Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.09.18 10:32  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
Trudny przypadek. [Rhett x Pride] 3JY9y29
Uczestnicy: Pride; Rhett.
Czas: Kilkanaście miesięcy od obecnej fabuły.


 Nic się nie dzieje nigdy bez przepadku.
 Nikt nie staje na naszej drodze bez wyraźnej potrzeby.
A Niklas nie wierzył w przypadki.
 Przypadkiem nie było, że znaleźli się pięćset metrów pod ziemią w wyżłobionej przez siły natury grocie, gdzie utknęli na dobre kilka dni, a plemię zamieszkujące ów posiadłość, obrało sobie ich za cel numer w jeden w zlikwidowaniu.
Przypadkiem nie było, że zostali zaciągnięci siłą do podziemi, ze względu na pojawienie się w nieodpowiednim czasie i miejscu, a raczej jedynie czasie. Rhett miał bowiem okraść jednego kretyńskiego tubylca, który przy swojej dupie nosił ważną dla oka Pride fiolkę z jadem z jednych najniebezpieczniejszych stworzeń stąpających po Desperacji. Lekarz nie miał zielonego pojęcia, jakim cudem ktoś tak opóźniony w rozwoju może mieć na własność podobny specyfik, jednak wiadomym było, że go miał.
 Ogromna próżność zielarza zaciągnęła ich przed oblicze całego stada wkurzonych terminatorów z dzidami, którzy dźgali ich ostrymi grotami po bokach i brzuch, prowadząc przed siebie.
 Czy sytuacja mogła być gorsza?
 Oczywiście.
Przypadek?
Nie sądzę.
 Na drodze pojawiła się wylinka bazyliszka, na widok której banda popaprańców dostała błotnej gorączki, w efekcie czego zrobiło się zamieszanie, a oni mogli się wymknąć. Ich radość i chwila triumfu trwała ułamek sekundy, gdyż uciekali w stronę jamy śpiącej bestii. Uświadomili to sobie w momencie kiedy Niklas potknął się o luźno leżący ogon.
Zajeb----
Uciął szybko, podnosząc się z kolan. Wzrokiem przesunął po wielkim cielsku, które spokojnie odpoczywało. Najwidoczniej delikatny ruch nie zdołał obudzić potwora.
 Chwila przeskanowania wszystkich potworów, których miał niewątpliwą nieprzyjemność poznać i wśród nich znajdywał się właśnie oto ten gad.
 Podmuch wiatru musnął jego kark. Ciężki dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa na myśl o staniu w oko w oko z parszywą kreaturą.
Obejrzał się szybko na swojego dostawcę w obawie, że ten zacznie panikować jak nastoletnia dziewczynka na widok ukochanego wykonawcy, a oni w przeciągu paru sekund staną się posiłkiem bazyliszka.
Przyłożył palec wskazujący do spękanych ust, nakazując całkowitą ciszę.
 Czas zamarł na kilka sekund, a on czuł w koniuszkach palców mrowienie. Jakieś dziwne przeczucie, że stanie się coś złego?
Z oddali usłyszał krzyki. Tubylcy najpewniej zorientowali się w temacie ich ucieczki, a echo ich głosów docierało aż tutaj.
 Trzask.
Niklas już wiedział, że coś jest nie tak.
Przypadki się nie zdarzają. Z góry było zaplanowane, że wielkie bydle podniosło cielsko, odwracając głowę na razie w kierunku echa, nie zwracając uwagi na nich.
 Stał sparaliżowany, nie wiedząc co zrobić. Ruszyć się i uciekać, i zostawić dzieciaka jako przynętę? Czy stać z boku i wtopić się w cień padający ze ścian legowiska gada?
 Spojrzał na swojego kompana zagryzając wargę w zastanowieniu.
Gówniarz może mu się przydać.
 Wzrokiem przesunął po ludzkich szczątkach rozsypanych niczym najdroższy dywan, a ściany zdobiła ładnie zaadaptowana krew, która idealnie współgrała z ciemnym brązem skał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.18 22:42  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 Sam już nie wiedział, co było przyczyną aktualnego stanu rzeczy. Kiepski plan opracowany na szybko, godny pożałowania element zaskoczenia (nie jego, on nie partaczył wyznaczonej roboty) czy przypomnienie kapryśnego losu, że obecny świat podkładał pod nogi kłody wielkości bogatych budynków. Jeden zły krok i koniec.
 Pewne było, że mieli podobnego pecha. Wpierw niespodziewane pojmanie, później grupa tubylców ciągnąca więźniów na samo dno piekła, teraz porośnięta łuskami bestia. Każdy z czynników cisnął przekleństwa na język, a prócz nich siłą wyszarpywał z płuc zmęczone westchnienie. Niby dzień jak co dzień, a jednak wymordowany miał dosyć.
 Zmarszczył nagle brwi, słysząc głuchy dźwięk upadku i w połowie urwane słowo. No tak. Senne drgnięcie ogromnego (ciasne ściany jaskini spotęgowały wrażenia), śliskiego stwora wzniosły oczy ku niebu. Nie panikował. Jedynie nie dowierzał, że ten dzień stale zmierzał ku gorszemu.
 Krzyki dobiegające zza pleców były w jakimś stopniu absurdalne. Z całej tej niemocy ramiona opadały i gdyby nie struktury wiążące ze sobą kości, kończyny już chwilę temu trzasnęłyby o usypaną szczątkami ziemię. Resztą sił powstrzymał chęć wyzwania losu od najgorszych suk (zostawił sobie to na później). Zadziałał instynktownie, przywierając plecami do wyżłobienia w chropowatej ścianie. Zaledwie na sekundę spojrzał w kierunku towarzysza, sprawdzając, czy aby na pewno nie stał jak ten słup, niepewny i niezdecydowany co do spisanego dla nich scenariusza.
 Do młodzieńczego umysłu nagle wdarł się pomysł. Porażający w swej śmiałości.
 Niczym książkowy bohater tak lubianej przez wszystkich serii pochylił się bezszelestnie ku ziemi. Wyziębione od chłodu palce oplotły gruby, drażniący skórę kamień. Gdy napinał mięśnie do rzutu, parszywy rechot rozbrzmiał dźwięcznym tonem tuż nad zwierzęcym uchem. Głęboki wdech i pocisk przeciął wilgotne powietrze ze świstem, następnie upadając z hukiem o podłogę. Towarzyszyły mu kolejne krzyki, najwyraźniej zainteresowanie uderzeniem.
 Wielki gad posmakował ziemnej woni rozwidlonym językiem. Masywny łeb opadł tuż nad glebę, ciągnąc za sobą całą resztę lśniącego cielska. Mieli go z głowy. A przynajmniej na chwilę, ale Marshall nie zamierzał odliczać ani sekundy.
 Odczekał jeszcze kilka chwil po tym, jak końcówka ogona Bazyliszka zniknęła za jednym z zakrętów. Wtedy oderwał się od ściany i obejrzał dookoła poszukując jakiejkolwiek innej drogi ucieczki. Nie chcieli przecież deptać temu potworowi po piętach.
 Od pomieszczenia odchodziły jeszcze dwa kolejne rozwidlenia. Ciasne i ciemne, lecz znacznie bardziej kuszące niż korytarz, którym weszli.
 — Chodźmy na lewo — zaproponował szeptem. W rzeczywistości było mu obojętne, w którą stronę pójdą. Byleby opuścić ten marny cmentarz.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.18 16:12  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 Pride nie bardzo ufał instynktowni komukolwiek poza sobą, a podążanie za dzieciakiem — specem od włamań, który notabene wpakował ich w podobne gówno, nie napawało go entuzjazmem.
 Podążył wzrokiem za kamieniem, który cisnął dzieciak przed siebie, a za którym ruszył wąż.
Nie ukrywał, że kamień spadł mu z serca, kiedy wielkie cielsko gada oddaliło się od niego, jednak pytanie pozostawało — na jak długo? Mógł ich wyczuć, gdyż te stworzenia miały niezwykle rozwinięty zmysł cieplny. Wyczuwając temperaturą ich ciał, mógł wrócić do gniazda w obawie przed innym, gorszym od siebie drapieżnikiem.
Sądzisz, że lewo jest lepsze niż prawo?
Odparł cichym sykiem, kompletnie tracąc cierpliwość do gówniarza. Rozejrzał się po grocie w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby go naprowadzić na ślady wyjścia. Podejrzewał, że ucieczka z groty nie będzie tą sytuacją z najprostszych, gdyż gad zasiedlił się głęboko pod powierzchnią.
Niklas nadepnął na kość jakiejś ofiary, a jego bystry wzrok stwierdził, że była to kość udowa.
Dobra, jebać, chodźmy w lewo.
Mruknął zgryźliwie, pazurami mocno przeorując sobie przedramię przez sweter. Długie paznokcie wbiły się w wełnianą tkaninę docierając do skóry.
 Niesamowicie go swędziała.
Miał ochotę wydrapać sobie każdy minimetr skrawka swego ciała.
 O p i u m.
 Głód odzywał się w nim coraz silniej. A im dali szli, tym obraz stawał się wielokrotnie rozmazany i niewyraźny. W pewnym momencie miał wrażenie, że ktoś za nimi idzie.
Słyszałeś?
Zapytał, odwracając się gwałtownie gdzieś w połowie drogi czarnego tunelu.
Rhett nie mógł niczego zauważyć, lecz Pride wydawał się widział nieco więcej niż znajomy. Wpatrywał się w dal i nagle cofnął się o kilka, gwałtowniejszych kroków w tył. Wpadł na chłopaka, potykając o wystając kamień i upadając na tyłek.
ODEJDŹ.
Krzyknął lekarz, a echo rozniosło się po całej grocie.
Czyżby lada moment, a sam ścięgnie na nich niebezpieczeństwo?
 Poza nimi nie było niczego podejrzanego. Czarna nicość wypełnia wnętrze tunelu, a poza ich szybkimi krokami i oddechami nic nie było słychać.
 O p i u m.
Robaki nałogu krążyły po ciele zielarza, drapiąc z tyłu głowy. Ciche głosy w głowie szeptały tysiące słów, których sensu Pride nie potrafił, a być może nie chciał, wyłapać.
 Zasłonił uszy dłońmi i warknął gardłowo, zagryzając wargi do krwi. Cienka strużka stoczyła się mu po brodzie, a on nagle zauważył na swoim zgiętym kolanie karaluchy.
Kilkanaście karaluchów wałęsających się po jego nodze.
 Zrzucał niewidzialne owady, które coraz wyżej wędrowały po jego ciele. Wbił paznokcie drapiąc się i chcąc pozbyć tego przeraźliwie, wkurwiającego uczucia. Chrobot nie cichł. Odgłosy wydawane przez stworzenia doprowadzały go do szewskiej pasji.
o p i u m .  o p i u m. o p i u m.
 Trzask.
W tle jaskini nagle odbił się głośny huk spadających kamieni. Niklas w swym szaleństwie, rozwarł szeroko oczy wpatrując w dal.
Kurwa.
 Bazyliszek — wrócił do swojej jamy.
Otrzeźwiały, zerwał się na równe nogi, łapiąc silnie za nadgarstek kompana i ciągnąc go za sobą. Czasu na dyskusje i protesty nie mieli.
Przebieraj nogami! Wrócił do legowiska!
Ponaglił go, samemu biegnąc co sił w nogach. Miał nadzieję, że jego krzyk ze zainteresował go na tyle, aby podążyć za nimi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.18 18:51  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 — Sądzisz, że lewo jest lepsze niż prawo?
 Ściągnął brwi ku sobie, będąc o krok od zmęczonego westchnienia. Istniał jakikolwiek logiczny powód do wszczynania kłótni na tym etapie ucieczki? Marshall zaczynał podejrzewać, że jak tak dalej pójdzie, to szybciej wejdą bazyliszkowi prosto w pysk, niż dotrą do wyjścia. I to z czystej złośliwości.
 Szedł jednak naprzód bez wdawania się w zbędne dysputy. W pewnym momencie przestał nawet zwracać uwagę na lekarza, zbyt zajęty obserwacją skąpanego w mroku otoczenia. Zwierzęce uszy odbijały od lewej do prawej, wyłapując każdy, nawet najmniejszy szmer.
 Może właśnie przez to wielkie skupienie krzyk zabrzmiał w bębenkach hałasem samochodowego klaksonu. Wymordowany drgnął jak poparzony, od razu odskakując na metr z dala od źródła wrzasku. Dopiero później pomyślał, że być może z jego towarzyszem było coś nie tak. Spojrzał na niego wpierw przez ramię chcąc skontrolować, czy przypadkiem wielki wąż nie zjadał go właśnie żywcem. Ale nie było ani gigantycznego gada, ani tubylców, ani nawet cholernego szczura, którego Pride mógłby się przestraszyć. Warknięcie pchało się przez gardło z mocą pocisku. Przełknął je tylko cudem.
 — Nie drzyj się — zdążył powiedzieć tylko tyle. Kolejne wybryki mężczyzny zwarły usta dzieciaka i zawiązały je ciasnym węzłem. Patrząc na obecną sytuację, amok, w jaki wpadł lekarz, był jednym z gorszych scenariuszy. Co innego, gdyby padł na glebę nieprzytomny — wtedy Everett mógłby go taszczyć po ziemi z anielskim spokojem. Ale gdy rzucał się jak rażony prądem? Nie było nawet mowy o żadnych próbach.
 Chwycony za nadgarstek nie zareagował tak, jak by tego chciał. W zasadzie nie miał możliwości, bo zanim odzyskał rezon, oboje byli już kilka metrów dalej. Nadstawił uszu, lecz żaden dodatkowy hałas nie dochodził zza pleców. Może właśnie dlatego w pewnym momencie zaprzestał biegu, mając nadzieję, że tym jawnym buntem zatrzyma i lekarza.
 — Stój, na litość — wyswobodził rękę z uścisku, samemu chwytając za ramię mężczyzny. Mimo iż ten był wyższy, to szczeniak szarpnął nim jak dzieckiem. — Co ty odwalasz? Odbiło ci — dopiero słysząc swój ściszony ton jako echo odbite od ścian jaskini, spostrzegł, jak bardzo zachrypnięty miał głos. Może od milczenia, może czegoś całkiem innego, co od dłuższego czasu zaciskało łapsko na jego krtani. Jakby była pustym kartonikiem po soku.
 Potrząsnął głową i rozejrzał się dookoła. W suficie ziała ciemna dziura i to na niej zawiesił wzrok. Złapał za chropowate brzegi i podciągnął ciało w górę. Zgodnie z przypuszczeniami otwór był wejściem do kolejnej odnogi jaskini. Z taką tylko różnicą, że ta była wyżej. Ale o to im przecież chodziło — o wyjście w górę, na powierzchnię.
 Znalazłszy stabilny grunt pod nogami, wyciągnął ręce do lekarza.
 — Chodź, pomogę ci wejść — ciemne uchu drgnęło, wyłapując z powietrza chrzest kamyków. — Tylko szybko, pełznie tutaj.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.18 16:17  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 Kurwa. Kurwa. Kurwa.
 Nienawidził momentu, w którym nałóg odzywał się wilczym głodem, pożerając wszystkie wnętrzności oraz infekując swoją zarazą jego umysł. Wyobraźnia płatała mu figle, pomimo iż opium w swych działaniach nie powinna wywoływać halucynacji. Najgorszym skutkiem ubocznym na liście widniało przedawkowanie, bądź osłabienie fizyczne i inne niezbyt przyjemne dolegliwości, które miewał na co dzień.
Nie przyznałby się przed nikim iż uzależnił się nie tylko psychicznie, ale również fizycznie, a to skutkowało większymi dawkami w spożyciu. Początkowe stany euforii, zanik bólu, przerodziły się w bezsenne noce, osłabienie organizmu, wymioty, bóle głowy, a czasem nawet w halucynacje. Nie miał pojęcia czym ów halucynacje są uwarunkowane, jednak podejrzewał, że obecne makowce nie należało porównywać do tych, o których czytało się w podręcznikach.
 Zatrzymał się dysząc, czując jak siły wolno go opadają. Ciało domagało się odpoczynku, krzycząc wszystkimi komórkami. Gdyby nie to, że wsparł się dłonią o ścianę, najpewniej przewróciłby się na nią i zwijał z bólu. Duma jednak nie pozwalała mu na publiczne okazywanie słabości.
 Król nie klękał przed poddanymi.
 Król błyszczał nawet kiedy sytuacja wydawała się patowa.
Nie. Nie. Nie. Nie.
Spierdalaj.

Warknął w myślach. Bał się, że zaraz zwróci całą zawartość żołądka wprost na swoje brudne buty. Nie jadł od dwóch dni i nic nie miało prawa z niego uciekać, jednak żółć podrażniała przełyk. Wciągnął głęboko przez nos powietrze.
Za-mknij się.
Wycharczał przez mocno zaciśnięte zęby do młodego. Piasek zatrzeszczał mu pod zębami. Wbił paznokcie w kamienną ścianę, czując ogromny, rozrywający ból w żołądku — jakby ktoś skręcał jelita, a następnie przegryzał ostrymi, jak igły zębami.
 Chrup.
 Złamał jednego, a potem drugiego paznokcia.
Wyprowadź mnie stąd. Natychmiast.
Polecił surowo. Nie chciał słyszeć żadnego sprzeciwu. Nie chciał słyszeć słów, że nie wie dokąd idą i jak mają się wydostać. Nie przyjmował do wiadomości długich godzin wędrówki.
Godzin, które mogły decydować o jego życiu i stanie zdrowia.
 Gad za nimi najwidoczniej postanowił przyjrzeć się intruzom w tym sektorze groty. Wolno i ostrożnie pełzł w ich stronę wyłapując wszelkie nieproszone dźwięki.
 Pride miał cholernie, żywą świadomość sytuacji, jaka rozgryzała się za jego plecami. Czuł rozdwojony język na swoich plecach.
Mdłości na nowo podeszły do gardła.
Słyszę go.
Wymamrotał, podnosząc wzrok na Rhetta, a dopiero potem na wejście do odnogi tunelu.
 Kurwa. Kurwa. Kurwa. Kurwa.
 Czuł się jak wrak. Ręce go bolały od podnoszenia ich, a co dopiero od wspinania. Młody nie miał zielonego pojęcia z jakimi dolegliwościami zmaga się lekarz.
 Walka z samym sobą.
 Własnym ciałem.
Pomożesz?
Parsknął śmiechem. Trochę ironicznie, trochę prześmiewczo. Słowo to brzmiało dla niego archaicznie, abstrakcyjnie, niesamowicie odlegle.
Żałosne.
Jak bardzo Niklas myślał o podobnych rzeczach w podbramkowej sytuacji.
Żałosne, Pride.
Ważę więcej niż ty. Nie pomożesz mi.
Mruknął, obserwując chuchro. Sam zeszczuplał mocno, jednak nadal daleko pozostawało do postury Rhetta.
 Złapał za wystający kamień i z trudem zaczął się wspinać po ścianie. Pokonywanie podobnej wysokości, stanowiło dla niego nie lada problem. Pot z karku spłynął mu wzdłuż kręgosłupa, a on czuł się jak alpinista.
Im wyżej się wspinał, tym mięśnie coraz boleśniej piekły.
 Kurwa.
 Przedramieniem dotknął ziemi wejścia tunelu, wciągając na rękach całe cielsko. Sapnął głośno, wypluwając ślinę.
 Niklas był blady jak śmierć, ledwo potrafiąc utrzymać pion.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.18 16:39  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 — Za-mknij się.
 Zacmokał niezadowolony. Zgryźliwy komentarz cisnął się młodemu na usta, w pewnym momencie rozchylił nawet wargi, chcąc dać upust rosnącemu wewnątrz rozdrażnieniu. Ale tym razem znów coś go powstrzymało. Kolejny raz słowa lekarza zmazały grymas z lica i ściągnęły brwi ku sobie.
 — Nie jestem cudotwórcą. Jeśli nie zaczniesz współpracować, to nie będę miał jak tego zrobić — mruknął. Nigdy nie narzekał na wyczulony węch ani przyzwyczajone do ciemności ślepia. Nieraz wychodził z podobnych sytuacji bez większych usterek na zdrowiu, z czasem po prostu przywykł. A teraz? Teraz miał wrażenie, że zamiast dorosłego mężczyzny za towarzysza wybrał rozwydrzonego dzieciaka i w tym właśnie leżała największa ironia sytuacji. Jako ten młodszy czuł się niemal w obowiązku sprzedawać szczeniackie odzywki i utrudniać wędrówkę. Tymczasem plan wziął w łeb i jeszcze na odchodnym postanowił mu odwinąć.
 — Słyszę go.
 Zacisnął usta.
 — Cudownie, ja też. Włazisz, czy nie? — nie wiedział skąd te pokłady cierpliwości. Było ich na tyle dużo, by zatrzymały wymordowanego w miejscu. Czekał w bezruchu, wciąż z wyciągniętymi rękami, jednocześnie odganiając uporczywą myśl, że już dawno powinien machnąć ręką i pójść daleko, jak najdalej stąd.
 Przez chwilę obserwował zmagania zielarza ze ścianą. Jakimś wewnętrznym buntem stał w miejscu, nie zamierzając robić nic. Skoro nie mógł pomóc, to nie zamierzał. Proste? Proste. A jednak minęło ledwie kilka sekund, gdy chwycił w dłonie materiał koszulki mężczyzny, znalazł odpowiednią pozycję i pociągnął go w górę. Z drobnym udziałem kończyn drugiego opętanego był w stanie wciągnąć go na górę. Obaj zniknęli z tunelu akurat w momencie, gdy rozwidlony język bazyliszka przeciął powietrze w miejscu, gdzie jeszcze przed momentem obaj stali.
 Młody milczał, wlepiając rozświetlone adrenaliną tęczówki w długie cielsko. Milczał jak zaklęty, czekając, aż bestia pójdzie dalej, szukając ich bądź kolejnej ofiary, tego już nie musiał wiedzieć.
 W końcu obrócił się do towarzysza, obrzucając go od razu krytycznym spojrzeniem.
 — Co z tobą? Zamierzasz tu zdechnąć? — syk przeciśnięty przez zwarte szczeki odbił się echem od ściany i powędrował w górę tunelu. — Cóż, ja nie zamierzam, więc mógłbyś zacząć łaskawie współpracować — zmrużył naraz ślepia, wspierając dłoń na nierówności ściany. Dotknął ramienia Pride'a, pchając je z zadziwiającym wyczuciem. Wszak nie mogli długo zostać w miejscu, wielki gad prędzej czy później odnajdzie źródło ciepła. A w zimnej jaskini musieli być jak dwa jaskrawe punkciki lasera na pogrążonej w mroku ścianie.
 Odetchnął, uspokoił szarpiące za struny spokoju nerwy i zacisnął usta w wąską linię. Spytałby o jego stan, gdyby nie ziejące w kark ryzyko. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty tu dzisiaj ginąć, nie jako pożywka dla węża.
 Ruszył naprzód.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.12.18 11:34  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 Nie potrafił określić co się z nim działo i dlaczego pozwala dyrygować sobą jakiemuś gówniarzowi.
Gorycz i żółć zebrała się w tym samym czasie, a gniew buchnął kiedy dzieciak pchnął go z niesamowitą łatwością. Cofnął się o krok w tył pod wpływem siły, jednak okazał się na tyle szybki, że złapał go za nadgarstek w miażdżącym uścisku. Wbił rozwścieczone spojrzenie w kompana i z trudem łapiąc oddech, wycharczał.
Nie wkurwiaj mnie. Wierz mi, że jestem o krok od skręcenia ci karku.
Napastliwe swędzenie nie odstępowały, wręcz przeciwnie. Narastało.
 Nie chciał go skrzywdzić, gdyż upatrywał w nim swoją szansę ucieczki, jednak wirus oraz detoks nie byli najprzyjemniejszymi doradcami.
 W oczach kryło się szaleństwo i wcale nie skłamałby, gdyby ktoś go zapytał o własny stan. Granica, cienka granica dzieląca go od zapadnięcia w sen i poddania się wszystkim mechanizmom go niszczącym. Był coraz słabszy, a ciało coraz mocniej domagało się więcej opium.
 Musiał zdecydować w trybie natychmiastowym co dalej. Czas w końcu było zatrzymać się i zastanowić nad własną egzystencją zanim erozja ciała nastąpi i pociąg nie zatrzyma się już wcale. Tysiąc lat hulaszczego i nieodpowiedzialnego życia w końcu zapalił czerwona lampkę w głowie lekarza.
Daj mi chwile.
Wydusił z sobie z trudem, nieco łagodniej. Puścił rękę chłopaka.. Nie mógł pozostawić Rhetta w niewiedzy.
Moje ciało... Ono buntuje się. Wirus mną rzuca.
Miał nadzieję że nieskładnie składane zdania rozjaśnią nieco sytuację i uspokoją napiętą atmosferę.
 Rhett miał w jednym rację — musieli współpracować. Pride nie zamierzał zdechnąć w tak mało spektakularny sposób. Zapomniany i pogrzebany żywcem. Nie taki napisał w swojej historii rozdział, aby kończyć go w połowie o całkiem innym zakończeniu.
Szukaj jakiegoś delikatnego podmuchu powietrza. Ono wskaże drogę. Szukaj też szczurów. One uciekają od zagrożenia.
Westchnął, wiedza którą posiadał bardziej się przyda aniżeli jego parszywy stan zdrowia.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Złapany za nadgarstek cudem przełknął warkot. Denerwowała go jaskinia, denerwowała go sytuacja i denerwował go sam Pride, które raz stał w miejscu jak bryła soli, a zaraz kłapał dziobem, jakby przed sekundą nie drżał na całym ciele z przerażenia.
 — Wierz mi, że jestem o krok od skręcenia ci karku.
 Nie wierzył.
 Skrzywił się niezadowolony. Nie był już pewien, dlaczego powstrzymywał drapiący gardło komentarz. Może dla własnego zdrowia, może dla spokoju — w końcu pyskowanie nigdy nie łagodziło sytuacji, a niekoniecznie chciał wdawać się z medykiem w bezsensowne kłótnie. Szczególnie nie teraz, gdy w kark dyszał ogromny gad o nadzwyczaj czułych zmysłach.
 Przełknął gorzkie słowa wraz z westchnieniem. Potrzebował chwili? Jasne, nie ma sprawy, błyszczało w kolorowych ślepiach, gdy ręka przecinała powietrze niedbałym gestem. Odsunął się wtedy na dwa kroki, dochodząc do wniosku, że być może odrobina przestrzeni osobistej mogła pomóc mężczyźnie w zebraniu się do kupy. W przeciwnym wypadku Marshall nie wyobrażał sobie współpracy, nie przy ucieczce z tego podziemnego grobowca.
 Dzieciak dotknął nierówności ściany i nadstawił uszu. Prócz ciężkiego oddechu Desperata za plecami nie słyszał wiele — dobry znak, przynajmniej po części. Dzięki temu miał przynajmniej pewność, że bestia nie postanowiła wpełznąć na górę tuż za nimi. Jeden problem mniej. Przynajmniej chwilowo.
 Zgodnie z sugestią wśród echa korytarzy szukał szurania szczurzych łap, natomiast w zatęchłym powietrzu świeżego podmuchu. Z początku nie znalazł żadnego z nich. Musiał odejść wpierw kilka kroków, później kilkanaście. Cały czas z ręką przy ścianie. Czysto zapobiegawczo trzymał jej chropowatą powierzchnię pod dłonią, tak na wypadek, gdyby miał coś przegapić. Ale nie przegapił. Więcej nawet — w gęstej ciszy, która wypełniała korytarz, wyłapał pisk. Krótki i pojedynczy, ale tyle wystarczyło, by bez problemu określił kierunek, skąd ów dźwięk dobiegł. Zawrócił, na krótką sekundę wykrzywiając kącik ust w nierównym uśmiechu.
 — Pride — zagadnął ostrożnie, nie chcąc wprawić mężczyzny w stan przedzawałowy zbyt głośnym tonem. — Wiem gdzie iść — tyle, więcej nie powiedział. Złapał za skrawek ubrania lekarza i pociągnął w odpowiednim kierunku.
 Szedł powoli, wręcz się ociągał. Głównie ze względu na stan towarzysza, któremu wirus akurat tego dnia postanowił spłatać figla. Zresztą nie tylko wirus, bo i uzależnienie odegrało tu swoją rolę, tego Everett był pewien.
 Każdy krok naprzód rozbijał zalegająca w korytarzu ciemność. Również powietrze nabrało bardziej żywego zapachu — ozonu, roślinności, mokrego drewna. Młody wymordowany wyjrzał przez dziurę w ziemi pełniąca funkcję wrót do wolności i niemal od razu cofnął się dobre kilkanaście centymetrów w tył, przylegając plecami do zimnej ściany. Pociągnął Pride'a za sobą i przytknął palec wskazujący do ust. Z zewnątrz dobiegały niezrozumiałe rozmowy znajomych i obu porywaczy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.18 14:21  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 W podbramkowej sytuacji, pocieszająca była jedynie nikła empatia Rhetta, który pomimo trudnego charakteru Pride'a starał się zapewnić mu minimalny komfort psychiczny. Gad, gdyby potrafił być za coś wdzięcznym zapewne zakomunikowałby mu, jak dużo mu to dało. Niestety, młody nie miał na co liczyć ze strony drugiego wymordowanego, poza dobrą chęcią do współpracy.
 Niklas nie poczuwał się do żadnej odpowiedzialności za stan sytuacji, gdyż zrzucił całą winę na barki Marshalla, który zaklinał się o skuteczności swojego fachu.
 Mężczyzna dał sobie chwilę na zebranie do kupy. Domyślił się, że wskazówki, które podsunął Rhettowi na chwilę do zajmą, a on w tym czasie będzie mógł nieco utemperować własne słabe ciało.
Wsunął dłoń do kieszeni spodni, wyczuwając pod palcami mały woreczek z sypką zawartością. Dotykał opuszkami opakowanie, wolno łapiąc między dwa palce i wysuwając je. Zagryzł wargę, oblizując szybko spierzchnięte usta mając przed oczami to, co za chwilę miało się stać. Ból miał odejść, ciało nabrałoby wigoru, a raczej połowicznie. Uzależnienie na tyle postępowało do przodu, że musiał brać coraz więcej, aby poczuć się lepiej. Dlatego też jedynym z powodów był detoks, do którego raz po raz sam się zmuszał.
 Z zadumy wyrwał go głos Rhetta. Puścił w kieszeni paczkę z opium i spojrzał na niego.
To dobrze. To bardzo dobrze.
Świetna nowina. Parę wskazówek i chłopak nagle okazał się całkiem przydatnym gówniarzem.
Prowadź.
Odparł, dając mu pole do popisu. On sam nie miał zbyt wiele sił, aby sprawdzać czy chłopak na pewno wie dokąd iść i czy na pewno czuł jakikolwiek powiew wiatru, a nie oddech wielkiego gada. Nie chciało mu się już podważać jego kompetencji.
 Pociągnięty za ubranie podążył posłusznie za nim. Oddychał ciężko, niemiarowo przez nos. Z trudem łapał powietrze. Włóczył nogami, jednak nie zwalniając tempa. Włosy na czole oblepił pot i nie wiedział czy ma gorączkę, czy może wilgotne powietrze w jaskini jest sprawką jego fatalnego wyglądu.
W końcu, w pewnym momencie i on sam poczuł mocniejszy powiew powietrza. Zapach uderzył go niczym świeżo upieczony chleb, a Niklas miał ochotę zerwać się i pobiec ku wolności.
 Nie zrobił tego.
 Palec na ustach uciszył go, tak jakby przez całą drogę kłapał dziobem. Spojrzał niezrozumiale na Rhetta, jednak głosy dochodzące tuż u wlotu szybko uświadomiły mu, że banda neandertalczyków pilnuje swojego wejścia. Gniew zawrzał w nim ponownie. Zmrużył gadzie oczy i wpatrywał się w wylot. Droga do jego wolności była zabarykadowana przez bandę kretynów. Debili składający dwa zdania na krzyż.
Zabijemy ich.
Wycharczał.
 Bojowe nastawienie nie było domeną lekarza, jednak w skrajnych przypadkach potrafił wykrzesać z siebie agresywność odpowiednią dla swojego gatunku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.12.18 20:35  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 — Zabijemy ich.
 Gdyby nie potrzeba zachowania ciszy, plasnąłby otwartą dłonią we własne czoło.
 No tak, czego innego mógł się spodziewać.
 — Przed chwilą mówiłeś, że nie panujesz nad własnym ciałem, a teraz czujesz się na tyle pewnie, by szarżować na szaloną bandę i zabijać? — zniżył głos do szeptu, ale zwierzęcy warkot samoistnie przeplótł słowa. Kolorowe tęczówki błysnęły w cieniu korytarza, odcinając się w mroku niczym dwie jarzeniówki. Nie dodał nic więcej, bo piasek zazgrzytał zdecydowanie zbyt blisko wyjścia, w którym siedzieli.
 Marshall cofnął się o kolejny krok, zmuszając medyka do zrobienia tego samego. Usiadł na brudnej ziemi, wplatając palce w przydymione od kurzu włosy. Mruknął, zaczesując kosmyki niesfornej grzywki w tył. Musiał pomyśleć.
 — Odwrócę ich uwagę, mam pomysł, jak to zrobić — powiedział nagle, odrywając wzrok od nierównej ściany. Skierował tęczówki znów na mężczyznę, wpatrując się w niego z wyczekiwaniem. Nie czekał na zgodę, ona nie była mu potrzebna. Chciał ujrzeć zrozumienie w oczach medyka.
 — Jeśli wszystko się uda, to cię znajdę, czuć cię na kilometr — dodał z drobnym uśmiechem o nieco zaczepnym wydźwięku. Nie mówił poważnie. — A jeśli nie, to możesz zatrzymać ubrania. Dbaj o nie — bez żadnych więcej wyjaśnień zsunął z ramion kraciastą, zadziwiająco miękką koszulę i rzucił materiał na kolana mężczyzny. Drgnął nagle.
 — Odwróć się — mruknął, cofając się bardziej w ciemność korytarza. — Jeśli zobaczę, że patrzysz, to przysięgam, że odgryzę ci obie ręce.
 Los koszuli podzielił zaraz czarny t-shirt, spodnie i nieco przetarte trampki. Pride mógł słyszeć trzask kości przełamujący ciszę, a zaraz również miękkie smagnięcie sierści na policzku. Ogon zwierzęcia smagnął powietrze, przypadkiem zahaczając o skórę mężczyzny.
 Pomknął przez korytarz, odnajdując dziurę, którą wskoczyli na wyższy poziom jaskini. Wracając do niższej odnogi, zadarł nieco mordę, węsząc w powietrzu nosem. Czuł głównie woń ziemi i stęchlizny, ale prócz nich dał radę wyłapać subtelny odór towarzyszący bazyliszkowi. Nie wahał się ani przez sekundę. Odszukał wielkiego gada bez problemu. Ten powstał dopiero gdy Everett stanął naprzeciw ogromnego węża. Widok monstrualnego cielska wylewał gęstą zaprawę na mięśnie, paraliżował. A mimo tego wilczysko szarpnęło zębami za końcówkę pokrytego łuskami ogona i pomknęło drogą, którą wcześnie przyprowadziła go tu banda tubylców. Rozwścieczona gadzina popełzła tuż za nim, w pewnym momencie niemal zakleszczając uzbrojone szczęki na jednej z jego łap.
 Wypadł prosto w bandę tubylców, a wielki wąż zaraz za nim. Krzyki na długo przyćmiły wszystkie dźwięki okolicy.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.12.18 15:14  •  Trudny przypadek. [Rhett x Pride] Empty Re: Trudny przypadek. [Rhett x Pride]
 Rhett w tym towarzystwie robił za dość poukładaną - jak na swój wiek - niańkę. Najwidoczniej w chłopaku musiała się wyrobić niesamowicie silna cierpliwość, skoro jeszcze znosił obecność lekarza. Gad potrafił być utrapieniem i chodzącym wrzodem na dupie, jeśli przyszło mu bytować z kimkolwiek na głodzie.
Marudził, zrzędził, bywał agresywny, a następnie niesamowicie senny i potulny. Prawdziwa karuzela emocji, która normalnego osobnika potrafiła przerosnąć. Rhett w tym zakresie wydawał się niczym skała. Dzielnie znosił fochy chirurga, za co powinien otrzymać jakiś medal z ziemniaka. Najlepiej smażonego z ogniska.
— Przed chwilą mówiłeś, że nie panujesz nad własnym ciałem, a teraz czujesz się na tyle pewnie, by szarżować na szaloną bandę i zabijać?
Przemilczał to. Im dłużej stał w miejscu tym, bardziej się niecierpliwił. Zaczynał się coraz mocniej pocić, a ciało niesamowicie boleć. Pragnął zamknąć rozpalone powieki i po prostu zasnąć. Przespać najgorszy stan i wrócić do żywych, kiedy dreszcze przeminą, a cały rozrywający ból zniknie z pierwszą falą wymiocin.
— Odwrócę ich uwagę, mam pomysł, jak to zrobić
Był wdzięczny za przejaw fantazji ze strony chłopaka. Sam nie miał siły cokolwiek robić w tym zakresie, dlatego też przejęcie inicjatywy przez Rhetta wydawało się najrozsądniejszym pomysłem.
Aż tak śmierdzę? Ranisz mnie.
Uśmiechnął się zadziornie po raz pierwszy od ich wizyty w grocie. Ukazał jeden wystający kieł i puścił mu oczko. Na więcej nie było go stać.
— Odwróć się
Nie krępuj się.
 Nie odwrócił się. Wpatrywał się w jego plecy, a potem gołą dupę. Dupa, jak dupa. Tyle się ich już naoglądał, że żadna nie robiła na nim oszołamiającego wrażenia.
 Wbił się plecami mocniej w ścianę, kiedy chłopak przybrał swoją formę. Poczuł na policzku mięknie futro, jednak nie dane było mu obejrzeć całej przemiany, gdyż ciężkie powieki zamknęły się w momencie kiedy chłopak pomknął po gada.
 Wydawało mu się, że trwało to chwilę i sam nawet nie zauważył kiedy zjechał po ścianie, a następnie opadł na twardą posadzkę, wciskając się gdzieś w cień.
Wolność. Była tak blisko.
 Obudził go dopiero dźwięk nacierającego bazyliszka na Rhetta, który wybiegł z jaskini wprost na tubylców. Chłopak miał dobry pomysł, dzięki któremu bazyliszek zajął się ubijaniem oprawców, a on mógł się chwilowo ukryć i poczekać aż nie zataszczy mięsa do jamy.
 Bazyliszek wykonał pierwszy kurs ze zwłokami, mijając Pride tuż obok. Zahaczył o twarz mężczyzny zakrwawioną, dyndającą na boki ręką wykonując na policzku krwawy ślad.
 Lekarz wyszedł z jaskini chwilę potem, przymykając oczy od światła, którego tak mocno brakowało pod ziemią.
Rhett.
Rzucił w eter trzymając się za brzuch i zmierzając przed siebie. Nie wiedział czy czeka na niego, czy po prostu zmierza do swojej desperackiej apteki. Słowa same opuściły usta, jednak wzrok nie napotkał znajomego konturu.
 Taszczone przez niego ubrania widocznie oznaczały balast.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach