Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Z trudem utrzymała spokój na swojej twarzy, kiedy zdołała wyłapać wzrok jej towarzysza. Oczywiście, to ona tutaj była tą dobrą i z sercem, ona miała czas słuchać. Wiedziała o tym, ale nie byłaby sobą, gdyby chociażby nie zadała jednego pytania - czasem nawet z takich rzeczy można było wyłapać kilka ciekawostek.
Szczerze mówiąc, lekko zdziwił ją fakt, jak szybko dziewczyna zaczęła mówić za niego, patrząc jej prosto w oczy i mówiąc nawet nie do nich, ale jakby wręcz do niej. To prawie tak, jakby ta chciała się wcisnąć do jej umysłu i namówić ją, żeby uwierzyła jej słowom i spróbowała powstrzymać Yurego przed walką. Anielica dzielnie unikała kontaktu wzrokowego, utrzymując go cały czas na Wiecznym, bijąc się z własnym sumieniem - dopiero jego odpowiedź zasiała u niej nieco podejrzliwości. Miał nieco racji, ludzie ot tak nie zmieniali się i nie rezygnowali - sama Wiara była tego świadoma, sporo już przeżyła - chyba że byli pewni, że nie ma co ryzykować. Skoro ich zaatakował z tego powodu, mógł zrobić więcej niż tylko pobić, choć za żadne skarby świata nie pochwalała takich decyzji. I nie, nie przeszłaby obok, prawdopodobnie zrobiłaby sporo, żeby pomóc... Ale w tej chwili nie była tylko niewinnym i głupim aniołem, który starał się zachować pełną neutralność.
Była też Smokiem, a oni, mimo bycia najgorszymi szumowinami, trzymali się razem. Miała do wyboru znanego jej już towarzysza i podejrzaną dziewczynę, o której ostrzegali nawet tamci bywalcy w barze.
Problem w tym, że nie miała pojęcia, co może zrobić. Mogła wykorzystać jej wzrok i szybko rzucić na nią urok, ale co, jak młoda byłaby w stanie to odeprzeć - albo, nie daj Panie, odbić? O panów nie było już co pytać, Yury nawet nie zastanawiał się i uderzył go, co znaczyło, że jakiekolwiek próby odejścia mogą nie wypalić. Ona sama nie miała możliwości skrzywdzenia ich, więc mogła co najwyżej pilnować, aby nikt ich nie zaatakował od tyłu.
Cały czas unikając pełnego kontaktu wzrokowego z dziewczyną, stanęła w taki sposób, aby w najgorszym wypadku to ona była nieco bliżej niej niż Yury. Zapewni mu pomoc jak tylko da radę, aczkolwiek wiadomym było, że zbyt szybko nie dołączy do tej walki fizycznie, chyba że zostanie do tego sprowokowana. Wolała mieć innych ludzi na oku. Po jej wyrazie twarzy dało się wyłapać, że wolałaby, aby ona również nie mieszała się do na razie do walki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uderzenie biomecha nie było na tyle silne, by posłać mężczyznę na ziemię, choć ten odwrócił głowę od siły ciosu. Powoli ponownie spojrzał na Yurego, a na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. Uśmiech, w którym wręcz namacalnie można było wyczuć kryjącą się w nim satysfakcję.
- Ulżyło ci? - wycedził przez zęby, unosząc wyżej podbródek, by spojrzeć na niego z góry, choć nie zapowiadało się na to, aby przymierzał się do oddania ciosu. Jeszcze nie.
- Zabiłem jednego, gdy reszta zdążyła uciec. Ale skoro jesteś obrońcą gwałcicieli małych dziewczynek, no proszę, dalej. Bij. - rozłożył obie ręce na boki w zachęcającym geście. W tym samym czasie dziewczynka wyprostowała plecy, ale nadal wpatrywała się w języki ognia, zaciskając mocniej palce na kuli.
Mogliście usłyszeć, że za wami zaczyna robić się głośniej. Nagły atak Yurego przyciągnął uwagę znajdujących się tutaj osób, w tym ojca dziewczynki, którą rzekomo zaatakowano.
- Mam tylko nadzieję, że potem spojrzysz w oczy małej i przyznasz się jej, że jesteś na zlecenie psom, którzy chcieli ją skrzywdzić. Jej ojciec już tutaj idzie. No dalej, przyznaj się. - dodał z błyskiem w oku. I rzeczywiście, parę sekund później podszedł do was mężczyzna o dość tęgiej postawie, na oko mający jakieś czterdzieści parę lat. Spojrzał wpierw na Yurego, uważnie, a potem na Faith, jakby w myślach ich oceniał.
- Wszystko dobrze? - zapytał, a w jego głosie zabrzmiało napięcie, kiedy wbił wzrok w Yurego i najwidoczniej nie zamierzał go odwrócić.
- No nie wiem. Ty mu powiedz. - Joe zachęcił Yurego do odezwania się w tej kwestii, samemu czekając na rozwój wydarzeń.

Termin: 10.10
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Po konfrontacji knykci z obcą szczęką, poczuł w nich jednorazowe pieczenie. Zerknął nań, ale nie odnalazł na nich chociażby zadrapania. Nie zainwestował w to zbyt wiele siły. Na twarzy mężczyzny ukazało się lekkie, prawie niewidoczne zaczerwienie, które w zasadzie nie miało szans przeobrazić się w nic więcej.
  Obce słowa nie poruszyły do życia skrzętnie ukrywanych wyrzutów sumienia, toteż na popękanych wargach Yury'ego pojawił się szkaradny uśmiech.
  — Próbujesz przemówić mi do rozsądku? — zapytał drwiąco, dławiąc w sobie śmiech. Nie wierzył mu. Nie wierzył w ani jedno słowo, które zostało wypowiedziane, gdyż wiele faktów się ze sobą nie zgadzało. Zleceniodawcy byli mocno poobijani, a jeden nieomal nieprzytomny. I zabrano im ich ubrania. Nie wspominali o trzeciej osobie. Jeden szukał zemsty, chcąc pomścić ledwo dyszącego brata. Nikt o zdrowych zmysłach nie rozbierał się w sercu Apogeum i nie świecił nagim tyłkiem, a ci dwaj byli boleśnie świadomi swojego położenia. Ujrzał to w ich spojrzeniach. I usłyszał w przepełnionych strachem głosach.
  Kłamstwo w takich przypadkach miało krótką datę ważności. Nadal czuł, jak ciało gołodupca drżało, gdy tylko złapał go za gardło, lekko przyduszając.
  Spojrzał zdezelowanym okiem prosto w jedno ze ślepi nieznajomego i zaciągnął się ciepłym powietrzem, które zapiekło go nieprzyjemnie w gardło. Przełknął ślinę, by go nawilżyć.
  — Póki co patrzę w oczy tobie i muszę przyznać, że jesteś pieprzonym tchórzem — odparł, poniekąd odpowiadając na jego oskarżycielskie pytanie. Nie spuścił z niego wzroku nawet na moment, gdyż to właśnie ten mężczyzna stał w epicentrum jego zainteresowania i w tej chwili nic innego się dla niego nie liczyło.
Zabijcie go, brzmiała treść zlecenia, dlatego też nie miał zamiaru wychodzić poza kompetencje i słuchać umoralniających bzdur, ale najwyraźniej do tego chojraka to nie docierało. Nawet przy użyciu pięści.
  Sięgnął ludzką dłonią po spluwę, mechaniczną trzymając w pogotowiu w razie niespodziewanego ataku. Był pewny, że Faith zorientowała się, jaka był jej rola w tym przedstawieniu. Miała pilnować tytułów i ewentualnie uaktywnić moc, która czyniła ją wiedźmą.
  — Wyciągnąłeś z tego jakieś wnioski?
  Pytanie zawisło pomiędzy nim a mężczyzną i spotęgowało tworzące się wokół nich napięcie. Wciskał mu kit czy mówił prawdę - to nie miało najmniejszego znaczenia. To oni płacili, więc racja leżała po ich stronie, a stojący przed nim koleś miał pecha, że natrafił akurat na biomecha.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Palce dziewczyny, które zacisnęły się na kuli, nie umknęły jej uwadze, co uruchomiło niewielki alarm w jej głowie. Czy wciąż ją chroniła, czy może jednak do czegoś się szykowała - nie miała pojęcia. Jedna z rąk anielicy powoli ruszyła w stronę torby i delikatnie zaczęła szukać jednego z noży do rzucania, żeby w razie potrzeby szybko go wyciągnąć. Nie trzymała jej zbyt długo, aby nie wzniecać niepotrzebnej uwagi, czekając spokojnie na rozwój sytuacji.
Nie podobała jej się reakcja na uderzenie mężczyzny ani kolejne słowa, które wypowiadał. Patrząc na to, w jakim stanie byli ich zleceniodawcy wątpiła, żeby byli w stanie uciec. W dodatku nie przypominała sobie istnienia żadnej trzeciej osoby, stąd i ona zaczęła coraz bardziej wątpić w taką wersję wydarzeń. Bardziej poruszyła ją odpowiedź Wiecznego, przez którą sama z trudem zdołała zdusić głupie uśmiechy. Kto jak kto, ale tego biomecha mało kto był w stanie ogarnąć, a co dopiero cel zlecenia, który posyłał mu tak... Bardzo przyjazne uśmiechy. Może grał na czas, wszystko było możliwe.
Zauważyła też jak do ich małej grupy doszedł rzekomy ojciec dziewczynki, ale to również przemilczała, obserwując ich. Nie sądziła żeby jego obecność zmieniła cokolwiek w podejściu Yurego, jako iż ten wyciągnął już swoją broń. Wiedziała, że nie będzie już obrotu i mogła tylko wierzyć, że nie dojdzie do zbyt wielu tragedii dzisiejszego dnia. Nie podobał jej się fakt, że pozwalała na morderstwo zaraz obok siebie, jednak nie mogła też tak po prostu odwrócić się od swojego towarzysza ze Smoków. To, że ten pozwalał jej na utrzymanie się na swojej pozycji bez dołączania od razu było wystarczająco miłym gestem z jego strony. Faith przyjęła defensywną postawę i dalej uważnie obserwowała możliwych wrogów, podczas gdy jej dłoń tym razem trafiła do jej kieszeni i wyjęła jedną z kart, z którą na tę chwilę nic nie zrobiła. Uśmiechnęła się tylko, próbując oddać wrażenie, jakby właśnie trzymała jakiegoś małego asa w dłoni. Jej druga ręka była blisko torby i w każdej chwili była gotowa, aby sięgnąć po nóż.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Nie. - odpowiedział, a na jego ustach zawitał lekki uśmiech pełen satysfakcji.
- Upewniam się jedynie jak bardzo jesteś gównem. - dodał a w jego spojrzeniu pojawił się dziwny błysk. Rozłożył obie dłonie na boki w zachęcającym geście.
- Mogę być tchórzem, ale przynajmniej nie jarają mnie małe dziewczynki i nie muszę działać na zlecenie takich osób. Mam swój honor. - dodał i skierował głowę w stronę domniemanego ojca dziewczyny.
- To, mój drogi, jest mężczyzna, który przyszedł mnie zabić, bo obroniłem twoje dziecko przed zgwałceniem. - przedstawił Yurego mężczyźnie, które twarz momentalnie poczerniała, gdy wbił swoje spojrzenie w biomecha. Gdy ciemnowłosy sięgał po swoją broń, ten już zaciskał palce na długim nożu. Zresztą, to było do przewidzenia, że nie minie parę sekund, kiedy zostaną otoczeni przez mieszkańców tych slumsów. W ogólnym rozrachunku na tę chwilę otaczało ich około dziesięciu osób, w tym dwóch kobiet, nie licząc Joe i ojca dziewczynki. I nie wyglądało na to, że ktokolwiek z nich zamierzał odpuścić.
Dziewczyna, która siedziała do tej pory i trzymała jedynie swoją kulę, również się podniosła i skierowała oczy w stronę dwójki intruzów. Te nadal pozostawały pozbawione jakiegokolwiek blasku, przypominały raczej spojrzenie śniętej ryby, niż żyjącej istoty.
- Za nim zginiecie - zaczęła cichym głosem, który zdawał się wnikać pod waszą skórę jak żrąca trucizna. - Ile jest warte życie osoby, która ją obroniła? Ile wam obiecano? - zapytała cicho, ale Joe najwidoczniej mało to interesowało, kiedy lekko odchyliły głowę uśmiechając się jeszcze szerzej.
- No dajesz. Chodź, obrońco pedofili. - syknął a ziemia pod waszymi stopami zaczęła niebezpiecznie drżeć, zwiastując najgorsze.

Termin: 21.10
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Ujął w dłoń pistolet, ważąc jego ciężar w ludzkiej ręce. Hasła, wykrzywiane przez mężczyznę, nie dotknęły jego sumienia. Kido Arata nie odezwał się chociażby słowem. Nie przemawiał do niego od... kilku miesięcy. Nie, kilku tygodni. Ostatni raz próbował to uczynić przy okazji spotkania z Tahakiro i wyszło mu nienajgorzej, ale kiedy to było?
  Pamięć Wiecznego była niczym sito. Miała wielu pustych, niezapełnionych wspomnieniami luk, ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Liczebność wroga biła ich na głowę, a on miał kulę u nogi w postaci anielicy, która najprawdopodobniej nie chciała się bić, a może nawet była gotowa wbić mu przysłowiowy nóż w plecy. Nie miał pojęcia, o czym myślała, ale była mu potrzebna. Otóż Yury nie miał zamiaru walczyć z nimi wszystkimi. Treść przyjętego zlecenia obejmowało jedną osobę.
   Ile wam obiecano? , usłyszał i nieomal splunął.
  — Niewystarczająco wiele, by zrekompensować mi te moralizujące pierdolniki — orzekł lakonicznie, wykrzywiając pożółkłe zęby w okropnym, odrobinę psychopatycznym uśmiechu, ale nie zaszczycił gówniary chociażby pojedynczym spojrzeniem. Jego cel znajdował się w zasięgu skażonego przez jaskrę spojrzenia.
  Przeładował magazynek, ale zasięg lufy nadal obejmował podłoże. Podłoże, które zadrżało pod ciężarem jego ciała. I nie przestało drżeć za nic świecie.  Nie dbał o to, jakich sztuczek użyli. Narzucił na głowę kaptur i poprawił okulary na nosie. Anielica miała do dyspozycji skrzydła. On... wytrzymałość fizyczną.
  W tym samym czasie, gdy z obcych ust popłynęły słowa: Chodź, obrońco pedofili,, Wieczny wydał inną instrukcje:
  — Faith. Zademonstruj im wachlarz swoich anielskich umiejętności. Teraz!
  Piasek uniósł się ku górze w postaci ścian, zamykając biomecha, Beatrice i Joe w ich zasięgu, w tej samej chwili wycelował spluwę w klatkę piersiową odpowiedniego obiektu i nacisnął za spust.
  I nie wiedział, co dotarło do jego uszu najpierw - świst porywistego wiatru, huk wystrzału, a może jeszcze coś...?


Działanie artefaktu: 1|2
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Jak można się było spodziewać, anielicy w ogóle nie podobała się ta rozmowa. Im więcej czasu mijało, tym bardziej wszystko zaczynało ją nieprzyjemnie kuć, jakby jej sumienie chciało uparcie przypomnieć jej, dlaczego tak bardzo kochała tę robotę. Pozwalasz na morderstwo, słuchasz o ojcach i ich prawie zgwałconych dziewczynkach, a po drodze dostajesz trzynaście innych powodów, dla których jesteś beznadziejnym aniołem.
Niemniej jednak nawet mimo tego wszystkiego, Faith dzielnie starała się utrzymać w miarę neutralny wyraz twarzy i nie zmieniać nagle stron. Wykrzywiona twarz Joe nieźle w tym pomagała.
Anielica uważnie obserwowała jak tłum powoli zaczął odgradzać im możliwość ucieczki, a i nawet sama dama z kulą w końcu przestała z nimi grać i zmieniła swój ton, zaskakująco pewnie stwierdzając, że zginą. Oczywiście, możliwe. Chyba, że przed tym zdążą załatwić swoje sprawy i wyjść w pięknym stylu. Faith westchnęła cicho, a jej ręka sięgnęła po jeden z noży do rzucania, kiedy to usłyszała rozkaz od Wiecznego.
Zaraz po tym wyczuła, jak piasek podnosi się, a ziemia zaczyna drżeć. Cokolwiek chciała zrobić, musiała reagować szybko. Początkowo myślała, aby ograniczyć ruchy Joe i załatwić to szybko, niemniej jednak wciąż miała innych towarzyszy mężczyzny na głowie. Jeżeli chcą stąd uciec, warto by było gdyby coś odwróciło uwagę reszty.
Zanim piasek ograniczył jej pole widzenia, anielica wypuściła kartę z dłoni i wbiła swój wzrok w domniemanego ojca z nożem.
-  Ostudź proszę zapał swoich przyjaciół i zajmij ich swoją osobą - szczególnie młodą damę z kulą - poleciła, posyłając mu niewinny uśmiech. Owa młoda dama wciąż była dla niej nieznaną, ale sam facet nie powinien być w stanie się oprzeć. Samo polecenie działało bardziej jak ochrona i zabawa w przeszkodę aniżeli pełen atak, ale inaczej tego zrobić nie mogła - kodeks zabraniał zbyt bojowych i agresywnych rozkazów.
Wyciągnęła też jeden z noży i nieznacznie zbliżyła się do mężczyzn, bacznie obserwując sytuację. Jeżeli Joe w jakiś sposób uniknie strzału i zaatakuje kogokolwiek z nich, będzie gotowa rzucić nożem celując pod jego nogi, chcąc zwrócić jego uwagę chociażby na chwilę. Być może dzięki temu zdoła zaoferować Wiecznemu cenne sekundy, których będzie potrzebować.

[Hipnoza - 1/3]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kula wystrzelona z broni trzymanej przez biomecha dosięgnęła swojego celu. A przynajmniej takie było pierwsze wrażenie. Jednakże Joe nie zgiął się w pół. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku, żadnego westchnięcia. Nie uraczył was również nawet kroplą krwi. Zamiast tego w momencie, gdy kula postrzeliła go, mężczyzna rozpadł się na drobne kawałeczki, niczym pęknięte lustro. Zresztą, nie tylko on rozsypał się na drobny mak, ale całe wasze otoczenie. Znajdowaliście się pośrodku niczego. Ciemnej i głuchej ciszy, którą przerywał jedynie dźwięk waszego przyspieszonego oddechu oraz bicia serca.
- Przez takich jak wy ten świat wygląda tak, jak wygląda. - cichy głos dziewczyny rozbrzmiał z każdej strony, jednocześnie beż żadnego określonego źródła. Dochodził z waszej głowy, otaczał was swoimi niewidzialnymi mackami. Dopiero po jakiejś chwili dostrzegliście dziewczynę stojącą na przeciwko was, tym razem bez swojej kuli, a z jej uszu i oczu leciała powoli krew.
- Zero empatii w was. - syknęła i wyciągnęła dłoń w waszą stronę, a wy momentalnie poczuliście jak niewidzialna siła ciągnie was w stronę podłoża. Ciało zdawało się ważyć tonę i nim zdołaliście się obejrzeć, oboje leżeliście przygnieceni do ziemi, nie mogąc ruszyć nawet palcem. Nad waszymi głowami zamajaczyły sylwetki, niewyraźne, cieniste, rozmazane.
- Może kiedy poczujesz to samo co ona wtedy, to zrozumiesz. - chłodne powietrze wdarło się pod materiał ubrania biomecha, drażniąc jego skórę. Coś chwyciło za pasek jego spodni i go odpięło, potem guzik, materiał powoli zaczął się zsuwać.
- Chyba że zaprowadzicie mnie do tamtych. Zabiję ich, by nikogo innego nie skrzywdzili. Możecie zabrać wszystko, co będą mieli przy sobie, ale ich życia należą do mnie. - dodała po krótkiej chwili, a niewyraźne dłonie zaprzestały natarczywego dobierania się do biomecha, oczekując na dalsze rozkazy swojej królowej.

Termin: 04.11
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Kto by przepuszczał, że sprawy przybierał taki niekorzystny dla Drug-onów obrót? Nikt, a już z pewnością nie sam zainteresowany, który na własne życzenie dopuścił do takiej sytuacji, gdyż proces przetwarzania informacji nigdy nie był jego mocną stroną. W zasadzie już miał zamiar sięgnąć do kieszeni i w akcie triumfu przeszukać ją pod kątem obecności paczki papierosów, ale... szczęście do oceny sytuacji znów ukazało mu środkowy palec. Kula, która wbiła się w tkankę, sprawiła, że jej właściciel rozpadł się na atomy. Jak chroniąca ich przed resztą świata ściana stworzona z piasku.
  — Kurwa —  wyrwało mu się z gardło, zanim w jego głowie ukształtowała się jakkolwiek inna myśl, ale takowe były zbędne. Otóż do jego uszu doleciały kolejne słowa ku pokrzepieniu serce, a potem... przestał orientować się w sytuacji. Pojął jej beznadzieje dopiero wtedy, kiedy grawitacja upomniała się o jego nieomal bezwiedne truchło, przyciskając go z całej siły do podłoża.
  — Faith, żyjesz? — zawołał, a potem urwał, czując obcy dotyk na swoim kroczku, który wcale, a to wcale mu się nie spodobał. Jeszcze brakowało mu tego, żeby ktoś przeprowadził  zamach na zawartość jego spodni. Chyba niżej już upaść nie można. — Ej, powiedz swojemu podwładnemu, by trzymał ręce przy sobie — rzucił, czując jak obezwładnia go bezsilność. Spróbował poruszyć ręką, ale nie drgnęła nawet o milimetr, zamiast tego poczuł w niej nieprzyjemny ból. Jak tak dalej pójdzie, nadwyręży mięśnie. Cholera, przemknęło mu przez myśl. Problemy mnożyły się w oczach, a przecież nie był urodzonym matematykiem. Wiedział jedno - to, co wygadywała ta smarkula, nie pokrywało się  z tym, co widziały jego oczy. —  Nie pierdol, przecież okradliście ich ze wszystkiego, nawet z ubrań. Możemy cię tam zaprowadzić, pewnie, ale nie mamy zamiaru wyświadczać ci przysługi. Mówiąc prościej, nie ma nic za darmo — orzekł, chociaż coś mu podpowiadało, że nie dobije targu z tą małą, głupią suką, która najwidoczniej władała jakimś dziwnymi mocami, artefaktami bądź innym dziadostwem naszpikowanym paranormalnymi zdolnościami. Niezbyt go to obchodziło. Oczekiwał zapłaty - od niej albo od nich.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Byłoby zbyt nudno, gdyby nie doszło do czegoś dziwnego po drodze, prawda? Zasadzki są na prawie każdym kroku w tym miejscu...
...Aczkolwiek taki rodzaj już nie do końca.
Na początku wydawało się, że jakoś nieźle zaczęli, kula trafiła cel, więc tylko mogła się modlić, żeby wyszli z tego jakoś szybko, ale nagle wszystko dosłownie rozpadło się i nastała ciemność.
Iluzja? Magia polegająca na wywołaniu czegoś takiego? Co się właśnie stało?
Sytuacja w okamgnieniu zmieniła się z "w miarę do zapanowania" na czyste "przepraszam, co?". Nawet to wyrwało się z jej gardła po łacinie, kiedy nagle jakaś nieznana siła sprowadziła ją na ziemię, nie pozwalając kiwnąć nawet palcem. Anielica zaczęła się nerwowo rozglądać upewniając się, że Yury wciąż jest w pobliżu, w tym czasie również słuchając głosy dziewczyny.
- Tak, na razie. - rzuciła, przymykając oko. W myślach z automatu wręcz dodała, że dosyć ciemno to widzi, jeżeli ma być szczera.
Nie było zbyt przyjemnie. W trakcie gdy dziewczyna kontynuowała swój monolog, Yury naprawdę chyba zaczął się z czymś bić, a ona nawet nie miała jak zareagować. Tak, to prawda, świat jest zły, mogła się z tym zgodzić. Działo się tu równie wiele złego jak i dobrego. Problem w tym, że agresja rodzi agresję, a zemsta to tylko jeszcze gorsze paliwo w tej spirali nienawiści. Niemniej to, co robiła, wcale nie było święte.
Cóż, nikt z nich nie był taki. Nawet, o ironio, anioł.
- Nie szarżuj za mocno, tym razem na spokojnie, proszę. - ostrzegła go, kierując swój wzrok na dziewczynę. Jeżeli chcieli cokolwiek z nią ugadać, musieli naprawdę dobrze do tego podejść, inaczej po nich. W takiej sytuacji mogłaby ich spokojnie pozabijać bez problemu. Są zdesperowani? A jak, każdy by był w tej sytuacji.
Może naprawdę lepiej by było, jeżeli zdecydowaliby się ją od razu zaprowadzić. Cokolwiek nie zrobią, jej sumienie będzie ją biło jak głupie przez następny tydzień, a w tej chwili chciała doprowadzić sprawę do końca bez zbyt wielu martwych w pobliżu. Szczególnie w ich przypadku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziewczyna przez moment słuchała zarówno słów biomecha, jak i samej anielicy. Cienie, które kłębiły się nad mężczyzną w jednym momencie rozpłynęły się w powietrzu, jak za pstryknięciem palcami, jednakże nadal nie byliście w stanie się poruszyć. Nadal niewidzialna siła przyciskała was do podłoża.
- A nie przyszło ci do głowy, że mogli kłamać? - odezwała się nagle, a głos odbił się w waszych głowach echem.
- Zresztą, łatwo to sprawdzić. Oczywiście, że nie ma nic za darmo. Naszą zapłatą będzie darowanie wam życia. - dodała dziewczyna, a wasze ciała poczuły jeszcze większy nacisk. Mieliście wrażenie, że jeszcze chwila a wasze czaszki eksplodują, że dzielił was ułamek sekundy od dźwięku pękających kości z waszych ciał.
I nagle wszystko ustało.
Otworzyliście oczy wpatrując się już w ciemne niebo pokryte rozsypanymi gwiazdami. Było dość chłodno, choć na policzkach czuliście uderzenie gorąca. Serca biły szybko i nieregularnie, z ledwością łapaliście oddech, jakbyście właśnie przebiegli wielogodzinny maraton. Dookoła was panowała spokojna cisza. Gdy się dźwignęliście, bez problemu zorientowaliście się że znajdujecie się u wejścia do slumsów. Albo nigdy tam nie dotarliście, albo straciliście przytomność i ktoś was przeniósł. Nie zmieniało to faktu, że byliście sami. No, prawie sami, gdyż przed wami stała dziewczynka ściskając swoją kulę i wpatrując się w was wzrokiem zdechłej ryby, pozbawiony jakiegokolwiek blasku i życia.
- Prowadźcie. Ja wystarczę na nich. - odezwała się cichutko, czekając aż wstaniecie. Nie mieliście nic połamanego, chociaż ciała były obolałe i zapowiadało się, że jutrzejszego dnia spotkacie się z zakwasami.

Termin: 12.11
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach