Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: Około pięć lat temu przez około pół roku.
Bohaterowie: Moroi Hachirō, Okiayu Shinya.
Okoliczności: Poznawanie się w kilku przypadkowych sytuacjach, w końcu dołączenie razem do wojska.
Inne: Absurd i rozkoszna brednia.

Hachi na czas retrospekcji:

Był to zwykły, kwietniowy dzień, kiedy dzielny, nieświadomy jeszcze heroicznej przyszłości Hachi kroczył ulicami miasta. Nie zapowiadało się na ulewne deszcze, nie wydawało się też, by świat szklanej kuli miały ogarnąć niesamowite upały. Było raczej przyjemnie; bez irytującej wilgoci, zaś z udziałem leniwych promieni słońca, które sprawiało, że Hachirō miał ochotę wylegiwać się w ich cieple i nie robić nic.
W sumie taki był plan, no, prawie.
To dobry plan, nie? A dobre dalej da się poprawić, w tym przypadku poprawki zakładały użycie alkoholu. I ta właśnie myśl napełniała go coraz to nowszymi pokładami determinacji, kiedy zaczynało nudzić go co kilka, kilkanaście kroków spacerowanie w różnym tempie w kierunku sklepu osiedlowego, który oferował dość sporo rodzajów alkoholi. Gdy już tam docierał, napełniała go pewnego rodzaju ekscytacja; w jego przepustce mieszkańca Trójki ledwie wybiła pełnoletność, zatem, nie licząc urodzin, nie miał okazji jeszcze kupować na własny rachunek i własnoręcznie żadnych trunków. Nie chodziło o to, że był świętoszkiem, który w ogóle nie pił przed tym nieszczęsnym dwudziestym pierwszym rokiem życia, a skądże. Zdarzało mu się popijać, gdy wychodził gdzieś ze starszymi (bądź wyglądającymi na takich) znajomymi.
Usta mimowolnie wykrzywiały swoje kąciki ku górze, policzki pokrywały się delikatnymi wypiekami, kiedy stopy w nałożonych nań trampkach stawiały kolejne kroki do pewnej szczególnej alejki. Aż ręka swędziała go już, kiedy wyobrażał sobie, jak zaciska palce na smukłej szyjce ciemnozielonej butelki, już zbliżał się, kiedy—
Chwyciła ją zupełnie inna dłoń. Moroi otworzył szeroko oczy i usta w wyrazie zaskoczenia, a umysł lada moment przyćmiło zupełne poirytowanie, gdy do chłopaka dotarło, że obca, wielka dłoń złapała ostatnią butelkę jedynego wina, które znał i na które miał ochotę.
Hę?
… Hę?
… Hę?!

ŻE CO? – Głośno wyraził swoje oburzenie, kiedy jego własne palce ledwie musnęły miast szkła wierzch dłoni tamtego. Spojrzał na właściciela rączki — wyższy od samego rudzielca, co ten (mierzący wówczas kilka centymetrów mniej niż obecnie) od razu uznał jako nieme i nieświadome wyśmiewanie swej nieskromnej, rudej osoby.
Soraski, kolego, ale byłem pierwszy. – Odezwał się głosem pełnym wyższości, mrużąc przy tym oczy i przybierając minę z serii „jestem pełnoletni, więc masz mnie szanować, głupku”. Ten typek zdecydowanie nie wiedział, z kim zadziera!
No dobrze, skoro tak, to z kim zadarł? Z kimś, kto za siedem centymetrów wzrostu, jakieś pięć w długości włosów, parę lat ćwiczeń, współpracy i wzajemnych docinek, stanie się jego wielkim sprzymierzeńcem. Z kimś, kto dziś wygląda i brzmi jak małolat, który nielegalnie planuje kupić soczek dla dorosłych i jeszcze wykłóca się o to ze starszym. Z kimś, kto swoją drogą wiele razy przetnie ścieżki swojego aktualnego przeciwnika.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czas retrospekcji:
Jako przykładny niezależny mężczyzna, Shinya miał zamiar spędzić jeden z nielicznych dni wolnych od pracy na absolutnym relaksie. Zrobi sobie coś dobrego do jedzenia, a potem siądzie z książką i będzie czytał aż się zrobi śpiący. Tyle, prostota była dla niego największą zaletą. A bardzo potrzebował takiego wieczoru po całym miesiącu pracy dzień w dzień. Niezbyt mu służyło wracanie do domu bliżej rana niż wieczoru, najwyższa pora znaleźć coś nowego.
Póki co jednak skupił się na bliższych celach czyli zakupach. Nie miał jeszcze planów, co zrobi, nie wiedział, na co ma ochotę. Jak raz korzystał z oszczędności z poprzedniej wypłaty i zgarniał to, co wyglądało dobrze. A później dopiero pomyśli, co dobrego może sobie z tego zrobić.
Zatrzymał się przed półkami z alkoholem, ale po chwili wkroczył między nie. Czemu miałby sobie czegoś odmawiać, jak już postanowił zrobić dzień rozpusty. Zobaczywszy ostatnie lubiane przez siebie wino, uśmiechnął się ze swojego szczęścia i chwycił butelkę.
Ale najwidoczniej nie on jeden miał na nie ochotę.
Już miał przeprosić i oddać butelkę konkurentowi, w końcu aż tak mu nie zależało na tym konkretnym napoju, mógł znaleźć inne dobre, kiedy zobaczył, że ten ma najpewniej zaledwie kilkanaście lat. Niski chłopiec z wypiekami na twarzy, pewnie wywołanych adrenaliną z kupowania alkoholu przed skończeniem niepełnoletności. Shinya zacisnął wargi. Sam lubił pić, ale nie robił tego, nim prawnie nie mógł. Czemu dzieciaki tak się z tym spieszyły? Będą miały masę czasu na próbowanie różnych rzeczy.
- Jakbyś był pierwszy, to ty trzymałbyś butelkę - odparł nieco gniewnym tonem, unosząc ją nieco wyżej i za siebie, by nie była w zasięgu chłopca. Ach ta dzisiejsza pyskująca młodzież. - Raz, jak chcesz, bym je odstąpił, to grzeczniej proszę. A dwa, i tak nie odstąpię, bo nie mam zamiaru przyczyniać się do upijania dzieciaków. Twoi rodzice na pewno nie byliby tym zachwyceni, jakby się dowiedzieli, nie sądzisz? Kup lepiej soczek, na to jeszcze przyjdzie czas. - Z tymi słowami ułożył butelkę między pieczywem a warzywami w swoim koszyku. - Nie myśl, że pójdę, to znajdziesz coś innego, dopilnuję, by kasjerowi nie przeszło przez myśl sprzedawanie alkoholu nieletnim. - Patrzył mu w oczy, mając nadzieję, że ten się wycofa. Choć podskórnie czuł, że ten typ prędzej wywoła największą awanturę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hachirō otworzył usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, jednak zaraz je zamknął. Ten typek brzmiał jak jakiś gliniarz, a w głowie Moroia rozbrzmiało głośne „ijo ijo”, które naraz kojarzyło mu się z alarmem i z syreną wozu policyjnego. Cmoknął z irytacją. Nie wydawało mu się, by ten pantoflarz był policjantem, a jeśli już, to w cywilu. Czy w takim razie brunet miał tu cokolwiek do gadania? Miał z nimi pewne doświadczenie, choć na pościgach zwykle sprawa się kończyła i nie zdarzało się, by faktycznie był za coś karany. Na jego liście przewinień było głównie zakłócanie spokoju czy spożywanie alkoholu tam, gdzie się nie powinno, więc nic na tyle złego, by nie spał po nocach, ale też stanowiło to pewne źródło adrenaliny, którego potrzebował.
Ślepy jesteś, dziaduniu – Odgryzł się tonem poirytowanego nastolatka w okresie buntu, który uważa, że zawsze i absolutnie ma rację. W końcu mentalnie był kimś takim bez przerwy od przynajmniej paru lat. Sprawiał kłopoty gdzie tylko zawitał na dłużej; dlatego łapał się krótkich prac. Mimo prostej, wręcz głupiutkiej natury, Moroi doskonale wiedział, na czym polega jego problem z dostosowywaniem się.
Zrobiłem technikę ninja, tak się składa. Dotknąłem pierwszy, a ty nie zauważyłeś. To znaczy, że jestem dla ciebie za dobry, czyli wygrałem, tyczko – Dodał zaraz z cwaniackim uśmiechem na ustach i z mocą w głosie. Dla niego już powoli przestawało się liczyć wino, a wagi nabierał sam fakt zwyciężenia z tym głupim waflem, który śmiał go znieważyć.
Oi— oi oi oi! – Pokrzykiwał zaczepnie, odwzajemniając spojrzenie złotych oczu, które i tak zapomni lada dzień. Całkiem przyjemny, choć naraz skażony typową codziennością kolor, tylko gdyby zmazać z tęczówek ten twardy i stanowczy wyraz.
Skąd ty taki pomysł wziąłeś, że nieletni jestem? Co, może legitymację studencką pokazać? Zresztą! – Machnął ręką, jednak nie spuszczając spojrzenia z ciemnozielonej butelki, która wędrowała do koszyka wielkoluda.
Nie masz prawa mnie legitymować – Tak, w tej chwili Hachi po prostu się nakręcał, byleby mieć wrogie odczucia względem tego człowieka, który nic mu nie zrobił. Ale po co myśleć? Bycie narwanym dzieciakiem, który czuje się urażony przez byle co, jest znacznie wygodniejsze.
A przynajmniej ciekawsze dla przechodniów do obserwowania.
Pewnie zresztą na równi z tym, że niewysoki rudzielec pochylił się (a nie musiał za bardzo, niech przeklęci będą ludzie powyżej metra siedemdziesięciu) i chwycił wino ruchem równie szybkim, co strzała wypuszczona z łuku. Zaraz zaś trzymał butelkę tuż przy własnej piersi, niemal jak matka, która chce chronić swoje dziecko przed niebezpieczeństwem.
No, dzięki, staruszku. Dobrze, że się dogadaliśmy. – Z tymi słowy planował po prostu wyminąć Shinyę i pójść jeszcze po jakieś chipsy. Za parę lat z niesmakiem spojrzy na mieszanie wina z niezdrową, paskudną przekąską.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Otwieranie i zamykanie ust przez nieznajomego przypominało Shinyi rybę wyrzuconą na brzeg. Albo zagubionego nastolatka, który został nakryty na niecnym uczynku. Tym bardziej utwierdziło to młodego barmana w przekonaniu, że zrobił dobrze. Co prawda jakaś część jego umysłu zdawała sobie sprawę, że chłopak mógł po prostu skoczyć do innego sklepu i tyle, ale... czy to sprawiało, że miał nie reagować, widząc takie zachowanie?
Jednak rudzielec widać nie chciał dać za wygraną. Okiayu westchnął w duchu ze zniecierpliwieniem. Czy naprawdę musiał się z nim użerać? Nie miał ochoty stać w tej alejce i kłócić się z małolatem. Czasem chciał udusić swoje poczucie obowiązku moralnego. Żyłoby mu się o tyle łatwiej bez niego.
- Jesteś lepszy i wygrałeś, a wino mam ja. Wiesz, chyba pogodzę się z takim wynikiem - odparł znużonym tonem, chcąc nawet nim dać dzieciakowi do zrozumienia, że nie ma zamiaru wdawać się w żadne durne kłótnie. Nic by nie przyszło dobrego z traktowania osoby w ten sposób prowadzącej dyskusje na poważnie.
- Pomysł wziąłem, bo wyglądasz na szesnaście... no, może siedemnaście lat góra. I owszem, prawa nie mam, ale nie muszę. Kasjer zrobi to za mnie, a tego już nie obejdziesz, młody. - Swoją drogą możliwość legitymowania byłaby bardzo przydatna. Shinya czuł przemożną potrzebę odgrywania roli stróża prawa i porządku niemal od zawsze, uważał, że byłoby dobrze, gdyby więcej zwykłych obywateli podzielało jego odczucia, w końcu chodziło o zachowanie porządku w społeczeństwie, w którym żyją. Przynosiło to korzyści wszystkim, czyż nie? Może naprawdę powinien rozważyć zmianę pracy i to właśnie na taką, w której mógłby się realizować. Móc chronić ludzi, to brzmiało dla niego pięknie.
I nagle wyrwało go z myśli spostrzeżenie, że wino, które wsadził do koszyka, spoczywa w ramionach dzieciaka, a ten wygląda, jakby chciał go bronić aż do ostatniej kropli krwi. Zmarszczył gniewnie brwi. O nie, nie miał zamiaru tak mu pozwolić odejść. Kichać wino, miał je już gdzieś, ale nagle go uderzyło, że głupia sprzeczka z obcym nastolatkiem zepsuła jego nastrój i była na dobrej drodze do zepsucia całego wieczoru, który miał poświęcić na relaks i odpoczynek.
Chwycił go za ramie i przytrzymał. Nie miał zamiary wdawać się z nim w szarpaninę, kto mocniej pociągnie butelkę do siebie. Było to głupie i cóż, byłoby mu wstyd robić coś podobnego, zwłaszcza w miejscu publicznym.
- Zabieranie rzeczy z cudzego koszyka to niemal jak kradzież, wiesz? Choć może po prostu poczekam, aż kasjer ci je zabierze i sam je wtedy wezmę, hm? - spytał, uśmiechając się szeroko, powstrzymując się od szybkiego wyszarpnięcia butelki, na co ten był pewnie przygotowany. Starał się nie słuchać tej części umysłu, która mówiła mu, że zachowuje się głupio, że powinien po prostu wyjść ze sklepu i mieć w nosie rudzielca. Ignorowanie tego głosiku szło mu całkiem nieźle.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ugh! – Warknął ze złością, jeszcze dla wątpliwego efektu tupiąc nogą gniewnie. Ten facet był niemożliwy do zaakceptowania w jakikolwiek sposób, tak obrzydliwie prawy, że aż chciałoby się go uczyć pisania lewą ręką, żeby czasem się dobrocią nie udusił.
Co? Szesnaście? Gdzie ty oczy masz? – Zmrużone z niezadowoleniem oczy powinny być już wręcz znakiem firmowym Hachiego na czas tego niefortunnego spotkania. Wyglądał, jakby od środka gotował się ze złości, co oddawała czerwień widniejąca na jego policzkach.
JA JESTEM PEŁNOLETNI, BUCU PRZEGNIŁY – Ojej, obniżony człowieczek podnosi głos, chyba zaczyna się robić gorąco. Nie podobało mu się, że facet w ogóle śmiał go dotykać i odruchowo nawet zacisnął pięść, chcąc się obronić, jednak w ostatniej chwili zrezygnował z tego pomysłu. Niemniej nieznajomy mógł poczuć, jak mięśnie ręki Moroia napinają się chwilę przed tym, jak chłopak zaczął się szarpać.
Puść mnie! Jak wyglądam na dzieciaka, to czemu mnie dotykasz, a?! Zboczeniec! Shotacon! – Jego głos przeszedł prawie że w pisk, kiedy podjął się walki z wyższym. I tak się szarpiąc, Hachirō niespodziewanie pchnął mężczyznę w tył, przez co ten musiał cofnąć się te dwa, trzy kroki i wpaść na półkę z alkoholami. Parę butelek poleciało z kolei na ziemię z łoskotem; jedna czy dwie nawet rozbiły się, zaś na kilku kolejnych pojawiły się rysy.
Hachi jedynie przyglądał się temu groteskowemu domino, a z jego twarzy momentalnie odpłynęła złość, a na jej miejsce weszło zaskoczenie i na moment nawet blady jak trup strach.
Eeee, to wiesz, łap to – Moroi pochylił się znowu do koszyka mężczyzny i tak, jak Bóg przykazał, przytomnie spierdolił z miejsca zbrodni.


***

Jakieś dwa tygodnie później.
Ten dzień był kolejnym zwyczajnym czasem w pracy, którą zaczął może parę dni temu. Kwiaciarnia jednak nie była jego typem zabawy, więc jeszcze zanim odszedł stamtąd, rozejrzał się za inną fuchą. Tym razem skierował swoje kroki do kawiarni w południowej części miasta, gdzie nawet planował zostać na trochę dłużej. Pełnił funkcję kelnera, co, nie licząc bardziej ruchliwych godzin, nie było znowu takie złe. A wszelkie zło na pewno było rekompensowane przez znaczne zniżki na produkty, które oferował lokal; co jest lepszego niż dobra, ładnie podana kawa?
Na pewno nie przyjście pewnej osoby tutaj. Przecierał ściereczką stoliki, kiedy dzwonek poruszany przez otwierane drzwi obwieścił, że ktoś wchodzi. Hachirō uniósł wzrok i przybrał najbardziej uprzejmy uśmiech, na jaki było go stać. W różowym fartuchu z uśmiechniętą muffinką, białej koszuli z krótkim rękawem, ciemnymi spodniami i w trampkach prezentował się całkiem przyjemnie, żeby nie powiedzieć — nad wyraz przyjaźnie. Dodając do tego uśmiech, Hachi mógł wyglądać całkiem uroczo, co zaś było już kwestią gustu obserwatora.
Dzień dobry! – Odezwał się słodkim, sympatycznym głosikiem, dopiero po chwili dostrzegając, kim był człowiek, który tu wszedł. Nie zrzedła mu mina, jednak oczy przybrały wyraz mogący miotać nożami w gościa lokalu. Policzki pokryła lekka czerwień, zaś serce zatrzepotało mocniej; nie dlatego, że facet mu się podobał (a w życiu), a dlatego, że mimowolnie poczuł jakąś ekscytację. Po raz kolejny zobaczył swojego odwiecznego wroga od dwóch tygodni i nie mógł przepuścić kolejnego starcia. Nawet, jeśli tamto mogłoby być ostatecznym, to nic! W końcu po „decydującym starciu” seria filmów o Obcym dalej się ciągnęła, tak na przykład!
Zapraszam do stolika, proszę pana~! – Wskazał mu grzecznie świeżo przemyty, suchy już blat, a gdy facet tam przysiadł, Hachi z kieszeni w fartuchu wydobył słodziutki, różowy notesik w kształcie babeczki z kremem i różowy ołóweczek.
Mogę przyjąć zamówienie? – Spytał, przyciskając mocno ołówek do kartek i—
Trzask.
Moroi-kun, złamałeś ołówek? To już trzeci! – Rozległ się głos kobiety stojącej za ladą, zaś sam ołówek, a raczej jego górna połowa, potoczył się po podłodze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wkrótce po incydencie w sklepie, Shinya wrócił do codziennego życia i swojej pracy. Myślał, czy jej aby nie rzucić, ale odkąd przyjęli tam kolejnego pracownika, było mniej roboty i nieco rozsądniejszy czas pracy, więc póki co wstrzymał się. Przynajmniej dopóki nie znajdzie czegoś lepszego.
Wracał właśnie do domu, zastanawiając się, czy nie zjeść jakiegoś śniadania na mieście. Oszczędność, czy też raczej skąpstwo, zdecydowanie mu to odradzało, lenistwo zaś nie miało zamiaru przygotowywać czegoś w domu. Po krótkiej wewnętrznej walce postawił na kompromis i skierował się do znanej mu kawiarni. Kawa liczyła się prawie jako śniadanie! Poza tym lubił ten lokal, może nieco przesłodzony, ale za to z urokliwą atmosferą i uprzejmą obsługą.
Znaczy się uprzejmą aż do czasu zatrudnienia nowego pracownika. Shinya aż skamieniał, widząc znajomą twarz witającą go już przy wejściu. Miał ochotę odwrócić się i wyjść, bo stanął twarzą w twarz z chyba jedyną osobą, która tak łatwo wyprowadzała go z równowagi. Ale czułby się głupio, jakby uciekał przed jakimś... młodzieńcem. Nie był już taki pewny, czy rudzielec był nieletni, ale po prawdzie nie miało to dla Okiayu znaczenia - jak ktoś na trzeźwo ze złości potrafi pchnąć osobę na półki z butelkami alkoholu, to zdecydowanie nie powinien pić.
Ale dawne spory za nimi, Shinya nie lubił rozpamiętywać uraz. Chociaż... wzrok obcego go nie zaskoczył, spodziewał się czegoś takiego. Ale ów słodki, uroczy uśmiech sprawiał, że spodziewał się znaleźć w kawie truciznę albo chociaż martwą muchę czy dwie. Zwłaszcza w połączeniu ze strojem i uśmiechniętą babeczką z pustymi oczami bez wyrazu... to nie było dobre połączenie, miał ochotę przyłożyć dzieciakowi młynkiem do kawy i uciec daleko. Ale maniery mu nie pozwalały. Głupie maniery.
- T-tak, już zaraz. Niech pomyślę... - przeklął w duchu to, jak się jąkał w stresujących sytuacjach. Nie obawiał się tego, że młodzieniec go zaatakuje, raczej denerwował go kontrast między ich poprzednim a obecnym spotkaniem. No i sam fakt, że znalazł go tutaj, zupełnie przypadkiem. Czy to była pora by znaleźć sobie nową ulubioną kawiarnię?
- Poproszę... - Nim jednak skończył, przerwał mu trzask i cichy stukot, gdy pół ołówka wylądowało na ziemi. Okiayu wpatrywał się chwilę w niego, po czym uśmiechnął się półgębkiem, tłumiąc parsknięcie i zasłaniając sobie usta dłonią. Jak widać Moroi, jak zwróciła się do niego współpracowniczka, nie był wcale tak spokojny, na jakiego wyglądał, co w pewien sposób podbudowało Shinyę.
- Cappuccino z syropem migdałowym poproszę - odparł z uśmiechem. - I... może z jakimś ładnym wzorem~? Chętnie dałbym za taki napiwek - zachęcił, mrużąc oczy. Ciekaw był, czy ten podoła wyzwaniu. Większość baristów potrafiła zrobić wzór liścia czy serca, bardziej skomplikowane były... no, rzadsze.
- Proszę... może się przydać - wręczył mu swój ołówek, podając mu przy okazji i upuszczoną, ułamaną resztkę tego różowego. - I elegancki strój~ - dodał poważnym tonem, kiwając z uznaniem głową. A w duchu żałował, że nie był to strój maido. To dopiero byłby ciekawy widok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był niesamowicie przerażającym i zastraszającym przeciwnikiem według tego, jak zachowywał się brunet. Gdyby był pokemonem, jego umiejętnością na pewno byłoby intimidate, jak nic! Uśmiech równie groteskowy co na masce teatralnej nie schodził z twarzy Ósemki, trzymał się mocno, jakby biedactwo dostało wyjątkowo bolesnego skurczu twarzy.
Uhm… Ja się zajmuję podawaniem, proszę pana – Powiedział tak, jakby „proszę pana” było synonimem „ty głupi kurwiu”, a „podawanie” — „palenia wiosek”. Otworzył szeroko oczy, kiedy mężczyzna mu pomógł, a przecież nie musiał. Hachi był tu w końcu tylko obsługą i choć przywykł, że goście są uprzejmi, to jednak dalej go to dziwiło.
N-nie trze—
Zamilkł, kiedy usłyszał komplement na temat  stroju. Ołówek otrzymany od mężczyzny niemalże podzielił los różowego ołóweczka HB, którego koszt pewnie nie przekraczał złamanego jena.
Dziękuję, proszę pana – Znowu używał synonimu, czy to tylko wrażenie? Wyklinając mężczyznę pod nosem, Hachi ruszył do lady, gdzie przekazał zamówienie.
Zrób mu… coś. Chciał coś ładnego, pajac jeden – Mruknął do kawiarki, która wcześniej kazała mu nie łamać ołówków.
– Pajac? Moroi-kun, przecież tak nie wolno o klien—
Ciiiicho! Nie tak głośno, Haruko-san… To nie klient. To wróg!
– Z konkurencji?! – Szok!
N-nie! Gorzej! – Skandal!
– Sanepid?! – Wybuchy!
N-nie…  – … Pościgi?
– … To co?
Recydywista, który męczy wyglądających ładnie i rozwala alkohol w sklepach!
– Kt-Ktoś taki w naszej kawiarni! – Dziewczyna zakryła usta dłonią i zerknęła nerwowo w kierunku bruneta. – Wygląda na takiego!
E… No może! – Moroi nie uważał, żeby ten facet był szczerze skłonny do robienia czegoś złego. Wręcz przeciwnie. Ten dryblas był uczciwy i dobry do porzygu. Każdy człowiek pewnie by po prostu zrezygnował z kłótni o głupi alkohol, a ten facet ją podjął, byleby tylko ktoś pozornie nieletni nie wlewał sobie płynnego ognia do gardła. Beznadziejny przypadek.
– To co mam mu zrobić?
E… uch… Em… Pieseła!
– Pieseła?
No a czemu nie? Dobrze ci idą…
– Dlaczego?
… Żeby wiedział, że psy mu siedzą na dupsku!
– Hę?
No SPEC!
– MA PROBLEMY ZE SPECEM?
Nie wiem!  
Dziewczyna wyglądała, jakby gubiła się w toku rozumowania Ósemki. Pewnie zresztą nie była w tym osamotniona, a pierwszą osobą, która mogłaby być jej towarzyszem w niedoli, był właśnie Moroi. W każdym razie, pokiwała głową, po czym przeszła parę kroków w kierunku ekspresu i zaraz rozległ się dźwięk, który dla rudego stawał się już codziennością. Oparł się przodem o ladę, a przez ramię od niechcenia zerknął na klienta. Dlaczego nie było tu więcej ludzi? Jak raz ruch by się przydał. Mógłby poprosić kogoś, by się z nim zamienił, ale…
Czy chciał?
Oi, Harucchi, weź mi też jakąś kawkę strzel, to zrobię sobie przerwę. I tak tej wcześniejszej nie wziąłem.
– Haa? Jeszcze jedną?
No dla mnie, mówię!
– Chcesz z nim siedzieć?
A w życiu.
Napotkał niedowierzające spojrzenie.
No może! Mam z nim pewne kwestie  do obgadania…
– To weź mu to zanieś… Uch, ale mi pracy dokładasz! – Prychnęła z irytacją, podając kubek z wymalowanym w piance psiakiem, natomiast Hachi odpowiedział jedynie pięknym uśmiechem i powoli zaczął iść w stronę bruneta. W końcu ustawił przed nim kubek i ukłonił się przed nim.
Mam nadzieję, że kawa posmakuje! – Powiedział tak obrzydliwie słodziutkim głosikiem, że nic tylko doszukiwać się w nim jadu. Lada moment jednak cofnął się do lady, poszedł po swoją kawę i bez zbędnych pytań usiadł na przeciwko mężczyzny, przy tym samym stoliku.
No, to co, czemu przyszedłeś akurat tutaj, kolego? – Spytał, dalej utrzymując swój słodziutki głosik. Shinya powinien spodziewać się w tej kawie trucizny.
Chodzisz za mną?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Shinya musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Nie znał wielu osób, które potrafiły zachowywać pozory grzeczności, gdy tego od nich wymagano, jednocześnie w tak jasny sposób okazywać prawdziwe uczucia wobec osoby. Aż się uśmiechnął do rudzielca, choć wzrok wciąż miał chłodny.
W każdym razie zostawało mu tylko czekać. Zerkał co jakiś czas na obsługę - no, w sumie jedną konkretną osobę z obsługi - starał się jednak zbyt nie gapić. Zresztą co złego mogło się stać? Wpadł tu tylko na kawę przed powrotem do domu, nic więcej. A jednak czuł się otoczony przez młodzieńca, który pchnął go na półkę z alkoholami. Nadal był o to zły, ale Shinya nigdy nie był dobry w trzymaniu gniewu, a czas szybko zaciera szczegóły wspomnień.
- Dziękuję~ - odparł, przyjmując kawę, gdy ta już została mu dostarczona. Przyjrzał się rysunkowi na piance i pokiwał z uznaniem głową. - Bardzo ładny, przekaż pani uszanowanie - poprosił z lekkim uśmiechem. No, szczerze mówiąc, spodziewał się czegoś okropnego, a tu niespodzianka. Choć miał niejakie wrażenie, że dla rudzielca to z pewnością mogło mieć jakąś paskudną symbolikę, której nie zauważał. No cóż, nie miał zamiaru się głowić nad tym, co jego nemezis ma w głowie. Szkoda mu było naruszać obrazka, ale jednak kawa była od picia, więc ostrożnie upił łyk gorącego napoju, w czego wyniku pyszczek pieseła wydłużył się tak, że bardziej przypominał pokraczną bestię niż uroczego psiaka. Cóż, teraz przynajmniej nie będzie miał więcej oporów.
Zaraz jednak jego spokój został zakłócony, kiedy Moroi usiadł naprzeciw niego. Uniósł brew w górę w niemym pytaniu. Z jednej strony rozmowa z tym osobnikiem była ostatnią rzeczą, jakiej by chciał, a z drugiej to chyba lepsze niż wrogie łypanie na siebie w ciszy. Choć słuchając podejrzeń młodzieńca, nie był tego wcale taki pewien.
- To ja powinienem pytać, czemu cię tu widzę. - Odparł, nadal uśmiechając się swoim wcale nie wesołym uśmiechem. - Obiecałem sobie rozbić ci butelkę na głowie, gdy tylko znów cię ujrzę, a tu nagle spotykam cię w mojej ulubionej kawiarni. Chcesz mnie może otruć w zemście, więc wyśledziłeś, gdzie chodzę, żeby się tu zatrudnić i mieć ku temu okazję? - Ponownie upił kawy, jakby zupełnie nie przejmując się swoimi słowami o truciu. No i przy okazji zupełnie zniszczył przy tym pieseła, świeć mu panie nad jego duszą. - Mam wrażenie, że jak pójdę na obiad do ulubionej restauracji, to cię tam znajdę! A wolałbym nie. - Uśmiech zniknął z jego twarzy i spojrzał na niego uważnie. - Zapłaciłem za szkody w sklepie, ale coś mi mówi, że sprzedawca nie będzie zachwycony na twój widok. Nawet jeśli faktycznie jesteś pełnoletni... - Zawahał się. Nie był nic winny temu głupkowi, ale sumienie krzyczało na niego za ocenianie ludzi po pozorach. Faktycznie nie miał dowodów, że ten był nieletni. Dlatego nabrał powietrza i na jednym oddechu wyrzucił z siebie: - A jeśli tak to przepraszam za pomyłkę. - Ciekawe czy Hachi zdoła zrozumieć ciąg słów, z którego można by spokojnie usunąć spacje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miał ochotę na jego podziękowanie odpowiedzieć „a udław się, skurwibąku” i zapewne by to powiedział, gdyby nie był w pracy i gdyby nie wywalili go za to. Natomiast kiedy już przybył znowu do stolika, jego ochota na przywalenie temu typowi jedynie wzrosła. Dłoń trzymana pod stolikiem zacisnęła się w pięść, a paznokcie wbiły w skórę na wnętrzu dłoni w dość nieprzyjemny sposób.
Ha, niezły żart. Uśmiałem się tak ostatnio kiedy czytałem nekrologi. – Oznajmił bez większych emocji, wpatrując się w rozmówcę spojrzeniem, które mogłoby pewnego dnia posyłać pioruny niczym łapki Zeusa.
Wierz mi, ja o tobie prawie zapomniałem. Co mnie  obchodzisz, co? Jesteś nudny, nawet kłócić się z tobą nie da~ – To już dodał przyjaźnie, ale nie do przesady. Musiał zachowywać pozory, bo i z tego miejsca wolałby nie musieć uciekać. Choć perspektywa skąpania się we krwi wroga— znaczy skąpania wroga w kawie była całkiem kusząca.
To przypadek, tak samo jak to, że znalazłeś się na tym świecie. – Mruknął, zaraz zabierając się za picie kawy. Tak, jak się spodziewał, była dobra; o ile sam nie umiał robić zbyt smacznej (zawsze była za mocna, a wolał słabą i słodką), to ufał zdolnościom swojej znajomej. A potem wydobył się z jego ust ten ciąg głosek, przez co Hachi uniósł brwi i chwilę milczał, jakby czekał na to, że ten się poprawi.
No patrz, a mówią, że duży jak brzoza to głupi jak koza – Odpowiedział dość ironicznym głosem, znowu robiąc przerwę na upicie kawy. Zawahał się, jednak zaraz sięgnął do swojej przepustki i pokazał mężczyźnie ekran z informacjami o sobie.
Dwadzieścia jeden, dziadku. Teraz ty, bo wątpię, że nie patrzyłeś na moje nazwisko. – Powiedział sztywno, wlepiając w niego niezbyt przyjazne spojrzenie. A jednak, jeśli spotykali się już drugi raz, to może coś było na rzeczy? Jakieś chuje muje przeznaczenie i inne dzikie węże, czemu by nie.
Chcę wiedzieć, jakie imię mam wpisywać na karteczkę „niech się potknie” na tanzaku. – Dodał takim tonem, że brakowało jeszcze tu tylko dodania „b-baka”.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Może po prostu nie lubię się kłócić~? - spytał, unosząc lekko brew i upijając jeszcze kawy. Naprawdę była bardzo dobra, tak jak pamiętał z poprzednich wizyt tutaj. - To zbędne, męczące, przyprawia o niepotrzebne nerwy. Wolę żyć w zgodzie z tyloma osobami, z iloma się da. Masz rację, pewnie to nudne. Ale przyznam, że mi ciężko jest zapomnieć o osobie, która pchnęła mnie na półki sklepowe, nie przydarza się to codziennie. - Wpatrywał się w niego z lekkim, ironicznym uśmiechem... aż się nie zorientował, jak to mogło zabrzmieć. Nie, nie, zdecydowanie nie miało to mieć wydźwięku, że nie mógł o nim zapomnieć! Przecież nawet nie myślał o nim, nie szukał go dla zemsty ani nic takiego! Po prostu... po prostu było dokładnie tak, jak powiedział, nie wypadłaby mu z pamięci twarz, która tak źle mu się kojarzyła! Nawet jakby chciał ją stamtąd wypchnąć.
Wziął duży łyk napoju, chcąc poniekąd kubkiem zasłonić twarz, ale nie byłby sobą, gdyby w stresującej sytuacji spowodowanej wyłącznie jego złym doborem słów czegoś nie skopał jeszcze bardziej. Zachłysnął się kawą i zaczął kaszleć, zaciskając jednocześnie usta i zakrywając je dłonią, w końcu plucie piciem byłoby bardzo niegrzeczne.
- Głupie te przypadki - mruknął, odwracając wzrok. - Nie będę rezygnował z ulubionej kawiarni, by zejść ci z oczu! - Co prawda oznaczało to, że sam będzie musiał na niego patrzeć nieraz, ale był w stanie to znieść. Chyba. Na pewno szukanie innej kawiarni, byle tylko go unikać, uważał za niepoważne.
Spojrzał na jego przepustkę, kiedy ten mu ją pokazał, a na jego twarzy można było dostrzec skruchę. Umiał poznać, kiedy popełnił błąd, a ostatnio zdarzało się to aż za często. Skinął głową i pokazał w rewanżu swój identyfikator.
- Możesz sobie pisać tam, by Shinya sobie twarz rozwalił - odparł poważnym tonem, ale uśmiechając się półgębkiem. - Naprawdę przepraszam. Źle... źle wtedy zrobiłem. - Ha, powiedział to. Czuł w ustach gorycz, ale wiedział, że tak należało. Branie odpowiedzialności za swoje czyny było może nieprzyjemnie, ale konieczne. - Ale to może nawet lepiej, że wyglądasz młodo, później, jak wszyscy zaczną się starzeć, ty wciąż będziesz wyglądał młodo i przyprawiał innych o kompleksy. - Chwila namysłu. Czemu nie mógł mieć takich zanim coś powie? - Nie żebym ja jakieś przez ciebie miał! - odparł szybko, ale przynajmniej nauczony doświadczeniem sprzed kilku minut nie próbował udusić się napojem z zażenowania. - I z pewnością nie jestem dziadkiem! Tylko kilka lat starszy od ciebie. Może i wyższy, ale to wielkim dokonaniem nie jest, a na pewno nie świadczy, że jestem stary! - No proszę, dawno już tak nie okazywał zdenerwowania. Jak ktoś go złościł, raczej unikał rozmów. Chciał spytać Hachiego, czy ten nie musi wracać do pracy zamiast z nim siedzieć, ale po prawdzie kawiarnia była pusta. Normalnie by się z tego cieszył, ale jak raz wolałby, by ktoś zakłócił spokój lokalu.
- Jak mnie nazwiesz jeszcze dziadkiem, to będę dla ciebie panem Okiayu. A wolę być Shinyą mimo wszystko. - Pokiwał głową, chowając przepustkę, którą i tak za długo trzymał przed rudzielcem.
- Lubisz kawę, że tu pracujesz? - Ale na pewno nie starał się pospiesznie zmienić tematu i odciągnąć uwagę Hachiego od swojej osoby.[/b][/b]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wiem, że jestem niezapomniany – Skomentował tonem pełnym dumy i flirtu wręcz przerysowanego, patrząc z zadowoleniem na reakcję mężczyzny. – Tylko zwykle pamięta się mnie z innych rzeczy. Tyłek mam fajny i jestem ładniutki. Chyba, że… – Przyłożył dłoń do ust, zasłaniając je palcami, otwierając szeroko oczy i unosząc brwi. W następnej chwili objął dłońmi kubek z kawą, rozkoszując się w myślach ciepłem, jakie sączyło się od naczynia, a w kolejnej skierował swoje spojrzenie na przepustkę mężczyzny.
No patrz, w takim razie to już nasza druga randka, a tu takie wyznania. Nieźle… Shinya. – Przemielił jego imię w umyśle na milion sposobów, ale dalej coś mu z nim nie grało. Zmrużył oczy i pochylił się do przodu, uśmiechając się psotnie.
Nyacchi. Nya~cchi~ Tak cię będę nazywać. – To nie tak, że pewnie więcej się nie zobaczą. – Shinya jest za poważne, a ty zachowujesz się jak taka urocza, mała cnotka. – Pokiwał głową, przybierając minę i ton bardzo rzeczowy i poważny jak na taką głupią wypowiedź.
Pewnie boisz się mówić brzydkie słowa. Taki pućny i niewinny jesteś. Powiedz mi. O-chin-chin. Tak to nawet dziecko powie, a ty jesteś taki duży, silny i męski i— AAAK CZY TY MUSISZ MI PRZESZKADZAĆ?! – I o ile zaczynał dalej z pewnością siebie, tak skończył praktycznie piszcząc. Tego się nie spodziewał, bo nie należał do najbystrzejszych na świecie. Ważne, że urodą nadrabiał, a teraz powinien dostać nawet dodatkowe punkty, bo ze stresu się zaczerwienił. Jakoś też nie uwzględniał faktu, że swoim jazgotem przyciągnął spojrzenia nielicznej garstki klientów i swoich współpracowników.
I co po wzroście ciśniesz, fujaro – Odgryzł się tonem godnym sfochanego tsundere.
Ty to pewnie byś wolał, żebym cię tatusiem nazywał. – Dodał bardzo dobitnie, dalej utrzymując ten sam ton.
Oho, faktycznie jak randka. Szkoda, że taka krótka i że nie ty za mnie płacisz, ale tak czy tak mam w miarę darmowe kawusie. W sumie to mów mi Hachi, lepiej być ósmym niż kruchym. Nie znoszę, jak mówi mi się po nazwisku, bo niby jest ładne w brzmieniu, ale znaczenie ma tak głupie, że normalnie bym się pochlastał. A jak tak już randkujemy i to drugi raz, Nyacchi, to odpowiednia pora, żebyśmy mówili do siebie po imieniu. Prawda, Nyacchi? Pasuje do ciebie. Prawie mi się podoba, znaczy przezwisko, bo jednak ty to tak… No, troszeczkę mniej, Nyacchi. Jakbyś się uśmiechał, Nyacchi, to wyrywałbyś chłopców i dziewczęta jak marcheweczkę z ziemi. No już. Wierzę, że dasz radę, Nyacchi. Unieś te usteczka, Nyacchi. I w sumie dzięki za pytanie, Nyacchi. Lubię kawę i ty pewnie też, skoro tutaj przychodzisz, Nyacchi. Chociaż może chcesz odreagować ciężki dzień w pracy, Nyacchi? Chciałbyś masażyk, Nyacchi? To wiesz, Nyacchi, szkoda, że nie umiem ich robić. Nie, żebym chciał cię smyrać, Nyacchi. Po prostu masaż może sprawiać ból, a chciałbym, żeby cię bolało, Nyacchi. W sumie miłość podobno boli, Nyacchi. Lubisz ból, Nyacchi? Kochałeś kiedyś, Nyacchi? – Aż mu w gardle zaschło od tego bezsensownego potoku słów, który wymawiał dość szybko i który na celu miał tylko wywołanie irytacji w rozmówcy Hachiego. Upił więc kilka łyków ze swojego kubka, wyczekując jego reakcji, a najlepiej odpowiedzi albo wyjścia stąd.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach