Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 18 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 18  Next

Go down

Pisanie 26.06.14 20:22  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Hyst słysząc co mówi nasza jasnowłosa lisiczka, zaśmiał się niczym hiena, potupał piętami i omal nie zleciał z krzesła. Trwało to dobrą minutę i nie wiadomo czy śmiał się z Kitsune czy może z samego siebie. A ciul go wiedział. w każdym razie uspokoił się.
-Uuuuu jaki ciety języczek, luuuubie takie... ostre, cięte i niegrzeczne. - Poiwiedział uradowany po pachy. Nic nie wskazywało na to że cały czas rozmawia z Acedią. -Ty stary ale patrz z kim mamy do czynienia, ona ma ogon, mieszka tutaj i inne dziwne rzeczy. Idąc tym tropem jest pewnie z tych ździr co mają moce.-Mówił tak, gdyż wiedział jak może skończyć się ew. walka z takim osobnikiem, może i nie czuje bólu ale ona chce właśnie zyć. A nie raz już to Acedia ich ratował. Ech i drogocenny tyłeczek.
-Rooooobaczku!- Powiedział to przesłodko na końcu wysyłać do dziewczyny buziaka. -Mów tak do mnie więcej.- Zachichotał niczym hiena znowu. Następnie spojrzał się na nią wzrokiem zabije Cię, lecz nie chciał jej jeszcze zabijać. Ale po co na nią się tak patrzy. Po chwili zrobił wściekłą minę i mocno ugryzł się w  rękę, aż lekko poleciała krew. Zlizał ją całkiem szybko.
-Upsik? A ty jak masz na imię?- Powiedział jak gdyby nigdy nic, słodkim głosem, dłoń zostawił w spokoju. Nawet nie zaczęła na odpowiedź a już nucił coś pod nosem i gapił się na Kitsune.


(nie chciało mi się czekać na Marcelę... ;x mam nadzieję że nie strzeli za to focha. )
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.14 18:19  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Smakując wiśniową woń i gęsty dym wpełzający do nozdrzy niczym mysz do nory, poczuła muśnięcie na prawej ręce. Skierowała tam swój wzrok - na ramieniu spoczął biały, magiczny motylek, który po chwili rozpłynął się w powietrzu. Podniosła oczy i spojrzała na Kitsune, odwzajemniając ironiczny uśmiech.
Po chwili podeszła do baru, spoglądając na Grubego. Wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Wypiła w końcu piwo i naprężyła się niczym kot, rozglądając się po barze - nic ciekawego, szaro, buro i nudno. Podrapała się po lewej łopatce i muskając pozostałość po głębokim zadrapaniu sprzed kilku dni, zaczęła rozmyślać nad drug-onem. Dlaczego ją ściga? Dlaczego akurat ją? Nic nikomu nie zrobiła... Jedynie jej futerko, które nadaje się na trofeum, jest warte ścigana. Albo ogon. O nie, skurwysynie, po moim trupie.
Spojrzała do tyłu, napotykając wzrokiem damę w kimonie i owego mężczyznę, który dosiadł się do Kitsune - a za nim Aragot, który najwidoczniej świetnie się bawił."Co ty robisz?" - warknęła Marcelina w myślach w jego stronę, mrużąc ślepia. Próbowała zrozumieć działanie tego podejrzanego gościa... Neko odwróciła się i spojrzała na barmana, zamawiając następny kufel piwa. Wzięła z zamkniętymi oczami solidnego łyka, a w czasie gdy delektowała się jego smakiem pusta szklanka, stojąca dotąd na stoliku obok lisiej bogini, po prostu upadła na podłogę, rozpryskując się na kilka kawałków. Po tej stronie baru zapadła cisza, wszyscy patrzyli na siebie, nie wiedząc co sie dzieje, nie podejrzewając raczej zwykłej, wymordowanopodobnej istotki o takie zdolności. No bo jak to – wymordowany i moc telekinezy? Nie ma szans. Córka kota z Cheshire? To inna bajka. Ale kto by tę bajkę znał?
Kotowata otworzyła oczy, patrząc kątem prawego, teraz lekko czerwonego oka na swojego Shinigami, który z niezadowoleniem malującym się na pysku cofnął się w cień, znikając po krótkiej chwili. Marcelina zakręciła ogonem wokół nóg, biorąc kolejny łyk. Tak, a potem będzie zmuszona skorzystać z własnoręcznie napisanej rady w jej kąciku przetrwania dotyczącego "nietrzeźwego powrotu do domu".    
"Uspokój się. To, że jesteśmy na desperacji nie oznacza, że mamy sprowadzać na siebię uwagę. I przy okazji kłopoty." nie zareagowała jednak. Z resztą... jak prawie zawsze, mimo, że wilczur miał rację.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 27.12.14 15:51, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.14 22:36  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Hyst, nasz biedny ale jaki zabawny Hyst, zamruczał niezadowolony do samego siebie. Nie chciał tego, a jednak... Jednak musiał przyznać rację Acedi, no niestety. Westchnął ciężko, znowu zamruczał popatrzył się na Kitsune zmrużonymi oczami. „Ale.. ale , ale ona tak pięknie pachnie, dawno nie jadłem dziczyzny.. Aca..” Powiedział sobie w myślach i w tym samym momencie pociągnął mocno nosem. Zrobił głęboki wdech oblizał swoje paskudnie żółte zęby i znowu wpatrywał się w dziewczynę. Pysznie pachniała.  Wiem, tez mam ochotę stary dupku, ale nie mamy z nią szans… Nie teraz, nie dzisiaj. Kiedyś na pewno. Będzie nasza” Dodał szybko w myślach Acedia.  Po tych słowach Kitsune mogła zobaczyć nagłą zmianę w zachowaniu mężczyzny. Ponieważ zaczął się paskudnie śmiać, jak gdyby nigdy nic, po czym jednym chlustem wypił prawie całe piwo.
-Cóż czas chyba opuścić słodką panienkę lisicę. Miło było poznać, robaczek już sobie idzie!- zawołał radośnie Acadia, gdyż aktualnie to on miął nad ciałem kontrole. Jednak po tych słowach, Hyst walnął się w głowę z pięści, aż lekko poleciał na stół. Po chwili podniósł się z stołu, puścił oczko do dziewczyny i wstał. Co to mogło znaczyć? Cóż jedynie nasz łowca mógł wiedzieć.
Gdy tak wstał, wziął swoje niedokończone piwo i tanecznym krokiem ruszył przed siebie. Pech chciał że jakiś facet się właśnie gwałtownie się zaśmiał i łokciem walnął wprost w brzuch Hysta. Niechcący na nieznajomego poleciało piwo, zaś Hysterics mega niezadowolony z tego co się stało walnął z całej siły mężczyznę w głowę z pięści. A siłę to on miał. Mężczyzna nieprzytomny poleciał na ziemię.
-Skurwiel pierdolony, moje piwo. Chuj kurwa!- Krzyczał na cały bar Hyst, zasyczał i szybko się rozejrzał. Zmrużył oczy, ponieważ sytuacja robiła się bardzo ciekawa. Znajomi powalonego kolegi właśnie wstali z swoich wygodnych siedzisk, w celu dania po tyłku Hystowi. Jednakże nasz łowca jakoś za specjalnie się nie dziwił tym co zobaczył wręcz przeciwnie, uśmiechnął się szeroko, zaśmiał głośno i aż rzucił kuflem piwa w podłogę… no prawie.. bo trafił w nieprzytomnego. Chyba wiadomo co się stało, no ne?
-Zabawa, zaaabawa, chodźcie do mnie me kociaki! tralalalala- Szczęśliwy był Hyst, jak nigdy Acadia też się cieszył, dlatego można było usłyszeć raz wyższy raz niższy głos mężczyzny. Tak właśnie tak, gdy jaźnie zamieniają się miejscami mężczyźnie zmienia się nieco głos. Acadia ma niższy, Hyst ma wyższy.
W każdym razie, Hyst był przygotowany na wszystko już sięgał grzecznie po sztylety zaś w między czasie czujnie obserwował towarzystwo. Oczywiście cały czas z uśmiechem na twarzy. Atmosfera w barze zrobiła się gęsta, można było ją kroić nożem.
Ale będzie zabawa!


(sry zachciało mi się pisać ;d)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.14 13:20  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Spojrzała w stronę mężczyzny z rozdwojeniem jaźni. Coś czuła, że będą przez niego kłopoty. Łowca zachowywał się co najmniej... dziwnie. I podejrzanie.
Miała rację, bo już po kilku minutach spokoju, gdy ta piła resztki swojego piwa, usłyszała jego wrzask. Odwróciła się i z dezaprobatą zaczęła obserwować jego poczynania. Wzięła jeszcze jeden łyk piwa, nie odwracając od niego wzroku, a gdy w końcu wstał, śmiejąc się wniebogłosy i sprowadzając na siebie uwagę innych, Cyśka zeskoczyła z wysokiego siedzenia przy barze. Naciągnęła kaptur i zrobiła kilka kroków do przodu, idąc pobocznym przejściem i próbując zrozumieć zachowanie mężczyzny, jego intencję. Zajęła miejsce blisko drzwi, dwa metry od łowcy. Jej i zapewne nie tylko jej serce przyspieszyło, gdy ten uderzył praktycznie nie winnego gościa baru, który stracił przytomność od razu po uderzeniu.
Kufel od piwa rzucony został z wielką siłą. Gdyby uderzył w nieprzytomnego, ten z pewnością by zginął - z rozgniecioną głową, wypływającym z nozdrzy mózgiem, z oczami leżącymi gdzieś kilka metrów od ciała. Wstała z zajmowanego przez chwilę miejsca, trzymając lewą dłoń w górze. Nikt nie usłyszał jednak dźwięku tłuczonego o czaszkę grubego szkła. Uniósł się on teraz na wysokość klatki piersiowej i poleciał gdzieś w bok - odgłos odbijającego się przedmiotu o podłogę rozniósł się po sali. Przerażająca cisza. Opuściła dłoń, a spod kaptura widać było tylko dwa jarzące się ślepia - lewe niebieskie, mdłe i praktycznie nie widoczne spod ciemnego materiału, prawe niczym laser, niczym krwiście czerwona dioda. Koło niej stanął Aragat, rozmiarami przypominający słonia o potężnej budowie. Spojrzał prosto w oczy agresywnemu łowcy, po czym odezwał się głosem mrożącym w żyłach: -Czyżbyś miał rozdwojenie jaźni? - wyszczerzył się, w szaleńczym grymasie. Przez dosłownie dwie sekundy swój wzrok zatrzymała na Kitsune, po czym zawiesiła go na przeciwniku - pewnie sama sobie z nim nie poradzi - nie miała kompletnego pojęcia do czego zdolna jest ich rasa, nigdy nie walczyła z podobnym stworzeniem. Stała nieruchomo, a zimne dreszcze przebiegały wolno przez jej kark, wywołując falę nieprzyjemnych drgań.
Z tyłu jej pleców coraz bardziej rzucała się w oczy złota aura przypominające anielskie skrzydła, które ciągnęły się do samej podłogi. Z baru wszystkie noże, widelce, oraz z kieszeń obecnych tu gości sztylety i bronie zawisły w powietrzu. Lewitując, wszystkie zbliżyły się do kotowatej, odwracając się w jego stronę. Jeden ze sztyletów wyślizgnął się z rąk mężczyzny i wylądował w łapie Marceliny. Podrzuciła go ku górze - sztylet również zawisł w powietrzu, kierując ostrze w stronę przeciwnika. -Trafiłeś w złą porę w złe miejsce.- powiedziała donośnym, kpiącym głosem, nie zmieniając jednak pozycji i dumnie patrząc prosto w jego obłąkane oczy. W ślepia wariata. Jej kącik lewej wargi niebezpiecznie się uniósł, a z jej gardła słychać było cichy, gniewny pomruk.
Jej paznokcie niemal do krwi raniły wewnętrzną stronę dłoni, gdy ta w narastającej złości ściskała ją w pięść. Chcesz się, kurwa, bić?

EDIT: Wskoczyła w górę, lądując na sąsiednim stole. Spojrzała na uciekające 'zwierzę' i prychnęła, zeskakując. Gdy serce przestało energicznie bić, a tętno w końcu wróciło do normy, zdjęła kaptur. Wszystkie sztućce i bronie upadły bezgłośnie na podłogę, jeden po drugim. Rozejrzała się po barze i również ruszyła ku wyjściu. Musiała się przewietrzyć.
Jebana depseracja.
zt.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 27.12.14 15:56, w całości zmieniany 4 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.14 21:31  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Mężczyzna popatrzył to na jedna osobę to na drugą, po czym spojrzał na kobietę... zamrugał kilka razy, zaśmiał się głośno i akurat chciał wyjąć swój sztylet. Ale jego ukochana rzecz, powędrowała gdzieś tam. Hyst nasz kochany zrobił minę debila, bo w sumie co innego mu pozostało i dopiero teraz dotarło do niego, że w ogóle ktoś do niego coś mów.
-Eee stary wydaje ci się! Serio!- Krzyknął szczęśliwie przymykając lekko oczy i machając ręką, jakby nic się nie stało. Po chwili jednak westchnął ciężko, to już był Acadia, ale lecz nic nie mówił. Chociaż nie chciał coś powiedzieć, dowalić w buzie do tego jednak zrezygnował. Za to złapał za swój sztylet, zaśmiał się cicho przykucnął i... włączył turbo bieg na kuckach. Aktualnie można było go dostrzec jak biegnie na czworaka, dość komiczna scena. Po chwili Hysia już nie było w barze jedyny ślad po nim, to trup (którego niestety nie zjadł) i trzask drzwi.

[z/t]
(Sry, szykuje mi się inna fabuła ^ ^ a wiesz że nie lubię być w dwóch miejscach na raz ^ ^)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 17:31  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Gruby łypnął na niego znad ciężkich powiek.
- Płatne z góry.
Wiem, że płatne z góry, cholera. Jeszcze nic nie zamówiłem.
- Znasz zasady, młody. Kupujesz coś, albo wylatujesz. Siedzisz już tak piętnaście minut. Nie jestem głupi. Wypad.
Packard potarł czoło z rozdrażnieniem.
Z ociąganiem zsunął się ze stołka i wolno ruszył ku wyjściu, snując spojrzeniem po wnętrzu lokalu. Tamci znowu się o coś kłócili. Ten znowu drzemał z nosem w kuflu. A tamten znowu się wydzierał, bo przegrał kolejną partyjkę.
Wciągnął do płuc zabójczą mieszankę wilgoci i dymu z tandetnych fajek.
I nagle stanął jak wryty, przybity do podłogi nagłym olśnieniem.
Zawrócił.

Tym sposobem od dziesięciu minut grał o swój obiad. W dodatku na zasadach, które rozumiał tylko Gruby. Inni też nie do końca wiedzieli, czy właśnie rozgrywa się partia tysiąca, makao, czy zubożonej wersji pokera. Ale widać wcale im to nie przeszkadzało, bo już po minucie rozgrywki wyemigrowali spod ścian i otoczyli graczy ciasnym skupiskiem. W końcu - w rozgrywce brał udział sam właściciel. Aż miło było popatrzeć, jak rozkłada dzieciaka na łopatki. Zawsze lepsze to, niż gapienie się w sufit albo liczenie zdechłych much w rogu okna.
- Twój ruch, młody.
Dłuższą chwilę gapił się w swoje karty, jakby spodziewał się, że nagle zmaterializuje się wśród nich jakaś mocniejsza figura.
- Ta...
W końcu rzucił na środek jakąś losową kartę, a barman bez większego przejęcia zgarnął ją razem ze swoją. Tłumek podniósł pomruk aprobaty. Packard wpił palce we włosy. Żyłka na jego czole zaczęła mocniej pulsować.
I tak przez większość gry.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 18:35  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Bang! Oto właśnie głowa nieszczęsnego Pudla zderzyła się z przeszkodą nie do pokonania - boczną framugą drzwi. Nie, nie był ślepy. Nie, nie zrobił tego celowo. Po prostu potknął się na drodze o własne nogi. Ratując się rozpaczliwie przed upadkiem na twarz przed barem, zatrzepotał idiotycznie rękami jak przewracające się pijane ptaszysko. Wyszło. Odzyskał równowagę i ruszył dalej, oglądając się mimo wszystko ponuro za siebie, jakby to jakiś drobny kamyk był przyczyną jego potknięcia, a nie własne kończyny. No i masz babo placek, nagle wyrosły drzwi (a raczej coś, co drzwi miało przypominać) i tego nie zdążył zauważyć.
- Ughhg, szlag by to trafił - wystękał, nieco koślawym krokiem wchodząc do baru, intensywnie pocierając czoło palcami lewej dłoni.
Początek wieczora, a on już nabił sobie guza, co zmusiło go do zawziętej próby utrzymania pokerowej, nieruchomej twarz, ponieważ parę osób rzecz jasna odwróciło głowy, by zobaczyć, co wywołało drobny hałas. Christopher zacisnął wargi, wbijając desperacki wzrok gdzieś przed siebie, by przypadkiem się nie zarumienić. Wyglądało to tak, jakby stare, zakurzone półki stały się nagle dla niego nader nadzwyczajnym zjawiskiem. Cóż, wszystko dobre, byleby się nie zarumienić, gdyż, nie oszukujmy się, wyglądałoby to co najmniej żałośnie nietypowo w ogólnym towarzystwie. Przeklęty dość blady odcień skóry i przeklęty brak umiejętności do ukrywania emocji. A niby od licząego sobie ponad tysiąc lat osobnika oczekuje się czegoś więcej. Tya. Dupkowatość, drzwi po prawej, obojętność, drzwi po lewej... na wprost typ Skoczka, wywołujący rozbawienie i pełne politowań spojrzenia.
Wzdychając ciężko w swych rozmyślaniach, mruknął coś cicho sam do siebie, chowając twarz za dłuższą częścią włosów, podchodząc niepewnym krokiem do baru, by stamtąd spokojnie przyjrzeć się ogólnemu towarzystwu. Trzeba wiedzieć, kiedy pojawiają się zakusy na bijatykę, by odpowiednio wcześniej zmyć się cichaczem. Koniec końców, nigdy nie ingerował w takie sytuacje, chyba że działo się to w DOGS. No... cóż, w sumie, tam też zdawało mu się opuścić szybko pomieszczenie, ale mniejsza z tym. Nijakie z niego mordercze stworzenie, prędzej dosłowna zakała rodu Wymordowanych, hm. Dość przykre. Ostatecznie mężczyzna po prostu oparł się jednym łokciem o blat, którego lata świetności minęły pewnie dobre pół wieku temu, próbując zobaczyć, co się dzieje przy jednym ze stolików. Jakoś brakowała mu odwagi, by wezwać barmana, zresztą, nie śpieszyło mu się do tego. Nagłe natężenie dymu, potu i innych mieszanek dziwnego pochodzenia skutecznie napełniła jego płuca, powodując gwałtowny zanik głodu. Zmrużył ślepia, próbując dostrzec coś; cokolwiek więcej. Jednak o podejściu nie było mowy. Chyba że ktoś go do tego zmusi.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 19:44  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
W skupieniu wiercił karty zdesperowanym spojrzeniem.
Króla? Może królową?
Czy Gruby uznaje karetę?
Stawiał swój plecak, że barman wymyślał zasady na bieżąco.
Łup.
Jęk.
Większość oczu zwróciło się na nowo przybyłego. Po paru sekundach taksowania nieznajomego krytycznymi spojrzeniami, grupa jednak wróciła do obserwowania porażki czarnowłosego.
Minęło kilka minut.
Packard z kamienną miną rzucił na blat ostatnią kartę.
Gruby zgarnął ją, marszcząc twarz w krzywym uśmiechu.
- Przegrałeś, synku - stwierdził oczywistość. Wymordowani parsknęli śmiechem, po czym rozeszli się na swoje miejsca, kątem oka przyglądając się przegranemu.
- No, młody. Pamiętasz układ.
Al przejechał ręką po twarzy.
Burknął coś niezrozumiale, patrząc na barmana spode łba.
Buldoża twarz Grubego jeszcze bardziej się pomarszczyła. Ciężko było wyczuć, czy w uśmiechu, czy w grymasie poirytowania.
Chudy, wyliniały wymordowany zbliżył się do nich i zabrał swoje karty. Obrócił się, całkowicie przypadkowo potrącając Packarda.
- Niezła gra, synku - zaniósł się hienim śmiechem - Zawodowy z ciebie pokerzysta, dzieciaku.
Al w porę ugryzł się w język, ale krzywego spojrzenia nie powstrzymał. Wymordowany uznał je za wystarczająco obraźliwe. Chwycił Packarda za kołnierz i wysyczał mu w twarz kilka przyjaznych epitetów. Kiedy miało dojść do rękoczynów, Gruby mruknął coś, że młody jest mu jeszcze potrzebny, więc kotowaty z zawodem odstawił czarnowłosego na miejsce i wrócił do sprzeczania się ze znajomkami przy stoliku.
Barman ruszył w stronę zaplecza, ale zanim wyszedł, przystanął jeszcze przy kolorowowłosym i oświadczył mu gderliwym tonem, że nie ma siedzenia za darmo i że jeśli czegoś nie zamówi, wyleci. Podwinął rękawy i wpatrzył się w niego wyczekująco, przy okazji krytycznie przyglądając się 'czupiradłu' na głowie potencjalnego klienta.
Gruby był konserwatywnym buldogiem. Nie uznawał takich nowości ze świata mody. W ogóle mało rzeczy uznawał.
Al łypnął na nich kątem oka, obstawiając, czy Gruby go wykopie, czy facet jednak zaskoczy i okaże się bogatszy, niż on sam.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 21:00  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Wymordowany skrzywił się wyraźnie, widząc aktualne zamieszanie i tęsknie spojrzał się na drzwi prowadzące do zewnętrznego świata Desperacji. Tylko parę kroków i mógłby pośpiesznie udać się w tylko sobie znanym kierunku (najpewniej do kryjówki organizacji, gdzieżby indziej miał się szwendać), ale... po coś tu przyszedł. Tyle że wypadło mu z głowy, po co konkretnie. Mógł zwalić to na sprawę tego cholernego dymu, który właził dosłownie wszędzie, do oczu, do nozdrzy, a nawet ust, pozostawiając po sobie gorzki, nieprzyjemny posmak na języku. Mimo wszystko równie prawdopodobne jest, że to po uderzeniu w łepetynę za bardzo skupił się na prostym dojściu do lady, zamiast na tym, po co tak naprawdę tutaj przylazł. Najwyraźniej dość kiepsko było u niego z koncentrowaniem się na więcej niż jednej rzeczy. No, za geniusz się płaci, tak? Co prawda, bycie cudem inżynierii na nic nie przyda mu się w tych konkretnych warunkach.
O, bingo! W myślach blondyna niemalże zapaliła się lampka widoczna dla wszystkich. No, cóż, przynajmniej dla barmana, który zmaterializował się nagle tuż przed nieszczęsnym Pudlem (brak koncentracji, zdecydowany brak koncentracji), niemalże wywołując w nim zawał serca. Posłał mu mordercze spojrzenie rozwścieczonego królika, które prędzej rozbawiłoby dziecko, niźli przestraszyło dorosłego mężczyznę, ale grunt, że próba uwolnienia swojego „ja” była. No, w teorii jego „ja” było prędzej harpią, ale kto by tam czepiał się takich drobnych, maleńkich szczególików. Wybitnie maleńkich.
- Miałem coś odebrać – odezwał się po chwili, dość cicho, ale wyraźnie, prostując się i stając niczym na baczność.
Och... tak, niewątpliwie mężczyźnie coś to powie. Jakby mało osób zostawiało tu paczki. Wymordowany odchrząknął, chcąc dodać sobie jakiejś takiej chociażby minimalnej pewności siebie (hello, teoretycznie zna się na samoobronie, tak?) odgarniając niesforny kosmyk włosów za ucho. Na nadgarstku przewiązaną miał chustę wskazującą na przynależność do organizacji DOGS, nie potrafiąc znaleźć dla niej innego, lepszego miejsca. Najwyżej sprowadzi to na niego jakieś kłopoty, co w sumie nie byłoby niczym nowym. Kompletnie niczym. Wiecznie coś mu się przytrafiało. Jego życie czasem przypominało dla niego samego grecką tragedię, a dla kogoś z boku – komedię.
- Uh, przypisane na Omegę 86 – wymamrotał, wiedząc, że to on będzie musiał płacić za przetrzymanie paczki.
Diabli wiedzą czym i ile barman od niego wyciągnie, ale dla Pudla była to dość ważna, ba bardzo ważna rzecz. Dla niego. Całej reszty pewnie zawartość tej cholernej paczki nie obejdzie. Jednak jemu zależało, ale by nadmiernie tego nie okazać wbił intensywne spojrzenie w określony punkt, którym okazał się być jakiś zerkający na nich nieznajomy. Odruchowo Christopher otaksował go wzrokiem, oceniając potencjalne zagrożenie (hmh, dla niego wszyscy i tak posiadali wysoki stopień zagrożenia, więc co za różnica), kodując sobie go w pamięci. A nuż na coś mu się to przyda. Poza tym, czuł się nieswojo, jednak by w jakikolwiek sposób udowodnić, że... yyyy... że nie jest taką niezdarą, fajtłapą i generalnie specyficzną istotą wygiął wargi w lekkim uśmiechu, wskazującym na swoistego rodzaju rozbawienie. Uniósł do tego lewą brew, jednak postawa ta bardziej przypominała „po cóż się gapisz, panie nieznajomy” niż „kpię z ciebie, spierdalaj”. Wiedział, że to ta konkretna osoba przed chwilę czymś naraziła się jakiemuś szaleńcowi z tego baru (norma), aczkolwiek nie kojarzył go kompletnie z jakiegoś wcześniejszego okresu czasu. A barman... prawdopodobnie uwierzył, bo cóż... słowa "Omega" znacznie lepiej do niego pasuje niż "Alfa" albo "Beta". Najwyżej będzie musiał to i owo udowodnić, ale bądźmy optymistami!
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.14 22:08  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
Słysząc o przesyłce, barman odruchowo spojrzał na 'młodego'. Al tylko lekko pokręcił głową, dając do zrozumienia, że nie ma z tym nic wspólnego, ale w szarych oczach pojawił się cień zainteresowania.
Buldog często zapominał, co komu zlecał. Ale zadania typu 'przynieś, podaj, pozamiataj' w 90% dostawały się Packardowi.
Bo czemu nie? - można było ganiać go przez pół desperacji, a on jeszcze się cieszył, jeśli dostał za to miskę zupy z gwoździa. Żałosny dzieciak. Ale przydatny. I bardzo ekonomiczny.
- Omega, co? - zacharczał Gruby, krzyżując potężne ręce na piersi.
Zastanowił się chwilę, po czym ruszył do swojej kanciapy.
- Omega. Też wymyślił... Alfabeciarz. Cholerne psy...
Pomruki ucichły dopiero, kiedy zamknął za sobą drzwi.
Al drgnął lekko. Po pierwsze dlatego, że wyraz twarzy kolorowego odebrał jako wyzwanie. Po drugie - bo usłyszał 'psy'.
Był przeczulony na punkcie gangu. Unikał go, jak ognia. Każdy, kto należał do DOGS, automatycznie lądował na czarnej liście Packarda.
Która i tak niczego nie wnosiła, bo chłopak był ostatnią osobą, którą można by posądzać o krwawe vendetty.
Uważnie przyjrzał się nieznajomemu, spojrzeniem całkowicie wypranym z uprzejmości. Kiedy dostrzegł żółtą chustkę, zmrużył oczy i odsunął się - na tyle, na ile pozwalał mu stołek.
No pięknie.
Pozostaje mieć nadzieję, że Growlithe nie zapuszcza się do - aż takich - nor, jak BAR Grubego. Albo, że już dawno zapomniał facjatę Ala. Najlepiej jedno i drugie.
Pobożne życzenia.
Gruby wrócił. Najpierw podszedł do czarnowłosego i postawił mu przed nosem stare radio, a obok rzucił tekturowe pudełko ze starymi narzędziami.
- Do roboty.
Huh?
- Co się z nim stało?
- Nie działa.
...
Dziękujemy, kapitanie oczywisty. Znowu nas uratowałeś.
- Nie gadaj.
Gruby uciszył go gwałtownym gestem i groźnym spojrzeniem, po czym podszedł do 'czupiradła'.
- Paczka jest. Ale nie tu. Nikomu nie chciało się zapieprzać pod M-3, żeby ją odebrać. Po waszych akcjach S.SPEC siedzi jak na szpilkach. I Drug-oni jeszcze tamtych tylko rozjuszają. Coś kombinują, jest niespokojnie. Nikt się nie zgłosił, żeby po nią pójść. Ale możesz spytać tego tu. Wszystko bierze.
Al, dotąd dokładnie przysłuchujący się rozmowie, zaprzestał oglądania urządzenia. Wyprostował się i wpatrzył w radio, jakby zaraz miał nim rzucić o ścianę.
Pomagać psom?
...
Za żadne, kurwa, skarby świata. Nie.
- Gruby - wtrącił, na tyle donośnie, żeby barman jednak się do niego pofatygował - Wszystko wygląda normalnie. Co dokładnie nie działa?
Barman na moment oderwał się od klienta i zaczął wyjaśniać darmowej sile roboczej, w czym rzecz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.14 21:00  •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
......Nawet mu powieka nie drgnęła w trakcie przemowy barmana, chociaż miał silną ochotę zazgrzytać zębami. W teorii powinien już być przyzwyczajony do porażek na każdej płaszczyźnie swojego życia... no, prawie każdej, ale i tak bilans zdecydowanie wychodził na jego niekorzyść.
"Paczka jest. Ale nie tu. Nikomu nie chciało się zapieprzać pod M-3, żeby ją odebrać."
Zamknął na parę sekund oczy, licząc wybitnie powoli do dziesięciu, by w rozdrażnieniu nie powiedzieć o parę słów za dużo i wymamrotał tylko coś w stylu „dziękuję za informację”. Czyli projekt będzie musiał poczekać. Może to i dobrze. Zdąży przejrzeć kwatery wszystkich psów niczym jakiś inspektor i ocenić, czy uda mu się cokolwiek ulepszyć. W 99% procentach pewnie nie, ale zawsze zostaje ten nieszczęsny jeden procent. Robota papierkowa też ciągle jest do zrobienia, dzień w dzień trzeba spisywać zapasy, obliczać, na ile starczą przy pesymistycznej wersji, ogarnąć, czy nie trzeba kogoś wypchnąć na jakieś zwiady. Tym bardziej, że stratega na razie brak. No cóż, w sumie jedyne co mu wychodzi to konstruowanie, naprawianie i organizowanie życia członkom DOGS połączone z robotą papierkową. A, no i rzecz jasna starannie ukrywanie się przed wszystkimi, coby nadmiernie się w oczy nie rzucać i móc pracować w spokoju.
Mniejsza z tym, widząc, że barman odchodzi wymruczał coś cicho pod nosem, potrząsając w niemej rozpaczy głow. No nic, jakoś się to załatwi. Żyje już na tyle długo, że kolejny dzień, tydzień, miesiąc czekania go nie zbawi. Co nie znaczy, że nie należy spróbować tego jakoś przyśpieszyć. Z głębokim westchnieniem ruszył do przodu nieśpiesznym krokiem (nie, nie dla lepszego efektu... raczej po to, by móc ostrożnie stawiać kroki) w kierunku wskazanego osobnika, nawet jeśli ten wyglądał, jakby prędzej dał sobie rękę uciąć, niźli mu pomóc. Wbił wzrok w radio, przekrzywiając głowę i niemalże można było zobaczyć trybiki obracające się w głowie, jakby rozbierał przedmiot na części. Znał podstawy elektroniki, ale aktualnie nie zamierzał się wtrącać w robotę kogoś innego. Można powiedzieć, że grzecznie czekał, jednak jego gadatliwa natura prędzej czy później musiała dać o sobie znać.
- Wnioskując na podstawie wcześniejszej i obecnej sytuacji, jesteś tutaj dość dobrze znany. Bądź też przynajmniej kojarzony – powiedział, opuszczając dłonie luźno wzdłuż ciała, łypiąc jedynie ukradkiem n barmana.
Była drobna, minimalna szansa, że nie spróbuje go od razu wyrzucić. Ponoć nadzieja jest matką głupich, no ale...koniec końców Wymordowany teoretycznie był optymistą. Czy też raczej mieszaniną realistycznego inżyniera i optymistycznej (jak całe życie ma się pecha, to drobne rzeczy trzeba cenić) istoty.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 4 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 18 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach