Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 21.09.17 20:30  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Wilczyca [Jahleel i Ryouta]


|| Jahleel - wilk wschodni, Ryouta - pierścień Batory ||

Przez dłuższą chwilę złote ślepia czarnej bestii niemal leniwie przesuwały się od anioła do łowcy i z powrotem, lustrując każdy szczegół ich sylwetek i oceniając ich w swoim wilczym rozumku. W końcu jednak dwumetrowa wilczyca mlasnęła jęzorem jakby oznajmiając reszcie stada, że podjęła jakąś decyzję. Smaczną decyzję. Pozostałe wilki, w przeciwieństwie do swojej przywódczyni były szare i nie mościły się wygodnie na trono-legowisku ułożonym z zebranych okolicznych śmieci, koców i co większych roślin, a pilnowały dwójki swoich nowych więźniów. Najwyraźniej ten kawałek edeńskiego Lasu Życzeń został ich nowym terytorium, a wchodzenie tu bez wyraźnego zaproszenia było traktowane jako zbrodnia przeciwko stadu.

Na szczęście zwierzaki zdawały się być bardziej rozumne od dzikich wymordowanych. Przynajmniej pozornie.

- Złamaliście prawo - oznajmiła pewna siebie wilczyca jakby fakt, że właśnie grozi aniołowi wcale jej nie obchodził - Wypuszczenie was dałoby zły przykład szczeniętom. Dlatego was zjemy.

Zimny i mokry nos jednego z szarych wilków dźgnął mało delikatnie Ryo w plecy, choć jeszcze nie czaiła się w tym żadna agresja. Bardziej ciekawość. Drugi z pilnujących go wilków próbował wepchnąć nos do jego torby by poznać jej zawartość. Strażnicy znajdujący się przy Jahleelu zdawali się mieć jednak więcej ogłady i anioł pozostał bez śladów psich smarków na ubraniu. Łowca najpewniej ze względu na bycie mniejszym został wzięty na celownik całego stada jako pierwsza ofiara. Nawet Wilczyca bardziej zwracała uwagę na anioła gdy się odzywała traktując go jako przywódcę obcego stada mimo, że złapali ich całkiem osobno.

audiencja u króla wilczałek:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.17 20:25  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Nie było za wesoło.
Mniejsza o jego zdrowie. Nawet, jeśli sytuacja rozwinie się w nieciekawym kierunku i rozpęta się bójka, on się jakoś wyliże i doprowadzi po niej do porządku. To nie byłyby pierwsze odniesione przez Jahleela rany. Najgorzej, że niewinny chłopak mógł ucierpieć. Znacznie bardziej niż swoim, to przejmował się dobrem młodego Łowcy, który zapewne w Edenie znalazł się przypadkiem. Może szukał wody, może jedzenia albo schronienia przed mordercami, grasującymi po Desperacji. Może zaszedł za daleko, aby bezpiecznie wrócić do swojej siedziby. Jahleel nie chciałby, aby to było ostatnie, co Ryouta w życiu ujrzy – Eden od tej gorszej, agresywniejszej strony. Szczególnie, że nie wyglądał na takiego, co za wiele zdążył zobaczyć czy zbyt się tą egzystencją na tym świecie nacieszyć.
Anioł spoglądał w większości na waderę, ale często jedno wzrok uciekał ku przypadkowemu towarzyszowi. Niezbyt chciał się odzywać, aby nie denerwować wilczycy, mimo to starał się jakoś dodać Ryoucie otuchy. Wyciągnął zatem dłoń i położył ją na jego ramieniu, delikatnie ściskając. Zajmie się tą sprawą.
Może nie był przywódcą stada w rozumieniu wilczycy. Nadal jednak piastował urząd zwierzchności. Chociaż nie został zdobyty siłą i niewiele ma wspólnego z okazywaniem dominacji nad innymi, Jahleel wciąż niesamowicie poważnie podchodził do swojego zadania. Utrzymywał porządek i równowagę w Edenie, w danym momencie i tych okolicznościach, zaopatrzeniowiec stanowił pewnego rodzaju protegowanego anioła. Zamierzał ochronić go przed kłami i pazurami bestii.
Wpierw jednak... Niewielka ilość wody została skondensowana  z powietrza. Kulka płynu zebrała z ubrania chłopaka wilcze smarki. Zaraz po tym chlupnęła na ziemię, wnikając w glebę. Lepiej. O wiele lepiej. Ryo był czysty.
Gdy tylko sprał plamy z odzienia Łowcy, anioł skupił uwagę na waderze.
- Prosimy o wybaczenie. – Nie tak, nie tak... Prościej. Dużo prościej. Jakkolwiek rozmowne, to wciąż było zwierzę. Nawet niektórzy wymordowani nie potrafili zrozumieć pięknych słów Jahleela, a co tu mówić o wilczycy... Musiał zmienić język i dostosować go do logiki, którą kierowały się dzikie bestie. Zastanowił się parę sekund zanim zaczął ponownie.
- Nie chcieliśmy wejść na wasz teren. My ludzie mamy dużo gorszy węch. Nie wyczuliśmy znaków. Nie wiedzieliśmy, że ta część lasu należy do was.
Nie bał się. Jeszcze nie uważał, aby zagrożenie było realne. Inne wilki zachowywały się dość spokojnie, a jest szansa, że waderę uda się przekonać, aby ich nie zabijała. W ostateczności zaś może uciec się do swoich mocy i jakoś ich z tej sytuacji wyratować w nieco bardziej agresywny sposób. Rzecz to jasna, chciałby uniknąć przemocy. Nawet, jeśli to by było tylko odepchnięcie zwierząt wiatrem. Wierzył, że wszystko uda się załatwić pokojowo i bez konieczności wzywania żywiołów na pomoc.
- Może zamiast zabijać nas, my pomożemy wam? – Zaproponował, licząc, że waderę skusi ewentualny profit. Skoro posiada koncepcję wychowania, powinna też rozumieć bilans zysków i strat. - Możemy zdobyć wam jedzenie. Mogę sprawić, by rzeka zaczęła płynąć w inną stronę i znalazła się w lepszym dla was miejscu. Możemy wykopać wam nowe nory. To tylko parę z wielu możliwości. – Oby tylko zadziałało. Naprawdę starał się mówić prosto. Ale jemu ciężko było przestawić się na tryb myślenia zwierzaka.
Pomimo wewnętrznych rozterek, wydawał się być zgoła pewny siebie. To zapewne kwestia jego braku mimiki. Świat by się walił, a on by nadprogramowo nie mrugnął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.17 23:54  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Był ewidentnie zbyt nieostrożny, skoro w taki prosty sposób dał się złapać gromadzie wilków... A może właśnie robił co mógł, ale ciężko było uciec przed predatorem w jego własnym, naturalnym środowisku? W ostatecznym rozrachunku mógłby po prostu wystrzelać wszystkie zwierzątka jeszcze zanim te rzuciły mu się na nogawki, ale zważywszy na miejsce, w którym się znajdował, nie było to najrozsądniejsze posunięcie. A propo posunięć, musiało być ich wiele, skoro przyleciało po niego kilka wilków i wszystkie pewnie wyszły jeszcze z jednego łona. Znając jego szczęście, pewnie nawet z tego samego, które przemawiało w imieniu całej watahy jako matka założycielka i najwyższa przywódczyni kultu. Gdyby tylko mógł tak po prostu, jednym skinieniem związać pyski wszystkim sierściuchom... Niestety, nie miał takich zdolności, bozia nie obdarowała go żadnym wyjątkowym talentem poza szczerym uśmiechem i aktorskimi zdolnościami, a z tego co kiedyś obiło mu się o uszy, to zwierzątka potrafią wyczuwać emocje, czy coś w tym guście - do końca nie był pewny, w końcu nigdy żadnym nie był. Najgorsze w tym wszystkim już nawet nie było to, że wszystkie bestie upatrzyły sobie głównie jego jako swoistego rodzaju zabawkę, wręcz może nawet egzotyczne danie główne, w końcu prawdopodobnie rzadko kiedy ma się przyjemność zjeść Łowcę po przejściach. Wracając, nic nie mogło się równać z faktem, że zaczynały go swędzieć plecy, a sytuacja nie za bardzo pozwalała mu na jakiekolwiek bardziej gwałtowne manewry, a już tym bardziej na ulgę wynikającą z podrapania się! Na szczęście z pomocą - o zgrozo - przyszedł mu jeden z czworołapów i zaczął dość mocno smyrać chłopaczka po plecach, w dodatku jeszcze tam, gdzie akurat swędziało! Właśnie dlatego ku zdziwieniu wszystkich, swą mimiką nie okazał ani odrobiny bólu czy obrzydzenia spowodowanego umorusaną smarkami bluzy (czego zresztą nie zauważył), a jedynie rozkosz zatrzymania uporczywego swędzenia między łopatkami. Szybko jednak jego wzrok przeniósł się na drugiego wilka, który usilnie próbował wepchać swój nos do skórzanej torby Łowcy, co mogło go mocno zaskoczyć i całkowicie zrujnować jego postrzeganie skórzanych toreb. Chłodna, galaktyczna przestrzeń była w stanie w około pięć sekund odmrażać kończyny, Ryo chciał ostrzec bestię, ale przecież sytuacja w jakiej się znajdował nie za bardzo mu na to pozwalała... Dlatego niech mu ten odpadnie, a co, ciekawość to pierwszy stopień do utraty życia!
- Przepraszam, zgubiłem się i nie wiedziałem gdzie iść... Jeśli tylko pokażecie mi którędy się stąd wydostanę, już nigdy tu nie wrócę i nie będę was niepokoił, obiecuję. - starał się mówić najspokojniej jak tylko potrafił, choć trzeba przyznać, że do najprostszych czynności wcale to nie należało. Choć jego twarz początkowo wskazywała zupełnie co innego, aktualnie nieco pobladła i ukazywała strach wywołany kompletną bezradnością. Słowa wilczycy odnośnie zjedzenia go w całej tej sytuacji wcale nie pomagały, nie mógł sobie nawet wyobrazić sytuacji, w której cała wataha rzuca się na jego niezbyt masywne ciałko i rozrywa każdy mięsień na drobne kawałki, zalewając edeńską glebę ludzką krwią. Czy to właśnie tak wyglądało to "wspaniałe" miejsce? Skierował swój wzrok na Anioła, licząc na jego zdolności w odczytywaniu cudzej mimiki, bo przekaz był wyjątkowo skomplikowany - coś pomiędzy "a więc tak się tu bawicie?!" a "proszę, zrób coś". Ryo był wyjątkowo przestraszony, bo cała ta wizja edeńskiego raju była właśnie weryfikowana przez rzeczywistość, i chociaż był wdzięczny panu Aniołowi za wypranie mu sweterka, to jednak wolałby, aby użył swoich magicznych mocy do załatwienia większego problemu. Bo przecież pomoże młodzikowi, prawda...? Nie zostawi biednego dwudziestolatka na pożarcie...? Anioły tak nie postępują... a jeśli i tu dojdzie do okrutnej konfrontacji z rzeczywistością?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.17 17:58  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Czarny ogon przywódczyni leniwie wachlował powietrze jakby zwierzę rozkoszowało się swoją wyższością nad całą zgromadzoną tu resztą. Słowa Jahleela wywołały niemałe poruszenie wśród stada i każdy z wilków spoglądał co chwilę to na swoich pobratymców, to na anioła i w końcu na nieporuszoną propozycją wilczycę. Jednak najważniejsze, że zrozumiały.

- Jedzenie... - powtórzyła wadera z trudem powstrzymując się od oblizania pyska na samą myśl o przyniesionych im darach - Tyle jedzenia ile sami ważycie! To wymiana. Uczciwa.

Co prawda nie było do końca wiadomo jak zwierzaki mają zamiar ich ważyć, i to w takich warunkach, ale wydawały się być wszystkie zgodne co do tej decyzji. Wśród pozostałych wilków przeszedł cichy szmer aprobaty, z którego dało się wyłowić praktycznie całą listę życzeń zaczynającą się na arbuzie, a kończącą na upieczonym jeżu z równie upieczonym jabłkiem.

- Niech to będą jelenie - podpowiedziała im usłużnie wilczyca jakby bojąc się, że faktycznie dostanie tu tylko kosz owoców i przekąsek - Ich stado jest nad rzeką, na wschód.

- Ale pamiętaj o jeżu - dodał jeden z szarych wilków, dźgając tym razem anioła nosem w żebra.

- O arbuzie też! - dołączył się zaraz wilk, który wcześniej ochoczo molestował Ryo.

Ostrzegawcze warknięcie, które wydobyło się z czarnej gardzieli wilczycy najwyraźniej zadziałało na całe stado bowiem wszystkie wilczurki jak na komendę położyły uszy po sobie i ugięły lekko łapy byle tylko pokazać jakie są malutkie i niewinne. Wszystkie również patrzyły w jedną stronę, w las po prawej stronie, tuż za plecami wilczycy. Gdzieś w krzakach strzeliła gałązka. Wadera widać zorientowała się co się święci bowiem, nie odwracając nawet pyska spełzła z legowiska i podeszła do łowcy. Złapała zębami za pasek jego torby i brutalnie zerwała ją z chłopaka.

- Duke wraca, idźcie już. Zabawkę twojego młodego weźmiemy jako obietnicę, że wrócicie.

Stado zwinnie minęło swoje niedoszłe porcje obiadowe i czmychnęło między drzewa by szybko zniknąć im z oczu. Choć jeden z szarych wilków, przebiegając obok Ryouty zdołał rzucić mu ostrzegawcze "Duke zjada szczeniaki, nie odchodź od taty". Widać zwierzaki lepiej wiedziały jakie zależności łączą tę dwójkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.17 21:01  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Na szczęście dla Ryouty, ta część rzeczywistości, w której anioły są dobre i pomocne, jest jak najbardziej prawdziwa. Jahleel zamierzał ich z tego wyratować. Co prawda nie tak, jak sobie by tego łowca życzył - poprzez pokaz magicznych umiejętności, jaki by wystraszył lub od razu pozabijał wilki.
Był do tego zdolny. Wystarczyłoby tylko pozwolić żywiołom działać. Lista sposobów, w jaki zimno, gorąc, woda czy powietrze potrafią zabijać, ograniczona jest jedynie przez wyobraźnię użytkownika.
O tym, jacy jesteśmy, decyduje sposób, w który wykorzystujemy posiadaną potęgę. Wielu by uległo pokusom mając tyle władzy i siły, jaką dysponuje Jahleel. Brunet jednak dzielnie trwał po "jasnej stronie mocy", ani myśląc uciekać się do agresji.
I proszę, podziałało. Prosty układ. Jedzenie za ich wolność. Nie trzeba było nikogo zastraszać czy mordować. Pomijając oczywiście jelenie.
Jahleel rozumiał prawa, jakimi rządzi się ten świat. Mięsożercy pożerają roślinożernych. Jest to prosta zasada, której nie da się ni obejść, ni złamać. Reguła, wyznaczająca sposób gry na tym świecie i miejsce w łańcuchu. Rodzisz się kopytnym - do końca życia skazany jesteś na ucieczkę, niekończąca się obława na twe życie rozpoczyna się wraz z dniem narodzin. Rodzisz się drapieżnikiem - po kres istnienia musisz odbierać życia innym, aby zachować własne. Okrutne. Temu światu daleko do ideału.
Wtedy wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał.
Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana, na kształt wód, które przepełniają morze.

Przymknął na moment oczy, przypominając sobie mimochodem opis przyjścia Mesjasza. Ile jeszcze lat minie, nim Kreator do nich powróci? Ile czekać będą, zanim ziemia utonie w Boskim świetle, które ukoi wojny i uleczy choroby?
Prawdopodobnie zbyt długo. Do tego czasu nie zostaje im nic innego jak granie podług reguł tego świata.
Uniósł na powrót powieki.
- Uczciwa. - Powtórzył za waderą, zanim spojrzał na inne wilki. Najmocniej jego uwagę przykuł trącający go, szary osobnik. Wyciągnął odruchem dłoń i poklepał psowatego delikatnie po boku. Pochylił się lekko.
- Spróbuję dostać jeża. Niestety na arbuzy już raczej za zimno. - Szepnął, zanim przewodnicząca im wilczyca podeszła do Ryouty. Anioł mimowolnie się spiął, gotów w każdej chwili użyć mocy, gdyby tylko bestia postanowiła złamać dane im wcześniej słowo. Na szczęście ograniczyła się do zabrania torby.
- Mojego mło... Oh. - Jahleel zrozumiał po chwili, o co rozmówczyni chodzi. Nie tylko zrozumiał, uznał to za całkiem zabawne. Spojrzał po łowcy. Białe włosy, czerwone oczy, młodzieńcza buźka. Czytać z niego można, niczym z otwartej księgi. A anioł? Czarne włosy, niebieskie oczy, całkowity brak mimiki. Gdzież wilki dojrzały podobieństwo w tych prawie idealnych przeciwieństwach? Prawdopodobnie pozostanie to dla anioła zagadką bez rozwiązania.
Niemniej... Właśnie dzięki przypadkowo spotkanej watasze został ojcem. Naprawdę zabawne.
- Wygląda, że idziemy na polowanie. Pomożesz staremu ojcu? - Nie mógł się powstrzymać. Chrząknął zaraz po tym, gdy zostali już sami. Raczej to zła pora na żarty. A myślałby kto, że ten nieokazujący emocji anioł nie zna koncepcji humoru.
- Co prawda wrócilibyśmy nawet, gdyby nie zabrali twej torby... Cóż, odzyskamy ją. Przeciętny jeleń waży około stu kilo. Dwa sądzę, że w zupełności starczą. - Zaczął myśleć na głos, odwracając się w stronę, z której dochodziły niepokojące dźwięki. Chociaż zwierzęta nie potrafiłyby ich w żaden sposób zważyć ani nawet sprawdzić, czy na pewno dostarczone im mięso równa się ich ciężarowi... Skrupulatność i dokładność anioła nie pozwoliłaby mu postąpić inaczej. Ani sumienie oszukać kogokolwiek.
- Ruszajmy lepiej. Wolałbym nie czekać na wspomnianego Duka. Dopiero co zyskałem syna, szkoda go tak od razu tracić. - Się go żarty trzymały. Jedno było pewne, anioł nijak nie dawał się panice. Zachowywał trzeźwość myślenia w większości sytuacji.
- Rzeka jest w tamtym kierunku, o ile dobrze pamiętam. Znasz się może na polowaniu? - Zagadnął dość lekko. Jeśli tylko łowca przejawił chęć wspólnej wyprawy, udał się razem z nim na wschód.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.10.17 19:46  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Myśl wymiany w pierwszym impulsie przeraziła młodego Łowcy - tyle jedzenia, ile razem ważą? Znalezienie i przetransportowanie takiej ilości pożywienia wydawała się mu kompletnie niemożliwa, ale kiedy już padły słowa odnoszące się do jelenia, kamień spadł mu z serca. Jeśli dobrze rozumował, wystarczyło przynieść jednego, upolowanego zwierzaka i sprawa była załatwiona, o ile oczywiście Aniołów nie obowiązuje jakiś nadnaturalny system wagowy. Zerknął uważnie na waderę, ale nie śmiał dopytywać i kwestionować jakiegokolwiek jej słowa. Nie znajdował się w odpowiedniej pozycji aby mógł to zrobić, musiał się zatem dostosować. Jeden czy więcej jeleni, nie miało to większego znaczenia, wystarczyło wykonać po jednym, celnym strzale i sprawa była załatwiona. Pozostanie im tylko najgorsza z czynności, czyli przytarganie tu ciężkich trucheł zwierząt. Liczył tu znacznie na magiczne zdolności towarzysza, bo sam doskonale wiedział, że nie jest w stanie unieść takiego masywnego cielska. Zamyślił się na moment, kiedy to rozmowa została szybko przerwana i zakończona w jakiś dziwnie napięty sposób.
- Duke? Jaki Du-eej...!- - kompletnie nie spodziewał się takiego obrotu spraw, omal nie lądując twarzą na ziemi gdy wilczyca agresywnym ruchem zdzierała z niego skórzaną torbę. - To moje! - rzucił jeszcze za szybko umykającymi przed czymś stworzeniami, jakby próbując ostatnią deską ratunku odzyskać swój skarb. Na nic się to jednak zdało, wilki w pośpiechu umknęły jakiemuś większemu zagrożeniu, co zresztą jeden z nich zdołał chłopakowi ironicznie przedstawić, porównując związek łączący dwójkę mężczyzn do ojca i syna. Przecież nie byli nawet do siebie podobni, można to było stwierdzić już na pierwszy rzut oka! Przeniósł swój wzrok na stoicką postać nieznanego mu (jeszcze) Anioła i kompletnie nie mógł zrozumieć tej cierpliwości i brak jakiegokolwiek wewnętrznego poruszenia, kiedy on sam walczył teraz z kotłowaniną przeróżnych myśli, a jeszcze stracił wszystkie zapasy!
- Jak możesz być taki spokojny? Zabrali moją torbę! Tam są moje po... - zaczął mówić głosem pełnym wyrzutów, choć dało się odczuć, że nie są one formą ataku na Anioła, a jedynie efektem aktualnego roztargnienia Łowcy. Przerwał zdanie w połowie, bo by się zagalopował z informacjami. - ...pomoce naukowe. Muszę je odzyskać. szybko podszedł do wyższego o głowę mężczyzny i kładąc mu dłonie na plecach, zaczął go popychać w kierunku przeciwnym do tajemniczych dźwięków. - Tak tato pomogę, ale chodź już proszę, bo coś tu się czai w krzaczorach...! I skoro już przez to przechodzimy, to muszę znać imię swojego ojca. Mów mi Ryo. - przedstawił się pokrótce i miał nadzieję, że udało im się choć trochę, a najlepiej znacznie oddalić od tego czegoś Djukiem zwanego. Może przynajmniej po tym wszystkim zyska przyszywaną rodzinę o boskich korzeniach? Przynajmniej miałby o czym opowiadać swoim wnukom, o ile rzecz jasna jacyś kiedykolwiek powstaną. Szedł już teraz normalnie obok "ojca", nie popychając go i nie ponaglając do szybszej podróży, bo oboje doskonale zgadzali się w kwestii niebezpieczeństwa, jakie siedziało im na plecach.
- Mam tylko dobre oko, ale nigdy na nic nie polowałem. Może... może uda mi się coś wypatrzeć? - mówiąc to, starał się zwracać uwagę na każdy szczegół znajdujący się na podłożu tuż przed ich nosem, czyli wszelkiej maści wgniecenia trawy i odciski łap czy kopyt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.17 16:08  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Droga jaką mieli do pokonania nie była zbyt łatwa. Zarośnięte chaszcze, liczne krzaki z ostrymi gałązkami i gdzieniegdzie podejrzanie wyglądające rośliny. Dla przerośniętego stada wilków okolica stanowiła pewnie równo przycięty trawniczek, ale dla ludzi była uciążliwa - zwłaszcza, że większa część roślinności był zdecydowanie wyższa niż powinna. Próżno było szukać jakiejkolwiek ścieżki.

Chociaż czujność Ryouty spowodowała, że coś udało mu się wypatrzeć. Na ziemi, między kępkami trawy, co jakiś czas pojawiały się wgniecenia jednoznacznie przypominające kopyta. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy okazało się, że ślady nagle skręcają w lewo, a szum jeszcze nie tak bliskiej rzeki był słyszany z prawej strony. Jahleel, orientując się w tych terenach, zdawał sobie sprawę, że nie ma opcji by idąc za śladami i tak trafili na rzekę - musieli zdecydować.

Gdzieś za ich plecami trawa zaszeleściła ostrzegawczo i zamilkła zbyt szybko jak na zwykłe poruszenie wiatrem. Zupełnie jakby ktoś zorientował się, że wywołał niepotrzebny hałas. Na szczęście wydawało się, że mimo wszystko są jeszcze w dość bezpiecznej odległości od swojego stalkera.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.17 19:02  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
- Jak możesz być taki spokojny?
- Doświadczenie. I duża doza praktyki. - Odpowiedział, zanim został pchnięty w stronę lasu. Nie zdążył nawet zainteresować się urwanym zdaniem i tajemniczymi pomocami naukowymi. Ale bądźmy szczerzy, doskonale wiedział, że nie ma tam nic ze szkolnych przedmiotów.
- Zapewniałem cię, że ją odzyskamy. Niemniej zacząłem mieć wątpliwości. Ile nielegalnych rzeczy tam się znajduje? - Idealna pora na podobne pytania. Ale odezwała się w nim powinność zwierzchności.
Zastanawiał się, jak powinien się przedstawić. Zazwyczaj używał ludzkiej tożsamości. Acz owa stworzona została wieki temu, kiedy ludzie bali się jeszcze aniołów. Czy teraz był sens dalej z niej korzystać? Aniołowie stali się czymś normalnym, elementem krajobrazu niemalże. Tak samo codzienne i zwyczajne jak mutanci. Zdecydował się zatem na swoje prawdziwe miano. Obco brzmiące, biblijne imię, nadane mu przez Kreatora przed mileniami.
- Miło mi cię poznać, Ryo. Jestem Jahleel. - Przedstawił się, zanim weszli w las.
W miarę możliwości torował im drogę. Niewielkimi, ostrymi uderzeniami ściągniętą z powietrza wodą ciął gałązki i umożliwiał przejście bez wydłubania sobie przy okazji oka.
Pozwalał chłopakowi iść przodem. Nie tylko ze względu na fakt, iż Ryouta potrzebował widzieć ślady. Jakie anioł mógłby przypadkiem zatrzeć. Ale przede wszystkim dlatego, że Jahleel wolał zabezpieczać tyły. Idąc na końcu był w stanie odeprzeć atak nadchodzący z przodu - jako, że zerkał tam co chwila - a także był wystawiony na cios zza pleców. Wolał już narazić siebie na zagrożenie niż ryzykować, iż cokolwiek stanie się młodemu łowcy.
Nie byłoby problemu, gdyby chłopak nie dostrzegł żadnego tropu. Anioł znał Eden, trafiłby nad rzekę nawet bez śladów w postaci odcisków kopyt. Ucieszył się jednak, gdy Łowca pokazał mu trop. Nie dlatego, że był potrzebny do odnalezienia rzeki. Czysto dlatego, że się Ryo udało. Chociaż młodzieniec nigdy nie polował w warunkach gęstego lasu - na Desperacji wszak próżno szukać puszczy - wypełnił zadanie wręcz śpiewająco.
- Wspaniale ci poszło. - Pochwalił młodego, schylając się nad śladami. - Widziałeś gdzieś może jeszcze jeża? - Rozglądał się za kolczastym stworzonkiem, licząc, że spełni chociaż tę prośbę czworonoga. Na arbuzy naprawdę już za zimno. Ale może chociaż zgarnie skądś późnojesienne jabłka. Rozmyślał, póki nie zatrzymał się, aby przyjrzeć wgłębieniom w podszyciu. Używana wcześniej do torowania drogi woda unosiła się obok anioła w postaci paru małych kulek.
Zastanowiło go, że ślady skręcają w lewo, gdy rzeka - był tego pewny - znajdowała się w zupełnie przeciwnym kierunku.
Wyprostował się wolno, nie odrywając wzroku od ściółki. Wilczyca wskazała im rzekę. Ślady mówią co innego. Wadera ich oszukała? Ale jeśli by chciała ich zabić, nie robiłaby sceny z zabraniem torby. Tylko by wskazała rzekę i... I te ostrzeżenia przed Dukem. Wilkom nie zależało na ich śmierci. Chcieli tylko jedzenie. Ale ktoś inny lubował się w mordowaniu szczeniąt. Duke? Kim on mógł być? Wzgardzona beta, niezdolna przejąć władzy? Czy może agresywny basior? Żądna zemsty omega? Czy ten trop był pułapką, aby pokrzyżować plany dowódczyni i obniżyć jej autorytet?
Analizę sytuacji przerwał szelest. Mężczyzna odwrócił się, a woda przepłynęła, układając się w kolce, gotowe wystrzelić w stronę zagrożenia.
Żaden rozsądny osobnik nie powinien lekceważyć tego spokojnego żywiołu. Woda pod odpowiednim ciśnieniem tnie metal jak papier.
Nic jednak się nie zdarzyło. Anioł odczekał chwilę, upewniając się, że jest bezpiecznie, zanim znów utworzył z wody małe kulki i wrócił uwagą do łowcy.
- Proponuję iść nad rzekę. - Zdecydował, pokładając wiarę w waderę. Oby nie pożałował ufania wilczycy. - Tędy. - Oczyścił kawałek drogi z krzaczków i pozwolił, aby Ryo znów poszedł przodem. Jeśli tylko zgodził się z werdyktem anioła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.11.17 16:02  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
- Na pewno miałeś na praktykę więcej czasu niż ja, ojcze. - starał się żeby to nie zabrzmiało dwuznacznie, ale ton głosu mówił sam za siebie. Dobrze że Jah padł wtedy ofiarą przesunięcia(!), to na szczęście nie był w stanie zobaczyć tego niesfornego uśmieszku namalowanego na twarzy chłopaka. Następna kwestia trochę zbiła młodzika z tropu, bo zaczął się zastanawiać czy kradzież rzeczy ukradzionych nadal nazywa się kradzieżą - a jeśli tak, to czy będąc tego podwójnie świadomym, popełnia się przestępstwo dwa razy? Kwestię nielegalności towarów najchętniej by przemilczał, co też zresztą uczynił. W końcu nie było teraz czasu na takie "nieistotne" rzeczy...
- Wierzę ci na słowo, jest mi bardzo potrzebna. - odpowiedział tylko, nadal działając w poszukiwaniu śladów. Usłyszawszy imię swego nowego towarzysza, zaczął powtarzać je pod nosem na tyle długo, aż nie doszedł do wniosku, że jest to bardzo dziwaczne imię - czego rzecz jasna na głos nie powiedział. Cały proces myślowy zajął mu jakieś kilkanaście sekund, który trzeba przyznać, był jednym z najdłuższych w jego króciutkim życiu.
- AHA! Tu były... widzisz? - rzucił radośnie, wskazując paluchem na słabo widocznie ślady wgniecionej ziemi i ściółki. Rozpierała go duma, nie dość że pochwalił go przyszywany tatuś, to jeszcze byli o krok bliżej do odzyskania materiałów naukowych! Wyszczerzył ząbki w triumfalnym uśmiechu, niczym dziecko obdarowane batonikiem za dobrze wykonane zadanie.
- Żadnych jeży, niestety... ale on pewnie z tym żartował. Myślisz że lubi jeść takie małe mięsko i to z igłami? Ale wracając,
skoro ślady prowadzą tu, to nie pozostaje nam nic innego jak...
- tutaj przerwał, bo akurat w tym samym momencie Jah zaproponował, aby poszli w zupełnie przeciwnym kierunku niż prowadziły ślady. - ...Och... No... dobrze, ty tu rządzisz, tato... - było mu trochę przykro, w końcu tak bardzo się starał, a ostatecznie i tak skręcili w inną stronę. No, cóż, musiał jednak zaufać doświadczeniu starszego kolegi. W końcu to Ryo był tutaj obcym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.17 17:14  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Rozgoryczenie Ryouty najpewniej rosło z każdym krokiem przybliżających ich w stronę rzeki bowiem w tamtym kierunku nie było absolutnie żadnych śladów sugerujących choćby chwilowy pobyt jakiegokolwiek zwierzęcia. Przynajmniej do czasu. Przedzierając się przez coraz gęstsze krzaki, których rozrost spowodowała najpewniej coraz bliższa obecność wody natrafili w końcu na dość głęboką dziurę w ziemi. Po bliższej analizie można było bez wątpienia stwierdzić, że wykopał ją tu jakiś większy psowaty. W środku nie było nic poza nawrzucanymi kilkoma kamieniami. Przeszkodę - której prawdopodobnie by nie ominęli gdyby nie pomysłowe wykorzystanie anielskich mocy - trzeba było obejść bokiem, a tam na jednym z krzaków o niesamowicie długich liściach czekała na nich niespodzianka. Strąki niepokojąco lepkiej śliny zwisające z rośliny i leniwie spływające na ziemię. Najwidoczniej jeszcze przed chwilą był tu ktoś, kto tylko czekał aż któryś z intruzów wpadnie do dziury i połamie sobie nogi.

Mimo to niepokojące szelesty dobiegały ich zza pleców, a przed nimi panowała względna cisza. Pomijając oczywiście coraz głośniejszy szum rzeki.

W końcu wystarczyło już tylko pokonać ostatnie kilka metrów oraz jeden rozłożysty krzak żeby oczom łowcy i anioła ukazała się niewielka polanka przecinana przez niezbyt szeroką w tym miejscu rzekę. Na pierwszy rzut oka było tu całkowicie pusto jednak po chwili coś się poruszyło, a połyskujący przeciwległy brzeg rzeki nie był jedynie czystą wodą, ale sześcioma smukłymi danielami o białej sierści. Wszystkie leżały nad brzegiem, praktycznie tuż przy linii wody i najwyraźniej odpoczywały.


OGÓLNE:

TERMIN:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.17 11:31  •  Wilczyca [Jahleel i Ryouta] Empty Re: Wilczyca [Jahleel i Ryouta]
Pomylił się? Coraz bardziej zaczynał się obawiać, że tak właśnie było. Świadomość ewentualnego błędu zaciskała się zimnem na jego płucach, dławiąc oddech w piersi. Może powinien był zaufać tropom?
- Intencje wilczycy wydawały mi się czyste. - Zaczął tłumaczenie. - A ślad biegnący w przeciwną stronę podejrzany. Ostrzegano nas przed tajemniczym Dukem. Wybrałem jednak słowa wilczycy ponad... Oh. O wilku mowa. - Stanął nad dziurą i pochylił się, przyglądając jej krawędziom. Oraz cieknącej ślinie.
- A wilk już tutaj. - Skończył stare porzekadło, zanim wrócił do przerwanych tłumaczeń.
- Nie odbieraj tego jako akt wrogości. Nie chciałem, aby tak zabrzmiał. Przepraszam. Bądź ostrożny. Kto wie, czy dalej nie ma kolejnych pułapek.
Zapadła cisza, gdy szli między drzewami. Anioł doszedł do wniosku, że nie docenił wilków. Ich inteligencji i zdolności planowania. Wręcz nieco poczuł się osaczony. Czyżby nie tylko wybrał złą drogę, lecz też mało nie połamali przez niego nóg? Ale ciężar spadł mu z piersi, kiedy ujrzał daniele. Dość jednak szybko zastąpiony drugim, znacznie gorszym.
Teraz trzeba je zabić.
Śmierć jest czymś naturalnym. Każde ziemskie stworzenie kiedyś go doświadczy. Nie mają na to wpływu, ani ludzie, ani aniołowie. Życie wymusza na nich odbieranie go innym. Cała ogłada jaką można mieć, to zabijać tylko tyle, ile się potrzebuje. Nic ponad to. Teraz nie potrzebowali całego stada. Dwa osobniki będzie dość.
- Niepokoi mnie ten szelest za naszymi plecami. - Zauważył cicho, zanim spojrzał do tyłu, na drzewa i krzewy gęstego lasu.
- Uśpię zwierzęta. Ty zważaj na to, co się tam czai. Ja będę musiał się skupić... A ty mnie chronić. - Wyciągnął dłoń i położył ją na głowie Ryo. Miał nadzieję, że poczuje przypływ dziecięcego entuzjazmu, iż dostał tak poważne zadanie. Oraz zapomni o wcześniejszym potknięciu ze śladami.
Pomierzwił mu lekko włosy, zanim spojrzał znowu na zwierzęta. Zabić je tak, aby nie poczuły. To nie jest takie trudne dla anioła z jego mocami.
Delikatnie poruszył powietrzem. Lekki wietrzyk, łagodnie kładący źdźbła trawy. Musiał wyczuć, gdzie dokładnie znajdują się halle. Tylko po to, by potem systematycznie odbierać im tlen. Im go mniej w powietrzu, tym bardziej chce się spać. Umysł jest splątany, myśli nie chcą płynąć. Zmęczenie rzuca się na kończyny, a jałowe wdechy nie przynoszą poprawy. Zamierzał posłać dwa osobniki do krainy Morfeusza. Aż powietrza zabraknie całkiem.
Tak jak powiedział do Ryo. Nie zabije ich. Tylko uśpi tak, aby nigdy więcej się nie obudziły. Bez bólu, bez stresu. Spokojna śmierć.

Kontrola powietrza: 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach