanie dotrzeć do Edenu. Mieszka tam Bractwo Świtu, wyznawcy wirusa X. Ale... To wcale nie jest tak okropne. Są przyjaźnie nastawieni do aniołów. I nie pozwalają na krzywdzenie osób, które znajdują się w ich siedzibie. Zapewne jak będziemy wychodzić z lasu, to będzie widoczne. Często przez nie przechodzę, bo mogę im sprzedawać różne rzeczy w zamian za zioła czy potrzebne mi wyroby. Myślę, że jako ktoś, kto rozumie Miasto, mógłbyś się tam nieźle dorobić... W dodatku jako artysta – przyznał. Co prawda wyroby artystyczne nie były aż tak konieczne do przeżycia, jednak Bractwo, mając już rozwinięty handel oraz społeczność, miało więcej swobody w tej kwestii niż byle Desperaci.
Jest tyle miejsc, do których warto pójść. Nawet nie po to, by się wzbogacić, co po to, żeby... Żeby móc usiąść i popatrzeć. Po prostu, chwila wytchnienia... Czasem to potrzebne – pokiwał głową w sumie bez celu, może chciał podkreślić prawdziwość tego, co mówił, może dodać sobie trochę pewności siebie. Jednak typowo jak to on, wydawał się trochę nieobecny, bardziej skupiony na wyobrażeniach i wspomnieniach niż na realnym świecie.
 O? Chusty są dziwne? – zmrużył lekko oczy, łapiąc młodszego za słówko. Niemniej jednak, ruszył się wreszcie po tę chustę, by ze świadomością nadchodzącej tęsknoty za tym przedmiotem. Ileż to przygód razem przeżyli!
Z innych miejsc, kontynuując, w Apogeum Desperacji, czyli ośrodku wszelkiej cywilizacji na pustkowiach, jest prowadzony między innymi przez anioły Szpital Ostatniej Nadziei. Nie wiem co prawda, czy już go odbudowali po niedawnym pożarze. Ale jeżeli potrzebowałbyś pomocy w tamtej okolicy, to właśnie to byłoby najlepszym rozwiązaniem. Pamiętam, że mieliśmy robić kolejne miejsce mające na celu niesienie pomocy mieszkańcom Desperacji, ale... Podejrzewam, że przez całą tę sytuację z Apokalipsą, prace się opóźniły. Mam nadzieję, że... – urwał, potrząsając głową. Naprawdę wyglądało na to, że nie umiał zrezygnować z depresyjnych, dobijających myśli nawet na chwilę.
 Akhm... Mam wrażenie, że chciałbyś jak najszybciej wrócić do Miasta. Prawda? Może... Dziś zostańmy jeszcze w domu. I zacznijmy przygotowania. A wyruszymy choćby i jutro.
   Przez kogóż to przemawia duch spontaniczności? Prawie jakby Hanael był młodzieniaszkiem, na jakiego wyglądał. Już wyliczał w głowie to, co powinni ze sobą wziąć, co zrobić. Znowu odpłynął w stronę swoich rozmyślań.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach