Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.03.18 0:13  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Zanim kły zadrasnęły go w odsłonięte ramię, skalpel wbił się w skórę i przeciął ją precyzyjnie. Strumień ciemnoczerwonej juchy trysnął prosto w twarz Dr. Przejechał wierzchem dłoni po zakrwawionych ustach, w  celu pozbycia się posoki i uklęknął przy dogorywającym ciele, nadal dzierżącą w zakrwawionych palcach chirurgiczne przyrząd. Po chwili jaszczurka przestała się szamotać i zastygła bez ruchu, ale Bernardyn nie czekał aż uleci z niej życie.
  Podbiegł do miejsca, w którym porzucił torbę z apteczkę. Pozbierał swoje rzeczy, po czym wrócił, sapiąc, jakby przebył maraton. Sięgnął bo biały pojemnik. Otworzył wieku, sięgając po igłę. Nabił ją na strzykawkę i przycisnął do kanalików jadowych raviera, który rozwarł paszczę, by wydać z siebie ostatni, skrzekliwy dźwięk. Napełnił plastikowy pojemnik jadem, po czym przelał jego zawartość do szklanego, małego naczynia.
  Na ustach Dr pojawił się szeroki uśmiech, gdy ostrożnie odłożył zabezpieczaną próbkę do wnętrza niemal opustoszałej apteczki. W międzyczasie do jego uszu doleciały wyrzucone przez poszkodowanego słowa. Podniósł wzrok i obdarzył go krótkim spojrzeniem. W zielone oczy błyszczały niebezpiecznie, a szaleńczy grymas rozłożony na obliczu ich właściciela dopełniał ten obraz.
  — Ravier — rzucił w przestrzeni nazwę stworzenia, które zatopiło swoje zęby w nodze Łowcy. — Jego jad ma paraliżujące właściwości. Unieruchamia mięśnie na okres paru minut — wyjaśnił, ale nie przejął się tragedią mężczyzny. Odciął skalpelem fragment ciała gada i z nieskrywanym entuzjazmem złapał w palce pokrytą łuskami skórę. Przyjrzał się jej się jak niesamowicie rzadkiemu eksponatowi w muzeum, przejeżdżając opuszkiem palców po chropowatej strukturze. Delikatnie, w obawie, że ją zepsuje. — Nie miałem dotąd okazji pobrać próbek do badań — mruknął pod nosem, wyjmując z apteczki woreczek, w którym umieścił materiał genetyczny. Dopiero wtedy jego uwaga została przemieszczona na zranioną kończynę posiadacza czerwonych ślepi. — Nie umrzesz — stwierdził. Posoka nadal sączyła się niepośpiesznie z rany, ale ravier nie wgryzł się nazbyt głęboko w łydkę. Schował swoje rzeczy do torby, przywiązał kurtkę wokół bioder, po czym złapał Łowcę pod ramię.
  — Współpracuj.
  Rozkazał padł z jego gardła. Nie dysponował taką siłę, by dźwignąć Łowcę i przetransportować go w mniej rzucające się w oczy miejsce. Zagwizdał, przywołując czającą się z tyłu wiewiórkę. Sadie skoczyła na jego ramię i ponownie usadowiła się na głowie swojego właściciela, wbijając pazury do jego skóry w ramach kary za nazwanie jej nieprzyjemnym określeniem.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.04.18 3:05  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Młody Łowca był świadkiem nagłego ożywienia towarzysza z żółtą chustą, który wydał się bardziej zaaferowany dogasającym gadem, aniżeli jego osobistym szokiem. Nie miał jednak czasu, aby nad tym faktem ubolewać, gdyż zajęła go obawa wynikła z braku czucia w dolnej kończynie. To już samo w sobie sprawiało, że przez jego wymęczony od upału umysł przebiegały najgorsze myśli, a on poczuł uderzenie gorąca w efekcie nagłej fali, nieujętej w słowa, paniki. W tym czasie Dr Jekyll z łatwością napełnił pojemnik jadem raviera, ten z oczywistych względów nie miał nic przeciwko. Następnie przelał go ostrożnie do małego, szklanego naczynia, ostatecznie ją zabezpieczając.
Ravier — to jedno obco brzmiące słowo sprawiło, że na pewno popamięta je na długo, jak ból w trakcie wgryzienia i oderwania fragmentów skóry. Jego jad ma paraliżujące właściwości. Unieruchamia mięśnie na okres paru minut, odetchnął na tę wiadomość z ulgą. Czyli nie było aż tak źle, jak podpowiadał mu jego umysł. Będzie mógł wrócić do domu. To dobrze. To bardzo dobrze. Odzyska zatem czucie w nodze po bliżej nieokreślonych minutach. Zaraz… Co takiego? Próbek do badań?, mimo że zmarszczył nieco brwi, nie wypowiedział ciekawskiego pytania, które utknęło mu w gardle i nie wydostało się na światło dzienne. Zapewne przez suchość w ustach, aniżeli strach, który najwyraźniej zdążył opaść, jak wirujący chwile temu piach.
Nie miał innego wyjścia z tej sytuacji, jak tylko współpracować z Bernardynem. Nie mógłby sobie nawet pozwolić na to, by jasnowłosy mężczyzna go gdzieś przeniósł. Takiego wstydu, by jego męska duma nie uniosła. Wystarczyło, że się wywrócił na nierównym podłożu i został ugryziony przez nowo napotkanego stworka. Wrażeń jak na jeden dzień mu wystarczy. Świeżutki członek rebelianckiej organizacji podpierając się początkowo ręką, podniósł się na zdrową nogę, dzięki pomocy przedstawiciela sojuszniczej organizacji. Druga, ta obdarowana jadem raviera, pozostawiała stały ślad w piasku, tworząc za nimi swoisty trop.
Może tu? — Wskazał podbródkiem na najbliżej stojącą ruinę budynku, który może niegdyś stanowił czyjś dom. Dzisiaj jednak straszył brakiem jednej ściany, zawalonym do środka dachem oraz pustymi oczodołami w miejscu okien. W środku mogli pocieszyć się cieniem i spokojem od palącego, nieustępliwego słońca, zwłaszcza, że złapanie oddechu i chwila przerwy w wędrówce były nieuniknione. Odchrząknął. — Powiedz… po co zbierasz takie próbki do badań? Zajmujesz się chyba natężeniem bólu? Dobrze kojarzę? — młody Łowca ponownie podjął się zawiązania rozmowy. Tym razem był zarówno ciekaw odpowiedzi, jak i chciał zająć sobie czymś innym myśli, a tym samym odpędzić wizję skrzywionego Ulricha.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 06.04.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: lekki szok wywołany odgryzionym niewielkim kawałkiem skóry (wraz z materiałem spodni, który zmniejszył szansę większych obrażeń) przez raviera. Paraliż w efekcie zaaplikowania jadu poprzez ugryzienie – obejmujący palce u nogi, obszar wokół kostki aż do wysokości kolana (czas działania: 2/3 posty).
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.18 15:22  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Współpracuj przyniosło pożądany przez Bernardyn efekt, chociaż niewątpliwie ludzkie ciało nadal ciężyło mu na ramieniu. Był niczym kamień, którego zawiązywało się u szyi. Pomógł pokonać dzielącą ich odległość od ruin. Cienie budynków przynosiły ulgę.
  — Może — odparł  niedbale, enigmatycznie, jakby stan zdrowia Łowcy go nie dotyczył. Zobojętnie wstąpiło na jego twarz w postaci bezemocjonalnej maski; błysk wypalił się ze ślepi, a uśmiech przygasł.  
  Chłód bijający od popsutej konstrukcji przeganiał zmęczenie i studził gorącą od słońca skórę. Jekyll przeczesał palcami kosmyki, które wydostały się spod gumki i zaczesał je za uszy, zanim jakakolwiek odpowiedź padła z jego ust. Ręce miał czyste; wtarł znajdującą się na nich krew niepostrzeżenie w ubranie mężczyzny.
  — Użyj trochę wyobraźni — podsunął. Na jego usta ukształtował się podły uśmiech. Eksperymenty, które przeprowadzał, też miały niejednokrotnie charakter o wiele gorszych tortur niż to, co było serwowane więźniom za kratami stęchłego więzienia. — Podwiń nogawkę.
  Przykucnął przy mężczyźnie. Krew wypływała z rannych tkanek. Musiał ją zatamować, by jak najszybciej przejąć od Łowców towar i ulotnić się stąd przez zapadnięciem zmroku. Ciemność nie była zbyt wiernym towarzyszem, a lekarz nie miał najmniejszej ochoty przebywać w otoczeniu obcych kilku nadprogramowych godzin, jeśli nie było to konieczne.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.18 18:41  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Młody Łowca tymczasowo przez paraliż dolnej kończyny od obszaru kolana po palce u jednej nogi, usztywnionej poniekąd w bucie, został skazany na łaskę bądź niełaskę posiadacza żółtej chusty. Początkowy brak zaufania i dystans złożony z odruchowej, obronnej nieufności odsunięto na bok. Ruina budynku zaś przywitała ich cieniem i nieco niższą temperaturą, mimo że kołyszące się powietrze nadal pozostawało rozgrzane, suche i ciężkie. Kiedy tylko dobrnęli do ścian — świeży członek rebelianckiej organizacji, korzystając z okazji, wsparłszy się początkowo ramieniem o zimną ścianę, odsuwając się od Bernardyna. Następnie przywarł do niej plecami, planując pozostać w tej pozycji aż do czasu odzyskania czucia. Przerzucenie ciężaru ciała na jedną nogę trochę go zmęczyło. Na ten moment nie czuł jednak bólu, jak w momencie wgryzienia i odrywania tkanki, co wynikało tylko i wyłącznie z właściwości paraliżującego jadu. Ten pozornie błogi stan nie miał jednak trwać długo.
Ściągnął czapkę z głowy, rzucając ją zewnętrzną stroną na piasek, którego w ruinach dawnych zabudowań również było od groma. Lewą ręką zaczesał ciemne, wilgotne od potu kosmyki do tyłu, byleby z dala od twarzy i otarł słone krople z czoła. Chwilowa ucieczka, choć wymuszona przez okoliczności, przed natarczywym słońcem była dla mieszkańca kanałów istnym zbawieniem. Nie odpowiedział na zachętę w postaci użycia wyobraźni, lecz nie dlatego, że zignorował jasnowłosego mężczyznę. Rzucił mu jednak badawcze spojrzenie. Być może nie przyszło mu do głowy nic godnego podzielenia się lub nie zdecydował się, jak na razie tego powiedzieć. Chwilę później ciemnowłosy schylił się ostrożnie, starając się zachować odpowiedni balans, by finalnie podwinąć dość niedbale nogawkę.
Tak wystarczy? — podpytał, nim podniósł się do pionu, patrząc na kucającego członka DOGS, oczekując tym samym na ewentualne instrukcje, czy powinien coś poprawić, czy też nie. Zdawało mu się, że odczuwał już coś na wzór nieprzyjemnego wrażenia mrówek biegających wzdłuż kończyny, gdzie była sparaliżowana, które skądinąd zwiastowały, że za niedługo dotknie go fala bólu wraz ze stopniowym powrotem czucia. Skrzywił się odrobinę, co odbiło się grymasem na jego twarzy, która swoją drogą zdążyła nabrać po drodze właściwego kolorytu. — Mam nadzieję, że nie wygląda to zbyt poważnie i nie będzie wymagało dużej roboty. — Młody Łowca nie był w stanie, samodzielnie ocenić strat jakie odniósł, poza faktem, iż wiedział, że martwe stworzenie wgryzło się wcześniej bardzo boleśnie w jego łydkę. Nadal nie wiedział także, czy ma do czynienia z lekarzem, czy jakimś laikiem, który pierwszej pomocy uczył się z przypadku i w ramach tego natężania bólu nie doświadczy większych strat. Miał głęboką nadzieję, że nie, ale nie mógł mieć pewności, czyż nie? Niestety jego rozmówca nie wydawał się zbyt otwarty i chętny do pogawędek.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 08.04.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: lekki szok wywołany odgryzionym niewielkim kawałkiem skóry (wraz z materiałem spodni, który zmniejszył szansę większych obrażeń) przez raviera. Paraliż w efekcie zaaplikowania jadu poprzez ugryzienie – obejmujący palce u nogi, obszar wokół kostki aż do wysokości kolana (czas działania: 3/3 posty).
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.04.18 23:37  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Bernardyn zbył jego pytanie krótkim wzruszeniem ramion. Potoczył wzrokiem po miejscu, gdzie został odgryziony płat skóry. Nie miał zamiaru wykonywać zbędnych zabiegów, gdyż nawet nie posiadał odpowiedniego do tego sprzętu i medykamentów. Wyjął z apteczki niewielką buteleczkę z wodą utlenioną oraz gazę w postaci kawałka sterylnie czystego materiału. Zalał ją niemal przezroczystym płynem z butelki, po czym przycisnął go do zranieniem na nodze.
Poszczypie nie padło z jego ust; nie obchodził się z małym, nie znającym uroków świata dzieckiem. Mężczyzna zapewne niejednokrotnie miał przemywaną ranę, więc powinien spodziewać się, że poczuje z tej niewątpliwej przyjemności tymczasowy dyskomfort.
  — Zatamuję krwawienie i założę prowizoryczne opatrunek, aby nie wdarło się zakażenie —  powiadomił go, a po chwili przyczynił się do dotrzymania danego słowa, bez zagłębienia się w szczegóły.
  Po dziesięciu minutach, po założeniu prowizorycznej maski uciskowej w ramach zatamowania płynącej krwi, opatrzył pobieżnie nogę i założył bandaż.
  — Po powrocie do bazy skonsultuj te obrażenie z medykiem — podsunął po dokończeniu swojej interwencji z zakresu udzielania mu pierwszej pomocy na miejscu. Poluzował pasek, który mógł zbyt uciskać i tamować dopływ krwi. Był w miarę zadowolony z efektu końcowego, acz nie wykorzystał wszystkich medycznych zdolności, które miał w zanadrzu. Nie miał na to czasu. Życiu Łowcy nie groziło żadne niebezpieczeństwo, a jedyną niedogodnością stanie się ból, bijący od rany. Nie dysponował żadnymi środkami znieczulającymi, które mógłby mu zaaplikować.
  Doktor pozbierał swoje rzeczy i wstał, dźwigając się na rękach. Za chwilę mężczyzna powinien uzyskać pełną sprawnością i mogli ruszać dalej, byle jak najszybciej odnaleźć drugiego przedstawiciela łowczej rasy.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.04.18 21:55  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Nieprzyjemne uczucie mrowienia w nodze nasilało się z każda kolejną sekundą, idąc w nieodłącznej parze z powracaniem czucia. Na twarzy młodego rebelianta rozkwitło skrzywienie w całej swej okazałości, gdy zwilżona gaza zaliczyła bliższe spotkanie z uszkodzoną skórą, posiadającą wgłębienia po oderwaniu fragmentów skóry przez dziwne zwierzę. Pieczenie nie zaliczało się do najprzyjemniejszych doświadczeń, ale zdecydowanie o wiele lepszym niż największe wrażenie z tego dotychczasowego dnia. Skinął jedynie głową, dając znak sojusznikowi z żółtą chustą, że zrozumiał jego słowa, ale w uszach dzwoniło mu słowo zakażenie. Chryste, czyli jak coś pójdzie nie tak, to może być gorzej.
Przyglądał się z góry działaniu jasnowłosego mężczyzny, a przynajmniej bardzo się starał z tej perspektywy, jaką dysponował. Ból odzywał się coraz mocniej i przypominał silne, stałe pieczenie w miejscu doznanych uszkodzeń. Dlatego przymknął na moment powieki, wstrzymując oddech, tak jakby naprawdę wierzył, że to jakoś go uśmierzy. Na to nie miał akurat co liczyć.
Dziękuję za pomoc raz jeszcze — mruknął w ramach tego skromnego podziękowania. Wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów, by na rozluźnienie jednym z nich się uraczyć. Wsunął fajkę między zęby, odpalając końcówkę zapalniczką tkwiąca w jej wnętrzu i zaciągając się niemal od razu. Nie zdecydował się jeszcze przenieść pełnego ciężaru na drugą stopę, nie mając pełnego zaufania, a nadmierna pyszność nie była aktualnie wskazana. — Spalę tylko i ruszymy dalej. — poinformował, strzepując popiół na piaszczyste, nierówne podłoże, a drżenie lewej ręki mogło zostać dostrzeżone przez bystre spojrzenie.
Młody Łowca nadal opierał się o zimną ścianę, a cień pozwalał mu na przywilej swobodniejszej myśli bez skupiania każdego nerwu w ciele na palącym w kark upale i postępującym odwodnieniu organizmu. Wodę przeznaczoną na podróż miał przy sobie Ulrich, a przeprowadzenie miało pójść gładko. Dobre sobie.
Czym tak naprawdę zajmuje się Bernardyn? — ponowił swoje pytanie wykorzystane wcześniej z ewidentnym grymasem na twarzy. Dyskomfort to słowo, które nie do końca opisywało to, co aktualnie doświadczał. Tym razem w jego głosie dało się dosłyszeć jednak ciekawość. — Jeśli miałbym użyć tej wyobraźni, to strzeliłbym, że nie specjalizujesz się w torturach, jak na początku założyłem. Jesteś medykiem albo jakimś badaczem tutejszej fauny? — Równie dobrze mógł obstawić, że na takim terenie jak ten, każdy na przestrzeni lat w ramach asymilacji, potrafił jako tako radzić sobie z opatrywaniem ran, dlatego też nie do końca mógł postawić w ciemno na pierwszą profesję. Wciąż nie potrafił dokleić do tego elementu z bólem, by nie brzmiało to głupio.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 11.04.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: lekki szok wywołany odgryzionym niewielkim kawałkiem skóry (wraz z materiałem spodni, który zmniejszył szansę większych obrażeń) przez raviera. Paraliż w efekcie zaaplikowania jadu poprzez ugryzienie – obejmujący palce u nogi, obszar wokół kostki aż do wysokości kolana (czas działania: 3/3 posty). Mrowienie i powrót pełnego czucia: 1/2 posty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.18 0:40  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Założył torbę na ramię; zacisnął dłoń na jej materiałowym uchu. Sadie, w ramach rozejrzenia się po okolicy, zeskoczyła z jego ramiona asekurując się ramieniem. Wdrapała się na niewielki mur i stamtąd parowała z niezwykłym oddaniem okolicę; czyżby zgłodniała i próbowała zapracować sobie na posiłek? Jej właściciel natomiast oparł się o jedną ze stabilniejszych ścian budynku i potoczył wzrokiem po szczątkach nadgryzionego przez zęby czasu domu. Na jego ustach ukształtował się ledwo widoczny uśmiech; nie był on jednak oznaką rozbawienia. Dr towarzyszyła trudna do okiełznania w mocno bijającym sercu nostalgia. Tęsknota za domem nie była dobrym doradcą, a mimo wszystko przez chwilę zatoną we wspomnieniach. Pomieszkiwał niegdyś w podobnej ruderze, lecz ówże dach nad głową posiadał wszystkie ściany, ale nie miał okien. Zostały zabite przez lekarza deskami, by nie wdzierał się przez nie chód, charakterystyczny dla miejsca jego urodzenia. Wątłe ramiona poruszyły się, gdy z uchylonych warg padło westchnienie.
Jesteś medykiem albo jakimś badaczem tutejszej fauny?
 Zawiesił spojrzenie na palącym mężczyźnie.
 — Twoim największym koszmarem — rzucił luźno w ramach komentarza ni to poważnie, ni w żartobliwym tonie; kąciki jego ust zadrżały. Nie traktował poważnie zainteresowania mężczyzny swoją osobą. Profesja, którą wykonywał nie była przedmiotem ich spotkania. — Stanę się nim, jeśli zaraz nie dotrzemy do twojego kolegi — dodał, by rozwijać w Łowcy wszelkie wątpliwości. Nie ufał jego zdolności dedukcji, a może po prostu zmarnował w jego towarzystwie zbyt wiele czasu, które był spożytkować na czymś o wiele przyjemniejszym. Przykładowo – stos trupów znajdujący się półgodziny drogi stąd rozpalił w nim zawodową ciekawość. Co było przyczyną ich śmierci? Dlaczego ich zwłoki nie ulegały rozkładowi? Tylko pytań, a tak mało czasu, by uzyskać na nie odpowiedź.
 — On tam gdzieś jest, tak? — zapytał, bo wątpliwości w Dr narastały z każdą sekundą. Miał wrażenie, że Łowca robił wszystko, byle tylko odwlec chwilę, kiedy Bernardyn otrzyma to, po co pofatygował się taki kawał drogi. Coraz bardziej mu nie ufał, a powolna konsumpcja papierosa jedynie utwierdzała go w tym parszywym przekonaniu; woń dymu dochodził do niego i wywoływała odruchy wymiotne spowodowane ostatnią libacją alkoholową. Jego żołądek nie był w dobrej kondycji. — Chodźmy. Dopalisz po drodze. — Ponaglił. Odbił się od ściany w celu wyruszenia w dalszą drogę. Wiewiórka schowała się w torbie swojego właściciela. Upał w starciu z jej miękkim w dotyku i gęstym futrem nie chodził w parze z komfortem. Męczyła się – tak ktoś mógłby pomyśleć, a Dr nie miał wątpliwości, że zęby gryzonia wbiły się w owoc znajdujący się dnie jego torby.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.18 23:58  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Członek sojuszniczej organizacji wciąż nie udzielił młodemu Łowcy żadnej zadowalającej odpowiedzi. Z papierosem wciśniętym między zęby pochylił się po swoją czapkę z daszkiem, którą otrzepał niedbale wolną ręką i niedługo potem założył na głowę, prostując się. Tlący się dym wił się niespokojnie, jeszcze chwilę, nim odsunął się od ściany. Nie kazał zbyt długo czekać posiadaczowi żółtej chusty.
Już mam swój największy koszmar. Obawiam się, że nie będziesz w stanie go przebić — odparł z rozbawieniem czerwonooki. Jasnowłosy musiałby się wybitnie postarać. Wyminął go powoli, ostrożnie, z jedną ręką wsuniętą do kieszeni. Mrowienie znacznie osłabło, lecz ból wzmacniał się przy każdym kroku, co wymuszało na twarzy szarego jegomościa kwaśną minę. — Taa, jest, niedługo będziesz miał okazję go poznać osobiście. — posłał mu krótkie spojrzenie przez ramię, wracając na piaszczystą drogę i rzucając niedogaszoną, wypaloną do długości dwóch trzecich fajkę gdzieś obok. Tutaj nie musiał przejmować się nakazem dbania o czystość i wyrzucania śmieci do odpowiednich miejsc. Ta upowszechniona na tym niełatwym terenie obojętność i brak reguł na swój sposób mu się podobała. Górujące słońce jednak szybko odszukało postacie wyłaniające się z przyjemnego cienia, które odtąd zdane były na jej niełaskę. Martwy ravier już się na nim smażył, awansując na przyszłą pożywkę dla pierwszych odważnych lub równie szalonych.
Pytanie: czy Dr Jekyll miał spotkać koszmar, czy kolegę młodego Łowcy? Jedno nie ulegało jednak żadnym wątpliwościom — otóż głos młodziana nie wskazywał na jakąkolwiek skłonność do żartu, czy choćby ironii. Był wyjątkowo spokojny, jakby całkowicie pewny swego. Nie zmieniało to faktu, że przed nimi rozciągał się podobny krajobraz zniszczonych, rozpadających się ze starości budynków zarówno po prawej, jak i po lewej, a pod ich stopami znajdował się zwiany piach, po którym poruszało się z trudnością. Jak na oko młodego Łowcy nie było już aż tak daleko. Do minięcia jeszcze dwa, góry trzy budynki i ten jeden charakterystycznie oznaczony, by czasem się nie zgubił. Jedyna forma łaski ze strony surowego Ulricha.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 20.04.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: (...) + Mrowienie i powrót pełnego czucia: 2/2 posty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.04.18 22:48  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Zdjął gumkę, która trzymała kilka kosmyków na krzyż. Przejechał parokrotnie palcami po włosach, po czym zgarnął je jedną z dłoń i kolejny raz uwiązał, w oczekiwaniu aż Łowca w końcu wykonana powierzone mu zadanie, bo zgadywał, że siedzenie i hodowanie raka do takich nie należało, a jeśli nawet - Bernardyn nie miał zamiaru w tym dłużej uczestniczyć.
  Wyszedł z cienia strzelistej ściany. Zielone ślepia prześlizgnęły się po elementach krajobrazu, ale nie zahaczyły o nic, co wzbudziłoby w ich właścicielu jakiekolwiek emocje; słowa mężczyzny też takowych u doktora nie wywołały; byl cokolwiek zobojętniały na jego prywatne koszmary. Wzruszył ramionami, by to zademonstrował, ale nie podjął na ten temat rozmowy. Nawet jeśli osoba, która była odpowiedzialna za dokonanie transakcji, była skurwysynem, nie miało to dla Jekylla żadnego znaczenia. Przyszedł w to miejsce w określonym celu.
  — Prowadź. — Cierpliwość ulotniła się z jego głosu, ale uważne spojrzenie nie zawędrowało w kierunku ledwo poznanej sylwetki. Nie czekał ani chwili dłużej. Sam wcieli się w rolę przewodnika; ruszył  w kierunku, w którym przedtem podążali, nie zajarzywszy nawet przez ramię.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.18 18:52  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Tym razem młody Łowca nie był już aż tak skory do nawiązywania pogawędek — musiał się skupić na odszukaniu wzrokiem ruin budynku, które stanowić miały miejsce właściwej wymiany. Pozwolił posiadaczowi żółtej chusty ruszyć przodem, sam bowiem nie zamierzał, tym razem stać się niczyją przekąską w razie zagrożenia i dodatkowo wzmacniać bólu, przy nadmiernym ruchu. Nic więc dziwnego, że opatrzoną prowizorycznie w miejscu ugryzienia nogę starał się stawiać, jak najbardziej sztywno robiąc kolejne kroki, choć przy nierównym, obsuwającym się piaskowym podłożu nie było to wcale łatwe. Odbijało się to w formie grymasu bólu na twarzy młodego mężczyzny, jak forma odciśnięta w plastelinie. Wędrówka nie trwała zbyt długo, a gdyby nie piach pod ich stopami zapewne znaleźliby się przy celu szybciej.
Tutaj — rzucił krótko, informacyjnie młody Łowca, zgarniając przewieszoną w miejscu dziury, gdzie niegdyś znajdowała się wąska szyba, granatową, wilgotną szmatę. Następnie wkroczył do niestabilnej, betonowej konstrukcji, dużo nowszej i odbiegającej od starego, tradycyjnego budownictwa dawnej Japonii. Nie czekał, aż znajdujący się nieco na przodzie blondyn cofnie się w jego kierunku. Nie znajdowali się w aż tak sporej odległości, by ten tego nie dosłyszał i mógł się zgubić na takim odcinku.
W środku nie można było zastać niczego, co stanowiłoby pamiątkę po dawnej cywilizacji czy mieszkańcach. Tylko to co można, by określić mianem pozostałości dla tymczasowych pomieszkiwaczy w charakterze rozsypanych kości, kamieni, szmat, materacu, najpewniej po dawnej sofie czy czymś na wzór tego, rozrzuconych sprężyn, ciemnych plam po wyschniętej, skrzepłej krwi na podłożu i nie tylko. Przy samym wejściu, które stanowiło co najwyżej pozostałość po metalowej framudze, gdzieniegdzie znajdowały się małe górki nawianego piachu. Popękany, acz twardy grunt pod ich nogami był goły, jak przy remoncie, ściany lichej jakości straszyły swoją wklęsłością. Nie zawaliły się pewnie tylko przez nadal istniejący nad ich głowami sufit. Kiedyś jednak i na niego przyjdzie czas, a te ruiny zmienią się w kupę zapomnianego gruzu, tworząc dla jakiegoś nieszczęśnika grobowiec.
Młody Łowca nieco się ożywił, pewny, że tym razem osiągnął mały, acz słodki sukces, prowadząc Dr Jekylla wgłąb. Z dala od słońca palącego w plecy, czuł lekką ulgę. Mogli dosłyszeć dźwięk niecierpliwie stawianych kroków w stosunkowo ciężkich butach, podobnych do tych wojskowych, odbijających się od czegoś co kiedyś było korytarzem. Dziura w ścianie po prawej pełniła rolę prowizorycznych drzwi, znajdując się z boku, by została przyuważona za czymś, co wyglądało jak dawana szafa. Nie znajdowała się przez to bezpośrednio na niczyim widoku i mogła być idealną kryjówką. Innymi słowy: wypadało wejść trochę w nieco wąski korytarz, który nie był zwieńczony na końcu drzwiami.
Na bok, gówniarzu — poinstruował zachrypnięty głos nie do końca zrozumiale, ale młody Łowca pojął od ręki o co chodzi, schodząc z widoku. Odsunął się od dziury w ścianie stanowiącej wejście do pomieszczenia, trzymając nadal w ręku granatową szmatę. Żółtodziób nie miał, co liczyć na pochwały na tym etapie. Podszedł powoli do dwóch plecaków w rogu, by wydobyć z niej butelkę wody i pozostawić tam specyficzne nakrycie głowy swojego towarzysza. — Chusta — odparł spokojnie, jakby w ramach czystej formalności, mężczyzna z obcym akcentem pałętającym się w japończyźnie, celując w sylwetkę jasnowłosego bronią bardziej od niechcenia, niż gdyby widział w nim realne zagrożenie. Ale... Licho nie śpi. Nie tutaj. Drugi Łowca nie obdarzył spojrzeniem świeżaka, świdrując nim za to nowoprzybyłego. Polecenie było proste, bez niego nie da się przejść dalej, a potwierdzało przynależność do sojuszników Łowców.
Pomieszczenie, choć małe miało podobną, stosunkowo wąską, prostokątną dziurę, przez którą wpadało do środka światło dzienne. Słychać było też odgłosy z zewnątrz. Ulrich był bardzo dobrze zbudowanym facetem przed czterdziestką, z krótko przyciętymi ciemnymi włosami, przez które przebijały się z łatwością siwe kosmyki. Na dolnej części policzka po lewej stronie aż po obręb żuchwy widać było szpetną bliznę po oparzeniu.

 
_____________________________________________________________
 
Termin: do 04.05.
Pogoda: Skwar; słońce wysoko na nieboskłonie.
Bezimienny, młody Łowca: Brak ubocznych skutków po jadzie paraliżującym od raviera. Promieniujący ból w miejscu prowizorycznie opatrzonej przez Dr Jekylla rany po ugryzieniu; wzmacniający się przy każdym kroku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.18 2:08  •  Beware of what he crave [Jekyll] - Page 2 Empty Re: Beware of what he crave [Jekyll]
Jekyll szedł miarowym krokiem, nie zwalniając, ani nie zatrzymując się, jakby dokładnie znał lokalizacje łowczej kryjówki. Droga była pustka, a mury budynków od czasu do czasu rzucały cienie na ich zamroczone przez zmęczenie sylwetki, przynosząc tymczasową ulgę, która trwała zaledwie parę nic nieznaczących sekund. Dr raz za razem, jakby od niechcenia, zerkał przez ramię, by się upewnić, że idzie w dobrym kierunku; Łowca kroczył parę kroków zanim, wcale się nie śpiesząc się, chociaż najprawdopodobniej miał problem z poruszeniem się na piaszczystym terenie, gdzieniegdzie przechodzącym w drobny, wżynający się pod buty żwir. Dopiero, kiedy ruiny przerzedziły się, Bernardyn wyświadczył mu przysługę. Przystał wpatrzony w dal; jego wzrok nie zatrzymał się właściwie na żadnym elemencie krajobrazu. Zielone ślepia przeczesywały teren, ale wydeptana przez obce stopy uliczka była opustoszała. Do jego uszu nie dolatywały żadne dźwięki oprócz wyraźnego skrzypienia piasku pod podeszwami butów młodzieńca, który wreszcie stanął z nim ramię w ramię. Ruszył zanim, acz z wyraźną niechęcią  odciśniętą nad błyszczącej od potu twarzy. Nie ukrywał się z nią wcale, a wcale. Była niczym angielskie wzory wymalowane na skrawku tkaniny, który przechowywał w swojej kwaterze w skalnej kryjówce gangu – czytelne, nie do zdarcia.
Tutaj - informacja ta w pierwszej chwili zaskoczyła Dr, gdyż powoli tracił nadzieje, że uda im się dziś dostrzec do wyznaczonego przez Łowców punktu. Na jego język powoli zaczęły się cisnąć pytania z serii daleko jeszcze?, ale nie musiał z nich korzystać, demonstrując swoją drażliwość.
  Zatrzymał się raptownie, niemal zderzając się z masywnymi plecami. Potoczył wzrokiem po wskazanym przez Łowcę budynku i niechętnie wszedł do środka, by w pierwszej chwili odczuć na swojej skórze zbawienny cień, ale to nie uśpiło jego czujności. Nie podziwiał też z zapartym tchem architektury budynku. Był tylko ruiną, nieco inaczej skonstruowaną, ale nadal ruiną. Sufit w każdej chwili mógł zwalić się im na głowy od byle podmuchu wiatru, ale takowy akcent się nie zapowiadało. Było bezwietrznie i duszno.
  Ręka zacisnęła się na przechowywanym w kieszeni skalpelu, który znalazła się tam po starciu z jaszczurem. Wszedł w głąb niestabilnej budowli, ostrożnie stawiając kroki, jakby właśnie znalazł się na śliskiej powierzchni lodowej tafli. Miał słuszność w swoim przekonaniu. Podłoga nie była wygładzona. Jego noga raz albo dwa ugrzęzła w szczelinach powstałych na skutek pęknięcia betonowej powierzchni; co prawda były płytkie, ale ich głębokość wystarczała, by wykręcić sobie kostkę lub wybić zęby na skutek konfrontacji ze ścianą lub podłożem przez impet nieuchronnego i nieprzewidzianego upadku. Pociągnął nosem, chcąc wyłapać wyczulonym zmysłem węchu obcą woń, ale unoszący się w powietrzu odór stęchlizny i pleśni zabijał nie tylko potencjalnie obcy dla Jekylla zapach, ale również smród ich spoconych ciał i zastygłej krwi.
  Wąski korytarz wreszcie się poszerzył, a na jego końcu ukazały się drzwi, z których wyglądał – najprawdopodobniej zaalarmowany przez echo niosących się kroków – poważniej wyglądający od swojego kompana mężczyzna. Kącik ust Jekylla drgnął do góry po tym, jak z gardła Ulricha wydobyło się określenie per gówniarz w odniesieniu do przewodnika doktora, ale jednak zdławił w sobie śmiech, zachowując powagę. Zmierzył natomiast obcego swoim toksycznym spojrzeniem i wyeksponował nadgarstek, gdzie widniała zakrwawiona, ale nadal widocznie żółta chusta - posłusznie jak pies. Był zmęczony podróżą. Marzył zaledwie o szybkim wypełnieniu rzuconych mu na barki powinności i powrocie do kryjówki.
  — Następnym razem wyślijcie na zwiad człowieka o większym zakresie wiedzy i kompetencjach. Ten lame duck ledwie uszedł z życiem. Wystawiacie się na pośmiewisko — rzucił w ramach odpowiedzi; głos miał oschły, nieprzyjemny, zwierał w sobie skargę, zażalenie, nawet jeśli nic w ich relacjach nie podlegało reklamacji. Chciał dać jednocześnie do zrozumienia, że nie miał zamiaru trząść się jak osika na widok czerwieni obcych oczu, które, chociaż groźne, nie wywierały na nim odpowiedniego wrażenia; przywykł do takowych widoków. Był nimi osaczony. — Możemy przejść do klimaksu tego spotkania? — Bardziej stwierdzili niżeli zapytał, wciskając dłonie w kieszeń, by mieć pod ręką swoją broń. Potarł kciukiem o uchwyt skalpela. Sadie poruszyła się niespokojnie w torbie, ale nie wynurzyła swojego rudego łba na powierzchnie. Zapewne nadal konsumowała jeden z owoców. Mały, bezużyteczny pasożyt.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach