Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

 Czyżby wrócił w najbardziej nieodpowiednim momencie? Już od wejścia do legowiska uderzył go intensywny smród krwi, znacznie gorszy niż ten, który towarzyszył im, gdy Kirai radośnie szlachtował najemników. Jedno spojrzenie rzucenie na najbliższe otoczenie braciszka i już wiedział dlaczego. Wypatroszył ich.
 Nie wiedzieć czemu, ale Boris spodziewał się, że wymordowany powiesi swoje ofiary na haku, jak krowy w rzeźni. Filetowanie ich na stole, prawie jak w normalnej kuchni, brzmiało znacznie lepiej. Nie wiadomo co było nie tak z Azarowem, że krojenie zwłok na stole skojarzyło mu się z domową atmosferą, ale coś jednak musiało być nie w porządku. Tym razem już nie uciekł w tył, gdy pająk postanowił się zbliżyć.
Kiedyś zabiłem robaka pustynnego – powiedział powoli, starając się ostrożnie ważyć słowa, by przypadkiem nie zostać wziętym za sprzymierzeńca królikoludzi, skoro już przyznał się, że z króliczkami sobie wesoło gawędził.
 Nadal też nie wiedział co powinien zrobić z truchełkami, więc trzymał je na rękach, pozwalając by jego bluza coraz bardziej przesiąkała puchatymi zwłoczkami. Były niesamowicie milutkie i co najważniejsze - wcale nie wyrywały się z objęć. Szkoda, że nie grzały jak żywe. Takie Lazarus mógłby ukochać jako swoje zwierzątka.
Nie chciałbym też umierać by stać się silniejszy... – zastrzegł od razu, nie wiedząc czy wymordowany nie zechce mu służyć pomocą – Wtedy frajda z posiadania starszego, silniejszego brata była by znacznie mniejsza.
 Kirai był starszy? Trudno było stwierdzić. Większość wymordowanych, a już zwłaszcza kitajców, wyglądała nie dość, że młodziej od samego Borisa to i młodziej od ich faktycznego wieku. Normalnie połowie z nich nie sprzedałby alkoholu w monopolowym. Tym bardziej dziwnie się czuł patrząc na pozbawioną maski twarz wymordowanego. Teraz już na pewno go ugryzie. Zwłaszcza, że Boris odważył się wyciągnąć rękę po swoją własność.
Puść to. To moje – warknął, łapiąc za wisiorek i nie chcąc ryzykować jeszcze większych uszkodzeń łańcuszka próbą wyszarpania go – Dostałem go od taty i musi zostać ze mną.
Bo tata nie został, nie Boria?
 Kłamał, ale to było jego ulubione kłamstwo. O wiele przyjemniej było myśleć - i zmusić innych do takiego myślenia - że jego ojciec wcale nie zostawił go przypadkowo ani tym bardziej matka wcale nie ukradła zdobyczy po kochanku jak na ściekowego szczura przystało.
To taki miejski znaczek. Dawno temu, jak jeszcze nie było Miast, to ludzie na takich tylko, że sporo większych krzyżach wieszali swoje ofiary żeby te zdechły w męczarniach. Niektórzy lubią takie nosić.
 Trochę patowa sytuacja. Ciążył mu plecak, obie ręce miał zajęte, ale pocieszał się tym, że stworzenie obiecało, że go nie zeżre. Zupełnie jakby obietnice wymordowanych były coś warte.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Spojrzał na niego ostrożnie, gdy ten wygłosił wzmiankę o zabiciu robaka pustynnego. Kącik ust drgnął lekko, nieznacznie odsłaniając kilka zębów w krzywym uśmiechu. Łeb wymordowanego przechylił się z lewej na prawą, jakby ważąc prawdę i kłamstwo zawarte w wypowiedzi drugiego mężczyzny. Oczy zabłysnęły jednak z nieznanej natury entuzjazmem. Dłoń uniosła się i klepnęła kilkukrotnie ramię Lazarusa, pozostawiając tam krwawe, wilgotne plamy.
Umiesz się bronić, na pewno będziesz kiedyś duży i silny jak my – powiedział z dumą i zadowoleniem, naraz odpowiadając na wypowiedź o frajdzie z posiadania starszego brata. – Broniliśmy zawsze tylko siebie – dodał po zastanowieniu, jakby ostrożniej niż wszystkie poprzednie wypowiedzi.
 Zęby błysnęły w momencie, gdy tamten wyciągnął rękę po swoje. W pierwszym momencie Kirai pociągnął błyskotkę nieco do góry, jednak widząc, że jest dla niższego ważna, nie decydował się na szarpanie jej dalej. Uścisk na łańcuszku delikatnie się poluzował, ale nie do końca. Wypuszczanie zabawek za szybko było nudne. Musiał, zamiast za łańcuszek, pociągnąć łowcę za język.
Taty – powtórzył wolno, smakując to słowo. Czy półzwierzę w przypływie zazdrości o to, że braciszek ma jakąś inną  rodzinę, rzuci się na niego? Był przecież tak blisko. Mógł zrobić mu tak dużą krzywdę z taką łatwością. Zajęte królikami i naszyjnikiem dłonie, łańcuszek w rękach Kiraia… Tak łatwo byłoby go zadusić jak nieposłuszne zwierzątko.
Też mieliśmy tatę. Ale go nie znaliśmy – dodał po chwili, a jego głos był jakby smutny i stęskniony. Mina przeszła na moment z wyszczerzu do strapionej. Puścił łańcuszek i opuścił obie ręce. Poruszył barkami.
Taty nie ma. Teraz to my opiekujemy się rodziną. Mama zawsze to powtarzała. Jirō, mówiła jak dorośliśmy, teraz to ty jesteś mężczyzną w rodzinie. Robiliśmy dla niej różne rzeczy. I dla naszych przyjaciół, ale… – Pauza. Głos Kiraia pozostawał w tym samym tonie. Mężczyzna obrócił się i przeszedł znowu do kuchni. Chwycił spory nóż i najpierw jedną, a potem drugą wątróbkę położył na blacie.
… Ale – podjął, a nóż opadł w dół, wbił się w mięso. – wszyscy – znowu. – nas – kolejne cięcie. – zostawili! – przy tym słowie jego głos przeskoczył na moment na ton bezradnej furii. Uderzenie noża o blat, po spotkaniu się z mięsem, było mocniejsze niż poprzednie.
Zrobimy obiad. Rano rozstawimy nowe pułapki i odstraszacze namolnych posiłków. – Bez patrzenia na Borisa skinął głową w stronę dwóch trupów. Sięgnął po patelnię, zaraz po naczynie z białawą, tłustą substancją. Nabrał jej dość sporo na nóż i zrzucił na patelnię, taki sam los spotkał pokrojone kawałki mięsa. No tak, bez tłuszczu słabo smażyć, a na masełko nie było co liczyć. Ten najpewniej był wytopiony z poprzednich posiłków wymordowanego.
 Nie należało spodziewać się tu gazu; w innym pomieszczeniu, do którego Kirai przeszedł, znajdowało się specjalnie wytyczone na rozpalanie ogniska miejsce. Dorzucił trochę drewna i suchej trawy, po czym zajął się podpalaniem tego. Wentylacja nie była większym problemem. Podmuchy wiatru i ciągły przeciąg dbały o to, by nie podusili się tu. Naciągnął rękawy kurtki na dłonie i przystąpił do smażenia, co jakiś czas niecierpliwie przewracając mięso nożem.
Jaki był… Tata? – zapytał cicho. W końcu zdjął patelnię z ognia i położył ją na podłodze. Z racji pryskającego tłuszczu nie zabierał się jeszcze do jedzenia. Po prostu siadł po turecku przed mięsem i czekał na zgodę od posiłku na spożycie go.[/color]
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

 Znajdując się w tak bliskiej odległości od wymordowanego, czuł się jak na wybiegu dla lwów, mogąc przechadzać się wśród nich. Mimo że ta sytuacja od razu przyszła mu na myśl to doskonale wiedział, że gdyby kiedykolwiek naprawdę znalazł się na takim terenie to byłby totalnym żółtodziobem, który przeżył, o ile w ogóle, wyłącznie za sprawą szczęścia, a nie umiejętności poskramiania dzikich zwierząt. Ale hej, to zupełnie jak w tym przypadku!
 Oddany mu łańcuszek owinął dookoła dłoni. Poczuł wyraźną ulgę, przekonany, że już go więcej nie odzyska. Wlepiał teraz spojrzenie w Kiraia, nie chcąc być posądzonym o nieuważne słuchanie swojego braciszka, mimo że myślami już był przy próbie ucieczki. Miał już wszystko, na czym mu zależało. Należało ewakuować swoje łowcze dupsko.
Ale…? – podłapał zwiedziony pozornie normalnym tonem głosu.
 Wymordowany wspominał o rodzinie, pamiętał nawet swoje imię, może więc nie był taki do końca zdziczały? Przecież Borisowi też zdarzały się ataki wściekłości? Może należało potraktować go jednak jak człowieka? Nóż ze świstem przeciął powietrze i wbił się w mięso. Łowca prawie podskoczył, nie spodziewając się, że Kirai włoży w to tyle siły. Miękka wątróbka z pewnością tyle jej nie potrzebowała. Zaraz pożałował, że poszedł za nim do kuchni. Ten pojeb upierdoli mu nogi w kolanach jak dowie się, że Lazarus ma zamiar stąd prysnąć. Przełknął głośno ślinę i to wcale nie na myśl o przygotowywanym posiłku.
Wiesz, ja cię nie zostawię. Przecież mama mówiła, że masz się mną opiekować – słodkie zapewnienie rzucone na początek miało być ugruntowaniem bezpiecznego terenu pod kolejną część – Ale... Ale mam dużo pracy i nie zawsze będę mógł tu z tobą być, rozumiesz?
 Nie wiedział czy granie na personach z pajęczej rodziny ma jakiś sens, ale warto było spróbować. Może uda mu się tym coś ugrać, chociaż podejrzewał, że zwichrowany rozumek wymordowanego może dopowiedzieć sobie cokolwiek by tylko chciał, niezależnie od łowczych intencji. Kiwnął twierdząco, zgadzając się na plany pająka. Do rana mógłby tu chyba zostać. Niewielka cena za jego bezpieczeństwo. Teraz, gdy zbliżał się wieczór wolał nie być gonionym po pustkowiach przez pajęczaka między pustynnymi robalami, które niedługo pewnie wyjdą na żer.
 Gdzie szedł Kirai, tam i dreptał Lazarus. Jak na młodszego brata przystało ściskając króliczki i ciągle pilnując co wymordowany robi z jedzeniem. Wolał się upewnić, że nie dodaje tam połamanych żyletek. Co strawią niektóre żołądki tych potworów, niekoniecznie nie zabije łowcy w kilka chwil.
Taki jaki ja zawsze chciałem być – rzucił wymijająco na zadane pytanie, chcąc jednak zmienić temat, ale głos szybko uwiązł mu w gardle.
 Nigdy z nikim o nim nie rozmawiał, po części nie miał z kim, a po części bał się, że ojca wkopie w coś niezbyt fajnego. Życie po przeciwnych stronach barykady wcale nie było takie fajne. Zwłaszcza, gdy się irracjonalnie tęskniło i to najprawdopodobniej tylko jednostronnie. Od dymu po smażeniu dziwnie zapiekły go oczy. Dobrze, że nadal miał na sobie maskę.
Chyba mnie lubił, mam nadzieję. Też długo go nie znałem, ale jak się odnalazł to się mną zaopiekował, mimo że sporo ryzykował. Może nawet mu za bardzo nie przeszkadzało, że nie jestem człowiekiem? Ale spierdoliłem sprawę, byłem strasznie chujowy jak widzieliśmy się ostatnim razem. Dlatego nie było już następnego, łapiesz? Jest na mnie zły, na pewno. Pewnie nie chce na mnie patrzeć. Ma jeszcze inne szczeniaki i są lepsze. A jak ma się lepsze szczeniaki to te gorsze nie są potrzebne.
 Zajął miejsce przy Kiraiu, wraz z nieodłącznymi króliczkami. Dopiero tu pozbył się plecaka, traktując go jak swoiste oparcie, najwygodniejszy desperacki fotel na jaki było go tylko stać. Zajął się próbą doprowadzenia zapięcia od łańcuszka do stanu względnej używalności.
Czemu nie jesz? Modlisz się? – mruknął, zerkając na brata i próbując skierowaniem rozmowy na inne tory, opanować niepokojąco łamiący się głos.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

– Wiesz, ja cię nie zostawię.
To znaczyło bardzo dużo, choć nie powinno znaczyć nic. Kirai był przecież tylko głupim zwierzakiem, mutantem.
– Przecież mama mówiła, że masz się mną opiekować.
Przecież mama nie żyła już dobre dwieście lat. Pajęczak nie umiał jednak przyjąć tego do wiadomości. Ciekawe było, czy w ogóle wiedział, ile lat minęło od jego śmierci. Był stosunkowo młodym wymordowanym, a jednak luki w pamięci miał i w dodatku pojmowanie upływu czasu było u niego znacznie zaburzone. Dni po prostu płynęły, jednak nie składały się na lata. Przecież sam się nie zmieniał z biegiem czasu.
My też mamy pracę. Czasami. Ale zwykle zajmujemy się domem – odpowiedział z dumą, choć w głosie dalej słyszalna była pretensja do wszystkiego, co  go spotkało. Gdy przeszli do innego pomieszczenia, Kirai wydawał się zbyt zaabsorbowany gotowaniem, jednak słuchał uważnie słów młodszego. W paru momentach unosił na niego spojrzenie, trochę tępe i nierozumiejące, ale zainteresowane. Zapach grzejących się na tłuszczu wątróbek sprawiał, że z kącików jego ust sączyła się kilkukrotnie przecierana ślina.
Huuuh – burknął na koniec wypowiedzi tamtego. Nie rozumiał, ale w pewien sposób wszelkie rozterki były mu bliskie i odległe naraz.
My nie mamy już innego brata, a mamę nam zabrali do ośrodka. Pracowaliśmy ciężko dla mamy, dla nas, dla ciebie. Pomagali nam przyjaciele. Ale głupole z wojska nas połapały. Ich szybciej, nas chroniła moc, ale już jej nie mamy. Przyszły inne głosy. Podpowiadały nam gorsze rzeczy. Chciały, żebyśmy byli silni dla mamy, żebyśmy na nią czekali z bogatym, dużym domem, psem i ciepłym obiadem jak od szefa kuchni. Złapali nas, kiedy moc przestała działać. Byliśmy martwi niedługo potem. Ale wstaliśmy. Duzi, silni i wiecznie głodni.
 Na wzmiankę o modlitwie jakby zamarł. Zamrugał dopiero po chwili i spojrzał niepewnie na brata, jakby przepraszająco, po czym klęknął i złożył dłonie do modlitwy. Bogobojnie uniósł spojrzenie ku górze.
Panie Boże, dziękujemy ci za zesłanie nam mięsa na syty posiłek – powiedział ze szczerą wdzięcznością, zaraz jednak jego spojrzenie przeszło znowu na Lazarusa. – I dziękujemy za sprowadzenie naszego brata, ażebyśmy mogli podzielić się z nim obiadem. Amen.
 Nabił na nóż pierwszy kawałek mięsa i zamachał ostrzem drugiemu mężczyźnie niemal przed twarzą.
Bóg zapłać – oznajmił z szerokim uśmiechem. – Powiedz „aaa”, braciszku.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

 Czy przeszkadzało mu, że pajęczak wydawał się nie do końca wiedzieć, o co chodzi łowcy? Wręcz przeciwnie. Lazarus obdarował go pod maską niepewnym uśmiechem. Wymordowany nie rozumiał, choć może się starał, ale to sprawiało, że słuchał. Cholera, nawet nie musiał! Ale sprawiał takie wrażenie i co najważniejsze - po każdym słowie Borisa nie miał w swojej zaślinionej mordce tysiąca pouczeń i rad jak wszystko zrobiłby lepiej. Właśnie tym, powolutku i niepewnie, niczym przechadzka po cienkim lodzie, zaskarbiał sobie malutkie kawałeczki sympatii łowcy.
 Wplatanie w swoje wypowiedzi Borisa jako kogoś, kim naprawdę powinien się opiekować, powodowało, że Łajza zaczynał wyczuwać w tym dobry interes. Kryjówka pająka wcale nie była aż tak daleko od jego własnej. Stanowiła się doskonały punkt na zwabienie każdego niewygodnego przeciwnika, ku zamordowaniu go i przerobieniu na obiad. Łowca miałby czyste ręce, Kirai pełny brzuszek. Przecież to wcale nie różniło się od składania ofiar pradawnemu bożkowi, a co więcej - brzmiało jak plan. Bardzo dobry plan, który miał jeszcze kilka niewielkich mankamentów.
Głosy coś ci teraz mówią? – spytał, niby niewinnie, choć woląc się upewnić, że nie podpowiadają mu rozpłatania łowczego brzuszka.
 Udało mu się naprawić zerwany łańcuszek. Co prawda jego zapięcie nie było takie jak przedtem, ale trochę kreatywności, znacznie więcej siły i srebrna ozdoba poddała się i pozwoliła na dalsze jej użytkowanie. Boris z powrotem narzucił krzyżyk na szyję, chowając go pod bluzą i dla pewności jeszcze przyklepując pod materiałem. Moje, nie wolno ruszać - zdawały się mówić czerwone ślepia, ukryte nadal pod maską, ale zwrócone w kierunku Kiraia.
Może teraz należałoby połapać tych głupoli z wojska...
 Zwietrzył kolejny interes. Może wymordowany nadawałby się jako osobiste zwierzątko do siania spustoszenia w mieście? Tyle było możliwości na wspólne spędzanie czasu z bratem! Bo chyba o to chodziło, prawda? Lazarus nie miał rodzeństwa, a przynajmniej nigdy takiego nie spotkał. Bracia powinni siać wspólnie chaos, tak to chyba działało.
 Już łowca miał spytać czy skoro smażone wątróbki są obiadem to czy czeka ich jeszcze kolacja, gdy przed jego maską zamachano nożem. Odchylił się na plecaku, próbując uniknąć porysowania wilczego pyska, wydłubania mu oka czy - przypadkowego lub umyślnego - urżnięcia mu ucha. Niby w modlitwie rozgraniczył go od posiłku, ale nigdy nic nie wiadomo.
Amen.
 Chcąc oszczędzić sobie ryzyka zbyt bliskiego kontaktu z nożem trzymanym przez kogoś innego sięgnął po scyzoryk, znacznie mniej imponujący, i wstrzymując oddech dziabnął nim jedno z kawałków mięsa porzuconego na patelni, zgarniając go do siebie. Chyba mógł? Sam nie był pewny, co mu wolno. Musiał się tego dopiero nauczyć. Trudno sprecyzować czy faktycznie był głodny czy po prostu z chęcią wrzuci w siebie każde możliwe jedzenie znajdujące się w pobliżu.
 Sięgnął do zapięcia maski, ściągając ją z pyska, odkładając koło zajączków i po chwili wahania pakując mięso do pyska. Stąd już mu go nie zabierze, nawet jak zmieni zdanie. Poparzona morda będzie tego warta.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Spytany, czy głosy coś mówią, Kirai zmarszczył brwi i na moment się nawet skupił, spojrzeniem przesuwając po każdym zakamarku pokoju, do którego miał dostęp swoim wzrokiem. Mówiły coś? Wychylały się z dziur? Odginały bardziej odchodzącą od ścian tapetę? Nie działo się nic zaskakującego. Wszystko wydawało się takie normalne. Opuścił nieco ramiona w wyrazie spokoju. Potrząsnął głową, na znak tego, że nic nie słyszy nietypowego.
 Nie widział też żadnych nieczystych czy szemranych intencji u swojego brata. Po prostu uważał go już za część rodziny i nic nie planowało chyba tego zmienić. Obserwował jego dłonie, ruchy, co jakiś czas zerkając na mięso, czy aby na pewno nie przypala się. Patelnia była gorąca, nawet jej rączka nadmiernie nagrzewała się, przez co Kirai wolał jej nie trzymać częściej niż należało. Mimo ostrożności, syknął, kiedy gorąco za mocno liznęło jego skórę. Kilkukrotnie strzepnął dłonią, chcąc jak najbardziej ochłodzić poparzoną skórę.
Połapać… – powtórzył niby bezmyślnie, przeciągając sylaby. Oczy błysnęły w wyrazie entuzjazmu, górna warga uniosła się, pokazując rząd zębów. – Chcielibyśmy wrócić do domu. Obejrzeć dawne mieszkanie. Pokazać, że miasto jest nasze.
 Mimo że nie powiedział tego otwarcie, chętnie przystałby na taki układ. Zrobienie w Mieście chaosu, odgryzienie jak największego kawałka mięsa z ręki, która najpierw karmiła go, a potem uderzała raz za razem. To było niesprawiedliwe. Nie powinien być tak potraktowany. Spojrzenie utkwił w nowym znajomym, jednak zawahał się na moment przed kolejną wypowiedzią.
Wojskowi coś ci zrobili, braciszku? – spytał cicho, ale z niemal namacalną troską. Może szukał pretekstów do agresji wobec S.SPECu? Czy aby na pewno ich potrzebował? Mógłby po prostu zaatakować. Bezmyślnie. Mając tylko jeden cel — nażreć się, naszarpać dla siebie jak najwięcej mięsa. Drgnął niebezpiecznie, jednak nie wykonał żadnego szczególnie niepokojącego ruchu. Jego ręce po prostu przeniosły patelnię na podłogę.
Amen. Smacznego. – Można by się spodziewać, że Kirai samemu sobie również zamknie na dobre gębę jedzeniem, nawet obrzucił Borisa zazdrosnym, zachłannym spojrzeniem. Trochę tak, jakby rozważał wrzucenie go na rozgrzany, wciąż nieco pryskający tłuszcz, nie zrobił jednak nic w tym kierunku. Zaraz jednak przemówił raz jeszcze.
Musisz nam koniecznie opowiedzieć o swojej pracy. Chcielibyśmy wiedzieć o tobie więcej. Dawno się nie widzieliśmy. – Ziewnął. – Ile to już lat?
 Pułapka? A może niekoniecznie, może po prostu niewinne pytanie? Kawałek za kawałkiem, mięso lądowało w ustach Kiraia. Dyszał i sapał co jakiś czas; wątróbka była za gorąca i pewnie porani sobie pysk w środku. Wszystko jednak grzecznie lądowało w brzuchu wymordowanego. W pewnym momencie, gdy już stosunkowo się nażarł, oparł się obiema dłońmi o podłogę za sobą. Westchnął głośno z zadowoleniem i pogłaskał się po brzuchu.
Zmieścimy coś jeszcze? – spytał, łypiąc znowu na Borisa. Mierzył, na ile porcji by go miał?
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

 Jeżeli łowcza regeneracja miała kiedykolwiek jakiś sens to była nim właśnie możliwość pożerania gorących kawałków mięsa. Boris wiedział, że popełnił błąd, gdy już po pierwszym kęsie poczuł nieznośny ból na języku i podniebieniu. Ani przełknąć, ani wypluć. Cierpliwie czekał aż jego pysk się przyzwyczai, choć pewnie była to kwestia poparzenia sobie nerwów, a nie przywyknięcia. Z kolejnymi kęsami się już tak nie spieszył. Kirai nie wykazywał żadnych większych chęci zabierania mu jedzenia, więc nie było potrzeby. Łowca pilnował tylko żeby czasem wymordowany nie zgarnął dla siebie większej porcji niż on.
 Powiódł za to spojrzeniem za omiatającymi pomieszczenie ślepiami pająka, zupełnie jakby spodziewał się sam ujrzeć te głosy. Ciągle nie pozbył się wrażenia, że może faktycznie są tu jacyś towarzysze Kiraia. Przecież wymordowany nie mógł tu siedzieć zupełnie sam. Ześwirowałby.
Pamiętasz gdzie mieszkałeś? Może wiem gdzie to jest.
 Miasto było spore i szanse na zlokalizowanie jednego mieszkania wśród tylu innych, zwłaszcza przy stale zmieniającej się okolicy, było niemal niemożliwe. Lazarus podejrzewał zresztą, że Kirai nie mieszkał tam miesiąc temu, ale znacznie dawniej. Mimo to po części rozumiał chęć odwiedzenia dawnego mieszkania. Sam czuł sentyment do dawnych kryjówek, bo domem ich jednak nazywać nie mógł.
 Na pytanie o wojskowych uśmiechnął się ponuro i zakreślił kontury swojej blizny na twarzy. Z przyzwyczajenia znacznie większe niż były one obecnie. Regeneracja co mogła to zrobiła, ale to chyba był już jej szczyt możliwości.
To za karę, za chodzenie po ścianach. Chyba nie lubią pająków – prychnął, przywołując dawne wspomnienia, które teraz tak bardzo pasowały do pajęczynowego wymordowanego.
 Próbował go podjudzić? Skierować całą jego złość na umundurowanych? A może tylko chronić własne dupsko, doszukując się wszędzie podobieństw godnych młodszego braciszka, by uchronić się przed zgniciem w jakiejś kokonowej spiżarni. Podobnie jak nie chciał odpowiadać wprost na kolejne pytanie. Pomyli się o rok w jakiejś ważnej dacie i Kirai go użre, co to to nie.
Zgaduję, że zbyt dużo? – spróbował wybrnąć, ratując się przejściem do kolejnej poruszonej kwestii – Zdobywam rzeczy z Miasta dla innych, zwykle na zamówienie. Zabieram bogatym i daje biednym, czyli głównie sobie.
 Wzrok Borisa zdawał się teraz mówić "widzisz Kirai, jestem przydatny, przydatnych się nie je", zupełnie jakby wierzył, że głód zwierzaka jest z jego wyboru i w odpowiednim momencie będzie potrafił nad nim zapanować. Nie żeby sam umiał. Na szczęście aktualnie czuł się najedzony, jak mało kiedy i równie rozleniwiony.
Serniczek z rodzynkami – podpowiedział usłużnie – Nieważne jak się można nażreć to zawsze znajdzie się miejsce na serniczek... ale nie mamy serniczka.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Mieliśmy dom w… – Zamyślił się, marszcząc brwi. Nie pamiętał już układu M-3. Podkulił do siebie nogi i oparł brodę na kolanach, pokręcił głową na boki. – we wschodniej części. Prawie południowej, bo bloków było więcej na południu, ale to bardziej była ta wschodnia. Mieliśmy małe mieszkanie. Nie dla trzech osób. Kiedy zostaliśmy sami, wydawało się w sam raz, ale było zbyt puste.
 Tak jak to, w którym teraz byli. Typowe japońskie standardy, jednoosobowe, może dwuosobowe, jeśli nie przeszkadzał ścisk i stosunkowa niewygoda, gdyby ktoś nie był do niej przyzwyczajony. Jego twarz jednak rozjaśniła się momentalnie; prawie nie wyglądał już jak ludzkozwierzęca hybryda żądna krwi, a po prostu jak jakiś bezdomny, który od wspaniałomyślnego nieznajomego dostał nowe buty i pieniądze na obiad.
 Wiódł spojrzeniem za palcem łowcy, syknął cicho. Tak, wojsko nie lubiło pająków. Nie lubiło też Kiraia, więc postanowiło skrzyżować jedno z drugim. Skrzywił się, schował twarz w kolanach i znowu pokręcił głową. Wydał z siebie odgłos sugerujący, że coś go boli, w dodatku nie byle jak. Drżący oddech wydobył się z jego ust i idealnie w tym samym momencie po ciele mężczyzny przeszły intensywne dreszcze.
Zbyt długo. Tak długo jak Jirō jest zamknięty w pająku, nie widzieliśmy nikogo znajomego. To wojsko sprawiło, że jesteśmy jednym. Nigdy nie jesteśmy samotni. Pająk nie odchodzi, nie zostawia. Ale chcielibyśmy roznieść wojsko w pył. Zemścić się za nas i za ciebie. – Pewnie do tej listy należałoby dodać też matkę Kiraia. W chwili, kiedy nie było już nikogo, kto by się nią przejmował, najpewniej poddali ją cichej utylizacji. Tego jednak pajęczak nie wiedział.
Chcielibyśmy zobaczyć kiedyś sernik – powiedział tak, jakby chodziło o jakiegoś dawnego przyjaciela. Nagle podniósł głowę i wyszczerzył się szeroko. – Ale bez rodzynek. Rozumiemy pizzę hawajską, ale nie rodzynki. Są jak trafienie na larwy w mięsie. Tłuste, soczyste larwy. Kojarzą się nam z rodzynkami i dlatego zawsze je wyrzucamy. Ale ty zawsze lubiłeś dziwne rzeczy. – Westchnął z nostalgią. Wbrew gwałtownym zmianom w reakcjach i zachowaniach, Kirai czuł się dość spokojny. Było przyjemnie, można by rzec.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down

 Łowca przywołał na myśl rozkład miejskich dzielnic i uświadomił sobie, że o wymienionych przez Kiraia dzielnicach praktycznie nic nie wie. Zwykle trzymał się okolic centrum, wtapiając się w tłum obywateli i nawet jeżeli ryzykując większą szansą na rozpoznanie to śmiało korzystając z niemal nieograniczonej ilości żywych tarcz i zakładników w przypadku odcięcia mu jakiejkolwiek drogi odwrotu do bezpiecznych kryjówek. A na wschodzie? Co tam w ogóle było? Pewnie pola ryżowe i farmy nieugotowanego, dzikiego jedzenia. Mimo to Lazarus niemal natychmiast podjął decyzję.
Zabiorę cię do miasta. Pójdziemy do domu – zadecydował, jakby w pomyśle zabrania do cywilizacji zarażającego śmiercionośnym wirusem, wygłodniałego wariata nie było absolutnie nic złego.
 Może i rebelianci zabrali należną mu bombę głębinową, ale nie zabiorą mu pajęczaka. Tej zabawki do terroryzowania mieszkańców i eliminowania wojskowych w jak najbardziej widowiskowy sposób już nikt mu nie odbierze. Jeżeli będzie trzeba, będzie mamił wymordowanego obietnicami tak długo, aż przywiąże go do siebie mocniej niż byłaby to w stanie zrobić pajęczyna, nawet zmutowana.
Wymyślę też sposób by dostać się do laboratoriów SPECu. Mają w swoich komputerach informacje, których potrzebuję. Byłoby nieźle, gdybyś poszedł tam ze mną. Wiesz, to obce miejsce, a samemu głupio tak iść.
 Tysiące dylematów. Co jeżeli twarz napotkanego strażnika wyda się znajoma? Powiedzieć dzień dobry przed zastrzeleniem go? Północ to poważna instytucja, a nie pierwszy lepszy burdel na Desperacji. Trzeba się jakoś zachować, a to stresujące. Zwłaszcza jak tam tylu znajomych pracuje. Boris posłał pająkowi niemal błagalne spojrzenie. Musiał się zgodzić. W przeciwnym wypadku łowca nie miałby za czyimi plecami się chować, a nie wyrzucenie na publiczny widok rozszarpanych ludzkimi zębami zwłok żołnierza byłoby okazją nie do odżałowania.
Do sernika też mogę cię zapro... Chyba sobie kpisz w tym momencie – kolejna przymilna obietnica w mgnieniu oka przeszła do niskiego, ponurego warkotu – Jeżeli sernik to wyłącznie z rodzynkami.
 Gdyby Lazarus posiadał sierść to nastroszyłby się właśnie jak kociątko albo szczota do kibla. Niestety, niezadowolenie musiał okazać tylko podnosząc się do czujnego siadu, rezygnując z wygodnego rozwalania się na plecaku.
Sernik bez rodzynek to nie sernik, a jakaś półgotowa plucha do zapychania ryja – warknął, obnażając kły.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

„Zabiorę cię do miasta. Pójdziemy do domu.”
 Oczy Kiraia otworzyły się tak szeroko, że można by było zapomnieć o jego azjatyckim pochodzeniu. Wymordowany rozdziawił usta i uniósł wysoko brwi. Gdyby tylko jeszcze objął własną twarz obiema dłońmi, wyglądałby jak ten sławny obraz z rozdartą gębą na moście. Reakcja jednak, w przypadku Kiraia, nie była zabarwiona emocjami negatywnymi. Pajęczak wydał z siebie niesprecyzowaną symfonię pełną pomruków, pisku, krótkich wybuchów śmiechu. Gdyby nie to, że był obrzydliwym ludożercą, można by go porównać tutaj do psa, który cieszy się na widok właściciela, po jego nieobecności. Takiej na zawsze na pięć minut.
 Nie myślał w żaden sposób o zasianiu terroru, chaosu, nieporządku, o zagrażaniu mieszczuchom, czy nawet o zjadaniu ich. Oczywiście, że w Mieście mieli wiele, naprawdę wiele znakomitych przypraw i dodatków do jedzenia (nie licząc rodzynek, nikt ich nie lubi, a jak lubi, to królikoludzie wyprali mu mózg!), ale... To zdawało się być odsunięte na dalszy plan. Czyżby ludzka świadomość Kiraia tęskniła za luksusami, jakich zaznała za bezpiecznym murem?
 Jirō przysunął się do brata jeszcze bliżej, póki co zbywając milczeniem wypowiedzi Borisa. Uśmiechnął się, jednak grymas wypływał na jego paszczę stopniowo, niepokojąco, w akompaniamencie dłużącego się „heeee”, tak charakterystycznego dla tego wymordowanego. Wyciągnął rękę do niego, po prostu wyciągnął, a jeśli ten nie ruszył się z jakiegoś powodu, to Kirai przeczesał jego włosy takim gestem, jak gdyby faktycznie chwalił dziecko. Albo psa. Do wyboru do koloru.
Masz okropny, najgorszy gust, ale dajesz nam tak dużo, że wybaczamy ci już tu i teraz. Kiedyś zaznasz uroków serniczka bez rodzynek, musisz tylko do tego dorosnąć. Jak kiedyś do alkoholu i papierosów – pokiwał głową, robiąc przy tym niby mądrą minę dumnego starszego brata.
Zawsze wiedzieliśmy, że możemy na ciebie liczyć. Teraz ty możesz liczyć na to, że upilnujemy twojego snu. Chcesz kocyk? Jutro musimy pracować. Zjedliśmy obiad, rano podzielimy się ubraniami i resztą mięsa, poszukamy króliczków. Och, wpychać ci ich skórki? Zbierzemy najsłodsze mięso, a potem oddamy najsłodsze zabaweczki – gdyby nie to, że Kirai był kim był, można by było uznać jego sposób wypowiedzi za całkowicie normalny i rozczulony. Trzeba by było jedynie zignorować zupełnie treść. Jakby było się psem, który bazuje się nie na słowach, a na tym, jak są wypowiadane.
  Jirō podniósł się z miejsca, totalnie ignorując agresywnoostrożną postawę Borisa i poszedł faktycznie po dwa kocyki. Gdy wrócił, jeden z nich rzucił bratu. Materiał był nieco lepki, bardzo zbity i poszarzały od brudu i kurzu. W ten sposób komunikował, że czas już spać, po czym sam usiadł pod drzwiami do pokoju, by z niego mieć widok na drzwi wejściowe i przynajmniej dwa okna.
                                         
Kirai
Poziom E
Kirai
Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Jirō Hirai.


Powrót do góry Go down


TYDZIEŃ PÓŹNIEJ

 Współpraca z wymordowanym układała się nad wyraz pomyślnie, a Boris z chęcią traktował zarówno swojego braciszka jak i jego kryjówkę jako darmową ochronę przed każdym niepożądanym towarzystwem. Nic więc dziwnego, że to właśnie tutaj łowca przytargał z trudem wyszarpane z rodzinnego gniazda nakrapiane jajo. O opiece nad pierzastymi bestiami nie miał zielonego pojęcia, a jego jedyna wiedza dotycząca pisanek ograniczała się do tego, że by zwierzak się z takiej wykluł musi mieć dostatecznie ciepło.
 Instalacja grzewcza jaką zbudował dla swojego nowego bombelka najpewniej przyprawiłaby o zawał miejskich fachowców i tylko cudem nie puściła domu Kiraia z dymem. Chybotliwa misa od grilla wypełniona każdym łatwopalnym szajsem jaki tylko Lazarus znalazł w okolicy domu kołysała się niebezpiecznie tuż obok prowizorycznego gniazda złożonego z najpewniej równie łatwopalnych szmat, w których to z kolei od czasu do czasu poruszało się na boki ponad trzykilogramowe jajko.
 Łowca od godziny leżał rozpłaszczony na brzuchu tuż obok i z policzkiem podpartym zaciśniętą w pięść dłonią wpatrywał się w pękającą zdecydowanie zbyt wolno skorupkę. Nie mógł się doczekać nowej bestyjki, ale jednocześnie bał się zrobić cokolwiek poza intensywnym wlepianiem w jajko swoich ślepiów.
 Mijały kolejne minuty, ogień zaczynał przygasać i już miał zostać podsycony przez kolejną ilość pozwijanych w kulki gazet, gdy nagle skorupka pękła do końca, jajko przewróciło się na bok, a z powstałego otworu wychylił się ciemny dziób. Boris i pisklak znieruchomieli.
 Tak daleko z wykluwaniem wymordowanych jeszcze nigdy nie zaszedł, więc totalnie nie wiedział, co robić, a zwierzak też nie wyglądał na zainteresowanego współpracą. Gdy szukał wszystkiego, co tylko dałoby się spalić natrafił też na książki. Nie chciało mu się wyrywać kartek z twardych, zdobionych okładek, więc zostawił je na czarną godzinę, ale teraz przypomniał sobie, że na jednej z nich były jakieś gawrony czy inne kurczaki. Może tam znalazłby instrukcję co dalej?
Kirai, szybkoooo! Chodź i pilnuj Fifonża! – wydarł się w przestrzeń, najpewniej do naprawiającego gdzieś w korytarzu pajęczyny brata i ruszył niemal biegiem do miejsca, w którym ostatnio widział te książki.
 Oby Wielka Księga Fifonżów była po polsku, albo chociaż z bardzo wymownymi obrazkowymi instrukcjami.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach