Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: około roku temu, a więc sierpień 3006
Miejsce: jeden z martwych lasów na Desperacji



Soleil nie czuł się zbyt pewnie, gdy przemierzał pustkowia zwane Desperacją. Ciężko było mu w ogóle się czuć pewnie gdziekolwiek, odkąd zyskał fizyczną postać, a stan ten ani trochę nie mijał od kiedy stawiał własne kroki na planecie stworzonej przez Ojca. Anioł nie potrafił dopasować się do warunków ani poprzedniego, ani obecnego świata, choć tkwił wciąż właśnie w tym dawnym, który zdawał się bezpieczniejszy, piękniejszy, bardziej ułożony. Nowy porządek był wciąż ciężki do przyswojenia, zwłaszcza dla istoty, która wcześniej miała długie lata, dziesiątki, setki lat na oswajanie się ze wszystkim, w dodatku jedynie jako obserwator. Teraz był — nieważne jak chciał tego unikać — uczestnikiem wydarzeń. Nie tym, który jedynie chciał spisywać wielkie dzieje. Był tym, kto do tych dziejów miał się dokładać.
  To było przytłaczające.
  Kot Maurycy spoczywał cichutko w torbie, którą Hanael miał przewieszoną przez ramię. Doprawdy, anioł przysiągłby, że szedł dokładnie tak, jak kazały mu osoby, do których już miał odwagę się odezwać, a tutaj... Zamiast Apogeum — co za przykra nazwa! — natknął się na obraz nędzy i rozpaczy, jakim był las po części spalony, a po części po prostu przegniły, zbutwiały od wyjątkowo wilgotnego, prawie bagiennego podłoża i ciągłego czerpania z niego wody.
  Gdyby był człowiekiem w tym czy innym wcieleniu, na pewno skojarzyłoby mu się to otoczenie z horrorami, jednak niezbyt dobrze znał w ogóle sztukę filmową. Zapewne, gdyby go zapoznać z jakimś filmem, zareagowałby identycznie jak widzowie, którym puszczono pierwszy materiał filmowy z jadącym pociągiem — uciekłby gdzie pieprz rośnie. Tutaj czuł się źle i naprawdę miał wrażenie, że samo powietrze, naznaczone nieprzyjemnym kurzem, dusi go i wgryza się w jego płuca, zostawiając na nich dotkliwy ślad. Chciałby usiąść, choć na chwilę, chciałby ożywić te drzewa, choćby jedno po drugim, powolutku, bez pośpiechu. Jak żałował, że nie miał mocy ku temu odpowiedniej, a jedynie palący, burzący ogień...
  Potknął się prawie o jeden z wystających spod ziemi krętych, mocnych korzeni, na co zareagował cichym sapnięciem i postawieniem kilku kolejnych pospiesznych, nieostrożnych kroków, byleby utrzymać równowagę. Zacisnął usta i wykrzywił je nieco w grymasie strudzenia i bezradności. Wyglądał zapewne jak zagubione dziecko, któremu w dodatku torba miauczy z oburzeniem. Poprawił bagaż na ramieniu i ruszył dalej, nie zorientowawszy się jednak, że w wyniku prawie upadku pogubił się i zaczął iść w stronę, z której przyszedł.
  Chyba już mijał ten martwy konar...
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Cisza i spokój były nieco przytłaczające. Pomimo usilnych starań, by wmówić sobie, że martwe, pozbawione liści drzewa są urokliwym ogrodem pełnym owoców, Rashn nie potrafił odpoczywać w tych warunkach. To co go otaczało, cały las były zbyt przygnębiające, by móc się zrelaksować.
Do tego kroki. Pękające, cienkie gałązki, szelest nielicznych liści, które tworzyły wyjątkowo lichą ściółkę. Wrażliwe uszy lisa doskonale słyszały te dźwięki, ich pochodzenie nie było tajemnicą.
- Ktoś idzie - Pomyślał odkrywczo nasz mały, puchaty kolumb marszcząc nos i odchylając głowę, by ujrzeć miejsce, skąd hałasy dobiegały. Ścieżka była nieco niżej, dlatego Rashn, siedzący na powalonym drzewie, spoglądał w dół w miejsce gdzie spodziewał się kogoś ujrzeć już za chwilę. Druga część drzewa zasłaniała mu bowiem miejsce gdzie wędrowiec był teraz.
Czarny lis ubrany był w ciemnozielone spodnie, kremową koszulę, szarą kamizelkę z mnóstwem kieszeni i czarny, cienki płaszcz oraz wojskowe buty w tym samym kolorze.
Oparł dłoń na poczerniałej korze i wyczekiwał, jednocześnie wsuwając drugą rękę pod materiał wierzchniego okrycia i przeczesując dłonią swoją kitę.
W końcu ujrzał idącą osobę. Nie znał go i wolałby, żeby ten go nie zauważył. Pozostał jednak czujny, uważnie obserwując nieznajomego. Widział jak ten niemal się przewrócił, tracąc równowagę. To było nawet zabawne - Lis obawiał się takiej niezdary! Wydawał się być zagubiony, lecz niemal już minął lisa. Rashn już niebawem będzie mógł ponownie zamknąć oczy i próbować się rozluźnić.
- Co? - Zadał sobie pytanie widząc, że nieznajomy, kimkolwiek był, zaczyna teraz iść w drugą stronę. Zgubił się? Spaceruje? Nagle zmienił swoje plany? Rashn nie wiedział, lecz zaczął irytować Wymordowanego. Miał tu być sam. Niewiele osób miało powód by tu zaglądać. Nawet grzybów nie widziano tu od wieków.
Zeskoczył z drzewa głośno stawiając swoje stopy na ziemi i wsuwając ręce do zewnętrznych kieszeni płaszcza. Jeżeli się zgubił, to mu po prostu wskaże drogę. Jeżeli to psychopata, to lepiej było o tym wiedzieć teraz, nim ten zapragnie zakraść się do lisa od tyłu.
Ruszył w dół zbocza w stronę biegnącej tam ścieżki, po której właśnie szedł nieznajomy.
- Hej! - Zawołał, by upewnić się, że zostanie dostrzeżony. Obserwował uważnie reakcję nieznajomego. Nawet drobny gest mógł okazać się niezwykle istotny. - Nie wiesz dokąd zmierzasz, czy nie wiesz jak się tam dostać? Przed chwilą tędy przechodziłeś. - Rashn liczył, że nieznajomy po prostu się zgubił. To byłoby o wiele prostsze niż psychopata szukający zakopanych niedawno zwłok, czy znawca przyrody, który zapragnął podziwiać rzadkie gatunki ptaków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był święcie przekonany, że nikogo poza nim tu nie ma. Co stało się z upominaniem samego siebie, że powinien zwracać więcej uwagi na otoczenie? Może ktoś, kto go zaczepił, wcześniej był niewidzialny. Przecież anioł nie mógł być aż taką gapą, by nie zauważyć kogoś na niemalże spustoszonej pseudoleśnej przestrzeni. W  pierwszym odruchu spiął się bardzo, bardzo wyraźnie, poczuł niemalże, jak wszystko w jego wnętrzu wywija fikołki i salta. Rozszerzone nozdrza wciągały i wypuszczały gwałtownie powietrze, a rozbiegane spojrzenie oddawało już to, co kreowało się w głowie anioła; jakąś drogę ucieczki.
 W kolejnej chwili zwrócił uwagę jednak na coś zgoła innego. Obcy nie zaatakował go, a… zaczepił, tylko właśnie w jakim celu? Odczekał parę sekund, a następnie odwrócił głowę w stronę obcego. Starał się uspokoić wyraz twarzy, przybrać możliwie najłagodniejszą minę. Kłamstwa w intencjach anioła doszukać  się nie dało, w istocie maskować złych zamiarów nie chciał z prostego powodu. Nie miał żadnych złych zamiarów. Uniósł rękę i pomachał nią lekko. Mimo wszystko nie potrafił jednak się w pełni uspokoić.
Witaj! Jeśli mam być szczery, to… nie wiem… – Wyznał, idąc w kierunku obcego. – Szukam Apogeum. Poinstruowano mnie, bym szedł przez ten las.
 Torba, a raczej jej zawartość, miauknęła z dezaprobatą. Może Soleil był zbyt naiwny, ale przecież — jeśli zajdzie taka potrzeba — będzie raczej potrafił uniknąć walki czy ciosów. Anielskie moce przecież robiły swoje.
Istnieje jakaś szansa, że wiesz, jak mam tam dotrzeć? Nie idzie mi najlepiej stosowanie się do wskazówek… Zwłaszcza jak… M-muszę uciekać albo ktoś na mnie krzyczy i mówi brzydkie słowa – głos anioła nieznacznie drżał, jednak usta delikatnie wykrzywił uśmiech, łagodny i jakby przepraszający. Za co? Można by liczyć długo, przynajmniej w jego mniemaniu. Za bycie gapą, ciapą, za zawracanie mu głowy, za w ogóle bycie w miejscu, w którym pewnie nie powinien.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

- Ktoś Cię chyba nie lubi. - Pomyślał Rashn, gdy do jego czujnych lisich uszek dotarła niewiarygodna wręcz informacja, że jakiś szarlatan poinstruował tego biedaka, że jak wejdzie do lasu i będzie przez niego szedł, to w końcu trafi do Apogeum.
I nawet nie chodziło tu najbardziej o absurdalność faktu, że w lesie dało się zgubić. Szczególnie, gdy miało się koszyczek pełen jedzenia i czerwony kapturek. Tego co prawda Rashn nie dostrzegał, ale nieznajomy wydawał się być niewiele bardziej ogarnięty w sprawie wędrówek po Desperacji niż ta mała dziewczynka z baśni.
Natomiast gdy usłyszał miauknięcie zmarszczył nos, co zwykle w przypadku tego lisa oznacza, że jest czymś zirytowany. Szybko jednak uśmiechnął się dość łagodnie i wskazał palcem na torbę.
- Dlaczego tam to trzymasz. - Chodziło mu oczywiście o kota, lecz zawahał się i zmienił urocze trzyliterowe słowo kot na trochę bezpłciowe "to". Po prostu nie był pewien, czy czasem to nie jego Wymordowany przyjaciel, może nawet ten, który wpadł na genialny pomysł poszukiwania Apogeum w nieznanym sobie lesie.
- Spotkałeś mnie na drodze, która według wskazówek ma prowadzić do tego miejsca. Tak więc zdaje mi się, że szansa, że wiem jak się tam dostać jest całkiem spora. Może nawet tam mieszkam i wybrałem się tylko na spacer. - Rashn się z nim trochę droczył z wrodzonej lisiej złośliwości, a trochę przez brak zaufania. Nie wiedział, czy ten dziwny człowiek nie chce zrobić czegoś złego, bądź też czy na pewno nie jest tym psychopatą, który zrobi mu krzywdę, gdy tylko Rashn nie będzie patrzył.
- Wtedy jednak powstałby spory problem, bo nie mogę do swojego domu przyprowadzić obcego nie wiedząc czy nie zrobi tam czegoś złego. - Tak naprawdę w głowie Rashna to zdanie brzmiało inaczej. Chciał powiedzieć, że nie może zrobić tego za darmo, lecz wątpliwości targające jego myślami chwilę wcześniej przezwyciężyły i z lisich ust padło zdanie, które miało przybliżyć Rashnowi motywacje tego dziwnego chłopca.
Kwestię wynagrodzenia przyjdzie czas omówić później.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie do końca wiedział, jak interpretować tego nieznajomego. Na ogół nie najlepiej radził sobie z odczytywaniem emocji innych ludzi… Aniołów… Istot, tak, to brzmiało jak najbardziej dyplomatyczne określenie, najmniej wydawało się rasistowskie i nieodpowiednie. Tak czy inaczej — nie był najlepszy w interpretacji tego, co kłębiło się w cudzych sercach i umysłach. Może nieznajomy nie lubił zapachów kotów bądź aniołów?
To Maurycy – poprawił automatycznie – i jest moim kotem. Lubi tam spać, bo nie musi chodzić. Fasolki mu się obcierają jak długo łazi… – wyznał trochę takim tonem, jakby wyznawał sekret jakiegoś przyjaciela, jakby robił coś bardzo niewłaściwego. Uśmiech stał się cokolwiek nerwowy, jednak zaraz nabrał nowej nadziei, gdy tylko Soleil usłyszał sugestię, że mężczyzna wie co i jak. Ile wymordowany mógł mieć lat? Jak długo błąkał się po Desperacji? Na pewno dłużej niż sam anioł, a przynajmniej tak zdawało się pierzastemu rozumkowi pogrążonemu w niskim mniemaniu o sobie.
 Musiał jednak chwilę zastanowić się, pomyśleć o tym, o co mogło chodzić obcemu. Zmarszczył brwi i niezauważalnym dla siebie odruchem poprawił najpierw okulary na nosie a potem zatknął niesforny kosmyk jasnych włosów za lewe ucho. Podobno gdy jego włosy były luźne i bez żadnego układania same decydowały o swoim miejscu, wyglądał lepiej, jednak nie potrafił ani zbytnio się na tym skupić, ani jakoś szczególnie powstrzymać swoich nawyków i odruchów.
N-nie chciałem zrobić niczego złego. Szukam kontaktów… Handlu, jedzenia. Jestem medykiem zielarzem – wyjaśnił, choć wcale sytuacja nie musiała być po tym tak klarowna. Mawia się przecież, że każda substancja w odpowiedniej ilości mogłaby stanowić truciznę. Sam jednak w tym momencie postrzegał swoje intencje jasno: chciał w zamian za to, co przydatne dla niego, rozprowadzać towary przydatne dla ewentualnych kupców i sprzedawców.
… Ale rozumiem ostrożność. To przydatna cecha – przyznał z niepewną nutką podziwu przebijającą się przez zmieszanie. Sam, gdyby ktoś potrzebował pomocy, rzuciłby się od razu, by mu jej udzielić, ale nie kwestionował decyzji obcego. Chwilę milczał, nie do końca wiedząc, co powinien powiedzieć. Pochwalić pogodę? Rzucić, że życzy temu lasowi jak najlepiej?
N-nazywam się Soleil.
 Świetnie, brawo. Zupełnie jakby przedstawienie się fałszywym mianem miało tu pokazać, jak szczere i dobroduszne są twoje intencje. Och, aniele. Taki stary jesteś, a tak źle sobie radzisz.
Gdybyś był skłonny doprowadzić mnie do Apogeum, postarałbym się ci to adekwatnie wynagrodzić.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

- Kot? - Rashn nie do końca pojmował po co ktoś trzymał kota w torbie. To znaczy zostało mu to wyjaśnione, lecz pomimo to wydawało mu się to dziwne i niezrozumiałe. Był w końcu wolnym lisem i cenił sobie swobodę, której na pewno było brak, gdy przez większość czasu było się w niewielkiej torbie. Wolał zmęczone nogi, niż brak możliwości ich wykorzystania.
Choć gdzieś w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że nieznajomy nie myśli tymi kategoriami i nie traktuje noszenia kota w worku, znaczy w torbie, jako ograniczenia jego swobody, a wręcz rozleniwiania. Choć nie spotkał się też z żadną reakcją ze strony lisa, który ograniczył się tylko do wydobycia ze swoich ust czegoś na kształt "yhym" mającego być potwierdzeniem, że zrozumiał słowa tego dziwaka.
Był dziwny, w końcu kto normalny błąka się po nieprzyjaznym, post-apokaliptycznym (jakże zwodnicze jest to słowo wobec szalejącej apokalipsy) pustkowiu z kotem, który nie lubi za dużo chodzić na własnych nogach. To absurdalne do tego stopnia, że aż rozbawiło Lisa i spowodowało, że na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
Rashn nie miał żadnego interesu w sprowadzeniu medyka? Tak mógłby stwierdzić tylko głupiec tak zapatrzony w swój egoizm, że nie potrafi dostrzec dalekosiężnych konsekwencji jego czynów. Jeżeli ten tutaj dziwak jest dobry, w tym co robi, w co Rashn wątpił, to mógł poprawić ogólny stan zdrowia jego sąsiadów, czy nawet jego gdyby ten takiej poprawy wymagał. Im mniej umierających na ulicach i lepsza opieka zdrowotna tym mniejsze ryzyko, że coś dotknie Wymordowanego.
Co nie znaczy, że nie miał zamiaru negocjować dalej. Byłby głupcem, gdyby na tych dalekosiężnych zyskach poprzestał. To była inwestycja i dług wdzięczności, ale nie zaszkodzi spróbować osiągnąć więcej. Musiał jednak dobierać słowa ostrożnie, by wciąż można było mówić o długu wdzięczności.
- To dość ryzykowne przyprowadzić obcego do domu. Jeżeli ktoś by mnie z Tobą zobaczył i nie polubiłbyś się z miejscowymi - byłbym winny w ich oczach tego, że Cię sprowadziłem. - Rashn rozejrzał się, zerkając najpierw w prawą, później w lewą stronę, jakby chcąc upewnić się, że nikogo w okolicy nie ma. Nie czuł nikogo poza nimi, nie słyszał niczego niepokojącego, więc ściszonym głosem kontynuował:
- Jeśli chcesz, bym Cię zaprowadził do Apogeum musisz dać coś więcej niż obietnicę wynagrodzenia. Chcę wiedzy o tym kim naprawdę jesteś i czego naprawdę szukasz. - To mogło zabrzmieć jakby Rashn mu nie wierzył, tak nie było jednak do końca. To znaczy nie ufał mu i nie przyjmował jego słów za prawdziwe, lecz nie zarzucał mu kłamstwa co wyjaśnił w kolejnych, również ściszonych słowach. - Jesteś medykiem zielarzem, lecz skąd bierzesz zioła na tym pustkowiu i gdzie nauczyłeś się swojej sztuki, skąd przybyłeś i czym chcesz handlować? Kontaktów nie zbiera się dla samego ich posiadania - lis wyraźnie nie znał facebooka - więc do czego są Ci potrzebne? Chcesz pomagać? - W głosie Rashna dało się słyszeć niedowierzanie. - Czy może masz inny, ukryty cel? Bez informacji nie mogę ocenić, czy powinienem Cię zaprowadzić do mojego domu. - Mówił tutaj oczywiście o domu sensu largo, a więc całym Apogeum, a nie tylko swoim schronie. Chciał dowiedzieć się możliwie najwięcej, licząc, że jego wcześniejsze słowa o przyjęciu na siebie ryzyka będą dostateczne, by przekonać nieznajomego, że powinien mu tych informacji udzielić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pulchny ryjek Maurycego wysunął się z torby, zaś z kociej mordki wysunął się różowy język. Zwierzak mógł wyglądać, jakby mówił w ten sposób nieznajomemu „patrz, frajerze, mam podwózkę, a ty musisz tuptać piechotą!”. W tym układzie nie było ładu ani zgody. Kot odczuje konsekwencje swojego lenistwa i włażenia Soleilowi na głowę już za parę miesięcy, kiedy będzie ważył prawie, na oko przynajmniej, dwa razy więcej niż powinien zdrowy kot w jego wieku. Łypnął na lisa, mrugnął jednym, drugim okiem i wsunął łeb znowu do środka, po czym zaczął ostrzyć pazury na materiale torby. Czy to był wyraz kociej groźby? „Powiedz coś o moim powozie, leszczu, a spotka cię łapka sprawiedliwości”?
  Anioł zaś nie czuł się szczególnie komfortowo. Nie to, że nie przyjmował racji wymordowanego, ale sam zachowałby się zupełnie inaczej. Nie znaczyło to, że nieznajomy został w oczach Soleila skreślony bądź że ten będzie miał zamiar się kłócić z mężczyzną. Odebrał to bardziej w sposób świadczący o tym, że sam musi się jeszcze trochę nauczyć. Czuł się stosunkowo pewnie, mimo wszystko, w razie gdyby ktoś, komu chciał pomóc, miał go zaatakować. Ciężko wykonywać konkretne ruchy, gdy wokół ciebie wyłączona jest grawitacja.
 A, um. Rozumiem to... Choć sam zwykle robię to, o co ktoś mnie poprosi – tutaj nie było złośliwości, nie było żalu, nie było próby nakłonienia do czegokolwiek. Bardziej można uznać, że sam się zganił i w samym głosie było więcej samokrytyki niż czegokolwiek. Mówił cicho, a choć był nastawiony przyjaźnie, to w dodatku bardzo niepewnie.
Faktem jest, że Desperacja nie stoi najlepiej typową roślinnością, ale ma pewne specyficzne tylko dla siebie zioła i rośliny – poprawił natychmiast, jednak ociągając się ze swoimi słowami nieznacznie, jakby badał grunt przed każdym faktycznym krokiem, jaki na nim stawiał.
Głównie zajmuję się roślinnością edeńską, wiem gdzie jej szukać, jak robić z niej lekarstwa. Pochodzę zresztą z tamtej części wyspy, tam też się wszystkiego nauczyłem... Tutaj się zapuszczam w celach badawczych i... Szukam kogoś. Nie z jakiejś zemsty czy coś... Chcę mu pomóc. Ale za nim już sam się rozejrzę, nie chcę ci robić większych kłopotów – spuścił nieco wzrok. Czuł się jakby znowu był chwile przed tym, jak nałożono na niego klątwę, choć tym razem przecież nie kłamał. Nie mógł w końcu.
Mam pomysł zorganizowania sobie tu miejsca, w które będę mógł wracać. Bazy wypadowej. Wolę mieć czym płacić i chcę, by mieszkańcy kojarzyli mnie raczej pozytywnie.
  „ Z twoim szczęściem skojarzą cię najwyżej z frajerem do okradania.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

- Czy on rozum postradał? - To nie tak, że Lis gardził postawą Soleila, lecz dla niego była ona wybitnie nierozsądna. Robić wszystko o co ktoś poprosi to jak zawiesić sobie na szyi tabliczkę "Pragnę być wykorzystany, nie krępuj się. Darmo." Przynajmniej tak to widział Czarny Lis, który zawsze musiał najpierw zważyć, czy pomoc w jakikolwiek sposób może mu się opłacić, bądź przynajmniej nie zaszkodzić.
Jeżeli nieznajomy mówił prawdę, a Rashn nie miał powodu by nie wierzyć w jego słowa - były zbyt naiwne i nierozsądne, by mógł wypowiedzieć je ktoś, kto próbował Lisa oszukać, to medyk szkolony w Edenie mógł się przydać w tej wylęgarni wszelkich chorób. Rashn nie jeden raz dziwił się, że w Apogeum nie wybuchła jeszcze epidemia dżumy, cholery, czy płaskoziemstwa, bądź inna wyjątkowo zaraźliwa i paskudna choroba.
- Zaprowadzę Cię do Apogeum. - Powiedział tylko krótko i wykonując wymowny gest dłonią, który nakazywał aniołowi podążyć za nim, ruszył ścieżką, którą byli w stanie dojść do celu. Choć czekała ich jeszcze całkiem długa wędrówka, w której Rashn chciał upewnić się co do podjętej przez siebie decyzji.
- Jeżeli chcesz, żeby mieszkańcy Cię dobrze kojarzyli musisz pamiętać o trzech zasadach. - Zaczął, gdy spojrzawszy przez ramię upewnił się, że Soleil za nim idzie, bądź też gdy spostrzegł, że ten stoi jak słup i zmuszony był się do niego odwrócić.
- [color=#800000]Nie pomagasz nikomu, nie oferujesz niczego za darmo. Nikt na tym pustkowiu nie będzie szanował kogoś, kto sam do siebie nie ma szacunku. [/colo] - Czemu on mu właściwie dawał rady? To proste, inwestycja. Rashn potrafił docenić obecność kogoś znającego się na leczeniu chorób w okolicy oraz fakt, że nikt nie lubi gdy osoby, na których musisz polegać nagle zostają przykute do łóżka. Jeżeli jednak miał w tę inwestycję wejść, to musiał być pewien, że zminimalizuje ryzyko bezsensownych zachowań naiwniaka.
- Jeżeli chcesz mieć tu tylko bazę upewnij się, że nikt nie będzie o niej wiedział. Nie pomagaj w niej i nie pokazuj nikomu, chyba że nie będzie się im opłacało Cię okradać. - W końcu kryjówka kogoś kto wyjeżdża na długi czas i przebywa wtedy w Edenie była wyjątkowo łakomym kąskiem dla wszelkiej maści złodziei, włamywaczy i bezdomnych, którzy chcieli przenocować w cudzym łóżku i zjeść cudze zapasy.
- Po trzecie nie wierz we wszystko co usłyszysz i nie ufaj wszystkim, których przypadkiem napotkasz. - Jeżeli w tym czasie szli, to Rashn obrócił się teraz i stawiał kroki tyłem, by dodać jeszcze jedno zdanie:
- W końcu mógłbym skłamać i wcale nie zaprowadzić Cię do Apogeum. - Nie musiałby mieć specjalnego powodu. Zwykła złośliwość, bądź chęć okradnięcia naiwniaka, gdy ten będzie spał. Przez sen trudno jest się bronić niezależnie od tego jakimi zdolnościami się dysponuje. Rashn natomiast nie wątpił, że ten tutaj ma coś, co daje mu poczucie bezpieczeństwa i co ochroniło go dotychczas.
Z drugiej strony on naprawdę prowadził go tam, gdzie mówił. Chciał jedynie wzbudzić w nim wątpliwość i dać do myślenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Naiwnie poczuł się tak, jakby z serca spadł mu kamień. Uśmiechnął się wdzięcznie i kiedy tylko Rashn zaczął iść, Soleil starał się z nim zrównać, a przynajmniej być najwyżej krok, dwa za nim. Zanim jednak zdążył podziękować, mężczyzna przeszedł szybko na inny temat: tego, co powinno, a czego nie powinno się robić na terenie Apogeum i... Anioł poczuł, jak narasta w nim smutek.
  Spuścił głowę tak, jakby coś spsocił i rodzic — tudzież tutaj bardziej anioł wyższy rangą — go zbeształ za nierozsądne zachowanie. Nadąsał się i jeszcze trochę szedł w milczeniu, trawiąc te ciężkostrawne słowa, które tak bardzo różniły się od tego, do czego był przyzwyczajony w tej idealnej bańce, jaką był Eden. Tak ciężko będzie się dostosować do nowego świata, jeśli był tak nieprzyjazny.
  Anioł miał świadomość tego, że to, co teraz go otaczało, było okrutne i nieprzychylne, jednak to totalnie coś innego, kiedy słyszysz o jakimś zdarzeniu, a co innego, gdy jesteś jego uczestnikiem. Żył w ludzkiej skorupie od setek lat, a jednak to wszystko dalej go zadziwiało. Nie umiał nadziwić się temu, że naprawdę można patrzeć na kogoś jak na szkodę, zło.
... Dziękuję – powiedział cicho –  ale... To przykre. Znaczy, to podejście brzmi tak smutno. Nie mówię, że jest złe, jeśli otoczenie to wymusza, a... Ale tam, gdzie zwykle mieszkam, wszyscy sobie pomagają. To jest tak, jakby mój świat i twój dzieliła przepaść...
  „Którą nie wiem, czy chcę przekraczać, ale muszę.”
  Urwał na niewypowiedzianej myśli, ale jego serce zaraz zaniepokoiło coś jeszcze. W pierwszym przypływie emocji Soleil odniósł wrażenie, że obcy chce go zniechęcić, wystraszyć. Gdyby nie to, że był aniołem, zapewne uniósłby się dumą i powiedział „dziękuję za usługi przewodnika, jednak wypadam z wagoniku, dam radę sam” , ale teraz nawet nie przeszło mu to przez głowę.
Jeszcze nie jesteśmy na miejscu, więc jeszcze mogę oferować ci dobrowolnie... Dżem.
  Czerwony Kapturku, przekupujesz potencjalnego wilka czy po prostu wziąłeś za dużo pyszności idąc do babci?
Bo tak naprawdę nic poza dżemem, suszonym mięsem dla kota i kilkudniowym chlebem nie mam, a okupu nikt za mnie nie zapłaci.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

- Daj spokój. - Powiedział Lis słysząc jak mężczyzna (chłopiec?) zaczyna próbować zaoferować mu dżem, by ten zaprowadził go do celu. Wybitnie nie zrozumiał jego intencji. Rashn był manipulantem, jednak był słowny i jeżeli komuś obiecał poprowadzić go do Apogeum, to miał zamiar to zrobić i naprawdę nie łatwo było go od tego odwieść.
Nie potrzebował więc żadnej dodatkowej zachęty, ani przekonywania, że powinien dotrzymać słowa i zaprowadzić Soleila tak jak obiecał. Lis pokiwał głową, gdy zrozumiał, że jego intencje zostały mylnie odczytane.
- Mógłbym skłamać, ale tego nie zrobiłem. Dałem Ci słowo i go dotrzymam. Mam zresztą swoje powody by chcieć, żebyś trafił do Apogeum i żeby nic Ci się nie stało. W końcu zdrowe sąsiedztwo zawsze w cenie. - Nie tylko jasno wskazał, że nie ma zamiaru go zniechęcać ani oszukiwać, ale jeszcze wyjaśnił mu swoje motywy. Czy ten Lis nie był nadmiernie wylewny?
- Oczywiście jak chcesz mi dać dżem, to go przyjmę. Chcę Ci tylko wyjaśnić, że nie musisz mnie przekonywać do czegoś, co postanowiłem zrobić. - W końcu kto by pogardził darmowym jedzeniem? No na pewno nie Rashn. Chociaż w sumie nie wiedział czemu ktoś miałby chodzić z dżemem po lesie... Było wiele o wiele lepszych rzeczy, które można było ze sobą zabrać w podróż. Czy w Edenie naprawdę ludzie są tak oderwani od rzeczywistości? Czy może to Desperacja jest od niej oderwana?
- Jestem świadomy tej przepaści. - Odpowiedział Lis po dłuższej chwili, gdy odeszli już znacząco od miejsca, w którym się spotkali. Nie musiałby wiedzieć nic o Edenie, by widząc Soleila wiedzieć, że ten pochodzi z zupełnie innego świata. Na pewno bezpieczniejszego i takiego, w którym każdy nie stara się przeżyć. - Dlatego też dałem Ci moje rady, a czy będziesz starał się je zastosować to już zależy od Ciebie. Skoro jednak zdałeś sobie sprawę, że nie jesteś w przyjaznej okolicy, to może coś nawet pojąłeś. To dość na start.
Idąc obrócił twarz w bok, tak że kątem oka widział Soleila i uśmiechnął się do niego.
- Znasz jakieś dobre historie z miejsca, z którego pochodzisz? - Nie było co rozmawiać dłużej o okupach. Skoro mieli wędrować jeszcze przez jakiś czas, to może Rashn przynajmniej dowie się czegoś o świecie i posłucha nieco edeńskich opowieści? Tylko nie śpiewanych... żadnych anielskich szant. Proszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciężkie do zrozumienia były dla niego intencje Lisa. Trochę ze sobą sprzeczne, ale nie do końca, choć niewykluczone też, że racjonalizował na siłę pewne zachowania Rashna. Mimo że z całą pewnością był starszy od wymordowanego, czuł się przy nim jak niedoświadczone dziecko, jak nieopierzone pisklę, które nie wie, jak rozwinąć skrzydła i ruszyć do lotu. Gdyby tylko nie wybrał sobie na pierwszy kurs szybowania sztormu... Gdyby tylko świat był przyjaźniejszy.
   Anioł popadł w zadumę raz jeszcze, skupiwszy się znów na różnicach, jakie były między ich światami, krainami. Dobrowolnie, nie w ramach przekupienia, chciał przekazać mężczyźnie dżem, słodki, pyszny, owocowy i zdolny do wytrzymania wszystkiego. Uśmiechnął się, unosząc nieco brew ku górze.
Już ustaliliśmy, że nie mam po co cię przekupywać... – Odpowiedział na wzmiankę o dżemie, który zaraz wyjął z torby, a który też był nieco wygrzany kocim ciałem, po czym przekazał go mężczyźnie. No, wyciągnął rękę ze słoikiem w jego stronę i tyle, ale liczyło się.
Ale jeśli nie masz na niego miejsca, to ja go mogę nieść do końca. A, um, mimo wszystko jestem wdzięczny za twoje zachowanie...  – „I jest mi tak cholernie wstyd, że jestem do niczego. Jak zawsze. Powinienem być tylko maszynką do podtykania rannych rąk, które miałbym leczyć...”, pomyślał, choć ani mu się śniło mówienie tego na głos.
Niemniej jednak... Trochę stawiasz na niej most. Jeśli traktujemy to jako „po jednej stronie czarne, po drugiej białe”. Bezinteresowna pomoc znajduje się raczej po tej mojej – zauważył, chociaż nie chciał szczególnie tym samym podważać światopoglądu Lisa. „Może jak Bóg Ojciec już wróci, spojrzy przychylniej na zaginione dusze ludzi zaklętych w wymordowanych?”, właśnie takie myślenie lubił przyjmować, kiedy spotkało go coś miłego. Ale też coś niemiłego. Po prostu jak coś go spotykało.
Znam... Opowieść o zaginionych aniołach na końcu strumienia. O tym, jak krnąbrna anielica zakochała się w tygrysie, który był wymordowanym. O sądzie żartownisia, który jedynie udawał, że jest duszą wymagającą osądu... – Tu uśmiechnął się lekko. – ... A potem żył jeszcze długie lata.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach