Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 35 z 52 Previous  1 ... 19 ... 34, 35, 36 ... 43 ... 52  Next

Go down

Pisanie 22.08.16 21:24  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Luna, zadowolona bardziej lub mniej z podróży, w końcu odetchnęła, gdy warkot pojazdu ustąpił świstowi powiewu wiatru i odgłosom dobiegającym z budynku baru. Dziewczyna musiała przyznać, że jak na te terytoria, to wyglądał on niemal jak cudo architektury nowoczesnej, a przynajmniej kreatywności i zaradności ludzkiej. Co się miało po chwili okazać, nie tylko z zewnątrz knajpa trzymała styl.
Widząc, że mężczyzna wchodzi do wnętrza lokalu, uskrzydlona nie zwlekała zbytnio na podziwianie krajobrazu - skierowała kroki za Sleipnirem i dorównując mu kroku posłała mu, prawdopodobnie ostatni, niewinny uśmiech...
Od tej chwili bowiem, jej twarz nabrała dzikości: podbródek uniosła wyżej, lekko uniosła lewy kącik warg (ukazując przy tym szereg trzech kłów) oraz powiekę po tej samej stronie twarzy, a dla uzupełnienia mimiki zmieniła też swój chód. Buty stawiała stanowczo, nie zważając na skrzypienie podłogi, zgarbiła plecy napinając łopatki oraz lekko przechyliła na bok głowę. Widać w tym było irytację otoczeniem, dzikość i szaleńcze nastawienie - całkowicie nieanielski klimacik...
Weszła do środka zaraz po mężczyźnie, od razu kierując się do jednego z ulokowanych w kącie sali stolików. Jednym ruchem reki odsunęła jedno z krzeseł i walnęła się na nie, jednak wyjątkowo cicho. Położyła na blacie swój instrument i zawiesiła jedną rękę za oparcie mebla. Nogi sztywno wyprostowała pod stołem i czekała na podejście poznanego Łowcy. Wsłuchiwała się przy tym w otoczenie, by wytropić poszukiwane zagrożenie, a także poznać lekko rozmówcę i barmana. Gdy Slei zwrócił się do niej wprost ze swym pytaniem lekko prychnęła i wskazała dłonią by podszedł bliżej.
- Akurat nawracać to ja nie zamierzam, chyba że nawracających, swoim butem... - rzekła odchylając głowę do tyłu, jednym okiem nadal obserwując Łowcę - Powiedzmy, że zwiedzam i robię rekonesans. W końcu nie tylko Łowcy i "Psy" węszą poza swoim terytorium. Z resztą... czy to istotne? A jak tak, to dlaczego akurat dla ciebie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.09.16 15:21  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Zerknął kątem oka na Lunalith i parsknął głośno śmiechem na jej nagłą "dzikość". Dla osoby, która spędziła w tym rejonie wiele czasu, wyglądała ona jakby dostała paraliżu lewej strony twarzy, a jej postawa przypominała prędzej początkowego dresa, który bez swoich "ziomów" nie wychodzi poza swoje osiedle. Zresztą nie tylko jego zdaniem wyglądała właśnie w taki sposób, szybko złapał wymowne spojrzenie barmana i kilku osób przyglądających się anielicy, reakcje były takie same.
- Bobby stwierdził, że komuś tak "hardemu" jak ty lepiej nie podawać alkoholu bo jeszcze zburzysz mu lokal po pijaku - Powiedział wyraźnie sarkastycznym głosem i postawił szklankę czegoś na wzór soku przed anielicą.
Rozsiadł się wygodnie i wysłuchał jej odpowiedzi skupiając wzrok na swoim trunku bardziej niż na rozmówczyni.
- Zwykła ciekawość. Zawsze lepiej to znaleźć sobie tutaj kogoś do pomocy, zwłaszcza, jeśli obie strony chcą tego samego.
Wypił łyk lekko spienionego piwa i rozejrzał się po stołujących się klientach "przyszłości".
- Kto wie, może mam przydatne informacje, a ty swoim zadaniem wyświadczysz mi przysługę więc ci pomogę? - Zapytał patrząc jej w oczy, po czym odstawił swoją szklankę.

//wybacz za opóźnienie. Post krótki bo nie było nad czym się niepotrzebnie rozpisywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.16 15:07  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
[z/t], temat stoi a Luna nie daje żadnego znaku życia (i nie było jej na forum od 15-tego).
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.16 23:28  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Widok anielicy w dowolnym barze na Desperacji naprawdę nie dziwił nikogo, a dopóki płaciła przedziwnymi, acz praktycznymi rzeczami, była jedną z ulubionych i dopieszczanych klientek.
Tym razem na jej stoliku stały dwa kieliszki, zapalony podgrzewacz, cuchnący tandetną lawendą i sztuczny kwiatek w utłuczonym wazoniku. Ewidentnie dziewczę spędzało mile czas na randce i to też było dla niej typowe tylko… Dlaczego tym razem, do jasnej cholery, siedziała naprzeciw niej dość ulana, ewidentnie przekarmiona ropucha?

-… A potem żyli długo i szczęśliwie panie Żabiu. Długo i szczęśliwie kurwa. Kto to wymyślił?! Gdzie dramatyzm, gdzie rozstania i powroty, wybuchy namiętności i kajdanki!- Wcisnęła dłonie w zaciśnięte powieki, starając się nie popaść w głęboką, pełną łez i smarków, rozpacz nad żałosnym życiem postaci z bajki, która ostatnio wpadła w jej ręce.
Ropucha siedząca na stole kontynuowała tylko zżeranie much z kieliszka wypełnionego do połowy również tanim wińskiem.
Musiała się przyznać przed sobą do jednej, bardzo poważnej rzeczy – trochę zjebała sprawę. Powinna była przycisnąć trochę tego dupka z klatki (po fakcie w jej głowie pojawiła się piękna wizja jebnięcia go z filiżanki), który nie dość, że zniszczył jej zegarek to na domiar złego spalił z pół Edenu uciekając sprzed oblicza sądu. I po co? Nie wystarczyło powiedzieć „Kochana Faustynko, czy mogłabyś mi pokazać tylne wyjście?”. Przecież przygarnęłaby go pod Płaszcz Cienia. Ale nie. Wszystko trzeba zniszczyć. Co za gbur. Kwiatki w rabatkach pewnie też podeptał!
Jej smutek przeszedł w złość. Wszyscy faceci byli tacy sami! Po cholerę Papa ich stworzył?
Kobiety same sobie doskonale radziły, a w dzisiejszych czasach to już w ogóle… Faustynka uważała się za doskonały przykład kobiecej niezależności.
Potrafiła skręcić meble, a z kanapy zrobić barek. Ponadto miała wspaniałego adoptowanego syna (do adopcji którego też żaden samiec potrzebny jej nie był), a wieczorami…

Odchrząknęła, przerywając radosny strumyk własnych myśli i postukała palcami po blacie stolika. Dopadł ją taki jakiś nicmisięniechcizm, dlatego jedynie odcisnęła na kieliszku ślad swojej fioletowej szminki, zastanawiając się jakby to było pozostawić taki na kołnierzyku jakiegoś seksownego, wysoko postawionego speca. Czy może powróciłby do domu, do żony, pachnąc jej przesłodkimi perfumami? Żona zrobiłaby mu awanturę i chwyciłaby za nóż, on zabiłby ją w obronie własnej, a następnie powiesiłby się, bo tak naprawdę nigdy nie przestałby jej kochać. Ich dzieci trafiłyby do sierocińca, by stać się degeneratami społecznymi, mafią i wywrotowcami.

Zamordowanie dwójki wysoko postawionych osób sprawiło jej nie lada przyjemność, a przy tym poprawiło humor wystarczająco by dolać sobie wina i kontynuować randez-vous z ropuchą.
No przecież nie było nikogo ciekawszego w zasięgu wzroku, prawda…?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.16 23:18  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Zawiść wsunął pysk pod dłoń mężczyzny, a następnie kłapnął zębami, kiedy wyprzedził czarnowłosego, wbiegając do baru. Furia podążała za właścicielem, obserwując zgromadzonych, nawet na moment nie spuszczając spojrzenia z ludzi, by zacząć węszyć, jakby opuszczenie łba było jakimś dyshonorem dla niej. Jinx na zaledwie parę ułudnych sekund przystanął rozglądając się po Sali, a gdy dostrzegł rude włosy postawione w kolce, bez jakiegokolwiek zawahania ruszył w tamtą stronę. W jego ślady podążyło dwóch innych wymordowanych, gdzie jeden charakteryzował się śnieżnymi włosami i blizną przecinającą jego twarz, a drugi włosami do ramion i wyjątkowo znudzonym wyrazem twarzy.
- Gdzie? – zapytał czerwonowłosego, gdy wreszcie stanął tuż obok niego. Niższy chłopak spojrzał w prawo i wskazał brodą na stolik przy ścianie, gdzie siedziało trzech gości, raczej nie wyróżniających się niczym szczególnym na tle innych klientów tego brudnego przytułku. Wzrok właściciela burdelu spiorunował plecy jednego z mężczyzn i ruszył szybkim krokiem w jego stronę, by położyć ciężko dłoń na jego ramieniu, gdy znalazł się przy obranym celu.
- Wypierdalać. – krótka komenda jak w wojsku poderwała pozostałą dwójkę, która w danej chwili była jedynie zbędnym dodatkiem do rozmowy. Gdy przy stole siedział już przestraszony mężczyzna, Jinx usiadł ciężko naprzeciwko niego, uderzając butem w krzesło pomiędzy jego udami. Splótł dłonie na brzuchu i w milczeniu przyglądał się jego mimice, emocjom, jakie przebiegły przez jego twarz w ludzki odruchu.
- J-jinx… – stęknął mężczyzna, a gdy spróbował się ruszyć, jasnowłosy usadził go z powrotem przy stole.
- Ja.. ja cię spłacę! Naprawdę! Po prostu mam teraz ciężki okres! Ale ja cię spłacę! – zakwilił w przerażeniu, co jedynie wywołało uczucie frustracji na twarzy poziomu E. Uchylił wargi, ukazując zwierzęce, zaostrzone kły, szarpiąc dolną wargę. Zawsze to samo. Zawsze pożyczają, nie spłacają i myślą, że uda im się go unikać. A gdy wreszcie dochodzi do konfrontacji, szczają po gaciach i ze smarkami skapującymi z gęby błagają o litość.
Ludzie byli śmieszni i żałośni.
- Która ręka? – zapytał, o dziwo, spokojnym tonem, wsuwając mały palec do lewego ucha I zaczął się w nim drapać.
- C-co…? – zapytał zaskoczony, na co barki wymordowanego opadły w cichym westchnięciu. Sięgnął do buta, którym był oparty o krzesło i wysunął nóż, kładąc go spokojnie na stole przed mężczyzną. A on w jednej sekundzie wszystko zrozumiał.
- Nie! Nie możesz! One są mi potrzebne! Bez nich nie przeżyję i cię nie spłacę! Jinx, błagam cię! – jęknął mężczyzna, a pot przerażenia zaczął powoli spływać po jego skroniach, zataczając się na policzkach i wreszcie odrywając od żuchwy, by zniknąć w połach materiału spodni.
- Liczę do trzech. Jeżeli nie powiesz, ujebię ci obie. Raz.
- Nie możesz! Błagam! Wiesz, że moja żona jest chora, prawda? Wiesz o tym! To dla niej były te lek—
- Chuj mnie to obchodzi, Siddhert. Dwa. – w jednej chwili sięgnął po nóż i przechylił się, podnosząc na nogi. Złapał mężczyznę za włosy i szarpnął nimi do tyłu, odchylając jego głowę, bez mrugnięcia okiem wsuwając kawałek ostrza pod lewą gałkę oczną mężczyzny i podważył. Nie przestawał jej wydłubywać nawet w chwili, gdy poczuł na bladych dłoniach ciepłą krew, choć nozdrza rozszerzyły się nieznacznie, gdy tylko poczuł charakterystyczną, metaliczną woń. Nie przestał nawet w momencie, kiedy wszystkie głosy w barze zagłuszył nieludzki krzyk mężczyzny. Ani w chwili, gdy parę osób poderwało się z miejsc, jakby chcieli rzucić się w ich stronę, szybko jedna rezygnując z tego. To nie był ich znajomy. To nie była ich sprawa. Na Desperacji takie rzeczy się zdarzały, czyż nie?
- JINX! – barman ryknął, wybiegając zza lady w jego stronę, ściskając w tłuściutkich dłoniach brudną szmatę.
- Prosiłem cię, żebyś nie robił tutaj burd! Kto to posprząta? – jęknął czerwony na twarzy. W tym momencie wymordowany wyprostował się, odpychając się od mężczyzny, który upadł na podłogę, kuląc się i jęcząc, zaciskając obie dłonie na twarzy. Jinx powiódł przepraszającym spojrzeniem w stronę barmana, machając nieco nożem, na którego ostrzu znajdowała się wbita gałka mężczyzny.
- Wybacz. Zaraz kogoś przyślę, by posprzątał. – mruknął, a w złotych ślepiach zatańczyły ogniki szaleństwa. Przysunął nóż bliżej ust, aż wreszcie wysunął język, przesuwając nim po gałce, aż ta zniknęła w odmętach jego warg, gdzie zaczął rozgryzać miękką część ludzkiego ciała. Gdy przełknął ją, przesunął językiem po dolnej wardze zlizując resztki krwi i siadł ciężko na krześle, będąc głuchym na powoli cichnące jęki.
- No co? – zapytał rozkładając obie dłonie na boki, kiedy ciężkie spojrzenie barmana nie chciało zelżeć. - Mówił, że potrzebuje obie dłonie. Spełniłem jego prośbę.


Bar - Page 35 L8x1ttM
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.16 13:49  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Już była w połowie opowieści o swoich zainteresowaniach, gdy huk zatrzaśniętych drzwi skutecznie przepłoszył jej wybranka.
No żesz do panny lekkich obyczajów nędzy. Co jeszcze?!
- Wypierdalać.
Powiodła wzrokiem do miejsca największego zamieszania, wcale nie zamierzając się w nie angażować.
Po prostu szuka… O, właśnie. Zielony tyłek żabiego księcia, mignął jej pod nogami ciemnowłosego przybysza.

Przy stoliku pojawiła się idealnie w momencie, kiedy jeden z mężczyzn runął z krzykiem na podłogę. Pochyliła się, kręcąc tylko głową nad taką histerią. Gdzie te samce alfa? W dzisiejszych czasach co jeden to gorszy – albo zapłakane dzieci, albo wymordowani zaklęci w płazy. Obojętnie nad nim przelazła.
- Oooch, nie martw się! Twój przyjaciel na pewno zadbał o to, żeby ostrze było wysterylizowane i zdatne do użytku. Na chuj krzyczysz, skoro możesz być piratem? - Szczerze mówiąc nawet nie czekała na odpowiedź ze strony Jinx’a, włażąc pod stół w poszukiwaniu ropuchy- uciekiniera.
Ta, z dziwnego powodu znajdowała się już w paszczy jednego z dobermanów i… no cóż, nie przejawiała najzwyczajniej w świecie żadnych chęci współpracy czy powrotu do żywych, a romansowanie z połową zaklętego księcia wydało się Faustynce całkowicie pozbawione sensu. Jeszcze by padło na tą gorszą, górną i co z takim zrobić konstruktywnego?
Łupnęło, gdy źle wymierzyła odległość między czubkiem głowy, a stolikiem. Zaraz potem na blacie pojawiły się rozczapierzone palce o pomalowanych na biało paznokciach czymś co wyglądało na korektor biurowy, a następnie cała reszta Faustynkowego jestestwa - tym razem przyozdobionego turkusowymi kudłami i kolczykiem nad górną wargą.
- Twój pies zeżarł mojego potencjalnego kandydata na męża. Jak zamierzasz mi to wynagrodzić?- Zapytała, zasiadając naprzeciw wymordowanego, krzyżując ręce na wysokości piersi. Czy on w ogóle wiedział jak cholernie ciężko było złapać tą ropuchę? Kwiatki, spacerki, pigułka gwałtu – dupa, nic nie działa, szczególnie, że płaz nie pijał drinków na umór.
A kiedy już jakimś cudem usłyszała „dobra kobieto, odwal się ode mnie, pójdę na tą nieszczęsną randkę”, głupi kundel jeszcze głupszego faceta postanowił jej to wszystko zniszczyć! Pogryźć, zagryźć, a potem pewnie wypluć!

Odchrząknęła. Odpowiedź zapewne nie nadeszła po parunastu sekundach, toteż nerwowo zaczęła się bawić potłuczonym zegarkiem, który jak gdyby nigdy nic nosiła dalej na szyi. Co za cholerny, niesprawiedliwy świat.
Podskoczyła, gdy jedyny na świecie mężczyzna warty swego imienia ryknął, a na jej policzkach pojawił się rumieniec wściekłości.
- Nie dość, że twój kundel zepsuł moją randkę, to jeszcze zezłościłeś człowieka, który daje nam alkohol. I na dodatek ukradłeś imię! Co za bezczel!
Burknęła wściekła, natychmiast odwracając głowę w kierunku barmana, zupełnie jak gdyby chciała się upewnić, że wszystko jest w porządku.
Niby typek obiecał, że posprząta, no ale… Z takimi to nigdy nic nie wiadomo. Zaraz też powiodła wzrokiem do wijącego się z bólu jednookiego już-nie-bandyty.
- A ten… kolejny patetyczny ignorant! Dlaczego wy mężczyźni musicie być wszyscy tacy beznadziejni.- Jęknęła, wypijając pozostawioną na blacie szklanicę czegoś co w przeszłości zapewne było wódką ryżową, a teraz przypominało przybrudzoną benzyną tandetną wersję drinka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.16 0:19  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Wsunął palce w ciemne włosy I oparł głowę na ręce, która z kolei spoczywała na blacie stołu. Raptownie poczuł się cholernie zmęczony. Z narastającym znużeniem obserwował miotającego się mężczyznę, który wreszcie po dłuższym czasie zamilkł, jego krzyki przeistoczyły się w ciche kwilenie. Łzy ludzkie w żaden sposób go nie ruszały. Właściwie jak się nad tym głębiej zastanowić, to nie pamiętał kiedy ostatnio płakał. Czy kiedykolwiek płakałeś?
Nie, nigdy.
Kąciki ust uniosły się w lekkim uśmiechu, choć i tak wyglądał bardziej na niezadowolonego z życia niż uśmiechniętego, przyjacielskiego gościa. Zmęczenie było wręcz namacalne, a ciemne placki pod oczami odznaczające się na niezdrowo jasnej skórze tylko to potwierdzały. Na dziś koniec przygód i zabaw. Czas najwyższy wrócić do domu i odespać nieprzespaną noc. A może i dwie? Stracił już rachubę. Rozdziawił za to szeroko pysk ziewając w najlepsze, zapominając o jakichkolwiek podstawach dobrego wychowania. Jego chudy tyłek właściwie już unosił się do góry, by poderwać się do wstania i skierowania w stronę wyjścia, kiedy jakieś szalone dziewczę zakłóciło jego spokój. Powrócił na krzesło, na którym ulokował się ciężko, i wbił złote spojrzenie w tą drobną sylwetkę, śledząc każdy jej ruch, nawet ten najmniejszy. Jakby czekał na odpowiedni moment, by zaatakować.
W pierwszej chwili pomyślał, że skądś ją zna. Ale prawda była taka, że na przestrzeni tych tysiąca lat z hakiem, w jego życiu przewinęło się już tyle jednostek, ukazało się tyle twarzy, że nie był w stanie ich wszystkich spamiętać. Ostatecznie zamknął poszukiwania głęboko w pamięci, klasyfikując dziwną personę jako totalnego randoma, który być może kiedyś mu się nawinął.
- Zgubiłaś swój koszyk ze słodyczami wędrując do babci, dziewczynko? – zapytał z wyczuwalną nutą pełną irytacji. Gdzieś z tyłu czaszki poczuł uporczywe naciskanie, a w skroniach pulsowanie. W ostatniej chwili zdusił w sobie chęć pomasowania głowy, a zamiast tego przechylił się do przodu i złapał dziewczę za szczękę na tyle mocno, by nie wyrwała mu się przy pierwszej, lepszej okazji, a na tyle lekko, by nie pozostawić po sobie śladów w postaci zaczerwień czy też siniaków. Szarpnął nią i nakierował jej spojrzenie w swoje oczy, uchylając przy tym delikatnie wargi, które wykrzywił w obrzydliwym uśmieszku z czającą się pogardą.
- Jeżeli nadal będziesz zbaczać ze swojej ścieżki, to zły wilk cię dopadnie i schrupie. – mruknął, aż wreszcie ją puścił, trochę z ociąganiem, a trochę z lenistwem typowym dla znudzonych życiem kociaków. Odchylił się do tyłu i oparł, rozwalając na krześle jak na samozwańczego króla Desperacji przystało.
- Chuj mnie obchodzi twoja żaba. Idź i znajdź sobie nową. I tym razem pilnuj ją lepiej. – przechylił głowę lekko w prawo, obnażając delikatnie zwierzęce kły. - Widocznie ten twój „potencjalny kandydat na męża” nie był tyle wart twojego kredytu zaufania. Może tym razem znajdziesz kogoś lepszego.
Masz kogoś konkretnego na myśli?
Bynajmniej.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.16 2:42  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Źrenice dziewczyny wbrew wszelkiej logice rozszerzyły się gwałtownie, zupełnie jakby ktoś wręczył jej na gwiazdkę groupon na wakacje w winnicy, a na twarzy zamiast grymasu przerażenia pojawił się minimalny, niedowierzający uśmiech.
Uniosła się powoli ze swojego krzesła, na którym wylądowała parę sekund wcześniej. Odruchowo szarpnęła za zegarek, otwierając go. Niestety, zdjęcie umieszczone obok tarczy było spalone doszczętnie.
Zanotować. Zabić tego bezdusznego skurwysyna z pedalską fryzurką przy najbliższej okazji.
Nieważne.
Nie potrzebowała potwierdzenia, jedyny żywy dowód siedział właśnie przed nią, cały i zdrowy. Znaczy. Chyba. Ewentualnie jej Jinx dorobił się brata bliźniaka.
Cholera. Dwóch Jinxów?
To byłoby tak piękne, że aż niemożliwe.
- Och… Wiesz… Spotkałam już kiedyś złego wilka. A potem przyszło szczęśliwe zakończenie i czerwony kapturek został bezpiecznie odstawiony do domu… Zły wilk zniknął by błądzić samotnie po lesie. Mówisz, że wystarczy ponownie zboczyć ze ścieżki, aby się odnalazł?
Halo.
Ziemia do Faustynki.
To. Jinx.
Jinx.
Młoda. Szukałaś go przez parę setek lat. Kurdałke nie daj mu uciec. Znowu.

Nieopisana radość przelała się gwałtownie przez serduszko anielicy, do której wreszcie dotarło, kto przed nią siedział. A fakt, że najwyraźniej jej nie pamiętał kompletnie zdawał się jeszcze bardziej poprawiać jej humor.
- Jestem Fausta. W sumie to Irina Fausta, ale nikt tak na mnie nie mówi. Faustynka. Znam cię. W sensie, ty też mnie znasz. Bo się znamy nawzajem. Serio, potwierdzone info. Znaliśmy się jeszcze zanim się tu zrobił taki syf, wiesz, zanim Papa pojechał na wakacje i was wszystkich pozabijał… No ale! Widzę, że wróciłeś! Normalnie strasznie się cieszę, bo wiesz ostatnio spotkałam takiego dupka w Edenie co mi powiedział, że nie żyjesz. Pewnie go znasz. Szlaja się tu często z tym swoim gangiem psychofanów z żółtymi chustkami do nosa. Więc ja go spotkałam jakiś czas w Edenie, a on nie dość, że spieprzył, że zabił Metatrona, że podeptał tam rabatki to jeszcze mi spalił zegarek.
Rzuciła na stolik nadpaloną dość mocno pokiereszowaną pamiątkę, relikt ich wspólnej przeszłości na stolik, nawet nie po to, żeby Jinx go rozpoznał, ale żeby się pożalić.
To było dla niej oczywiste, ze jak już pamięć wymordowanemu wróci, to natrzaska temu głupiemy dupkowi za to, że zniszczył jej cudowny zegarek. Nie wyobrażała sobie, żeby miało być inaczej, no bez jaj.
- Nooo… To jak ci się teraz żyje?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.17 19:46  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Zaskakujące z jaką łatwością ludzkie twarze znikają w odmętach naszych umysłów, gdzieś głęboko upchnięte przez podświadomość i pamięć. Z jednej strony to raczej zrozumiałe, bo inaczej jak umysł Jinxa miałby normalnie funkcjonować, gdyby był zmuszony do spamiętania tych wszystkich pojedynczych twarzy, które mijał każdego dnia? I tak przez ponad tysiąc lat? Z drugiej zaś strony taki zabieg był krzywdzący dla tych, którzy przeżyli u jego boku dłużej niż tydzień. A i tak się zdarzało, że po roku, kiedy ktoś nagle znikał, Jinx po prostu o nim zapominał. Jakby był nikim szczególnym. I może faktycznie tak właśnie było.
Ostre kły błysnęły, kiedy rozchylił usta i obdarzył tę dziką istotę uśmiechem, choć niewątpliwie nie można było go zaliczyć do grupy z tymi „przyjemniejszymi”.
- Spotkanie ze złym wilkiem nigdy nie kończy się dobrze, moja droga. – odpowiedział jej wyjątkowo spokojnym tonem, opierając się wygodniej o oparcie krzesła, wyprostował jedną nogę i wysunął z kieszeni spodni pogniecioną paczkę z papierosami. - Najwidoczniej twoja bajka nie dobiegła jeszcze końca. – uniósł na moment złote spojrzenie na dziewczynę, by po chwili ponownie je schować pod długą, smolistą grzywką. Wyciągnął jednego papierosa i przez chwile obracał go pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, wsłuchując się w dziewczęcy jazgot, próbując wyłapać poszczególne informacje. Jednakże na dźwięk „dupek”, nie potrafił powstrzymać głośnego śmiechu, którym wybuchł, już w pierwszej sekundzie wiedząc doskonale o kogo chodzi. W tym wypadku nie było nawet potrzeby dodawania tekstu o gangach i żółtych chustach.
- Teoretycznie nie okłamał cię. – dodał, kiedy się wreszcie uspokoił, zaciskając wargi na filtrze papierosa, który odpalił. Zaciągnął się głęboko, przytrzymując w płucach przyjemnie gryzący dym nikotynowy, a po chwili wypuścił go nosem i oparł się łokciem o blat stołu. Drugą dłoń uniósł i otwartą dłonią przeciął powoli powietrze w dół, niemo nakazując jej, żeby się uspokoiła.
- Wowowowo. Spokojnie. Najpierw się uspokój. – mruknął, milknąć na moment, by ponownie się zaciągnąć. - Schlebia mi twoja radość, ale na nic się nie przydasz, jeśli w trakcie swoich króliczych ekscytacji przewrócisz się i nadziejesz gardło na jakiś kant stołu, albo wysiądzie ci serce z podniecenia. Z tym ostatnim poczekajmy na wieczór. – w złotym oku pojawił się sugestywny, pełny aluzji błysk, której jednak nie pozwolił na rozwinięcie. - Nie okłamał cię, bo teoretycznie nie żyję. Umarłem ponad tysiąc lat temu. Tak przynajmniej twierdzi mięso z M3. A Metatron… cóż, ten to miał burdel w głowie. – wykrzywił usta w szerokim uśmiechu i przysunął wskazujący palec do swojej skroni, w którą postukał. - A myślałem, że to mi siada na dekiel. Jak widać pan kurwa wszystkich aniołów przebił mnie kilkakrotnie. Żałuję, że nie zdążyłem się do niego dostać i nasz uwielbiany „dupek” wykonał całą robotę. Ale słyszałem, że zdechł całkiem…. Spektakularnie. Ponoć jego goście byli zadowoleni z obiadu. – parsknął wyraźnie rozbawiony, mogąc jedynie oczami wyobraźni widzieć te zacne widowisko.
- A, właśnie. – w jednej sekundzie atmosfera między nimi uległa diametralnej zmianie. Ciemnowłosy wsunął stopę z jedną z nóżek krzesła i szarpnął, przysuwając mebel wraz z siedzącą na nim dziewczyną do siebie i złapał ją za materiał ubrania tuż pod szyją, przyciągając ją jeszcze bliżej. Sam nachylił się na tyle, że niemal stykali są końcówkami nosa, a ich oddechy łączyły się w jedną całość.
- Znamy się przed tym wszystkim, mówisz. Czyżbyś była jedną z tych zdradzieckich śmieci, którzy próbowali wbić nóż pomiędzy moje łopatki? – warknął wręcz sycząc, a źrenice zwęziły się do pionowych kresek. Gdzieś w tyle barman poruszył się, zapewne w obawie przed kolejną burdą, która niebezpiecznie zawisła nad nimi, z drugiej strony pozostał na swoim miejscu, nie chcąc się aż nadto wychylać.
A Jinx oczekiwał odpowiedzi. Bo zegar tykał. Tik, Tak. Tik, tak.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.17 0:54  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Bez względu na to jak złowrogo Jinx nie starałby się teraz wypaść spaczony, zaślepiony miłością umysł dziewczyny już wcisnął go szufladkę “mały, puchaty wilczek domowy. taki uciu puciu, nic tylko kochać i zagarnąć dla siebie”.
Instynkt samozachowawczy poszedł się jebać z poczuciem zagrożenia i logiką.
- Oczywiście, że okłamał! Jesteś martwy, ale żywy, a nie martwy, ale martwy. To dość spora różnica, bo nekrofilia jest wciąż w etosie anielskim nielegalna.- Prychnęła, niemalże urażona, z rumieńcem oburzenia na polikach.- Metatron mnie nie interesuje. Tak kończą nadęte bufony. Ale rabatki to co innego. Co one komu winne… Chwila
“Żałuję, że nie zdążyłem się do niego dostać”.
- Byłeś wtedy w Edenie? On cię naraził na takie niebezpieczeństwo?! A jakbyś nie wrócił? Tylko raz można sobie umrzeć-nie-umrzeć, wiesz?
Z każdą sekundą jej niechęć do pana imieniem Growlithe rosła, do tego stopnia, że przy najbliższym spotkaniu psiarz z pewnością… uh, jeszcze nie wiedziała do końca co by mu zrobiła, ale to z pewnością nie byłoby przyjemne i na pewno by mu w pięty poszło.
Kompletnie zignorowała wszelkie podteksty, zbyt przejęta wizją Jinxa w niebezpieczeństwie, żeby się planami na wieczór przejmować.
A wtedy poleciała na krześle do przodu i zatrzymała się na parę milimetrów od twarzy eks-chłopaka.

“Czyżbyś była jedną z tych zdradzieckich śmieci, którzy próbowali wbić nóż pomiędzy moje łopatki?”

Przez krótką, bardzo bolesną chwilę jej twarz wyrażała coś pomiędzy chęcią przywalenia w ten głupi, nic nie rozumiejący, wymordowany pysk, a ucałowaniem go, bo znalazł się o wiele za blisko niż pozwalało na to wywindowane seksualne napięcie w ciele Faustynki. Stanęło.. hm, no cóż. Na czymś pośrodku.
Anielica w jednej sekundzie zagryzła wargę, wpadając w tak beznadziejny szloch, że jakiekolwiek uspokojenie jej spełzło by na niczym - ani groźba, ani prośba nie przerwałaby tego potoku łez i rozpaczy.
- J-Jak o-oni m-mogli.- Wyjęczała w płaczliwym spazmie.- D-Dlaczego cię z-zdradzili?! Czemu cię s-skrzywdzili?! I jak możesz… jak w ogóle przychodzi ci d-do głowy, że j-ja mogłabym zrobić t-to samo.- Zacisnęła palce na nadgarstkach Jinx’a nie odwracając ani na moment zamglonych łzami oczu od jego twarzy.- T-to O-On cię z-zdradził prawda?! Ja… ja wiedziałam, że nie wolno mu ufać! Zniszczył n-nawet mój z-zegarek z naszym zdjęciem.
Myśl o zegarku pogorszyła sytuację jeszcze bardziej. Wyszarpnęła się szybko z uścisku wymordowanego, kryjąc twarz w roztrzęsionych dłoniach.
- A ja.. ja chciałam dobrze! P-przyniosłam mu herbaty! J-ja tylko chciałam się dowiedzieć g-gdzie jesteś...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.17 21:27  •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
Dziewczę było albo chore na mózg, albo było w ciąży, albo było dobrą aktorką. Nie wiedzieć czemu, Jinx stawiał na wszystko po trochu. Szczerze powiedziawszy nie spodziewał się tak zaskakująco szybkiej, i poniekąd diametralnej zmiany w jej zachowaniu. Z drugiej strony ten obraz ukłuł go w głowie, przywołując niespodziewanie ślad błysku innego obrazu, z przeszłości, z bardzo dawna. W rzeczy samej. Istniało spore prawdopodobieństwo, że jednak się znali i ta siksa nie kłamała.
Odchylił się nieco do tyłu i spoglądał przez chwilę w dziurawy sufit, obracając połowę wypalonego papierosa w palcach, zastanawiając się nad czymś. Być może inaczej to wszystko potoczyłoby się, gdyby kobiece łzy na niego działały. Gdyby w jakikolwiek sposób potrafiły zmienić jego nastawienie. Gdyby tylko…
Raptownie przechylił się do przodu i położył dłoń na jej włosach, głaszcząc ją delikatnie i obdarzając przy tym jednym ze swych firmowych uśmiechów.
- No już, już, spokojnie. – powiedział cicho, zahaczając paznokciami o delikatną skórę na jej karku, kiedy palce zsunęły się nieco niżej. - Na świecie jest sporo sukinsynów, którym nie warto ufać. w tym mnie, moja słodka - Ale to nie oznacza, że mnie skrzywdzono, oj nie. Po prostu zrobiono coś, za co ich zaboli. – dodał poszerzając swój uśmiech, teraz mając pewność, że dziewczę nie należało, najprawdopodobniej o ile się nie mylił, do tej zgrai gnojów. I tak ich wreszcie dorwie. Wszystkich. A jeśli już dawno gryźli glebę… cóż, dorwie ich potomków, krewnych, znajomych… bez znaczenia.
- Oczywiście, że tam byłem. Ten “dupek” to mój przyjaciel. Jedyna osoba na tym cholernym padole, której ufam. Nie obwiniaj go. Gdybym mógł, zrobiłbym to jeszcze raz, jeżeli sytuacja wymagałaby tego. No już, przestałaś? – zapytał wsuwając palce pod jej podbródek i zmusił do uniesienia głowy, by spojrzała na niego. Wytarł jej oczy rękawem bluzy drugiej ręki i pokiwał głową w zadowoleniu. - Zdecydowanie lepiej. – wypuścił ją i odchylił się, opierając wygodnie na krześle, wbijając w jej kruchą postać spojrzenie zaciekawionych ślepi.
- Zegarek z naszym zdjęciem? – uniósł jedną brew, z ledwością powstrzymując głośne parsknięcie śmiechem. To zaczynało być… doprawdy, interesujące.
- Dobra, odstawmy sprawę Growa na bok, bo to w tym momencie najmniej ważne. Powiedz mi…. Po co właściwie mnie szukałaś? Oto jestem. – rozprostował obie ręce na boki, jakby stał na scenie w teatrze i był jakimś aktorem. Brakowało jedynie teatralnego ukłonu. - Czegóż to pani potrzebuje? Pożyczki? Leków? Pożywienia? Kochanka a może kochanki? – przechylił głowę na bok, jednocześnie gasząc papierosa o drewniany blat stołu, przy którym siedzieli. No cóż, zawsze był czas na interesy. Czas i okoliczności. No bo z jakiego innego powodu ta niewiasta mogła go szukać? Istniały dwa rodzaje ludzi. Ci, którzy chcieli dobić z nim interesu i ci, którzy chcieli go zajebać. A ona nie wyglądała na kogoś, kto chciał go zajebać.
Chyba ze rzeczywiście była z niej doprawdy dobra aktorka.
Oby nie.
Nie chciał pokiereszować jej buźki, która była całkiem ładna.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Bar - Page 35 Empty Re: Bar
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 35 z 52 Previous  1 ... 19 ... 34, 35, 36 ... 43 ... 52  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach