Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Drużyna: Arthur & Red.
Cel: Arthur - biokineza (wonsz); Red - moduł syntetyzatora głosu do hełmu.
Poziom: Średni.
Możliwość zgonu: Zawsze.

Ból głowy wżynał się niemiłosiernie, jakby jakaś niewidzialna dłoń próbowała wyszarpać zawartość czaszki na zewnątrz. Gdy powieki drgnęły, ostre światło momentalnie poraziło wzrok niskiego wymordowanego, przypominając mu boleśnie o tym, że ostatnie godziny, a może nawet i dnie spędził w zupełnych ciemnościach. Ale im więcej leniwych minut mijało, tym więcej bodźców docierało do niego. Znajdował się w bardzo jasnym, oświetlonym ostrym światłem pomieszczeniu wielkości średniego pokoju. Z jednej strony znajdowała się sterylnie biała ściana, przy której była przymocowana toaleta oraz umywalka. Tuż obok znajdowała się wąska prycza z białym kocem. W rogu były wpasowane jasne drzwi bez klamki, a najwyraźniej działały automatycznie. Oprócz tego w pomieszczeniu nie znajdowało się zupełnie nic więcej, jednakże coś innego mogło przykuć uwagę. Pozostałe trzy ściany były oszklone. Z grubego szkła. Po obu stronach wymordowanego, w podobnych pomieszczeniach, znajdowały się inne osoby. Po jego prawej stronie jakaś ciemnowłosa dziewczyna, po lewej mężczyzna. Przed nim natomiast, oczywiście za szybą, rozciągał się długi korytarz, gdzie przewijało się parę osób. Wszyscy ubrani byli w białe kilty, na myśl przywodząc doktorów albo naukowców.
- Obiekt ZX11-0 obudził się. - jeden z nich, wysoki i postawy mężczyzna, chociaż mający zapewne grubo po sześćdziesiątce zaczął coś notować.
- Jak się czujesz? - zapytał. Dopiero teraz zdałeś sobie sprawę, że słyszysz go dzięki głośnikowi zamontowanemu przy suficie. Kiedy uzyskał odpowiedź, bądź i nie, podszedł do szklanego pomieszczenia po lewej.
- Obiekt ZX12-1. Jak się czujesz? - ponowił pytanie, tym razem do drugiego mężczyzny.


Spoiler:
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zasyczał głośno i boleśnie, automatycznie zamykając oczy i zasłaniając je ręką. Powoli zabrał przedramię sprzed twarzy, starając się przywyknąć do światła i nieznośnej bieli. Nienawidził jasnego światła, było denerwujące, ciężko było się schować, kiedy dookoła nie było przyjaznego mroku. Gdzie on u diabła był? Znowu miał epizod z napadem szału, w trakcie którego złapał go S.SPEC, bo był niezdolny do racjonalnego myślenia? A jak nie przygaszą tych cholernych żarówek to znowu tak będzie. Kiedy ostatni raz naukowcy zaprosili go na herbatkę do laboratoriów, musieli specjalnie zadbać o oświetlenie - w przeciwnym razie zużyliby wszystkie środki usypiające i uspokajające. A nie był przecież jedynym pacjentem ich pięciogwiazdkowego hotelu.
Blondyn spojrzał powoli na prawo, starając się zapamiętać wygląd więźnia, tak samo zrobił patrząc w lewo, na mężczyznę. Gdziekolwiek był, cokolwiek zrobili mu z ręką, wolał jak na razie nie próbować na siłę rozbijać ścian. Jeśli to serio S.SPEC, to nie było w tym żadnego celu - ich technologia bywała okrutnie pancerna. Nie znalazł żadnych słabych punktów konstrukcji, widziano go z każdej strony. Co, jeśli ci po bokach to wcale nie więźniowie, ale kolejni strażnicy? Chyba powoli dostawał paranoi...
- Za jasno tu... - zdołał tylko odpowiedzieć Głosowi Z Sufitu. Przetarł oczy palcami, starając się choć na chwilę uzyskać efekt ciemności. Jak miał się czuć? Jak rąbnięty patelnią, podźgany po ręku, zirytowany uwięzieniem wymordowany. Ale nie mógł narzekać. Przynajmniej cela miała więcej długości niż on wysokości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Opierał się lewą ręką ręką o szklaną szybę, wpatrując się  pustkę przed siebie, prawa spoczywała luźno przy ciele. Z jakiegoś niejasnego powodu znalazł się w tym aż do bólu sterylnym miejscu. Spoglądał uważnie, wyszukując każdego najmniejszego ruchu. Białe kitle, ciekawskie spojrzenia, grube notatki, jakiś impuls w mózgu skojarzył ten pejzaż z ogromnym cierpieniem. Brutalne eksperymenty, odrywanie kończyn, przyszywanie ich w innych miejscach, ślina kapiąca doktorom z pyska. Gdzieś już to widział, ale studnia pamięci wyschła bardzo dawno.
W głowie wypowiadał mroczne psalmy, prosząc mrocznego by Ci nie próbowali zdjąć mu hełmu, co jakiś czas kreślił prawą metalową ręką runy i znaki znane tylko jemu. Pieczęci ochronne, rozmaite klątwy beż żadnej zasranej gwarancji na wystąpienie, ale fanatycy już tak mają.
-No Signal- w kolorze białym na czarnym tle wyświetlał na swym hełmie, trwając w cierpliwości na nadchodzące wydarzenia. Jedna nadzieje utrzymująca się w sercu, jedno zdeprawowane pragnienie krążyło w duszy: zabić i obmyć się we krwi tych skurwysynów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna nadal coś uparcie notował, nawet nie racząc unieść spojrzenia znad trzymanych w dłoniach notatek. Zdawało się, że trwa to wieczność, wskazówki zegara zatrzymały się w miejscu i nie zamierzając drgnąć do przodu. Wreszcie uniósł oczy, poświęcając uwagę dwójce nowych "nabytków". Uśmiechnął się delikatnie, chociaż wręcz wyczuwalna była fałszywość wylewająca się z jego oblicza.
- Zapewne jesteście skonfundowani swoją aktualną sytuacją. Nie martwcie się, nie zamierzamy was zabić, w końcu jesteście dla nas bardzo cenni. - powiedział cicho, robiąc krok do przodu, stając w odległości zaledwie paru centymetrów od szyby, za którą znajdował się Red.
- Chcemy tylko waszej pomocy w pewnym doświadczeniu, który prowadzimy. Pomożecie nam, a nic wam nie będzie. To tylko dziecinne proste testy, nic więcej. - machnął dłonią, nieco w lekceważącym geście, jakby rzeczywiście jego słowa były prawdziwe a to wszystko było standardową procedurą.
- Za moment będziemy chcieli podać wam mało inwazyjny zastrzyk, mam nadzieję, że nie będziecie nam w tym utrudniać. Im szybciej zrobimy swoje, to szybciej was wypuścimy. - dodał po chwili, a następnie odwrócił się w stronę innego mężczyzny w kilcie, po czym skinął do niego głową.
Drzwi zarówno do jednego pomieszczenia, jak i drugiego rozsunęły się i do środka weszło po dwóch mężczyzn. W przeciwieństwie do naukowców, ci byli ubrani w ciemne skafandry oraz maski. Trzymali długie, metalowe pręty, na których końcach jaśniało lekko niebieskie światło, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Wyciągnijcie ramie. - rozkazali w waszą stronę i unieśli pręty, na wszelki wypadek, gdybyście zamierzali się zbuntować albo sprawiać problemy. Po chwili do pomieszczeń wkroczyło po jednym lekarzu. Każdy trzymał strzykawkę z różowym płynem, kierując kroki w waszą stronę.


Termin: 20.07
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Słodka igła, trochę mała ale co tam, pewnie nawet nie poczuje odrobiny ukochanego bólu. Strzelił karkiem, wystawił lewą rękę składając ją w pięść i podniósł prawą pokazując środkowy palec. Co mu tam, cholera wie co to za świństwo, ale gdzieś głęboko miał przekonanie, że rola szczura laboratoryjnego jest wpisanego w jego genach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jasne światło gryzło nieznośnie czułe oczy. Chciał uciec od niego jak najdalej, schować się gdzieś i nie wychodzić aż do momentu, w którym zgaśnie lub chociaż odrobinę się przyciemni. Może nie tyle co czuł ból, ale dyskomfort spowodowany źródłem jasności. Miał ochotę ugryźć najbliższą osobę, która odważy się podejść i na jego nieszczęście tak właśnie miało się stać. Walczył ze zwierzęciem ukrytym w środku, walczył ze sobą pamiętającym zimno stołu laboratoryjnego i dziesiątki wbijanych przez ten czas igieł. Starał się wymazać z tych wspomnień siostrę, ale nie mógł zaprzeczyć faktowi, że była tam razem z nim, że trafili tam z jej winy, a potem uciekli przez jakieś zrządzenie losu, które odwróciło uwagę ludzi w kitlach.
Niczym spłoszony zwierz cofnął się na widok osób w skafandrach, sycząc cicho, pokazując haczykowate kły. Przeskakiwał szybko wzrokiem pomiędzy jednym a drugim, chwilowo ignorując człowieka z igłą. Musiał coś wymyślić, żeby tylko nie podali mu tego obrzydlistwa. Co to mogło być? Trucizna, która wypali im żyły i zabije na miejscu? Coś, co rozpuści ich od środka i zamieni w galaretkę? "Nie zamierzamy was zabić". Mówił tak każdy z zamiarem zabicia, a Arth zabijając niemalże zawodowo dobrze to wiedział. Z drugiej strony mogło być to prawdą tylko zabrzmiało inaczej przez doświadczenie życiowe. Mocno zwężone źrenice zatrzymały się na jednym z prętów. Czemu się świeciły? Starał się przeanalizować czym mogły być, ale nie potrafił w tych warunkach. Był w dość marnej sytuacji. Widząc kątem oka posłuszeństwo drugiego więźnia wątpił w możliwość uzyskania pomocy. Był więc zdany na siebie. Nie wiadomo co wstrzyknęli mu już wcześniej, ale jednocześnie bardzo nie chciał, żeby jeszcze coś wpuścili do jego organizmu. W pomieszczeniu miał trzech mężczyzn, z czego dwóch uzbrojonych w jakieś dziwne cosie, po obu stronach byli kolejni, nie wiadomo ilu jeszcze znajdowało się w ogóle w korytarzu.
- Za... jassssssno... - wysyczał znowu, mrużąc oczy. Rozwidlony język zbadał odruchowo powietrze. Blondyn uniósł lewą rękę, ale zdecydowanie nie zamierzał współpracować. Gdy tylko lekarz ze strzykawką się zbliży, zamierzał uderzyć prawą pięścią w dłoń trzymającą przedmiot z różowym płynem, a następnie spróbować uniknąć ewentualnego ataku pacyfikującego ze strony "ochroniarzy". Będą musieli go zmusić, bo sam nie zamierzał się poddać ich zachciankom. Chyba, że oni spełniliby jego, a to wątpliwe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

O ile w przypadku Reda sprawa potoczyła się szybko i sprawnie, bez konieczności użycia większej przemocy aniżeli przytrzymanie go na wszelki wypadek, i wbicia igły w ramię, tak w przypadku drugiego osobnika sytuacja już nie przedstawiała się kolorowo. Kiedy jasnowłosy rozpoczął bunt i strzykawka trzymana przez doktora potoczyła się po posadzce, umundurowani mężczyźni nie czekali zbyt długo. Długie i cienkie końce patyków, które trzymali, od razu dotknęły wątłego ciała Arthura, teraz nieco otępiałego ostrym i przenikliwym światłem, a następnie z uczuciem poczęstowali go wiązką elektryczności. Przez jego ciało przebiegł niekontrolowany, bolesny impuls sprawiający, że każdy mięsień zaczął drżeć i dostał skurczy, a nogi odmówiły posłuszeństwa, jakoby z waty ugięły się pod i tak wątłym i niewielkim ciężarem, zwalając go na sterylną, białą podłogę. Na moment zamroczyło go, a serce zaczęło tak szybko i mocno bić, że mógł być pewien tego, że mężczyźni stojący obok zapewne je dosłyszeli.
Jeden z umundurowanych od razu przygniótł drobne ciało kolanem do ziemi i przytrzymał jego ręce, drugi z kolei stał w pogotowiu, trzymając naelektryzowany patyk, gotowy do użycia. Igła weszła gładko, niemalże bezboleśnie w miękką, odsłoniętą skórę na ramieniu blondyna.
- I po krzyku. - powiedział sztywno doktor i poklepał chłopaka po policzku. Po chwili wypuszczono blondyna i cała trójka opuściła szklane pomieszczenie. Nie minęło jednak kilka minut, kiedy do szyby podeszła kobieta. Była dość urocza i zgrabna, o ciemnych włosach gładko zaczesanych do tyłu i ciężkich okularach na nosie. Spojrzała najpierw na Arthura, potem na Reda, na którym na dłużej zawiesiła swoje spojrzenie.
- Jak się czujecie? - zapytała, ponownie uśmiechając się i sprawiając wrażenie osoby empatycznej i wzbudzającej zaufanie.

Termin: 30.07
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zawsze musiał coś skopać tym swoim upartym stosunkiem do życia. I choćby naprawdę bardzo mocno chciał, to ostatecznie i tak by odwalił głupotę, bo to było totalnie w jego stylu. Dziw brał, że on w ogóle jeszcze jakoś żył, bo na każdym kroku starał się chyba wykończyć. Właściwie i tak nie miał jakiegoś specjalnego celu w życiu, bo ostatni się wziął i ponoć umarł, a nic nie było warte jego uwagi na tyle, na ile zasługiwała na to siostra, którą i tak olał. A mimo wszystko nie chciał się poddać jakimś durnym badaczom i postanowił po raz kolejny zachować się autodestrukcyjnie. Ze zwłok pewnie też zrobiliby jakiś użytek, a tak to chociaż mógł siedzieć w tym nieznośnie jasnym pomieszczeniu i łudzić się, że jeszcze ucieknie i zobaczy księżyc nad brudną Desperacją. Może nawet za dobre sprawowanie dawali swoim więźniom więcej swobód, jak na przykład mniej przeszklona cela czy dodatkowa poduszka? Arth nie miał zamiaru być laboratoryjnym szczurkiem, brzydził się nauką w tej formie odkąd kazali mu na lekcji pokroić żabę. A to było w kija czasu temu.
Zawarczał bezradnie na naukowca, będąc zgrabnie przyszpilonym do podłoża. Przechodziło przez niego nieprzyjemne uczucie, ale nie żałował nawet trochę swojego krótkiego i bezsensownego buntu. Nikt nigdy nie miał szacunku do niego, więc i on nie zamierzał grzecznie spełniać czyichś zachcianek, zwłaszcza, jeśli tego kogoś nie znał. Kiedy tylko mógł, podniósł się na kolana i usiadł na piętach, przykładając rękę w miejsce, które zostało dźgnięte igłą. Nie lubił igieł. Przynajmniej takich z nieznanymi substancjami. Chyba, że miały go naćpać, to wtedy mogły być nieznane tak długo, jak długo by go nie zabiły. Ale wbrew wszelkim naukom szkolnym, po ulicach nie biegali ludzie proponujący darmowe narkotyki. I raczej ci przyjaźni jegomoście stąd również by tego nie oferowali.
- Pocałuj mnie w... - urwał, gryząc się w ten niewyparzony ozór. Uniósł głowę, przestając podziwiać jakże piękną i czystą podłogę. Nie to co większość więzień na pustyni. - ...stopę - dokończył burknięciem i znowu wbił wzrok w jakiś punkt na ziemi. Starał się zająć czymś myśli, ale nie potrafił. Byłoby super, gdyby chociaż ich oświecili kim są, gdzie ich zawlekli lub przynajmniej po co. No ale równie dobrze mógł sobie zażądać apartamentu w pięciogwiazdkowym hotelu. I koniecznie basenu z ciepłą wodą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Świetnie, wywiad lekarski, tego w sumie można było się spodziewać. Red spojrzał na panią doktor przyglądając się jej nieco. Chciał się do niej odezwać, ale uszkodzone struny głosowe mu na to nie pozwalały, jedyne co mógł zrobić to wydać charczący dźwięk. Brzmiał wtedy zabawnie, trochę jak mało zwierzątko błagające o litość. Nie znał migowego, a nawet jeśli to wątpił, że ktoś mógłby odczytać szereg znaków. Postanowił zatem improwizować: lewą ręką zaczął pokazywać na siebie, odchylił lekko głowę w tył i wskazującym palcem prawej ręki zaczął sobie jeździć po gardle. Czuł się trochę jakby kroił świniaka. Na hełmie dla jasności wyświetlił napis:
Cisza :<
Mógł mieć tylko nadzieję, że ta drobna wizualizacja, nie zostanie potraktowana przez kobietę jako groźba. Zapewne podobnie do dzieciaka(zakładając rzecz jasna po jego wzroście) z którym siedział obskoczył by leciutki wpierdol, tak ażeby nie poczuć się nazbyt pewnie. Wolał się nie bawić z gośćmi, którzy mogli rozsmarować mu resztki mózgu na ścianie, jeśli miał zginąć to tylko strzelając sobie w łeb, ale z przyczyn wiadomych rewolwer gdzieś wcięło. Spojrzał na drobnego chłopaczka, przejrzał się uważnie jego deformacjom i cechom. Nie wiadomo ile czasu razem spędzą i czy mu czasem nie odwali i nie będzie próbował zrobić sobie z Reda kukły do redukcji stresy. Co to to nie- pomyślał.
Ponownie spojrzał na lekarza, jej wygląd sprawiał, że czuł się spokojniejszy. O ile zaraz nie powie, że wstrzyknięta maź zmieni ich w papkę, jest bezpieczna. Był coś w niej interesującego. Red miał pewne problemy w relacja damsko-męskich, ciężko jest zachęcić kobietę do siebie, jeśli jest się niemym psycholem próbującym odebrać życie większości istot które się spotyka, ale tutaj robal gryzł. Zazwyczaj jeśli spotykał jakaś dziewkę, a ta przeżyła niefortunne spotkanie nie czuł oporów, żeby zabawić się w maczanego, a nawet czasami, jeżeli ta padła trupem to nie czuł jakiegoś większego skrępowania, żeby wykorzystać to co zostało. Nie twierdził, że było to złe, raczej wyznawał zasadę, że nekrofilia to triumf miłości nad śmiercią, ale jakoś większą przyjemność, sprawiało jak osobnik był jeszcze żywy. Oparł się znowu o ścianę i czekał.
-,, Co też masz do powiedzenia Skarbie"- pomyślał zastygając w bezruchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kobieta jedynie uśmiechnęła się i zaczęła coś szybko notować, co jakiś czas zerkając to na jednego, to na drugiego.
- Nie jesteście zbyt rozmowni, co? - mruknęła pod nosem, nadal z tym samym uśmiechem, który wydawał się być przyklejony niewidzialnym klejem i nic na świecie nie było w stanie go zetrzeć. Ciężko było powiedzieć jak odebrała gest Reda. Jedno było pewne, nie zamierzała się z tym podzielić, a przynajmniej nie na głos, gdyż niewątpliwie zostało to zawarte w notatkach.
Kolejne dni nie przyniosły ze sobą nic nowego. Trzy razy dziennie marny, bez wyrazu posiłek. Do tego dwa razy dziennie zastrzyki i to samo, irytujące pytanie "jak się czujesz?" Z początku żadne z was nie odczuwało jakiś szczególnych zmian, ale dnia piątego Arthur dostał skurczów brzucha oraz zbierało mu się na wymioty. Z kolei szóstego dnia Red czuł drżenie i skurcze mięśni lewej ręki, nad czym nie był w stanie zapanować. Zarówno jeden, jak i drugi, miał wrażenie, że ich ciała stają się lekkie, a jednocześnie ciężkie.
Ósmego dnia powiadomiono, że od teraz w celu dalszych i bardziej dokładnych badań zostaniecie przeniesieni do innego pomieszczenia, w którym spędzicie kolejne dni razem. Pokój okazał się nieco mniejszy od tego, w którym przyszło wam "pomieszkiwać", chociaż nadal raził sterylną bielą. Druga różnica, która niewątpliwie rzucała się w oczy, było brak oszklenia. Tym razem białe, jednolite ściany lśniły swoją niezachwianą czystością. W pokoju znajdowały się trzy prycze, gdzie na jednej z nich siedziała mała dziewczynka ubrana w koszulę do kolan. Na oko mogła mieć może z pięć albo sześć lat. Miała długie, nieco potargane włosy koloru zboża oraz parę siniaków na przedramionach, zapewne ślady po igłach. Gdy tylko was ujrzała, przytuliła mocno do siebie pluszowego królika, po czym podciągnęła kolana pod siebie, wciskając drobne ciałko w ścianę, zerkając na was wystraszona.
Drzwi zamknęły się za wami, pozostawiając waszą trójkę w samotności.

Termin: 6.08
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Red starał się być posłuszny, nigdy nie podejmował inicjatywy, zawsze słuchał rozkazów, czy to guru kościoła, czy implantu, który był czymś odrębnym. Nie jadł, bo tego nie potrzebował, patrzył tępo w ściany i starał się na nich wydrapać znaki, znane tylko jemu, ale szkło zawsze stawiało opór. Odczuwał rozkosz i podniecenie, gdy tajemnicze zastrzyki działały i skręcały organiczne części jego ciała, to było takie cudowne doznanie. Spoglądał też, na mniejszego współwięźnia, jak cierpi, jak biel doprowadza go do szału, a to także sprawiało mu przyjemność. Pewnego dnia, te ,,sztywniaki" postanowiły zorganizować im małą przeprowadzkę. Lokum nie urzekało, a dodatkowo mieli jeszcze towarzystwo w postaci małej dziewczynki. Zirytowany całą tą sytuacją, wybrał sobie jeden z kątów pokoju i postanowił oddać się swojemu standardowemu zajęciu: medytacji. Klęknął, kładąc swe ręce na udach i mamrotał w myślach przeróżne mantry, czasami kreśląc w powietrzu, różne znaki. Z każdym dniem czuł jednak coraz większą słabość, a było do spowodowane spadkiem ilości krwi. Jego organizm nie był w stanie samodzielnie jej wytwarzać, opierał się on wyłącznie na przytłaczaniu krwi z zewnątrz, a w ekstremalnych przypadkach wchłanianiu jej przez skórę. Był jak cholerny ćpun na głodzie, czuł się gorzej, potrzebował szkarłatnego płynu. Czasami stukał sobie w przedramię drugą rękę imitując nakłucia igły strzykawki, na ekranie hełmu wyświetlał na zmianę:
Krew
Pragnienie
Pobadał w głębsze szaleństwo, patrzył na dziecko beznamiętnie i wiedział, że jeżeli niedługo nie dostanie tego czego pragnie, może posunąć się do morderstwa. Zastanawiał się przy tym, czy drugi dzieciak, obroniłby młodą istotę. Skrobał delikatnie z namiętnością ścianę swojego kąta, mając nadzieję, że ktoś wreszcie zrozumie, że ktoś wyjaśni co tutaj się dzieje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach