Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 20.02.20 16:29  •  Metro Nishigahara Empty Metro Nishigahara
METRO NISHIGAHARA


Wystawione na działanie wilgoci i katastrof tunele stały się w głównej mierze jednym wielkim gruzowiskiem. Na każdym kroku but nadeptuje na odłamki metalu, szkło i zarwane konstrukcje, a wszechobecna ciemność niejednego nieostrożnego interesanta doprowadziła do kontuzji kostki czy kolana. Na domiar złego pomieszkujące w tym swoistym labiryncie szczury nadały korytarzom stęchłego zapachu. Drażniący co czulszy węch smród zmusza do zaopatrzenia się w cokolwiek, czym można zasłonić usta i nos.

Metro cieszy się okropną sławą nie tylko ze względu na wygląd, ale i mieszkańców. Wielu zdziczałych wymordowanych obrało sobie to miejsce za dom bądź skrytkę swoich cennych rzeczy. Nietrudno natknąć się tu na przypadkowego agresora, który bez chwili na zastanowienie zaatakuje, chcąc chronić swój dobytek lub po prostu pragnąc rozlewu krwi.

RZUT KOŚCIĄ K6
Raz na dwa miesiące można rzuć kością na walkę ze zdziczałym wymordowanym. Końcowy efekt potyczki jest uzależniony od wyniku rzutu kostką k6, należy go opisać w min. 5 postach.

Wyniki
1 – sukces, udaje ci się pokonać/przechytrzyć przeciwnika; otrzymujesz +50 PF;
2-5 – porażka, nie natrafiasz na żadne zagrożenie, jednak potykasz się o jeden z wystających prętów i skręcasz kostkę; przez następne 3 fabuły twoja postać utyka;
6 – skrajna porażka; natrafiasz na grupę zdziczałych wymordowanych, ostatecznie jej jednak umykasz; otrzymujesz obrażenia wystarczająco ciężkie, aby w następnej fabule koniecznie rozegrać wątek z medykiem/postacią umożliwiającą opatrzenie ran. W przeciwnym wypadku MG ma możliwość nałożenia dodatkowych komplikacji wynikających z obrażeń.


                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.20 20:31  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
  Piekące słońce Desperacji zniknęło za górną częścią wejścia do metra. Chłód od razu zaatakował każdy odsłonięty skrawek skóry, zmuszając młodego wymordowanego do ponownego narzucenia koszuli. Poprawił kaptur i podwinął rękawy, kątem oka zerkając na idącego w tyle towarzysza.
  – Na pewno cię nie poprowadzić? Jest dość ciemno – rzucił, powracając wzrokiem do ciemności, w którą właśnie się kierowali. Sam nie miał z nią większego problemu, wszak w mrokach jaskiń czuł się znacznie pewniej, niż w jasny dzień. Mieszkając w podziemnych korytarzach kryjówki DOGS przywykł do nieprzeniknionych ciemności.
  Wyciągnął nawet rękę za siebie, chcąc złapać Borisa za rękaw. Wolał przeprowadzić go przez najbardziej zagracone części i uniknąć sytuacji, w której przekleństwa przelatywałyby przez powietrze częściej, niż oddechy.
  Przemykający po podłożu ogon podbił w górę garść kurzu.
  – Co tu w ogóle robimy? – dodał po chwili, kierując lśniące tęczówki na wejście do pierwszej stacji metra. Przyspieszył nieco kroku, choć jako pierwszy wpaść do pomieszczenia.
  Wnętrze nie zaskakiwało absolutnie niczym, było jak cała reszta Desperackich ruin – ciemne, usyfione i zagracone na każdy możliwy sposób. Walało się tu wszystko; pod ścianą leżała sterta śmieci, przy kolumnie stała zardzewiała puszka, gdzieś z boku walało się kilka kości, a część podłogi zdobiła wielka, brunatna plama. Krew? Niewykluczone. Równie dobrze mogła to być jakakolwiek inna, nieciekawa substancja.
  Ziewnięcie zniknęło za uniesioną nagle dłonią. Był już trochę zmęczony, lecz nie śmiał odmówić wspólnej przygody akurat jemu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.20 20:31  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
The member 'Rhett' has done the following action : Dices roll


'Kostka6' : 2
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.20 0:09  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
Robiło się późno i najrozsądniejszym wyborem byłoby poszukanie bezpiecznego schronienia, a okolice metra mimo wszystko były czymś zgoła odwrotnym, ale Lazarus uparł się, że zdążą przed zmrokiem. Nie żeby panująca na zewnątrz ciemność miała jakkolwiek wypłynąć na tą rozlewającą się w podziemiach.
Przyznaj się, że po prostu chcesz iść za rękę – odparł, już któryś raz odrzucając lisią ofertę pomocy.
 Stworzonko ewidentnie miało nastrój na łaszenie się i gdyby tylko łowca na to pozwolił to nie udałoby mu się odczepić od siebie wymordowanego nawet za pomocą łoma. Póki co Lazarus wolał jednak zachować czujność, zwłaszcza po ostatnim spotkaniu z dziwną ekipą przy jeziorze.
 Boris spojrzał w mrok jaki roztaczał się w metrze. Nie byli przygotowani na zejście tam i doskonale o tym wiedział, ale jego upartość często wygrywała ze zdrowym rozsądkiem. Opowieści o małym sarghalu i smutek w oczyskach wymordowanego wystarczyły, by podjąć decyzję o powrocie tutaj. W myślach powtarzał sobie, że to tylko na chwilę.
Zobaczysz... A raczej usłyszysz – odparł wchodząc w mrok i mając nadzieję, że mimo wszystko nie idą tam na darmo.
 Poruszali się boleśnie powoli, a łowca uważał niemal na każdy krok, bo co rusz albo zawadzał butem o sterty gruzów albo wpadał w jakąś dziurę. Poprzednio było znacznie łatwiej. Pewnie dlatego, że wtedy miał latarkę.
 Na samej stacji teren nieco się wyrównał, choć nadal nie było dostatecznie bezpiecznie. Łowca miał tylko nadzieję, że to po co tu przyszli jeszcze nie zdechło, w końcu ostatnim razem zostało tu w niezbyt komfortowych warunkach. Cóż, zostało tu na pewną śmierć.
 Łowca zacmokał przywołująco w eter, a po kilku sekundach (dla Lazarusa trwających chyba wieczność) odezwały się ciche piski. Odetchnął z ulgą. Poczwary jeszcze żyły, a przynajmniej jakaś ich część. Podszedł do sterty śmieci pod ścianą, rozgarnął je na boki, ujawniając zablokowany przez deskę spory karton.
Chodź i otwieraj – powiedział do wymordowanego, bardziej zajęty tym, by spodobała mu się zawartość niż ewentualnym wytłumaczeniem tego wszystkiego.
 Sam sięgnął po zapalniczkę i jednym pstryknięciem rozjaśnił kawałek otoczenia na tyle, by dzieciak widział, co będzie w kartonie.

Metro Nishigahara H0DmHfY
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.20 0:43  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
  Delikatny rumieniec wykwitł na policzkach wymordowanego. Ten czym prędzej potrząsnął głową, chcąc pozbyć się ze skóry zdradzieckich śladów ciepła, zanim te trafią w zasięgu wzroku czujnego towarzysza. Na szczęście nie musiał długo czekać; przyzwyczajony do niskich temperatur organizm ochłodził się szybko, przywracając obliczu naturalny odcień.
  – Chcę – przyznał nagle, jakby jeszcze przed sekundą wcale nie krył mordki w ciemnościach. Obejrzał się nawet przez ramię i wyciągnął rękę w kierunku Borisa, jakby ten naprawdę miał złapać za oferowaną dłoń i skryć ją w uścisku własnej.
  Przez kolorowe ślepia przebiegały niewinne iskry przeplecione również prośbą i szczenięcym urokiem.
  Próbować nigdy nie zaszkodzi.
  Wymordowany nie był do końca przekonany, czy aby na pewno rozsądnym było schodzić do zagraconego metra bez... Niczego. Zdążył co prawda odsunąć w niepamięć wydarzenia spod wielkiego wraku, jednak wewnętrzny rozsądek nie pozwalał opuścić gardy ani na sekundę. Może właśnie dlatego lisie uszy z chwili na chwilę odbijały w coraz to nowe kierunki, wyłapując każdy możliwy odgłos. I mimo iż za większość dźwięków odpowiadały ich własne odgłosy, to Kundel nie potrafił powstrzymać naturalnych odruchów.
  Lepiej dmuchać na zimne, nie tak?
  – Usłyszę... – powtórzył zrezygnowany, choć nie kontynuował tematu. Zdążył się nauczyć, że czasem uparte drążenie nie było żadnym wyjściem.
  Nie wątpił jednak, że Boris wiedział, gdzie szedł i po co szedł. Już na wstępie postanowił zaufać starszemu mężczyźnie i nawet jeśli młodym organizmem targały wątpliwości co do zaopatrzenia, to nie dotyczyły samej wyprawy.
  Może właśnie dlatego szedł tak żwawo przed siebie, tylko od czasu do czasu zerkając ku łowcy, by sprawdzić, czy ten przypadkiem nie zmienił trasy.
  Jeśli kiedyś marzyło mu się zgubić czworonożnego towarzysza, to mógł próbować, lecz z lisem ta sztuczka nie przyjdzie tak łatwo.
  Nagle kroki ustały, para uszu stanęła na sztorc, a ogon zamarł w jednym miejscu niczym zalana cementem postać. Z początku wymordowany pomyślał, że wybrzmiałe w pustym metrze cmokanie zostało skierowane ku niemu. Czy Boris uważał go za psa na posyłki? Sekundę później, gdy rozległo się skomlenie, wrażenie pękło jak dotknięta palcem bańka mydlana.
  Dzieciak od razu ruszył w miejsca, choć wbrew przypuszczeniom nie wystartował z mocą torpedy; kroki miał spokojne i wyważone, z rozwagą podchodząc do wskazanego pudła. Przyklęknął tuż przed nim, powoli rozchylając papierowe wieki.
  Psy.
  Chciał coś powiedzieć, ale skończyło się na wciągniętym ze świstem powietrzu. W chwilowo obumarłą kitę musiano tknąć nowe życie, bo rozszalała się z werwą, o jaką nie można było podejrzewać wymęczonych mięśni.
  Chmura kurzu wzbiła się w powietrze, gdy dzieciak zaczął głaskać każdego z psów. Chciał wymiziać każdego, a najlepiej wszystkie jednocześnie.
  – Pomóc ci je stąd zabrać? Są rozkoszne! – Nie patrzył co prawda w kierunku Łowcy, jednak mężczyzna mógł być pewien, że twarz chłopaka zdobi najczystszy wyraz szczęścia.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.20 0:03  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
 Nie patrzył nawet na te zapchlone ścierwa obijające się o ścianki kartonu, spojrzenie miał utkwione w wymordowanym, w jego twarzy. To własnie reakcja Rhetta była tu najważniejsza. Sam nie był pewien czy to, po co go tu sprowadził na pewno mu się spodoba. Osobiście nie widział nic dobrego w tych szczeniakach. Nie pamiętał już ile czasu minęło, gdy tu je zostawił. Liczył na to, że szybko zdechną bez matki, którą zdołał upolować i przerobić na całkiem smaczne paski suszonego mięsa, ale najwidoczniej małe skurwiałki mogły już sobie poradzić bez niej.
 Odetchnął z ulgą. Nie dlatego, że przeżyły, a dlatego, że się najwyraźniej spodobały. Może dopóki nie zdechną na jakieś mutacje albo choróbska to przyniosą dzieciakowi trochę radości - w zamian za to zagubione sarghalątko.
 Spojrzał w końcu na spragnione dotyku ścierwa i to jak bezceremonialne lgnęły do dłoni chłopaka. Odrażające.
Są twoje. Jeżeli chcesz je zabrać to proszę. Ich los zależy od ciebie – stwierdził gorzko, jakby w głębi duszy liczył na to, że Rhett jednak w ostatniej chwili poukręca im te cherlawe karczki, a on sam nie będzie musiał słuchać tych pisków ani patrzeć na te zasmarkane ryje – Powiedzmy, że... powiedzmy, że to prezent.
 Słowa nie bardzo chciały przejść mu przez gardło.
 Jakiś zagubiony kamyk potoczył się w tunelu za ich plecami, a Boris odwrócił gwałtownie głowę w tamtym kierunku, ale nie dostrzegł niczego. Trudno było jednak dostrzec cokolwiek co sięgało dalej niż czubek nosa, przy tak lichym źródle światła. Nie pojawił się jednak absolutnie żaden inny dźwięk, więc - być może nieostrożnie - Lazarus zrzucił to na wcześniejsze naruszenie jakieś kamiennej konstrukcji przez ich ciągłe potykanie się. Wolał nie myśleć o tym, że w ciemności czai się coś innego.
To co, zabierasz je? – spytał, niby z zainteresowaniem, choć w rzeczywistości nieco poganiając młodego.
 Chciałby mu dać więcej czasu na zapoznanie się z tymi zasrańcami, ale równie dobrze mógł się z nimi zapoznawać na zewnątrz, w bezpiecznym aucie.
 Do Borisa nagle dotarło.
 Wilcze zasrańce w jego samochodzie... Jeszcze może wilcze zasrańce niesione przez niego w tych ciemnościach? Świat stawał na głowie, ale nawet w obliczu tego łowca nie miał zamiaru tracić resztek godności. On już więcej ich nie dotknie.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.20 1:00  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
  Nie był w stanie zapanować nad wykrzywiającym usta uśmiechem. Mięśnie działały bez ingerencji mózgu, bezustannie podwijając kąciki w górę. Również raz wprawiony w ruch ogon nie mógł się zatrzymać, stale odbijając od boku do boku; gdyby nagle się nie zatrzymał, całe metro wypełniłaby dusząca chmura pyłu.
  Szczenięta popiskiwały wesoło, przepychając się jedno przez drugie, byleby jak najprędzej dotknąć zimnym nosem wyciągniętej dłoni wymordowanego. Właziły sobie na głowy i opierały łapki na brzegach pudełka. To runęłoby na bok z całą zawartością, gdyby chłopak w porę nie oparł kolana w odpowiednim miejscu.
  Jeden z psów wpadł w łapki lisa. Dzieciak podniósł go w powietrze i przyjrzał mu się z bliska, w zamian zarabiając kilka energicznych liźnięć w nos. Przymknął oczy na kilka sekund i przytulił zwierze do piersi; z całej tej radości zaczęło się wiercić jak mała, ale dzika glizda, lecz wymordowany wydawał się na tyle wprawiony, by nie wypuścić kudłacza na ziemię.
  Odstawił nowego pupila do pudełka, by w pół sekundy znaleźć miejsce tuż obok Łowcy. Przytulając się ciasno do jego piersi znów nie był w stanie zapanować nad rozszalałym ogonem.
  – Nie wiem co to za okazja, ale... – mruknął, wtulając twarz w materiał ubrania Borisa. – To najlepszy prezent na świecie, dziękuję – Długo jeszcze stał w miejscu, ciesząc się nie tylko z prezentu, ale i ciepła bijącego od Lazarusa. Gdyby nie popiskujące szczeniaki, spędziłby w tej pozycji jeszcze dobrych kilka godzin.
  Nowe obowiązki były jednak silniejsze od przyjemności.
  Cofnął ręce i obrócił sylwetkę, wracając do rozszalałych piesków.
  – Tak – skinął głową. – Ale nie dam rady unieść wszystkich naraz. Pomożesz mi? Wtedy nie będzie trzeba się wracać – Spojrzał na Łajzę tym swoim proszącym, szczenięcym wzrokiem. Gdzieś po drodze na ustach wykwitł kolejny uśmiech. Mając taki prezent nie potrafił nie tryskać radością. Gdyby tylko dało się ją upchnąć w słoik i zamknąć dla przyszłego użycia...
  Wziął w ręce wpierw jednego szczeniaka, później, jakimś cudem, upchnął i drugiego. Nie było mowy o podniesieniu trzeciego, chyba że próbowałby nieść go na głowie, co z wiadomych przyczyn nie wchodziło w grę. Psy były tak ruchliwe, jak tylko mogły być w takim wieku; wierciły się w każdym możliwym kierunku, garnąć do zabawy, a nie grzecznego siedzenia w szczupłych ramionach wymordowanego. Nie mógł ich winić, wszak były jeszcze młodziutki. Sam miał już na karku swoje lata, a szczeniackie przebłyski wciąż nie zdążyły go opuścić.
  Starał się jak mógł, jednak niesienie dwóch przerośniętych szczeniąt jednocześnie wcale nie należało do łatwych zadań.
  – Odwdzięczę się... – zapewnił, kierując lśniące spojrzenie na towarzysza podróży. – Nie wiem jeszcze jak, ale jakoś na pewno. A jeśli sam będziesz miał pomysły, to mów śmiało. Zrobię, co tylko będę w stanie – Znów zamachał ogonem, odchylając lekko głowę, gdy jeden psów próbował spotkać ciepły język z jego twarzą.
  Przechodząc obok łowcy, trącił go zaczepnie biodrem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.20 0:05  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
 Najpewniej gdzieś w głębi duszy całkiem podzielał rozradowanie szczeniąt, mimo że starał się tego nie pokazywać. Naprawdę wiele czasu upłynęło odkąd przyczynił się do czyjejkolwiek tak szczerej radości. Im dłużej patrzył na Rhetta, tym bardziej upewniał się, że gdyby ten udawał, to już chwilę temu by go to znudziło i prawda wyszłaby na jaw.
 Tak trudno było mu przyzwyczaić się do czegokolwiek dobrego na tym świecie.
Jeżeli potrzebujesz do tego okazji to możesz jakąś wybrać. Nie znam się na japońskich świętach z prezentami, ale może jakieś teraz jest – mruknął, orientując się, że jest tu już od tylu lat i nigdy się tym nie zainteresował, jakby w buncie podkreślenia, że wcale tego miejsca nie lubi – Ewentualnie urodziny, jeżeli takie masz.
 Lubił za to te dziwne, niezrozumiałe dla niego przypływy lisiej czułości. Pozwolił się dzieciakowi przytulić, a nawet i objął go wolną ręką, przytrzymując przy sobie przez te kilka, przeciągających się w nieskończoność sekund za długo.
 Przeniósł wzrok na kłębiące się w kartonie worki na pchły, tylko cudem powstrzymując się od komentarza, by w takim wypadku jednego z psów zostawić tu na pewną śmierć albo i je wszystkie wysypać z kartonu i wpuścić do samochodu tylko te, które same przetrwają podróż przez metro.
 Westchnął ciężko widząc, że naprawdę został mu jeden z tych zasrańców do niesienia i młody wcale nie żartował. Nie miał zamiaru nieść go na rękach, jeszcze go upierdoli, zostawi na nim sierść albo co najgorsze - poliże. Złapał psa za skórę na karku i podniósł, jednocześnie samemu się prostując. Miał wrażenie, że trzyma w ręku jakąś trzęsącą się od nadmiaru robaków padlinę.
Pod warunkiem, że tego nazwiesz Kapustka.
 Nie żartował. Z przyjemnością wypisałby temu zasrańcowi na grobie "Tu spoczywa Kapustka z Metra. Zadławiła się na śmierć własnymi łzami".
 Na propozycję odwdzięczenia się, uśmiechnął się durnowato, już doskonale wiedząc czego sobie zażyczy i, że na pewno przypomni mu o tym w najmniej oczekiwanym momencie. Nie sądził jednak, by to kiedykolwiek miało być kartą przetargową dla jego pomysłów, bo Rhett z reguły nie odmawiał brania udziału w żadnym z nich.
Coś wymyślimy... i się nie ocieraj, bo się zaraz wywalisz, a ja nie będę niósł czterech zapłakanych i zasmarkanych szczeniaków.
 Ostatni raz zerknął do kartonu żeby upewnić się, że żadna zaspana czy martwa kulka sierści tam nie została i ruszył przed siebie w drogę powrotną, prosto w te cholerne gruzy.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.04.20 23:47  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
  Wzruszyła ramionami.
  – Nie wiem. Może? Kiedy ostatnio obchodziłeś swoje własne urodziny? – spytał zaintrygowany, musząc zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy. Wciąż tkwił tuż przy nim, wciąż obejmował go rękoma, a dłoń spoczywająca na plecach jedynie go do tego zachęcała. Ogon bujał się miarowo od jednego boku do drugiego i choć tym razem nie odznaczył się szaleńczym tempem, to również nie zamierał w bezruchu.
  W końcu musiał się jednak odsunąć. Nie dlatego, że popiskujące w pudełku szczeniaki prawie rozerwały karton i rozpierzchły się na wszystkie strony świata, a dlatego, że nie chciał nadwyrężać dobroci Borisa. Cofnął więc ręce i postąpił krok w tył, od razu odwracając sylwetkę ku prezentowi.
  Przyklęknął na jedno kolano i wsunął ręce między puchate glizdy. Zgodnie z tym, co wcześniej powiedział, zdołał unieść dwie. Oplótł je rękoma i przycisnął do piersi, dokładając starań, by w czasie drogi żaden z tych wulkaników energii nie wyślizgnął mu się na ziemię. Zacisnął też usta, gdy oczom ukazała się jawna niechęć na twarzy Azarova; krzywił się, jakby wepchnięto mu w gębę worek cytryn. Marshall nie skomentował tego w żaden sposób, lecz nagły, pobłażliwy uśmiech, który nagle ozdobił jego twarz, mówił więcej, niż przełknięte wraz ze śliną słowa.
  – Kapustka? – Jedna z brwi powędrowała ku górze. W takich chwilach najbardziej do niego docierało, że w głowie Łowcy musiało dziać się... wiele. Naprawdę bardzo wiele. – Mogę chociaż znać powód? To losowe słowo, które wpadło ci akurat na myśl, czy może kryje się za tym jakaś głębsza i pełna zwrotów akcji historia?
  Ruszył naprzód.
  Podróż z ładunkiem w postaci dwóch ruchliwych szczeniąt pozostawała wyzwaniem. Mimo tego nie zamierzał się poddawać, przypominając sobie wszystkie te sytuacje, gdy pomagał Yuu z jej własnymi wilczątkami. Były równie wielkie i żywe co kundle, które właśnie przytulał, toteż wychodził z założenia, że razem z Borisem raczej sobie poradzą.
  – Ej! – wzburzył się, kierując na Łowcę wzrok pełen urażonej dumy. – Nie jestem szczeniakiem, to po pierwsze, a po drugie na pewno bym nie płakał – Ogon świsnął przez powietrze w jawnym oburzeniu. Lico pozostało jednak nietknięte złością. Na ustach cały czas gościł łagodny uśmiech; kąciki ust co jakiś czas podrygiwały w szerszym wyrazie, gdy któreś ze szczeniąt dotykało policzka chłopaka zimnym nosem, bądź lizało go po podbródku.
  – Jak je w ogóle znalazłeś? Myślałem, że nie przepadasz za psami – spytał, przyspieszając nieco kroku, gdy w oddali zamajaczyły pierwsze wiązki światła z zewnątrz. Musieli być już blisko, wszak nie oddalali się jakoś specjalnie daleko. – Masz coś do jedzenia w samochodzie? Na pewno są głodne, a ja nic ze sobą nie zabrałem.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.20 20:08  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
 Nie wiedział jakim cudem Rhettowi udało się tak pewnie utrzymać aż dwa szczeniaki, skoro on miał problem tylko z jednym. Zdawał się zupełnie ignorować fakt, że może gdyby poszedł w jego ślady i unieruchomił zwierzaka, przyciskając go do siebie to poszłoby mu to znacznie sprawniej, niż gdy musiał nieść wyślizgującą mu się z dłoni psinę, bujającą się na tym karczku jak worek ziemniaków.
Co roku obchodzę. Wypadają w Halloween, więc wracam wtedy do Miasta. Ta jedna noc to zawsze wystarczający prezent. Nikogo nie dziwi moja maska – powiedział, starając się, by wspomnienie o straconej masce nie wpłynęło na ton jego wypowiedzi – ... a nawet jej brak. Chwalą czerwone oczy, zachwycają się bliznami na pysku, myśląc, że to wszystko to element przebrania. Słodyczy jest w opór, alkoholu też. Czego można chcieć więcej?
 Oblepiająca ciemność tunelu powodowała, że Boris nie mógł posłać wymordowanemu spojrzenia, dającego mu znać, że teraz jego kolej na odpowiedź, ale podejrzewał, że sama cisza będzie dla niego odpowiednim sygnałem. Oczywiście gdyby tylko Lazarus potrafił iść w całkowitej ciszy, bo poruszanie się niemal na oślep spowodowało, że wystarczył jeden nieostrożny krok, by podeszwa buta postawiona na wątpliwej jakości kawałku asfaltu ześlizgnęła się niżej.
Kurwa, ja pierdole. Przestań się rzucać, bo do grobu mnie wpędzisz. Tego chcesz, kurwa? – warknął na niewinną bestyjkę, bo przecież na kogoś winę musiał zrzucić; co z tego, że przy ewentualnym upadku pierwszym o czym by myślał było bezpieczeństwo tego zasrańca.
 Zatrzymał się żeby sprawdzić czy na pewno nic mu się nie stało, przejeżdżając dłonią po materiale spodni na wysokości kostki, gdzie jeszcze chwilę poczuł otarcie o jakiś wystający kawał metalu. Teraz był tylko podszyty irytacją ból, która wzrosła jeszcze bardziej, gdy okazało się, że z kolejnym krokiem nieprzyjemności się nasiliły.
 Powstrzymał się od odpowiedzi, że ten pies jest najpewniej głupi jak kapuściany głąb i to imię doskonale będzie do niego pasowało.
A jak inaczej chcesz go nazwać? Jak go nazwiesz zbyt mrocznie to połowa Desperacji się obejrzy jak go będziesz wołał, bo pomyśli, że to ich milion przydomków psycholi, sadoli i mścicieli. Musi być Kapustka.
 Teraz, gdy zwolnił i z trudem powstrzymywał się przed syknięciami bólu przy każdym stawianym kroku, wydawało mu się, że z tego tunelu wyjdą najszybciej za tydzień, mimo widoku wyjścia.
Nie mam – skłamał, nie mając zamiaru karmić tych darmozjadów suszonym mięsem, nie tylko dlatego, że było zrobione z ich matki, ale dlatego, że był chciwy i pazerny – Ale możemy podjechać do lombardu. Mam coś na sprzedaż, może gratis dorzucą jakąś karmę dla psów. Miski zmielone z budą czy coś w tym rodzaju.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.20 17:36  •  Metro Nishigahara Empty Re: Metro Nishigahara
  Słuchał opowieści o Halloween w mieście z zachwytem, choć niemym. Widać było, że oczy mu lśniły jak dwie neonowe jarzeniówki, a ogon znów się rozszalał, odbijając od boku do boku w nieprzerwanym rytmie. Wyobraźnia podsunęła obraz pełnych ludzi ulic; każdy w lepszym już gorszym przebraniu, każde z prawdziwym licem ukrytym za maską, lub makijażem. W dłoniach torby pełne cukierków. Wydawało mu się to tak fantastyczne, że aż nierealne.
  – Mogę iść z tobą do miasta na Halloween? – zapytał nagle, kierując ku Lazarusowi oczy przepełnione szczenięcym blaskiem. – Obiecuję nie sprawiać problemów i trzymać się blisko ciebie. Może nawet nie musiałbym chować ogona, skoro wszyscy się przebierają? Moglibyśmy nazbierać tonę cukierków i później gdzieś je razem zjeść – Na koniec odwrócił twarz w drobnym zmieszaniu; teraz bardziej niż wcześniej cieszył się z obecności przyciśniętych do piersi szczeniąt, bo tak mógł schować za nimi lico.
  Może nawet dodałby coś jeszcze, gdyby nie nagła seria przekleństw. Zaskoczone spojrzenie powiodło w kierunku Borisa, poddając analizie całą jego sylwetkę. Po głośniejszym warknięciu mężczyzny szczenie niesione za skórę na karku znacznie umilkło, choć Marshall nie uważał, by rzeczywiście było powodem drobnego wypadku.
  – To tylko pies, nie sądzę, żeby po kryjomu planował twoją śmierć... – mówił raczej ostrożnie, nie chcąc dodatkowo rozdrażnić łowcy. Nie zmieniło to jednak faktu, że gdy cień padł na blade lico wymordowanego, kąciki ust drgnęły poruszone drobnym rozbawieniem. Kątem oka wyłapał ruch dwóch berbeci, które sam niósł. Trochę się szamotały, ale wystarczyło podwinąć wargę i pokazać biel kłów, by zastygły w miejscu, wyciągając języki do lisiego podbródka.
  – Dobrze, tylko wymiana jednego psa na karmę dla pozostałych nie wchodzi w grę, okej?
  Szczeniaki okazały się cięższe i większe, niż początkowo przypuszczał. Nic więc dziwnego, że w końcu na chwilę przystanął, odkładając oba zwierzęta na ziemię. Wiedziony czystą ciekawością postąpił kilka kroków naprzód. Bardzo się zaskoczył, gdy psiaki pobiegły w ślad za nim, wesoło pomerdując ogonami. Mógł odetchnąć z ulgą i wychwalać w głowie ich inteligencję.
  Nie podejrzewał jedynie, że prędzej czy później niesforne szczenięta wejdą mu po nogi, a zgromadzony pod podeszwą buta gruz wymknie się spod kontroli, nieomal posyłając chłopaka na glebę.
  Najwyraźniej los nie mógł zarządzić dnia wolnego od uszczerbków na zdrowiu, tym razem podarowując chłopakowi skręconą kostkę. Bolała jak diabli, niemniej nawet to nie powstrzymało go przed wyjściem.

z/t


Ostatnio zmieniony przez Rhett dnia 30.04.20 21:03, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 2 1, 2  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach