Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 19.11.19 23:23  •  Dom rodziny Kido Empty Dom rodziny Kido
DOM KIDO

Zapuszczony, dwupoziomowy, od dawna niezamieszkały budynek ulokowany w samym środku lasu. Dawniej jego właścicielem była rodzina Kido, ale po śmierci ostatniego przedstawiciela owej rodziny, dom popadł w niełaskę czasu, bo któż chciałby mieszkać z dala od cywilizacji - tętniącego życiem miasta, w bliskim sąsiedztwie z muru? Otóż nikt, a przecież z tarasu rozpościera się wręcz doskonały widok na takowy i to niemalże w całej swojej wzbudzającej lęk okazałości.
Z pokrytych mchem ścian już dawno zszedł tynk. Niektóre okna zostały wybite - albo przez warunki atmosferyczne, alb próżność miejscowych chuliganów, którzy z niebywałym zapałem przeskakiwali przez podziurawione ogrodzenie i zerkali do chłodnego, zakurzonego wnętrza. Drzwi frontowe - stare, spróchniałe, ze zardzewiałymi zawiasami trzymającymi się na słowo honoru.
W skład domu wchodzi garaż, piwnica, piętro, parter oraz strych. Rozkład pomieszczeń zaś prezentuje się całkiem zwyczajnie. Na parterze ulokowana jest kuchnia, łazienka, salon, spiżarnia, gabinet dawnego właściciela, a także pokój gościny. Na piętrze trzy sypialnie oraz dwie łazienki. Strych jest zagracony pudłami z nielicznymi rodzinnymi pamiątkami, a w piwnicy już dawno zadomowiły się zwierzęta - głównie szczury. Całość jest utrzymana w europejskim stylu. Na meblach i podłoże układa się warstwa kurzu. W środku panuje pół mrok, a największe przerażenie budzi kolekcja porcelanowych lalek ułożonych na górnych półkach w salonie oraz krwawy, częściowo zmyty przez deszcz napis na ścianie pozostawiony przez Apokalipsę - JEŚLI NIE CHCECIE DOPUŚCI DO ZAGŁADY RODZAJU LUDZKIEGO, PRZYNIEŚCIE ARTEFAKT SWOJEGO PRZYWÓDCY POD WCZEŚNIEJ WSKAZANY ADRES ZA PIĘĆ DNI ZA POŚREDNICTWEM SKAŻONYCH ZNAMIENIEM ZAKŁADNIKÓW. TO WASZA JEDYNA SZANSA, ABY DOZNAĆ ODKUPIENIA, W INNYM WYPADKU CZEKA WAS BOŻY SĄD.
O tym miejscu krążą legendy. Otóż mieszkańcy z pobliskiej wsi uważają, że jest nawiedzony.































Jesteśmy na miejscu.
  Przystanął w niewielkiej odległości od budynku, paląc kolejnego papierosa. Cholera jasna. Musiał otworzyć kolejną paczkę, by sobie ulżyć, a przecież tamta miała wystarczyć mu jeszcze przez co najmniej dwie godziny. Przeliczył się. Zerknął przez ramię na mężczyznę, który szedł kilka kroków zanim.
  — Przeliczyłem się. Moglibyśmy pojechać pociągiem.
  Przeszedł przez dziurawe ogrodzenia, a na ustach zarysowała się cienki zarys uśmiech. Rodziny dom Araty. Echo dawnych lat wytworzyło uścisk w jego klatce piersiowej, lecz nie był podyktowany lichym zalążkiem sentymentu, choć niewątpliwie wspomnienie, dotychczas posypane przez warstwę kurzu zapomnienia, nagle w nim odżyły. Ciekawy czy siekiera, którą Arata z zatłukł pierwszego w swoim życiu wymordowanego, nadal wisiała przy wejściu do piwnicy czy dawno została wykradziona? Jak zareagował, by ten nieodżałowany głupiec Akinori na ten widok? Podupadły dorobek jego życia niszczał w oczach. Nie było piękniejszego wynagrodzenia tej kilkugodzinnej, pieszej wędrówki, jak właśnie ten przeklęty dom porośnięty mchem, rozpadający się w oczach, uginający się pod ciężarem minionych lat nieużytkownika, pod naporem pór roku, warunków atmosferycznych.
  Minął kilka dachówek, które musiały spaść z dachu podczas jednego z tych wietrznych dni i zbliżył się ku drzwiom wejściowym, czując jak nogawki spodni wilgotną przez sięgającą mu niemalże do kolan trawie. Zwilżył wargi językiem.
  — Kiedyś mieszkał tutaj mój przyjaciel — rzucił przez ramię, aczkolwiek tym razem nie zerknął ku swojemu towarzyszowi. Ekspresja obecnie figurująca na jego obliczu nie leżała w strefie zainteresowań najemnika. Cieszył oczy tym widokiem. Upadkiem, zepsuciem.
   Akinori, to twoja spuścizna. Jest taka jak ty. Upadła. Wilgoć i grzyb. Szczury w piwnicy. Wielu-centymetrowa warstwa kurzu. Wybite szyby. Krew na drzwiach. Brud. Zapach rozkładu. Śmierć.
  Kido po śmierci ojca nigdy nie zajrzał do miejsca, które budziło w nim grozę za dzieciaka. Był tu sam jak palec, pośród czterech ścian. Całkiem sam, ze swoimi urojeniami. Kulący się pod łóżkiem. Bojący się potwora szafie, który przyjdzie i go zje, gdy będzie niegrzeczny. Zlękniony, porzucony. Bał się. Cholernie się bał, czekając na nowy dzień. Bał się cieni gałęzi kładących się na ścianie. Wyglądały jak powyginane ludzkie kończyny. Bał się wycia wiatru uderzającego o szyby. Brzmiał jak krzyk umarłych. Bał się. Wszystkiego. Własnego bicia serca, oddechu.
  Uchwycił dłoń w klamkę i otworzył je z impetem. Drzwi zpstały mu w ręku. Cisnął je w trawę.
  — Zapraszam do środka. Konstrukcja jest wbrew pozorom solidna. Sufit nie powinien zwalić się nam na głowy.
  Nie czekał aż mężczyzna się zdecyduje. Przekroczył próg budynku. Podłoga zaskrzypiała pod ciężarem obuwia. Echo jego kroków odbiło się od ścian. Wciągnął do ust powietrze - czuł w nim głównie wilgoć i kurz, który zajrzał w nozdrza i wywołał odruch kaszlu, ale Yury się nim zachłysnął, jakby właśnie gościł w płucach dym papierosowy.
  Tym była tęsknota za domem? Żarem tlącym się w piersi? Ochotą, by zajrzeć do środka? Sercem wybijającym rytm na widok znajomych obrazów? Drżącym ciałem?
  — Kido, może gdybyś znalazł w sobie choć rezztki odwagi, by zajrzeć do tego cholernego domu, to ja byłbym, martwy a nie ty — mruknął pod nosem, ale odpowiedziała mu cisza. A cisza była w tym wypadku szczęściem. Z trudem zdusił w tchawicy śmiech. Suchy, cierpki, być może pozbawiony radości. Ochrypły i szorstki, jak zarost okalający podbródek.
  Odszukał na ścianie kontakt i naparł na niego mechaniczną dłonią, lecz światło lamp nie rozświetliło korytarza; rozległ się jedynie ledwie słyszalny syk instalacji elektrycznej. Prąd musiał zostać odcięty już dawno. Może nawet przed samiutką śmiercią Kido. Wyjął z kieszeni latarkę. Wąski, blady snop światła padł na skonsumowany przez pleśń dywan.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 23.02.20 18:13, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.19 18:24  •  Dom rodziny Kido Empty Re: Dom rodziny Kido
Droga rzeczywiście zapowiadała się na tą długą i nieprzyjemną. Miał wrażenie, że upłynęło dużo więcej czasu niż pierwotnie minęło. Nie wiedział, co go czeka, a sam fakt, że był prowadzony na skraje miasta powodował, że odczuwał delikatny dreszcz adrenaliny. Ciężko stwierdzić, czy to była ekscytacja, strach przed nieznanym, a może wszystko zarazem. Starał się jednak nie lękać. Jego zawód słyną z tego, że powinien się poświęcać. Wiedział to dobrze i był wstanie zrobić naprawdę wiele dla dobrego materiału. Dla poznania samej prawdy. Rozpowszechnienia jej, aby tutejsi mieszkańcy wiedzieli, z czym mają do czynienia. Powinni być tak samo świadomi — szczególnie po tym jak Dyktator Cronus ujawnił im brutalną prawdę na temat tego, co kryło się zza murami miasta. Lucas od tego momentu przestał mieć przysłowiowe klapki na oczy i zaczął działać na własną rękę. Teraz przypadek chciał, aby dowiedział się czegoś jeszcze. I co prawda nie wszystko potrafił przyjąć logicznie, to tak był otwarty na nową wiedzę i doświadczenia. Po prostu na to, co go czekało.
Nawet jeśli znał to miejsce, to miasto i jego zakątki, to wciąż o większości nie miał życiowego pojęcia. Jak na przykład o domu niejakiego Kido Araty. Nie wiedział, do kogo należał, a też wyglądał na dość wiekowy. Zaniedbanie, warstwa kurzu i brudu, a także zalęgnięte w nim stworzenia tylko wskazywały na to, że w tym miejscu od dawien dawna nikogo nie było. Prócz Apokalipsy, która zostawiła po sobie niepokojącą wiadomość. Wciąż nie rozumiał tego, co zaszło ostatnimi czasy i również niewiele słyszał na ten temat. Wojskowi jak zwykle bardzo dokładnie tuszowali wszelakie dowody na istnienie większego bądź mniejszego zła. A to może właśnie oni byli tym złem, o którym tak ciągle mówili?
Sądzę, że przejażdżka pociągiem mogłaby wywołać małe zamieszanie, a tak mogliśmy przejść się bardziej bezpiecznymi trasami — przyznał szczerze, wcale nie rzucając mu jasnej i zbyt oczywistej aluzji. Nie chciał być niemiły, ale po dłuższym przypatrywaniu mu się widać było, że nie był stąd. A przynajmniej nie wyglądał na takiego. Nawet jeśli należał do SPEC, był osobą rzucającą się w oczy. Miał na sobie tanie i mocno wychodzone ubrania. Nietypowa zapalniczka. I zbyt zgorzkniały wyraz twarzy. Tutaj coś takiego nie wchodziło w grę. W trakcie drogi i tak zaczął obawiać się, że koniec końców ktoś mógłby wezwać patrol. Ale chyba tylko obecność Lucasa przy nim sprawiła, że nikt intuicyjnie nie wezwał patrolu dla zwykłego bezpieczeństwa. W końcu jednak znaleźli się w lesie, to obawy zniknęły, a zamiast tego nastała głucha cisza. W końcu Lucas nie czuł szczególnej potrzeby, aby z nim rozmawiać wciągu trasy, nawet jeśli miał wiele pytań, na których nie znał żadnej odpowiedzi. Liczył, że to przyjdzie z czasem. I przy okazji nie straci przy tym życia.
Spojrzał na niego uważnie, gdy przyszło zbliżyć się do ogrodzenia, a później do drzwi. Ze spokojem, a również z ostrożnością przemierzał podwórze, czując jak nieodpowiednie, materiałowe obuwie przesiąka mu wilgocią z przerośniętej trawy. I tak był już cały mokry od deszczu i mocno spóźniony, więc łatwo dało się domyśleć, że było mu już wszystko jedno. Kolejne uważne spojrzenie przemknęło po jego profilu, kiedy tylko wspomniał o swoim przyjacielu. Więc to tak? Z pewnością było mu ciężko. Na sercu i na duszy. Widział tutaj coś, co już nie istniało. Czego nie było i już nie odnajdzie. Nie miał pojęcia, że tak naprawdę do jego domostwo, ale domyślał się, że mimo wszystko musiała to być strata, którą wspomina aż po dziś dzień. Gdyby tak nie było, nie przyprowadziłby go tutaj. Więc musiał czuć ból i żal związane z tym miejscem. Przeszłość go prześladowała, a on mógł tylko o niej usłyszeć. I jeśli mu się poszczęści, to coś z tym zrobić.
Skąd ta pewność? W końcu mieszkał tu Twój przyjaciel, nie Ty — przyznał, zauważając jak drzwi, które chciał otworzyć zostały mu w ręce. Nawet jeśli były zniszczone, to nikt o ludzkiej sile nie byłby wstanie ich tak potraktować. Czuł więc jeszcze większy dreszcz na swoich plecach, a zapach starości i lekkiej stęchlizny, która dotarła do jego nozdrzy jeszcze bardziej przekonała go o lekkiej obawie. Zakaszlnął krótko w dłoń, jakby jego organizm chciał się przed tym wszystkim obronić. Mimo tego, wszedł tuż za towarzyszem, trochę niepewnie i nieufnie. Niemniej było już za późno na wszelakie wycofywanie się. I tak samo jak pod wymordowanym, tak i pod Lucasem zaskrzypiała podłoga.
Z zainteresowaniem wysłuchiwał słów żalu, które wyrzucił z siebie nieznajomy. W międzyczasie pozwolił sobie przemknąć wzrokiem po całym pomieszczeniu, jak i konstrukcji, która rzeczywiście wydawała się być dość solidna, pomimo tego, że nieszczególnie znał się na architekturze i budowie. Chciał jednak w minimalny sposób poznać to miejsce. I usłyszeć więcej o rzekomym Kido. Którego już nie było — w końcu głupi nie był, więc jasno zrozumiał, że najwyraźniej musiał zginąć. Musiał? Czy to kwestia feralnego losu?
Opowiedz mi o nim więcej. O Twoim przyjacielu i o prawdzie, o której dłuższą chwilę temu wspominałeś — rzucił, może dość pochopnie, a może nie. Nie było co rozwodzić się nad rzeczami nieistotnymi, pomimo tego, że nawet i jego lekko ściskała klata piersiowa. Może chciał mieć to już za sobą? Czuł się wyraźnie przytłoczony sytuacją, która właśnie go spotkała. Tym domem, tym miejscem i specyficznym zachowaniem kogoś, kto bez problemu mógłby zrobić mu krzywdę. Pleśnią i kurzem. Zapachem tytoniu, który drażnił nieprzyzwyczajony węch. Jeszcze trochę, a jego astma wyraźnie da mu we znaki, a na jego nieszczęście nie miał przy sobie żadnego inhalatora.

Dom rodziny Kido XA2Hsjw
                                         
Lucas
Mieszkaniec M-3
Lucas
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Lucas Ethan Somer.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.20 14:05  •  Dom rodziny Kido Empty Re: Dom rodziny Kido
Były przyjaciel — sprostował. — Już nim nie jest, umarł o zmarłych źle się przecież nie mówi. Mówiąc tak między nami, obrzucić go jakimkolwiek komplementami, to tak, jakby powiedzieć, że za murem jest kraina mlekiem i miodem płynąca. No i nie chcę psuć sobie humoru — parsknął zadowolony z doboru własnych słów. Zwykle nie silił się na górnolotne metafory i porównania, ale miał tu zaszczytną rolę do odegrania, chociaż podejrzewał, że towarzyszący mu mężczyzna, mimo utkanej z kłamstw cienkiej sieci pozorów, przejrzał go na wylot znacznie wcześniej, na tym przeklętym przystanku autobusów, pośród tłumu zmęczonych życiem mieszczuchów. Jego zakurzona, szpetna morda i równie zapuszczony strój wyróżniały się na ich tle. Kto normalny uwierzyłby mu, że jest wojskowym? Ktoś pozbawiony ostatniej klepki, a ten tutaj sprawiał wrażenie kogoś, kto stąpał twardo po ziemi, kogoś, kto umiał łączyć fakty.  — Słuchaj, kolego, nie przeszliśmy taki kawał drogi, by udać się w sentymentalną podróż. Ckliwości odłóżmy na bok. Jeśli chcesz wiedzieć kim był Kido Arata i jak zdechł, popytaj innych wojskowych. Kilka lat temu czczono go jak pieprzonego bohatera, którym nigdy nie był. Nawet pośmiertnie awansował, wyobrażasz to sobie? Cóż za zaszczyt. Cóż za łaska. Boki zrywać. - Zaśmiał się paskudnie. Czyja to robota? Natsumi? Nie, na pewno nie. Tylko Gustav miał takie wybitne poczucie humoru. — Tutaj możemy uciąć sobie pogawędkę bez obawy, że ktoś nas podsłucha, bo wiesz lub nie, ale nikt zdrowy na umyśle nie zapuszcza się na to wypizdowo. Ta rudera nie cieszy się dobrą opinią wśród tubylców. Powiadają, że jest nawiedziona przez generała, który niegdyś właśnie tutaj kopnął w kalendarz, a raczej powiesił się pod sufitem na własnym krawacie. Czcze pierdolenie. Został otruty. Jak myślisz przez kogo?
  Z wyuczoną na przestrzeń lat ostrożność, wślizgnął się do salonu, zrywając ramieniem grubą, zwisającą z górnej części framugi pajęczynę, choć wślizgnął to zbyt łagodne określenie, na jego pozbawionych subtelności chód. Obluzowane klepki trzeszczały pod ciężarem jego ciała, że aż miło. Kiedyś, dawno temu, wiedział, jak iść, by nie wsłuchiwać się w żałobne jęki podłogi. Ale kiedyś to było kiedyś, no i nie ważył tyle, co dziś.
  Zaraz po przekroczeniu progu wyczuł na sobie spojrzenie kilkunastu par pustych, nieruchomych oczu. Ich zakurzone właścicielki odziane w wyszukane, obecnie zarobaczone kreacje z różnych epok i wyposażone w gęste pukle upadające na ramiona siedziały na półce zamontowanej pod samiutkim sufitem, Obserwowały uważnie intruzów, aczkolwiek ich porcelanowe twarzy nie był już takie piękne, jak je pamiętał. Upływ czasu i brak konserwacji  dał im w kość w postaci licznych pęknięć powstały na nieskalanych żadnymi emocjami, obliczach.
  Yury wykrzywił wargi w ironicznym uśmiechu. Choć niewątpliwe zostały postawiona tam głównie dla ozdoby, by cieszyć oczy, wyglądały jak upiory z domu strachu. Nigdy nie doceniał artyzmu osoby, które ja tam poukłada, ale w obecnym otoczeniu ich istnienie miało więcej sensu. Stanowiły ciekawą kompozycje w zestawieniu z brudnymi, niegdyś beżowymi dzisiaj szarymi ścianami i zakurzonymi, podjedzonymi przez pleśni i zwierzęta meblami.
  Najemnik w końcu przerwał kontemplacje pięknych, ale pustych jak wydmuszki lalek. Bezceremonialnie upadł na jeden z trzech wolnych foteli i zakasłał pod wpływem kurzu, który wzbił się w powietrze.
  Nie zachęcił elegancika, by uczynił to samo, a jedynie dobył z kieszeni paczkę papierosów i rzucił ją na stół.
  — Częstuj się, jeśli masz ochotę — mruknął, zapadając się siedzisku. Nie utracił swoich miękkich właściwości i zapewne gdyby nie towarzyszy mu osobnik, były w stanie utulać go do snu. — Pytaj, o co chcesz. Odpowiem na tyle szczerze, a na ile pozwoli mi sumienie.
   Wyszczerzył do niego pożółkłe od tytoniu zęby w równie paskudnym uśmiechu, co dotychczas, zerkając mu prosto w ślepia. Nie miał sumienia, więc tym mężczyzna nie musiał zaprzątać sobie sobie myśli.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.20 11:59  •  Dom rodziny Kido Empty Re: Dom rodziny Kido
Faktycznie powoli docierały do niego fakty, o których mówił mu nieznajomy. W końcu im dłużej z nim przebywał, tym większą miał pewność, że nie należał stąd. Dlatego chciał być ostrożny. Postanowił nie brać jego słów do siebie za bardzo. Metafora bądź zasłona wspominanym wcześniej przyjacielem mogła być prawdą, ale równie dobrze mężczyzna mógł opowiadać o sobie samym. Nie chciał mu niczego zarzucać, dlatego wolał przemilczeć tą sprawę, a wsłuchać się w to, co było naprawdę istotne.
Jak wolisz. Choć nie wydaje mi się, aby teraz to miało jakiekolwiek znaczenie — odparł spokojnie, dając mu jasno do zrozumienia, że wszelakie gierki mogą być zbędne. Jeśli chciał mu mówić prawdę, to kiepsko byłoby, gdyby sam zapętlił się w tym, co chce mu powiedzieć. Szybko dał mu do zrozumienia, że nie był głupi i do typowych obywateli nie należał. Po głębszym zastanowieniu dojdzie do tego, kim naprawdę był jego były przyjaciel, a raczej kim był rzekomy Kido Arata.
Czyżby? Sądzę, że jak będę chciał popytać, kim on był, pierwsze co będą chcieli sprawdzić, to skąd wiem o jego istnieniu. Dobrze sam wiesz, że media o nim już nie mówią. Będąc reporterem nigdy o nim nie słyszałem, a mój zawód specjalizuje się w dociekaniu i drążeniu do prawdy — zauważył, nie mając na celu żadnej czczej złośliwości, ani tym bardziej sprawdzenia jego — Dlatego dobrze będzie kiedy usłyszę o nim z Twoich ust. Skoro mówisz, ze nikt nie będzie nam tu przeszkadzać, a sądzę, że Tobie nieszczególnie się śpieszy, nie stanie się nic kiedy wyprodukujesz z siebie dodatkowych parę zdań, co? Kolego — dodał, bardziej pewniej i stanowczo, z determinacją w oczach, przyglądając się jego twarzy. Zdążył się doszukać kilka zmarszczek, najprawdopodobniej spowodowane życiowym zmęczeniem. Starał się również doszukać się jakiś blizn lub oznaki tego, że nie był stąd. Prócz ubioru i zbyt krzykliwego zachowania. Zupełnie jakby chciał mieć więcej dowodów na to, że osoba przed nim była właścicielem tego domu. Dalszą część przemilczał. Rzucanie pretensjonalnych słówek nie było dla niego interesujące. Również nie wierzył w pobyt jakiegoś ducha. Liczył na to, że mężczyzna odsłoni trochę mocniej swoje karty.
Poszedł więc za nim, starając się naśladować jego ostrożność w krokach. Uniesiona warstwa kurzu sprawiła, że i on odkaszlną, zasłaniając usta przed unoszącym się brudem. W ruch poszła paczka fajek, które nie dostrzegł, będąc zbyt bardzo skupiony na obrzydliwie dobrej scenerii. Czy to będzie ten moment, w którym straci swoje życie?
Nie palę — rzucił krótko i nawet jeśli zaczynał się lekko stresować, nie skłoniło go do tego, aby sięgnąć po tak paskudny i niewdzięczny nałóg. Nad dalszymi słowami nieco się zastanowił. Tak po prawdzie nie wiedział, o co mógł go pytać. Było ich zbyt dużo, aby móc zadać na raz wszystkiego. Dlatego po jego słowach prychnął, może trochę niewdzięcznie, nie uciekając od niego swoim wzrokiem. Na ironię losu nie czuł strachu przed nim.
Nie wiem jak dużo wiesz. Mówisz, że jesteś z wojska, co? I uznajesz, ze mydlą nam oczy i to co ukazują jest nieprawdą, a przynajmniej nie pełną. To mi niewiele mówi. Po tych słowach nie mogę zadać Ci nic bezpośredniego. Mogę spytać się o ich mroczną stronę. Co takiego przed nami, obywatelami ukrywają. Będziesz znał na to odpowiedź, nieznajomy? Powiesz mi prawdę?
                                         
Lucas
Mieszkaniec M-3
Lucas
Mieszkaniec M-3
 
 
 

GODNOŚĆ :
Lucas Ethan Somer.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.20 12:16  •  Dom rodziny Kido Empty Re: Dom rodziny Kido
Na chuj drążyć temat? — skrzywił się demonstracyjnie, jakby ktoś podsunął mu pod nos końskie łajno. — Kido to relikt przyszłości. Jak już wcześniej wspominałem, nie mam zamiaru marnować na niego czasu, więc nie zaspokoję twojej ciekawości. Ten argument cię przekonał, chłopcze? — spytał z wyczuwalną ironią, pobrzmiewającą w głosie.
  Choć losy Kido nie było mu obce, a nawet w pewnym stopniu bliskie, nie miał zamiaru ich roztrząsać, strzępić sobie na nie jęzora. Utrzymywanie, że umarł i zaznał spokoju było nad wyraz bezpieczniejszą opcją. Yury nie chciał wywoływać wilka z lasu, a ponad wszelką wątpliwość ten skurwiel nie strząsnął. Milczy, by wywieść w go pole, choć owe milczenie utrzymywało się już szmat czasu, od pamiętnego zatargu z tym przeklętym szarlatanem i wymianą ciosów z Takahiro. Ani jednego, ani drugiego od tamtego czasu nie spotkał ani razu, jakby zapadali się pod ziemię. I o ile na spotkaniu z tą kuternogą zwaną w przeszłość Hiro nie zależało mu wcale, o tyle konfrontacją z aptekarzem wcale by nie pogardził. Miał u niego „ogromny” dług do spłacenia, zaciągnięty na dodatek w ratach, a procenty zawsze rosły.  Paskudny uśmiech ukazał się na jego wargach, gdy o tym pomyślał.
  — Nie czy tak? — ponowił pytanie, ale nieszczególnie zależało mu na odpowiedzi wyrostka. Każdy posiadł limit cierpliwości, a tak się składa, że ten należący do najemnika był cienki jak lód podczas pierwszych przymrozków na powierzchni niedużego zbiornika wodnego i osiągnął swój kres. — No w każdym razie dysponuję jeszcze kilkoma innymi przekonującymi argumentami — zapewnił w końcu bez ogródek, błyskając pożółkłymi zębami. W tej samej chwili zademonstrował skrytą pod kurtką kaburę ze spluwą.  — Po tym przydługim wstępie wypadałoby w końcu przejść do konkretów, więc słuchaj uważnie, bo nie mam zwyczaju mówić dwukrotnie jednego i tego samego.
  Wyjął ze swojego ekwipunku manierkę. Nawilżył gardło jej zawartością, która zalała mu przełyk ciepłym strumieniem. Substancja przyjemnie ogrzała trzewia i wprawiało go w odrobinę lepszy nastrój.
  — Łyknij sobie, jeśli chcesz. W końcu jesteś gościem, a żal siedzieć tu tak u suchym pysku — stwierdził, jakby celowo przedłużając wyznania pełną gębą. Błysk w oku świadczył jednak o tym, że zbędne uprzejmości za nimi, czas przejść do barwnych konkretów,  na dźwięk których niejednemu zwiędłyby uszu, ale już ustalili, że podmoczek naiwny nie był. Nie po to przywlekł tu swoje dupsko, by teraz wybrzydzać, kręcić nosem. Na to mógł sobie pozwolić w trakcie tułaczki. Teraz już mógł tylko słuchać i wyciągać wnioski.
  Yury, nie przebierając w środkach stylistycznych, zaczął snuć historię o niegodziwości władzy. Wpierw potwierdził prawdziwości wersji Cronusa, słowem wstępu opisując wymordowanych - te straszydła, które tylko czekały, by skonsumować strapionych mieszkańców miasta. Jego opowieść miała wydźwięk bliższy prawdy, gdyż podkreślił w niewybrednych słowach, że w szeregach mutantów znajdowali się i tacy, którzy byli obdarzeni nienagannym, a nawet lepszym intelektem od tego ludzkiego. Wyjaśnił w kilku zdaniach, jakie warunki panują w krainie za murami, jak się nazywa owa kraina i jak egzystują jej mieszkańcy. Potem znowu upił łyk z manierki i kontynuował, tym razem skupiając się na aspektach władzy. Mówił wiernemu słuchaczowi, gdzie tak naprawdę lądowały jednostki niesprawne umysłowo, schorowane, pozbawione kończyn i jak się z nimi brutalnie obchodzono w wojskowym laboratorium lub od razu poddawano eutanazji. Rzekł też słów kilka o tym, jak pozbywano się zdrajców, uciekinierów i tych co za murem zachorowali. Jak zostawiło się ich na pastwę losu, zagubionych w nowych warunkach, uśmiercano w oczach bliskich, tytułowano na wyrost bohaterami dla świętego spokoju i uciszenia wyrzutów sumienia (niechże zdychają, wyzionął ducha w jakieś stęchłej norze, bo już nie są ludźmi, tylko tak wyglądają na pozór!). Albo jak mieszano ich w zmysłach, programowano ich na maszyny do zabijania na użytek wojska. Wspomniał też o łowcach, ale o dziwo krótko, bez wnikania w szczegóły, bo wszakże wcześniej nie przebierał w słowach, opisy były drastyczne i nieprzystępne dla  wrażliwych do okropności ucha.
  — Nie są tacy źli, jak wojsko próbuje ich kreować. Nie mordują cywilów, jak popadnie, a przynajmniej nie z premedytacji dla zimnej, chorej satysfakcji, by tylko zagrać wojskowym na nosie. To, jak i cała reszta, to zwykłe mydlenie oczu, propaganda jakich mało — stwierdził, celowo idealizując, bo przecież głównie rozchodziło się o władze – w tej lub innej formie, ale o nic więcej. Każdy, kto dzierżył ją w dłoni, mierzył świat własną, omylną miarą.
  Milczenie, które później zapadło, świadczyło o tym, że Yury nie miał już nic więcej do powiedzenia. Wstał, masując zesztywniały od długiego siedzenia kark. Wzrok miał nieustępliwie utkwiony w twarz rozmówcy. Czekał na jego komentarz, bo relacje oglądał na bieżąco. Nie mógł poświęcić mu już zbyt wiele czasu. W mieście czekał go najprzyjemniejszy obowiązek z możliwych, a potem wyjazd z przytupem na Desperacje. I w końcu rozeszli się - każdy w swoją stronę. Yury na odchodnym zostawił chłopaczkowi kontakt do siebie. A niech ma, na pamiątkę.

  _zt dla obu
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach