Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Go down

Pisanie 15.03.20 23:47  •  Have you seen my mom? Empty Have you seen my mom?
 Nie do końca wiedział jak wyjść. Tereny łowców odwiedzał pierwszy raz w życiu (a przynajmniej pierwszy, od kiedy sięgał pamięcią) i gubił się w co drugim korytarzu. Znacznie łatwiej było wejść i podróżować śladami mieszkańców tych terenów. Ale teraz, gdy jedyny przewodnik gdzieś przepadł, a strażnik wysłany po herbatę zginął w walce o kubki?
 Westchnął.
 Ile zapętleń mogło mieć to miejsce? Był gotów przysiąc, że już tysięczny raz wykonywał zakręt. Plątanina korytarzy przypominała mu tę w DOGS, choć jednocześnie była całkowicie inna. Jak miał się odnaleźć? Na powrót było już za późno, a idąc dalej przed siebie mógł co najwyżej bardziej zabłądzić.
 Rozważał nawet, czy zwyczajnie nie usiąść pod ścianą i nie poczekać na jakiegoś miłego łowcę. Co najwyżej dostałby kolejną burę, ale przynajmniej pokazano by mu wyjście...
 ... prawda?
 Nagle lisie uszy drgnęły, ogon szurnął o ziemię, nos wyłapał znajomą woń.
 Wilki!
 Te same, które tak chętnie głaskał, gdy przywódczyni sprawowała osąd na dezerterach. To musiał być dobry trop, po prostu musiał.
 Z początku szedł spokojnie, ale z czasem przyspieszył kroku. Obudziła się w nim jakaś dziecięca potrzeba towarzystwa i sam już nie wiedział dlaczego, ale nie chciał siedzieć w tych korytarzach sam.
 Wypadając zza kolejnego korytarza ujrzał wilka, a wraz z nim znajomą sylwetkę.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.20 20:23  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?

  Szczeniakiem miotała charakterystyczna dla wieku energia. Małe łapki ciskane w powietrze omijały swój cel, ostre jak igiełki ząbki zaciskały się na powietrzu, a ogon nie przestawał podskakiwać na boki w chaotycznym tańcu. Nawet jej ręka pokryła się już jasnoczerwonymi znaczeniami miękkich pazurków.
  Zwierzęta były większe z każdą kolejną wizytą, lecz ostatni naznaczony chorobą interwał naznaczył się największą zmianą. Teraz przyglądała się im, pozwalając by podekscytowane wizytą nowego gościa podskakiwały wokół wyciągniętej do przodu dłoni. Kodoku przyglądał się wszystkiego z bezpiecznego dystansu, czasami jego klatka piersiowa tężała, a z gardła wydobywał się miarowy pomruk. Strofował szczenięta, a nie odwiedzającą ich kobietę.
  — Wspaniałą z ciebie niańka, mój drogi — zwróciła się z jasnoszarego basiora pełnym miłości tonem. Tonem, który zarezerwowany był wyłącznie dla jej najdroższych dzieci. Tonem, który rozbrzmiewał wyłącznie wtedy, gdy towarzyszyły jej jedynie wilki.
  Dorosły samiec strzepnął uchem i skupił się znowu na śledzeniu złotymi ślepiami rozochoconej dzieciarni.
  Jednooka trąciła oba szczeniaki za pyski i wstała z kolan.
  Najwyższy czas, żeby zabrać je z resztą na Desperację. Musiały poznać hierarchię rządzącą jej małym stadem, zasmakować suchej zdobyczy pustyni, pozwolić poprowadzić się reszcie wyrośniętych bestii. Miała co do nich wielkie plany. Tylko dlatego, że ona czuła się ostatnio źle nie znaczyło, że jej bestia miały na tym tracić.
  Skierowała się do drzwi, zamykając wcześniej za sobą drzwiczki klatki. Kodoku przyglądał jej się tym swoim czujnym, przeszywającym spojrzeniem. Kiedy kraty ostatecznie się domknęły odwrócił się plecami do szczeniąt zwinięty w szerokie, kudłate 'C'. Ona w tym czasie oparła się o ścianę, wystukała coś na klawiaturze małego telefonu. Kolejnego, który podarował jej Vettori, kiedy tylko wróciła z Desperacji. Skrzywiła się nieznacznie. Okularnik zastąpił znowu wszystkie kontakty ciągiem cyfr, a ona nie zdążyła jeszcze wszystkich zapamiętać.
  Nie miała ostatnio głowy do tych spraw.
  Zagwizdała mocno. Potężny wilk wschodni poderwał się sprzed drzwi psiarni i zatrzymał się metr przed nią. Jego czarna sierść zlewała się z półmrokiem otoczenia. Jasne oczy świeciły odbijając na swojej powierzchni ogień olejnej lampy. Zwierzę odwróciło się nagle i zesztywniało.
  — O co chodzi? — zapytała cicho nie oczekując odpowiedzi. Jikan zachowywał się inaczej niż zwykle. Coś go zaniepokoiło, więc i ona przystanęła nasłuchując.
  Ktoś się do nich zbliżał. Ktoś, kto nie ukrywał nawet swoich kroków. Zazwyczaj w okolicę psiarni miało dostęp niewielu łowców. Znajdowały się niedaleko jej własnej kwatery, a tą część Ścieków umieszczono na obrzeżach. Nie było powodów, by kręcić się tu bez powodów, dlatego widok wyłaniającego się z aksamitnej czerni Rhetta wcale jej nie zdziwiła.
  Nicola najwyraźniej miał powód, by pozwolić kundlowi samotnie szlajać się po kryjówce.
  Zmrużyła powieki. Zatrzymała bestię gestem ręki, ale kiedy stali jedno obok drugiego i tak musieli wyglądać jak koszmar z podziemia. Postanowiła przerwać ciszę, zanim na dobrze zadomowiła się pomiędzy nimi.
  — Idealnie. Możesz ponieść jednego szczeniaka, Rhett. — Skierowała swoje słowa do chłopaka. Jej matczyny ton się ulotnił, teraz znowu była chłodnym przywódcą, który w towarzystwie kundla szukał korzyści. Opętany nie mógł jednak wiedzieć, że dostęp do jej wilczych dzieci miało bardzo niewielu łowców i w jakiś sposób wyraża w ten sposób swoje zaufanie względem jego osoby. Wykorzystując go do niewdzięcznej pracy co prawda, ale jednak. Chciała mieć go też na oku. — Podejdź.
  Machnęła ręką w jego kierunku. Oczy miała równie czujne co spojrzenie wilka, tak samo, ostre i krytyczne.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.20 22:06  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?
 Barwne tęczówki wyłapywały światło lampy w ten sam sposób, w który robiły to wilcze ślepia; blask upłynnił czerwień i turkus, poruszył kolorami, tchnął w nie miliony żywych iskier.
 Cały entuzjazm nagle wyparował.
 Skupił wzrok na kudłatej bestii. Normalnie już po sekundzie wyciągałby rękę ku jego mordzie, obniżał sylwetkę i czekał, aż zwierzę podejdzie na tyle, by złapać je w objęcia. Teraz było inaczej. Zaległe w powietrzu napięcie zatrzymało nawet wiecznie ruchomą kitę; ogon zawisł martwo w powietrzu.
 Mierzył się z wilkiem na spojrzenia, aż nie padły pierwsze słowa.
 Zmrużył nieco ślepia, kryjąc niezadowolenie za subtelnym odchrząknięciem.
 – I po co tak oficjalnie – mruknął pod nosem. Styczność ze szczeniakami zawsze wpływała na niego kojąco, poprawiała nastrój. Tym razem jednak puchate urwisy i ich nadmiar energii nie były w stanie zmazać z młodzieńca śladów goryczy. Ta odcisnęła na nim wyraźne piętno i mimo upartego szorowania nie był w stanie zmyć z siebie jej resztek.
 Upchnął dłonie w kieszenie pożyczonej z łowczego magazynu bluzy i podszedł bliżej zgodnie z rozkazem. Wyglądał na spokojnego, choć w ruchach nie zabrakło napięcia, jakby w każdej chwili musiał wykonać unik. Stanął naprzeciw łowczyni i spojrzał na jej twarz, studiując ją z uwagą. Usta mu drgnęły, widać to było. Chciało coś powiedzieć, ale chwila namysłu zwarła szczęki ze sobą, wiążąc je supłem milczenia.
 Odwrócił wzrok znów na Jikana.
 Ciążące na ramionach kilogramy odpuściły, gdy tylko ugiął nogi w kolanach, zniżając się do poziomu zwierzęcia. Wzrok złagodniał, a napięcie zniknęło, pozwalając na to, co chciał zrobić od samego początku. Odetchnął głębiej, powoli wyciągając dłoń naprzód. Chciał już zatopić palce w ciemnej sierści i poczuć trochę ulgi, której teraz potrzebował.
 Ogon szurnął o ziemię.
 Chciał już zobaczyć te małe nicponie. A najlepiej wszystkie wilki, jakie miała.
 – W czym potrzebujesz pomocy? – zapytał w końcu, wciąż jednak nie spuszczając oczu z Jikana. Czekał cierpliwie, aż bestia zapozna się z jego zapachem i postąpi krok naprzód, pozwalając się dotknąć. – Chętnie zajmę się szczeniakiem, ale nie obiecuję, że po drodze go nie pokocham i nie postanowię ukraść.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.20 22:54  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?

  Potężne barki basiora spięły się, kiedy chłopak skrócił dzielącą ich odległość. Bestia pozostała na miejscu kierowana dyskretnymi komendami przekazywanymi dłonią, ale nie zapalała do Rhetta podobnym entuzjazmem. Jikan był starym wilkiem, jego pysk zdobiły srebrne pasemka na tle których odznaczały się sztywne, przerośnięte wąsy.
  Jednooka nie spuszczała wzroku z desperackiego kundla.
  — Chciałabym Ci przypomnieć, że jesteś tutaj nielegalnie. Odrobina szacunku to minimum, którego wymagam, Rhett. — Jej ton nie zelżał, siekał jak odłamki szkła atmosferę, którą się pomiędzy nimi zalęgła. Mimo to zachowała na ustach smak ostrzejszej reprymendy.
  To tylko dzieciak. Taki sam jakim byłaś ty.
  Kącik jej ust drgnął w nerwowym tiku. Skierowała dłoń za siebie i czarny basior odsunął się na kilka kroków, umykając z zasięgu palców wymordowanego. Obejrzał się tylko na ułamek sekundy, zanim nie opadł do siadu zatopiony w cieniu rzucanym przez jednooką.
  — Nie ten. Nie przepada za ludźmi. Prawdopodobnie od szczeniaka był trzymany w złych warunkach, albo trenowany do walki. Sprzedano mi go w klatce tak ciasnej, że jeszcze przez blisko miesiąc nie mógł ustać o własnych siłach. Miał wykrzywione łapy i żadnych mięśni — wyjaśniła i tylko na te kilka chwil, kiedy słowa padały z jej ust złagodniała. Twarz rozluźniła się ze współczuciem gdy obróciła głowę, żeby rzucić krótkie spojrzenie stworzeniu.
  Małe i bezbronne stworzenia. Oh tak, uwielbiała je.
  Ratowała i czyniła z nich swoją wierną broń. Wilki w odróżnieniu od ludzi łatwiej było wytrenować.
  Kiedy więc spojrzała znowu na Rhetta, jej oczy zasnuły się zagadkowym cieniem.
  — Nie mogłeś nie wiedzieć, a mimo to przyszedłeś. Po co?Przynależność do bandy niczego nie usprawiedliwia. Ufam Wilczurowi, a nie każdemu z was, kundli — mówiła cierpko, ale ten sam nieprzyjemny posmak słyszalny w jej słowach pozostawał również na języku.
  Mogłaby być milsza.
  Wiedziała o tym, a mimo to próbowała zmieniać swojego nastawienia.
  Miłość jest nieefektywna, wracajcie do roboty.
  — Sporo za nie dałam. Lepiej żebyś go nie upuścił. Ręce nadal masz jak dwa badyle. — Zagryzła wargę najwyraźniej oceniając, czy Rhett da sobie radę z ciężarem puchatej kulki. Wilki wschodnie były nieco większe i cięższe od swoich niezmutowanych kuzynów, a noszenie na ramionach piętnastu kilogramów uzbrojonych w kły i pazury nie było wcale takie łatwe. Była śmiertelnie poważna w swojej ocenie. Zanim pokazała mu dalszą drogę, zmierzyła go spojrzeniem z góry do dołu.
  Mimo to uśmiechnęła się w duchu na jego słowa. Brzmiało jak coś, co śmiało mógłby powiedzieć Lazarus o samym Rhettcie. Dziwne, że po tym jak po ojcowsku postanowił zadbać o chłopaka w socjalnym, pozwolił ot tak mu uciec.
  To przemyślenie zachowała dla siebie. Wróciła myślami do toczącej się pomiędzy nimi rozmowy.
  — Trzeba przenieść jedno ze szczeniąt do mojego pokoju kawałek dalej. Jeszcze nie nauczyły się chodzić przy nodze, a nie chcę, żeby któreś z nich postanowiło wybrać się na wyprawę w głąb ścieków. Nie wszystkie tunele są przygotowane na taką dawkę chaotycznej energii. — Kiwnęła głową w odpowiednim kierunku. Dopiero co opuściła psiarnię, ale skoro Rhett zjawił się szybciej od Vettori'ego, którego poprosiła o pomoc, mogli zabrać się za przenosiny nieco wcześniej.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.20 0:11  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?
 Miał ochotę skrzywić się jeszcze bardziej. Nie tak to sobie wyobrażał, właściwie w ogóle by tu nie przychodził, gdyby nie silne ramiona dezertera. Wciąż zachodził w głowę, jakim cudem mężczyzna był w stanie unieść tak wielkie zwierzę. Niby nigdy nie powalał ciężarem, ale jednak... jako lis był dość spory.
 Pokręcił głową.
 Dość.
 Karcący ton skutecznie odwrócił myśli an właściwy tor. Lisie uszy jak na komendę opadły tych kilka znaczących centymetrów w dół. Jak miał tryskać swoją zwyczajową energią wobec tak oschłego tonu i zimnego spojrzenia? Miał wrażenie, że jej cięte słowa ciągnęły za niewidoczną smycz, którą zaplątała mu na szyi już przy samym wejściu do ścieków.
 – Przepraszam... – odparł i choć brzmiał szczerze, to jednak trochę niechętnie. Nie z własnej woli tu przyszedł. Dodatkowo wciąż dość młody wiek nie pozwalał mu rozumieć niektórych sytuacji i podjętych wówczas decyzji. Gdzieś w środku tlił się szczeniacki płomyk.
 Uszanował jednak jej słowa. Zarówno te dotyczące szacunku, jak i te o stojącym tuż obok wilku. Słuchając jej opowieści, wycofał dłoń, by zaraz zapleść ręce na kolanach. Wpatrywał się w ciemne lico poharatanego zwierzęcia z podbródkiem wspartym na przedramieniu. Ogon poruszał się miarowo i w spokoju. Żałował towarzysza przywódczyni, lecz jednocześnie po poznaniu jego historii odczuwał jeszcze większą potrzebę pozyskania wilczego zaufania. Na razie jednak stał w miejscu, nie chcąc nadwyrężać cierpliwości ani czarnej bestii, ani jego właścicielki; wyglądała na wystarczająco rozeźloną i wcale nie musiała krzywić do tego twarzy.
 – Nie będę więcej niepokoić ciebie i twoich towarzyszy. To pierwszy i ostatni raz, gdy przychodzę tu nieproszenie, masz moje słowo – nie patrzył na nią podczas mówienia, chyba nie chciał widzieć jej niezadowolonego wyrazu, nie chciał spotykać wzroku z nieprzychylnym spojrzeniem.
 Odwrócił głowę na bok, policzkiem szurając o rękaw bluzy.
 Zaczynał myśleć, że zwyczajnie nie chciała go widzieć.
 – Nie upuszczę go – rzucił, nagle nieco pewniejszy własnych słów. – Mam własne psy, potrafię obchodzić się ze zwierzętami, tymi większymi również – nie miał może imponujących gabarytów, ale wierzył w swoje umiejętności i dobrą rękę do zwierząt. Pochylił się w kierunku wskazanego zwierzęcia, od razu łapiąc je w pewny chwyt obu dłoni. Przycisnął szczenię do piersi, układając je w sposób wygodny nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla puchatej i zdecydowanie ruchliwej kulki. Jeśli ten wulkanik energii będzie miał po drodze zapewnione widoki, to i powinien pozostać w miarę spokojny.
 Podrapał wilczka za uchem i ruszył naprzód, cały czas dokładając starań, by młodzik nie wyślizgnął mu się z rąk.
 – Czemu tylko jedno? Chcesz je uczyć pojedynczo? – podłapał temat, wciąż jednak nie znajdując na tyle odwagi, by spojrzeć na lico kobiety. Teraz miał jednak dobrą wymówkę, bo po pierwszy musiał patrzeć na drogę przed sobą, a po drugie pilnować szczeniaka. Nie chciał nawet myśleć o tym, co mogłoby go spotkać, gdyby teraz ją zawiódł. Już wystarczająco sobie u niej przeskrobał.
 – Mogę chwilę zostać i popatrzeć, jak go trenujesz? Chyba że mam koniecznie zniknąć już teraz – zblazowany wyraz na ustach ukrył za łebkiem wilka, w którego sierść wtulił twarz.
 Nie był pewien, czy chciał znać odpowiedź na swoje pytanie.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.20 12:27  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?

  Mierzyła go długo twardym spojrzeniem, aż w końcu kiwnęła lekko akceptując przeprosiny. Z niedokładności i zaniedbania rodziły się poważne błędy. Chłopak musiał wiedzieć, że stawiał ją w bardzo niezręcznej sytuacji. W zasadzie, jako przywódca, powinna bardziej niż ktokolwiek inny trzymać się nałożonych na sojusz reguł. Nie mogła mu odpuścić, nawet jeżeli...
  A może właśnie dlatego, że go znała.
  — Ludzkie żywoty zaplatają się ze sobą w sposób niemożliwy do przewidzenia. Czasem czas jest odpowiedni, innym razem nie — wyjaśniła, siląc się na obojętność. Być może w innych warunkach ich ponowne spotkanie wyglądałoby zupełnie inaczej, ale ostatnich kilka tygodni pozostawiło na jej umyśle trwałe znamiona. Miała wrażenie, że nie potrafi się już cieszyć.
  Każde słowo, każdy gest, wszystko to wiązało się z odpowiedzialnością i jej konsekwencjami. Powietrze przesycała presja, ciężar na ramionach stał się dwukrotnie większy, niż przed destrukcyjną obecnością potwora określającego się Apokalipsą. Była zrezygnowana.
  — Komend wystarczy nauczyć tylko jednego, reszta obserwując przyjmie odpowiednie nawyki. Tym razem chciałabym je zapoznać z zachowaniem reszty grupy. Od kiedy... — kiedy choroba pożerała cię od środka, kiedy nie mogłaś się ruszyć, kiedy uciekłaś w ośnieżone góry — ... musiałam zaszyć się na Desperacji, nie miały ku temu wielu sposobności. — Gniew słyszalny poprzednie w głosie nieco zelżał, ale zastąpiła je bolesna obojętność.
  Zazwyczaj zajmowała się szkoleniem czworonogów osobiście, w samotności. To była jej chwila dla siebie, moment spokoju w którym wszystkie fragmenty przemyśleń układały się w spójne fragmenty. Tym razem rozproszone będą nie tylko szczenięta, ale i ona.
  Mimo to mu nie odmówiła.
  W ramach dalszych odpowiedzi rozwarła jeszcze raz drzwi psiarni. Wybudzony ponownie w tak krótkim czasie chudy basior niechętnie odsunął się w kąt, a zachęcony gestem ręki bardzo leniwie zbliżył się do kobiety. Jednooka chwyciła drugiego szczeniaka za skórę na karku i uniosła go zwisającego bezwładnie na wysokość twarzy. Zwierzę natychmiast znieruchomiało podciągając bliżej tułowia tylne łapy.
  — Będą się szkolić razem. Po prostu nie jestem w stanie unieść dwóch na raz — Uniosła do twarzy wolną dłoń z kluczami przewieszonymi przez palec wskazujący. Zakręciła nimi i zamknęła ze sobą drzwi, cały czas trzymając jedno ze szczeniąt za fałd skóry. Jeszcze kilka kilogramów i przestanie być to możliwe. Silne ramiona wytrenowane z ciężkim ostrzem bez problemu uniosły by jego ciężar, ale wkrótce ciało zwierzęcia stanie się zbyt sztywne, by bezpiecznie go w ten sposób przenosić.
  Gisei musiała się czuć jakby wygrała na loterii. Niesiona przez Rhetta na jego ramionach szybko znalazła sposób, by lizać go po podbródku i szyi wiercąc się przy tym jak złapana w palce glizda.
  Czarnowłosa przyglądała się temu przez krótką chwilę. Musiałą się upewnić, że energiczny szczeniak nie wygryzie sobie zaraz drogi na wolność, ale zamiast przyglądać się kulce sierści, jej ciężki wzrok padł znowu na wtuloną w futro twarz chłopaka. Była niemal pewna, że kiedy on był mały robiła dokładnie tak samo.
  Tamte lata na Desperacji czegoś ją bezpowrotnie pozbawiły.
  Zatrzasnęła za sobą drzwi i poprowadziła ich wzdłuż korytarza. Znowu wrócił jej nawyk trzymania się lewej strony ścian. Pochód zamykał Kodoku, trzymał pysk blisko ziemi i nie wydawał z siebie żadnego odgłosu. Jego chude łapy zdawały się muskać betonową ścieżkę bezdźwięcznie. Nie był ojcem szczeniaków, ale jako najniższy w hierarchii szybko przejął opcję niańki i teraz nie zamierzał odpuszczać swoich podopiecznych na krok.
  — Jeszcze rozmówię się z Nicolą dlaczego pozwolił cię samotnie szwendać się po kryjówce. Póki nie znajdę zastępstwa możesz mi towarzyszyć — odparła nie odwracając się. Tunel, który musieli przebyć nie był długi, ale już po kilku zakrętach łatwo było się pogubić. Kami szła bez zawahania, aż w końcu na końcu drogi pozostały tylko jedne, dwustronne i szerokie drzwi. — Potrafisz prowadzić?
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.20 22:04  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?
 Wzrok cały czas miał wbity w kosmate uszy szczeniaka. Nie odrywał oczu od puchatej sierści, choć co jakiś czas podrywał spojrzenie na korytarz przed sobą, by przypadkiem nie spotkać twarzy z pobliską ścianą.
 Szczeniak był w tym wszystkim drobnym pocieszeniem. Gdy wymordowany nie chciał myśleć o napiętej atmosferze między sobą a łowczynią, skupiał całą uwagę na młodym wilczku. Rozentuzjamowana glizda nieco się wierciła, ale nie na tyle, by miał nie dać sobie rady. Powierzony pod opiekę Shirow był równie energiczny, a przy tym większy, a z nim Marshall dawał sobie radę. Miał więc zawieść przy mniejszej wersji? Nigdy.
 Nie oponował, gdy mokry nos dotykał jego skóry, ani gdy język przemykał po podbródku. W ogóle niczemu nie przeczył, wręcz odpowiadając na zaczepki samiczki. W lisiej skórze oboje mieliby znacznie więcej frajdy, ale miał na uwadze, że czas i miejsce mogły nie być odpowiednie.
 A szkoda.
 – ... musiałam zaszyć się na Desperacji, nie miały ku temu wielu sposobności.
 Spojrzał na nią kątem oka, dość niepostrzeżenie obserwując zmiany na kobiecej twarzy. Chciał spytać i to bardzo; słowa brzmiały już nawet w ustach, ale zacisnął wargi w ostatniej chwili. Zaniepokoiła go nieco, niemniej uznał atmosferę za wciąż zbyt napiętą, by pozwolić sobie na dopytywanie o prywatne sprawy. W końcu nie miał pewności, czy w ogóle zaczęłaby mówić.
 Czy nie była zbyt dumna na rozmowy o słabościach?
 Westchnął, przemykając nosem po puchatym policzku wilczka.
 – Nie potrzebuję niańki, by wyjść. Wystarczy, że wskażesz mi drogę i sam sobie poradzę – odparł uprzejmie, choć nie zdołał w pełni zamaskować urażonej nuty. Jej słowa odbierał jako niechęć. Bo skoro szukała zastępstwa dla Nicoli, to wyraźnie nie chciała przebywać w towarzystwie wymordowanego więcej, niż trzeba było.
 Przytulił szczeniaka nieco mocniej, ale nie na tyle, by ten poczuł się niekomfortowo. Sam jednak odczuł nagłą potrzebę bliskości, a poza wilkami dookoła nie było nikogo, kto mógłby mu ją zapewnić. Przez ramię spojrzał na Kodoku, z nim też chciał się należycie przywitać, dotknąć jego boku, przemknąć dłonią po karku, poczuć pod palcami miękką sierść i zatopić lico w jej strukturze.
 Prawie wstrzymał marsz, gdy zadała mu pytanie. Ze stresu. Dzień był już wystarczająco kiepski, a Marshall miał wrażenie, że to dopiero czubek góry lodowej. Nagle poczuł irracjonalną obawę, że gdyby powiedział prawdę, to byłaby jeszcze bardziej zawiedziona. Czy to w ogóle było jeszcze możliwe? Już teraz wyglądała na wystarczająco niezadowoloną. Niemniej gdyby skłamał, byłoby prawdopodobnie jeszcze gorzej.
 Lisie uszy opadły jeszcze niżej, rzucając kolejny cień na twarz młodzieńca.
 – Nie, nie potrafię – przyznał wprost, nie mając zamiaru się niczym usprawiedliwiać. Tak wyszło, po prostu. Nie sięgał pamięcią tak daleko, ale nawet jeśli miał kiedyś okazję do nauki, to zwyczajnie z niej nie skorzystał. – Ale jeśli zależy ci na w miarę szybkim dotarciu do jakiegoś miejsca, to mogę cię zabrać. Powinienem cię unieść bez problemu – nie na plecach, raczej na grzbiecie, ale tego dodawać już nie musiał. Chciał jej zaimponować, po prostu. Nawet jeśli w jakiś głupi i kompletnie nieprzydatny sposób.
 Mimo wielu zgrzytów i powstałej przez czas odległości wciąż była mu matką, u której szukał atencji i pochwały. Niektórych nawyków zwyczajnie nie był w stanie zmienić.
 Zatrzymał się przed drzwiami, w końcu odrywając wzrok od szczeniaka.

Z góry przepraszam za tak marnego posta... kolejny powinien być lepszy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.20 23:11  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?

  — Nie w tym rzecz. Nie mogę pozwolić obcemu... nie-łowcy kręcić się tu bez opieki. Nie wszyscy rebelianci są tak wyrozumiali jak ja — odparła. Poza tym było wielce prawdopodobne, że zgubiłby się w labiryncie korytarzy i padł gdzieś z głodu. Tunele bywały zwodnicze i tak samo niebezpieczne jak zgraja czerwonookich szelm.
  Podziemia były twierdzą. Nawet wojsko bało się postawić tu stopę.
  Ale jednooka czekała na dzień, kiedy zdecydują się zejść do nory szczurów. Upewni się wtedy, że zostaną należycie ugoszczeni. Prochem i kulami.
  Jedną ręką podrzuciła szczeniaka opierając go na swojej klatce piersiowej, owinęła ramieniem jego zad i czubkami palców podrapała miedzy uszami. Wystarczyło kilka sekund, żeby odpowiednim kluczem rozprawiła się z zamkiem, którego metaliczne trzaśnięcie oznajmiło unieszkodliwienie przeszkody. Drzwi z głośnym jękiem rozwarły się przed nimi. Najpierw prawe, potem lewe skrzydło. Z ciemnego pomieszczenia dobyło się przeciągłe wycie, oddech podziemnego olbrzyma.
  Powietrze przesyciła woń benzyny, smarów i spalin. Blisko podłogi przelewały się chłodne podmuchy. Gdzieś w oddali musiała znajdować się szpara wychodząca aż na powierzchnię, aż sklepienie przestronnej sali wydawało się szczelne i stabilne.
  Macając na ślepo ścianę przy framudze jednooka natrafiła w końcu na włącznik, który uruchomił ciąg bladego oświetlenia. Okrągłe szklane kule umieszczone pod sufitem rozbłyskały jedna po drugiej z donośnym 'klang klang'. Aż w końcu całość zalała delikatna, błękitna poświata.
  — Nie szkodzi. W takim razie ja poprowadzę.
  Betonowe płyty zastąpiły pokruszone miejscami granitowe posadzki. Pomieszczenie nie przypominało żadnego z korytarzy, które minęli podczas wcześniejszej przechadzki. Przez środek ciągnęły się wysokie kolumny, często pokryte wyraźnymi pęknięciami. Przy sklepieniu rozchodziły się w ozdobnym ornamencie na boki. I wszystko to urywało się nagle skalną ścianą, jakby architekt tego miejsca zapomniał, aby zagospodarować resztę.
  W kącie stał wtapiający się w szarość ścian samochód terenowy, a z jego rozłożystego bagażnika zerkało w ich kierunku kilka par złotych i bursztynowych oczu.
  Ogony szczeniąt zaczęły szarpać się na boki z ekscytacji, ale to Kodoku jako pierwszy wybiegł przed szereg. Skamląc i kryjąc ogon między tylnymi łapami zbliżył się do pozostałych wilków. Bestie wstawały ze swoich miejsc.
  — Obawiam się, że mógłbyś mieć pewne problemy z uniesieniem takiego ładunku. — Uniosła wolną rękę zerkając na pusty nadgarstek, w miejscu, gdzie najwyraźniej znajdował się kiedyś zegarek. Westchnęła. — No tak. W każdym razie zbliża się już wieczór. Vettori zapewne nie zjawi się do godziny, a ja chciałabym ruszyć zanim słońce całkiem zajdzie. — Odstawiła szczeniaka na bagażnik i przytrzymując go sięgnęła do sztywnych szelek, którymi przytrzymała zwierzę w miejscu. Machnęła ręką w kierunku Rhetta oczekując, że poda mu swój kudłaty bagaż. — Mam chociaż nadzieję, że nie masz choroby lokomocyjnej. Ktoś musi siedzieć z nimi na tyle.
  Sprawnym ruchem wskoczyła między zgraję wilków przeciskając się do połowy pojazdu. Kilkoma niezbyt ostrożnymi uderzeniami odblokowała uparte zapięcie i obniżyła ściankę dzielącą kabinę kierowcy od reszty. Wykonując tak prozaiczne rzeczy wydawała się bardziej ludzka niż w trakcie rozmowy. I chyba właśnie dlatego sama postanowiła być oszczędna w słowach.
  Tylko w jednym momencie zatrzymała się i spojrzała na Rhetta stojąc po przeciwnej stronie maski. Jej spojrzenie było pozbawione znaczenia, ale twarz pokryta chorobliwymi plamami zdradzała zmęczenie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.20 21:44  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?
  – W takim razie ja poprowadzę.
  Dopiero teraz obrócił głowę i spojrzał prosto na kobietę. Zaskoczyła go. Nie wiedział, że potrafiła prowadzić. To jednak nasuwało kolejne pytanie – czego jeszcze o niej nie wiedział? Zważając na długość czasu, jaki minął od ostatniego razu, gdy spoglądali sobie w oczy... nie chciał nawet liczyć sekretów, które zdążyły się przez te lata narodzić.
  Czy w ogóle mogli jeszcze mówić, że byli sobie bliscy?
  Opuścił wzrok, znów natrafiając na kosmate uszy szczeniaka. Czuła się bardziej związana z wilkami niż z...
  Pokręcił głową.
  Nieważne.
  Otworzyła drzwi i przeszła przez próg, lecz on nie od razu ruszył jej śladem. Wpierw przeskanował całe pomieszczenie wzrokiem, jakby musiał się wpierw upewnić, że nigdzie dookoła nie ma wyjścia, przez które mogłaby go wykopać na Desperackie słońce. Mimo wszystko nie chciał jeszcze wracać. Na szczęście wewnątrz nie było żadnej dziury, którą dałoby się go wykopać. Zamiast niej był terenowy samochód a na nim pełno futerkowego szczęścia. Ogon wymordowanego poruszył się na boki już bez ingerencji mózgu.
  Podał łowczyni małego szczyla, cały czas obserwując jego kudłatą rodzinę, które nie wiadomo kiedy została zapakowana na bagażnik. Najwyraźniej przeszkodził jej w czymś ważnym, ale akurat z tym nie czuł się aż tak źle, bo zaraz padły słowa o pilnowaniu całej tej zgrai. Jeśli tak miały wyglądać konsekwencja wpadania w sam środek życia przywódczyni, to mógł to robić częściej. Tylko może nie na terenach Łowców.
  – Możesz na mnie liczyć – zapewnił energicznie, gotów w każdej chwili unieść rękę i zasalutować z werwą świeżo upieczonego harcerzyka. Nie zrobił tego jednak ze względu na napiętą sytuację i zwyczajnie wskoczył między wilki, znajdując sobie dogodne miejsce, by móc obserwować każdego z nich.
  Nie martwił się dorosłymi, wierząc, że Kami wytrenowała je już do tego stopnia, by wiedziały co robić w takich sytuacjach. Ale najmłodsze bestyjki?
  Popatrzył z nadzieją na wielkie wilki. Czarne ogon przesunął krótko o podłożu, ale wymordowany zaraz cofnął go do siebie, gdy kitę przygniotły młodociane łapki.
  – Mam nadzieję, że to nie podstęp i nie jedziemy na środek niczego, żebyś mogła mnie sprzedać na części. Miękkie lisie futro każdemu by się przydało – posłał łowczyni nieufne spojrzenie, choć przez barwne tęczówki przetoczyły się również rozbawione iskry. Na tym jednak zakończył próby żartu. Wolał nie nadwyrężać cierpliwości kobiety, nie w ten sposób. Jeszcze zrzuciłaby go za samochodu i zostawiła na środku Desperacji.
  ... znowu.
  Zmarszczy nieco brwi, ale wilgoć zimnego nosa, który nagle dotknął jego twarzy, całkowicie odwrócił uwagę od gorzkich wspomnień. Mając pod ręką tyle wspaniałych stworzeń nie mógł zbyt długo myśleć o nieprzyjemnościach. Zajął się więc pilnowaniem szczeniąt i dopieszczaniem ich opiekunów.
  Dzięki tak licznemu towarzystwu czas minął w mgnieniu oka.
  Zeskoczył z bagażnika jako pierwszy, od razu konfrontując wzrok z otoczeniem. Gdy tylko łowczyni znalazła się na tyle samochodu, spojrzał w jej kierunku z niewypowiedzianym pytaniem na ustach. Nagle zabrakło mu całej werwy, którą nagromadził przez czas spędzony z wilkami.
  Lisie uszy odchyliły się w tył, a wzrok opadł na ziemię, jakby grunt miał rozwiać wszelkie wątpliwości i odpowiedzieć na kłębione w głowie myśli.
  – Co tera?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.04.20 12:17  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?


  Umiejętność jazdy nie była jedyną, której tajniki poznała przez lata koniecznej rozłąki. Właściwie, od kiedy ich ścieżki rozeszły się "na dobre", Yū Kami przeszła daleką drogą. Od dziecka zagubionego na Desperacji, po beznamiętny posąg z kamienia, którego wierzchnia warstwa zdawała się odbijać w Rhetta wszelkie próby nawiązania kontaktu. Tamtejsza łowczyni, zdawało się, zniknęła bezpowrotnie, a mimo to dyskretne gesty, wręcz przypadkowe, zdradzały istnienie wewnętrznych rozterek jednookiej kobiety.
  Kiedy sunęli przyciemnionym tunelem, oświetlanym wyłącznie co kilkanaście metrów przez bladożółte lampy, powietrze drżało w rytmie kół przelatujących nad betonowymi płytami podłoża. Klaustrofobiczna przestrzeń zaciskała się wokół pędzącego w prostej linii pojazdu zapomnianego dawno tunelu japońskiego metra. Napisy pokrywające ściany pojawiały się i znikały w migających promieniach psujących się jarzeniówek, niektóre pozostawione tu przez łowców, inne trwające pod ziemią od setek lat.

What is important is to spread confusion, not eliminate it.

  Wąski promień reflektorów odsłaniał drogę przed pojazdem na kilka, maksymalnie kilkanaście metrów. Stare szyny, dziury po wykopanych kablach, ale przede wszystkim ciągnące się w nieskończoność płyty. Zdawało się, że płyną w ciemnościach, że pochłonęła ich wieczna noc.

A prison becomes a home when you have the key.

  Wilki ułożone w wielką poduszkę sierści obserwowały ze znudzeniem umykającą za pojazdem drogę. Jasne, złociste oczy prawie nie mrugały, odgłosy oddechów wielu stworzeń nie przebijały się ponad warkot silnika. Uśpiona bestia czekała na coś, co miało niebawem nadejść.
  — Na żywego dzieciaka też znalazłabym pełno klientów — odpowiedziała zerkając za siebie, przez otwór w miejscu którego musiała znajdować się kiedyś hartowana szybka. W takim układzie znaleźli się bliżej siebie, niż kiedy swobodnie stąpali po gruncie. W zasadzie tylko ścianka za kierowcą oddzielała od siebie ich oparte w bezpieczeństwie i wygodzie plecy. Dzieło przypadku, ale coś podpowiadało jej, że los kazał wyjaśnić na głos pewne kwestie, tu w półmroku podziemnego tunelu, kiedy nikt inny nie słyszał. — Masz szczęście.
  Miał, prawda? Wielu pewnie podważałoby jej siłę, lecz zdecydowana większość tylko z przekory. Była bestią, nie mniej dziką od swoich wilków. Tylko dlatego, że nigdy nie przyszło jej zmieszać się z wirusem i materiałem genetycznym zwierząt, nie można było powiedzieć, że nie ma pazurów i kłów. Mimo to napotkanie kobiety, wywodzącej się z samego serca M-3 łowczyni musiało uchodzić za uśmiech losu.
  Chociaż dla niektórych ukręcenie karku zaraz po narodzinach okazałoby się wygraną w loterii.
  Tylko jeżeli nie żałował swojego życia. Wtedy miał szczęście.
  — Głupi. Na środku niczego nie miałabym jak cię sprzedać. Jedziemy do lombardu. Tam płacą psie pieniądze, ale jednak pieniądze. — Uśmiechnęła się blado opierając łokieć na opuszczonej szybie. Obserwowała jego odbicie w lusterku, bo droga nie wymagała dużego skupienia, ciągnęła się w prostej linii bez przerwy. — Środek niczego. Czyli w zasadzie każde miejsce na Desperacji? — Zakpiła bez kąśliwości, bo przecież, gdyby się nad tym zastanowić, miała sporo racji. Pustynia zajmowała większość terenu wysp, kamienista, piaskowa, czasami nawet w formie pola wyschniętych traw i wszystko to pozostawiało wyłącznie wyludnionym pustkowiem. — Jestem pewna, że zostawiając cię na bezludziu wyświadczyłabym ci przysługę. — Pokręciła głową.  — Jedziemy na wschód. Teraz powinniśmy znajdować się gdzieś pod ich sztucznymi górami. Mała szansa, że kiedykolwiek tu zejdą, bo nad głową mamy tony, setki ton kamienia i ziemi, który trzyma to wszystko w kupie. Dlatego tylko my korzystamy z tych tuneli. — Wyjaśniła ostrożnie, zerkając co chwilę w odbicie na srebrzystej powierzchni lusterka. Ton miała nauczycielski, wyraz twarzy już nieco mniej. — W tej części miasta łatwiej im zniknąć.
  Nawet po tylu latach łatwiej przychodziło jej pouczacie chłopaka, niż prowadzenie z nim swobodnej rozmowy. Sądziła jednak, że tak nieznacznymi informacjami może się z nim podzielić, kto wie kiedy okażą się przydatne.
  Rzuciła mu przeciągłe spojrzenie, oczekując, że odwdzięczy się czymś podobnym.


/Wybacz, że ominęłam końcówkę twojego posta, ale pomyślałam, że jadąc tak długo byliby jednak w stanie chociaż odrobinę porozmawiać xD Jeśli jednak pasuje ci inaczej, to po prostu uznaj, że Yu nie doczekała się odpowiedzi, może gadała do siebie.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.20 0:23  •  Have you seen my mom? Empty Re: Have you seen my mom?
  Był pewien, że stanie się dla jej szorstkości tarczą, która odbije w dal każde ostro słowo, niby to pocisk. Myślał, że wystarczy zagryźć zęby – jak zawsze – i pomyśleć o usprawiedliwieniu dla takiego zachowania. Jak na przykład to, że nie widzieli się szmat czasu. Po tylu latach byi dla siebie praktycznie obcy, prawda? Zdawało się, że wszelkie buzujące między jednym a drugim uczucia wyparowały w eter niczym oddech w chłodny poranek. A jednak im więcej mówiła, im dłużej trzymała się swojej oddalonej postawy, tym bardziej poddawał się wrażeniu, że po prostu go tu nie chciała, że na przestrzeni minionego czasu nic się nie zmieniło.
  – Masz szczęście.
  Dopiero teraz wygładzony wyraz twarzy huknął z trzaskiem tłuczonego lustra. Gdyby nie słowa, to może wciąż trwałby w roli wyluzowanego. Dookoła miał masę wilków, czego chcieć więcej?
  Nie od razu na nią spojrzał. Wpierw pozwolił palcom stulić się w pięści, brwiom ściągnąć ku sobie w jawnym grymasie. Nie był pewien, czy dobrze zinterpretował jej słowa, więc postanowił spojrzeć na to z kilku różnych kierunków. Problem w tym, ze żadna ze stron nie okazywała się dobrą, przez co wewnętrzna złość tylko rosła i rosła. Nie pokazywał tego po sobie, bo nie był jednym z tych głośnych typów mimo niewyczerpywalnych zapasów energii. Gdyby jednak łowczyni zajrzała w nagle pociemniałe oczy, dojrzałaby wszystko.
  Odchylił głowę w tył, wbijając spojrzenie w zabudowany sufit. Kolorowe ślepia wyłapywały światło każdej z mijanych lamp, jarząc się w momentach ciemności równie mocno, co para jarzeniówek.
  – Mam szczęście, bo w tym świecie słabych się eliminuje, a ty łaskawie tego nie zrobiłaś? – powiedział w końcu. Wciąż nie miał pewności, do czego piła, więc podsunął swoją myśl w pytaniu, na które wcale nie oczekiwał odpowiedzi. Rzucił je bardziej w eter, wraz ze słowami pozbywając się z siebie również nagromadzonych w kilka krótkich minut złości i żalu. Zdawał sobie sprawę, że swoim stoickim wyskokiem schrzanił całą mizernie budowaną atmosferę. A może oboje ją schrzanili, już na początku uderzając nią bez przerwy o ścianę, bo tak naprawdę nigdy nie miała prawa istnieć.
  O czym mieli rozmawiać, jeśli nie o wzajemnych wyrzutach? Czy w ogóle mogli albo potrafili wymienić ze sobą kilka zdań, które nie byłyby podszyte wrogością, reprymendą czy czymś ciętym? Może najlepiej było im tak, jak było dotychczas – na dystans.
  Coś jeszcze mówiła, ale w zasadzie nie słuchał. Zbyt zajęty liczeniem dziur w suficie nie podłapał, a może nie chciał podłapać żartobliwej próby. Ale przecież nie mógł udawać głuchego w nieskończoność. Wyczulony, zwierzęcy słuch i podzielność uwagi stanęły mu teraz w roli przeciwnika, jak na złość wyłapując wzmianki, których wcale nie chciał słyszeć.
  – Kolejną przysługę? Jaką tym razem? – zainteresował się niby to wcale nie z tonem przewleczonym nićmi sarkazmu. – Chociaż porzucanie na bezludziu robi się już schematyczne, nie sądzisz? – W ostatniej chwili powstrzymał pnące się na świat warknięcie. Nie chciał jej pokazywać, że wciąż bolało, lecz ciężko było mu wyplenić z siebie emocjonalność, która towarzyszyła mu od najmłodszych lat, wciąż nad tym pracował
  Przesunął ręką w kierunku jednego z wilków. Miękka sierść przelewająca się przez palce niczym woda oraz ciepło bijącego od masywnego ciała koiło nerwy lepiej, niż wszelkie inne znane Marshallowi sposoby. Kilka razy nabrał w płuca więcej powietrza, pozwalając rosnącemu przez ostatnie minuty napięciu opaść choć odrobinę.
  – Zniknąć, co? – podchwycił, w końcu obracając twarz ku niewielkiemu otworowi. Mógł zobaczyć ciemne włosy Yuu, jej policzek, oparte na kierownicy dłonie. – Dlaczego rozmawiasz ze mną jak z jednym ze swoich żołnierzy? Nie jestem nim, a mimo tego twoje ciekawostki mają brzmienie wojennych planów – Ani na chwilę nie odrywał dłoni od wilczego łba i prawdopodobnie właśnie dzięki temu brzmiał spokojnie. Przemykający po podłożu ogon wylądował nagle pod łapami rozbrykanego szczeniaka, ale póki ten pozostawał przy niegroźnym przydeptywaniu, Marshall nie zwracał na niego więcej uwagi, niż trzeba było.
  – Choć podejrzewam, że to nie miejsce na poważne rozmowy. Takie korytarze niosą długie echo i jeszcze jakiś zbłąkany wędrowiec mógłby pomyśleć, że pod tą lodową osłoną kryją się uczucia. No. W każdym razie kiedyś się kryły.
  Palce zacisnęły się na żółtym materiale chusty, jakby co najmniej ten kawałek tkaniny miał dodać mu sił.

| Nie mam nic na swoją obronę, wysoki sądzi. Zwyczajnie przepraszam za taką zwłokę.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach