Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down




Shiori Tsubaki

16 lat; I C

166 cm || 78 kg


Matka jest właścicielką agencji modelek, bardzo rygorystyczna i stawiająca nacisk na wygląd, przez co Shiori ma problemy w domu. Starasz o rok siostra jest młodziutką modelką, a ojciec z kolei jest ambasadorem i więcej go nie ma, jak jest.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

HERAUCHI ATASUKE, 18 lat, klasa Id
Wziął wdech czując, jak do płuc wlatuje lodowate, tnące w gardło powietrze, tlen szybko krąży po organizmie, wprawia jego dłonie w dygotanie, a szczęki w drżenie.
Patrzył w dół; na miasto pozostawione setki kilometrów pod linią gęstych chmur. Nie dostrzegał najmniejszego zarysu dachu, żadnej mrówczej postaci człowieka, ale doskonale wiedział, że tam są, że to wszystko zostawił tam, na dnie.
Wreszcie był górą. Doszedł do momentu, w którym cała reszta cholernego świata znalazła się w piekle. Tysiące kroków dzieliło go od najbliższej żywej duszy, setki otarć, obejść, zakrętów, wspinaczek. Wokół panowała cisza tak absolutna, jakby ktoś za pomocą samego pstryknięcia palcami spowolnił czas, a potem zatrzymał go, unieruchamiając dźwięki, niszcząc płynność obrazu.
Nie było mu żal gęstej, zasłaniającej niemal cały widok mgły, która otaczała go ze wszystkich stron. Zdawał sobie sprawę, dlaczego tak się dzieje, pojął to, jak działa mechanizm, logika gór.
Teraz wreszcie mógł się uwolnić.
Zacisnął palce w pięści zdając sobie sprawę, że przez cały ten czas wstrzymywał oddech, ale teraz coś w nim pękło i chciało się wydostać, przepychało się od żołądka, przez gardło i zatrzymało za zatrzaśniętymi zębami. Naszła go ogromna ochota, by wrzasnąć w przestrzeń, choć było to równie wyzwalające, co głupie. A jednak przymknął zmęczone powieki, by góry przyjęły wszystkie ciążące na duszy tajemnice.

Krzycząc przez łzy pamiętał, że we mgle kryje się wszystko, czego nawet bogowie nie chcą oglądać.

Kolor włosów: brąz.
Kolor oczu: piwne.
Wzrost: 167 cm.


                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wychowanie fizyczne. Obowiązkowe. Tym razem musiała się stawić. Zbyt wiele razy unikała tych zajęć. Nauczyciele powiadomili o tym jej matkę, i w domu miała prawdziwe piekło. "Jesteś tak leniwa, że unikasz jakiegokolwiek ruchu. Wstydź się. Spójrz na swoją siostrę" słyszała niemal każdego dnia od tamtej pory. To nie tak, że nie lubiła tych zajęć. Bo lubiła. Ale nienawidziła spojrzeń dookoła niej, podszeptów, chichotów. Dlatego unikała ekspozycji swojego ciała jak tylko mogła.
Zacisnęła mocniej dolną wargę, kiedy stała na szkolnym boisku czując się naga pomimo stroju. Cholerny czerwiec. Cholerna ciepła pogoda. Nie dość, że musiała ćwiczyć, to w dodatku na zewnątrz, gdzie była narażona na nieprzyjemne spojrzenia poza jej klasą.
- Shiori, chcesz pograć z nami w zbijanego? - Natsuki podbiegła do dziewczyny, łapiąc ją za dłoń i lekko ciągnąc w swoją stronę. Natsuki Tamao. Była niezwykle miła, urocza i kochana. Wszyscy w klasie ją uwielbiali. Nie tylko odznaczała się charakterem na tle innych, ale przy tym była drobna. Sprawiała wrażenie osoby, która aż prosi się o swojego rycerza na białym koniu. Shiori wielokrotnie zastanawiała się co by było, gdyby i ona była taka. Czy wtedy spojrzenia pełne pogardy zamieniłyby się w spojrzenia pełne troski?
Bezwiednie ruszyła za nią, chociaż najchętniej owinęłaby się kocem i skryła pomiędzy kartonami, jak na prawdziwy kokon przystało. Ale miała do wyboru albo bieganie z jedną częścią klasy, albo granie w zbijanego z drugą. Tutaj przynajmniej istniało spore prawdopodobieństwo, że dostanie piłką jako pierwsza i będzie mogła zejść z boiska. Tak, to był naprawdę dobry plan. Nawet na moment jej twarz rozjaśniła się w radości....
.... do momentu, kiedy ujrzała jego po drugiej stronie.
- Klasa pierwsza D ma zajęcia na równoległym boisku i uznaliśmy, że rozegramy mini mecz klasa na klasę. - Natsuki wyszczerzyła się do jasnowłosej puszczając jej dłoń. Serce Shiori zabiło szybciej. Że też ze wszystkich klas, nie, osób, akurat on musiał grać? Nie mógł biegać z innymi? Chciała wycofać się, ale nie znalazła w sobie żadnej części odwagi. Co prawda chłopak nie widział jej, wiec zapewne nie zorientuje się, że to właśnie z nią rozmawiał pamiętnego dnia w gabinecie pielęgniarki. Mimo to wolała stanąć z tyłu, jedynie ukradkiem posyłając spojrzenia ciemnowłosemu. Teraz nawet plan szybkiego zejścia z boiska roztrzaskał się na małe kawałki. Będąc Pierwszą Krwią z pewnością zwróciłaby na siebie uwagę.
Czemu los jest takim potworem?
Piłka ruszyła.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Poczuł na ramieniu ciężar, a kiedy odwrócił głowę, natrafił od razu na wyszczerzoną od ucha do ucha twarz Kashiro, który objął go za szyję i przyciągnął do siebie. Przez kilkanaście następnych sekund Atasuke widział tylko jego zęby szczękające mu tuż przed nosem.
— Ale się nam szczęści! — mamrotał Kashiro; ton miał podniecony i piskliwy. Gdyby nie był tak blisko, Herauchi dostrzegłby błyszczące jak reflektory oczy kolegi. — Idzie najlepsza dupeczka z Ic!
Znudzone spojrzenie Atasuke potoczyło się po plenerze; mimowolnie zaczął rozglądać się po boisku, ale nie wiedział na czym zawiesić wzrok. Wszystkie te laseczki wydawały mu się takie same; nie rozumiał do czego Kashiro wywala jęzor, skąd u niego ten niebotyczny wzrost endorfin, po co się tak nastraja. Poza tym już od początku Herauchi był niezadowolony. Dudniło mu czaszce od wrzawy, gwizdków trenerów i powtarzanego jak mantrę: raz, dwa, raz, dwa, raz przez biegaczy.
Kashiro puścił niższego chłopaka i wypruł przed siebie, by ustawić się jak najbliżej linii; naprzeciwko Natsuki. Atasuke w tym czasie wyprostował ramiona i ziewnął potężnie, ruszając w ślad za nim — ale wolniej; jak rozleniwiony kot, który dopiero zeskoczył z wygrzanego muru.
Średnio chciało mu się grać. W ogóle by go tu nie było, gdyby trener nie zamierzał go udupić za zbytnie olewanie zajęć. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem stawił się na wf-ie. Pewnie kilka tygodni temu, więc może ten stary dziad miał trochę racji, ale z drugiej strony to głównie jego wina. Gdyby te śmiechu warte ćwiczenia były o pół tonu ciekawsze...
— Gotowi?! — wrzasnęła Mariko; jej długie czarne włosy splecione w dwa grube warkocze wydawały się ciężkie. Atasuke przyglądał się im, nie zwracając uwagi na piłkę, którą trzymała w drobnych dłoniach.
Przewodnicząca Ic podniosła gwizdek, wetknęła go między jasnoróżowe wargi (od czego połowa klasy Herauchiego zmiękła) i dmuchnęła. Pisk przeszył całe boisko i gra wreszcie się zaczęła.

Było jakoś tak cholernie gorąco; promienie słońca przebijały się przez czaszkę szatyna i tworzyły w jej wnętrzu piekło. Po głowie odbijało się tylko jedno zdanie. Najlepsza dupeczka z 1c. Najlepsza dupeczka z 1c... — i to głosem Kashiro, kompletnego idioty, który wrzeszczał najgłośniej z nich wszystkich, co chwila łapiąc piłkę i ciskając ją na drugą stronę.
Atasuke prezentował się przy nim jak jakiś ociężały niedźwiedź, który nie może się równać ze skoczną antylopą. Przestępował z nogi na nogę i unikał ciosów, ale nie zaangażował się w samą grę. Dawał z siebie minimum z minimum.
Najlepsza dupeczka z 1c... niedźwiedź... najlepsza...
Wtedy jego wzrok padł na jakiś cień. Za Natsuki — dziewczyną, której nie mógł zbić Kashiro — człapała jakaś zapaśniczka. Przez kilka sekund Atasuke miał wrażenie, że stawia opór niewidzialnej smole; każdy ruch wydawał się spowolniony i cięższy.
— HERAUCHI, UWAŻAJ!
Gwałtowny wrzask go ocucił. Odwrócił wzrok od Ogrzycy-Stojącej-Za-Dupeczką-1-C i dokładnie w tej samej sekundzie czas przyspieszył. Do jego żył wstrzyknięto siłę. Rozległ się świst, a potem trzymał już piłkę w dłoniach.
Blondynka z zaczerwienionymi policzkami cmoknęła, wycofując się o dwa kroki; celowała w niego. Pewnie uznała go za słabe ogniwo.
Za najsłabsze ogniwo.
Nie, nie, pomyślał rozbawiony, wciskając palce w twardą piłkę. Spojrzenie skupiło się na przygarbionej dziewczynie o ładnej twarzy i ze wstążką we włosach. Ale nie chodziło mu w ogóle o Harumatę Natuski.
Ta mała suka stała mu tylko na drodze.
I dlatego, kiedy się zamachnął, wycelował prosto w nią.
Musiał ją zbić, by odsłoniła prawdziwy CEL.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zapowiadało się, że to będzie jeden z najgorszych dni evah.
Starała się stać z tyłu, chociaż z drugiej strony musiała uważać na "matkę", czyli chłopaka stojącego za nimi. Wbrew pozorom to była bardzo trudna sztuka próbować być niewidocznym. I wydawało jej się, że całkiem nieźle sobie z tym radziła. Co rusz jakiś dzieciak z jej albo przeciwnej klasy opuszczał boisko. Ale im mniej ich było, tym bardziej stawałaby się widoczna. Jak na otwartej dłoni. Dlatego też jej celem było zejście z boiska po Atasuke. Tak, wtedy na pewno zająłby się czymś innym, niż oglądaniem grupy dzieciaków nawalających się piłką, a ona wtedy niepostrzeżenie mogłaby się ulotnić.
To BARDZO dobry plan.
Ale plany mają to do siebie, że szybko szlag je trafia.
Natsuki zrobiła nagły unik, przez co Shiori omal nie oberwała piłką prosto w gębę gdyby nie instynktowny unik w ostatniej chwili. Przykucnęła, zaciskając oczy, jakby to miało coś jej pomóc. Dopiero krzyk Natsuki, by uważała z tyłu ją ocucił. Zerwała się na równe nogi i niczym balerina uniknęła kolejnej piłki. Mogła odsapnąć. Na dosłownie parę sekund.
To było dziwne wrażenie, ale... ale od pewnego etapu gry miała wrażenie, że piłki coraz częściej lecą w jej stronę. Ale może tak jej się wydawało. Może za dużo sobie dopowiadała. Może po prostu wiatr tak wiał, chociaż dzisiejszego dnia dzień nie był wietrzny. A może....
.... kolejny unik przed piłką sprawił, że niemal zakrztusiła się śliną. Gdybym tą piłką oberwała...., nie, nie chciała o tym myśleć. Bo rzuty zdawały się być coraz bardziej agresywne. Coraz mocniejsze. A to sprawiło, że na krótki moment odważyła się unieść oczy, by spojrzeć gdzie jest Atasuke.
Prawie na przeciwko. Z piłką. Celując w jej stronę.
Umysł na chwilę się wyłączył, kiedy piłka zbliżała się w jej stronę. To koniec. Ze wszystkich osób na boisku, akurat ON ją- zbije. Akurat ON będzie świadkiem jej porażki. Akurat ON-
-piłka uderzyła w ją klatkę piersiową na moment odbierając jej oddech. Instynktownie zacisnęła dłonie, nieświadoma, że właśnie zupełnie przypadkiem głupiego złapała piłkę.
- Shiori, rzucaj! - krzyknęła Natsuki, a Shiori, jak to ona, bezwiednie jej posłuchała. Z wciąż zaciśniętymi powiekami zamachnęła się piłką, nieświadoma swojej siły, ciskając ją przed siebie.
PLASK
Uchyliła powiekę zwabiona odgłosem. Chłopak po drugiej stronie linii trzymał piłkę, którą niewątpliwie złapał, na wysokości swojej głowy. Była pewna, że ta piłka--
Obniżył dłonie, a Shiori mogła oglądać z każdą chwilą coraz bardziej czerwieniące twarze na jego skórze. Na JEGO twarzy.
P....szam.... - wymamrotała.
Czuła, że właśnie zbudziła Śmierć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Nie spodziewał się, że zajęcia mogą nabrać jakiejś... ciekawszej nuty; że w ogóle cokolwiek go tu zaintryguje. Unikał ćwiczeń jak ćma ognia przez zbyt schematyczne podejście nauczycieli, ale teraz poczuł się tak, jakby doznał olśnienia. Zastrzyku chęci, wręcz euforycznego pragnienia, by przedłużyć tę chwilę w nieskończoność.
Bo zobaczył CEL.
Dotarcie do niego nie było proste — i bardzo dobrze.
Z jakichś dziwnych przyczyn jego nowa... nowa znajoma (tak ją nazwał) unikała każdej piłki. Przemykała jak spasły cień między koleżankami z klasy, nagle uskakiwała w bok albo się schylała (był przekonany, że widzi fałdy drżące pod jej koszulką za każdym razem, gdy na powrót się podnosiła). Rewelacyjnie unikała ciosów. Może piłka nie była jedyną rzeczą w życiu, przed jaką musiała się bronić?
— Szlag! — rozniósł się krzyk Kashiro, który oberwał w kostkę i z miną męczennika powlókł się przez boisko. Mamrotał coś jeszcze pod nosem — pewnie coś na temat tego, że nie udało mu się zbić Natsuki — ale Herauchi go nie słyszał.
Zatracił się w swojej własnej grze. Wzrok miał bystry i skupiony; to podniosło jego kwalifikacje w tej zabawie. Jednak w porównaniu do Nowej Znajomej nie unikał wymierzonych w jego stronę ataków. Łapał piłkę twardo i odrzucał ją sekundę później. Powietrze aż świszczało od siły, jaką wkładał w ramię, by posłać ją przez boisko.
W tle rozlegały się gwizdy i monotonny ton Mariko. Katsuya! Schodzisz! Hikori! Trafiona! Riritsu... Ludzi było coraz mniej; coraz mniej pionków do zbicia, coraz szczuplejszy mur, coraz większe szanse, że wreszcie odsłoni CEL.
Nawet nie spostrzegł momentu, w którym zostali niemal sami. W przeciwnej drużynie dwie osoby; w jego trzy.
I wtedy trafił Natsuko, która z niezmywalnym uśmiechem ruszyła do linii wyznaczającej prostokąt boiska. Piłka, która przysługiwała „poszkodowanym” toczyła się po podłożu... aż w końcu przekroczyła pas oddzielający jedną połowę od drugiej.
Nawet się nie zastanawiał dlaczego Nowa Koleżanka Niedźwiedzica nie postarała się, żeby dorwać piłkę. Sam po nią sięgnął, napiął mięśnie... i cisnął przed siebie. Czuł jak cała energia kumuluje się w jego barku i plecach na wysokości łopatek, a gdy przechylił całe ciało, doświadczył jak energia przeciska się przez łokieć, przedramię i nadgarstek, wyrzucając pocisk z niewyobrażalną siłą.
Mógł się tylko domyślać, jak wyglądała jego mina, gdy zdał sobie sprawę, że ta ciapa przyjęła cios. Nie tylko przyjęła. Zrewanżowała się. I prawie go zbiła. Czas znów zagrał na niekorzyść, wpierw się rozciągnął, a potem wystrzelił — równie mocno, gwałtownie i bezkompromisowo co piłka, jaką złapał w ostatniej sekundzie.
Uderzenie powietrza wykrzywiło mu twarz. Czuł gorąco chropowatej powierzchni okrągłego przedmiotu. Powoli opuścił ramiona; piłka odsłoniła oczy wcelowane w jeden punkt — jakby od zawsze wiedział gdzie jej szukać.
— P... szm...
Ty gruba łajzo — wymamrotał bezgłośnie, poruszając ustami, które zacisnął zaraz w gniewną linię. Gorąco jakie uderzyło go w twarz tylko przyspieszyło cały proces. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że został trafiony; że z jednej dziurki nosa zaczyna spływać gęsta linia krwi. Liczyło się tylko to, że piłka nie dotknęła ziemi, miał jeszcze szansę, wszystko zgodnie z regułami... wszystko wciąż możliwe... trafi ją w ten spasły ryj... Czemu nie?
Usłyszał za plecami chrzęst, gdy jeden z ostałych kolegów zrobił krok w jego stronę, ale nie dał mu czasu na upomnienie się.
Jesteś sama — dodał szeptem i przeciął powietrze piłką, która zamieniła się w białą smugę.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie rozumiała czemu Atasuke tak się wziął na nią. Przecież był miły. Opinia o nim, jaka krążyła po szkole nijak miała się do tego, jaki był. Dobra, może go nie znała, ale wtedy, w gabinecie, był naprawdę miły. Rozmowa przebiegała dobrze, nieco szalenie, ale dobrze. Wydawało jej się, że nawet się polubili... |
Bo nie widział cię, głupia. Dlatego rozmawiał z tobą.
Tak, coś w tym musiało być. Wtedy Atasuke zaparł się, że na nią nie spojrzy i rozmowa jakoś się potoczyła. Najwyraźniej chłopak dowiedział się, jak wygląda, i dlatego teraz tak się wyżywał. Coś w tym musiało być. Może czuł się oszukany. Może oczekiwał, że Shiori wygląda tak samo, jak inne dziewczyny, jak Natsuki. Jest szczupła, urocza i śliczna. A rzeczywistość okazała się o wiele bardziej zakrzywiona.
- Shiori! - krzyk stojącej poza boiskiem Natsuki wyrwał dziewczynę z głębin jej myśli, ale było już za późno. Zdążyła jedynie w ostatniej chwili osłonić twarz rękoma, dzięki czemu uniknęła bolesnego spotkania z piłką, która pozostawiła po sobie piekące i czerwone ślady na przedramionach.
- Shiori z boiska. Wygrywa Id! - dorzucił jakiś głos, którego jasnowłosa nie do końca rozpoznawała. Ale to nie miało już najmniejszego znaczenia. Przegrała, a koszmar mógł wreszcie opuścić swoją kurtynę, kiedy mogła zejść z boiska.
- Wszystko dobrze, Shiori? - Natsuki przechyliła głowę na bok, spoglądając na drugą dziewczynę nieco zmartwionym wzrokiem.
- Uderzył cię dość mocno. - dodała, a na jej drobnej twarzy pojawił się cień złości.
- Rzeczywiście, myślałam, że wyrwie ci ręce. - Kana Murasaki była nieco wyższa od nich, ale równie szczupła, o wyraźnie zaostrzonych kościach policzkowych, hebanowych, prostych włosach i spokojnej twarzy. Z pewnością, gdyby tylko była zainteresowana, miałaby szansę w świecie modelingu. Ale Kana o wiele bardziej ceniła sobie spokój, bibliotekę i dobrą książkę.
- Uważaj następnym razem, mogłeś zrobić jej krzywdę! - Natsuki spojrzała gniewnie w stronę Atasuke, w głowie wpisując go na wysoką pozycję swojej czarnej listy osób, których wolała unikać.
Natsuki, nic się nie stało! Naprawdę nic mi nie jest! I przepraszam, że przeze mnie przegraliśmy. - spuściła nieco wzrok, ale nie dlatego, że było jej z tego powodu źle, a tylko dlatego, że chciała nim uciec w by odszukać spojrzeniem chłopaka. Trwało to zaledwie parę sekund, gdy oderwała go od jego szczupłej sylwetki, nie chcąc złapać z nim kontaktu wzrokowego. Nie miała do tego prawa.
- I tak walczyłaś dzielnie! Nie miałam pojęcia, że potrafisz się tak poruszać!... Znaczy... - Natsuki zamilkła gwałtownie, kiedy zdała sobie sprawę, że słowa mogły w jakikolwiek sposób zranić Shiori. Ale Shiori była przyzwyczajona do o wiele gorszych słów. Dlatego też uśmiechnęła się delikatnie w jej stronę, kręcąc lekko głową.
Pójdę się umyć. - dodała cicho, ruszając w stronę budynku.
- Iść z tobą?
Nie ma takiej potrzeby! Zaraz wrócę! - odparła, chociaż w myślach dodała, że nie takie "zaraz", bo zajęcia jeszcze trwały, a ona już czuła się, jakby przebiegła cały stadion. A tak zawsze zyskała kilka dodatkowych minut spokoju i odpoczynku. Obeszła budynek i podeszła do kranów na zewnątrz. Odkręciła jeden, z którego zaczęła lecieć przyjemnie chłodna woda. Nabrała jej nieco do dłoni i obmyła spoconą twarz.
Gdyby tak mogła zostać tutaj do końca zajęć...
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Trafił ją.
Oczy rozbłysły jakby ktoś włączył latarki wewnątrz czaszki Atasuke. Chłopak, zgięty nieco wpół, z dłonią wyciągniętą jak do pocałunku i zaciśniętymi zębami, czekał na ten wyrok całą wieczność.
„Shiori z boiska”.
Pięknie, pochwalił się, choć dopiero docierały do niego fakty. Pięknie ją załatwiłem. Ktoś musiał to zrobić, nie? Cały czas ją omijali, jakby... Ściągnął ramiona, prostując się wreszcie i odprowadzając przegraną wzrokiem. Jakby należało się jej specjalne traktowanie.
— Mogłeś zrobić jej krzywdę!
Nie, nie należało.
Uśmiechnął się drwiąco. Unosił już rękę, żeby pokazać im środkowy palec, ale dokładnie w tej samej sekundzie Kashiro klepnął go między łopatki i cała uwaga przeniosła się na czarnowłosego.
— Stary, ale się wczułeś — wymamrotał Kashiro; trochę z rezerwą, a trochę z podziwem. Na jego nosie z powrotem pojawiły się okulary w twardych oprawkach, które zawsze z nabożnością chował przed grą na boisku. — Myślałem, że ta piłka przejdzie na wylot!
Herauchi zdał sobie sprawę, że znów — do jasnej cholery — zaczyna go boleć głowa. Szum, który ucichł w momencie skupienia absolutnego, na powrót wypełnił umysł. Szemrało mu, jakby jakaś złośliwa, obca siła wpuściła do czaszki rój rozwścieczonych kijem os.
Daj mi spokój — warknął rozdrażniony Atasuke; nie pozostało nic z chorej satysfakcji, jaką odczuł wraz z wygraną. — Nawet gdyby się nie zasłoniła to co z tego? Przy takim spasłym cielsku to działa inaczej. Jak amortyzator, rozumiesz? Pewnie nawet by nie poczuła!
Nie zdając sobie z tego sprawy, podniósł głos — nie na tyle, żeby krzyczeć, ale wystarczająco, aby go usłyszano. Aby to coś go usłyszało i wreszcie zrozumiało, że powinno coś z sobą, do diabła, zrobić!
Gdyby Atasuke dalej patrzył w tamtym kierunku, pewnie nie zdecydowałby się na podobny zabieg. Jego „obiektu” dawno nie było w polu słyszenia. Pozostała jednak Natsuki, która rozchyliła już usta, widocznie oburzona. Gdyby na jej szczupłe ramię nie wślizgnęła się dłoń Kany, szkolna słodycz z pewnością powiedziałaby, co sądzi o wygranym.
Widział to Kashiro; chłopak wyglądał na rozdartego. Kiedy się odezwał, mówił jakby ciszej.
— Tak, tak. Masz rację — przyznał szybko, co jakiś czas zerkając ukradkiem na Natsuki. Uśmiechnął się łagodnie, jakby próbował uspokoić syczącego kota. — Ale teraz powinieneś się zająć innym problemem.
Atasuke spojrzał na niego spod byka. Drgnęła mu górna warga; jakby planował odsłonić dziąsła i warknąć, ale z jakichś przyczyn się powstrzymał. Głównym powodem było ciepło, które dopiero zarejestrował. Unosząc dłoń nie potrafił jeszcze skonkretyzować w czym rzecz, ale kiedy dotknął palcami miejsca między ustami a nosem, a potem spojrzał na zakrwawione opuszki... nagle przypomniał sobie, że złapana w ostatniej sekundzie piłka i tak trafiła go w twarz.
Tępe pulsowanie stało się wyraźne.
Rozległ się gwizd. Mariko uniosła wyprostowaną rękę.
— Druga runda! — krzyknęła, ale Herauchi był już poza boiskiem.
Zignorował pół pytania kumpla („Atasuke, gdzie...”) i wkrótce zniknął za budynkiem. Szedł niespiesznym krokiem, bo i tak odbębnił zajęcia. Wszyscy widzieli jego spektakularną wygraną — tak czy nie? Widzieli też krew, w końcu oberwał od niedźwiedzicy, a niedźwiedzie muszą mieć parę w łapach. Mógł bez żadnego problemu opuścić resztę ćwiczeń. Pod niezłym pretekstem.
Myśląc o tym z jawnym rozdrażnieniem znalazł się za szkołą. Spojrzenie zaszło mgłą znużenia; pozwolił krwi spływać po wargach, brodzie i szyi. Kilka czerwonych kropli, nie większych niż moneta dziesięciogroszowa, poplamiło jego biały t-shirt, ale na to także nie zwracał uwagi.
W tym wszystkim marzył jedynie o chwili spokoju; ból głowy wybijał go z rytmu. Nie mógł dobrze planować następnych ruchów i... oto efekty. Zatrzymał się tak raptownie, jakby skończyła mu się długość smyczy. Jasnobrązowe spojrzenie wwierciło się w pochyloną sylwetkę.
Mógł mieć takiego pecha?
Nagle odezwał się w nim jakiś głos: to nie pech, Atasuke. Tutaj nie ma żadnej Natsuki, która zacznie piszczeć, prawda? Nikt nie zwoła rycerzy na białych koniach. Jesteście tu sami. Czysta gra. Całkowicie fair play.
Włożył ręce do kieszeni i przymrużył nieco jedno z oczu.
Capisz już po jednym secie? — wyszczebiotał ironicznie, rozciągając usta w uśmiechu. Zaczął się do niej zbliżać. Dwa metry. Metr. — Nie wstyd ci marnować tyle wody na tę tragiczną mordę? — Zniżył ton do szeptu; był już tak blisko, że (gdyby się postarał) mógłby jej mówić prosto do ucha. Wyciągnął nagle jedną z rąk, którą oparł o kafelki obudowujące krany. Zaczął się pochylać nad dziewczyną, żeby demonstracyjnie poznać zapach...
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

A może, skoro już wzięła udział w jednej grze, to do końca zajęć będzie mogła posiedzieć na trawniku? Ewentualnie pokręcić się, poudawać że coś robi, albo pozbierać piłki i je pozanosić? Może nie będzie zmuszona do dalszego upokarzania. Dlaczego te zajęcia musiały tak długo trwać. Miała wrażenie, że wskazówki zegara zatrzymały się i złośliwie jedynie drgały, zamiast mknąć dalej do przodu.
Odetchnęła cicho i przetarła wierzchem dłoni twarz, czując przyjemne orzeźwienie. Może jak wróci, to go już tam nie będzie. Nie miała pojęcia, czemu jego obecność tak ją stresowała. Nie rozumiała tego. Możliwe, że wciąż w jej głowie majaczyło echo ich pierwszego spotkania. Karmiła się iluzją, jaka wytworzyła się pamiętnego dnia, a teraz rzeczywistość okazywała się o wiele ostrzejsza, niż mogła przypuszczać.
Powinna wracać. Im dłużej zwlekała, to nauczyciel mógł zwrócić uwagę na jej nieobecność. Dłoń spoczęła na kurku kranu i leniwie zaczęła go zakręcać. Nie chcę, przemknęło jej rozpaczliwie przez głowę.
Nastała cisza przecinana śpiewem wiosennych ptaków nawołujących do godów. I jego głosem. Zamarła sparaliżowana, niedowierzająca, że los mógł okazać się tak niesprawiedliwy, chociaż z drugiej strony przecież powinna do tego przywyknąć, że ten nigdy nie był po jej stronie.
Dolna warga niekontrolowanie zadrżała, kiedy słowa ociekające jadem wgryzały się w nią, boleśnie raniąc. Zacisnęła ją szybko, by ułudnie powstrzymać jej ruchy. Czemu? Czemu, czemu, czemu? Przywykła do przykrych słów. W szkole, w domu, na ulicy. Czemu akurat teraz czuła, jak niewidzialna dłoń wbija swoje szpony w jej serce i nim szarpie? To, co mówił Atasuke było niczym w porównaniu do tego, co już słyszała. Dlaczego akurat JEGO słowa sprawiały, że czuła się zraniona?
Jego.
Ach, czyli to tak? Bolało, bo akurat to ON mówił?
Opuściła wzrok, czując się jak zaszczute zwierzę. Nie potrafiła się bronić, jak inne dziewczyny. Stała ze spuszczoną głową jak pokorna ofiara przed swoim katem. Była biernym słuchaczem, czekającym aż oprawca zlituje się i ją zostawi. Do tej pory zawsze tak funkcjonowała. Dostawała błotem wyzwiska, czasem i czymś innym, ale ostatecznie agresorzy nudzili się. Bo co to za zabawa, kiedy ofiara się nie broni? Taka obrona według niej była najlepsza. W końcu każdy odpuszczał. On też odpuści. Prawda?
Metr. Pół metra. Był coraz bliżej. Jeszcze trochę, a....
Nie.
Wyciągnęła jedną dłoń przed siebie i kiedy dotknęła jego klatki piersiowej, naparła na niego odpychając go od siebie, a samej odsuwając się na odległość dwóch metrów.
Z-zostaw mnie. - jęknęła rozpaczliwie, wbijając uparcie spojrzenie w jego tenisówki, błąkając wzrokiem wszędzie, byle z dala od jego twarzy.
O co ci chodzi? Jaki ty masz pr-problem? Po prostu zostaw mnie. - dodała unosząc nieco wzrok, tym razem zahaczając nim o białą koszulkę. I czerwone plamy.
Krew...? - zadarła gwałtownie głowę, wreszcie, chyba po raz pierwszy w życiu, załapując z nim kontakt wzrokowy. Jasnobrązowe...
Powinieneś jak najszybciej iść do pielęgniarki. - powiedziała cicho czując wyrzuty sumienia, bo to przecież ona zafundowała mu taki stan. Wyciągnęła jedną z dłoni i nieświadoma swojego postępowania, starła zgiętym palcem wskazującym sporej wielkości kroplę krwi z jego brody, niemal w ostatniej chwili, nim ta zabarwiła sobą kolejną część białego materiału.
A.... przepraszam. - dodała pospiesznie zabierając rękę, kiedy zorientowała się co robi. To był odpowiedni czas na wycofanie, dlatego też odwróciła się i szybko ruszyła przed siebie, chcąc jak najszybciej oddalić się od niego z szybko bijącym sercem. Może da jej spokój. Odpuści.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

No nie, nie do końca tego oczekiwał. Przyszedł tutaj, żeby wcisnąć głowę pod ostry strumień wody tak lodowatej, że zmroziłoby mu wszystkie żyły, a włosy obrosłyby szronem. Innymi słowy — planował pozbyć się krwotoku, który dalej ocieplał mu usta, brodę i szyję. Czerwona linia odznaczała się nad wyraz mocno na jasnej karnacji szatyna, ale wydawała się i tak mniej intensywna niż twarz tej cholernej świni, pomyślał z zadowoleniem Atasuke, będąc tak blisko, że jeszcze trochę, a przekroczyłby granicę dobrego smaku.
O ile już tego nie zrobił, wiadomo.
Zamiast tego dostał... . Kiedy ona się tu przyszlajała? Był już skory uznać, że w pewnym momencie, widząc, jak sam zmierza na tyły budynku, ta beczka sadła oderwała się od swoich Przyjaciółek-Idiotek i zrobiła wszystko co w swojej spasłej mocy, żeby znaleźć się tutaj przed nim. Po co? Tego nie wiedział, ale naprawdę. Był tego pewien, bo jaki miałaby powód, żeby znaleźć się akurat TUTAJ?
Prawdopodobieństwo było tak niskie...
Nagle Herauchi wydał z siebie stłumiony pomruk. Zaczerpywał już powietrza, ale kiedy miał przejść do drugiej fazy planu — wyśmiania jej, to nie była żadna tajemnica — poczuł jak ciało traci oparcie. Postąpił dwa kroki do tyłu, unosząc rękę. Złapał jednak tylko powietrze, natychmiast unosząc wzrok i obrzucając dziewczynę dziwnym, zaskoczonym spojrzeniem jasnych tęczówek. Nie było mowy, aby kiedykolwiek przyznał się do tego, jak wielka dawka szoku została mu wstrzyknięta do organizmu, bo na samą myśl, że w ogóle odważyła się go odepchnąć...
„Z-Zostaw mnie”.
Ha? — Oburzony ton wyjaśniał więcej niż to bezsensowne pytanie, ale chwilowo tylko na tyle było go stać. Poczuł się jakoś inaczej, chociaż już wcześniej próbowano mu się przeciwstawiać. Były przecież lata, kiedy sam trwał w roli ofiary. Wracał do domu z podbitym okiem albo siniakami na żebrach. Zamykał się w pokoju i unikał siostry, żeby nie wpędzać więcej zmartwień w jej życie.
Ale nigdy, absolutnie nigdy nie oparła mu się żadna dziewczyna.
Szczególnie TAKA.
W sumie jej nie słuchał. W głowie mu szumiało od myśli, które w normalnych okolicznościach zepchnąłby w głąb umysłu, gdzie pochłonięte czernią wyparowałyby na amen. Jednak teraz świat wydawał się taki drwiący. Taki pełen wyzwań i szyderstwa. Dasz jej z siebie kpić? Pozwolisz na to?
Uśmiechnął się tak karykaturalnie, że jego twarz przybrała wyraz złoczyńcy na miarę bajkowej postaci. Rozłożył ręce, wkładając całą kpinę w spojrzenie.
Które nagle zgasło.
Grymas zniknął.
Powieki drgnęły.
— … pielęgniarki.
Co ona właśnie zrobiła?
Coś ty właśnie zrobiła? — wyszeptał.
Jeszcze to do niego docierało. Przecież doskonale wiedział, co miało miejsce, ale ta świadomość jakby odbijała się od muru, który obwarował go ze wszystkich stron, nie dopuszczając takiej oczywistości jak dotknięcie, biorąc pod uwagę ich dotychczasowe relacje i incydent z boiska. Pewnie ten chwilowy szok tak go spowolnił, bo nim zdążył zareagować, „koleżanka” z przeciwnej drużyny zdążyła się już oddalić na kilka metrów.
… kilkanaście.
Czekaj! — warknął, ruszając się naprzód, jednocześnie ścierając nadgarstkiem miejsce tuż pod nosem, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że ten samoistny zabieg rozmazał krew, pozostawiając smugę na policzku. Musiał się prezentować jak niedorobiony Indianin, jednak nic nie wskazywało na to, że zdaje sobie z tego sprawę. Jedynym istotnym elementem, na jakim się teraz skupiał, była odchodząca sylwetka dziewczyny. — Jeszcze z tobą nie skończyłem!
W tle słychać było wrzaski, gwizdy i piski — nowa rozgrywka musiała się już rozpocząć i trwać w najlepsze, zważając na coraz głośniejsze dopingi, które przytłumione przez odległość i tak wydawały się cholernie odległe. Atasuke pokonał dzielący ich dystans akurat w chwili, w której Mariko dmuchnęła w gwizdek. Przeszywający dźwięk przebił wrzawę i być może zagłuszył niespodziewany bełkot, jaki wyrwał się Herauchiemu.
Bo w momencie, w którym złapał Shiori za przegub i szarpnął z całej siły do siebie, miał zamiar dodatkowy raz przypomnieć, że JESZCZE Z NIĄ, KURWA, NIE SKOŃCZYŁ! — ale gdzieś na początku zajadłej reprymendy poczuł, jak jedna z nóg zostaje w tyle. Tenisówka zahaczyła o rzuconego przez jakiegoś niezbyt rozgarniętego ucznia węża ogrodowego i nim Atasuke zdążył skupić się na zachowaniu równowagi runął przed siebie, ciągnąc na ziemię również Tsubaki.
Oboje uderzyli o glebę — choć to raczej Shiori uderzyła, a on upadł na nią. Grzmotnął szczęką o ramię dziewczyny i przez krótką chwilę tłumił w sobie chęć jęknięcia. Dopiero po tym, jak przełknął żałosne postękiwania razem ze śliną, oparł dłonie po obu stronach przygniecionego ciała (cielska — jak sam by określił) i wyprostował ręce w łokciach.
Zagórował nad nią, choć trzymał głowę nieco poniżej linii pleców. Odetchnął głośniej, wykrzywiając zakrwawione usta.
Przynajmniej na... oś się... rzydałaś — wymamrotał, nadal oszołomiony. Kręciło mu się w głowie, w końcu już wcześniej czuł mocny ucisk w skroniach, a dodatkowy łomot tylko wzmocnił nieprzyjemny efekt bólu. Przez to nie był w stanie usłyszeć zbliżającego się głosu, który z pewnością Shiori przypasowałaby do konkretnej twarzy.
„... szła gdzieś tutaj, co nie, Natsu?”
A potem ten charakterystyczny ton pełen niewymuszonej troski:
„Tak, Kana. Szła na tyły, na pew...”
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie zakładała, że chłopak tak zwyczajnie jej odpuści. Ale miała nadzieję, że się dzisiaj na tyle znudzi, że do końca dnia będzie miała święty spokój. Nie spodziewała się, że będzie na tyle wytrwały, że ruszy za nią, by dalej ją gnębić ku swojej uciesze. Bo innego powodu nie potrafiła znaleźć dla tego zachowania. Był... tak bardzo inny od tego, co zaprezentował jej w pokoju pielęgniarki. Tak bardzo się różnił. Jakby ktoś podstawił w jego miejsce zupełnie obcą osobę. A może taki zawsze był, a w pokoju odgrywał kogoś innego? Zresztą, nawet go nie znasz, cichy głos w głowie podszeptywał złośliwie. Właściwie taka była prawda. Nic o nim nie wiedziała. Nigdy go nie poznała, a wtedy po raz pierwszy ze sobą rozmawiali, do tej pory zbytnio nawet nie wiedząc o swoim istnieniu.
Mimo to miała wewnętrzną nadzieję na spokój. Głucha na jego słowa przyspieszyła, ale gdy poczuła silne palce oplatające jej nadgarstek, a potem szarpnięcie, sama straciła równowagę. Niewidzialna siła pociągnęła ją w dół, nogi zahaczyły o same siebie a świat nagle wywrócił się do góry nogami. Następne, co zarejestrowała, to twarde podłoże i ciepło bijące od drugiego ciała. Zajęło jej parę sekund, by zarejestrować, co właściwie się stało. Serce zabiło tak mocno, że była pewna tego, że chłopak z tej niewielkiej odległości na pewno to usłyszał. Zadrżała, wpatrując - blisko, boże jak blisko - jego twarz. Zmysł węchu momentalnie otulił jego zapach, który przecież zdążyła poznać, teraz z dodatkiem potu, krwi i ziemi. Ale wciąż tak bardzo charakterystyczny dla niego. Dolna warga drgnęła, usta powoli poruszyły się, nieświadomie wypowiadając jego imię.
A...Atasuke...? - wychrypiała, boże, jego IMIĘ, nim zorientowała się, co właśnie powiedziała. Nim jednak mogłaby usłyszeć potok przekleństw płynących z jego ust, w powietrzu zaświergotały inne głosy. Rozszerzyła nieco bardziej oczy, momentalnie przytomniejąc.
Było źle. Bardzo źle.
Kiedy dziewczyny zobaczą ich... w takiej sytuacji, scenariusz będzie tylko jeden. Wrzask, pisk i alarm na całą szkołę, a następnie szykanowanie Atasuke na całej linii. Znała doskonale Kanę i Natsuki. Potrafiły być nieco nadopiekuńcze, jeżeli chodziło o Shiori. Nie chciała ich martwić. Ponadto....
Zacisnęła usta w wąską linię, i, to był instynkt, wsunęła obie dłonie na jeden bok chłopaka, po czym zepchnęła go z siebie posyłając w krzaki. Pomimo swej tuszy nie należała do najsilniejszych fizycznie, ale teraz, kiedy Atasuke był skołowany i oszołomiony po uderzeniu w jej ramie, miała przewaga. I szansę. Gdy na powrót została uwolniona, zerwała się na nogi, tym samym skupiając na sobie uwagę koleżanek.
Przepraszam! Już idę do was! - powiedziała, pospiesznie podchodząc do nich i łapiąc je za dłonie, ciągnąc ze sobą w kierunku boiska.
- Shiori, gdzie byłaś? Martwiłyśmy się o ciebie. - Natsuki zmarszczyła brwi, spoglądając na dziewczynę nieco naburmuszona. Jej wzrok szybko stał się bardziej zmartwiony, kiedy ujrzała na białej koszulce plamy świeżej krwi.
- Jesteś ranna?! - pisnęła, momentalnie zatrzymując się.
Co...? Ach, nie. Musiałam się ubrudzić czymś. Nie macie co się przejmować. Chodźcie, bo nauczyciel się zdenerwuje. - pogoniła dziewczyny, nawet nie spoglądając przez ramie, chociaż nie mogła wyzbyć się uczucia niepokoju. Nic mu nie będzie, prawda?

* * *

- Shiori? Shiori! Słuchasz ty mnie?
Hm? Ach, tak. Jestem, przepraszam, zamyśliłam się. - odparła dziewczyna, która przez ostatnią lekcję odpłynęła daleko myślami. Uśmiechnęła się do dziewczyn, które właśnie przysiadły się do niej, gdy zadzwonił dzwonek obwieszczający przerwę.
- Dziwnie się zachowujesz od zajęć na dworze. Może jednak za mocno oberwałaś w głowę? - Natsu wsunęła drobną dłoń na czoło Shiori, na co ta podniosła się jak poparzona. To nie tak, że brzydziła się dotyku innych. Lubiła go, jak miała być szczera. Ale nawet takich drobnych rzeczy się wstydziła. Gdy ktoś dotykał jej czoła, bała się że jest spocona. Gdy ktoś dotykał jej brzucha, miała wrażenie że jego dłoń tonie w jej tuszy. Nigdy nie mówiła tego na głos, ale starała się tego unikać jak tylko mogła, wymyślając wymówki na bieżąco. Tak, jak teraz.
Pójdę po coś do picia. Zaraz wracam. - machnęła do dziewczyn, posyłając im przepraszający uśmiech.
Automaty z napojami znajdywały się na parterze, dlatego też musiała pokonać dwa piętra i parę razy skręcić, by wreszcie dotrzeć do nich. Na całe szczęście dla niej nikogo nie było w okolicy. To była kolejna jej wada. Wstydziła się nie tylko jeść przy innych, ale również kupować cokolwiek, co było związane z jedzeniem. Od razu miała wrażenie, że jest przez nich oceniana i wyśmiewana. Zdawała sobie sprawę, że momentami popadała w paranoję i choć próbowała to z walczyć, ta jedynie pogłębiała się coraz bardziej.
Westchnęła cicho wrzucając monetę do automatu a potem wybrała mleko truskawkowe. Nawet tego matka zabraniała jej pić. Właściwie Shiori w domu, oficjalnie mogła pić tylko i wyłącznie wodę. Nic więcej. Dlatego też od jakiegoś czasu zaczęła pracę dorywczą w kawiarni. Nie płacili zbyt wiele, ale mogła to robić w ukryciu pod przykrywką dodatkowych zajęć w szkole. I miała pieniądze na drobne słabości.
Wzięła łyk chłodnej przyjemności, powoli wchodząc po schodach. Myślami znowu uciekła do Atasuke. Martwiła się. Może nie powinna go zostawiać w takim stanie samego? Porzuconego w krzakach za budynkiem? A co, jeżeli nadal tam leży? Albo zemdlał? Wykrwawia się? To prawie tak, jakby była współwinna morderstwu! Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej zimny dreszcz. Nie, nie, nie. Może jednak powinna wrócić i zobaczyć, czy go przypadkiem tam nie ma? Co prawda minęły trzy godziny lekcyjne od czasu, gdy go tam zostawiła, no ale. Przynajmniej miałaby czyste sumienie. Prawda? PRAWDA?
-....-I z racji, że nasze klasy są najniżej, będziemy razem jechać do Hokkaido. Mówię ci Herauchi, to bę-
Nie zauważyła ich.
Uderzenie o miękkie ciało drugiej osoby momentalnie ściągnęło ją do rzeczywistości. Boleśnie.
A! Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Nie widziałam was i... - wzrok spoczął na bladoróżowej plamie z mleka na białej, męskiej koszuli. To było pierwsze, co zobaczyła. A potem powędrowała wzrokiem wyżej, by napotkać jasnobrązowe tęczówki.
Przynajmniej już nie musiała sprawdzać, czy nie leży w krzakach. Zawsze jakiś plus, co nie?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach