Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Laboratorium to duże, jasno oświetlone, ośmiokątne pomieszczenie o białych ścianach. Naprzeciw wejścia stoi wielki fotel poprzypinany do stojących z boku komputerów. Fotel sam w sobie jest dość szczególny. Dobrze przygotowany na to, że „pacjent” nie będzie chciał siedzieć dobrowolnie. Klamry na ręce, na nogi, na głowę. Kilkanaście dodatkowych pasów do przytrzymywania tego, co akurat nie jest badane. W każdej z klamer znajduje się igła, która, w razie agresji obiektu, dostarcza środek wiotczejący mięśnie. Wszystkie parametry fotela takie jak: szerokość, wysokość, rozstaw nóg, rąk, itp. mogą być regulowane. W razie potrzeby, może to być również stół operacyjny dla żołnierzy. Cała konstrukcja jest niezwykle wytrzymała i praktycznie nie było możliwości, aby „pacjent” uciekł w trakcie badania. Obiekt badań podłączany jest do komputerów monitorujących jego zdrowie i zapisujące wszelkie zmiany. Poza tym fotelem i elektroniką, znajdują się tu dwie pancerne szafy, jedna mniejsza szafka i dwa stoły. Na podłodze leżały kiedyś zużyte igły, strzykawki. Teraz jest tu sterylnie i przytulnie. Za fotelem można dostrzec kolejne drzwi, wiodące do mniejszego pokoju. Na jego wyposażenie składają się trzy szafy pancerne, biurko z komputerem i łóżko, na którym śpi Blight, jeśli badanie okaże się wystarczająco zajmujące.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No, wreszcie coś się dzieje…pomyślał Blight, patrząc, jak trzech wojskowych zakutych łbów wnosi nowy obiekt jego badań do laboratorium.Cholera, dawno nie przeprowadzałem testów. Przeklęty zastój.Rzeczywiście, ostatnimi czasy nie był zbyt aktywny zawodowo, co nieodmiennie doprowadzało go do pasji. Chwilowe wstrzymanie prac, tak konieczne do odnowienia tego miejsca, a potem wstrzymanie dostaw, cholernie działało mu na nerwy. Przygryzł wargę. Każdy moment zwłoki może być zmarnowaniem szansy odkrycia antidotum. Zdjął okulary i przetarł zaspane oczy. Mało sypiam ostatnio. Na szczęście, ten nowy kontrakt pomoże mi wrócić do normy. Założył je z powrotem, w momencie, jak ci nieudacznicy próbowali przypiąć Wymordowanego do fotela.
– Chwila, to nie tak się robi. – zawołał i pospieszył z pomocą tym imbecylom. Ten fotel był zbyt cenny, żeby ryzykować jego uszkodzenie przez trójkę troglodytów. Zapiął klamry na rękach, pokazując, jak się to robi, ale do nóg się nie zniżył. Tym zajęli się oni. Odprawił ich lekceważącym gestem, ale potem jakby sobie coś przypomniał i kazał jednemu z nich przekazać zaproszenie do Veylty. Miał nadzieję, że tek kretyn o tym nie zapomni. Dawno nie miał okazji z nikim porozmawiać.
Skupił się teraz tylko i wyłącznie na „pacjencie”. Zakneblował go, tak na wszelki wypadek.  Poprawił pasy krępujące tors i głowę.  Uruchomił aparaturę, poprzypinał elektrody i spojrzał na ekran. Był żywy, ale ogłuszony. Ikar liczył na brak jakiegoś wstrząsy, który byłby irytującą przeszkodą w badaniu. Żaden lekarz nie lubi, kiedy jego pacjent schodzi w połowie zabiegu. Mniejsza z tym. Wyjął z szafy czysty folder i zaczął wypełniać obowiązkowe dane, czekając na obudzenie. Mógł użyć elektrowstrząsów, ale nie miał na to ochoty. Jeszcze będzie dużo czasu.
Obudził się. Wreszcie. Blight jednym skokiem znalazł się przy pacjencie i włączył tryb nagrywania obrazu w swoich okularach. Popatrzył mu w oczy z okrutnym uśmiechem. – Witaj… – szybkie zerknięcie w formularz – obiekcie A3C11. Mam nadzieję, że podróż nie była przyjemna? – zaśmiał się dziko i założył mu na oko przyrząd do przytrzymywania powiek (nic ładnego swoją drogą). Zaświecił latarką i patrzył, jak zmienia się gadzia źrenica. Wyłączył latarkę. – Zapomniałem. Co ma pierwszeństwo, musi iść na przód, jak mawiają. – mruknął i odciął badanemu kilka włosów. Włożył je do specjalnego woreczka, który bez ceregieli wrzucił na blat  stołu. Pobrał także krew, którą wlał do probówki. – Odpocznij, obiekcie A3C11. Jeszcze dużo czasu mamy przed sobą. – szepnął mu czule do ucha, jednocześnie aplikując dożylnie środek nasenny. Kazał komputerowi nagrywać jego stan i zapisywać zmienne w nowym pliku. Wyłączył tryb nagrywania okularów i obserwował otwarte na ościerz oko. W końcu za to mu płacą. Za obserwacje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kobieta przyszła do pracy jak każdego dnia. Nic nadzwyczajnego, oprócz tego, że nie wzięła ze sobą psów. Prawdopodobnie i tak nie miałaby dla nich czasu, a dyktatorzy powoli się denerwowali, że kobieta robi zwierzyniec z budynku władzy. Dyshonor dla krowy, dyshonor dla świerszcza... Myślicie, że Vey się tym przejęła? Cóż, niespecjalnie, ale wolała by sprawa choć trochę ucichła. Pieron wie, co ich podkusi. Byli, są i zawsze pozostaną nieobliczalni.
No, w każdym razie, skromnie weszła do budynku z kubkiem herbaty w jednej ręce i stertą papierków w drugiej. Przywitała się uprzejmie ze starszym panem i już miała nacisnąć guziczek od windy, ale niespodziewany krzyk przerwał jej tą czynność. Odwróciła się napięcie. Człek w mundurze biegł w jej stronę, wykrzykując "Pani Veylto! Pani Nekkyō". Vey musiała poczekać aż mężczyzna do niej podejdzie i przekaże jej niezwykle ważną i pilną sprawę. Słysząc jego słowa miała ochotę go ukatrupić na miejscu. Serio, przestraszył ją tylko po to, by powiedzieć, że ma się stawić w laboratorium? Odesłała go skinięciem ręki i, z wyraźną niechęcią, udała się w stronę schodów które prowadziły do sal zabaw, jak to ona nazywała.
Znalazła się na piętrze, gdzie wszystkie sale zostały przerobione na laboratoria albo sale tortur. Wszystko było sterylnie i przerażająco białe. Długi korytarz przypominał scenę z taniego horroru. wraz tylko powinny zgasnąć światła. Ruszyła przed siebie, i spokojnie popijając kawę mijała drzwi. Sala numer jeden, sala numer dwa, sala numer... O, proszę. Sala numer trzy, to tych drzwi właśnie szukała.
Wpadła do środka z głośnym hukiem i rozejrzała się wokół. Biało. Cholera jasna, ten kolor powoli zaczynał drażnić jej oczy.
- I na cholerę było tyle zamieszania, co? Myślałam, że padłeś trupem a tu... masz się całkiem dobrze. - spojrzała na Blight'a spod przymrużonych powiek i prychnęła cicho udając, że wcale nie cieszy się z widoku naukowca.
- Zastanawiam się, czy powinnam zwolnić Ciebie, czy Twoich bezmózgich służących? Do pracowników im daleko... - warknęła i nagle jej wzrok przeniósł się na to coś, co siedziało na drogocennym fotelu. Chyba pierwszy raz widziała wymordowanego z tak bliska. Otworzyła szerzej oczy, zachwycona widokiem. Miała ochotę wziąć jakiś nóż i zobaczyć, co "obiekt" ma w środku. Może jakieś, skarby, hm? Sprawdzimy?!
- Jak się miewa Twoja nowa zabaweczka? Odkryłeś coś ciekawego? - krwiste ślepia były teraz skierowane ku Ikar'owi. Na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy tylko Veylta weszła do sali, Ikar zerwał się na równe nogi. Uśmiechnął się lekko, słysząc jej „gorące” powitanie i narzekania.
– Służących. – odpowiedział – Jestem dla was zbyt cenny, tym bardziej, że, istotnie, mam ci do pokazania coś ciekawego. –
Zabrał latarkę ze stołu, podszedł do Wymordowanego i poświecił mu w twarz. Wywołał tym natychmiastową reakcję. Obiekt otworzył drugie oko i spróbował wyrwać się z więzów. Z jego gardła wydobył się groźny pomruk, tłumiony przez knebel. Widać było, że „pacjent” ma ochotę rozerwać gardło swojemu doktorowi. Szarpał się, ale fotel był solidny. Po chwili szamotaniny przestał i tylko patrzył na nich z nienawiścią.
– Widzisz? – Blight zgasił latarkę i odwrócił się w stronę Veylty – Nasz pacjent otrzymał wcześniej dawkę wystarczającą do uśpienia słonia na tydzień. I nic. – wskazał na ekran komputera i przeczesał palcami włosy – Cały czas był aktywny, cały czas nas obserwował. Te tępe trepy z wojska musiały mu mocno przyłożyć, skoro zaciągnęli go aż tutaj. Jest niewrażliwy na wszelkie środki chemiczne. Nie wiem, jeszcze podkreślił, podnosząc palec do góry – co w nim siedzi, ale rozkłada wszystko w takim tempie, że nie da się kontrolować go w ten sposób. – Podszedł do panelu kontrolnego całej maszyny i uśmiechnął się. – Chciałem przetestować teraz jego wrażliwość na elektryczność.  Jesteś moim gościem, masz więc zaszczyt wcisnąć guzik. – gestem wskazał omawiany przycisk. – Potraktuj to jako podziękowanie za ten kontrakt. Przynajmniej mam teraz co robić. – zdjął badanemu haczyki przytrzymujące powieki i odsunął się od fotela –  Jest w nim coś jeszcze, ale poczekam, aż skończysz zabawę.
Usiadł na stole i zajął się wypełnianiem formularza, jednocześnie jednym okiem spoglądając na Veyltę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna, jak większość naukowców, był zbyt pewien siebie. Chyba sobie wymyślił, że jest niezastąpiony. No bo w gruncie rzeczy był niezastąpiony, jednak Vey nie zamierzała się teraz do niego przymilać tylko dlatego, że jest ważny, pf. Zresztą, ona też jest ważna. Ba! Nawet ważniejsza, bo gdyby nie ona, to Ikar nie miałby swoich zabaweczek.
- Zbyt cenny, zbyt cenny! Pieprzenie kotka za pomocą młotka! - warknęła do mężczyzny całkiem niewzruszona jego wywyższaniem się ponad swoich pracowników. Karaluchy w rezydencji wyprowadziły ją z równowagi, a do tego tępy człek wystraszył ją w miejscu, gdzie powinna mieć święty spokój. No, ale jak zwykle, nic nie szło po jej myśli.
- Ciekawego? Hm? - zapytała zainteresowana, spychając swoje myśli na drugi plan. Podeszła bliżej i uważnie obserwowała co robi naukowiec.Wziął latarkę a więc kobieta domyśliła się, że zamierzał podenerwować swoją nową zabaweczkę. Jednak to, co stało się po zapaleniu światła odrobinę ją przerosło. Stworzenie rzucało się i wiło, myśląc tylko o tym, by ukatrupić wszystkich tu obecnych. Wzdrygnęła się delikatnie i zrobiła krok do tyłu, uważnie spoglądając na knebel wepchnięty w jego usta.
- Hm, wydawało mi się, że środek nasenny działał na jeden z Twoich poprzednich obiektów? No, w każdym razie, nie wróży to nic dobrego. Ale skoro nie da się go kontrolować za pomocą leków i innego badziewia to istnieje tylko jedno rozwiązanie... Przebadać i zabić. Nie wygląda na bezpiecznego. - postukała palcami w dolną wargę, patrząc jak "pacjent" uspokaja się, jednak w jego oczach nadal było widać nienawiść. Ba, była nawet namacalna. Podeszła jak najbliżej się dało i spojrzała obiektowi w oczy. No, ładne nawet. Takie... gadzie. Wygląda na to, że Wymordowani rzeczywiście są zmieszani ze zwierzętami. Fakt, widziała już wcześniej wymordowanego, ba, nawet kilku. Dokładnie w tej sali. Jednak żaden z nich nie miał takich oczu.
- Nie potrafi mówić, prawda? Eh, choć i tak wątpię byśmy mogli wyciągnąć z niego coś interesującego. - nawet nie czekała na jego odpowiedz. Dobrze wiedziała, że zdziczały człek siedzący w fotelu nie jest w stanie komunikować się z nimi za pomocą słów. Jego język składa się wyłącznie z warczenia. Trudno.
- Naciśnięcie guzika za cały kontrakt? Serio? Ja tu wydaję fortunę, żebyś miał zabawę! A w nagrodę dostaję guzik. Bogato. - szybkim krokiem podeszła do panelu kontrolnego i, nawet nie patrząc w dół, nacisnęła odpowiedni guzik.
- Mam nadzieję, że boli. - uśmiechnęła się w chory sposób, a w jej oczach zabłysły iskierki podekscytowania. Przycisnęła dłoń odrobinę mocniej, licząc, że w tej sposób pośle większą falę elektryczności w stronę krzesła. Nienawidziła Wymordowanych. Umarli raz i nie powinni już nigdy powrócić do życia. A poza tym, tych cholerstw się nie dało kontrolować. To tak jakby... byli odporni na manipulacje, leki i wszystko inne. Już nawet z ludzi można zrobić marionetki, jednak wymordowani to inna bajka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Już chciał zaprotestować, że to nie tak, że jeszcze coś wymyśli, ale przerwał, zanim zdążył nabrać powietrza do płuc. Odłożył formularz na stół i patrzył z niedowierzaniem na badanego. Niemal dosłownie opadła mu szczęka. Stało się bowiem coś, na co skrycie liczył, ale w co nie do końca wierzył. Wymordowany zaczął się szamotać i skamleć. Skamleć. Ta bestia, gotowa dosłownie przed chwilą rozerwać im gardła, teraz skamlała o litość. A przecież dawka nie mogła być aż tak silna… Czyżby niezwykła chemiczna odporność czyniła to zwierzę podatnym na elektryczność? To przecież idealna forma sprawowania kontroli! Trzeba tylko znaleźć inżyniera, który skonstruuje elektryczną obrożę oraz kogoś o talencie do tresury i mamy niezmordowanego psa wartowniczego, bezwzględnie posłusznego kontrolerowi. Gdy Veylta nacisnęła mocniej, wszystkie mięśnie „pacjenta” naprężyły się do granic możliwości. Ekran zaświecił się na czerwono i wyświetlił komunikat o paraliżu całego ciała. Ikar patrzył teraz to na komputer, to na Wymordowanego, to na Veyltę.  Aż oczopląsu można dostać. Nagle zaczął się śmiać. Tak długa przerwa i od razu nowe odkrycie. Najwidoczniej urodził się pod szczęśliwą gwiazdą. Opanował się po chwili i spojrzał z lekkim uśmiechem na kobietę przy konsoli. – Chciałabyś może tego pieska, jako strażnika? – Podszedł do niej i delikatnie odsunął jej rękę z przycisku. Nachylił się do  badanego. – Czy rozumiesz co mówię? – zapytał, mając w duchu palce skrzyżowane za plecami. Tamten pokiwał delikatnie głową. Ikar niemal niezauważalnie odetchnął z ulgą i natychmiast odwrócił się do Veylty. – Twoja fortuna nie poszła na marne. Na razie nie mogę nic obiecać, ale prawdopodobnie zabicie go byłoby marnowaniem zasobów. – Przeczesał palcami włosy i wziął głęboki oddech –  A ja powinienem cię chyba zaprosić na kawę albo drinka. W ramach dalszej części podziękowania. – uśmiechnął się lekko, niepewny jak zareaguje. Nie miał na myśli nic więcej poza właśnie kawą lub drinkiem, ale wiedział, że ludzie mogą opacznie odebrać takie zaproszenie. – Miałabyś czas i ochotę, czy jesteś zbyt zapracowana? – Oż cholera, w co on się pakuje...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Veylta z zachwytem patrzyła, jak stworzenie rzuca się i wije z bólu. Ba, nawet zaczęło skomleć. Cóż za piękny dźwięk, muzyka dla jej uszu! Uśmiechnęła się szeroko, widząc jak cierpi. Nie zasługiwał na życie. Za to ona mogła zdecydować, czy pozwoli mu żyć czy też nie. To właśnie ona była teraz panią. Szaleńczy uśmiech powiększył się, widząc jak obiekt napina mięśnie. Miała ochotę jeszcze mocniej przycisnąć guzik, jednak nie było to możliwe. Westchnęła cichutko, zdając sobie sprawę, że to koniec jej zabawy. Powoli puściła przycisk, śmiejąc się razem z naukowcem.
- Chcesz wypróbować taką bestię na tak ważnej osobie jak ja? Wpadłby w szał przy pierwszej, lepszej okazji, a ja nie zamierzam jeszcze umierać. - odgarnęła włosy za ucho i odsunęła się od konsoli. Ponownie podniosła wzrok na biedne stworzenie. Cierpiało nadal, to było widać po napiętych mięśniach i oczach. Bało się. Było wręcz przerażone. A to Vey wywołała u niego takie skrajne emocje. Czyż to nie piękne?
- A jednak rozumie, co mówisz. Ciekawe. Czyli jednak nie jest tak zdziczały na jakiego wyglądał. A poza tym, znasz mnie. Urządziłabym mu piekło na ziemi. Błagałby bym go w końcu zabiła. - zaśmiała się cicho i ponownie rozejrzała się po pomieszczeniu. Jej oczy przyzwyczaiły się już do cholernie mocnego światła. Nagle coś sobie uświadomiła. Spojrzała na Ikar'a, potem na wymordowanego i znowu na mężczyznę. Uśmiechnęła się znacząco.
- Wiesz.. Zauważyłam, że wszystkie Twoje zabawki to dorośli faceci. Czy to oznacza, że kobiety i dzieci są mniej narażone na, hm, odrodzenie się jako wymordowani? A może... gustujesz w mężczyznach? Hm? - uniosła ręce w geście obronnym, jednak na jej ustach nadal był ten niemiły uśmiech. Czy ona taka zawsze była? Cóż, troszkę jej się poprzestawiało w łebku odkąd straciła dziecko i narzeczonego. Nikt normalny nie wyszedłby z tego bez szwanku.
- A wracając do mojej fortuny. Zainwestuj w jakieś wygodne krzesła. Starość, nie radość. - nie ma to jak cholernie szybko zmienić temat. Dlaczego to właściwie zrobiła? Sama tego nie wiedziała. Po prostu chciała po raz kolejny się przyczepić. To jej praca. W końcu za to jej płacą, nie?
Uspokoiła się trochę słysząc o kawie albo drinku. Przez chwile myślała, co byłoby lepsze. Od dłuższego czasu nie piła już nic mocniejszego. Mmm, i ten cudowny smak drogich, luksusowych drinków. No ale oczywiście, Veylta nie mogła się powstrzymać od komentarza.
- Skąd ja to znaam? Upijesz, a nad ranem znajdę się w Twoich mieszkaniu, a Ty będziesz palić głupa, że nie wiesz o co chodzi. - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu i delikatnie machnęła dłonią, dając mu znak, by się specjalnie nie przejmował tym komentarzem. Czy chciała się znaleźć w jego pokoju? Cholera, a która by nie chciała! A tak serio, zapewne by nie miała nic przeciwko. Nie, chwila. Jest ważną postacią. Musi utrzymać swoją dobrą reputację, a sypianie z naukowcem jej w tym nie pomoże. Nope.
- Kawa. Tak. Kawa może być. Ja zawsze mam czas. A nawet jak go nie mam, to mogę sprawić bym miała. Powiem, że zrobiłam sobie wycieczkę w poszukiwaniu niebezpiecznych potworów. I skarbów. Trójca w to uwierzy, jak nic. - zaśmiała się cicho i ponownie odgarnęła niesforne pasmo włosów które co chwile wpadało jej w prawe oko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na jej sugestię co do gustu uśmiechnął się.
– Raczej na odwrót. Skoro nie znęcam się nad kobietami, znaczy, że nie jestem w stanie ich skrzywdzić. To może świadczyć o mojej sympatii do nich. – ściągnął okulary i zaczął przecierać szkła połami fartucha. Skupił się na tym, ukrywając lekkie zmieszanie tematem. W życiu tego nie próbował, jak więc ma zdecydować, kto jest w jego typie? Słysząc wzmiankę o krzesłach założył okulary z powrotem i podszedł do interkomu. Wezwał tamtych trzech dryblasów zaznaczając, że mają mieć ze sobą paralizatory i dwa wygodne krzesła. Mówiąc to, popatrzył wymownie na Veyltę, ukazując w uśmiechu swoje białe zęby.
– Skoro czeka nas kawa, zabawa z naszym uroczym gościem dobiega dziś końca… Szkoda. Jeśli czegoś jeszcze się dowiem, przekażę ci niezwłocznie, a na razie trzeba odnieść go do jego tymczasowego domu.– bezduszny dupek z niego, nie ma co. Przed chwilą odkrył sposób manipulacji życiem kolejnej istoty i uważał to za zabawę. Na uwagę o mieszkaniu zareagował lekkim uśmiechem. Nie zaliczał jednak Veylty do listy osób mogących odwiedzić jego apartament z takimi zamiarami. Wątpił, by ktokolwiek chciał i mógł sobie na to pozwolić. Ikar bowiem posiadał psychiczny odruch odrzucania ludzi znajdujących się zbyt blisko. W jego wypadku "zbyt blisko" było o wiele dalej niż u innych, ale i tak nie mógł zdobyć się na zaufanie komukolwiek na tyle, by został jego przyjacielem. A może mógł, tylko nie chciał? Nie zaczął się nawet nad tym zastanawiać, bo zdał sobie sprawę z tego, że wciąż ma na sobie lekarski kitel i dobrze byłoby się przebrać przed wyjściem gdziekolwiek. Czy ktoś wspomniał, że Ikar bardzo łatwo się rozprasza?
– Wybacz mi na chwilę. – zostawiając kobietę na chwilę samą, udał się do drugiego pokoju, ściągając fartuch po drodze. Tam rzucił go na krzesło, ubrał marynarkę, chwycił za leżący na łóżku płaszcz i wrócił szybko. Podszedł do Veylty i przeczesał włosy palcami.
– Swoją drogą straszny ze mnie egocentryk. – kolejny uśmiech. Rozdawał je na lewo i prawo, zachowując się nie do końca tak jak zwykle. Ale to też nie była zwykła okazja. Odkąd pewien projekt kosztował życie całej jego załogi, nie miał już tak wiele okazji do rozmowy, a tym bardziej do uśmiechu. Dlatego cieszył się, że jedna z nich mu się nadarzyła. – Dawno cię nie widziałem, a kiedy przyszłaś, cały czas rozmawiamy o tym, co odkryłem i co robię. Nie zdążyłem zapytać co u ciebie. Chyba będę to musiał nadro… – nie zdążył dokończyć, kiedy przerwało mu pukanie do drzwi. Otworzył je i wpuścił trójkę troglodytów. Z krzesłami. Blight uśmiechnął się lekko i spojrzał w stronę Prawej Ręki jakby pytając żartobliwie, czy to jej odpowiada. Żołnierze ustawili je obok stołu i wzięli się za „pacjenta”. Badany, na widok uzbrojonych mężczyzn zaczął kolejną próbę ucieczki, tym razem ze zdwojoną siłą. Ale nie na darmo Blight rozkazał im przynieść paralizatory. Potraktowany prądem, wyczerpany Wymordowany został wyniesiony z sali bez problemów większych, niż powoduje wynoszenie bezwładnego ciała.
– ... będę musiał nadrobić. – dokończył przerwane w pół słowa zdanie – Opowiadaj wszystko, co sobie przypomnisz. Potrafię być bardzo uważnym słuchaczem, jeśli zechcę. – mrugnął do niej i uśmiechnął się. Otworzył drzwi i przytrzymał, przepuszczając kobietę przodem – O ile sobie przypominam, w tej kawiarni serwują również wyśmienite ciasta, jeśli miałabyś na nie ochotę.

[z/t] -> kawiarnia "pod radosną babeczką"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kobieta przyjrzała się uważnie mężczyźnie i zmarszczyła brwi. Nie zdołałby skrzywdzić kobiety? To co najmniej śmieszne, zauważywszy, że jest on dość ważnym naukowcem w S.SPEC. Bez wątpienia wykazał się słabością, co Veylta zamierza wykorzystać w przyszłości. W głowie zanotowała, że na następnym zleceniu musi napisać, że poszukuje wyłącznie wymordowanej kobiety. Była niezwykle ciekawa, jak sobie z tym mężczyzna poradzi. Uśmiechnęła się delikatnie na myśl o jego słabym punkcie.
Vey oparła się o stół i słuchała uważnie, jak naukowiec każe przynieść krzesła. To miłe, że tak posłusznie słucha jej rozkazów. Zamierzała pojawiać się tu od czasu do czasu, a więc liczyła, że chociaż będzie mogła sobie posiedzieć na wygodnym fotelu, przy tym oczywiście musiała mieć widok na wymordowane zwierzątko. To miejsce to prawie jak zoo. Naukowcy, dyktatorzy i ich pomocnicy przychodzą i oglądają, jak ci pierwsi szczują tych na wpół-martwych ludzi. Chwila, moment. Czy oni w ogóle zaliczają się do ludzi? Są martwi. Powinni zostać zeżarcie przez robale, a tu co? Chodzą po ziemi jakby nigdy nic. Muszą. Stąd. Zniknąć. Jak najszybciej.
Biedny Ikar! Ciekawe, czy jest jednym z tych, którzy nigdy w życiu nie mieli kochanki, no albo kochanka, wedle gustu. Przyjrzała mu się uważnie. Cóż, kto wie, kto wie. Nie zamierzała w to jakoś specjalnie wnikać. Zdusiła w sobie śmiech. W sumie, dość dziwnie by to wyglądało, gdyby teraz zaczęła się śmiać z niczego, prawda?
Skinęła głową, gdy mężczyzna poszedł do drugiego pokoju. Delikatnie odepchnęła się od stołu i podeszła do osoby która siedziała na fotelu "tortur". Wyszczerzyła zęby i jedwabną dłonią przejechała po jego twarzy. Uśmiechnęła się zdradziecko, powoli przesuwając dłoń na jego szyję, gdzie wbiła mu dość długie paznokcie w skórę. Zmrużyła krwiste oczy.
- Jesteście żałośni... Ale nie martw się, niedługo zginiesz. I uwierz mi, będzie boleć. - mocniej zagłębiła pazury w skórze wymordowanego. Ba, tak mocno, że skóra zastała delikatnie przecięta gdy kobieta gwałtownie odsunęła dłoń. Szybko wróciła na swoje miejsce przy stole gdy tylko usłyszała, że Ikar wychodzi z pokoju.
- Tak, to nic nowego. Zaczynam się o Ciebie martwić. - wzruszyła ramionami. - wzruszyła obojętnie ramionami i uniosła delikatnie brew słysząc pukanie do drzwi. No tak, jego "słudzy", no bo któż by inny? Patrzyła, jak wynoszą bezwładne ciało, a potem znowu wróciła do rozmowy z naukowcem.
- Oh, oczywiście! Wyżalę Ci się jak nigdy dotąd! Oczywiście, po to tu przyszłam. A ten twój sługus który wydzierał się na cały budynek tylko mi przypomniał o Tobie. - pokiwała głowę, udając niezwykle przejętą. Ruszyła przez otwarte drzwi. Przeszła korytarze, a potem wsiadła do samochodu razem z Ikarem i poprosiła, by kobieta za kółkiem zawiozła ich do kawiarni.

zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak dobrze być w domu. Ten specyficzny zapach krwi i środka odkażającego… dobra, krwi już nie czuć. Blight wrócił do pracy i miał zamiar siedzieć tu całą noc. Po spotkaniu odzyskał trochę energii, którą mógł dobrze spożytkować. Zawołał swoich trepów, którzy przynieśli mu jego niedawny obiekt badań. Wyglądał dość mizernie. Zgolili mu włosy i poobijali. No nic. Jakoś im to daruje. Patrzył im dokładnie na ręce przy zapinaniu. Nie chciał, by powtórzyła się niedawna sytuacja. Zdecydowanie dość miał eksperymentów wyrywających się spod kontroli. Kiedy jego podwładni odeszli, zabrał formularz ze stołu i podszedł do badanego.
 – Witaj obiekcie – szybkie zerknięcie w formularz – A3C11 – deja vu, czy co? Już raz go tak powitał. – Wygodnie ci się spało? Jeśli tak, to muszę cię zmartwić. JUŻ SOBIE NIE POŚPISZ! – wrzasnął mu w twarz i zaniósł się okropnym śmiechem. Śmiał się długo, a kiedy przestał, przeczesał palcami włosy i uruchomił tryb nagrywania. Pochylił się nad nim. – Powiedz, proszę, co za zwierzę trzymasz w sobie? – podszedł do konsoli, na której oparł ręce – Jeśli tego nie zrobisz, będzie bolało. – wymordowany otworzył leniwie oczy i spojrzał na niego zimno – Potraktuję to jako odmowę. – powiedział, naciskając przycisk. Ciało badanego natychmiast wyprężyło się pod wpływem elektryczności. Z jego gardła wydobył się jęk bólu. Ikar natychmiast cofnął palec. – I jak? – zapytał z okrutnym uśmiechem. Obiekt zawisł bezwładnie na klamrach. Wyglądał na wyczerpanego i na pewno nie był zdolny do wypowiedzenia jakichkolwiek słów.
– Nie chcesz mówić? No cóż, oszczędziłbyś tym wiele nieprzyjemności sobie, a mnie pracy. – Odszedł do konsoli i przyniósł swoją torbę z instrumentami medycznymi. Wyciągnął skalpel i rozciął prawy palec wskazujący wzdłuż. Zebrał krew do probówki. Postanowił zanalizować DNA obiektu i w ten sposób dowiedzieć się, co takiego w nim siedzi. Rozglądnął się dookoła.
– Cholera – na śmierć zapomniał, że nie zdążył jeszcze sprowadzić najpotrzebniejszego sprzętu do tego prowizorycznego laboratorium. Nie ma tutaj możliwości zbadania czegokolwiek. Musi wyremontować tamto zniszczone, a tymczasem wezwał jednego pomagiera przez interkom. Odłożył probówkę na stojak i zbliżył się do wymordowanego. Spojrzał mu w oczy.
– Widzisz w ciemności, prawda, piesku? – chwycił jego głowę oburącz i ustawił w stronę światła. Reakcja była natychmiastowa. Oczy zamknęły się od razu. Kiedy Blight odchylił jego powiekę, źrenica zwęziła się prawie całkowicie,  a z gardła pacjenta wydobył się groźny ryk. Ikar uśmiechnął się.
– A jednak możesz mówić. – uśmiechnął się złośliwie – I widzisz w ciemnościach. – pogłaskał go czule, po czym odszedł kawałek. Właśnie wtedy usłyszał pukanie do drzwi. To trzech wiernych troglodytów przyszło spytać, co najjaśniejszy pan teraz oczekuje.  Przekazał pomocnikom niezbędne informacje dotyczące przyniesienia aparatury i zamknął drzwi. Wrócił do wymordowanego.
– Nie martw się piesku. Obiecuję, że jakoś cię wykorzystam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Panna Dark nie miała chwilowo nic na głowie. Postanowiła więc "przespacerować się" po terenie swojej nowej pracy. Czytaj: powęszyć i poszperać, znaleźć coś tajnego i ciekawego. Przejrzała już większość budynków i kartotek. Baza danych połączona z jej soczewkami znacznie jej to ułatwiała. Wystarczył rzut oka i szybkie "googlowanie" aby dowiedzieć się czegoś więcej. W końcu przyszedł czas na nieco mniej przyjemną część zwiedzania, a mianowicie - laboratoria. Choć nie brzydziła się widoku krwi i chemikaliów, budziło to w niej nie miłe wspomnienia. Świetnie pamiętała lata, gdy to ona leżała na stole i wiła się z bólu po jakimś kolorowym płynie. Miała już zdecydowanie dość strzykawek i widoku kitlów lekarskich, ale skoro już postanowiła zapoznać się z tym miejscem... Także ta część musiała się znacznie zmienić od czasu jej badania po odebraniu rodzicom, w końcu minęło 8 lat.
Wejście tam nie stanowiło problemu. Jako członek S.SPEC miała dostęp do wielu zakazanych pomieszczeń, jako haker, mogła sobie go zapewnić. Większość pracowni była zajęta, więc nie mogła się tam swobodnie kręcić. Nie była tym faktem jakoś specjalnie rozczarowana. Gdy zbierała się już do wyjścia, jej uwagę przykuł głośny jęk. Stanęła w pół kroku i skupiła swoją uwagę na docierających do niej bodźcach oraz niedawnych wspomnieniach. Namierzyła źródło hałasu. Była nim sala numer 3. Wcześniej słyszała stamtąd nieprzyjemny, męski głos i wyładowanie elektryczne. Odwróciła się na pięcie i cicho zakradła do pomieszczenia.
Teraz wiedziała już, dlaczego głos wydał jej się trochę znajomy. To był Ikar, jeden z medyków w S.SPEC, ale tego można się było domyślić. Drugi mężczyzna, ten unieruchomiony i w znacznie gorszym stanie, był jej jednak nieznany. Mimo iż dokładnie go widziała, przed jej oczami nie wyświetlały się informacje na jego temat. Jakby nigdy nie istniał, a jednak był tu przed nią. Sprawdziła inne odczyty, które jej się wyświetlały. Wynikało z nich, że ten człowiek znacznie odbiega od normy. Nawet, jak na osobę w stresie i ciężkim stanie, nie można go było nazwać kimś normalnym. Przerwała na chwilę swoją analizę.
- Anterio, co ty wyrabiasz?! Dlaczego od razu robisz mu krzywdę? Co ci to da? - była na niego zła. Czuła jakąś więź z torturowanym. Może to dlatego, że przechodziła przez coś podobnego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach