Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 06.11.19 16:46  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 – Możemy zajrzeć, ale w takim razie musimy się też nawzajem pilnować, żeby nie zasnąć. Bibliotekarka od samego początku krzywo tu patrzyła, ale ponoć jest z zasady cięta na uczniów – bardzo subtelnie przekrzywił głowę, niby to chcąc przyjrzeć się Nayami pod innym kątem. Tak naprawdę wzrok zawisł ponad ramieniem młodej dziewczyny, spotykając się z sylwetką nieco pomarszczonej kobiety. Dość szybko odwrócił spojrzenie, nie chcąc ryzykować potwierdzenia krążącej po szkole teorii, że bibliotekarka zamienia w kamień. To by jednak wyjaśniało przesadną ilość rzeźb w budynku.
 Zaraz przesunął wzrok w kierunku sterty książek i od razu poczuł się jakiś taki zmęczony.
 – Niech będzie. Przyniosę coś do jedzenia, żeby do reszty nie umrzeć nad tym projektem. Od samego siedzenia w otoczeniu wiedzy ekonomicznej zostałem pozbawiony jakiejś części duszy... to może być niebezpieczne – posłał dziewczynie konspiracyjne spojrzenie, jeszcze przez kilka sekund utrzymując ten pełen powagi i przejęcia wyraz. Po chwili zaśmiał się jednak pod nosem i pokręcił głową na boki. Żarty żartami, ale od zawsze podejrzewał Finnstock o paranie się czarną magią.
 – Nie martw się, nikt nie jest dobry z ekonomii... Może poza Charlie, ale ona jest dobra ze wszystkiego – mruknął, wspominając ich wspólną koleżankę z klasy. Wspomniana uczennica była jedną z tych, która nie miała problemu z absolutnie żadnym przedmiotem. Same dobre oceny, nagrody za konkursy, stypendia za wysokie osiągnięcia w nauce. Westchnął, wspierając policzek na dłoni. – Może to i lepiej, że stara Stock wybierała pary, Charlie mogłaby nie przeżyć lawiny uczniów chętnych do współpracy.
 Byli jednak w kropce. On nie znosił ekonomii, a ona była z niej kiepska; gorzej trafić nie mogli.
 Nie odrywając spojrzenia od sterty przygotowanych papierów, splótł ze sobą palce dłoni i leniwym ruchem wyłamał kostki. Trzaśnięcie poniosło się cichym echem przez bezdźwięczną bibliotekę. Mógłby przysiąc, że poczuł na szyi oddech śmierci, a przynajmniej lodowaty wzrok bibliotekarki. Zmierzwił więc włosy w zażenowaniu i wrócił do pracy, starając się zebrać resztki rozproszonej uwagi na głównym temacie męki.
 – Możemy pójść w starą dobrą prezentację multimedialną, tak chyba będzie najbezpieczniej. Nie chciałbym za bardzo eksperymentować z czymś takim jak ekonomia...
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.19 18:11  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 — Nie bój nic, jak zaczniesz chrapać to wytargam cię za uszy — rzuciła zaczepnie. — A pani Wheeler się nie boję, chodziła do klasy z moją matką i podobno strasznie się kiedyś kumplowały. Jak byłam młodsza, to bywała czasem z wizytą. — Wizyty te stanowiły rzecz jasna apogeum nudy, szczególnie z perspektywy przedszkolaka. Zawsze to jednak jakiś profit w postaci sympatii budzącej grozę bibliotekarki, nawet jeśli Nayami nie bywała w tej części szkoły prawie wcale.
 Bez większego zaangażowania przerzuciła kilka stron ciężkiego tomiszcza, które przed momentem rozłożyła przed sobą. Tytuły ani podtytuły niewiele jej mówiły, a w samej treści rozdziału rozumiała co najwyżej spójniki. To niezbyt dobrze wróżyło przyszłości ich projektu, zamierzała jednak wmawiać sobie, że to tylko początki będą takie trudne. W końcu zawsze najciężej jest zacząć, a potem to już jakoś samo idzie... przynajmniej oby tak było, bo w przeciwnym wypadku mogliby mieć do czynienia z pierwszym na świecie przypadkiem zgonu wywołanego ekonomią na poziomie szkolnym.
 — To ty na tym etapie edukacji jeszcze masz duszę? Wow, zazdroszczę — skomentowała, nieudolnie powstrzymując podskakujący ku górze kącik ust. Chociaż dobra, może do tej pory miał szczęście i nie trafiał na nauczycieli pokroju pani Finnstock, dla których najwyższą przyjemność stanowiło doprowadzanie uczniów na skraj załamania nerwowego. Leather spotkała w swojej karierze całkiem sporo takich osób, choć faktycznie, jeszcze nigdy w aż takim wymiarze. Zresztą z niej sporą część człowieczeństwa wyssało daremne wychowanie i jeszcze bardziej beznadziejne więzi rodzinne.
 — W sumie racja — przytaknęła, w myślach obrazując tłum chętnych oblegający Bogu ducha winną Charlie. Choć to i tak nie jej współczułaby najbardziej. — A ja bym pewnie skończyła z tym patafianem Jacksonem... niech mnie kangur kopnie, Finnstock jak raz zrobiła coś dobrze. — Prychnęła pod nosem, nie do końca dowierzając swoim własnym słowom. Decyzja ekonomistki, na którą nawet nie dało się narzekać... był to swego rodzaju ewenement, wart zapisania w szkolnej kronice, czy coś.
 Tak czy owak, nawet jeśli mogli trafić do gorszej pary, ich układ też pozostawiał wiele do życzenia. Może nie pałali chęcią skakania sobie nawzajem do oczu, co już było dużym plusem, jednak nadal mieli do pokonania podstawową przeszkodę w postaci wiedzy ekonomicznej. Czas uciekał, a robota nijak nie chciała sama się zrobić.
 — No i dobra, nie ma się co nad tym za długo zastanawiać, bo się zdążymy zestarzeć — stwierdziła bez wahania. — Chociaż musisz przyznać, że gdyby udało nam się zrobić prezentację w formie tańca nowoczesnego, byłby to prawdziwy przełom — dodała, na moment pokazując zęby w przewrotnym uśmiechu. Zbladł on nieco, gdy po raz kolejny zwróciła wzrok w kierunku otwartej książki. Przeskanowała wybrany uprzednio rozdział, przerzuciła kilka stron, po czym nie odrywając wzroku od mrowia literek, wolną rękę zanurzyła w plecaku. Po chwili energicznego przetrząsania zawartości, dobyła wreszcie pliku zielonych karteczek w kształcie liścia i jedną z nich zaznaczyła otwartą stronę przed odsunięciem książki na bok.
 — To wygląda całkiem dorzecznie. Znaczy, skoro udało mi się zrozumieć chociaż trochę, to znaczy że jest dobrze — zakomunikowała, bez dalszej zwłoki sięgając po kolejną książkę. Im szybciej się z tym uporają, tym lepiej.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.19 0:43  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 Załamał się trochę nad tą ich pracą. Głównie dlatego, że w kwestii motywacji do zrobienia czegokolwiek mieli jej tyle, co nic.
 – Dobra, bierzmy się za to. Wypadałoby chociaż zacząć – zakomunikował, rozkładając przed sobą czysty, specjalnie przygotowany do zrobienia projektu zeszyt (później zamierzał go wrzucić do ognistego stosu).
 Robienie notatek z przedmiotu, którego tak bardzo się nie lubiło było... męczące. Po ledwie godzinie czuł się całkowicie wyzuty z energii i sam nie był pewien skąd w ogóle siła na rzucane co jakiś czas spostrzeżenia i przejrzyste notatki, nad którymi nieprzerwanie pracował. Problem w tym, że nie ważne jak bardzo nie skupiał wzroku, zapisane wyrazy zlewały się przed oczami w jedną wielką kałużę atramentu. Uznał to za znak do przerwania.
 – Chyba wystarczy nam ekonomii jak na jeden dzień – przetarł zmęczone lico dłońmi, z cichym trzaskiem zamykając syto wypełniony frazami zeszyt. Wrzucił go szybko do plecaka na sekundę przed ponownym otworzeniem ust. – Zawijajmy się stąd. Głodna? – posłał jej dość zaczepne spojrzenie, podnosząc się energicznie z miejsca. Nie miał zamiaru spędzać w dusznej bibliotece ani chwili dłużej.
 Przed wyjściem odłożył zebrane wcześniej książki na specjalny wózek. Posłał przepraszający uśmiech kobiecie, która odkładała tomy na miejsce, ale ona tylko machnęła ręką, odwdzięczając się ciepłym wyrazem twarzy; najwyraźniej nie miała wiele wspólnego z główną bibliotekarką.
 – Masz ochotę na coś konkretnego? – spojrzał na Nay dopiero po przekroczeniu progu budynku. – Bo jeśli nie, to na West Road mają świetne burgery z frytkami. Ja stawiam – zaproponował, upychając ręce do zarzuconej na ramiona bluzy. Zwykle bardzo uważał na wydatki i starał się oszczędzać na czym tylko się dało, ale doszedł do wniosku, że tym razem mała przyjemność sprezentowana koleżance z klasy go nie zabije. A przynajmniej miał taką nadzieję.
 Ruszył wolnym krokiem przed siebie, dość szybko opuszczając główną drogę, by skręcić w zdecydowanie mało przyjemną z wyglądu uliczkę. Jak na ironię właśnie takimi drogami chodziło mu się najbezpieczniej.
 – Jeśli nie masz nic przeciwko, to za jakiś czas ktoś do nas dołączy – powiedział po uprzednim sprawdzeniu czasu na telefonie. Nie dodał jednak żadnego więcej komentarza, żadnych wyjaśnień, żadnych konkretów. Machnął za to ręką, gdy w zasięgu wzroku pojawiła się niewielka knajpka – porządnie schowana przed ludźmi, a mimo tego wypchana klientelą. Chłopak wszedł do środka, wskazując koleżance wiszące nad ladą menu.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.19 21:20  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 Kiedy wreszcie skończyli wstępną rozmowę i przyszedł czas na zabranie się do pracy, szło to całkiem nieźle. Bez rozpraszaczy w postaci komentarzy czy zabawnych uwag naprawdę dało się skupić na właściwym temacie, niestety ceną tego były pokłady energii życiowej. Z każdą przeczytaną stronicą dało się odczuć ulatującą przez uszy siłę do jakiegokolwiek działania. Z początku sekundy zdawały się przeciągać podejrzanie długo; dopiero gdy odpuściła sobie ustawiczne spoglądanie na zegar co chwila, czas wreszcie ruszył z miejsca. Ostatecznie motywację miała nie byle jaką: pomyślne zaliczenie przedmiotu i uniknięcie awantury stulecia brzmiało jak bardzo szczytny cel, a ciągłe utrzymywanie go z tyłu głowy w niezrozumiały sposób pomagało przebrnąć przez skomplikowane formułki i przeróżne zagadnienia z dziedziny ekonomii.
 Nie mogła jednak nie wydać z siebie głośnego westchnienia ulgi, gdy Marshall złamał się jako pierwszy, odklepując zakończenie sesji. Jakoś głupio by jej było zaproponować to samej, tym bardziej że miała więcej do nauki i sprawiedliwość nakazywała, by przykładała się solidniej. Bez żalu pozamykała otwarte tomy i ułożyła z nich niewysoką kolumienkę, własne notatki wciskając do torby między zeszyty. Nigdy nie potrzebowała dłużej niż pięć sekund, by być gotową do opuszczenia szkoły.
 — Tak bardzo, że mogłabym zjeść nawet ciebie — odparła bez chwili namysłu. Jak by nie było, spędziła w szkole już cały dzień od rana, a swoją zwykłą porę obiadową zmuszona była spędzić nad książkami. To już wystarczająco dużo cierpienia jak na jedną nastolatkę, szczególnie taką przyzwyczajoną do jedzenia dużo i często. Gdyby miała wymyślić jedną rzecz, za którą była wdzięczna swojej matce, jak nic wymieniłaby zapisaną w genach boską przemianę materii.
 Wyraźnie odżyła, mogąc wreszcie podnieść się z krzesła i opuścić bibliotekę. Nie omieszkała nawet wykręcić energicznego piruetu tuż za progiem, zaraz po pacnięciu ręką górnej części futryny. Ktoś mógłby nawet nie dać wiary, że ta sama osoba spędziła przed chwilą bitą godzinę w niemalże absolutnym bezruchu, przerzucając tylko karty grubych ksiąg i raz za czas coś z nich wynotowując. Sama nawet nie czuła się dobrze w tym stanie, w pewnym sensie z konieczności wciśnięta w zupełnie inna osobowość. Stfu, najwyższy czas się z tego otrząsnąć.
 — Nie zgłaszam sprzeciwu. — Wzruszyła lekko ramionami, nie szczędząc i rozanielonego uśmiechu. Sama myśl o jedzeniu była nieomal ekstatyczna, więc już jego rodzaj nie odgrywał aż tak wielkiej roli. Cieszyła się wręcz na możliwość odwiedzenia nowego miejsca, jako że zestawienie nazwy West Road z pojęciem burgerów absolutnie nic jej nie mówiło. Chyba nawet nie bywała w tamtej okolicy, zazwyczaj jednak trzymając się obszarów własnego sąsiedztwa. Tamtejsze czyste uliczki, zadbane skwery i mrowie luksusowych drapaczy chmur znała na wylot, ale ze względu na domowy rygor nie bardzo miała okazję solidniej zwiedzić inne części miasta. Gdyby nie regularne urywanie się z lekcji, pewnie w ogóle nie miałaby szansy zobaczyć nawet najbliższego zakrętu za szkołą... choć i tak sukcesem już był fakt, że od początku liceum mogła wracać sama zamiast w towarzystwie niańki czy szofera.
 — Hm? — Głos chłopaka wyrwał ją z intensywnego chłonięcia krajobrazu, bowiem rozglądała się z takim zaangażowaniem, jakby naprawdę miała w zamiarze zapamiętać każdą cegłę. — Nie no jasne, nie ma problemu. A kto? — dodała wyraźnie zainteresowana. W szkole zazwyczaj widywała Marshalla całkiem samego albo w defensywie przed durniami szukającymi ofiary, więc podświadomie klasyfikowała go jako osobę przynajmniej trochę aspołeczną. Trudno było nie zainteresować się tym, kogo jeszcze zamierzał ściągnąć na ten spontaniczny wypad i Nayami z pewnością bardzo chciała się tego dowiedzieć. Zanim jednak, jej uwagę skutecznie przykuło barwne menu z najróżniejszymi kombinacjami smaków. Najchętniej zainwestowałaby w co najmniej dwa zestawy, tym bardziej że forsą rodziców lubiła szastać bez opamiętania (niech nie mają w życiu za łatwo), jednak skoro jej towarzysz sam zaproponował zajęcie się rachunkiem, głupio by było zwalać mu na głowę swój nieludzki apetyt. Taka sytuacja.
 Poza tym wszystko wyglądało tak pysznie, że zdecydowanie się na tylko jedną opcję brzmiało gorzej niż niemożliwie.
 — Hm, a ty co bierzesz? Albo coś polecasz?
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.19 1:26  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 W przeciwieństwie do dziewczyny nie rozglądał się na boki. Mógłby iść tymi szemranymi ulicami środkiem nocy i z grubą przepaską zakrywającą oczy, a i tak znalazłby dobrą drogę. Nie potrafił zliczyć, ile razy kręte ścieżki slumsów uratowały mu dupę przed potencjalnym zagrożeniem, o które wcale nie było tutaj trudno. Uśmiechnął się pod nosem, utrzymując ten rzadki grymas daleko poza zasięgiem wzroku towarzyszki.
 – Nie no jasne, nie ma problemu. A kto?
 Posłał jej tylko krótkie spojrzenie w formie odpowiedzi, nie mając zamiaru dodawać niczego więcej. Mógł się tylko domyślać, jakie podejrzenia krążyły po jej głowie. Nie chcąc psuć jej zabawy, zostawił wszystkie słowa za barierą zamkniętych ust, szybko przełykając ułożone w głowie zdania wraz z powietrzem.
 Zapach fastfood'a uderzający w nos oderwał myśli od wszystkiego innego, natomiast cała uwaga skupiła się na jedzeniu i stojącym za ladą mężczyźnie, który za nie odpowiadał. Młodzieniec poczuł, jak ignorowany od kilkunastu godzin żołądek ożywa, domagając się czegoś smakowitego. Nawet nie zarejestrował momentu, w którym zdążył pokonać dzieląca go od kasy odległość, oprzeć przedramiona na blacie i nachylić się do właściciela.
 – Dawno cię u nas nie było młody, co u Rosie? – zagadnął barczysty mężczyzna, kładąc rękę na ciemnej czuprynie chłopaka i mierzwiąc ją na wszystkie strony. Ten jedynie parsknął pod nosem, strącając znacznie większą od swojej dłoń z głowy.
 – Wszystko dobrze, kazała cię pozdrowić przy okazji następnych odwiedzin więc... czuj się pozdrowiony, Nick. Ale nie mam dziś czasu na gadanie, dasz mi to, co zwykle? Dwa razy – jeszcze przed zakończeniem wypowiedzi brunet sięgnął za siebie, dobywając z tylej kieszeni płaski portfel. Dość niechętnie, lecz zajrzał do środka, od razu żałując decyzji. Dłuższą chwilę wlepiał wzrok w niezbyt zachwycającą zawartość, kalkulując w głowie wszystkie ewentualne możliwości. Ostatecznie tylko westchnął, kładąc na blacie odpowiednią kwotę. – Jednak tylko jedną porcję.
 Chowając portfel z powrotem na miejsce, odwrócił wzrok w przypadkowym kierunku, nie do końca chcąc spoglądać na krycie zmartwione lico Kicka. Policzek wylądował na dłoni, a spojrzenie osiadło na plecach jednego z klientów. Kojarzył typa jak prawdopodobnie każdego innego podejrzanego gościa z tych okolic. Nie był jednak w nastroju na zaczepki, a poza tym towarzystwo damy zobowiązywało.
Westchnął po raz kolejny, prostując postawę dopiero gdy stukot talerzy wyrwał go z ciągu myśli. Skonsternowany wyraz oczu objął wpierw dwa leżące naprzeciwko zamówienia, a następnie lico zadowolonego właściciela. Marshall nie zdążył otworzyć nawet ust, gdy padło ciepłe:
 – Na koszt firmy.
 Dzieciaka jak na zawołanie zalało zażenowanie. Z zaciętą miną i spojrzeniem unikającym szerokiego uśmiechu właściciela knajpy wyburczał ciche 'dzięki' i zabrał talerze, szukając po zapełnionej sali Nayami. Odnalezienie jej nie trwało długo.
 – Trzymaj, najlepsze burgery w całym mieście, daję słowo – położył przed nią posiłek, zaraz zajmując miejsce naprzeciw. Odczekał, aż dziewczyna spróbuje, by zaraz zadać pytanie. – I jak?
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.19 12:00  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 Brak konkretnej odpowiedzi na swoje pytanie skwitowała tylko nieznacznym przymrużeniem oczu. Nie lubiła czekać, ale ta pomniejsza niedogodność nie była w stanie odebrać jej przyjemności znalezienia się w nowym miejscu. Nie tylko cała okolica była warta tego, by się jej przyjrzeć; uwagę przyciągali przede wszystkim ludzie, szczególnie tłumek wciśnięty we wszelkie możliwe zakamarki lokalu. Rozglądając się nawet nie zauważyła, kiedy Everett zniknął jej z radaru. Nim spostrzegła jego brak i po kilku obrotach wreszcie zlokalizowała znajomą sylwetkę, chłopak stał już przy ladzie, a w zasadzie od niej się oddalał. Ręka Nayami od razu wystrzeliła w górę, by energicznym machaniem wskazać swoje położenie; pospiesznie też rozejrzała się wokół, chcąc znaleźć najbliższe wolne miejsce. Nie było to wcale takie proste zadanie przy obecnym natłoku klienteli, najwidoczniej jednak mieli szczęście. Nieduża grupka młodzieży właśnie pozbierała się z licznych krzeseł ustawionych wokół maleńkiego stolika, wystarczyło więc od razu zająć opuszczoną przestrzeń.
 — Uważaj co mówisz, rozmawiasz z weteranem — ostrzegła, przysuwając talerz bliżej siebie. Z takim apetytem jak jej, trudno było nie mieć na koncie doświadczeń już całej gamy najróżniejszych dań, w tym i burgerów. Na szczęście Leather przynajmniej nie była przesadnie wybredna, ukochując całym sercem każdą potrawę, która wyszła choćby w miarę smacznie. Bez szczególnego oporu zabrała się za jedzenie, jako że każda kolejna sekunda zwłoki wydawała się nieopisaną torturą. Poprzedni posiłek przed wyjściem do szkoły był w tej chwili już zamierzchłą przeszłością, gdzieś w kategoriach historii starożytnej. Tymczasem burger był tu i teraz, ciepły i pyszny, wręcz nie do opisania.
 — I jak?
 Pomna zasady, że z pełnymi ustami nie należy mówić — poza tym, za duże ryzyko utraty cennego jedzenia — wyciągnęła kciuka wolnej ręki na znak aprobaty. Jej zachwyt dało się zresztą odczytać z absolutnie rozanielonej miny i przeżuwania tak energicznego, jakby jutra miało nie być.
 — Bomba — wydusiła wreszcie pomiędzy kolejnymi kęsami, ostatecznie zwalniając nieco konsumpcję. Pierwszy odruch wygłodzonego dzieciaka był odpowiednio silny, ale teraz należało wyrównać tempo i zacząć jeść, a nie pochłaniać. W końcu ciężko docenić kulinarne walory dania, jeśli zniknie w czeluściach żołądka w ledwie kilka sekund. — Mogę ci nawet uwierzyć, że są najlepsze w mieście.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.20 3:16  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 – Bomba.
 Pokiwał pokrótce głową. Ani przez chwilę nie wątpił w jakość burgerów Kicka, wszystkie inne mogły się przy nich chować. A ukontentowany odpowiedzią dziewczyny mógł się w końcu zabrać za własną porcję. Już przy pierwszym kęsie czuć było wysoką jakość składników, pyszny sos będący tajemnicą właściciela o soczyste mięso, które idealnie komponowało się z całą resztą. Marshall był przekonany, że gdyby nie przeszkoda w postaci pustego portfela żyłby na tej potrawie codziennie.
 – Oczywiście, że są najlepsze. McDonald's i Burger King mogą się przy nich chować – mruknął z nutką dumy, zadowolony z faktu, że żarcie serwowane na szemranej ulicy, z którą się utożsamiał, było lepsze od tego podawanego w tak znanych restauracjach. I może rzeczywiście miał powód do zadowolenia, wszak nieczęsto jedzenie z jakiejś byle zatęchłej dziury mogło aż tak cieszyć podniebienia klientów.
 Zajął się posiłkiem i przez chwilę jedli w ciszy. Nie trwało to jednak długo.
 Siedzący przy wejściu ludzie nagle podskoczyli, gdy coś przebiegło im między nogami. Nagle w knajpie rozległy się pogwizdywania i śmiechy, aż w końcu i zaczęły padać komentarze skierowane do bruneta. Obrócił głowę w kierunku, z którego nadciągał atak, od razu rozciągając usta w ciepłym uśmiechu. Wyciągnął rękę przed siebie, a po sekundzie ciemny łeb zwierzęcia bardziej przypominającego wilczysko niż rzeczywistego psa wylądował pod dłonią, garnąc się do pieszczot chłopaka. Everett pogłaskał psisko między uszami, później potarmosił polik i podrapał po grzbiecie.
 – To właśnie nasze dodatkowe towarzystwo – rzucił do Nayami, przy okazji częstując przerośnięta bestię kilkoma frytkami. – Nazywa się Hurricane i jest przybłędą, którą znalazłem na ulicy. Myślałem, że to jakiś mały kundel, a wyrósł na wielkie bydle. Jest jedynym psem w okolicy, którego wszyscy lubią. Kick nigdy nie pozwala pchlarzom wchodzić do lokalu, ale dla niego robi wyjątek – i rzeczywiście siedzący dookoła ludzie oraz właściciel zdawali się nieporuszeni obecnością czworonożnego pupila. Najwyraźniej przez lata przywykli do psiska, a i to jego właściciela musieli mieć jakąś słabość, skoro już na wstępie uzyskał zgodę na wprowadzanie psa do środka.
 Czując ciepłą mordę opartą na udzie, poczuł się znacznie swobodniej. Uśmiechał się i żartował o wiele częściej niż dotychczas, a i siedząc naprzeciwko dziewczyny nie wydawał się już tak spięty, jak jeszcze przed chwilą.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.20 22:21  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 — Absolutnie się zgadzam — kontynuowała hymn pochwalny na cześć burgera. — Lepszy nawet niż te, które robi Aurora... tylko jej tego nie mów. — Posłała koledze wymowny uśmiech, choć przecież nie miał szans wsypać jej przed starszawą Meksykanką. Kobieta zajmowała się najróżniejszymi obowiązkami domowymi od narodzin młodej Leather, wrosła więc w rodzinę na kształt dobrotliwej cioci. Gotowała dobrze, aczkolwiek jak się właśnie okazało, nie bezkonkurencyjnie. Cóż, ideałów nie ma.
 Zajęta ochoczym pałaszowaniem, z opóźnieniem dostrzegła poruszenie wśród klientów jadłodajni. Dopiero kiedy Marshall odwrócił się w reakcji na rozbawione okrzyki, Nayami również wyciągnęła szyję, chcąc zobaczyć o co cały ten gwar. Oblicze dziewczyny rozpromieniło się jeszcze bardziej, o ile to w ogóle możliwe, na widok psiaka. Wepchnęła sobie do ust ostatni kęs burgera, z zapamiętanie przypatrując się czworonogowi. Fakt, miała swoich pupili różnych gatunków, jednak pies był zawsze poza jej zasięgiem. Wszelkie zwierzęta trzymane w domu musiały obowiązkowo być jak najmniej problematyczne i "brudzące", aby przypadkiem nie zakłócać idealnego porządku wymarzonego sobie przez matkę Nayami. Ona sama pogodziła się z tym zakazem dość szybko, skoro na pociechę miała swój cały futrzasto-pierzasto-łuskowaty zwierzyniec. Zawsze jednak z ogromną czułością hołubiła cudze psiaki, poświęcając im tyle czasu i uwagi, ile tylko mogła.
 — O boże, kocham go — wyrzuciła tonem pełnym zachwytu, przełknąwszy wreszcie resztkę swojego obiadu. Nawet trzynastolatki nie patrzyły na plakaty młodego DiCaprio z taką miłością, jaką obecnie miała w oczach Leather. Hurricane zdołał skraść jej serce w mgnieniu oka, aczkolwiek zdołała powstrzymać się od poświęcenia czworonogowi stu procent swojej uwagi. W chwilę później rozmowa potoczyła się dalej i trudno było przeoczyć, że atmosfera wyraźnie się ożywiła. Kto by w tym momencie myślał o wiszącym nad głową jak miecz damoklesowy projekcie z ekonomii? Jak tu się martwić ogromem pracy i stosami nudnych notatek, a potem publiczną prezentacją wyników?
 Taka sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie, no bo jak to tak. Wibracje telefonu ledwie przebiły się przez gwar panujących dookoła rozmów, a choć intuicja podpowiadała, by nie ryzykować psucia sobie humoru, Leather odruchowo zaświeciła ekran. Wystarczył jeden rzut oka na krótką wiadomość wyświetloną na ekranie, by rozanielony uśmiech spełzł z ust dziewczyny i zniknął w otchłani przeszłości.
 — Och, cudnie — mruknęła z przekąsem, może nieco zbyt energicznie odkładając telefon z powrotem na stolik. — Idealnie na koniec dnia zarobię kazanie o posłuszeństwie. Innymi słowy, dostałam natychmiastowe wezwanie do domu. — W pewnym sensie sama była sobie winna, nie postarawszy się nawet, by uprzedzić matkę o swoim późniejszym powrocie z jakąś mniej lub bardziej autentyczną wymówką. Wtedy nudnawą perorę dałoby się pewnie skrócić do dziesięciu minut pytań "dokąd? z kim? po co?" Teraz, kiedy nieustępliwa pani Leather wróciła z pracy i nie zastała córki w przewidywanym miejscu, sytuacja nabierała negatywnego wydźwięku, nic zaś nie dało się zrobić, by to odwrócić.
 — Chociaż skoro i tak jest zła, nie muszę się tak śpieszyć... optujesz na spacerek? — Łobuzerski uśmiech przebił się na moment przez wyraz totalnego zniechęcenia. Zbierać się musiała tak czy inaczej, wstała więc i zaczęła zbierać swoje rzeczy oraz naczynia po posiłku; opcje obejmowały za to albo szaleńczy pęd do domu w celu możliwego złagodzenia kary albo postawę bardziej wyluzowaną, bo skoro już i tak oberwie burę, to przynajmniej sobie najpierw zaszaleje.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.20 19:48  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
 Nie miał pojęcia, kim jest Aurora. Uprzejmy uśmiech musiał wystarczyć.
 Na chwilę zajął się jedzeniem i psem. Wgryzał się w burgera na przemian z podawaniem pojedynczych frytek do psiego pyska. Hurricane może i wyglądał na wielką, straszną bestię, ale w rzeczywiści daleko mu było do niewytresowanego kundla. Grzecznie i ze spokojem rozchylał szczęki, a pasma upieczonych ziemniaków trzymał między kłami niczym jajko, którego za wszelką cenę nie mógł rozbić. Nie odstępował właściciela na krok i mimo iż co jakiś czas przechodzący obok klient kładł dłoń na psim łbie, to ten pozostawał wiernie w miejscu.
 – Optujesz na spacerek?
 Wsunął między wargi ostatnią frytkę. Dał sobie czas na przeżucie, otarł twarz serwetką i skinął głową. Nie miał nic przeciwko świeżemu powietrzu, wątpił też, by siedzący obok kundel miał potępić nowy pomysł.
 Poklepał psa po boku, podziękował jeszcze raz Kickowi i wstał, kierując się wraz z towarzystwem ku wyjściu.
 – Pozwól, że cię odprowadzę. W podzięce za towarzystwo – mruknął tuż po przekroczeniu progu lokalu. Pozwolił się prowadzić dziewczynie, chcąc przy okazji zapamiętać trasę prowadzącą do jej domu. Na przyszłość, gdyby któregoś dnia rzeczywiście zdecydowali robić projekt w zaciszu jej pokoju. Przez całą drogę uczestniczył w rozmowie. W wymianę zdań angażował się zaskakująco chętnie, a nawet i gestykulował, gdy temat nieco bardziej wkraczał w jego klimaty. Nie podejrzewał się o taki entuzjazm. Zwykle, gdy w grę wchodził ktokolwiek ze szkoły, Marshall automatycznie tracił cały zapał i gasł jak tknięty mokrymi palcami knot świecy. A teraz? Nie mógł wyjść z podziwu dla otaczającej dziewczynę aury.
 O tym, że nie przerwali konwersacji ani na chwilę zorientował się dopiero pod drzwiami jej domu.
 – To by chyba było na ... – nie zdążył wypowiedzieć ostatniego słowa, bo przerwał mu dźwięk gwałtownie otwieranych drzwi. W progu – w całej swej wściekłej furii – stała matka Nayami. Ręce miała zaplecione na piersi, wzrok zacięty, a nogą tupała o ziemię w wyraźnym niezadowoleniu. Zeszła po trzech schodkach i złapała dziewczynę za ramię. Wszystko wskazywało na to, że w ogóle nie zauważyła jej dodatkowego towarzystwa.
 – Co ty sobie myślisz, młoda damo? Wiesz, która jest godzina? – warczała kobieta. – To ja siedzę cały dzień przed garami, żeby przygotować ci ciepły posiłek a ty się szlajasz w najlepsze. Wszystko już zimne, tyle pracy zmarnowanej – prawdopodobnie nie przestałaby trajkotać, gdyby nie subtelne odchrząknięcie gdzieś z boku. Pani domu od razu odwróciła głowę w tamtym kierunku, lokalizując chłopaka.
 – Serdecznie przepraszam, pani Leather, to moja wina – uprzejme słowa oraz grzeczny uśmiech musiały zdziałać cuda, bo kobieta zamarła. – Wspólnie z Nayami zostaliśmy przydzieleni do projektu z ekonomii i to przeze mnie się spóźniła. Zbyt długo zatrzymałem ją przy książkach, proszę o wybaczenie – pochylił nawet głowę.
 Widać było, że zmieszał właścicielkę domu. Dobrą minutę kalkulowała w głowie wszelkie możliwości, aż w końcu wypuściła rękę córki z uścisku i zaśmiała się typowym kobiecym śmiechem, pełnym skruchy, ale i zaczepnym.
 – Ależ żaden problem. Gdybym od razu wiedziała, że rzecz w nauce, ta sytuacja nie miałaby miejsca. Naturalnie nic się nie stało, może wejdziesz do środka, chłopcze?
 Pytanie skierowało wzrok Marshalla na Nayami. Szukał w jej oczach odpowiedzi, może nawet przyzwolenia. Nie był jednak pewien, czy pomysł odwiedzin aby na pewno był dobry.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.20 8:03  •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
Idealnie — podsumowała plan ustalony na zakończenie spotkania. Skoro już i tak zdążyła zaprosić Marshalla do siebie na kolejną sesję naukową, równie dobrze mógł z pierwszej ręki poznać wszelkie wskazówki dotarcia na miejsce. Przy okazji też wykona dobry uczynek, dotrzymując Leatherównie towarzystwa w drodze, co miało szansę poprawić jej humor po nieprzyjemnej wiadomości od matki. W głębi duszy już nastawiała się psychicznie na starcie, powoli wysnuwając wszelkie pokłady cierpliwości i pokory. Gniew rodzicielki najlepiej było przeczekać, grzecznie przytaknąć wszystkim jej zarzutom i modlić się, by w końcu dała sobie spokój. Szczere wyrażanie swojej opinii zazwyczaj kończyło się karczemną awanturą, obustronnymi krzykami i deklaracją wzajemnej nienawiści, toteż chcąc w miarę przyjemnie spędzić wieczór, rozsądniej było nie wychylać się bez potrzeby.
 Spacer przez miasto zajął im może pół godziny, także dlatego, że prowadząca w tym momencie Nayami w żadnym wypadku się nie spieszyła. Zresztą, pochłonięta rozmową, nawet nie musiała zwracać większej uwagi na trasę; odkąd znaleźli się z powrotem w bardziej znanych dla niej rejonach, nogi same niosły ją we właściwym kierunku. W miarę jak przybliżali się do celu, zmiany w krajobrazie stawały się coraz wyraźniejsze; ruch samochodowy i hałas coraz mniej biły w uszy, szare bloki i pojedyncze domki powoli znikały na rzecz eleganckich budynków, świecących nowością willi z wielkimi ogrodami i malowniczych alejek jak z filmów. Zatrzymali się dopiero przy końcu jednej z ulic, przy drzwiach z przywieszoną u góry mosiężną dwudziestką. Teraz przyszedł czas na tę trudniejszą część, ale naładowana pozytywną energią Nayami dość optymistycznie patrzyła na rozmowę z matką.
 Dopóki rzeczona matka nie stawiła się znienacka prosto w drzwiach w całej swej wściekłej krasie.
 — Mamo...nie przy ludziach, na litość.
 — Wiesz, która jest godzina?
 Nawet nie szło jej przerwać.
 — ...przepraszam, pani Leather, to moja wina...
 — Przestań — warknęła półgłosem, jednak było już za późno. Kości zostały rzucone i gdy już raz uwaga kobiety zwróciła się w stronę Everetta, sprawę można było z miejsca uznać za przegraną — przynajmniej z perspektywy Nayami, w której coraz bardziej narastało przeczucie, że nie powstrzyma się przed wygarnięciem swoich wszystkich negatywnych emocji prosto w twarz matki.
 — No to chodź — mruknęła zrezygnowana, kiwnąwszy nieznacznie głową w kierunku wnętrza domu. Może obecność świadka zdoła na tyle załagodzić konflikt, by można było zepchnąć go w niepamięć? Choć ryzyko było też takie, że kiedy skończy się uprzejma szopka, żale wybuchną ze zdwojoną siłą. Cóż jednak, skoro pani Leather ubzdurała sobie zgrywać perfekcyjną panią domu, stawanie na jej drodze mogło tylko pogorszyć sprawę.
 Weszła do domu na koniec, wcześniej przepuszczając podejrzanie rozanieloną matkę i nieco zagubionego Marshalla. Ostatkiem silnej woli powstrzymała się od trzaśnięcia drzwiami, podczas gdy gospodyni, nie szczędząc urokliwego tonu, już prowadziła gościa do salonu. Jak zwykle kiedy ktoś nowy pojawiał się w ich progach, musiała strzelić pełną dumy pogadanką na temat stylu wnętrza — ona go określała jako najczystszą formę skandynawskiego minimalizmu, Nayami zaś określała wygląd domu jako śmiertelnie nudny, zimny i niepraktyczny. Całym sercem nienawidziła białych ścian, białych mebli i białych firanek, białych obić i jasnoszarych (!) poduszek na kanapie. Z każdego kąta aż biło porządkiem, przez co pomieszczenia przypominały bardziej obrazek z katalogu sklepu meblowego niż prawdziwą przestrzeń mieszkalną.
 — Kawa, herbata, woda, sok pomarańczowy? — zapytała od razu gdzieś w przerwie między trajkotaniem matki, bo ta prędzej czy później i tak spojrzałaby na nią, pochrząkując wymownie. Najpierw zwróciła pytający wzrok na kolegę z klasy, potem na panią domu, oczekując odpowiedzi. Otrzymawszy "zamówienia" mogła przynajmniej czmychnąć do kuchni i nie być naocznym świadkiem tego, jak pani Leather torturuje kolejne Bogu ducha winne dziecko.
 — Czyli macie teraz projekt na ekonomię, tak? — kontynuowała tymczasem usadzona w fotelu gospodyni, wskazawszy Everettowi, by zajął miejsce na ustawionej naprzeciwko kanapie. —  Za moich szkolnych czasów nie było takiego przedmiotu, ale wielu z moich przyjaciół już w liceum pasjonowało się tym tematem... ja zresztą też, dzięki czemu w trakcie studiów już mogłam rozwijać karierę.
 — I puścić się za ostatnie miejsce na płatny staż do Japonii, zachodząc w ciążę w wieku lat dwudziestu dwóch, dziękuję bardzo. — Komentarze Nayami na szczęście mógł usłyszeć wyłącznie szumiący cicho czajnik.
 — Wyobrażasz sobie pewnie jaki to dla mnie żal, że Nayami prezentuje wobec ekonomii taką... awersję.Delikatnie powiedziane.Ale może jeśli nie mi, to tobie uda się ją jakoś zachęcić do nauki. W końcu rodziców nie słucha się z definicji, tak? — Rozłożyła delikatnie ręce, jakby w wyrazie bezradności, nada figlarnie uśmiechnięta. Co jak co, ale pani domu z pewnością była też mistrzynią zręcznej konwersacji. Na swojego młodocianego gościa spoglądała z pełnym skupieniem, a chociaż mówiła bardzo płynnie, nie zapominała też o przerwach na ewentualną odpowiedź czy komentarz. Wyraźnie zresztą wyczekiwała ze strony Marshalla reakcji na swoje słowa, w przeciwieństwie do Nayami, która nadal skryta w kuchni właśnie zastanawiała się, czy zamiast parzenia melisy nie powinna sobie jej od razu zaaplikować dożylnie.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  School life! - Page 2 Empty Re: School life!
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach