Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Go down

Pisanie 05.05.18 11:22  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Chwilę potem tuż po pokazaniu żółtej, choć zakrwawionej chusty Ulrich opuścił, jakby niespiesznie broń wycelowaną jak dotąd w Bernardyna. Coś się jednak gówniarzowi udało. Mały sukces na jego koncie. Delikatne uznanie ze strony Ulricha, które chwilę potem zostało obrócone w zapomnienie przez słowa członka DOGS. Następnym razem wyślijcie na zwiad człowieka o większym zakresie wiedzy i kompetencjach. Ten lame duck ledwie uszedł z życiem. Wystawiacie się na pośmiewisko. Ulrich splunął na podłogę, chowając pistolet z tyłu spodni, mieląc między zębami nigdy niewypowiedziane  na głos przekleństwo. Tak jak podejrzewał, nie niecierpliwił się bez powodu. Posłał ostre, krytyczne spojrzenie młodzianowi, lecz jak na razie nie raczył zwrócić się do niego.
A czy ja wyglądam na jego niańkę?  Niczego nie dostanie ode mnie na tacy. Przejście z punktu A do punktu B nie należało do zbyt wymagających wyzwań, ale jak widać było. — Doświadczony Łowca ponownie przebiegł wzrokiem po dużo młodszym kompanie, który grzecznie odłożył wodę po upiciu paru głębokich łykach, zwilżających suche dotąd gardło. Głowę miał spuszczoną, jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku. — Jeśli się nie postara i nie wykaże, to nie zasłuży sobie na zaufanie nikogo. Nikt nie może mu pobłażać, jego zasranym obowiązkiem jest zmężnieć na rzecz rebelii. Został przydzielony na to wyjście przypadkiem, w zastępstwie, ale ma się uczyć na bieżąco w tym słonecznym piekiełku i wyciągać wnioski. Po to ma mózg, by z niego korzystać. — Ulrich nie pozostał obojętny na wymiar skargi jasnowłosego, odpowiadając bez ogródek. Powrócił wzrokiem do członka DOGS, postukując dodatkowo palcem wskazującym w lewą skroń, jakby dla potwierdzenia o jaki organ mu chodzi.
Młody Łowca lub lame duck, jak kto woli, był świeżakiem, a Ulrich nie zamierzał się z nim pieścić i traktować go jak nadopiekuńcza matka bobasa. Rzucał go na głęboką wodę i oczekiwał zadowalających rezultatów, nie biorąc pod uwagę czynników ryzyka. Żółtodziób nie dostawał pakietu zaufania od wejścia, nie powinien też oczekiwać cudów i gwiazdek z nieba w postaci szczególnych przywilejów czy dostatku informacji na temat chociażby sojuszników. Zdrada mogła kosztować Łowców zbyt wiele, a Ulrich zbyt dobrze zdawał sobie z tego stanu rzeczy sprawę, dlatego poufne informacje nie mogły wpadać w niepowołane ręce. Stanowiło to nie tylko swoistą formę zabezpieczenia, ale i najwyższy standard ostrożności.
Ulrich zmierzył Dr Jekylla niezbyt taktownym spojrzeniem od góry do dołu, jakby w ten sposób go wyceniał. Nawet on nie urodził się ze zdolnościami przetrwania na Desperacji. Tego wszystkiego wypadało się nauczyć, to zaś wymagało czasu i korzystania z umiejętności zwanej myśleniem.
Zapewne wlałeś mu trochę oleju do głowy, skoro nadal żyje — dorzucił protekcjonalnym tonem z pobrzmiewającym między słowami rozbawieniem Ulrich. Kącik jego ust uniósł się ku górze na ułamek sekundy, by potem opaść niepostrzeżenie. Doświadczony Łowca skinął dwa lub trzy razy głowy w ramach potwierdzenia. Po okazaniu się chustą nic nie stało na przeszkodzie, by doszło do wymiany, a ów osobnik nie został serem szwajcarskim. — W rzeczy samej. Podaj jeden z plecaków.
Żółtodziób stał jednak przez chwilę w bezruchu po wydaniu rozkazu przez Ulricha, jakby wryty w betonowe podłoże, wbijając stale nienawistny wzrok zmrużonych oczu w jasnowłosego. Tkwiło w nich poczucie krzywdy. Ośmieszenie było tym, czego chciał uniknąć za wszelką cenę, zwłaszcza przed kimś takim jak Ulrich. Sam zainteresowany przewrócił oczami na widok takiego marnotrawstwa czasu.
Jazda, nie mamy całego dnia.
Niedługo potem jeden z plecaków został niechętnie przesunięty po betonie w stronę Ulricha, który przykucnął, by rozpiąć zamek. Atmosfera nieco się zagęściła, poczucie krzywdy nigdy nie zwiastowało spokoju, ale oczekiwał od cholernego gówniarza profesjonalizmu, a nie ekspozycji fochów.
Masz może dla mnie jakieś wartościowe informacje, które mam przekazać dalej? — rzucił w międzyczasie doświadczony Łowca, nawet na sojusznika nie spojrzawszy. Nie czuł bowiem potrzeby nawiązywania kontaktu wzrokowego, a dbanie o jakiekolwiek konwenanse nie należało do zakresu jego obowiązków.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 08.05.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: Brak ubocznych skutków po jadzie paraliżującym od raviera. Promieniujący ból w miejscu prowizorycznie opatrzonej przez Dr Jekylla rany po ugryzieniu; wzmacniający się przy każdym kroku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.18 14:24  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Słowa Ulricha zostały potraktowane przez Jekylla wzruszeniem ramion. Był zobojętniały na los lame duck'a w szeregach Łowców, a już na pewno nie miał zamiaru poświęcać mu większej uwagi - dostał jej wystarczająco wiele, by ze wstydu zapaść się pod ziemię z czerwonymi wypiekami na twarzy i nie pokazywać się na zniszczonych przez apokalipsę terenach nazywanych niegdyś Japonią, zanim nie nabierze doświadczenia w posługiwaniu się bronią.
  Wzrok lekarza ani razu nie zahaczył o znajdującą się w kącie postać, która upiła łapczywie łyk wody. Był cichy, jak mysz, która chciała przedrzeć obok śpiącego kota i tylko dźwięk zgniatanej w palcach plastikowej butelki poświadczał o jego żywotności. Zielone oczy prześlizgiwały się po sylwetce bardziej doświadczonego mężczyzny. Jak mniemał to właśnie on był upoważniony do wydania umownych przedmiotów.
  Opuścił dłoń, kiedy jego tożsamość została zweryfikowana przez żółtą tkaninie - lekarz nigdy nie traktował jej jako wiarygodnej przepustki, nawet jeśli była znakiem rozpoznawczym, powszechnym i znanym przez licznych mieszkańców Desperacji i ten czynnik podważał jej rzetelność. Wszak była tylko materiałem, a takowy można było zdobyć i podszyć się, ale skoro to potwierdziło jego tożsamość, nie miał zamiaru podważać jej autentyczności; był tym, za kogo się podawał i zależało mu na jak najszybszym sfinalizowaniu transakcji, by jeszcze dziś wrócić do ukrytych w skalnych, niezbadanych przez niewtajemniczonych korytarzach.
  — Spadł na niego ten zaszczyt, ale z przyjemnością patrzyłbym jak umiera rozrywany przez zęby raviera  — przyznał nie śląc się na uprzejmość, bo w istocie tak było. Zdobyłby wtedy nie tylko tkanki jaszczura, ale także próbki krwi i narządów Łowcy, a od wiele lat przejawiał zainteresowanie ich odpornością na wirusa X, ale odkąd między gangami a rebeliantami postawiono znak pozornej równości pod postacią słowo „sojusz”, był niestety zmuszony do zachowania powściągliwości w swoich zamiarach, co nieco zniweczyło jego plany. Przełknął ślinę, by nie splunąć nią pod nogi mężczyzny w ramach zademonstrowania swojego podirytowania. Przeklęty Wilczur, przeleciało mu przez myśl, ale mimo wzburzenia, jego twarz zastygła w kłamliwej obojętności. — Desperacja potrafi boleśnie rozliczać z głupoty, ale niektórym bezustannie towarzyszy szczęście — dodał po chwili, gdyby jego słowa zostały zrozumiane zbyt opacznie. Niewątpliwie życie lame duck’a chodziło w parze z powiedzeniem, że głupi ma zawsze szczęście.
  Wzrok doktora powiódł w głąb pomieszczenia, gdy do jego uszu doleciał odgłos szurania. Zatrzymał go na jego sprawcy - plecaku, który najprawdopodobniej przechowywał w swoich odmętach to, po co tutaj przyszedł. Został przemieszczony po betonie z wyraźną niechęcią.
  — Oczywiście — przyznał, nie spuszczając z niego wzroku. — Wasi zaprzysiężeni wrogowie zbierają siły na Desperacji, ale ich zamiary nie są nam znane — powiedział po chwili, uznając, że podzielenie się tymi informacji powinno zrekompensować ich trud dostania się do tego obszaru, chociaż prawdę powiedziawszy Jekyll zrobił już nadto by odebrać za to nagrodę, litując się nad młodzieńcem. — Widziano ich w okolicy niezbadanych terenów — wyjawił ich dokładniejszą lokalizacje, mając nadzieję, że takowe zaspokoją chęć wiedzy Ulricha. Nie dysponował ich większym zasobem, zresztą było to tylko niepotwierdzone przez przejezdnych plotki.
  Od czasu, kiedy jego drogi ponownie skrzyżowały się najpierw z Hyde’m, potem Aqualisem, nie przebywał na tych odległych terenach, chociaż niewątpliwie nadszedł odpowiedni moment, by odwiedzić ukryty w dzikiej roślinności laboratorium. Potrzebował tylko nowych, nietuzinkowych egzemplarzy do badań, by nie zawitać tam z pustymi rękoma.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.18 0:28  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Słysząc nieziszczone marzenie członka DOGS po pustym pomieszczeniu rozniósł się krótki śmiech Ulricha, jakoby w formie dodatkowego ciosu dla wpadki młodzika, który zapamięta ten dzień na zawsze. Najpewniej ta podwójna wręcz nieprzyjemność zostanie zapisana w hipokampie i nie pozwoli mu na powtórzenie tego błędu. Pod warunkiem wyciągnięcia właściwych wniosków i nie dopuszczenie do powtórnego przejęcia kontroli przez zdradliwą mieszaninę paniki i strachu.
Ulrich nie zamierzał pozostawić suchej nitki na młodziku, składając wyjątkowo surowy, acz barwny raport z ich wyjścia poza mury. Może przydzielą go do jednego z mniej zobowiązujących, acz nudnych zajęć na rzecz organizacji, by wyuczyć go cierpliwości i opanowania. Mężczyzna z oparzeniem nie zwykł robić za niczyją niańkę. To czy rzuciłby się na miejscu Jekylla na pomoc młodemu mężczyźnie z czapką z daszkiem na głowie, było co najmniej wątpliwe. Liźnięcie Desperacji musiało być niemalże terapią szokową tuż po krótkim ochłonięciu po podróży przy nabierających na sile upale i palących promieniach. Ulrich preferował aż nadto oglądanie postępów, nie panikę. Stres w parze ze strachem ogłupiały najskuteczniej nawet najlepszych, skłaniając ich do działań najmniej logicznych i rozsądnych. Widywał to już wiele razy. Umiejętność panowania nad sobą niezależnie od okoliczności bywała wybitnie trudną sztuką i chwała psychopatom za brak poczucia jakiegokolwiek pierwotnego lęku. Ulrich uśmiechnął się nieprzyjemnie półgębkiem do swoim myśli w oczekiwaniu aż gówniarz w końcu wykona tak prosty rozkaz i przekaże mu to, czego oczekiwał, czyli plecak.
Wyjdź, pooddychać sobie świeżym powietrzem. Twoja rola dobiegła końca — rzucił spokojnie, acz beznamiętnie Ulrich. Za to takim tonem, który już na wstępie nie uwzględniał żadnego sprzeciwu. W ramach, gdyby młody Łowca miał wątpliwości do kogo to było, mężczyzna z blizną posłał mu znaczące, jakby ponaglające spojrzenie. Na efekt nie trzeba było zbyt długo czekać, przyszedł wraz z obecnością niezadowolenia wymalowanego na twarzy. Młodzik nie odrywał złego spojrzenia od Jekylla. Posiadacz żółtej chusty ośmieszył go widowiskowo, lecz Ulrich wolał minimalizować jakiekolwiek bzdurne zachowania i uśmiercać je w zarodku. Męska duma, prychnął pod nosem, żałosne.
Po przykucnięciu przy szarym, pokrytym zewsząd piachem oraz kurzem plecaku, tuż po jego rozpięciu, wprawione oko spostrzegłoby, unoszące się w powietrzu drobiny. Ulrich zdawał się sprawdzać zawartość, tudzież dokładnie przeliczać coś przemywając wzrokiem z ostrożnie zmrużonymi oczami. Dodatkowo widać było jak jego wargi rozchylają się, lecz nie padały z nich słowa. W międzyczasie słuchał tego, co ma do powiedzenia sojusznik. Każda wiadomość w świecie wolnego przepływu informacji stanowiła tę wartościową i jedyną, której można było się uczepić, gdyż nie dało jej się zweryfikować za pomocą sieci kontrolowanej przez S.SPEC.
Wasi zaprzysiężeni wrogowie zbierają siły na Desperacji, ale ich zamiary nie są nam znane. Widziano ich w okolicy niezbadanych terenów. Interesujące, przemknęło Ulrichowi przez myśl, ale nie podzielił się tym wrażeniem z nowym znajomym z żółtą chustą. Nie było to, oczywiście, informacją zbyt szczegółową, lecz doświadczony Łowca nie śmiał nawet takowej oczekiwać. Gdyby nie był ze świeżynką pod szyldem trwającej rebelii, być może podjąłby się próby z Moriyamą na pozyskanie ciut większego zasobu informacji. Na ten moment Ulrich musiał wyjątkowo drastycznie ukrócić swoje ambicje na poczet zobowiązania i zaanagażowania wobec mieszkańców kanałów.
Przekażę to dalej — mruknął w odpowiedzi Łowca dopiero po chwili, gdy Bernardyn zamilkł; wciąż nie podnosząc się z przyklęku. — Mebli nie przenosimy, żeby była jasność – aż takiej perfekcji nie osiągnęliśmy w przechodzeniu przez dziurę — dopowiedział, jakby w ramach półżartu lub doinformowania jasnowłosego jegomościa. W rzeczy samej w takim układzie plecak to najmniejsze zmartwienie. Gorzej jakby Łowcy wyrwali się na spacerek wyładowani torbami. Toż byłaby to misja na miarę porwania się z motyką na słońce.
Ulrich nie kazał jednak zbyt długo trwać sobie w bezruchu. Jak gdyby nigdy nic zapiął plecak, podnosząc się na równe nogi, wcześniej chwyciwszy go za ramię i również unosząc w powietrzu. Następnie podszedł do posiadacza chusty, zmniejszając ich odległość, by przekazać mu go całościowo.
W plecaku znajdziesz bluzę, całkiem nową, trzy koszulki w różnych rozmiarach, które udało nam się upchnąć na styk, woreczki z herbatą, kilkanaście konserw – dokładnie osiem, cztery paczki zasuszonego mięsa i coś, co najtrudniej było nam zdobyć... Niby nic, ale musieliśmy się nagimnastykować, aby to zwinąć ze szpitala. Obawiam się, że nie umknie to przy rocznym sprawdzaniu sprzętu i nie tylko to zostanie odhaczone w spisie na minus. Mały sukces w morzu potrzeb. Gdybyś nie był zbyt zorientowany, co zgodziliśmy się dla was pozyskać – chodziło o stetoskop. Taki sprzęt na tym terenie to jak gwiazdka z nieba. Nie spierdolcie tego. Zwinięcie kolejnego będzie drogą przez mękę i nie gwarantuję powodzenia. — Głos Ulricha pozostał rzeczowy, jakby znużony całą tą przemową. Finalnie westchnął, jakby dla podkreślenia, że ostatnie dwa zdania to nie tylko puste słowa, żarty czy przelewki.
Mężczyzna uniósł nieznacznie kąciki ust, lecz te nie objęły zasięgiem jego oczu, zamiast tego uwydatniły delikatnie dość szpetną bliznę po oparzeniu, widniejącą na policzku. Szkarłatne oczy zalśniły, jakby coś wyceniał.
Jak mniemam za obronę naszego młodego Łowcy przed marnym losem ze strony raviera, zakładając dość optymistycznie, rzecz jasna, że nie zacząłby poprawnie reagować, jak go uczono bez dodatku stresu i straty kontroli nad sytuacją, należą ci się dodatkowe podziękowania, czyż nie? — Ulrich podejrzewał, że wzmianka o ów stworzeniu nie była jedynie celową próbą ośmieszenia, a to, że gówniarz odczuwał skutki uboczne tego spotkania wypisane były na jego twarzy, jakoby w formie takiego skrzywienia jak obserwuje się u dzieci, którym skonsumują sok z wyjątkowo kwaśnej cytryny. Z jednej strony Ulrich zadał łatwe pytanie, chcąc wycenić, czy za nadprogramową opiekę wynikłą z niekorzystnych okoliczności, ten oczekuje dodatkowej nagrody.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 10.06.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: Brak ubocznych skutków po jadzie paraliżującym od raviera. Promieniujący ból w miejscu prowizorycznie opatrzonej przez Dr Jekylla rany po ugryzieniu; wzmacniający się przy każdym kroku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.06.18 19:29  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Jekyll odprowadził Łowcę do wyjścia spojrzeniem.
  — Jesteś pewny, że to dobry pomysł? Wygląda na takiego, co zaprzyjaźnił się z kłopotami — podsunął. A może chcesz się go pozbyć? — dodał w myślach. Na jego usta wkradł się delikatny, ni to sarodniczny, ni to pełen rozbawienia uśmiech, a potem tylko obserwował działania jego starszego rangą towarzysza. Obdarzył go bezemocjonalym spojrzeniem, a wcześniejszy grymas wyparował.
  Wiewiórka w międzyczasie wysunęła swój rudy łeb z torby i poruszyła nosem, by wyłapać w powietrzu unoszące się zapachy. Sierść zjeżyła się jej na karku, a z gardła wydobył się pojedynczy pisk. Nie poznała żadnego z nich, więc obdarzyła krótkim spojrzeniem swojego właściciela, który w ogóle nie zwracał na nią uwagi. Znów ją ignorował. Jakby nie istniała. Jakby jej los był mu obojętny. Fuknęła w ramach wyrażenia swojej aprobaty, ale nie ruszyła się, by go ukarać asortymentem zaostrzonych pazurów. Zamiast tego zadrżała i skuliła się, gdy w pomieszczeniu rozległ się obcy baryton.
  Dr przestał kontemplować ściany walącej się rudery, które na okres paru chwil przykuły jego uwagę i dla odmiany również spojrzał na mężczyznę. Spojrzał na niego po tym, jak z jego ust padło słowo stetoskop. W innym wypadku nadal śledziłby popękaną powierzchnie murów. Pęknięcia układały się w awangardowe wzory. Pasowały do sloganu sztuki nowoczesnej, której Bernardyn nie trawił. Nie rozumiał, dlaczego niektóre bohomazy, nie przestawiające nikogo, ani niczego, przykuwały czujne spojrzenia, dlaczego „znawcy sztuki” opróżniali swoje portfele i konta bankowe, by takowe prymitywne działa sztuki zawiesić w swoim gabinecie. Pamiętał, ze taki dziwny obraz wisiał w gabinecie ojca. Ilekroć tam przybywał - czy to jako dziecko, czy już osoba pełnoletnia, pewna swoich zalet, zdolności i możliwości - zawsze się w niego wpatrywał, ale nie pytał, co przedstawiało. Nie obchodziło go to. Ojciec był wynaturzonym pracoholikiem bez serca. I chyba uzależnił się do morfiny. Miał jej cały zapas w szufladzie, a więc brakowało mu też piątej klepki. Całymi dniami przesiadywał w szpitalu, piastując tam stanowisko ordynatora. Brał dyżur za dyżurem. Jekyll nie mógł przywołać we wspomnieniach nawet rysów jego twarzy. Jedyne co zakodowało się w nich, to zaczerwienione od zmęczenia oczy. Bezustannie je tarł, ale nie pamiętał jak wyglądał i nie chciał pamiętać. Nie posiadał żadnej fotografii. Nie miał nawet zdjęcia własnej, ukochanej siostry. Przeszłość pozostawił za sobą.
  — Mogę zobaczyć? — zapytał z niebezpiecznym błyskiem w oku. Jego zawodowa ciekawość właśnie została podsycona. Wyciągnął w kierunku Uricha ręce, nie biorąc w ogóle pod uwagę protestu. Po chwili zacisnął palce na stetoskopie i przyjrzał mu się dokładnie. Gdyby posiadał w swoim ekwipunku lupę, zapewne by ją wyjął. Był teraz niczym kolekcjoner antyków, oceniając wartość drogocennego przedmiotu. — Internistyczny. Prawie nowy. Solidna robota — mamrotał pod nosem tak cicho, że najprawdopodobniej mieszkaniec kanałów nie zrozumiał z tego ani słowa.
  Och, to nie lepiej okraść fabrykę, która jest odpowiedzialna za ich produkcje? - Powstrzymał się do zadania tego pytania. Nie miał zamiaru podważać metod działania Łowców. Każdy miał swoje sposoby. Dopóki były skuteczne, dopóty mogli na nich liczyć w kwestii uzupełnienia niektórych, trudno dostępnych na terenie Desperacji produktów w postaci rzeczy codziennego użytku.
  Nie oddał mu stetoskopu. Ot, przewiesił go sobie przez szyję i wbił zielone ślepia w twarz Łowcy. Kącik ust zadrżały mu, ale nie uniósł ich w grymasie uśmiechu. Wreszcie jakieś konkrety. Wreszcie ktoś był świadom tego, że ratowanie skóry kosztowało. Nie było bonusową przysługą, a zaciągnięte długi lepiej spłacić od razu. Procenty rosły, choć w tym wypadku nazywały się skalą trudności.
  — Wystarczyszpital z całym wyposażeniemparę paczek papierosów. I butelka wody. To zrekompensuję mój wysiłek, które włożyłem, by uratować dupsko twojemu podwładnemu — rzucił więc bez ogródek, przedstawiając swoje skromne żądania. Skrzyżował ręce na piersi. To było jego ostatnie słowo. Nie miał zamiaru się targować, ani spuszczać z ceny. Znał swoją wartość. Nie tylko znał. Był o niej wręcz przekonany.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.18 0:55  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Młody Łowca nie znajdował się już w takiej szczytowej formie fizycznej, jak i psychicznej, jak przed spotkaniem z ravierem, zaś jego cała pewność siebie ustąpiła miejsca kiełkującej niepewności, poczuciu, że jeszcze wiele musi się nauczyć, przełknąwszy zdeptany męski honor. To pozbawione wszelkich zasad pokryte zewsząd piachem i świadectwem ruin cywilizacyjnych nie mogło być w pełni przewidywalne. Różne czynniki ryzyka znacząco to wykluczały, jednak w odróżnieniu od żółtodzioba Ulrich zbyt dobrze zdawał sobie z tego sprawę.
To doskonały pomysł — odpowiedział spokojnie niemal od razu Ulrich. — Nadmierna emocjonalność nie bywa odpowiednim doradcą i niekiedy popycha innych do głupich, spontanicznych decyzji. Zapewne chodzisz poruszasz się po bezkresie znacznie dłużej niż on, by uznać, że widziałeś już wiele. — Mężczyzna celowo odwołał się poniekąd aluzyjnie do doświadczenia, jakby dojrzałość i opanowanie prezentowane przez jasnowłosego, stanowiło w tym momencie między nimi odpowiednią płaszczyznę do tymczasowego porozumienia. Ulrich zdecydowanie bardziej szanował członka DOGS, niż smarkacza, który musiał z nim iść przez Desperację i było to widać od ręki. Jego stosunku nie zmiękczyła podróż do miejsca wymiany przez nabierające na sile słońce i gorące, acz suche powietrze. Nikt jednak nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie chodziło tu jedynie o ciężki typ charakteru posiadacza blizny po oparzeniu, czy jego skostniałe poczucie empatii i racjonalną oziębłość.
Doświadczony Łowca nie odpowiedział; pozwolił posiadaczowi żółtej chusty wydobyć z wnętrza plecaka stetoskop. Nie stanowiło to niewątpliwie większej trudności dla jasnowłosego, zważywszy, że znajdował się tuż na samym wierzchu, jakoby dodatkowo amortyzowany po bokach upchniętymi na siłę koszulkami. Dla Ulricha był to jednak jasny sygnał, że ów reakcja na sprzęt typowo medyczny nie wyszłaby od zwykłego laika. Nie skomentował tego, gdyż nie obchodziło go to zbytnio. Nie zwykł wciskać nochala w nieswoje sprawy, a przynajmniej do czasu aż te nie wjeżdżały mu między wódkę a zakąskę.
Gdyby członek DOGS zdecydował się zadać to pytanie, usłyszałby stosowną odpowiedź. Niestety nie mógłby podważyć metod podjętych przez ostrożnych w swych działaniach Łowców, rezydując na stałe na terenach Desperacji. Utopijne miasto nie było wsparte na bezprawiu bezkresu, gdzie wolność była oparta na prawie dżungli. Nawet Ulrich jako Łowca i to dość doświadczony — w poruszaniu się po tym wyjałowionym terenie, nie śmiałby się określić mianem osoby, która poznała i spotkała na swej drodze już wszystko. Aż tak pyszałkowaty nie był Co więcej nie zrozumiałby pewnie wielu aktów i sytuacji, wywodząc się z tej niby cywilizacyjnej części świata. M-3, jak pozostałe bliźniacze metropolie, wykazywało cechy tworu rządzonego twardą ręką, lecz jak to zwykle bywało — gdy nieświadomi obywatele nie odczuwali na sobie tego ucisku, dyszenia w kark, karmieni i wodzeni za nosy porządną propagandą, nie stanowiło to dla nich realnego problemu. Władza dyktatorska, monitoring ulic, rozsiewanie kłamstw w kontrolowanej sieci, a także sprawdzanie samych mieszkańców za pomocą przepustek, to jedno spośród wielu zmartwień organizacji rebelianckiej. Walka z systemem w tak trudnych warunkach nie była dziecinną igraszką. Przy podjęciu ogromnego ryzyka bez przemyślenia wszystkich za i przeciw mogli wiele stracić. Sprzęt specjalistyczny — niby nic wielkiego, a jednak nie wydawano ich na ilość. Niestety. W innym razie zdobycie go, byłoby o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze.
Wystarczy parę paczek papierosów. I butelka wody. To zrekompensuję mój wysiłek, które włożyłem, by uratować dupsko twojemu podwładnemu, Ulrich w odpowiedzi na te słowa pokiwał z dwa, góra trzy razy. Wręczył zapakowany plecak jasnowłosemu mężczyźnie, czekając aż ten go przejmie.
To akurat mamy, by dobić uczciwego targu — dorzucił niezbyt wyraźnie, odwrócony już plecami do posiadacza żółtej chusty i zmierzając do końca pomieszczenia do drugiego plecaka. Ulrich rozpiął zamek, wsadzając rękę do wnętrza. Wyciągnął dwie paczki papierosów, zafoliowane i jeszcze nieotwarte. Uśmiech Ulricha nie należał do najładniejszych i zbyt przyzwoitych. Młodzik zabrał je dla siebie, ale nic nie szkodzi. Jako prawdziwy nauczyciel odda je w ramach zapłaty za fatygę wbrew poczuciu krzywdy. Następnie pochwycił za tę samą napoczętą butelkę wody przez młodego Łowcy, stojącą tuż obok plecaka. Ulrich wrócił do jasnowłosego szybkimi, zamaszystymi krokami, przekazując mu dobra. — Proszę bardzo. Schowaj je i odprowadzę cię do wyjścia, żebyś uniknął jakichkolwiek niepotrzebnych wymian zdań z dzieciakiem. Mógłbyś go niechcący sprowokować. Przyzwalam na pójście przodem. — wskazał w stronę dziury, stanowiącej nietypową formę drzwi wejściowych, ale takie mamy czasy, że nic co wygląda pospolicie na Desperacji, wcale nie musi takie być.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 12.06.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: Brak ubocznych skutków po jadzie paraliżującym od raviera. Promieniujący ból w miejscu prowizorycznie opatrzonej przez Dr Jekylla rany po ugryzieniu; wzmacniający się przy każdym kroku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.06.18 0:11  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Schował podmioty targu do torby. Stetoskop podzielił ten sam los. Wolał nie, by taki sprzęt nie rzucił się nikomu w oczy w drodze powrotnej do wydrążonych w skałach tuneli. Zdecydowanie mógł wzbudzić ciekawość wśród łachuder z Desperacji. Niemniej jednak Jekyll był niemal pewny, że pojawiłaby się u nich chęć położenia na tym urządzeniu brudnych łapsk w celu łatwego i szybkiego wzbogacenia. Nic z tego. Stetoskop od tej pory stanowił własność doktora i nikt nie miał do niego żadnych praw. Do urzeczywistnia swojego marzenia o kompletnym, niezbędnym wyposażenia brakowało mu tylko termometru.
   — To wszystko  — rzucił w ramach podsumowania. Zarzucając plecach tam, gdzie było jego miejsce, na plecy. Obrócił się w kierunku wyjścia. Nie miał zamiaru zagrzać w tym miejscu ani minuty dłużej, chociaż pomysł, by szedł przodem nie zbyt przypadł mu do gustu. Nie obdarzył zaufaniem ani jednemu, ani drugiemu Łowcy. Nie mógł wykluczyć opcji, że jego przewodnik tylko udawał, a w rzeczywistości był właśnie w trakcie zakładania przemyślanej pułapki. Bernardyn jednak nie zerknął za siebie, by upewnić się, że mężczyzna nie przyłożył mu właśnie gnata do potylicy. Jak gdyby nigdy nic włożył dłonie do kieszeni, ujmując w palce zabezpieczony skalpel. — Wracacie do miasta, czy macie jeszcze coś do załatwienia w tych stronach? — spytał, ale w jego głosie nie pobrzmiewało zaciekawienie, gdyż nie był zainteresowany odpowiedzią, ani planami Łowców. Ot, przełamał ciszę, by zająć czymś Ulricha, który być może obmyśla plan, jak to zadusić posiadacza żółtej chusty gołymi rękoma, zanim ten wydobędzie z siebie nieartykułowany dźwięk. Jedna z najbezpieczniejszych opcji. Bezkrwawych, a z jego predyspozycjami mógł tego dokonać w kilka minut. Kusił los, znów kusił ten cholerny los i satysfakcją czekał, aż ten cholerny los pokaże mu po raz kolejny środkowy palec, ale ta chwila nie nadchodziła, dlatego już nic mówił, nawet nie zerknął przez ramię. Szedł, po prostu szedł, aż w końcu półmrok panujący w zawalonym budynku został całkowicie wyeliminowany za sprawą jasności dnia. Jekyll złapał w usta powietrze, wreszcie nie wyczuwając w nim zapachu wilgoci, potu i stęchlizny, a nie przynajmniej nie tak intensywnego jak dotychczas.
  Wiał lekki wiatr. Upał nieco zelżał. W takich warunkach powrót będzie znacznie przyjemniejszy, a przede wszystkim mniej męczący. Palce mocniej uchwyciły skalpel, gdy Dr wyłapał na horyzoncie zarys znajomej sylwetki. Żółtodziób chyba dopalił papierosa, bo w tej chwili miażdżył coś pod podeszwą buta, więc Jekyll obrócił się w kierunku Ulricha. Wystawił w jego kierunku dłoń, by wymienić się uprzejmościami. Zignorował obecność zastałej juchty na swojej skórze.
  — W imieniu DOGS — (Oczywiście, że w imieniu DOGS. Tylko w imieniu DOGS. W swoim imieniu mógłby dziękować jedynie własnemu odbiciu w lustrze. I niech jasny szlag trafi skromność.) — dziękuję za współpracę — odezwał się z poczucia obowiązku, bo tak wypadało, a nie dlatego, że poczuł nagle wewnętrzną potrzebę, by obsypać Łowców uprzejmościami. Jeśli Ulrich podał mu dłoń, ucisnął ją, ale ten gest nie trwał długo. Sekundę, może sekundę i pół. Pod lewą nadal czuł skalpel i za żadne skarby świata nie chciał przestać go czuć.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.06.18 14:55  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 3 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Przez Ulricha przemawiał aktualnie, co najwyżej czysty pragmatyzm, nie maniery czy konwenanse nakazujące puścić gościa przodem, co jednak zdawałoby się być złośliwym chichotem losu przez ruinę budynku, w którym doszło do wymiany. Nic z tych rzeczy. Doświadczony Łowca nie dbał o takie farmazony, dopełnił za to wszystkiego, czego wymagało wyjście poza mury. Dostarczył towar, otrzymując w zamian całkiem interesującą informację.
Puszczenie sojusznika z organizacji DOGS przodem nie miało na szczęście ukrytego celu. Obydwaj przejawiali w tej chwili dość zbliżone pragnienie — niechęć pozostania tu ani chwili dłużej niż to konieczne, zważywszy na fakt, że wszystko zostało dopełnione i załatwione. Z pewnym odstępstwem od planu, który swoją drogą pokrzyżował zamiary Ulricha i nie był mu w smak, pierwotnego w postaci zranionego przez raviera żółtodzioba, który w ramach rozładowywania nerwów i własnego niezadowolenia inhalował się dymem papierosowym na zewnątrz. Odznaczyło się, to mimo samokontroli i zamiaru nieokazywania emocji w obrębie, mikromimiki Łowcy.
Nieoczekiwanie zawieszone w powietrzu i odbite ze słabym pogłosem pytanie, sprawiło, że zmarszczył brwi: Wracacie do miasta, czy macie jeszcze coś do załatwienia w tych stronach?
Jeszcze zobaczymy.
Ulrich wzruszył ramionami w taki sposób, jakby chciał przekazać, że ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Nie czuł się, tak naprawdę zobowiązany do tego, by dzielić się z posiadaczem żółtej chusty, swymi zamiarami. Ich drogi i porozumienie dobiegło końca, w momencie przekazania towaru. Nie byli znajomymi, dzielili sojusz. Nie mniej, nie więcej. Ulrich podejrzewam, że jasnowłosych mężczyzna aż nadto podzielał to podejście.
Na zewnątrz posiadacz szpetnej blizny, rzucił tylko na krótko okiem na to, gdzie znajdował się młodzik. Przywołał go krótkim gestem dłoni. Następnie uścisnął dłoń mężczyzny, ograniczając się tylko do skinięcia głową, gdy posiadacz czapki z daszkiem ciągnący za sobą zapach fajek, wskoczył do wnętrza rudery po plecak.
Szerokiej drogi.
Po tych słowach ze strony Ulricha i zaskakująco sprawnym powrocie młodzika z ciągłym skwaszeniem na twarzy — Łowcy ruszyli w przeciwnym kierunku, względem tego, którym przyprowadzono Bernardyna.


 
_____________________________________________________________
 
Misja zakończona:
Zdobyto: stetoskop; plecak (w środku: bluza, trzy koszulki, woreczki z herbatą, osiem konserw, cztery paczki suszonego mięsa); dwie paczki papierosów; jedna, napoczęta butelka wody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach