Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Miasto-3, jakiś czas temu. Serio, to wystarczy.

Życie w M-3 zależało głównie od tego, jakiego miało się farta. Większość miastowych prowadziła spokojnie życie, gdzie do wybuchów zaliczały się co najwyżej nieudolne próby gotowania na własną rękę albo trzepnięcie drzwi z całej siły, podczas gdy wojskowi i Łowcy prowadzili swoją małą wojenkę, pozwalając sobie co jakiś czas na wycieczki poza mury.
Luiza, poza faktem, iż pracowała dla S.SPEC, nie mogła narzekać na zbyt wiele emocji w swoim życiu, stąd musiała się ratować historiami zupełnie innych osób. Jedną z nich był Moroi, który opowiadał bibliotekarce o przygodach, jakich miał okazję zaznać na terenach Desperacji. Choć brzmiały one zaskakująco prawdziwie, dziewczyna podejrzewała, że hycel potrafił czasem dorzucić do opowieści swoją własną pomysłowość, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Jednego dnia jednak nie byli sami, dołączyła do nich jeszcze jedna dziewczyna, której Kamińska za bardzo nie kojarzyła. W duchu śmiała się, że teraz zrobiło się z nich jakieś rude trio, ale tak poza tym to nie mogła za wiele powiedzieć na jej temat. Po pierwszym spotkaniu mogła tylko rzucić, że wydawała się być całkiem miłą osobą. O tym, że również pracowała w S.SPEC - i to w dodatku jako inżynier - dowiedziała się dopiero po jakimś czasie, co nieco ją złapało z zaskoczenia, bo nie spodziewała się takiej profesji po dziewczynie młodszej od siebie. Cóż, w przeciwieństwie do niej, niektórzy byli naprawdę uzdolnieni w te klocki.
Miłym zaskoczeniem była okazja, przy której mogła ją odwiedzić. Otrzymała od jednego pracownika papiery, które miały zostać dostarczone do Coral. Bibliotekarka ruszyła dzielnie w stronę koszar, aby odnaleźć jej pracownię.
Dziewczyna nabrała powietrza do płuc i wypuściła je powoli, spoglądając na drzwi. Wcale się nie denerwowała, wcale, potrzebowała tylko chwili, aby się uspokoić, serio! Dopiero gdy podniosła się na duchu, zapukała do drzwi i niepewnie weszła, kiedy te się otworzyły.
- Coral, przychodzę na chwilę! - postarała się rzucić to nieco głośniej, aby mieć pewność, że dziewczyna ją usłyszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Praca w warsztacie była sprawą fascynującą, jednak nieszczególnie nadzwyczajną. Ot, robota jak każda inna w mieście. Dla Coral była ciekawa, bo zajmowała się tematyką, która interesowała ją od lat i z którą zaczęła wiązać swoja przyszłość, kiedy jeszcze była w podstawówce. A może nawet i wcześniej rozważała tę ścieżkę kariery... słowem, była właściwą osobą na właściwym miejscu, stąd też nie narzekała nigdy na nudę. Były jednak rzeczy, których nigdy nie widziała i nie doświadczyła, gdyż były poza jej zasięgiem. Świat za murami, niebezpieczne życie w jednostce zewnętrznej i codzienne zmagania na granicy życia i śmierci były obce obywatelom mieszkającym w bezpiecznym gniazdku z betonu.
Niektórzy mówią, że przed przeniesieniem się na drugi świat, należy spróbować wszystkiego. Sandford była zdecydowanie innego zdania: zamierzała, nim dokona żywota, usłyszeć o wszystkim tym, co ją interesowało. Tutaj nieocenione okazywało się towarzystwo pewnego sympatycznego rudzielca, który chętnie dzielił się najnowszymi plotkami i różnymi opowiastkami, których tak brakowało w szarym, codziennym życiu. Sandford zawsze wyczekiwała tych spotkań, bez względu na to, czy miały miejsce w bardziej czy mniej ograniczonym gronie. W ten sposób udało jej się poznać jeszcze jedną rudą istotkę (ciekawe, czyżby SPEC zaczynały przejmować ryże czupryny?), bardzo sympatyczną bibliotekarkę. W swoim otoczeniu zawodowym inżynier miała do czynienia głównie z towarzystwem mężczyzn lub kobiet w wieku jej własnej matki, co nieco utrudniało zawiązywanie zwykłych, babskich przyjaźni. Z Luizą może spotkały się do tej pory chyba tylko raz, jednak pannę Sandford prześladowała dziwna pewność, że na tym się nie skończy.
I jak się okazało, intuicja nie zawiodła. Pewnego pięknego dnia drzwi do warsztatu otworzyły się od zewnątrz akurat wtedy, kiedy ruda inżynier zmagała się z przyniesioną przez kogoś do naprawy przepustką. Właśnie przykręcała wszystko z powrotem po udanym zlikwidowaniu usterki, kiedy skrzypnięcie zawiasów wyrwało ją z towarzyszącego pracy transu. Uniosła głowę, natrafiając wzrokiem prosto na sylwetkę Kamińskiej, na co od razu na twarzyczce młodszej dziewczyny pojawił się szeroki uśmiech.
- No hej, kochana! - przywitała ją od razu, energicznie odkładając śrubokręt na blat stołu. - Cóż cię przygoniło do jaskini smoka?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

- Jeżeli to jest jaskinia smoka, to z radością dałabym się pożreć. - rzuciła rozbawiona, choć nie sądziła, że ta myśl zdoła opuścić jej głowę bez żadnej pomocy, co nieco ją zażenowało, bo brzmiała jak nieudolna próba podrywu tego irytującego typa, którego nikt nie lubi i zostanie do granic możliwości obgadany następnego ranka. Nie miała pewności, jak zareaguje na to Coral, ale z tego, co już o niej wiedziała to wnioskowała, że sama rzuci coś zabawnego. Naprawdę, dziewczyna była bardzo przyjazna i wręcz biło od niej takim miłym ciepełkiem. Z tego względu należała do osób, do których bibliotekarka lubiła przychodzić, mimo iż nie wiedziała, w jaki sposób nieco rozwinąć rozmowę. Wiadomo było, że Berenika nie należała do najbardziej kontaktowych osób w S.SPEC, chociaż chciała nieco walczyć ze swoją nieśmiałością. Razem z Van śmiały się, że życie towarzyskie poza internetem było dla słabych, ale Luiza, w przeciwieństwie do studentki, robiła się coraz starsza, a jej uwaga kierowała się w karierę w S.SPEC, jak kolejne wyniki w nowej grze.
Wciąż to lubiła, ale chciała coś zmienić w swoim życiu.
Chciała zaryzykować i spróbować nieco zapoznać się z młodą inżynierką, bo sądziła, że dzięki jej przyjaznemu charakterowi, nie byłoby problemów. Ale obawy zawsze były.
- W sumie to tylko nudna papierkologia... Nie patrzyłam, co dokładnie się w nich skrywa, ale znając osobę,
która mi je dała, to jest sprawa na pięć minut. Bardzo zajęta jesteś?
- spytała, przyglądając się temu, co leżało do biurku - Jeżeli przeszkadzam, to mogę wyjść.
A wtedy cały plan pójdzie się kochać do lasu, ale w razie czego poczeka. Może będzie miała okazję przynieść kawę w przyszłości, czy coś.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Mi to odpowiada - odpowiedziała żartobliwym tonem, puszczając oczko do starszej dziewczyny. Podobne teksty rzeczywiście przywodziły na myśl dość niezręczny podryw, jednak w obszarze rudego poczucia humoru były jak najbardziej dopuszczalne jako forma codziennego dowcipkowania. Coral nie była z tych, których podobna tematyka by krępowała. Gdyby znała Luizę bliżej, na pewno na którymś etapie padałyby jednoznaczne propozycje, w dość oczywisty sposób będące po prostu żartem. Fakt posiadania męża nijak jej w tym nie przeszkadzał, bowiem papierowe małżeństwo nie wydawało się być wystarczająco ważne, by pozwolić mu się ograniczać. Przysłowiowe rogi, które wyrastałyby błogo nieświadomemu Shinrze też powinny być papierowe. Imponująco wielkie, ale papierowe.
- W moim planie zawsze znajdzie się kilka minut dla ciebie, słońce - dodała, odkładając narzędzia i przesuwając cały zalegający na stole bałagan, by zrobić nieco miejsca na pliki przyniesione przez Kamińską. Zerknęła pobieżnie na pierwszą stronę, uniosła nieznacznie kartkę i przejrzała kilka kolejnych, chcąc przekonać się, z jaką papierologią przyjdzie jej się zmierzyć.
- No, rzeczywiście to zajmie moment. Pewnie wygodniej ci będzie zaczekać aż skończę i od razu to zabrać, nie? - Gdyby zostawiła dokumenty do wypełnienia przez Sandford i wyszła, można by było ze stuprocentową pewnością założyć, że co najmniej dwa z nich zaginą gdzieś pod zwałami blachy i innymi fintifluszkami, które gęsto wypełniały pracownię rudej inżynier.
Rozejrzała się niepewnie, jakby czegoś szukając. Zaraz też poklepała się po wszystkich możliwych kieszeniach, sprawdziła nawet za uszami i w spinającej włosy w kucyk gumce, jednak skonsternowany wyraz nadal nie schodził z jej twarzy.
- Gdzież ja posiałam długopis? Miałam go tu chwilę temu... - Schyliła się, sprawdzając pod blatem, przełożyła gorączkowo niektóre przedmioty leżące na stole, jednak wyglądało na to, że jeśli miała wcześniej pod ręką jakieś przybory do pisania, teraz znajdowały się one w bardziej niedostępnym miejscu.
- Masz coś może przy sobie? Zanim ja znajdę mój, miną wieki... - I nie było to przesadzone stwierdzenie. - Wybacz, nigdy nie mogę tutaj utrzymać porządku. - Posłała Berenice przepraszający uśmiech. Na takie urocze stworzenie chyba nie dało się gniewać!
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

- Mówisz? - ochotniczka spojrzała nieco zdumiona na Coral, po czym zaśmiała się nieco nerwowo i podrapała się palcem po policzku - Zaraz się zarumienię.
W myślach malowała się jej inna odpowiedź, ale tak, nie znały się na tyle długo, żeby z niej skorzystać, spaliłaby się na miejscu ze wstydu i uciekłaby najbliższym pociągiem jak najdalej. Utrzymujmy jeszcze granice bycia w miarę poważnym człowiekiem, żeby potem S.SPEC nie przywalał głową w ściany na samą myśl, kogo oni zatrudniają.
- Nie żeby mi się jakoś specjalnie spieszyło, o dziwo dzisiaj jest tak spokojnie, że nawet nie ma komu kawy nosić... - rzuciła zrezygnowana, wzdychając - Nie musisz się spieszyć, skoro nie masz nic przeciwko mojej obecności na trochę, serio. Nawet bym się nie obraziła, jakby ci tak przypadkowo zeszło się nieco dłużej.
Zaskakująco spokojny dzień w S.SPEC w teorii nie powinien dziwić, a jednak. Zazwyczaj pojawiał się chociaż jeden nerwowy urzędnik, ktoś z kontroli, wojak, którego zjadło połowę ręki i trzeba było biec do lekarzy z prędkością wodospadu, androidy pomagające przy pracy zamiast kawy podawały ci kwiatki... Albo przynajmniej chodziły jakieś ciekawe plotki, o których można było porozmawiać. A dzisiaj było tak cicho, jakby co najmniej połowa ludzi przymierała, stąd była wdzięczna, że dorwała jakąś małą robotę, wymagającą od niej zmianę miejsca pobytu - nawet tutaj.
Niby powinna się cieszyć, bo mogła na boku trochę pogrywać, ale takie coś na rzekomym nielegalu nieco nudziło, wolała to robić na porządnie.
- Hmm? - głos Coral wyrwał ją z przemyśleń, stąd potrzebowała chwili, aby ogarnąć, co się dzieje - Ach, tak, mam! Nie ma problemu, proszę bardzo. - kiwnęła głową i poszperała w kieszeni, wyciągając czarny długopis, który podała dziewczynie - Wcale tak źle nie jest, nie martw się, widziałam prawdziwe dziury czasoprzestrzenne w pomieszczeniach, co powinno być teoretycznie niemożliwe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Go on, na pewno będzie Ci do twarzy z różowymi policzkami - nie poddawała się, ciągnąc żart dalej aż do całkiem zgrabnego zakończenia. Bibliotekarka chyba się odrobinę speszyła, co jej młodsza koleżanka przyjęła z lekko pobłażliwym uśmieszkiem. Nie miała w zwyczaju zgrywać poważnej, poza tylko tymi przypadkami, które wymagały tego kategorycznie. Jej nadrzędnym celem było przedzieranie się przez dżunglę życia z uśmiechem, także nie szczędziła sobie okazji do tego, by owo założenie spełniać. Jakże mogłaby pozbawić świat widoku swojej ładnej, rozjaśnionej radością twarzy? Mówi się, że dobry humor jest zaraźliwy; jeśli istniała choćby niewielka szansa, że to stwierdzenie jest prawdą, warto było podjąć wyzwanie i w ten sposób szerzyć dobro na świecie: zaczynając od samej siebie, a przez to wpływać na otoczenie.
- O! - Ucieszyła się, słysząc, że urocza posiadaczka rudej czupryny nie jest w tym dniu wyjątkowo zabiegana. W końcu ledwie zdążyły się poznać, a tu prosto w ręce wpada im przepiękna okazja ku temu, żeby spędzić razem nieco więcej czasu. - W takim razie zapraszam w moje skromne progi. Nie mam co prawda luksusowego tronu, ale tamten sympatyczny taborecik na pewno dobrze ci się przysłuży. - Wskazała otwartą dłonią na swoją lewą stronę, gdzie przy stole znajdowało się obrotowe krzesełko bez oparcia, za to z kolorowym, miękkim siedziskiem w kształcie niskiego walca. Na identycznym siedziała sama Coral, bo też zazwyczaj drugi egzemplarz nie był jej potrzebny i służył jako maleńki stoliczek. Okazywał się jednak wybawieniem, gdy od czasu do czasu w warsztacie panny Sandford pojawiali się jacyś goście, których wypadało potraktować z należytym szacunkiem.
- Och, dziękuję. - Z wdzięcznym uśmiechem przyjęła długopis z rąk Luizy, zaraz też pochylając się nad stosikiem kartek, który wyższa instancja rozkazała jej wypełnić. Sprawnie przeleciała wzrokiem pierwszą stronę, wyłapując wszystkie rubryczki, w które musiała coś wpisać. Musiała aż specjalnie zwolnić, żeby jej chaotyczne pismo nie przysporzyło żadnych problemów. Jeszcze by jej kazali babrać się z tym drugi raz... lepiej już trochę uważniej stawiać literki, żeby ktokolwiek dostanie później te dokumenty do rąk, był w stanie bez problemu się w nich rozczytać.
Po niespełna pół minuty przewróciła stronę, zabierając się za kolejny formularz. Wyglądał bardzo podobnie do poprzedniego, a wstawianie danych do kolejnych okienek było na tyle nieskomplikowane, że co jakiś czas, dosłownie ma moment, podnosiła wzrok ku Kamińskiej.
- To mówisz, że dzisiaj nic się nie dzieje? Nic jeszcze nie wybuchło? Bo słyszałam, że chłopaki z czterdziestki piątki pracują nad czymś ekstra. Tak przynajmniej mówili, a jak ich znam to to albo wybuchnie, albo im ucieknie i będą gonić po całym budynku.
Zaśmiała się na samo wyobrażenie takiej sceny. Choć i jej samej zdarzyło się kiedyś zmagać z nieposłusznymi maszynami, które usiłowały wyrwać się na wolność, po jakimś czasie te wydarzenia wspominało się już tylko z niewątpliwym rozbawieniem. Tym bardziej, jeśli szczęśliwie nie było się uczestnikiem, a tylko świadkiem.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Dosłownie jak na zawołanie, bibliotekarka skryła swoją twarz w dłoniach, czując jak delikatny róż wpada na jej policzki. W dodatku chwilę potem Coral mogła usłyszeć nieco przytłumiony śmiech.
- Boże, to jest takie zawstydzające... - rzuciła bardziej do siebie niż drugiej rudowłosej, próbując nad sobą zapanować - Nauczaj mnie swojej drogi, guru. Jak można zachować tak zaskakująco spokojną minę mówiąc takie rzeczy jak gdyby nigdy nic?
No hej, ona była wciąż tą nieśmiałą panienką. Chichoczącą jak nastolatka, ale to już mniej ważna rzecz. To była tylko mała bzdurka, niewielki dialog na wejść, prawie jak niewinna gra wstępna do gorszych wygłupów, nawet jeżeli miałyby się skończyć na machaniu długopisami jak mieczami w stylu rycerzy, a jednak bawiło ją to bardziej niż powinno. Z uśmiechem na twarzy przez świat, prawda? Od razu będzie lepiej... Dlatego ludzie lubili wesołych ludzi, co ukrywać.
- W pełni wystarczy, dziękuję za przygarnięcie! - dziewczyna zdołała zapanować nad sobą i spojrzała w kierunku taboreciku wskazanego przez Coral, po czym ruszyła po niego dalej upewniając się, że już wszystko w porządku i zaraz nie dostanie byle ataku przez głupie siedzenie - To i tak jest o wiele wygodniejsze niż niejedne krzesło, szanuję.
Wbrew pozorom czasem już wygodniej siedziało się na podłodze... Chociaż to może ona była dziwna. Przy dobrym trafieniu nawet dywan bywał wygodniejszy i bardziej puchaty od krzeseł, a Polka nie była specjalnie wymagająca co do miejsca siedzenia.
W trakcie gdy Coral zajmowała się porządnie papierkową robotą, Berenika siedziała w ciszy, rozglądając się powoli raz jeszcze po pomieszczeniu, w którym zgodziła się przesiedzieć nieco dłużej. Nie przychodziła tak często do tej części S.SPEC, stąd zazwyczaj zapominała, jak w ogóle wyglądały pomieszczenia, gdzie pracowali inżynierzy. Nie chciała jednak wyjść na zbyt ciekawską, stąd jej wzrok szybko skierował się na dziewczynę - akurat w chwili, gdy Coral również na nią spojrzała. Z ust bibliotekarki wyrwał się cichy i nieco nerwowy śmiech, ale nad tym też szybko zapanowała.
- Mamy wręcz książkowy przykład ładu, składu i pokoju - odpowiedziała spokojnie - Czekaj... Tamci od wybuchowych akcji na korytarzach? Boże, tylko nie to. Czy to nie od nich ostatnio wyleciał jakiś dziwny... Pojazd... w formie małej Formuły-1, który miał rzekomo być prototypem jakiś super-ultra-szybkich radiowozów na widok których Łowcy płakaliby i prosili o litość? O czymś ktoś kiedyś wspominali, ale byłam w zupełnie innej części miasta.
Jak na poważną pracę, niektóre wydarzenia były dosyć dziwne. Nawet jeżeli służyły dobrej sprawie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ale że jakie rzeczy? - Udała zdziwienie, unosząc lekko brwi. - Przecież w mówieniu prawdy nie ma nic strasznego. - Wyszczerzyła zęby w łobuzerskim uśmiechu, uparcie mierząc Luizę wzrokiem. Cóż, jeśli rzeczywiście chciałaby opanować sztukę niewzruszonego znoszenia bezpośrednich komentarzy, to właśnie byłaby pierwsza część jej treningu. Może powinna spędzać więcej czasu w towarzystwie Sandford, by przyzwyczaić się do tego typu zagrywek? To by jej może pomogło nie oblewać się rumieńcem co pięć minut. Czy tak częsta reakcja organizmu mogła okazać się niezdrowa dla układu krążenia? Zastanawiające, doprawdy, jednak ruda nie miała wystarczającej wiedzy w dziedzinie medycyny, by rozwiązać własną zagadkę. Wątpiła też, by Kamińska miała ochotę roztrząsać tego typu problem, dlatego owo pytanie pozostało niewypowiedziane i szybko wskoczyło w zakładki pamięci rudowłosej inżynier, by zagrzać sobie tam miejsce jako osobliwa ciekawostka.
- Myślałam kiedyś nad fotelem z oparciem, ale wtedy chyba zbyt często ucinałabym sobie w nim drzemki - wtrąciła. Z natury była pracowita, jednak kiedy środowisko okazywało się odpowiednio komfortowe, trudno było oprzeć się pokusie zrobienia sobie nadprogramowej przerwy. Odsunęła od siebie zakazany owoc kosztem zdrowia kręgosłupa, który nieustannie przygarbiała nad blatem i rzadko pozwalała mu odpocząć. Najczęściej gdy już zaczynały ją boleć plecy, kładła się na brzuchu gdzieś na podłodze, a czasem z braku miejsca nawet i na stole. To pozwalało rozprostować kręgi po długich godzinach pochylania się nad maleńkimi mechanizmami. Jeden znajomy lekarz ostrzegł ją kiedyś, że kompletnie się wykończy - zwykła jednak ignorować tę uwagę i pracować nadal na pełnych obrotach. Póki miała zapał i siłę, póty nie zamierzała spocząć. Roboty zawsze było w bród, także nie dało się nudzić ani minuty. Tym bardziej, kiedy pojawiało się tak urokliwe towarzystwo!
- Ooo tak, to byli oni! - przytaknęła, uśmiechając się przy tym promiennie. Och, uwielbiała chłopaków z czterdziestki piątki i ich pomysły. - Po tym, jak ich prototyp przejechał przez całe skrzydło warsztatowe i prawie zabił połowę personelu, koledzy uznali, że spróbują jeszcze z napędem rakietowym. Wiesz, im zawsze jest mało. Robimy zakłady, kiedy dorobią temu modelowi funkcję latania, a wtedy już nikt nie wyjdzie ze swojego kąta bez kasku... albo pełnej zbroi od razu - dokończyła, tłumiąc chichot w zwiniętej w pięść dłoni. Osobiście wolała spokojniejsze wynalazki, jednak i one potrafiły wymknąć się spod kontroli. W momencie, w którym trzeba było ratować bezpieczeństwo otoczenia i własny honor te przypadki były frustrujące, jednak po jakimś czasie każdy wspominało się z uśmiechem na ustach. Bądź co bądź, było co opowiadać na spotkaniach towarzyskich, a zważywszy na poziom kreatywności inżynierów zgromadzonych w warsztatach SPEC, historyjek nawet nie trzeba było ubarwiać. Jeden rok stażu i można było sypać anegdotkami jak z rękawa, przy czym niektóre trzymały w napięciu i wywoływały dreszcze, inne zaś bawiły do łez. To była jedna z tych wspaniałych rzeczy, za które Sandford absolutnie kochała swoją pracę i nie żałowała ani jednego momentu, ani jednego wysiłku podjętego na drodze do jej zdobycia i utrzymania.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Widać, że rude. Wredne to, znęca się nad nią. Gdzie jest policja, kiedy by się wreszcie przydała?
Ups, nie ma. Znaczy, nikt nie wpadnie tu tylko dlatego, bo Brenia weszła na tereny Sandford sądząc, że nic się jej nie stanie. Dosłownie siedzi w paszczy lwa i jest w pełni zdana na jej łaskę... Weź się w garść albo zacznij krzyczeć, nie patrząc na to, co pomyślą inni. Może stwierdzą, że wymyśliła coś jeszcze lepszego jak wcześniej wspomniani panowie z czterdziestki piątki... Ganianie za legendami S.SPEC też było jakimś zajęciem.
- A żeby cię, dziewczyno - Luiza nieudolnie zareagowała na ten jakże uroczy uśmieszek dziewczyny świętym oburzeniem - Kiedyś się odpłacę, zobaczysz. Wpadniesz w taki dialog, że sama wyjdziesz w połowie zawstydzona. Tylko dobiję poziom i wcisnę statystyki w to mówienie prawdy.
Chociaż mnie akurat dzisiaj nigdzie się nie spieszy, ani tutaj, ani w nabijaniu życiowego poziomu, dorzuciła w myślach. Nawet nie ruszyła w ogóle w stronę drzwi ani nic w tym stylu, żeby jakoś wzmocnić swoje gadanie, więc wychodziła tylko na uroczą paplę, która mówi jedno, myśli drugie, a po drodze wykonuje coś jeszcze innego jak gdyby nigdy nic. I weź się zdecyduj, człowieku.
- Nie jest to przypadkiem mordercze dla kręgosłupa? - spytała nieco zaniepokojona, przyglądając się Coral. Sama dobrze wiedziała, jak łatwo się rozleniwić w dobrym siedzeniu, ale jednak warto by było o siebie dbać, prawda? Raz czy dwa siedziało się godzinami na podłodze, ale potem miło się wracało do wygodnych siedzeń. Nawet w bibliotece mieli całkiem burżujskie, bo przecież miasto tak dba o swoich obywateli.
Polka wyszczerzyła oczy, gdy Coral tylko potwierdziła jej obawy, dorzucając jeszcze inne zmartwienia na jej głowę. To... Zdecydowanie nie było miejsce dla niej. Wybuchy i wyścigówki były fajne w grach i wirtualnej rzeczywistości, ale te na żywo, które wpadały tak nagle, że nie było czasu się mentalnie przygotować na wojnę. Jak ci ludzie potrafili tutaj przyjmować takie akcje bez życia w ciągłym stresie i bojąc się o własne życie?
- Słodki Jezusie na rolkach... Jesteś pewna, że przeżyjesz tę wojnę do końca? - rzuciła, starając się wstrzymać nerwowy śmiech - U nas przy papierach takie wpadki są rzadkie i jak raz do tego doszło, to połowa personelu z góry się zbiegła i zastanawiała się, jak ich nie opieprzyć, czy nie zrobić dodatkowej ochrony między skrzydłami... Ale wy ciągle jesteście praktycznie pod ostrzałem rakietowych wyścigówek. Na pewno wszystko w porządku?
Nie, wcale się nie martwiła, tak tylko wyszło. Ale poważnie - szanowała za zdolność wytrzymania w takich warunkach.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, kiedy już człowiek urodził się rudy, niewiele zostawało mu wyboru w kwestii dalszego życia. Jak to mówią, albo nie mieli duszy, albo nosili w sobie demona, albo obydwie te rzeczy na raz. Dla Coral było to raczej zabawne stwierdzenie, bo nijak nie poczuwała się do bycia złem wcielonym. Najgorsze, co mogło spotkać jej otoczenie, to nadmiar dobrego humoru i ośli upór, które to jednak cechy do pewnego poziomu były wręcz pożądane. W końcu miło było widzieć, że chociaż jedna osoba w warsztatach SPEC zawsze tryska energią i rozsyła uśmiechy do wszystkich zmordowanych serduszek. Ekipa inżynierów i tak zazwyczaj była dość pozytywnie nastawioną do życia bandą - ot, wystarczy wspomnieć koleżków z pokoju numer czterdzieści pięć, wokół których własnie zakręciła się rozmowa. Jeśli tylko umiało się wkręcić w tutejszą specyficzną atmosferę, ani jednego dnia nie spędziło się nudno. Często było na co narzekać, jednak prędzej czy później ubolewania przekształcały się w żarty, ułatwiając użeranie się z zaistniałym problemem. Nie było takiej rzeczy, z którą wykwalifikowana, kompletnie szalona grupka inżynierów by sobie miała nie poradzić.
- Czekam na ten dzień~ - odbiła zgrabnie piłeczkę, spodziewając się wprawienia rudej w jeszcze większe zakłopotanie. Jej reakcje przedstawiały niemożliwie uroczy obrazek, na który aż miło było popatrzeć i cieplej się człowiekowi robiło na sercu. Sandford może i była młodszą stroną w tym duecie, jednak nie mogła oprzeć się pokusie patrzenia na starszą koleżankę z pewnym rozczuleniem. Przynajmniej miała jeszcze na tyle taktu, by nie przesadzać z bardzo bezpośrednim komentowaniem tego zjawiska, do czego byłaby bezsprzecznie zdolna.
- Trochę jest, ale co ja mogę. Robota musi być wykonana, a nie leżeć godzinami i czekać, aż się nad nią zlituję.
Przeciągnęła się leniwie, wyciągając ręce nad głową. Coś chrupnęło przy tej czynności, jednak Coral zbyła to zjawisko pobłażliwym uśmiechem. Jedną stopą odbiła się od nogi stołowej, na co jej taboret obrócił się o kąt półpełny. Wtedy też zatrzymała się plecami do swojego warsztatu pracy, opierając się wygodnie i wrażając oba łokcie na blat. Kiedy obróciła głowę lekko w bok, miała doskonały widok na towarzyszkę rozmowy, a chociaż przez chwilę mogła dać nieco wytchnienia swoim zszarganym kręgom. Kamińska miała rację, taki sposób funkcjonowania nie był zbytnio dobry dla zdrowia, miał jednak inną bardzo znacząca zaletę - był efektywny. A tyle wystarczało pannie Sandford, by stosować go bez mrugnięcia okiem.
- Kochanie, was tam trzymają pod kloszem po prostu. Dwa tygodnie życia w tym wariatkowie i człowiek uodparnia się na wszystko - wyjaśniła. W skrzydle warsztatowym nie nudzili się nigdy. Zawsze znalazł się ktoś, kto akurat urządzał wybitny dowcip komuś ze swoich współpracowników - a reszta przyglądała się z zapartym tchem. Czasem prowadzono wojny słowne przy pomocy karteczek przyczepianych magnesem do pracowniczej lodówki. Przychodząc rano do roboty nigdy nie można było odgadnąć, co wydarzy się danego dnia i jak wielu sytuacjom zagrażającym życiu będzie trzeba stawić czoła.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Wredota bez duszy - musiała zgubić te cechy już dawno w trakcie szukania swoich szczątkowych zdolności zapanowania nad sobą w tłumach i w trakcie pomniejszych wojen ze śmieszkami od Łowców, którzy myśleli że napadanie aptek w środku dnia będzie bardzo dobrym pomysłem i na pewno nikt ich nie złapie. Kamińska była prawdopodobnie najgorszym przypadkiem rudzielca, bo jej wredota pojawiała się bardzo rzadko - a jak już, to i tak nie była aż tak widoczna. Ot, zazwyczaj chowała ją w swoich myślach... Bo mało kto patrzył na nią tak, aby być w stanie ją przyjąć bez typowego narzekania, że co to ona sobie myśli, żeby patrzeć z góry na ludzi wyższych stanowiskiem? No bo przecież nie miała za wiele do powiedzenia. Była tylko córką nierozgarniętego naukowca którego szlag trafił, pracowała jako byle ochotnik - a nie miała potrzeby odbijania piłeczki stresu w ludzi podobnych do siebie tylko po to by podładować swoje ego.
I szczerze mówiąc, za cholerę nie wiedziała co odpowiedzieć Coral. Wykorzystała okazję i poprawiła okulary, zakrywając nieco swoją twarz i dając sobie kilka sekund na zapanowanie nad swoją twarzą, bo zwyczajnie jej niewielka cząstka pragnąca rywalizacji zwyczajnie nie chciała oddać medalu tej dziewczynie. Chciała zachować twarz i wybić piłeczkę w dobrym stylu, ale większość pomysłów, jakie przychodziły do jej głowy, zwyczajnie ją zawstydzały jeszcze bardziej. W końcu musiała w pełni dać za wygraną i nawet po odsłonięciu swojej twarzy, można było jednym okiem zauważyć mocne rumieńce na jej policzkach. Berenika spojrzała speszona w bok, wstrzymując dziwne dźwięki, jakie mogłyby ją jeszcze bardziej pogrążyć, gdyby pozwoliła im na wyjście z jej własnych ust. Nie odezwała się w ogóle, po prostu kręcąc głową, jakby chciała zwyczajnie kogoś zganić. To było mocno pojazdowe, skoro dawała inżynierce jeździć po sobie... Ale jakoś nie mogła czuć się z tym aż tak źle. Coral zwyczajnie nie była aż tak złośliwa.
Szybko jednak się ogarnęła, gdy tylko wróciły do tematu zdrowia dziewczyny.
- W to nie wątpię, ale szkoda by było, żebyś zmordowała własny kręgosłup na rzecz pracy - stwierdziła szczerze, przekrzywiając głowę - Co prawda przy poziomie medycyny w tych czasach zdołają pomóc niezależnie od sytuacji, ale szkoda by było marnować czas, który można lepiej spożytkować.
W każdy możliwy sposób, rzecz jasna! Czy to dalej pracując, grając, flirtując, szukając nowych nowinek, grając Łowcom na nosie - co tylko się dało. Sama w to dzielnie wierzyła, stąd po cichu wolała, żeby i Coral jakoś zadbała. Nie mogła jej przycisnąć typową gadką starszych, ale wiadomo.
Kiedy jednak usłyszała jej komentarz na temat tego miejsca, na jej twarzy pojawił się nieco głupi uśmiech. Nie wątpiła że różnica między jednym a drugim światem była kolosalna, ale jednak lubiła swoje spokojne cztery ściany pod kloszem, jak to określiła Sandford. Przynajmniej jeszcze nie zeszła na zawał...
- Przynajmniej nas nie trzymają na wojnie, choć nie zaprzeczam, że... Zdecydowanie nie macie jak narzekać na nudę - dziewczyna zaśmiała się nerwowo, zastanawiając się, co by jeszcze mogła powiedzieć. Utrzymanie tak prostej rozmowy również nie było dla niej bułką z masłem, bo przecież była ciotą przy typowych rozmowach, a coś jeszcze chciała zapytać...
A, właśnie sobie przypomniała. Chciała jej zaoferować wyjście na miasto. Na samą myśl cudem znowu się nie zaczerwieniła, choć wcale nie miała złych zamiarów. Dajesz, Brenia! To tylko przyjacielski wypad na miasto, żebyście obydwie odpoczęły, wypiły dobrą kawę i miło spędziły czas na świeżym (?) powietrzu! Zachowujesz się jak piętnastolatka proponująca po randkę swojej cichej miłości, a przecież wcale nie o to chodziło.
Ale tak, była ciotą. Stąd byle propozycja wymagała od niej tyle energii co bieg do roboty.
- Coral? - zaczęła niepewnie, dając sobie chwilę na złapanie oddechu - Nie miałabyś może nic przeciwko jakiemuś wyjściu na miasto? Znaczy, no, poza pracą. Tak po prostu, na kawę czy coś. Pełny luz, wiadomo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach