Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 18.04.19 18:03  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Nie miał wyjścia. Ustosunkował się do decyzji anioła, na którą tak czy owak nie miał najmniejszego wpływu. Znowu zajął miejsce na łóżko, odprowadzając Hershę wzrokiem do drzwi. Gdy plecy zwierzchnika zniknęły, odwrócił twarz ku szafie, w której skrył się kromstak. Zawołał go po imieniu, Ikar; jego imię zdecydowanie nie pasowało do charakteru.
 Tchórzliwy gryzoń wyjrzał ze swojej kryjówki. Stanął na dwóch łapkach i zaczął węszyć, aczkolwiek w końcu uzmysłowił sobie, że Nascela jest sam. Podbiegł do łóżka. Chciał wdrapać się na posłanie, ale anioł przyszedł mu z pomocą. Zabrał go na ręce i przeniósł na poduszkę, po czym położył głowę obok małego ciała. Jedna z dłoni skonfrontowała się z futerkiem kruchej istoty.
 Po powrocie Hersha zastał go z przymkniętymi powiekami. Klatka piersiowa unosiła się i upadła w regularny odstępach czasowych. Twarz zamarła w spokojnym grymasie bez żadnych zmarszczek czy znamion. Wyglądał tak, jakby spał i ten stan nie był daleki od prawdy. Sukcesywnie tracił kontakt z rzeczywistością; zmorzyło go zmęczenie. Odczuwał jej już wcześniej, ale teraz, w ciszy, która zapadła, bardziej się nasiliło. Jednakże przez kroki usłyszane uprzednio na korytarzu, przebudził się, ale nie otworzył oczu. Do jego nozdrzy doleciał aromat herbaty; dostał ją od Zaneri przed dzień jej odejścia na Desperacje w poszukiwaniu podopiecznego. Do tej pory nie otrzymał od niej żadnych wieści, ale to stosunkowo za wcześniej, aby zatruwać sobie umysł nieprzyjemnymi myślami. Ciekawe, czy wreszcie nawiązała z nim kontakt. Minęło raptem kilka dni od chwili, kiedy opuściła Eden, a Nascela miał wrażenie, że minęły wieki. Czy tak wyglądała tęsknota?
 Otworzył oczy chwilę później. Przyczynił się do tego w głównej mierze chłód bijący od ciała pobratymcy. Chłód, który przynosił tymczasową ulgę. Sprawiał, że gorączka traciła na swojej dotychczasowej skuteczności, choć rzecz jasna nadal miał podwyższoną temperaturę.
 Zerknął w oblicze swojego przełożonego. Dojrzał w jego oczach spokój, ale też, czego nie rozpoznał; nie zapytał go jednak o to wprost. Sam nie lubił mówić o własnych uczuciach, zatem nie miał najmniejszego zamiaru wypytywać o to innych.
 — W porządku — rzekł, ale kłamał. Choć rozłożyła go choroba, nie miał zamiaru poddać się rekonwalescencji. Gdy tylko poczuje się lepiej, uda się do anielicy. W końcu obiecał jej pomóc. Ponadto powinien ją powiadomić, że dziś się u niej nie zjawi, wszak na pewno na niego czekała, zatem należało jej wyjaśnienie. — Hersha. — Znowu posłużył się imieniem Dowódcy.  — W pokoju obok na stoliku są rozłożone przybory do pisania i pergamin. Czy mógłbym cię prosić, abyś przyniósł mi je tutaj? — zapytał, zanim padło pytanie dotyczące jego stanu zdrowia. Zastanowił się nad nim, bo dotychczas jego głowa była zajęta przez inne myśli.
 Czy czuł się chociaż odrobinę lepiej?
 Nie, gorączka nie zelżała, ale dzięki kompresowi nie rozwinęła się bardziej; zatrzymała się w miejscu.
 — Nie, ale nazajutrz na pewno poczuję się lepiej — przerwał ciszę; była to najbardziej szczera odpowiedź, jaka przyszła mu do głowy. Dopiero wówczas zdał sobie sprawę, że kromstak uciekł. Schował się w połach jego ubrań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 0:44  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Skinął głową na jego odpowiedź, choć spojrzenie wyraźnie mówiło, że nie do końca mu wierzy. Nascela w żadnym wypadku nie wyglądał na kogoś, komu jest lepiej, a wręcz przeciwnie. Hersha nie zamierzał jednak się z nim sprzeczać. Oboje wiedzieli, że nie miało to jakiegokolwiek sensu w tym momencie, zwłaszcza, że Dowódca podjął decyzję o nie pozostawianiu ciemnowłosego. Czuł się za niego odpowiedzialny.
I zamierzał zrobić wszystko, aby ten jak najszybciej powrócił do zdrowia.
- Oczywiście. - słysząc jego prośbę, od razu podniósł się z krzesła i skierował kroki we wskazanym kierunku. Wrócił po chwilę niosąc wszystko, co było potrzebne i odłożył rzeczy tuż obok nocnego stolika, siadając na powrót na krześle. Po jego bladych ustach błąkał się ledwo widoczny uśmiech.
- Wiesz... to drugi raz, kiedy zwracasz się do mnie bezpośrednio po imieniu. - powiedział cicho. Ciężko było mu określić dlaczego, ale poczuł przyjemne ciepło rozlewające się w jego klatce piersiowej, które wywołała niema radość. Taki prosty, wręcz błahy i nic nie znaczący gest, a potrafił sprawić cuda. Hersha, nauczony samotności i wyalienowania, z dala od wszelakich żywych jednostek, żył w ciszy mąconej co jakiś czas odgłosami świata. Potem, kiedy objął stanowisko dowódcy zastępu, słyszał jedynie "dowódcę", nic więcej. Tak rzadko i dawno słyszał swoje imię wypowiadane przez kogoś innego, że miał wrażenie że już zapominał jak ono brzmiało.
A więc tak brzmi moje imię w cudzych ustach.
- Żeby nie było, w żadnym wypadku mi to nie przeszkadza! - uniósł od razu obie dłonie w geście obrony, mając nadzieję, że Nascela nie zrozumie go opacznie.
- Cieszę się. Mam wrażenie, że dzięki temu dystans między nami nieco zmalał. Wiesz, od momentu kiedy ogłoszono mnie na dowódcę... - spojrzał w bok, zaciskając blade palce na trzymanym kubku z herbatą.
- ... nie byłeś zadowolony z tego wyboru. Nie ufasz mi. Nie dziwię się, jak mam być szczery. Ktoś w sumie obcy, ktoś, z kim na ogół nie mieliście do czynienia, nagle obejmuje wysokie stanowisko. Każdy na waszym miejscu zachowałby się tak samo. Ale... - odwrócił głowę i przyjrzał się uważnie ciemnowłosemu.
- Naprawdę chcę jak najlepiej dla Edenu i jego mieszkańców, tego możesz być pewien.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 12:49  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 Był surowy względem Hershy; wiedział o tym, ale pomimo iż anioł mu to wypomniał, nie odczuł z tego tytułu zmieszania. Sęk w tym, że nigdy nie ukrywał swojej niechęci, która wniknęła z tamtejszej sytuacji. Czy mu ufał? Nie, nie ufał mu, choć ponoć przedstawiciele ich rasy byli przesączeni naiwnością, ślepo podążali  za zasłyszanym słowem, nigdy go nie kwestionując. Naascela odbiegał od tego rozumowania. Ponadto był zdania, że na zaufanie trzeba zapracować. Dotychczas obecny Dowódca na takowe po prostu nie zasłużył, aczkolwiek czarnowłosy patrzył na niego łaskawszym okiem niż wcześniej. Widział starania białowłosego i nie mógł odmówić mu zaangażowania, zatem jego stosunek się znacznie ocieplił.
 — Twój awans był niespodziewany — rzekł, uchwyciwszy między palce rylec, jednakże nie zaprzeczał słowom anioła, tylko po to, aby ten poczuł się lepiej; kłamstwo nigdy nie przechodziło mu łatwo. Nie krył się ze swoim poglądami. Bowiem nie sądził wówczas, że ktoś, mieszkający na pustkowiu, stroniący od swych pobratymców jest dobrym materiałem na Dowódcę. Wprawdzie nadal tliły się w nim wątpliwości, ale przynajmniej się nie nawarstwiały. Póki Hersha brał aktywny udział w życiu anielskiego społeczeństwa, nie przesiadywał całe dnia w swojej chatce na bagnach i wykonywał swoje zobowiązania względem Zastępu, Nascela wyzbył się niechęci na rzecz profesjonalizmu, który towarzyszył mu niemal na każdym kroku.
 Zamoczył ostrą końcówkę przyrządu do pisania w czarnym jak smoła inkauście, po czym zaczął kreślić na pergaminie krótką, aczkolwiek treściwą wiadomość, tłumaczącą jego niedyspozycje. Gdy skończył. odłożył rylec do kałamarzu i podmuchał kilka razy w kartę, by przyśpieszyć proces stygnięcia atramentu. Obok podpisu powstał kleks, ale zignorował jego obecność; w obecnym stanie nie był skłonny do staranności. Pojawiły się zawroty głowy. Być może gorączka się nasiliła.
 — Ikar — zwrócił się do gryzonia nadal ukrytego w połach pościeli. — Mam dla ciebie zadanie — dodał, gdy zawołany kromstak wystawił swój łebek z kryjówki, a po chwili ukazał się w całej swojej okazałości. — Dostarcz to Helszce.
 Złożył wycinek pergaminu na kilka część, po czym przywiązał go do łapki stworzenia. Dzięki umiejętności teleportacji w poznane przezeń miejsca był niezastąpionym kurierem, z czego Nascela czasem korzystał, gdy nie był w stanie zjawić się gdzieś we własnej osobie. Skonfrontował dłoń z głową gryzonia na znak, żeby ruszał. Ikar po chwili zniknął im z oczu, jakby rozpłynął się w powietrzu. Nie obawiał się o niego; zagrożenie w centrum rajskiego miasta była minimalne, ponadto wcześniej wskazał mu dom anielicy, gdyż wiedział, że kiedyś nadejdzie dzień, kiedy pośle tam zlęknionego pupila.
 Po odłożeniu na bok przyborów do pisania, złotawe tęczówki Nasceli ponownie napotkały oblicze rozmówcy, które zwyczajowo emanowało spokojem.
 —  Czy śledztwo w sprawie jeźdźcy coś wykazało? — zapytał w celu zmiany tematu. Nie chciał bowiem sprawić aniołowi przykrości. Po prawdzie, odkąd przybrał cielesną formę, ciągle popełniał błędy, czego doskonałym dowodem był incydent przed laty.
 Zacisnął mocno dłoń na połach pościeli, kiedy przypomniał sobie pobrzmiewający w głowie głos artefakt przywódcy. Miał wrażenie, że ciągle mu towarzyszy, mimo iż od tamtego spotkania dużo wody upłynęło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.19 1:38  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Mimo cierpkości w słowach Nasceli, choć niewątpliwie skrupulatnie ubranych w najpiękniejszą otoczkę, Hersha posłał swojemu rozmówcy delikatny uśmiech, sprawiając wrażenie, że w żaden sposób nie został dotknięty brakiem zaufania i sporą dawką sceptycyzmu. Rozumiał jego podejście doskonale i w żadnym wypadku nie mógł mu się dziwić. Zresztą, nie oszukując się, sam Hersha uważał, że nie jest odpowiednią osobą do objęcia tak poważnego stanowiska, jakie zostało mu powierzone.
Z myśli wyrwało go poruszenie, które dostrzegł kątem oka. Małe stworzonko zdawało się być tak kruche, że zwykły oddech mógłby je połamać, jednocześnie, wręcz w abstrakcyjny sposób prezentowało sobą dziwną siłę.
Blade palce anioła zacisnęły się mocniej na materiale ubrania, kiedy poczuł świerzbienie opuszek. Tak bardzo chciał dotknąć stworzenia, poczuć miękkość jego futra, ciepło małego ciała. Ale wiedział, że nie mógł. Był skazany na samotność, przeklęty.
Gdy ponownie zostali sami, niespiesznie otworzył oczy, wpatrując się z uwagą w ciemnowłosego.
- Nazywali mnie aniołem śmierci. - odezwał się nagle, unosząc delikatnie dłoń i spojrzał na jej biel.
- Cokolwiek nie dotknę, gnije. Rośliny, drzewa, trawa. Wszystko dookoła mnie umiera. Zadaję ból i cierpienie dotykiem. Niszczę wszystko, co znajduje się dookoła mnie. - zacisnął dłoń w pięść, a potem ta opadła na powrót na jego udo.
- Zabrałem życie wielu istnieniom na rozkaz Pana. Wielokrotnie pytałem, dlaczego obdarzył mnie taką.... mocą. Klątwą. Ale nigdy nie odpowiedział wprost. Żyłem wykonując swoje obowiązki. Prowadziłem anioły do walki z Lucyferem. Sprawowałem piecze na anielskimi wojskami. Obserwowałem świat z góry. A potem Pan zniknął, a ja otrzymałem to ciało. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, ile cierpienia mogę zadać każdej żywej istocie, która znajduje się obok mnie. Wybrałem życie w samotności, by nigdy więcej nikogo nie skrzywić. Dlatego... dlatego nie uważam tego za awans. Awans jest czymś dobrym. Dla mnie to raczej kara, gdyż jestem zmuszony przebywać blisko innych istot. - na jego bladych ustach położył się delikatny, słaby acz smutny uśmiech.
- Ale wypełniam swoje obowiązki, gdyż do tego zostałem stworzony. Skoro mnie wybrano, zamierzam zrobić wszystko, by ochronić Eden i jego mieszkańców. Zresztą, nie tylko ich, ale wszystkie żywe stworzenia, które zdołam. Być może to jest właśnie moja pokuta. - zamilkł na krótką chwilę, chociaż sekundy zdawały się wlec niewyobrażalnie, przeistaczając się w nieskończoną pętla ciszy.
- Nie, nic nie wykazało, a przynajmniej nie na terenach Edenu. Wiem jednak, że zaatakował Desperację, w tym grupę zwaną DOGS. Najwyraźniej jeździec próbuje pozyskać artefakty również od innych przywódców. Poprosiłem o spotkanie z ich przywódcą, czekam na jego odpowiedź. Ukryłem nasz artefakt w podziemiach katedry, gdzie jest pilnie strzeżony. Póki co to tyle z informacji, które zdobyłem i kroków, jakie podjąłem. Tymczasem powinieneś odpocząć. Sen wiele może zdziałać.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.19 22:22  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
 — Zatem twoja separacja od społeczeństwa była jak najbardziej uzasadniona — podsumował tym samym pozbawionym emocji, oceniającym tonem, aczkolwiek wiedział, z jaką przypadłością borykał się Hersha, a raczej słyszał o niej pogłoski, ponadto już dawno zarejestrował u Dowódcy pewne skłonności do unikania kontaktu fizycznego. W takim niewielkim społeczeństwie, w którym przyszło im życie, trudno było zachować w tajemnicy sekret takiego formatu. On sam, posiadając własny, przynajmniej kilka razy w trakcie swojej posługi jako żołnierz Edenu nieomal się z nim nie zdradził. Defekt, wszak właśnie takim mianem ochrzcił swoją przypadłość, która pojawiła się ilekroć nadużywał mocy żywioły. Co ciekawe, gdy jeszcze nie posiadał materialnej formy, mógł ją używać bez żadnych ograniczeń. Problem pojawił się po jej otrzymaniu, jednakże szybko przestał się temu dziwić. Ludzkie ciało było kruche i nieodporne na przemijanie. Wprawdzie się nie starzał, ale całym sobą czuł upływ czasu i wiedział, że kiedyś nadejdzie kres naczynia, w którym była aktualnie przechowywana jego świadomość.
 Podtrzymując kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą, bez ostrzeżenia zetknął opuszki palców z powierzchnią dłoń Hershy, lecz, oprócz jej lodowatej powieszchni, nie wyczuł różnicy. Obawiając się, że anioł wycofa dłoń, zamknął w stanowczym uścisku jego nadgarstek, zacisnąwszy na nim mocniej palce.
 — Tak jak myślałem. Wcale nie jesteś aniołem śmierci. Powinieneś porzucić ten tytuł — rzekł po chwili, sam rezygnując z bliskości, na którą sobie pozwolił w ramach eksperymentu. Nawet się przed tym nie zawahał, mimo iż lęk nie był mu obcy, ale w towarzystwie Dowódcy go nie odczuwał, a może to gorączka odjęła mu rozum? — Miałem ostatnio przyjemność zamienić kilka słów z mieszkańcem Smoczej Góry. Wypytywał mnie o istoty na koniach. Po rozmowie z nim również uważam, że musimy podjąć się współpracy z organizacjami, wszakże byt, który nas nawiedził, upodobnił się do jeźdźcy z biblijnej apokalipsy. — Pozwolił sobie na puazę przez nieprzyjemne ukłucie w przełyku, które pojawiło się po wypowiedzeniu zbyt wielu słów na raz. Zacisnął palce na kubku i przycisnął go sobie do ust, po czym wypił kilka łyków znajdującej się w nim herbaty. Po nawilżeniu gardła poczuł się lepiej, więc kontynuował: — Mając to na uwadze, niewykluczone, że złość mieszkańców jałowych ziem wkrótce znowu może zostać wymierzona w nas. Nadal nie wybaczono nam część krzywd, których się dopuściliśmy pod rozkazami Metatrona.
 Skierował wzrok w kierunku okna. Ujrzał za nim zbliżającą się noc. Miał nadzieje, że Ikar zdoła przekazać wiadomość przed zapadnięciem zmroku, inaczej dostarczy mu powodów do kolejnych zmartwień.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.19 1:51  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Nikt tak naprawdę nie mógł zdawać sobie sprawy z brzemienia, jakie nosił Hersha od momentu, którego otrzymał swoją przeklętą moc. Jedynie ci, którzy poczuli na swojej własnej skórze, bądź byli świadkami tego, jakie zdewastowanie niósł ze sobą Hersha w pełnej krasie mogli mieć jakiekolwiek wyobrażenie zniszczenia, które po sobie pozostawiał.
Uśmiechnął się, choć uśmiech był wypełniony jedynie smutkiem, kiedy Nascela odważył się na taki krok, jak dotknięcie go. W pierwszej chwili chciał zabrać rękę, wyrwać ją i w trybie natychmiastowym zerwać jakikolwiek kontakt fizyczny pomiędzy nimi. Ostatecznie jednak wyczekał te parę ulotnych chwil, a gdy Nascela sam się odsunął, Hersha powoli wyprostował plecy, spoglądając uważnie na bladą, acz teraz pokrytą czerwonymi wypiekami od gorączki twarz drugiego anioła.
- Nie, to nie takie proste. - pokręcił delikatnie głową, a kilka śnieżnobiałych kosmyków opadło na jego równie blade spojrzenie.
- Moje moce w tym momencie są zablokowane. Muszę co dwadzieścia cztery godziny łykać specjalnie przygotowane zioła, które blokują wszelaki przepływ magii przez moje ciało. Nie użyję żadnej mocy, chyba że minie czas, albo przerwę go innym ziołem. Inaczej w chwili, kiedy twoja skóra zetknęłaby się z moją... - uśmiechnął się bardziej, a w kącikach jego oczu pojawiło się jeszcze więcej smutku, a nawet niemego przeproszenia za coś, czego nawet jeszcze nie uczynił.
- ... a wtedy zrozumiałbyś, o czym mówię. I zapewniam, że już nigdy więcej nie chciałbyś znaleźć się blisko mnie, nie wspominając o jakimkolwiek dotyku. - ileż to razy wystarczyło być świadkiem jego mocy, by uciec z podkulonym ogonem? I na nic okazywały się zapewnienia oraz obietnice, że na dobre i na złe. Przyjaciele uciekali i porzucali, dbając o swoje bezpieczeństwo i zdrowie. Ale Hersha nigdy ich nie obwiniał za to. Rozumiał ich postępowanie i nawet szczerze sam doradzał, aby trzymali się z dala od niego. Po prostu w pewnym momencie przestał wierzyć w ich słowa i zapewnienia. Bo zawsze wszystko kończyło się tak sam. Zawsze ostatecznie pozostawał sam, aż w końcu to on zaczął się wycofywać z anielskiego społeczeństwa.
Tak było zdecydowanie łatwiej.
- Dziękuję za te informacje. Z pewnością są cenne, ale teraz nie myśl o samozwańczych jeźdźcach Apokalipsy. Musisz odpocząć, wyzdrowieć. Chory na nic przydasz się aniołom i tej cudownej krainie. Powiedz, czy czegoś potrzebujesz? Wody? Może jesteś głodny? Co prawda nie jestem jakimś uzdolnionym kucharzem, ale proste potrawy jestem w stanie przygotować. Powiedz tylko słowo. Dzisiaj to ja jestem na twoje rozkazy.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.05.19 1:19  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
  Wysłuchał, co przełożony ma do powiedzenia, ale tym razem nie polemizował. Coś w wyrazie jego twarzy i samym spojrzeniu zaalarmowało czarnowłosego, że nie powinien dalej brnąć w tą rozmowę, bowiem miał problem z doborem odpowiednich słów. Wątpił, że wyrazy współczucia cokolwiek zmienią. Hersha żył z tą przypadłości od chwili wstąpienia na Ziemię. Prawda, chociaż czasem bolesna, była lepsza, od subtelnego kłamstwa. Mając tego świadomość, nie rzekł nic więcej na temat przypadłości Dowódcy, wszak ten miał racje. Nic o niej nie wiedział. Mógł jedynie snuć domysły na podstawie tego,  co wcześniej zaobserwował, ale one nie dawały mu pełnego obrazu sytuacji. Nie powinien podchodzić tak lekceważąco do tego tematu i powątpiewać w osąd swojego pobratymcy, wszak wiedział o nim zbyt mało, by snuć własne spekulacje, ale...
  …pobłażliwy stosunek Hershy do jeźdźców Apokalipsy wcale nie przypadł aniołowi do gustu.  Jednak, zanim cokolwiek rzekł w tej sprawie, odetchnął głęboko, aby odrzucić niechciane emocje. Jednocześnie potrzebował chwili na uporządkowanie myśli. Rzadko mówił komuś otwarcie o swoich obawach, tym razem postanowił jednak uczynić wyjątek, skoro dzięki temu uzmysłowi Dowódcy, że ich problem nie zniknął, a nadal gdzieś się ukrywa.
  — Nie widziałeś go, Hersha, zatem nie możesz wiedzieć, jak się czuję. Jego słowa nadal pobrzmiewają w mym umyśle, jak burza w wyjątkowe duszne dni i nie mogę się ich wyzbyć. Czuję jego obecność. Jakby stał przede mną. Jakby nigdy nie odszedł. Ilekroć zamykam oczy, tylekroć jego obraz znajduje się pod mymi powiekami, jak nocny koszmar pojawiający się co noc — rzekł po chwili, lecz jego głos był cichy, jakby stłumiony, a krtań ściśnięta, gdy je wypowiadał. Zalążek strachu, który w nim zagościł po spotkaniu jeźdźcy, nie odszedł w zapomnienie po jego rychłym odejściu. Zagnieździł się w nim na stale, niczym robaki w robaczywych owocach i coraz bardziej się nasilał; nawet gorączka nie osłabiała go tak bardzo, jak świadomość, że tego typu istota stąpa po Edenie i Desperacji. Ileż jeszcze krzywd muszą wycierpieć jej mieszkańcy, aby wreszcie stanąć na nogi?
  Uciekł wzrokiem przed przenikliwym spojrzeniem Hershy; na dobre utkwił go w okno, gdzie zapadała coraz głębsza ciemność.
  — Nie jestem głodny, ale dziękuję, że zaoferowałeś mi swą pomoc — odezwał się po chwili, po tym, jak odzyskał kontrolę nad swoim drżącym ciałem i głosem. — Jak już wcześniej mówiłem, to tylko przemęczenie. Odrobinę snu postawi mnie z powrotem na nogi, zatem nie musisz się mną przejmować. — Rzuciwszy ukradkowe spojrzenie Dowódcy, wreszcie zrobił tego, czego od niego oczekiwał już wcześniej. Odstawił kubek na mebel obok i ułożył głową na poduszkę.
  Nawet nie wiedział, kiedy przyszedł sen; chciał poczekać aż wróci Ikar i dopiero wówczas odpocząć, albo przynajmniej powiedzieć swojemu towarzyszowi dobranoc, ale nie było mu to dane. Jego pojawienie było nagłe, a treść chaotyczna, jak nigdy dotąd, ale nie narzekał. Od kilku dni budził się w środku nocy, cały w pocie i z nierównym oddechem. Po zaserwowanym mu koszmarze nie mógł zmrużyć oka, zatem najczęściej długo wpatrywał się w sufit, a gdy tracił nim zainteresowanie, brał w dłoń książkę i czytał ją aż do rana, by nazajutrz uchwycić w palce instrument i grać na harfie w akompaniamencie śpiewu ptaków.
  Teraz, obudziwszy się, poczuł przede wszystkim suchość w gardle i promiennie wczesnego słońca na skórze. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Napotkał wzrokiem najpierw przybory do pisania, potem dwa opróżnione kubki i wreszcie Dowódcę, który zapewne czuwał przy nim przez całą noc i zasnął na ranem.
  Nascela, nie chcąc go obudzić, wstał z łóżka, zabrał ze sobą brudne naczynia i, wyminąwszy krzesło zajmowane przez mężczyznę, przemieścił się niemalże bezszelestnie do kuchni. W jego ślady, niczym cień, poszedł kromstak. Po nakarmieniu gryzonia, nalał do szklanki wody prosto z kranu i usiadł przy stole. Upił z naczynia spory łyk. Jego zimna zawartość ugasiła dokuczliwe pragnienie. Nie mylił się - kilka godzin odpoczynku postawiło go na nogi, chociaż gorączka jeszcze do końca nie ustąpiła, czego dowodem były nieprzyjemne dreszcze rozlewające się po linii kręgosłupa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.19 0:47  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Owszem, nie widział go. Ale Hersha w swym długowiecznym życiu widział wystarczająco wiele, by podchodzić do sprawy bez emocji i z chłodnym dystansem. Oczywiście w żadnym wypadku nie ujmował Nasceli doświadczenia, wszakże byli praktycznie w tym samym wieku, dlatego też nie potrafił odsunąć na bok zaciekawienia istotą, która wywołała w umyśle drugiego anioła takie rewolucje.
- Mimo wszystko póki co postaraj nie zaprzątać sobie głowy tymi wydarzeniami. Prześpij się. Musisz odpocząć. - powiedział z delikatnym uśmiechem, a potem zamilkł, przypatrując mu się w ciszy. Kiedy oddech ciemnowłosego stał się spokojniejszy i wyrównany, co świadczyło o tym, że w końcu pozwolił się objąć ramionom snu, Hersha podniósł się z krzesła i wymienił kompres na jego czole, na nieco zimniejszy, następnie opuścił jego dom, kierując się w stronę swojego.
Odświeżenie i przebranie zajęło mu niecałą godzinę, ponadto w drodze powrotnej zahaczył również do anielskiego medyka prosząc go o specjalne zioła i rośliny lecznicze, które pomogą zbić gorączkę oraz wzmocnić organizm. Po powrocie do Nasceli, upewnił się że gospodarz nadal jest pogrążony w spokojnym śnie, co dało mu dodatkowe chwile na przygotowanie naparu leczniczego, który pozostawił na stole, aby napój "dojrzał" pod przykryciem.
Gdy zajął na powrót krzesło, nawet nie wiedział, kiedy jego własne powieki opadły, wysyłając go do krainy snu.
Ciężko było określić ile tak naprawdę spał, ale gdy przebudził się nagle, promienie słoneczne zdążyły już wedrzeć się do pomieszczenia, a ptaki rozpocząć swe codzienne poranne śpiewy. Jednak żadne cuda natury nie przykuły uwagi Hershy na tyle, by nie zauważyć, że miejsce w łóżku jest puste. Zmrużyła brwi, przecierając nieco zaspane oczy, po czym wstał, wracając do kuchni, do najbardziej oczywistego miejsca, w którym niesforny uciekinier mógł przesiadywać.
Nie mylił się.
- Nie powinieneś jeszcze wstawać. - odezwał się już przy przekroczeniu progu, wchodząc głębiej do kuchni. Podszedł do stołu, przy którym zasiadł, uprzednio chwytając napar ziołowy, który podsunął bliżej drugiego anioła.
- Wypij to. Pomoże na gorączkę i wzmocni twój organizm. Musisz przeleżeć w łóżku trzy dni, aby zminimalizować ryzyko powikłań. Dlatego też nawet jeżeli czujesz się lepiej, nie możesz tego zbagatelizować. - skrzyżował ręce na klatce piersiowej, jasno dając mu do zrozumienia, że nie zamierza odpuścić.
- A już chciałem cię dzisiaj zostawić samego, ale widzę, że gdy tylko opuszczę twój dom, to zapewne od razu wrócisz do pracy. - westchnął ciężko, jakby nagle stał się rodzicem, który musi poradzić sobie z upartym synem.
- Nie ma takiej opcji. Wracasz do łóżka.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.19 23:26  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
  Zaprezentował Hershy swój skąpy, ale przy tym przynajmniej szczery uśmiech, gdy ten wszedł do kuchni w podłym - jak wydawało się aniołowi - nastroju. Nascela od razu skierował ku niemu swój wzrok. Wiedział, jakie słowa padną słuch przełożonego, zanim jeszcze otworzył usta, a gdy w końcu to uczynił, na czole właściciela domostwa pojawiła się blada zmarszczka.
  Dotychczas nikt nie wykazywał troski o jego stan zdrowia, za wyjątkiem Zaneri, która raz widziała go w fatalnym stanie, zatem nie przywykł do tego. Czuł się jak niedoświadczone życiem dziecko, ale nie miał zamiaru ustąpić i dać z wygraną.  
  — Doceniam twoją troskę, ale myślę, że kierujesz ją na nieodpowiednią osobę. Czuję się zdecydowanie lepiej niż chociażby wczoraj. Powoli wracają do mnie siły i nie mam zamiaru całego dnia przeleżeć w łóżku, nie wspominając trzech. Mam kilka zobowiązań względem naszych pobratymców, które zamierzam dziś dopełnić i nic mnie przed tym nie powstrzyma, a już zwłaszcza ty, Dowódco, gdyż nie są to w istocie sprawy dotyczące ochrony Edenu, zatem niczego nie możesz mi zabronić — odrzekł, ale posłusznie wypił to, co zaoferował mu Hersha, jednakże nie miał zamiaru zastosować się do jego surowych zaleceń; nie mógł pozwolić sobie na kolejne minuty bezczynności. Owe rozsadzały go od środka, sprawiały, że częściej rozpamiętywał incydent sprzed kilku dni i wyraźniej słyszał głos jeźdźca w głowie.
  Zacisnął mocniej place na kubku; od tej czynności pobielały mu knykcie, lecz na jego twarzy nie odcisnęła się żadna ekspresja, prócz wcześniejszego uśmiechu; tym razem nie do końca umotywowanego szczerością.
  — Chciałbym cię prosić o pozwolenie na opuszczenie Edenu  — odezwał się po chwili, wstając. Podszedł do mebli. Odłożył do zlewu opróżniony kubek. Chciał zebrać informacje na temat Śmierci. I myślał, czyby nie zabrać jednego z rekrutów, których szkolił w walce na miecze, ale o tym nie chciał na razie Dowódcy wspominać. — Herbaty? — Zerknął ku aniołowi, potem sięgnął po nowe naczynie, nie czekając na jego odpowiedź. — Jednakże obiecuję, że zanim to nastąpi, wpierw się wykuruję. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu.
  Postawił na blacie kubek; jego zawartość parowała.
  — Proszę, usiąść. Jesteś moim gościem. Nadal ci się nie odwdzięczyłem ci się za pomoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.19 5:43  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Poprzedniego dnia nie była w stanie znaleźć dowódcy zastępu, pomimo wytrwałego szukania po wszelkich miejscach w których mógłby być. Poranne pukanie do drzwi jego domu zakończyły się stratą czasu. Już się zaczęła martwić o niego. Co prawda nigdy nie lubiła się narzucać innym, trzymając się bardziej z dala, na uboczu żeby nie szkodzić pozostałym aniołom. Ale teraz potrzebowała jego zgody na realizację swojego planu. A że nie dostała żadnych specyficznych rozkazów od dłuższego czasu to przeszło jej przez myśl że Eden nawet nie zauważy jej nieobecności przez jakiś czas.
Błąkając się bez celu usłyszała przypadkiem coś ciekawego. Stanęła jak wryta chłonąc treść zasłyszanych słów. Aż się źle poczuła wewnętrznie. Szybko obróciła się na pięcie i ruszyła truchtem w sobie znanym kierunku. "Dowódca prowadzący Nascalę.. ale co się mogło stać?!" przemknęło jej przez myśl gdy szarpnięciem skrzydeł wybiła się w powietrze żeby przyspieszyć. Martwiła się o stan anioła który ćwiczył z nią umiejętność posługiwania się bronią białą. Martwiła by się w sumie o każdego anioła, a już tym bardziej o takiego którego w jakimś stopniu znała.
Widząc z oddali swój cel zeszła z wysokości i wylądowała nieco dalej od budynku. Kilka kroków i się zatrzymała nagle. - A jeśli ktoś go teraz leczy mocą? Będę przeszkadzać.. - wymamrotała pod nosem i odruchowo zrobiła krok w tył. Tkwiąc w miejscu rozważając czy powinna się wycofać czy może tylko na chwilę podejść i spytać się o jego stan. Wzięła w końcu głębszy wdech dodając sobie odwagi "Nie zajmę mu dużo czasu.. tylko spytam.. tylko się upewnię że to nic poważnego.. chyba mogę.. prawda?" z tymi myślami zrobiła niepewny krok w przód i po chwili ruszyła przed siebie zbliżając się z każdym niepewnie stawianym krokiem. Już miała jakąś część jego posesji w swoim zasięgu a to sprawiało że czuła się z tym źle. Stając przed drzwiami wejściowymi przełknęła głośniej ślinę. Podniosła dłoń na wysokość barku i zapukała kilka razy.
                                         
Castiel
Anioł Zastępu
Castiel
Anioł Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Castiel


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.06.19 1:12  •  Nad rzeką - dom Nasceli  - Page 5 Empty Re: Nad rzeką - dom Nasceli
Zmarszczył nieznacznie brwi, słysząc jego odmowę. Zaczynał mieć wrażenie, że ma do czynienia z upartym dzieckiem, które będzie robiło wszystko, byleby wyszło na jego i na przekór ojcu. Niestety, ale w tej kwestii Hersha nie zamierzał w żadnym stopniu ustąpić, o czym już wielokrotnie wspominał.
- Nie chcę słyszeć odmowy z twojej strony. - odezwał się, gwałtownie mu przerywając. Jego natychmiastowy powrót do codziennych zadań nie wchodził w jakąkolwiek rachubę. Wyprostował nieznacznie plecy, wpatrując się w jego twarz niestrudzony.
- Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko. To, że czujesz się dzisiaj lepiej nie oznacza, że całkowicie wyzdrowiałeś i możesz hasać po polanach Edenu jak tylko tego pragniesz. Nie, oczywiście jako dowódca nie mogę ci tego zabronić, ale jako dowódca mogę zawiesić cię w twoich obowiązkach. Jak już wspominałem, potrzebuję cię w pełni sił. Nie chcę, byś w trakcie ważniejszej sytuacji i do tego niebezpiecznej nagle zasłabł, przez co narazisz na niebezpieczeństwo nie tylko samego siebie, ale resztę swoich towarzyszy. - jego głos, dotychczas łagodny i stonowany, nagle przybrał barwę ostrzejszą i chłodną. To nie były żarty. I powinien to doskonale wiedzieć. Owszem, każdy dochodził do siebie na swój sposób, każdy organizm potrzebował czegoś innego, do pełnej regeneracji, aczkolwiek trzy dni były minimalną ilością dla każdego.
- Będziesz mógł opuścić Eden dopiero jak wyzdrowiejesz. Jeżeli jednak nie będziesz przestrzegał trzydniowej kuracji, jak mówił, zostaniesz zawieszony w swoich obowiązkach. I wtedy na pewno nie opuścić Edenu. Nie jako członek zastępu. - wstał z krzesła, które cicho zaszurało i podszedł bliżej ciemnowłosego. Zadarł delikatnie głowę, by na niego spojrzeć, zdając sobie sprawę, że dzieliło ich zaledwie parę centymetrów, to jednakże różnica była odczuwalna.
- Możesz mnie w tym momencie darzyć brakiem sympatii, potraktować to jako absurdalna groźba, a nawet i szantaż. Nie obchodzi mnie to. Wbrew temu, co sobie pomyślisz, zależy mi na twoim zdrowiu i sile. Jesteś mi potrzebny, Nascela. - odwrócił się do niego plecami, zamierzając skierować swoje kroki w stronę wyjścia, aby pozostawić anioła sam na sam, i żeby przemyślał jego słowa. Położył dłoń na klamce i wtedy spojrzał za siebie.
- Wrócę za godzinę. - poinformował go, ale gdy otworzył drzwi, niemalże nie wpadł na drobną anielicę stojącą tuż przed nim. W ostatniej sekundzie w lekkim popłochu zrobił krok w tył, aby przypadkiem jej nie dotknąć.
- Castiel? Co tu robisz, dziecko? - zapytał zaskoczony, unosząc białe brwi.
                                         
Hersha
Dowódca Zastępu
Hersha
Dowódca Zastępu
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hersha. Ten, który przynosi śmierć.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach