Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

 Wiedziała, że to będzie ciężki dzień już w momencie, w którym dzwonek komunikatora zburzył idealną ciszę prosektorium. Z rozdrażnieniem odsunęła ubrane w rękawiczki dłonie od zimnej skóry leżącego na stole pacjenta i zerwała okulary z nosa. Przekleństwo wykrzywiło smagnięte szminką usta, gdy tylko wzrok spotkał się z ekranem. Śledziła przelatujący tekst wzrokiem ani na chwilę nie poluźniając uścisku dłoni na trzymanym skalpelu.
 Każdy, kto znał Mayhem Kevorkian wiedział, że istniał tylko jeden powód, dla którego można było odciągnąć ją od trupów – kolejne trupy.
Z gabinetu wyszła w akompaniamencie stukotu obcasów. Rozwiane przez pośpiech włosy powiewały równie żywo, co założony na ramiona kitel. Szła przez korytarz jak dzika furia, choć oblicze miała wykute w lodzie. Chłodne spojrzenie usuwało personel budynku sprzed nóg, pozwalając kobiecie gładko i bez problemu przemknąć na sam koniec, aż w końcu wyjść z budynku i przejść do kolejnego.
 Szpital tego dnia aż wrzał. Wszyscy biegali dookoła w panice, jakby co najmniej trafili na śmiertelną zarazę, która przenosiła się samym spojrzeniem. Mayhem zmarszczyła brwi, nie mogąc już patrzeć na ten harmider. A dopiero weszła do środka.
 – Pani Kevorkian – złapał ją jeden z lekarzy, od razu wręczając do rąk podkładkę z danymi pacjenta. – przepraszamy za tak nagłe wezwanie, ale mamy kilku poważnie rannych, a mamy dziś za mało osób na dyżurze, by zająć się wszystkimi...
 Nie chciała go słuchać, więc machnęła ręką już na samym początku, zwinnie wymijając krzątające się w chaosie pielęgniarki. Lubiła pomagać w szpitalu pod warunkiem, że akurat nie była zajęta. Gdy miała przed sobą opcję żywego pacjenta i rozklekotane zwłoki, to wybór był oczywisty.
 Weszła do pomieszczenia z rozmachem, od razu podnosząc stalowy wzrok na pacjentkę.
 Gdyby dano jej jakiekolwiek umiejętności nadnaturalne, miałaby przy sobie kolejnego trupa.

Wybacz, zaczynające posty nie są moją mocną stroną...
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

  Zdecydowanie nie zaplanowała wizyty w szpitalu. Od początku trwania misji nie brała takiej opcji pod uwagę, jakoby miała trafić wraz z towarzyszami w ciężkim stanie na stół operacyjny. Wszystko miało pójść gładko, bez większych problemów, jak zawsze. I jak niemal zawsze, coś odrobinę się spieprzyło w spektakularny sposób. Przynajmniej nie musiała obwiniać siebie o taki rozwój wydarzeń, nie miała sobie nic do zarzucenia. Szczerze powiedziawszy, sama Letycja nie ucierpiała jakoś szczególnie. Bardziej martwiła się o resztę załogi niż o siebie. Niektórzy z nich faktycznie byli w stanie krytycznym, potrzebując natychmiastowej pomocy. Stąd właśnie taki burdel i wzywanie jakże zajętych ludzi do pracy. W końcu każda para rąk jest na wagę złota, a jak doskonale wiemy - czas jest niezwykle istotny w kwestii ratowania ludzkiego życia. Trupami można zająć się kiedy indziej, najważniejsze zadbać o, jeszcze, żyjących.
  Tak jak już było wspomniane, Letycja nie czuła się wyjątkowo poszkodowana. W porównaniu do znajomych twarzy, o których stale myślała w kółko. Teoretycznie to zamartwianie się potrafiło przysporzyć o ból głowy. Wiedziała, że powinna podchodzić do tego chłodno, z dystansem, ale mimo wszystko odczuwała pewną troskę, mimo zachowania ogólnego spokoju. Niektórych ludzi nie znała, jednakże większość choćby kojarzyła. Nic więc dziwnego, że choćby o nich pomyślała. A zresztą, byle o czymkolwiek myśleć, zająć mózg czymś odmiennym od własnego, dokuczliwego bólu, który stopniowo ustępował dzięki podanym środkom.
  Żołnierz przywitała wchodzącą kobietę skinieniem głowy, delikatnie podpierając się rękoma o łóżko, na którym mimowolnie została położona. Doskonale rozumiała jej spojrzenie, nikt nie chciał być tutaj. Sama Letycja nie zamierzała utrudniać pracy lekarzom. Tym bardziej z uwagi na fakt ile mieli roboty, a jak mało personelu.
Środki przeciwbólowe podane. Wciąż odczuwam cholerny ból, ale jest znośnie, stopniowo działa. Lewa noga oraz ręka.   Poparzenie. Jeśli ma pani ważniejszych pacjentów na głowie, sugeruję wpierw zajęcie się nimi. — Krótko, zwięźle i na temat - czyli tak, jak powinno być. Po co robić sobie pod górkę? Tym bardziej, kiedy zajmująca się jej ranami osoba, musiała wiedzieć czym się zająć, a pacjenci często nie są skorzy do współpracy. Może dlatego May wolała trupy?
  Gdy podeszła bliżej, mogła zauważyć kawałek rozszarpanej nogawki spodni mundurowych, mniej więcej od kolana w dół. Już przez tę dziurę obrzęk wraz z pęcherzami charakterystycznymi dla drugiego stopnia oparzeń były widoczne, a prawdopodobnie to nie było jedyne miejsce do opatrzenia. Nieco przypalony miejscami mundur nie wyglądał zbyt estetycznie. Cóż, wymieni się na nowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Już na wejściu uniosła brew w górę. Słuchając pacjentki, miała wrażenie jakby postawiono ją w terenie, gdzie pasały same rozkazy, a nie drobnej sali do opatrywania rannych.
  – Spocznijcie, żołnierzu – zaczęła i mimo iż słowa mogły zakrawać o żartobliwe, to Kevorkian daleko było do śmiechu. – Jesteśmy w szpitalu, a nie na misji. Nie musisz mówić jakbyś, składała raport – kończąc zdanie, rozmasowała nasadę nosa. Poczuła się dwa razy bardziej zmęczona, niż zanim tu przyszła.
  Odłożyła kartę pacjenta na bok i zbliżyła się do kobiety, chwytając po drodze za nożyczki. Nie cackała się z żadnymi pytaniami. Od razu spotkała wzrok ze wspomnianymi miejscami, chcąc ocenić wielkość szkód. Kilkoma sprawnymi ruchami rozcięła materiał munduru wokół ręki oraz nogi, nie chcąc pozwolić brudnej tkaninie dotknąć oparzonego miejsca.
  Przypalone skrawki wylądowały w koszu po kilkunastu sekundach.
  – Na co trafiliście? – posłała kobiecie krótkie, ledwie sekundowe spojrzenie. Chciała odwrócić jej uwagę od wykonywanych zabiegów i skupić myśli na czymś innym, najlepiej na jak najświeższych, wciąż żywych wspomnieniach.
  Czekając na odpowiedź, odłożyła nożyczki i podeszła do niewielkiego zlewu wraz z drobną miską, do której wcześniej wrzuciła kilka kompresów. Przekręciła kran i napełniła naczynie zimną wodą, dając materiałom kilkanaście sekund na porządne nasiąknięcie wodą.
  Przykucnęła zaraz przed pacjentką, delikatnie i z wyczuciem przykładając lekko wyciśniętą gazę do poparzonych miejsc. Miały teraz dobre pół godziny na pogaduchy, choć Mayhem nigdy nie należała do rozmownego typu. Od kiedy w jej życiu zabrakło męża przestała również odczuwać potrzebę konwersacji z kimkolwiek, znacznie bardziej preferując ciszę zalegających w prosektorium trupów, niż rozmownych współpracowników.
  – Mów śmiało, gdybyś poczuła się niekomfortowo – dodała po chwili, wilgotnymi palcami muskając obłożone mokrym materiałem rany.

__
Wybacz ten tragiczny post, następne powinny być lepsze...
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

  W istocie May niemal trafiła w sedno. Ledwo co zeszli z pola walki, poczucie przebywania tam nie opuszczało ani na moment, acz stopniowo słabło. Adrenalina i te sprawy, wiadomo. Jako osoba z dobrym wykształceniem medycznym powinna to rozumieć i pewnie doskonale rozumiała. Bądź co bądź to ona w chwili obecnej musiała użerać się z pacjentami-wojskowymi o różnych osobowościach, w większości służbistów bądź szczególnie wygadanych. Dla osoby lubującej się w współpracy z trupami, takie przeżycia musiały być cholernie przytłaczające. Całe szczęście, bądź też nie, Letycja nie posiadała takich problemów ani wiedzy o ogólnej profesji kobiety przed nią. Zajmowanie się trupami, a żywym człowiekiem to jednak coś całkiem innego i potrafiło w obecnej sytuacji wprowadzić nieco napiętą, nieprzyjemną atmosferę.
Przyzwyczajanie. — Krótkie parsknięcie, nieco rozbawione przecięło powietrze. Nie wiedzieć czemu rozbawiło to żołnierza biorącego sobie służbę aż tak do serca. Uświadamiając sobie ciągłe przeżywanie wszystkiego, wzięła głębszy wdech, uspakajając myśli oraz rozluźniając zarówno ciało, jak i umysł, co stanowiło mały problem dla tego pierwszego.
  Rozcięcie materiału ukazywało lepszy pogląd na stan poszkodowanej. Oparzenia obejmowały głównie zewnętrzne części kończyn, dobrym zarządzeniem losu nie przechodząc w gorszy stan, aczkolwiek i obecne rany nie były jakoś specjalnie przyjemne czy "zadowalające" na miarę szkód innych. Najchętniej wyszłaby z tego w jednym kawałku, z co najwyżej siniakami i niewielkimi zadrapaniami, ale cóż poradzić? Taka była charakterystyka wykonywanego przez nią zawodu i w żaden sposób nie dało się tego uniknąć. Każdy prędzej czy później trafi w to miejsce. Albo inne, po prostu w ręce lekarzy, skutecznie utrudniając im robotę.
  Wyłapała to jedno spojrzenie, stale obserwując poczynania kobiety. Właściwie co innego miała do roboty? Wpatrywanie się w biały sufit? Z dwojga złego wolała śledzić ruchy lekarza, choć zdawała sobie sprawę, że patrzenie na ręce może być uciążliwe. Chwile milczała, zastanawiając się nad formą odpowiedzi.
Na kurewskie gówno, w skrócie. Co prawda nie wszystko mogę powiedzieć, procedury bla bla, tego typu rzeczy. — Wywróciła oczami, wyraźnie niezadowolona, ale szybko podjęła ponownie temat, kiwając potwierdzająco głową na znak zrozumienia. — Byliśmy w budynku. Jakieś stare, zagracone mieszkanie. Pewnie zapomniane w cholerę, aż dziwne, że rząd się tym nie zajął. Zawsze jakiś pieniądze. Zresztą, jeden z uzbrojonych poszukiwanych spierdolił, zniknął z pola widzenia. Przeszukiwaliśmy tę norę aż do wybuchu kuchenki w innej części domu, który przyczynił się do większego pożaru. Ostatecznie część została odcięta i musieliśmy przeprawić się przez ogień, by ich jakoś wyciągnąć wraz z zakładniczką. Morał z tego taki - kuchnie sprawdzać na początku. — Zajęta opowiadaniem niemal nie czuła okładania gazą, dopiero w połowie orientując się, jak źle wygląda jej noga w porównaniu z lekko muśniętą ręką. Syknęła przez zęby, mrużąc oczy.
Zostawienie ludzi w niebezpieczeństwie...Nie. Lepiej już poświęcić się wykonując zadanie do końca, z czystym sumieniem. Zanim przyjechałaby straż, rudera zawaliłaby się im na głowy. Widziałam tę kobietę. Jest tutaj, na oddziale? Pytam z czystej ciekawości — zapytała, próbując delikatnie poprawić się na łóżku. Spojrzała na oparzenia. Nie wyglądało to zadowalająco, ale hej! Zawsze mogło być gorzej.
Przypuszczam dłuższe wykluczenie z chodzenia do roboty. Zgadłam? Niestety, obowiązki i tak nie uciekną. Chyba skądś to znasz. Jak nie tutaj, to przy papierach. Pełne ręce roboty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

  To nie tak, że nie obchodziło jej całe zdarzenie... może trochę nawet obchodziło, ale zwyczajnie nie leżało w granicach zainteresowania. Nawet jeśli była ciekawa, to jedynie procesu powstania rany, a nie kilko dodatkowych, mających wówczas miejsce zdarzeń. Kiwała jednak głową, poświęcając opowieści tyle uwagi, na ile było ją stać.
  Mówienie było dobre. Wiązało się przede wszystkim z trzeźwym stanem umysłu i świadomością otoczenia, a właśnie na tym Mayhem zależało najbardziej. Z początku brała pod uwagę również zatrucie dymem, ale wszystko wskazywało na to, że nic takiego nie miało miejsca. I dobrze.
  Brzmiąca w pomieszczeniu opowieść świadczyła również o tym, że z pacjentką nie było aż tak źle. Skoro miała siłę na pełną emocji historię, to nie była w krytycznym stanie.
  Mayhem w tym czasie czuwała nad opatrunkami. Nie odrywała wzroku od nasiąkniętej zimną wodą gazy, stale pilnując temperatury nalanej do miski wody – gdy ta zaczynała się ogrzewać, kobieta wstawała z kucek i wymieniała ją znów na nieco zimniejszą, choć wciąż nielodowatą.
  – Nie wiem, możliwe – odparła, unosząc wzrok dopiero na pytanie skierowane bezpośrednio do siebie. – Dopiero tu przyszłam i od razu dostała w ręce twoją kartę, nie za bardzo więc wiem, co się dzieje w innych częściach szpitala. Mogę cię jednak zapewnić, że wszyscy dokładają wszelkich starań, by pomóc twojemu oddziałowi oraz poszkodowanym, których przyprowadziliście – nie skłamała. Nie były to również czcze słowa mające uspokoić zainteresowaną; mówiła całkowicie szczerze, będąc świadomą zaangażowania i ciężkiej pracy, jaką wykonywano w tym szpitalu.
  Zimna maska na jej licu pękła wraz z kolejnym komentarzem pacjentki. Kevorkian chwilę na nią patrzyła, po czym parsknęła pod nosem, kryjąc drobny uśmiech za nadgarstkiem.
  – Coś w tym jest – zaczęła, kręcąc głową na boki. – Żołnierze i medycy mają jedną wspólną rzecz – nigdy tak naprawdę nie schodzą ze służby. Nawet podczas wolnego wystarczy jeden telefon, krótka wiadomość, by ostawić nas w stan najwyższej gotowości i ściągnąć w miejsce pracy. Nie zliczę, ile razy biegłam na miejsce zbrodni w środek nocy... czy śnieg, czy deszcz, czy głucha cisza. Nie zrozum mnie źle, nie narzekam. Kocham tę pracę.
  Znów wymieniał gazę, zużytą jej część wyrzucając do odpowiedniego pojemnika. Kątem oka zerknęła na zawieszony nad drzwiami zegarek.
  – Zgadza się, akurat tobie i twoim obrażeniom przyda się trochę wolnego. I ani mi się waż lekceważyć zalecenia... już takich znam, co mieli siedzieć spokojnie, a odpowiadali na wezwanie. Tylko tego nam brakuje, żeby to wszystko zaczęło się babrać – zacmokała niezadowolona, raz jeszcze konfrontując sekundowo odsłonięte poparzenie z czujnym spojrzeniem.
  – Mayhem Kevorkian, miło cię poznać, żołnierzu. Szkoda tylko, że nie w przyjaźniejszych warunkach – powiedziała nagle, prostując sylwetkę. Choć zwykle nie przedstawiała się pacjentom, najwyraźniej tym razem uznała to za odpowiednie.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Przecież nie mogła winić lekarkę za chęci dowiedzenia się czegoś. Czy to ze zwykłej ciekawości - w końcu będąc w ciągłym natłoku spraw i roboty nieraz można było zatracić głowę do tego stopnia, by totalnie zafiksować się w tym wszystkim i stracić nie tyle poczucie czasu i rzeczywistości, co same ludzkie odruchy. A to, że pytając się o okoliczności chciała dowiedzieć się więcej o ranach, leżało w jej obowiązkach. Podkreślało to iście profesjonalne podejście, którego powinno oczekiwać się od lekarzy. I żołnierzy takich jak panna Argus. Właściwie, ona sama narzucała na siebie takie a nie inne obowiązki i ograniczenia. Mogła rzucić większą część roboty, pozostawić dla innych i odetchnąć w końcu w spokoju. Ale nie! Musiała rzucać się na każdą misje, jaką tylko mogła wyłapać dla siebie...
   W gruncie rzeczy było z nią w porządku. Nawet bardzo, biorąc pod uwagę w jaki sposób opisywała wszelkie wydarzenia, zapamiętane szczegóły, o których mogła mówić. Nie dość, że pomagała poniekąd Mayhem w ocenieniu jej stanu na stabilny, to dodatkowo skupiała całą uwagę na czymś innym niż opatrywanie jej. Sam proces potrafił być cholernie nieprzyjemny zarówno dla opatrującego jak i opatrywanego. Nawet po silnych lekach przeciwbólowych można było odczuwać długo cholerny ból. Szczególnie, kiedy było się kimś pokroju Letycji - nie oszukując i nie ukrywając, miała o wiele niższy próg bólu od swych kompanów ale nie przeszkadzało jej to w braniu na siebie sporej odpowiedzialności i wpierdalaniu się tam, gdzie może zrobić sobie krzywdę, celem ratowania niewinnych duszyczek. Całe szczęście w tym przypadku May nie musiała wysłuchiwać jęków i stęków przepełnionych bólem. Letycja leżała spokojnie, oddając się w całości w sprawne łapki pani lekarz. Tylko raz na jakiś czas wydawała z siebie ciche syknięcie. To, że nie czuła aż tak bólu, a wręcz wcale, nie oznaczało, że nie czuła w ogóle niczego.

Dziękuję. Wolę mieć czyste sumienie i nie zamartwiać się o innych — skinęła delikatnie głową, na tyle, na ile pozwalało jej szpitalne łóżko. Doskonale zdawała sobie sprawę z profesjonalizmu zatrudnionych tu lekarzy, chirurgów, pielęgniarek. Wiedziała, że mogła liczyć na ich szybką pomoc dla tych, którzy jej potrzebowali. Tyle wystarczyło, by mogła odetchnąć głębiej z pewnym, wewnętrznym spokojem. Tak lepiej, zdecydowanie.
Dokładnie. Niektórzy nie rozumieją specyfiki naszych zawodów. Gdyby to było takie proste, jak ludzie sobie wyobrażają...Doskonale to rozumiem. Oj, nawet cholernie bardzo. Pomimo tych wszystkich trudności, nieprzespanych nocy...Po prostu kocham to. Tę adrenalinę, walkę za sprawę. Pieprzenie farmazonów polityków zostawmy na bok, po prostu robię to, co uważam za słuszne — mruknęła pewnie, obdarzyła kobietę uśmiechem. Narzekanie na ich zawody były dość oczywiste. Każdy musiał trochę wyrzucić z siebie emocji. Tak było łatwiej, prościej, przyjemniej. Szczególnie, kiedy czuło się stopniowo padającą psychikę. Będąc codziennie świadkiem wszechobecnej śmierci i tragedii łatwo było o zatracenie swej ludzkości.
Nawet mogę się domyślić nazwisk paru takich przypadków. Rozumiem, rozumiem, mimo wszystko...ciężko będzie usiedzieć na dupie. Ta bezczynność jest przytłaczająca. Przynajmniej mam kogoś u boku. Czworonożny przyjaciel zawsze zajmie nieco wolnego czasu. W każdym razie, obiecuję nie zjawiać się tutaj ponownie z tymi samymi ranami. Jestem grzecznym pacjentem, mam nadzieję na dostanie naklejki do kolekcji — parsknęła cichym, delikatnym śmiechem, nie chcąc wytrącać kobiety z pracy. Musiała się skupić, choć wiedziała, że na pewno ma takie umiejętności już opanowane.
Szeregowa Letycja Argus. Również miło poznać. Zdecydowanie wolałabym jakąś kawiarenkę. Oh, cholera. Nawet nie wiesz jak bardzo brakuje mi teraz ciepłej, gorzkiej kawy. Z drugiej strony ciekawsze to niż nic. Długo już poświęcasz swe zdrowie dla innych?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach