Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Piękne, słoneczne popołudnie jesienną porą było idealne do spacerowania. Niezbyt ostre promienie słońca nie drażniły oczu, jednocześnie z niejakim wyczuciem oświetlając świat, który za parędziesiąt minut odda się w objęcia stopniowo nadciągającego mroku. W taką pogodę większość ludzi dostaje szału kiedy musi patrzeć się w cztery ściany swego własnego domu. No właśnie, większość. Mężczyzna poruszający się po mieszkaniu na wózku nie należał jednak do tej masy. On lubił swój spokojny kąt, którego cisza była zakłócana jedynie przez jego własny wózek oraz sporych rozmiarów szczura, który zawsze mu towarzyszył. Nie inaczej było i tym razem, kiedy Hidai swobodnie biegał sobie po barkach mężczyzny, kiedy ten krzątał się po kuchni. Może i jego nogi nie były sprawne, ale obracanie się na kółkach było o wiele łatwiejsze. Zresztą ze swoich ud mógł robić koszyczek, który pomagał mu w transporcie w codziennym życiu. Tym razem posłużył za trzymadło miski z truskawkami, które musiał przenieść ze stolika na kuchenny blat. W tak ciepły dzień nie ma nic lepszego, niż zimny shake. Wyjście do sklepu wytwarzającego takie cudeńka zabrałoby jednak zbyt dużo czasu, więc o wiele łatwiej przygotować coś w domu. Do niewielkiego pojemniczka trafiły więc truskawki, lody truskawkowe, śmietana i kostki lodu, które po chwili z niemałym hałasem były niszczone przez gładkie, metalowe ostrza blendera.
Po kilkunastu minutach przygotowywania deseru i niezbyt łatwego sprzątania kuchni, Yudai wreszcie mógł się odprężyć. Korkowa podstawka wylądowała na okazałym, czarnym fortepianie, a już po chwili znalazł się na niej truskawkowy shake z wystającą, zakręcaną, zieloną słomką. Dzisiaj akurat był w takim humorze, że nie wiedział co ze sobą począć. Niby wszystko dookoła się do niego uśmiechało, a on sam tego nie dostrzegał. Przejechał swoimi długimi, chudymi palcami po klawiszach fortepianu, wsłuchując się przez chwilę w cichy pomruk instrumentu. Dobrze, że miał przy sobie chociaż Hidaia, który teraz ocierał się pyszczkiem o policzek mężczyzny. Zapowiada się długie popołudnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Piękne, słoneczne popołudnie jesienną porą było idealne do spacerowania.
I choć w rzeczywistości mogła w spokoju oddać się tej czynności, aktualnie w jej chodzie nie było ani spokoju, ani spacerowania. Przekraczała kolejne odległości w zastraszającym tempie, lawirując pomiędzy mijającymi ją ludźmi, z ledwością nie wpadając na niektórych. Mimo pośpiechu dobry humor jej nie opuszczał, wręcz przeciwnie. Z każdym kolejnym metrem uśmiech na ustach poszerzał się, a policzki różowiały od chłodniejszej temperatury.
To była kwestia jeszcze kilkunastu minut, kiedy stanęła prze drzwiami prowadzącymi do mieszkania chłopaka. Uniosła dłoń, aby zapukać, ale w ostatniej chwili pięść rozluźniła palce, a potem chwyciła za klamkę, naciskając na nią. Skrzypnęło. Otwarte. Jak zwykle, zero zabezpieczeń. Kiedy on się wreszcie nauczy?
Bez problemu wślizgnęła się do przedpokoju, zamykając cicho drzwi za sobą. Naparła butem na piętę drugiej stropy, ściągając najpierw jednego buta, potem zastosowała tę metodę z drugim. Bosymi stopami od razu skierowała się do pokoju, który - z tego co pamiętała - pełnił funkcję czegoś w rodzaju salonu.
- Dzieeeeń dobry~! Przybyła twoja ulubiona koleżanka~! - powiedziała radośnie z uniesioną ręką już na wstępie. Bez względu na to, czy chłopak się przestraszył, czy też nie, pozwoliła sobie na wejście głębiej do pokoju, w trybie niemal natychmiastowym znajdując przy nim. Wyciągnęła dłoń i zaczęła dotykać jego lewego policzka palcem.
- A co to za ponurak tutaj siedzi? Znowu zapomnieliśmy zamknąć drzwi, hm? Masz szczęście, że nie jestem włamywaczem. Swoją drogą czemu tu tak duszno? Ładna pogoda dzisiaj. Przewietrzymy ci pokój. A, mam lody! - jak zwykle zaczęła wystrzeliwać z siebie serię tysiąca słów na sekundę. Otworzyła siatkę, którą ze sobą przytargała i zajrzała do środka, przestępując z jednej nogi na drugą.
- Wolisz malinowo-czekoladowe czy miętowo-czekoladowe? - zapytała go, ale nawet nie czekając na jego odpowiedź, sięgnęła do środka i wyciągnęła kubełek malinowo-czekoladowy lodów, niemalże siłą wpychając go w jego dłonie, podając po chwili patyczek.
Przebiegła pokój, dopadając okna i złapawszy za kotary, rozchyliła je wpuszczając nieco słonecznego światła do pomieszczenia. A potem uchyliła okna.
- Od razu lepiej. - zaciągnęła się świeżym powietrzem.
- Jedz lody. Idziemy potem na spacer. - dodała, wracając do niego, by zjeść swoją porcję lodów, ale jej wzrok przykuło coś innego. Niebieskie tęczówki momentalnie się powiększyły niczym dwie monety.
- Co to, co to? Mogę spróbować? - jej palce i tak już zaciskały się dookoła naczynia. Nie potrzebowała zgody, by upić nieco shake'a z rumieńcami na policzkach.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Zamykanie drzwi w M3 brzmiało dla niego trochę abstrakcyjnie. Pewnie, że tutaj też istniała przestępczość, ale jakoś nie widział sensu w przekręcaniu klucza, kiedy był w domu. Zawsze mógł zareagować i krzyknąć ile tylko sił miał w płucach, bo raczej za złodziejem w pogoń by się nie udał. Nie widział jednak potrzeby robienia ani jednego, ani drugiego. Na widok kaleki pewnie zabraliby co mieliby zabrać i wyszli z domu. Nikomu nic by się nie stało, a on sam miałby okazję do kupienia nowych mebli. Zresztą w całym tym grajdołku, dla niego najważniejszy był fortepian, którego nie wynieśliby nieważne jak bardzo by chcieli. No i ktoś tu chyba zapomniał o doskonałym systemie antywłamaniowym, będącym na usługach chłopaka - Hidaiu. To właśnie on obwieścił jako pierwszy, że mają w domu gościa, bo w przeciwieństwie do Yudaia, jego słuch był naprawdę dobry. Kiedy Ylva zdjęła buty, Hidai zaczął swoje podekscytowane piski, co już dało znać chłopakowi, że coś ma się wydarzyć. Oczywiście nie wystarczyło, żeby uprzedzić "dzień dobry" dziewczyny, ale sprawiło, że szok związany z jej pojawieniem zdecydowanie się pomniejszył.
I w jednej chwili ponura mina zniknęła.
Częściowo miało to miejsce z powodu przybycia Ylvy, a częściowo z tego, że nie chciał nikomu pokazywać, że on też miewa gorsze dni. Nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że serce zaczęło szybciej bić wraz z pojawieniem się dziewczyny w pokoju. co chyba wyczuł też Hidai, bo jego piski zamieniły się w te radosne, a on sam zaczął biegać po kolanach chłopaka.
- Dobrze wiesz, że jestem za niski, żeby dostać do górnego zamka. Liczę na to, że włamywacz będzie miał ochotę na herbatkę. - odpowiedział radośnie, i nim zdążył powiedzieć, że w zasadzie ma już coś na zasadzie lodów, a poza tym woli lody bez czekolady, to w jego rękach znajdował się już kubeczek ze słodkościami. Westchnął tylko bezradnie z uśmiechem, który nie mógł zniknąć z jego twarzy i otworzył pudełeczko.
- Jest popołudnie. Skąd Ty masz jeszcze tyle energii? Nie myślałaś czasem, żeby poćwiczyć do jakiegoś maratonu? - zagadnął, próbując lodów od Ylvy. Wbrew temu co przypuszczał, ta czekolada nie była taka zła. Nagle mógł je zjeść bez większych oporów ze strony swoich kubków smakowych. Co więcej, mały Hidai również zbytnio nie protestował, kiedy Yudai zostawił część lodów na podłokietniku wózka. Mieszkanie chłopaka zazwyczaj wydawało się bezkresne. Pusta powierzchnia, w której odbija się tylko dźwięk jego fortepianu albo odgłos wózka przemieszczającego się między kolejnymi pomieszczeniami. Teraz jednak wszystko wydawało się przytulnie ciepłe i to wcale nie z powodu tego, że do środka wpadło trochę więcej promieni słonecznych.
- To jest mój shake. Picie przez podejrzaną słomkę jest bardziej nieodpowiedzialne niż niezamykanie drzwi. A jak jestem na coś chory? - rzucił rozbawiony, wcale nie przejmując się tym, że Ylva zachowuje się u niego jak u siebie w domu. Wręcz przeciwnie! Wreszcie ktoś traktował to mieszkanie jak swoje własne - Chcesz, to zaraz zrobię jeden specjalnie dla Ciebie. - sam już nie zamierzał zajadać się swoim, kiedy otrzymał od niej lody. To przede wszystkim byłoby niegrzeczne, ale miał ku temu też inny, ważniejszy powód, który zachowa dla siebie.
- I na spacer w taką pogodę? Wózek mi się zepsuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odstawiła szklankę niemalże już w połowie pustą i podeszła do chłopaka, kucając przed nim. A dokładniej przed małym szczurkiem i od razu wyciągnęła w jego stronę swoje dłonie. Chwyciła zwierzątko i przytuliła jego futro do swojego policzka, ocierając się o niego z rumieńcami na policzkach. Nigdy nie potrafiła sobie odmówić jakiegokolwiek kontaktu ze zwierzętami.
- Jest taki rozkoszny. I mięciutki~ - jęknęła z rozkoszy. Po chwili z bólem serca odsunęła się od stworzonka, zostawiając go w spokoju. W końcu trzeba było zjeść lody. Zgarnęła swoje pudełko i przycupnęła na jednym z wolnych krzeseł, podważając paznokciem wieczko.
- Nie musisz robić nowego specjalnie dla mnie. Wiem co ci chodzi po głowie. - uniosła  jasne spojrzenie znad lodów i wbiła je w mężczyznę sprawiając wrażenie, jakby przejrzała jego wszystkie zamiary na wylot, zaglądając wprost do jego duszy.
- Grasz na czasie, mój drogi. Tsk, tsk, nie ze mną te numery. Nie będziemy przeciągać niepotrzebnie czasu. Zjemy i idziemy. Postanowione! - skinęła głową, pakując sobie zimną słodycz do ust. Yudai zawsze taki był. Starał się wykręcać z opuszczania mieszkania, wymyślając coraz to nowsze i bardziej pokręcone powody. Ale Ylva nie zamierzała odpuścić. Pod tym względem była niczym upierdliwy wrzód na tyłku. Wyciągnie go na zewnątrz, choćby miała wyszarpać go za ubrania. Spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził.
- Jest chłodno, ale na tyle przyjemnie, że grzechem byłoby z tego nie skorzystać. - szybko zjadła swoją porcję i odczekała aż Yudai skończy swoją. Zgarnęła pudełka i wycofała się do kuchni, gdzie znajdował się kosz na odpadki. Poruszała się po domu chłopaka niemalże bezbłędnie. W sumie ktoś mógłby zakryć jej oczy, a ona i tak wiedziałaby gdzie się udać. Gdy wróciła, niosła już jego kurtkę przewieszoną przez swoje przedramię.
- Pomóc ci, czy sam sobie poradzisz? - zapytała unosząc lewą brew ku górze. Było to pytanie pułapka. Oczywiście Yudai sam bez problemu sobie poradzi, i ona o tym doskonale wiedziała, ale chciała nieco się z nim podroczyć. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że gdy chłopak zaczynał się irytować czy też oburzać, przypominał wtedy słodkiego zwierzaczka, którego aż chciało się tarmosić. Podała mu kurtkę i zabrała szczurka z jego kolan, jeszcze raz przytulając się do jego futerka.
- W sumie maraton to nie taki zły pomysł. Wiesz że co roku organizują jeden na obrzeżach miasta. Moglibyśmy we dwójkę wziąć w nim udział. - podeszła do klatki i ją otworzyła, ostrożnie wsadzając do środka zwierzaka. Pogłaskała palcem jego łepek i spojrzała przez ramię na Yudaia.
- Byłoby fajnie, nie uważasz? - już od dawna przestała spoglądać na niego jak na inwalidę. Była zdania, że  chłopak może osiągnąć dosłownie wszystko, jeżeli tylko wykaże nieco chęci. Nawet wziąć udział w maratonie. .Zresztą, sporo niepełnosprawnych osób brało w tym udział i nawet zajmowali wysokie miejsca. Czemu więc i Yudai nie miałby spróbować swoich sił? A ona oczywiście pomogłaby i nie zostawiłaby go samego.
- Gotowy?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Zawsze zastanawiało go to, jak Hidai nagle zapominał kto jest jego właścicielem, kiedy w pobliżu pojawiała się Ylva. Zupełnie tak, jakby ten szczur zapominał kto go wiernie karmił, kto się nim zajmował i kto dawał mu biegać po mieszkaniu na długo przed tym, zanim w ogóle poznał rudowłosą. Yudaia nie zdziwiło to, że niewdzięczny gryzoń tak po prostu go opuścił i ruszył do ich gościa. Jego odejście skwitowało tylko ciche westchnięcie chłopaka.
- Tak, i jaki zdradliwy. Do mnie się tak nie łasi, a to ja go karmię. - rzucił pół żartem, pół serio, ale nawet jeśli mu to jakkolwiek przeszkadzało, to teraz mógł to wybaczyć Hidaiowi. Zadowolenie na twarzy dziewczyny wynagradzało w jakimś stopniu tę perfidną zdradę. Zresztą gryzoń po krótkim przytulaniu wrócił znowu na kolana, a następnie na ramię Yudaia, cicho piszcząc mu do ucha. W takiej sytuacji nie mógł się na niego dłużej złościć i pogodził się z nim za pomocą delikatnego miziania pod pyszczkiem.
Wie co mu chodzi po głowie? Yudai z wrażenia poprawił okulary i uniósł jedną brew do góry. Skąd mogła wiedzieć? A przede wszystkim co się uknuło w tej rudej główce? Odpowiedź przyszła dość szybko, a na dodatek pewnie zwaliłaby go z nóg gdyby nie fakt, że i tak siedział już na wózku. Granie na czas? Gdy to usłyszał, w pokoju rozległ się jego donośny śmiech.
- Zawsze mnie zaskakujesz i to w Tobie lubię. - rzekł, kiedy jego głupawka się już trochę uspokoiła - I nie. Chciałem Ci zrobić coś świeżego, żebyś nie musiała po mnie pić. No i... Czy kiedykolwiek odmówiłem Ci ostatecznie spaceru? - sam nie przypominał sobie takiej sytuacji. Koniec końców i tak dawał wyciągnąć się ze swojego przytulnego mieszkanka, w którym mógłby spędzić cały dzień i nabawić się tym samym depresji. Prawdę mówiąc lubił te wspólne spacery, ale nie chciał za każdym razem polegać na rudowłosej, która przecież też pewnie miała swoje plany. Zgodnie z jego tokiem rozumowania, musiała pewnie specjalnie planować sobie dzień, żeby wyjść z nim na spacer, gdy tak naprawdę mogła robić inne, o wiele przyjemniejsze rzeczy.
- Jak mi odmarzną stopy, to Twoja wina. - pomijając, że nie zrobiłoby to oczywiście większej różnicy, Yudai zabrał się do pałaszowania lodów, aż w pudełku zostały tylko brudne ścianki. Gdy Ylva udała się do kuchni, chłopak położył swoje smukłe palce na fortepianie i zagrał parę nut, żeby jakoś zająć sobie czas. Wiedział, że na nic zdałoby się strofowanie rudowłosej, że w zasadzie to jest w gościach i nie powinna ani sprzątać, ani zmywać, ani tym bardziej porządkować mu mieszkania, ale przechodzili przez tę dyskusję tyle razy, że ostatecznie to właśnie ona wygrała.
- A jesteś pewna, że kurtka mi wystarczy? A gdzie szaliczek? Gdzie rękawiczki? Gdzie mój czerwony nos klauna, żeby ten prawdziwy się nie odmroził? - to prawda, że Ylva wiedziała jak go podpuścić, ale on również zdawał sobie sprawę z jej prób i o ile teraz faktycznie był lekko podirytowany, to starał się nie dawać po sobie tego poznać. Po prostu założył kurtkę jak grzeczny chłopiec, żeby dziewczyna faktycznie mu nie pomogła. Jeszcze takiego upokorzenia mu brakowało. Chociaż kolejny pomysł rudowłosej był dla niego jeszcze gorszy. On? W maratonie? A czy wygląda tak, jakby umiał przebierać nogami? Chciał to skomentować w dosadny sposób, ale zamiast tego po prostu się skrzywił.
- Jeśli chcesz mieć trudniejszy start, to od Yudaia na wózku lepszy jest ciężki plecak. Widzisz mnie i moje wątłe ramiona na maratonie? - zapytał, podnosząc do góry rękę i podwijając rękaw kurtki. Pewnie dałby radę kręcić tyle kółkami po solidnym treningu, ale nie chciał wyglądać wśród wszystkich biegaczy tak, jakby uciekł z zoo. Biegi i wózek jakoś się nie łączą.
- Zamiast tego proponuję... - zaczął i nacisnął dłońmi na koła, przesuwając je do przodu i starając się wyminąć Ylvę - wyścig po schodach! Pierwszy na dole wygrywa. - dobrze, że jego mieszkanie było przystosowane do wózka, bo dzięki temu wyminął dziewczynę i udał się w kierunku drzwi. Pewnie, że wygra! Spadając ze schodów nie będzie czuł połowy ciała, więc ma przewagę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Roześmiała się, słysząc jego żart odnośnie stóp. I co prawda chłopak wielokrotnie potrafił poprawić jej humor, to wewnętrznie za każdym razem odczuwała dziwny niepokój, zwłaszcza kiedy tak lekkomyślnie podchodził do samego siebie i swojego ciała. Martwiła się, że kiedyś jego żarty staną się rzeczywistością. I wtedy żadne z nich zapomniałoby o śmiechu.
- Kiedy odmrozisz sobie stopy... - podeszła do niego i pochyliła się, zarzucając na jego szyję szalik i zaczęła go nim otulać.
- Wtedy jakoś je odmrozimy. Ale póki co wolałabym tego uniknąć. I przeziębienia. No chyba że chciałbyś, abym codziennie do ciebie przychodziła i ci gotowała. Wiesz, ostatnio przestałam palić najprostsze potrawy, a bracia zgodnie stwierdzili, że nie stanowią już takiego zagrożenia dla ich żołądków. - zamyśliła się na krótką chwilę. W sumie po śmierci ojca opieka nad domem spadła na jej barki i chcąc czy też nie, była zmuszona nauczyć się podstawowych potraw. Ale jak łatwo się domyślić, w kuchni stanowiła istny huragan i zazwyczaj wszystko, czego się dotknęła, kończyło się totalną klapą. Ale ostatnimi czasy dość mocno się podciągnęła i jedzenie, które przygotowywało rzeczywiście zaczynało przypominać jedzenie, a nie jakaś ciemną breję emanującą mroczną aurą.
W sumie skoro o jedzeniu mowa, to odczuła w brzuchu zbierający się głód. Nie było jeszcze na tyle źle, aby za moment zaczęła zwijać się w kulkę żebrząc o cokolwiek do jedzenia, ale z drugiej strony znając jej możliwości, to pierwsze co zrobią po przekroczeniu progu mieszkania, to skierują swoje kroki w stronę jakiegoś baru albo też innej budki z jedzeniem. Myślami już dawno siedziała z nosem nad menu wybierając najdogodniejszą pozycję dla siebie, kiedy słowa chłopaka skutecznie wyrwały ją z przyjemnego letargu.
"Widzisz mnie i moje wątłe ramiona na maratonie?"
Spojrzała na niego, a jej jasne spojrzenie na krótką chwilę spoważniało.
- Oczywiście, że tak. - odpowiedziała mu tonem święcie przekonanym o swojej racji. Nie zamierzała jednak tłumaczyć mu skąd w niej taka wiara w niego. Znała go na tyle, że nawet kilkugodzinny wywód nie zdziałałby nic w tej kwestii.
- Swoją drogą czemu nie załatwisz sobie elektrycznego wózka? Jestem pewna, że pozyskałbyś go bez pro-- ej, falstart! - krzyknęła za nim, od razu ruszając w pogoni za chłopakiem. Założyła pospiesznie buty i zgarnęła kurtkę, którą zaczęła ubierać w biegu, kiedy pokonywała kolejne stopnie. A w wygraniu na pewno pomogły jej poręcze, po których z pradawną gracją sunęła w dół.
Kiedy znalazła się już na zewnątrz, uniosła obie dłonie ku górze.
- Ha, wygrałam. Jesteście o sto lat za młody, żeby konkurować z królową szybkich ucieczek! - oparła dłonie na biodrach i wypięła pierś do przodu pełna satysfakcji. Odetchnęła świeżym, jesiennym powietrzem. Złapała za zamek kurki i zaciągnęła go niemal pod samą szyję, powoli ruszając obok chłopaka.
- Park? Czy coś innego? W sumie w parku mają świetne budki z jedzeniem.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

- O nie, nie, nie, moja droga. W tym duecie gotowanie jest moją działką. Poza tym zapomniałaś, że gdybym się bardzo uparł, to zostawienie klucza w zamku chroni mnie przed wszystkim. - pewnie i tak długo by nie wytrzymał wiedząc, że dziewczyna stoi za drzwiami, ale na parę minut by ją powstrzymał. Gdyby jeszcze Ylva tylko się poddała i odeszła, to byłoby to półzwycięstwo chłopaka. Z jednej strony wygrałby, bo nie weszłaby do środka i nie musiała sobie zawracać głowy chorym kaleką, z drugiej strony przegrałby, bo rudowłosa nie weszłaby do środka. Jedna czynność, a takie sprzeczne wyniki. W zasadzie Yudaia do tej pory dziwiło to, że ruda nie spytała go o żadne lekcje gotowania, bo z przyjemnością by jej pomógł. Sam tego nie miał odwagi zaproponować, ale przecież takie lekcje gotowania być może jeszcze bardziej by ich do siebie zbliżyły.
W wygraniu pomogły jej zapewne nie tylko poręcze, ale też przeklęte windy w tym budynku. Dlaczego na jedną trzeba było tak długo czekać? No i czemu na jednym z pięter koniecznie musiała się dosiąść staruszka? Nie mogła wyjść z domu pięć minut później? Gdyby nie ona, to na samym dole nie czekałaby na niego uśmiechnięta od ucha do ucha dziewczyna, a naburmuszona Ylva. Ten drugi widok Yudai bardzo lubił.
- Tak, tak. Następnym razem skorzystam ze schodów i wtedy będziesz tylko wąchała dym wydobywający się z moich opon! - zagroził, zaraz śmiejąc się głośno. Nie miał najmniejszych szans, ale takie droczenie się zwyczajnie mu odpowiadało. Chłodne powietrze przyjemnie otuliło jego szyję, a sam Yudai wciągnął powietrze do płuc. Może wyjście z domu nie jest jednak takim złym pomysłem?
- Może być park. Zawsze uwielbiałem wyciągać gałęzie spomiędzy szprych wózka. - w tym momencie zgodziłby się nawet na pójście na basen, gdyby tylko Ylva mu to zaproponowała. Był jak grzeczny chłopczyk, który popychał teraz dłońmi swoje kółka. Problem polegał tylko na tym, że nie wziął rękawiczek, więc niedługo będzie musiał liczyć na to, że trafi mu się jakiś zjazd z górki, żeby mógł ugrzać swoje palce. No i dla rudej pewnie problemem będzie również to, że nie zapiął kurtki.
- A wracając do pytania... Myślę, że wiesz czemu. Tradycyjny wózek jest maksimum pomocy jaką przyjmę. Zacznie się od elektrycznego wózka, a niedługo zaproponują mi jakiś egzoszkielet i będę zdany na łaskę technologii, przestanę się ruszać, urośnie mi brzuch, żyły zajdą tłuszczem, a później już tylko zawał serca, szpital i śmierć. Tak się kończy korzystanie z wózka elektrycznego! - całość próbował ukryć pod niezbyt wysublimowanym żartem, ale naprawdę czuł, że gdyby zdecydował się na takie ułatwienie to byłby przegranym. Miał sprawne ręce, miał koła, mógł poruszać się sam. Nie zawsze było to wygodne, ale przynajmniej wiedział, że to on w jakiś sposób kontroluje gdzie zmierza, a nie mechanizmy, elektronika i baterie, które w każdym momencie mogą paść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wsunęła dłonie w kieszenie kurtki i zerknęła na chłopaka obok. Chodząc z nim na spacery nauczyła się dostosowywać swój krok do jego tempa, choć na początku taka błahostka okazała się dość... trudna. Ylva od zawsze była żywym człowiekiem, a co za tym idzie, również jej poruszanie się było szybkie i sprawiało wrażenie, że jest jej wszędzie pełno. Ale z czasem weszło jej w nawyk wolniejsze poruszanie się, byle tylko Yudai nie czuł się jakoś gorszy przez to.
- Hmmm... aż tak się tego boisz? - zapytała nagle, i choć słowa mogły wydawać się mało przyjemne, nadal wypowiadała je z błyskiem rozbawienia, jak to miała w zwyczaju. Cóż, trzeba iść pozytywnie przez życie, nie pozwalając szarej rzeczywistości na przejęcie kontroli.
- Wydaje mi się, że nawet z elektrycznym wózkiem byłbyś w pełni samodzielny. Nie odebrałoby ci to ani uroku, ani też męskości. - mrugnęła do niego zaczepnie. Mimo jej poglądów, nie zamierzała w żadnym stopniu naciskać. To było życie Yudaia i jego decyzje. A ona chciała je uszanować. Przede wszystkim dlatego, że pragnęła dla niego tego, co najlepsze i żeby był szczęśliwy. Zdecydowanie na to zasługiwał.
Przyspieszyła nieco kroku, podchodząc do jednej z paru bud w parku oferujących ciepłe posiłki typu fast food i zamówiła dwie bułki z kiełbaskami. Jedną podała chłopakowi, ruszając do jednej z ławek, na których posadziła swoje szanowne cztery litery.
- W sumie chyba nigdy cię o to nie zapytałam, ale czym się zajmujesz? - zapytała w przerwie od pochłaniania kolejnych części prowizorycznie sytego posiłku. Przeniosła wzrok na dwójkę małych dzieci bawiących się w rycerzy, trzymających w swych małych, pulchnych dłoniach kije i udający, że wyruszają na krucjatę odbicia uwięzionej księżniczki. Uśmiechnęła się na ten widok. Nie była fanką dzieci, ale kiedy na nie spoglądała, zazdrościła im beztroskich dni. Ile by dała, żeby wrócić do przeszłości, kiedy najgorszym zmartwieniem była noc, kiedy trzeba było wrócić do domu.
- Wiesz, jak byłam dzieckiem, miałam tysiąc pomysłów na sekundę, zwłaszcza tych dotyczących mojej przeszłości. Chciałam być właściwie każdym. Strażakiem, doktorem, kierowcą rikszy czy nawet grabarzem. Wtedy wszystko wydawało się możliwe i na wyciągnięcie ręki. Potem znalazłam się w martwym punkcie, nie mając pojęcia co zrobić ze swoim życiem. Miałam tyle pomysłów, że nie potrafiłam ostatecznie wybrać. - wyprostowała nogi, zgniatając papierek po zjedzonym posiłku i niczym profesjonalny koszykarz rzuciła papierową kulką prosto do kosza na śmieci.
- Wszystko wydawało mi się takie, nie wiem, nudne? Nie czułam tego czegoś, wiesz co mam na myśli? - spojrzała na niego i odgarnęła parę niesfornych rudych kosmyków za ucho.
- Miałeś coś podobnego?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

- Urok i męskość się jakoś ze sobą kłócą. - rzekł, po raz kolejny popychając swój wózek do przodu, który jak na złość lekko zaskrzypiał. Najwyraźniej będzie musiał zrobić w domu przegląd, bo któregoś pięknego dnia utknie na środku pokoju i pozostanie mu jedynie zamienienie się w dżdżownicę - Wózek elektryczny jest dla starców, Ylv. Zresztą z elektrycznym wózkiem za bardzo nie pobryluję po skate parku. Jest za ciężki, zbyt nieporęczny, a przede wszystkim oszukańczy. Tak samo mógłbym spytać czy nie myślałaś nigdy, żeby wszędzie poruszać się na segwayu. Niezbyt ciekawa perspektywa, nie? - rozumiał, że chciała dla niego dobrze, ale już teraz czuł się wystarczająco żałośnie. Jeśli jeszcze zacząłby poruszać się na wózku inwalidzkim, to poczułby się jakby przegrał życie. Technologia mogła pomagać ludziom, ale w jego przypadku, jak na ironię, po prostu by go zniszczyła. To machanie rękoma i wprawianie kół w ruch było ostatnim, nad czym miał w pełni kontrolę. To on decydował z jaką siłą naprzeć na poręcz, jak szybko jechać czy w jaki sposób skręcić. Ludzie na co dzień nie doceniali pewnie tego, że mogą ruszać nogami i iść tam, gdzie chcą, ale Yudai miał na to inne spojrzenie.
- Wszystkim, co nie wymaga używania nóg. Naprawiam drobne sprzęty elektryczne, większe sprzęty elektryczne, robię strony internetowe. Ale to ostatnie, to jakiś dziki zachód. Wiesz kto się ostatnio ze mną skontaktował? - pytanie z serii "i tak nie dam Ci zgadnąć", bo Yudai dalej kontynuował - Okazuje się, że w M3 mamy klub swingersów. I to całkiem prężny, bo ich stara strona nie wyrabiała i chcieli, żebym im stworzył nową, bardziej wydajną, a przede wszystkim przystępną stronę. Do tej pory mam w domu ich zaproszenie. Jak chcesz, to mogę Cię wkręcić. - rzucił zadziornie, będąc ciekawym jej reakcji. Taka sytuacja faktycznie miała miejsce, ale Yudai z niej nie skorzystał. Pierwszym wymaganiem klubu swingersów było posiadanie partnera lub partnerki, czyli odpadał w przedbiegach. I choć dla niego byli gotów zrobić wyjątek, to wszystko nie wydawało mu się zbytnio realne.
Wózek ustawiony zaraz obok ławki nie miał prawa się przesunąć, bo Yudai zaciągnął hamulec, a ciepła bułka z parówką sprawiała, że jego zziębnięte palce znowu zaczynały mieć normalne krążenie. To był właśnie minus jazdy na wózku - ręce nie mogły być w kieszeniach.
Doskonale rozumiał każde jej słowo, choć w jego przypadku było trochę inaczej. Chciał byś zawsze tym kim być nie mógł z powodu swoich niedoskonałości. Jego chodzenie z głową w chmurach nie trwało jednak zbyt długo i zajął się tym, czym mógł - czymś wymagającym sprawnych rąk.
- Cały czas mam. - rzucił krótko, a na jego twarz przez moment wpełzł smutny uśmiech, który zaraz jednak został zamaskowany. Nie mógł pokazać Ylvie, że coś go trapi. Przed nią zawsze uchodził za silnego. - Ale Ty? Czemu nie spróbujesz wszystkiego, o czym mówisz? Masz wygląd, charyzmę, intelekt, dwie sprawne ręce, dwie sprawne nogi i łeb na karku. Masz wszelkie predyspozycje do tego, żeby spróbować każdego zawodu o jakim sobie zamarzysz. I choć pewnie też miewasz gorsze dni, to jednak za taką upartość Cię podziwiam, Ylv. Jesteś takim małym rudzielcem w moim życiu, którego plecy zawsze gonię. - chwile szczerości podczas spaceru zawsze były w modzie, ale jednak zbyt poważna atmosfera jakoś do nich nie pasowała, więc Yudai nigdy do końca nie mógł być z rudzielcem szczery - Chociaż jak chcesz zostać koszykarką, to odradzam. Jesteś lekkim kurduplem. - zaśmiał się i zaczepnie dźgnął Ylvę palcem między żebra. Większość ludzi reagowała na to lekkim krzykiem i dziwnym ruchem, który porównywalny jest do tego występującego przy torturach łaskotkami. Teraz czas na reakcję rudzielca. W razie gdyby planowała mu oddać, to będzie mógł się bronić połową posiłku, którą miał w swojej prawej ręce. Ketchup na twarzy z pewnością odstraszy potencjalną agresorkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiatr nieco mocniej zawiał, rozwiewając je rude pasma kosmyków na boki. Spojrzała na swoje dłonie skryte pod nieco przydługawym materiałem bluzy wystającej spod kurtki. Uśmiechnęła się delikatnie, choć z tej perspektywy raczej ciężko było zauważyć cokolwiek. Oczywiście nie do końca zgadzała się ze wszystkim, co mówił. Nadal uważała, że odrobina pomocy technologii w żadnym wypadku nie pozbawi go samodzielności oraz męskości, a jedynie ułatwi codzienne życie. Zresztą, nawet w pełni zdrowi obywatele miasta niejednokrotnie korzystali z usług maszyn i w żadnym wypadku nie byli mniej ograniczeni, jakby w ogóle z tego nie korzystali.
Nie rozumiała jego decyzji, ale w pełni ją akceptowała i tolerowała. Yudai był dorosły i najlepiej wiedział co jest dla niego najlepsze. A ona, jako jego przyjaciółka, miała zadanie wspierać go w praktycznie każdej ścieżce, jaką zamierzał obrać. Dlatego też skinęła głową, posyłając mu szeroki i jak najbardziej szczery uśmiech.
- Już to mówiłam, ale powtórzę się jeszcze raz. - spojrzała na niego uważnie, odszukując jego spojrzenie.
- Cokolwiek nie postanowisz, zawsze będę cię wspierać, Yu. Nieważne jaką decyzję podejmiesz, stanę za tobą murem jeżeli będzie trzeba. I akceptuję drogę, jaką obrałeś. - zaśmiała się cicho, wyglądając przez moment jak jedyny jasny punkt w ten jesienny, ponury dzień. Taka prawda. Bez względu na wszystko, zawsze będzie dotrzymywać mu kroku, nawet jeżeli oznaczało to, że sama będzie musiała zwolnić i się dostosować.
- Studiuję weterynarię. Myślałam, że ci już to powiedziałam. Ale do końca nie byłam pewna, czy to aby na pewno dobry wybór. I tu już nie chodzi o to czy jestem inteligentna czy też nie, czy podołam temu, czy jednak na pewnym etapie zawiodę nie tylko samą siebie, ale też i ludzi dookoła mnie. Do samego końca nie wiedziałam, czego tak naprawdę oczekuję od życia. Mówisz, że mam zdrowe ręce i nogi, a co za tym idzie, więcej możliwości. To prawda, oczywiście że się z tobą tutaj zgadzam, ale też prawda jest taka, że te ręce czy też nogi nie są w stanie podjąć za mnie najodpowiedniejszej decyzji, ani też wskazać mi to, czego tak naprawdę szukam. - wzruszyła lekko ramionami, jakby rozmowa jaką właśnie prowadzili w żadnym wypadku nie dotyczyła decyzji na całe życie, a jedynie jakiś nic nie znaczących głupstewek.
- Ale wiesz, zwierzęta same nie powiedzą, że coś je boli. Same nie przyjdą do ciebie, abyś im pomógł. Dlatego po to jestem. Chcę im pomagać, nawet jeżeli one same nie są w stanie o nią poprosić.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Cały szkopuł tkwił w tym, że zwyczajni mieszkańcy miasta korzystali z technologii dlatego, że ułatwiała im życie. Nie spędzali z nią prawie całego dnia, nie byli zdani na jej łaskę. Rozładowany telefon można schować do kieszeni, ale rozładowany elektryczny wózek oznacza już uziemienie i upokarzające czekanie na pomoc. Yudai wiedział, że Ylva tego nie zrozumie. Niekiedy ich różnice charakterów były widoczne jak na dłoni, a w tym przypadku dochodziła jeszcze różnica doświadczeń. Dla energicznej, silnej rudowłosej z pewnością nie do wyobrażenia bała sytuacja,w której nawet najprostsze codzienne czynności mogą być wyzwaniem, jeśli nie posiada się przy nich odpowiedniego ekwipunku. To zjadało chłopaka od środka każdego dnia od kilkunastu lat, ale nikomu nie śmiał o tym chociażby pisnąć. Nawet tak złotej osobie jak rudowłosa. Czuł, że swoim wyznaniem rzuciłby cień na jej jasne życie, niejako zmusiłby ją do odejścia od swojego radosnego akceptowania tego, co los rzuca w jej stronę. Nie chciał być powodem dla którego ten szeroki uśmiech z twarzy zniknąłby chociaż na moment i o ile jego życie było pasmem porażek, o tyle te jednej rzeczy nigdy nie zamierzał schrzanić. Zresztą jakby mógł to zrobić po tym, co właśnie usłyszał.
Yudai spojrzał z niedowierzaniem i lekkim rozmarzeniem w oczach na swoją przyjaciółkę i westchnął smutno pod nosem. Wiedział, że on te słowa interpretuje całkowicie inaczej niż ona, ale mimo tego i tak napełniały go dziwną radością.
- Dobra, dobra. Widzę co chcesz zrobić. Wyciągasz mnie na spacer, zdobywasz się na ckliwe wyznania... Chcesz zobaczyć moje łzy tak, jak podczas tego filmu z umierającym psem. Nic z tego! - najprostsza taktyka na ukrycie emocji to obrócenie wszystkiego w żart. Zawsze działało, więc Yudai był pewien swego i tym razem, ale nie chciał znowu wyjść na całkowicie bezdusznego - Dzięki. - szturchnął ją delikatnie łokciem i jakby nigdy nic popchnął swój wózek do przodu, dając do zrozumienia, że temat uważa za zakończony. Nigdy nie był dobry w rozmowie o uczuciach.
- Po to masz nogi, żeby iść przed siebie. Po to masz ręce, żeby łapać się wszystkiego, czego chcesz. Chyba tylko wybrańcy wiedzą co chcą robić w życiu i w końcu to zdobywają, ale jeśli czujesz choć odrobinę satysfakcji przy okazji tego, co robisz, to najwyraźniej zmierzasz w dobrym kierunku. - po raz kolejny nie zawiódł się na dziewczynie. Miała złote serce i pewnie stąd wynikała większość jej niepewności. Nie była wystarczająco arogancka, żeby być przekonaną o swojej nieomylności, więc lekkie zachwianie było normalne. - Ale czekaj... Ja też często nie proszę o pomoc, a jednak się na nią upierasz. Czy Ty traktujesz mnie jak praktyki? - spojrzał na nią lekko przymrużonymi oczyma, właśnie mijając jakiegoś faceta z hot-dogami. Jedzenie jedzeniem, ale padło ważne pytanie, na które Yudai musi uzyskać odpowiedź.
                                         
Flavian
Rekruter
Flavian
Rekruter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yudai Argus (Flavian)


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach