Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 23 z 23 Previous  1 ... 13 ... 21, 22, 23

Go down

Pisanie 03.12.18 20:43  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Chłód przeszył jego kości. Otworzył zaspanie, podkrążone oczy. Opierał się o jakiś duży głaz, przed nim rozciągał się krajobraz ruin. Nie wiedział czemu, ale poczuł się jakby był w domu. Ten widok napawał go zachwytem. Z trudem podniósł się na równe nogi. Lekko się zachwiał, lecz szybko odzyskał równowagę. Głowa prawie mu wybuchała z bólu, świat zaczął się kręcić. Zrobił krok do przodu, musiał pójść, odnaleźć dom, coś sobie przypomnieć. Niedawno co został uratowany, droga zapewne była długa, lecz całą przespał na jego ramionach... właśnie.. jego... Rozejrzał się dokładnie, jednak nikogo nie widział. Jego głos, ślepia, włosy, wszystko było mu tak znajome, jednak imię zbawiciela odeszło w niepamięć. Leży sobie gdzieś w czarnej dziurze wraz z wspomnieniami. Jednak te uczucie gdy tylko go zobaczył, serce podeszło mu aż do gardła, a gdy usłyszał jego zachrypły głos, przyspieszyło do miliona obrotów. Musi go poszukać, dowiedzieć się czegoś o swoim życiu, mimo że te ostatnie dni były pełne wrażeń, jak reszta życia którą pamięta, to niewiedza nie daje mu spokoju. Pytania, które zadawali mu w laboratorium, powinien wiedzieć o co im chodziło. Zdeterminowany ruszył przed siebie, wolno ale pewnie. Starał się zignorować obolałe ciało. Gdzieś tam w mózgu miał ten impuls, który kazał zachować ostrożność, przez co cały czas się rozglądał, każdego przechodnie dokładnie obserwował. Jeden niechciany ruch i już by wiał gdzie pieprz rośnie. W prawej ręce cały czas trzymał Aisu. Mocno zaciskał na niej swe chude rączki, jakby to była jego ostatnia deska ratunku, mimo że jeszcze nie wiedział jak ona działa. Czuł bijący od niej chłód, wiedział iż kiedyś ta moc należała do jakiegoś anioła. Słyszał jak gadał o tym jego oprawca. Był odziany tylko w płaszcz, a zaczynało mu się robić gorąco. Całkiem możliwe że się przeziębił, albo choruje na inne świństwo.
Szedł już jakiś kawałek, wśród starych budynków i widoków godnych rozpaczy. Oddech zrobił mu się płytki, wszystko coraz bardziej go bolało. Oparł się o jakiś stary murek, obserwując młodego wysokiego mężczyznę. Miał na sobie skórzaną kurtkę, niebieską chustę, czarne spodnie i glany. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten szaleńczy uśmiech, który był mu tak znany. Nieznajomy mężczyzna wpatrywał się w niego, robiąc powolne kroki. Uriel nie wiedział co robić, był sam, zdany na siebie. Nie wiedział jakie ten ktoś ma zamiary, i czy na pewno to ktoś z ekipy która go goni. Czuł jeszcze silniejszy chłód, aż kłuło go w dłoń, serce przyspieszyło, czuł zimny pot na plecach. Strach zaczynał nad nim zwyciężać. Starał się uspokoić jednak nie umiał i nim dokładniej pomyślał co zrobić, zobaczył pędzącą w stronę wroga, lodową ścieżkę. Stał jak wryty, gdy lód atakował stopy obcego, uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. Co się właśnie stanęło? Sam nie widział, ale był pewny że to on zrobił, skąd? Laska rozbłyska lekkim światłem i zgasła, a on poczuł lekko przymarznięte palce. Miał szanse by uciec, nie mógł długo myśleć nad zaistniałą sytuacją. Zaczął biec, resztkami sił, ale nie wstecz, pędził przed siebie, omijając lodową przeszkodę. Nie chciał nawet na to patrzeć, nie chciał widzieć tego wzroku mówiącego "I tak cie znajdą." Nie chciał nic widzieć. Laski nie upuścił, przytulił ją do piersi, jakby chciał ją ogrzać, łzy zbierały mu się w ślepiach.
Gdzieś tam w oddali zauważył szczątki fontanny. Trzeba odpocząć, nie wiedział jakim cudem dalej potrafił biec, jakim cudem jego nogi dalej pracowały, ale gdy się zatrzymał to automatycznie upadł na kolana. Ledwo łapał oddech, rozejrzał się tylko czy nikt go nie gonił. Pusto. Miał chwile spokoju, tylko... Nie wiedział gdzie się znajdował. Niczego nie rozpoznawał, może zbawiciel go tutaj odnajdzie, chyba lepiej poczekać. Skoro znalazł go w lochach to tutaj nie powinno być problemu. Usiadł na obitym tyłku, gołe stopy przykrywając puchatym ogonem. Psie uszy nasłuchiwały nawet najcichszego odgłosu. Aisu położył przed siebie. Pierwszy raz ją puścił od momentu ucieczki. Powoli oddech mu się uspokajał. Chciał poczuć się bezpiecznie, tak jak wtedy gdy się na chwile przebudził w jego ramionach. Odchylił się do tyłu, wyciągając ręce w niebo. Jego nadgarstki wyglądały okropnie, jak zresztą całe ciało. Nie bało nawet skrawka skóry, który by wyglądał zdrowo. Oblizał popękane usta, zatracając się w myślach. Często tak robił. Starał się odnaleźć swoje wspomnienia, miał cały czas nadzieję że gdzieś tam zostały schowane, i da radę je odkopać, jednak to nic nie dawało. Kończyło się nad tym, iż zaczynał myśleć o swoim śnie, który cały czas był taki sam. Co noc pojawiał się bal, piękny taras i ławka, oraz słowa których nigdy nie zapomni. Przeczesał palcami swe białe jak śnieg włosy, przy okazji rozplątując kilka małych kołtunów.
Naglę z rozmyśleń wyrwało go ciche szczeknięcie. Chciał się podnieść, sprawdzić, jednak nie dał rady. Spojrzał w miejsce, z którego wydobył się głos. Stał tam mały szczeniaczek. Widocznie głodny, co w tym miejscu nie było dziwne. Wpatrywał się w niego słodkimi brązowymi oczkami. Jego matki najwyraźniej nie było, był sam. Kompletnie jak on. Chciał go jakoś zachęcić głosem, jednak w jego przypadku było to niemożliwe. Psiaka jednak to nie zdemotywowało. Załapali kontakt wzrokowy, czteronożny powoli ruszył w jego kierunku. Dopiero teraz było widać, że biedaczek kulał na prawą, przednią łapkę. Gdy był wystarczająco blisko, białowłosy dał mu swoją rękę do powąchania. Uradowane szczenie zaczęło lizać wnętrze dłoni, co lekko gilgotało. Uriel wziął małego na ręce, zaczął go miziać bo brzuszku. Zdecydowanie był to owczarek staroniemiecki. Widocznie gdzieś tutaj była hodowla. Mało ich zostało. Zachwycony psiakiem, całkiem całkowicie skupił na nim swoją uwagę, Był taki uroczy, a przy okazji, starał się obejrzeć bolącą go łapkę. Czuł, że byli do siebie podobni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.18 18:21  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Swego czasu Desperacja była naprawdę pięknym miejscem. Choć stopa anielicy nigdy nie miała okazji stanąć na terenach prawdziwej Japonii sprzed apokalipsy, aniołowie od czasu do czasu potrafili wspominać czasy, kiedy jeszcze ich Pan był razem z nimi, a oni tylko niewinnie podawali mu swoje pomocne dłonie, aby świat był piękny i w miarę przyjazny dla ludzi.
Niestety jednak te czasy dawno minęły, a piękne tereny Japonii były tylko wspomnieniem. Poza Miastem, w którym ludzie ukrywali się niczym kukiełki w dłoniach dyktatorów, mało które miejsce zapierało dech w piersiach jak za dawnych czasów. Faith jednak wciąż potrafiła podróżować po Desperacji i poszukiwać tego, co choć odrobinę próbowało opowiedzieć swoją historię.
Fontanna, a właściwie jej ruiny, w pewien sposób zaliczały się do jej kryterium szukania. Niegdyś piękna i pełna wody, dzisiaj była tylko echem przeszłości.
Anielica stąpała powoli, acz ostrożnie, kiedy poruszała się po terenach Apogeum - wszak mieszkańcy tych terenów nie od dzisiaj byli zagrożeniem, który mógł wykorzystać dobre serca aniołów tylko po to, aby uzyskać pożywienie i przeżyć. Nie potrafiła mieć im za złe, że to robili - instynkt przeżycia wybudził się w aniołach tak samo jak u nich, kiedy zyskali śmiertelne ciała. Były chwile, gdy zaczynało się wątpić w jakiekolwiek kulturalne zachowania, kiedy na szali kładło się własne życie. Po co rozmawiać, jak można walczyć? Nawet, jeżeli za swój żywot obiecuje dostęp do pożywienia, to i tak nigdy nie wiesz, czy na pewno wyjdziesz cało.
Musiała przyznać, że od czasu do czasu odczucie swego rodzaju adrenaliny nie było złe. Przypominało jej, że wciąż żyje.
Kiedy zbliżyła się do okolic ruin, zauważyła, że tym razem nie będzie jej doskwierać samotność. Nieznanego jej Desperata można było łatwo zauważyć dzięki jemu jasnym włosom. To tak, jakby zima właśnie przyjęła ludzką postać.
Bardziej jednak zaniepokoił ją jego stan. Im bliżej niego była, tym bardziej miała wrażenie, że coś było z nim nie tak. Nie przyspieszała jednak, aby go nie wystraszyć - szła w tym samym tempie i zatrzymała się przed nim, kiedy była wystarczająco blisko, aby ten mógł ją zauważyć. Upewniła się tylko, że jest między nimi bezpieczna odległość. Niektórzy Wymordowani, nawet mimo ludzkiego wyglądu, potrafili się zachowywać niczym agresywne zwierzęta, a ona chciała ewentualnie pomóc. Posłała mu zatroskane spojrzenie i czekała spokojnie, aż ten wykona pierwszy ruch.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.18 21:53  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Miział słodziaka po brzuszku, zastanawiając się jak on się tutaj znalazł. W desperacji zwierzyna szybko umiera, zostaje zabijana lub zarażana, a on, oprócz łapki to jest zdrów jak ryba i bardzo radosny. Do tego idealny rasowiec, barwy typowej dla tej rasy czyli czarno-srebrnej z węglowym pyskiem. Będzie z niego piękny i dumny psiak. Uriel już poczuł z nim więź i miał zamiar zająć się nim, zatroszczyć. Ktoś musiał je tutaj hodować, albo jakimś cudem został przemycony, nieważne. Teraz będą już na zawsze razem, białowłosy czuł to w głębi serca. Jego ciemne oczka idealnie pasowały do jasnego lodu, pięknego błękitu. Tak przyglądając się temu słodkiemu pyszczkowi, przyszło mu do głowy imię. Idealne, pasujące perfekcyjnie. Skoro on przybrał imię Uriel, to dla małego cudne będzie Lucyfer. Zachwycał się tym przez chwilę, po czym wyciągnął pas z płaszcza, który miał podkreślać talię, i owinął nim ranną łapkę. Postawił swojego nowego przyjaciela na ziemię. Zaczną razem wspólne, nowe życie. Podrapał go za uszkiem, spokojnie rozglądając się po okolicy. Dojrzał w miarę okrągły, płaski kamyk i wpadł mu do głowy pewien pomysł. Wziął go do ręki, poobracał kilka razy, po czym zaczął obrabiać go ostrymi pazurami. Owczarek położył się obok niego, z zaciekawieniem obserwując co nowy pan robił. Po kilku chwilach zamiast kamyku, trzymał coś co przypominało jak kapsel, albo pieniążek. Zadowolony z siebie wyrył w tym jeszcze imię psiaka, starał się to zrobić jak najładniej. Ostatnim etapem było zrobienie dziurki u góry. Poczuł się jak mały budowniczy. Nie wyglądało to idealnie, ale było przyzwoite i czytelne. Zachwycony zerknął na szczeniaka, pokazując mu swoje arcydzieło. Cóż, ten zareagował tylko przekrzywieniem głowy i obwąchaniem elementu. Brakowało jeszcze jednego, czegoś w rodzaju obroży. Niestety nawet nie miał materiałów by coś takiego zrobić. No i był w kropce. Przynajmniej na chwilę zajął czymś myśli. Nie skupił się nawet na tym jak się zrobiło zimno. Mocniej otulił się płaszczem, a psiaka okrył ogonem, co spowodowało za to odkrycie jego stóp. Co za pech. Gdy już miał wyrzucić zrobiony przez siebie krążek, zauważył czym właśnie zaczął bawić się mały. Miał w pysku gruby (no grubości sznurówki), sznurek. Zadowolony wziął go, co trochę się młodemu nie spodobało. Zawiesił na tym dysk i zawiązał psu na szyi. Ten z radości, albo zaskoczenia nową rzeczą, zaczął szczekać i skakać, nagle zapomniał o bolącej łapce. Wyglądało to tak zabawnie, że w końcu, od dłuższego czasu, Uriel zaczął się szczerze śmiać, oczywiście bezgłośnie.
Naglę w tym szale radości, staroniemiecki psiak wpadł na nogi jakieś nieznanej osóbki. Bidulek tak się przestraszył, że aż poleciał z piskiem za plecy wymordowanego. Sam psiakowaty się mocno przestraszył, niestety nie dał rady nawet o trochę się podnieść. Przyjrzał się dziewczynie, która dziwnie się w niego wpatrywała. Takiego wzroku jeszcze nie widział. Może coś jej było? Przełknął ślinę, właściwie nie wiedząc co robić. Mogła teraz w łatwy sposób zrobić mu krzywdę, dobrze o tym wiedział. Skulił ogon pod siebie, pustymi ślepiami wpatrując się w jej twarz. Co chciała? Spytałby się, gdyby miał jak. Niestety przez wyłamywane palce, nawet nie dałby rade nic napisać, więc zostało mu tylko przybranie pytającej miny, co bardziej wyglądało jakby coś go nagle zaswędziało, albo bolało. Teraz przydałby mu się głos, sprawne ręce, cokolwiek. Lucyfer wyczuł jego niepokój, chciał ruszyć do przodu, jednak białowłosy zatrzymał go ogonem. Wziął głęboki wdech, po czym powoli uniósł rękę i pokazał na swoją bliznę na szyi. Chciał jakoś pokazać, że zbytnio nie ma jak się porozumieć. Cóż, tylko to mu pozostało. Serce biło mu coraz szybciej, nie wiedział czego się spodziewać. Bardzo często pozory mylą. Gdyby to był mężczyzna, zapewne resztkami sił by się na niego rzucił, ale stała przed nim kobieta, więc miał nadzieje na dalszy odpoczynek. Z tego co wiedział w "jego" laboratorium nie pracowały kobiety. Jeśli dobrze pamiętał. W najgorszym momencie zaczął się trząść z zimna i to bardzo. Ledwo potrafił usiedzieć. Zapewne nałożył się na to również cały czas mu towarzyszący ból. Miał dość, nie dawał już rady.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.18 20:57  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Anielica starała się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów i spokojnie czekała na jakikolwiek odzew od nieznajomego. Uroczy szczeniaczek, który kręcił się wokół niego, uciekł, kiedy ją zauważył, a i sam mężczyzna wyglądał tak, jakby zaraz miał zejść z tego smutnego świata. Był cały w ranach. Żeby tylko ją bardziej zmartwić, jego jedyną odpowiedzią była zakrwawiona ręka, za pomocą której wskazał ranę na szyi, próbując tym samym coś jej przekazać.
Założyła, że nie jest w stanie rozmawiać.
Beatrice powoli nabrała powietrza do płuc. Serce ją ściskało na sam widok nieszczęśliwego nieznajomego i chciała mu w jakiś sposób pomóc - wiedziała jednak, że musi do niego podejść spokojnie, żeby go nie wystraszyć. Na tę chwilę nie był on agresywny, niemniej jednak musiała być gotowa, że coś może się wydarzyć w przyszłości. Po jego uszach i ogonie mogła wnioskować, że jest wymordowanym, a niektórzy z nich potrafili stracić swoje zmysły w każdej sekundzie. Zresztą, jeżeli ktoś go dotkliwie zranił, to na pewno nie uwierzy byle przechodzącej ukrytej anielicy, której nigdy na oczy nie widział.
Beatrice spojrzała na niewielki pakunek, jaki trzymała w dłoni przez prawie całą drogę - zdołała go przygotować jeszcze zanim wróciła z Edenu na Desperację po dość... Niefortunnej akcji zbierania ziół na rzecz jej braci i sióstr. Spokojny wypad skończył się o wiele tragiczniej niż ktokolwiek mógł się spodziewać, a Hanael wciąż był w tragicznym stanie. Gdyby nie Hayaiel, to i ona mogłaby potrzebować pomocy.
Teraz mogła w jakiś sposób zawalczyć z karmą. Przyniosła nieco nieszczęścia, więc teraz czas podać pomocną dłoń, aby świat przez chwilę wydał się lepszy.
Anielica niepewnie wykonała krok w stronę wymordowanego i wyciągnęła dłonie, w których trzymała pakunek. Zaczęła go delikatnie rozwijać, ukazując tym samym lekko nagryzioną kanapkę, która może nie kusiła niczym to, czym żywią się miastowi, ale powinna na trochę zaspokoić głód - a była pewna, że tak poraniona osoba będzie go potrzebować, aby zebrać siły. Oczywiście, przed tym lepiej by było, gdyby przejrzał go jakiś dobry lekarz, ale sama anielica nie znała się zbyt dobrze na tym fachu. Mogła co najwyżej nieco opatrzyć najbardziej niepokojące rany, przetrzeć krew i pomóc w znalezieniu kogoś, kto mógłby go poskładać.
Możliwe, że ktoś go szukał. Jeżeli należał go jakiekolwiek zgrupowania na Desperacji, rzecz jasna.
Na tę chwilę jednak zaczynała od początku. Kiedy znalazła się bliżej, Faith bez pośpiechu klęknęła przed nim.
-  Czy jesteś w stanie jeść i pić? - zapytała i zawinęła pakunek, aby następnie wskazać palcem szyję. Skoro rana była na tyle poważna, żeby uniemożliwić mu mowę, to mogła wyjść na wredną babę, która świeci jedzeniem przed kimś, kto tego potrzebował, a to nie było jej zamiarem.

Spoiler:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.18 19:22  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Uriel odczuwał delikatne drgawki, albo to było zwykła czkawka? Cóż nieważne, ale czuł się coraz gorzej. Adrenalina całkiem z niego zeszła, czego skutkiem jest coraz większy ból, szum w uszach. Psiak położył mu się na ogonie, obserwując kobietę, która przed nim stała, właśnie... ona. Wymordowany przez chwile zapomniał, że nie jest sam. Zrobiło mu się trochę ciemno przed oczami, jednak już jest lepiej. Starał się opanować, nie chciał pokazywać że jest słaby, co oczywiście widać gołym okiem. Więc nic dziwnego, że zdobył czyjeś zainteresowanie, chociaż gdy tu szedł, ludzie bardziej unikali go wzrokiem. Sami byli w potrzebie. Nagle usłyszał jakiś szmer, co spowodowało, iż psie uszy same, automatycznie nastawiły się w stronę jego źródła. Nieznajoma coś miała, przed chwile się przeraził. Bomba? Granat? Coś do tortur? Chciał uciec, jednak nie mógł nawet wstać, ruszyć się. Siedział jak sparaliżowany. Nic nie mógł zrobić. Szczeniak również się zainteresował. Wstał na równe łapy, po czym dumnym krokiem przeszedł przed białowłosym i usiadł z miną "Jeśli chcesz mu coś dać, najpierw ja to muszę skontrolować". Dość śmieszny widok, trzeba przyznać. Oczywiście, gdy tylko dziewczyna kucnęła, owczarek znów skrył się za plecami Uriela, na co ten tylko uniósł jedną brew. A niby taki odważny. Pokręcił głową z lekkim uśmiechem, po czym nałożył maskę "poker face", obserwując dalej poczynania anielicy.
Tylko to był w stanie robić, obserwować. Ta bezradność strasznie go irytowały, by zdany na innych, mogli z nim robić co chcą. Jego ślepia były puste, bez wyrazu, bez jakichkolwiek uczuć, te były okazywane tylko mimiką. Spojrzał jej w oczy, co mogłoby wyglądać jakby patrzył przez nią, swoją pustką. Jej słowa usłyszał jak przez mgłę, niezrozumiałe i chyba w innym języku. Zaciekawiony przekrzywił głowę na prawą stronę, jedno ucho oklapło, a drugie wciąż stało na baczność. O co jej chodziło? Pytała się czy może go zabić? Zjeść? Nic go już nie zdziwi, wszystko było możliwe. Już milion scenariuszy otaczało jego głowę, gdy ta nagle wskazała na szyję. Przez chwilę patrzył się na ten palec, robiąc przy tym zapewne zeza, potem wzrok przeniósł na pakunek. Wiedział, że była tam kanapka, tyle. Może chcą nią go udusić? By się tym udławił? Albo czy chce zjeść? Pokiwał twierdząco głową, mając nadzieję, iż chodziło o ostatnią opcję, albo coś z w tym rodzaju, Ogonem okrył swoje zmarznięte i fioletowe stopy. Lekko przygryzł wargę, która i tak była już w tragicznym stanie. Cóż, ale na samą myśl o jedzeniu, zaburczało mu w brzuszku. Od tak dawna nie miał w ustach nic oprócz jakieś szarej brei, która smakowała gorzej niż chyba wszystko. Nie znał zbyt wiele smaków. Wie jak smakuje jabłko, ponieważ raz ktoś dał mu je po kryjomu. To było dobre. Albo kawałek boczku, no to było wyśmienite. To była jedyna osoba, która nie była aż taka zła. Nawet nie zauważył, że przez cały ten czas myślenia, oblizywał się i patrzył na pakunek, który zapewne jest bardzo smaczny, a w sumie nieważne. Teraz to by wszystko zjadł. Tylko gdzie był jego zbawiciel? Dalej nie było po nim śladu. Mógł zostać tam gdzie był. Co jeśli on tam wrócił? Może znajdzie go jeszcze raz, znów uratuje, tym razem nie opuści.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.01.19 21:51  •  Ruiny fontanny - Page 23 Empty Re: Ruiny fontanny
Kierował się powoli w stronę siedziby swoich, w kanałach, licząc, że niedługo znajdzie się na miejscu. Miał już dość Desperacji, zagrożeń czyhających zewsząd, wiecznego zmartwienia czy na pewno wróci cały i zdrowy (w końcu mógł wrócić w kawałkach lub chory) albo czy w ogóle wróci, no i czy ma do czego wracać, bo kto wie czy Łowców nie wykryto... Albo czy już go nie skreślili, uznali za zdrajcę, bo za długo zniknął im z oczu. Tego typu rzeczy zawsze łaziły po jego głowie nie dając spokoju czy wytchnienia jego duchowi i powodując, że najgorszy możliwy scenariusz zawsze uznawał za najbardziej prawdopodobny. Ale we własnym mniemaniu to było realne patrzenie na świat, w jakim przyszło mu żyć. Aż dziw, że nie popadł w depresję.
Planował szybko, bez zbędnych czynności minąć ruiny pobliskiej fontanny i kierować się dalej, z nadzieją, że nie pomylił drogi albo jej niepotrzebnie nie nadłożył. Przebywanie poza murami M3 jednak nie było tym, co robił jakoś często, choć wiedza z zakresu survivalu była u niego wystarczająca, by sobie poradzić. A przynajmniej tak było do tej pory... Nie powinien chwalić w duchu swych umiejętności dopóki nie wróci do kanałów.
Z daleka zauważył, że to miejsce nie jest opuszczone (czego się spodziewał), a przebywają tam dwie - nie, chwila - trzy istoty. Wataru uważnie obserwował wszystkich przebywających na tym terenie powoli i w miarę niezauważalnie zbliżając się w ich okolice. Chciał uniknąć walki, liczył więc, że albo nieznajomi będą walczyć między sobą albo - w co wątpił, w końcu to Desperacja - będą przyjaźnie nastawieni i nie zrobią mu krzywdy.
Ostatecznie widząc, że jedna osoba jest pomagającym aniołem, druga potrzebującym wymordowanym, który nie mógł go z racji przemiany zarazić wirusem X, a trzeci był rasowy szczeniak wreszcie postanowił wyjść z ukrycia. Jeśli by go zauważyli czającego się na nie wiadomo co jeszcze uznaliby go za zagrożenie i zaatakowali, a tego nie chciał.
Na wszelki wypadek uznał, że nie wyciągnie broni - i tak miał wystarczający refleks, by w razie czego szybko dobyć ostrza, bez wymachiwania nim bez potrzeby przy tych powiedzmy w uproszczeniu ludziach. Pokazując, że nie ma nic w dłoniach zbliżył się do nieznajomych. Liczył, że się nie pomylił w ocenie, może wskażą mu drogę czy coś do miasta i dadzą przejść bez żadnego wbijania noża w plecy.
- Nie mam złych zamiarów - poinformował od razu. - Chcę tylko wiedzieć, czy tędy dojdę do miasta.
Dopiero po tych słowach zauważył w jakim stanie jest wymordowany. W duchu musiał przyznać, że na pierwszy rzut oka to nie wyglądało dobrze.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 23 z 23 Previous  1 ... 13 ... 21, 22, 23
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach