Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Bezlitosna grawitacja zaczęła spychać ich w dół. Yury czuł ciśnienie, które szumiało w uszach w postaci piskliwych świstów powietrza, w brzmieniu przypominającym szum strumienia o bardziej złożonej częstotliwości, natężeniu zbliżonym do przyśnięcia do uszu do metalowego płaszcza dzwonu, w trakcie uderzenia jego mosiężnego serca o wewnętrzne ściany. Słowa utknęły w jego gardle, a proces oddychania został przerwany. Każda próba zaczerpnięcia tchu kończyła się na dławieniu się nim. Było gorące. Jak pustynny piasek, wdzierający się do ust. Niczym bicze, chłostało w podniebienie i gardło swoją ciężką, duszną konstrukcją, pozostawiając na języku metaliczny posmak oraz suchość w ustach.
Materiał wymsknął się z jego uścisku i nawet nie próbował złapać jego właściciela z ramię, zbyt zaoferowany niezgrabnym wymachiwaniem ramion, mimo iż mechaniczne wyraźnie buntowało się, podczas zginania jego sztucznej powłoki, najwyraźniej odnosząc obrażenia na skutek konfrontacji z ciężkim mieczem pionka. Przypomniała mu się pierwsza lekcja pływania. Heroiczna, ale jednocześnie chaotyczna walka z otchłanią chlorowanej wody, która ciągnęła Kido, jak kamień. W tym momencie było niemalże tak samo. Bezskutecznie próbował przemieścić się z jednego miejsca na drugie, z dala od podwyższonej temperatury, gdy zawisł metr nad ognistą kulą, do złudzenia przypominającą słońce. Gorąc pełzał po jego ciele, jak wąż, zerkając w każde, nawet ukryty przez warstwy odzieży zakamarki. Skóra błyszcza od potu, który wydostawał się przez gruczoły w niespotykanych dotąd ilościach i skapywała na ognistą strukturę obiektu, jakby jego ciało było skontrowane z lodu i sukcesywnie roztapiało się pod wpływem ciepła. W następnej sekundzie, kiedy już zamknął oczy, pogodzony ze swoimi końcem, poczuł, jak ludzkie kolano uderza o twardą powierzchnie. Oparł nadgarstki o ziemię, asekurując się nimi instynktownie, w celu uniknięcia spotkania pierwszego stopnia twarzy z podłożem. W między czasie otworzył oko, nabierając do ust łapczywie powietrze, spragniony jego obecnością w swoich płucach. Usiadł, przyciskając plecy o jedną ze ścian i otarł pot z czoła. Zgarnął z niego również niesforne kosmyki, które przykleiły się do skóry pod wpływem wilgoci i zaczesał je do tyłu, aby nie utrudniały widoczności, poprawiając również opaskę, która zjechała z prawego oka. Lewa dłoń, po tym zabiegu, spoczęła na piersi leżącej po tej samej stronie ciała. Wyczuł pod opuszkami palców prace mechanicznego serca i odetchnął z ulgą. Pisk w uszach przekształcił się w ciszą, gorąco, które czuł na skórze, unormowało się. Było chłodniej, przyjemniej.
Sięgnął do kieszeni, by odnaleźć w niej paczkę zdewastowanych papierosów. Wciągnął jedną dawką nikotyny i wcisnął ją sobie do drżących ust, rozglądając się, aby rozeznać się w swoim położeniu. Najpierw odszukał Morozova, który nie mógł pozbierać się z podłogi. Parsknął z rozbawieniem, w ramach komentarza na ten widok, ale żaden adekwatny do sytuacji docinek nie opuścił jego ust, w obawie, że głos utknie mu w przełyku. Jego wzrok zatrzymał się na jednej obcej sylwetce i przemieścił się na drugą, tak samo osobliwą. Gdyby nie był przyzwyczajony do dziwactw, najprawdopodobniej ucisk zębów, który spoczywał na filtrze, zostałby poluzowany i jego nałóg skonfrontowałby się z podłożem.
Coście za jedni?  — zapytał, wyciągając z kieszeni zapalniczkę, lecz nie spodziewał się odpowiedzi od tych pozbawionych ust kreatur. Westchnął, zaciągając się, kiedy odpalił papierosa. Swoją uwagę przekierował na kule, które zainteresowały go bardziej niż blada jak kreda cera Rosjanina. Zaczął rachować w głowie ich wartość, a na wąskie usta wkradł się chciwy uśmiech.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Początkowy brak podparcia pod ciężkimi wojskowymi butami okazałby się doprawdy znośny, gdyby pod ręką znajdowało się twarde podłoże, na którym mógłby się oprzeć, lecz nie było to dane lekarzowi wojskowemu, zamiast tego znalazł się w rękach bezwzględnej grawitacji i jej działania, a także ściskające za gardło wrażenie spadania. Rosjanin czuł gorąco panujące w nicości, które porównywalne było do znalezienia się nieopodal jądra planety. Pot w ekspresowym tempie zrosił skórę, a początkowo łopocząca koszulka niebawem przykleiła się na stałe do ciała, z której swoją drogą łapa biomecha się ześlizgnęła. W normatywnych warunkach jasnowłosy byłby wniebowzięty, odzyskując swoją przestrzeń osobistą, której nie zmącała jakaś bezmyślna ameba, ale w obecnych, ekstremalnych wręcz warunkach wcale nie to biegało po głowie mężczyzny. Głos uwiązł mu w gardle, w miejscu, którego pojawiła się wielka gula, a w obliczu odkrywanego powoli, acz sumiennie lęku przed wysokościami, który rozwijał właśnie swoje skrzydła zbladł jak ściana, gdy krew odpłynęła mu z twarzy. Dopadły go zawroty głowy, a próba racjonalnego wyjaśnienia tego, że upadek zakończy się jego rychłą śmiercią i będzie po wszystkim, nie dawały ukojenia czy złagodzenia zszarganych nerwów. Wrażenie spadania, nawet przy urywanych oddechach, szumie w uszach, okazywało się jednym z najgorszych doświadczeń życiowych jakie przyszło mu kiedykolwiek doznać. Nie dość, że zrobiło mu się słabo, to jeszcze cholernie kręciło mu się w głowie.
Kiedy Nicość przeistoczyła się w grunt, na którym zaliczył twarde lądowanie, wycierając spodniami zakurzone podłoże, nie mógł liczyć na owocną próbę podniesienia się, gdy nogi przeistoczyły się w coś na wzór waty. Płytkie, szybkie oddechy nie polepszały stanu, wobec którego zawroty głowy nie odstępowały go ani na moment. Nie pomagał sobie z medycznego punktu widzenia i do jasnej kurwy, wiedział o tym aż za dobrze. Gdyby był w lepszym stanie, zapewne zakląłby pod nosem, lecz jedyne na co się zdobył, to przesunięcie się do tyłu i chwilowe wsparcie pleców, a następnie czoła o siatkę klatki. To wszystko przez tę jebaną shlyukhę, pomyślał nienawistnie, lecz słowa te nie wydobyły się z jego gardła, które powoli rozluźniało się spod uścisku świeżo odkrytego lęku. Przerywany oddech niespiesznie się wyrównywał, ograniczenie poruszania kończyn i niekontrolowane drżenie ciała powoli odchodziło do lamusa, ale dało mu się we znaki, jak nic innego. Czy można było to zaliczyć do próbę zmierzenia się z nim? Ilya Antonowicz Morozov wolałby już zostać postrzelonym niż odhaczyć tego typu atrakcje kolejny raz.
Coście za jedni?, dopiero te słowa nieco go otrzeźwiły, sprawiając, że Rosjanin oderwał czoło od siatki, ku której się zwrócił w pierwszej kolejności i następnie rozejrzał się po wnętrzu klatki, wcześniej zupełnie nim niezainteresowany, dostrzegając przy tym dziwne kreatury. Tak, wszystko było lepsze od efektu spadania, bezapelacyjnie. Paradoksalnie wybitnie cieszyło go zamknięcie we wnętrzu tej masywnej konstrukcji, nawet z jej mieszkańcami. Było to czymś namacalnym, czymś nad czym względnie mógł mieć kontrolę. Niedługo potem postanowił ostrożnie podnieść się, cały czas asekurując się rękami, by ostatecznie pozostać w przykucu, podpierając się lewą ręką o podłoże. Wszystko małymi kroczkami, ale nie sądził, by prawowici mieszkańcy klatki mieli okazać się w praktyce równie gościnni co jego naród.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Yury i Chashka | Poziom Średni | Cel: Zmiana srebrnych obrączek w artefakty (Chashka - kontrola wody Yury - kontrola piasku)
"Gdzie się podziały te szklane domy... szczere uśmiechy i wesołe twarze?"

Każde z nich zareagowało na to niespodziewane przejście z jednego miejsca do drugiego oraz upadek z tym związany inaczej, co nie było faktem dziwnym ani odrobinę, jako że byli oni, przecież, jednostkami bardzo się od siebie różniącymi. Nawet podobne do siebie persony mają inne reakcje i zachowania względem konkretnych sytuacji, a co dopiero tak wspaniała, skomplikowana i wypełniona barwnymi różnicami parka, jak ta tutaj się pięknie prezentująca. Biomech jako pierwszy zdołał ogarnąć się po wylądowaniu na twardej, niezbyt przyjaznej ziemi klatki, do której to zostali przez Los wrzuceni, podczas gdy Nosiciel zmagał się przez dłuższą chwilę z paniką wgryzającą się w jego umysł i rozszarpującą jego myśli na drobniutkie, rozsiane na wszystkie strony świata kawalątki. Siedzący na chłodnawym, kamiennym gruncie Yury postanowił uspokoić skołatane tą niezbyt przyjemną czy delikatną podróżą nerwy poprzez zapalenie papierosa i zatrucie swojego organizmu kolejną z wielu dawek nikotyny, przy okazji sprawdzając stan swego towarzysza - oraz niezbyt subtelnie wyśmiewając go za jego niemożność szybszego, sprawniejszego doprowadzenia się do użytecznego stanu - i następnie rozglądając się po tutejszym otoczeniu. Uwaga jego skupiła się na jednej z karykaturalnych postaci, po czym przeskoczyła na drugą - lustrował wzrokiem sylwetki ich przesadnie chude, wysokie i ledwo ludzkie, lecz zdecydowana większość zainteresowania jego osiadła ostatecznie na umieszczonych w torsach tychże jegomości kulach.

Wieczny nie spodziewał się, aby pytanie jego - które spowodowało dodatkowo, iż Chashka wyrwał się wreszcie z dokuczającego mu, skutecznie dekoncentrującego (bądź też pochłaniającego calutką jego atencję) i zamykającego w ciasnej klatce bezruchu rozklekotania psychicznego - doczekało się odpowiedzi ze strony istot naprzeciw im stojących, lecz czekać miała go w momencie tym malutka, drobniutka niespodzianka.
- Lew i wąż, i orzeł w jednym został nam pokazany - rozbrzmiał głos z nie wiadomo której strony, wypełniając przestrzeń klatki i zatracając się w inaczej panującej w niej ciszy. Głos ten był niski, niesamowicie ochrypły i niemalże bolesny do słuchania, przywodząc na myśl granulki metalu zdzierane o jakąś inną stalową powierzchnię.
- Dlatego też pierwszy ruch został Wam podarowany - dołączył do pierwszego drugi głos i o ile ten także nie posiadał określonego, ustalonego źródła, to był on lżejszy, przyjemny i kojący niczym ciepła, solna bryza nad szumiącym morzem.
Ledwo ostatnie słowo rozpłynęło się w królującej tu flaucie, a ręce dwóch postaci wyciągnięte zostały do przodu tak, jak gdyby złapać one za coś łaknęły. I to uczyniły, poniekąd, ponieważ w dłoniach ich pojawiły się bronie przepiękne i majestatyczne, przyciągające spojrzenia i zapierające dech w piersiach. Istota po lewej stronie poczęła dzierżyć od chwili tej trójząb cudnymi i pokręconymi wzorami zdobiony, wykonany jakby z kryształu półprzeźroczystego oraz o jasnoniebieskiej, lekkiej barwie, zaś ta po lewej zacisnęła palce szczupłe i szponiaste na włóczni złotawej, naznaczonej bajecznymi znakami, lśniącej w tutejszym świetle i wykreowanej z materiału śmiało mogącego uchodzić za szkło. Na pierwszy rzut oka oręże te wyglądały na kruche i kompletnie niezdatne do stosowania w potyczkach, jednakże groty ich i ostrza prezentowały się śmiertelnie oraz niebezpiecznie, co podkreślone zostało dodatkowo przez bojowe pozy przyjęte przez ich właścicieli. Ostatnim, ciekawym elementem całej tej sytuacji było to, iż kulki uprzednio wypełnione świecącymi substancjami były obecnie i aktualnie puste; pozbawione swych lśniących, kolorowych zawartości.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 20 stopni Celsjusza), zero wiatru.
  • Termin odpisów: 18.02.18r.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zanim z ust postaci padła odpowiedź, zaciągnął się porządnie, delektując się dymem, który zapełnił powierzchnie jego płuc, po czym wypuścił go zarówno nosem i ustami, obserwując jak w powietrzu tworzą się abstrakcyjne formy. Przez brak powietrza, drażniący zapach wypełnił jego nozdrza, ale nie odkaszlnął. Przywykł. Wtedy rozległ się głos. Chrapliwy i nieprzyjemny. Podobny do tego, którym sam się posługiwał. Podrażnił jego uszu i zabrzęczał w nich, jak krzyk Morozova, kiedy wzburzony Rosjanin podniósł głos, bo nie umiał komunikować się jak cywilizowana osoba.
Zerknął na zakapturzoną twarz jednej z istot i zacisnął zęby na filtrze, jego usta uformowały się w krzywym uśmiechu, a twarz zdradzała niezrozumienie. Nie lubił zgadywanek. Wolał plądrować i demolować. Myślenie nie było jego mocną stroną. Sięgnął wolną, ludzką dłonią do podbródka. Musnął palcami szorstki, parudniowy zarost, ale nie skonstruował żadnej odpowiedzi. Chociaż z wyraźnym opóźnieniem, słowa do niego dotarły, ale nie zrozumiał ich znaczenia. Najprawdopodobniej jego mózg nie mógł przetworzyć tak skomplikowanych sekwencji, których trudność polegała praktycznie tylko na zmianie kolejności wyrazów. Inny szyk zdań i człowiek się gubi, jak dziecko we mgle. Przypadek nieuleczalnie chory.
Podźwignął się na łokciach po tym, jak postacie dobyły swoje oręża. Ten demonstracyjny język zrozumiał. Potraktował to jako aluzję do odwdzięczenia się tym samym. Zmotywowany, złapał między palce nóż, który nabył wiele lat temu w rosyjskiej dzielnicy. Idealnie leżał w mu dłoniach. Był wykuty na jego prośbę i pod jego predyspozycje oraz technikę. Dogadywał się z nim bez słów. Niemal tak skutecznie jak z pistoletem, który odpoczywał w kaburze.
Mamy z wami walczyć? — dopytał, ale nie spodziewał się zrozumiałej dla siebie odpowiedzi. Wyczekiwał, aż bliżej nieokreślone postacie wykonają swój ruch. Jego spojrzenie natomiast skupiło się nad drugim orężu, przypominającym włócznie. Przemawiało do niego zdecydowanie bardziej niż trójząb rodem z baśni o syrenach i innych stworach pływających. Oceniając jego budowę, zapomniał o istnieniu kul, więc nawet nie zauważył, że ich zawartość została opróżniona, zniknęła bez śladu.
Szturchnął Morozova czubkiem buta.
Weź się w garść, harcerzyku — rozkazał. Drwina została zastąpiona przez surowość w głosie. Nie miał zamiaru akurat teraz przedrzeźniać się z tą małpą. Chciał wrócić do normalności. Dlatego użył języka japońskiego. W ramach chwilowego rozejmu.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Do tej pory Ilya Antonowicz Morozov pozostawał w niezmienionej jak dotąd pozycji, którą można, by określić mianem słowiaskiego przykucu, podpartego dodatkowo, jakoby asekuracyjnie lewą dłonią o twarde podłoże. Drżenie ciała po konsumpcji przez lęk potrzebowało pewnego czasu, by powrócić do względnej normy. Jak się miało niedługo okazać — skupienie się na czymś innym było nad wyraz dobrym lekiem na wynikły z nieprzewidzianych okoliczności stres.
Słowa wypowiedziane przez te dziwadła w klatce okazały się zupełnie niezrozumiałym zbitkiem, z których obcokrajowiec w postaci dumnego, nacjonalistycznego Rosjanina miał poważny problem, nieprzyzwyczajony do japońskiej metafory lub odwróconego stylu: Lew i wąż, i orzeł w jednym został nam pokazany; Dlatego też pierwszy ruch został Wam podarowany. Odzyskując stopniowo rezon, zmarszczył jedynie brwi, zerkając to z jednego na drugiego, doszukując się niewerbalnej podpowiedzi. Nie miał najmniejszych trudności z potwierdzeniem, że rozpoznał właściwie język, którym operowano, ale nie wiązało się to z rozwianiem wątpliwości co do znaczenia wyrazów użytych w takiej, a nie innej kompilacji. Może poniekąd lepiej, gdyż pochłonęło to uwagę byłego żołnierza S.SPEC do tego stopnia, że nie zarejestrował pierwszej wypowiedzi swojego towarzysza, drugiej zaś nie mogło to spotkać, poniekąd związane było to ze zmniejszeniem odległości między nimi. Jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w świeżo wyrośnięte w powietrzu, jakoby przywołane, bronie zakończone ostro, a postawy przyjęte przez ich właścicieli powiedziały Rosjaninowi dużo więcej niż rzucone przez nich w eter słowa. Zanim jednak zdecydował się cokolwiek na to odpowiedzieć, oparł się prawą ręką o siatkę, by powoli, acz ostrożnie się podnieść. Z zadowoleniem zauważył, że wrażenie nóg jak z waty w końcu zniknęło na dobre, powstrzymał się jednak, by nie wymknęło mu się spod kontroli westchnienie ulgi.
Rozkazy zostaw lepiej dla kogoś, kto będzie ich w ogóle słuchał — odparł lekceważąco Rosjanin, nie racząc nawet przejść na japończyznę, nawet nie zerknąwszy na biomecha. Dodatkowo, jakby w ramach, potwierdzenia, że już z nim zdecydowanie lepiej niż na samym początku prychnął. Nacjonalista nadal miał bardzo bladą twarz, świadczącą o niedawnym mierzeniu się z nowopoznanym lękiem, ale zważywszy na fakt, że odzyskał język w gębie, nie trzeba było się martwić tym, że powrót na w miarę stabilny grunt, który przede wszystkim czuł pod wojskowymi butami dodawały mu nie tylko pewności siebie, ale i spokoju ducha. — Nie daj się tylko zabić. — mruknął ciszej, może nieco niewyraźne, jakby nie przykładał zbytniej wagi do tego, by zostało to dosłyszane. Wyciągnął przy okazji charakterystyczny dla siebie sztylet, który Yury mógł nie raz poznać na własnej skórze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Yury i Chashka | Poziom Średni | Cel: Zmiana srebrnych obrączek w artefakty (Chashka - kontrola wody Yury - kontrola piasku)
"Gdzie się podziały te szklane domy... szczere uśmiechy i wesołe twarze?"

Żadna z pozbawionych mimiki postaci nie ruszyła się z miejsca, nie drgnęła o marny nawet, ułamkowy centymetr, czekając cierpliwie na to, aż Yury i Chashka pozbierają się - dosłownie - z gleby oraz w pełni ogarną swoje szanowne persony. Nie zareagowali w jakikolwiek sposób na dobycie przez nich krótkich, lecz wiernych broni - noża w przypadku Biomecha, sztyletu zaś, jeśli chodzi o Nosiciela - wpatrując się jedynie - jeśli można nazwać tak to, że twarze ich przeraźliwie puste skierowane były w stronę naszej zacnej parki - w Najemników w przeciągającym się, dłużącym milczeniu. Postawy przez nich przyjęte - mimo otwartej, jasno wyrażanej gotowości do bitwy - były typowo obronne, gotowe do przyjęcia potencjalnie nadciągającego w ich kierunku natarcia, podczas gdy same Istoty nie poczyniły ani jednego kroczka w stronę naszej bohaterskiej dwójki.
- Zwycięzca wolność pozyska, z koszmaru uwolnion~ zostanie - rozbrzmiał ponownie głos chrapliwy i nieprzyjemny dla uszu, w międzyczasie czego postać dzierżącą jasnoniebieski, cudownie zdobiony trójząb wskazała palcem jednej ręki na obu Najemników.
- Pierwszy ruch do Was należy, kolejna szansa taka nie powstanie - zakomunikował ten łagodniejszy, przyjemniejszy głos, a po zakończeniu tegoż zdania humanoidalny stwór - jako że człowiekiem nazwać tego się nie dało - po lewej wrócił do trzymania za oręż swój obiema bladymi, nienaturalnie chudymi oraz smukłymi dłońmi. Zarówno jeden, jak i drugi trzymali ciała swoje nisko na ugiętych kolanach, leciutko wysunięte do przodu i z ramionami delikatnie przygarbionymi, wyczekując niezmącenie na działania Yury'ego oraz Chashki. Nie wyglądało na to, aby sami mieli zdecydować się podjąć jakiekolwiek agresywne kroki, zamierzając trwać w swych defensywnych pozach aż do momentu, w którym oponenci złamią się i wreszcie zaatakują. Oni, przecież, mieli nieskończoną, nieograniczoną ilość czasu; im się nie spieszyło, bo w końcu nie byli jednostkami żywymi i wymagającymi substancji odżywczych oraz snu. Oni mogą czekać na pierwszy, rozpoczynający potyczkę ruch świeżych, nowych wrogów, lecz czy Biomech i Nosiciel posiadali ten sam przywilej? Chyba nie, heh.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 20 stopni Celsjusza), zero wiatru.
  • Dzieli Was jakieś siedem-osiem metrów.
  • Termin odpisów: 24.02.18r.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Biomech nie krył swojego zirytowania. Splunął niedopałkiem i przygniótł go ciężarem buta, po czym z jego ust uleciało ciche przekleństwa w ramach komentarza na pobrzmiewające w jego uszach słowa. Nie miał jednak przedłużać swoich decyzji w nieskończoności. Chciał jak najszybciej wydostać się z tego przeklętej klatki i wdrążyć sobie drogę do wolności, więc musiał działać.
Utkwił ograniczone pole widzenia do jednego oka  w wybranego przez siebie przeciwnika. Przestrzeń wokół nich przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Skupił się na nim całkowicie, ignorując obecność Morozova, który wykrzykiwał coś w jego stronę, ale jego słowa do Wiecznego nie doleciały. Były niczym brzęczenie muchy nad uchem, irytujący, ale jednocześnie mało znaczący. Zignorowanie go było tylko kwestią czasu, kiedy natarczywy owad nie chciał odejść i unikał konfrontacji z łapką lub ręką właściciela koszyka owoców na którym się pasła, w wolnej chwili zakłócając jego spokój w najbardziej upierdliwy z możliwych sposobów.
Yury przemieścił się, zmniejszając dzielący go dystans od nieznajomego kształtu. Kątem oka zerknął na jego nieruchomego towarzysza? Mógł zaufać Morozovi w kwestii jego zatrzymania lub unicestwienia? Kwestia wiary w tym aspekcie nie istniała. Lekarz nie zasłużył na jego zaufanie swoim niewyparzonym językiem.
Zamknij mordę i w końcu rusz to rozleniwione dupsko. Twoje życie wisi na włosku, Tsarze — syknął, ale nie zerknął na odbiorcę tych słów. Za jakie, kurwa, grzechy! Po cholerę zanim polazł, skoro jego rola ograniczyła się do pyskówek? Jaki był z niego pożytek?
Sięgnął po artefakt w postaci zapalniczki. Nie zdziałała na figury, ale nie mógł mieć pewności, że te stwory były wyprodukowane z tego samego materiału. Nadarzyła się doskonała okazja, by przetestować jej użyteczność w praktyce. Zmniejszył odległość do trzech metrów i użył ją.
Kula ognia pomknęła w kierunku osobnika dzierżącego włócznie.

Działanie Zapleczniki Piromana — 1|2
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Dezorientacja i konsternacja okazywały się najbardziej trafnym określeniem zastygłych emocji, które idealnie zrównoważyły się na jego mimice w obecnej sytuacji. Skupiony dotychczas na wypowiedziach, z których nie wyłapał zupełnie nic, mimo że na dawnej japońskiej ziemi rezydował ponad dziesięć lat, Rosjanin omiótł wzrokiem bojowe postawy dziwnych kreatur. Mogłoby się wydawać, że było to tylko zainteresowane spojrzenie posiadacza intensywnie niebieskich tęczówek, lecz szybko okazałoby się to podejrzeniem nietrafionym, zwłaszcza ze strony kogoś kto za słabo go znał — jako lekarz zwracał uwagę na punkty, w które mógłby trafić, by ukrócić żywot ów stworzeń. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że rzeczywistość wykreowana przez dziwaczną cygankę nie okaże się tak banalna i łatwa. Udowodniły to poniekąd figury, na które nie zadziałało nic i wówczas…
Przewrócił oczami na dźwięk słów wydobytych z gardła biomecha, co było wystraczającą reakcją Rosjanina. Następnie wypuścił z ust powietrze z jawnym poirytowaniem, ale z jego ust nie padł żaden komentarz lub riposta. Morozov nadal zastanawiał się, po co uczył tę jebaną kalekę rosyjskiego kilkanaście lat temu poza własnymi korzyściami, które płynęły z tegoż tytułu. Najchętniej wbiłby mu teraz ten sztylet w plecy, śledzionę lub inną część ciała, która znajdzie się pod ręką w ramach osobistej zemsty, ale z tym zamiarem musiał powstrzymać się tylko ze względu na aktualne, niesprzyjające okoliczności. Kiedyś bowiem Ilyi Antonowiczowi Morozovowi w końcu wyczerpie mu się ta cholerna, rosyjska cierpliwość i straci nad sobą całkowitą kontrolę, a wtedy szlag jasny trafi tę parszywą amebę. Jasnowłosy wbił w biomecha pełne nienawiści, świdrujące spojrzenie, zupełnie zapominając o tym, że jeszcze niedawno lęk trzymał go w swoich ohydnych szponach. Nawet właściwe kolory wróciły mu na twarz.
Jako, że Yury zajął się posiadaczem włóczni, niemal z automatu pozostał mu ten z trójzębem. Rosjanin nie przyglądał się temu, czy działanie biomecha zakończyło się pozytywnym rezultatem, wiedziony wzburzeniem emocjonalnym i wściekłością, zbliżył się ostrożnie do swojego przeciwnika, jakby oczekiwał nagłego ożywienia. I wówczas Morozov ponownie zwrócił uwagę na pustą kulę w piersi. Twarz pozbawiona mimiki, ciało zaś zastygłe w bezruchu, zdawało się tylko czekać, jakby w oczekiwaniu na atak jasnowłosego, ten z kolei został skierowany bokiem, właśnie w to coś na wzór szkła. W razie nagłego ruchu ze strony stworzenia, gotowy był na odskok do tyłu lub unik, kto wie na ile owocny. Ewentualnie jako wojskowy musiał brać pod uwagę inny wariant w postaci, chociażby przyjęcia ataku trójzęba w okolice barków lub ramion, ale wydawało się to w obecnych okolicznościach, jak na ironię, również rosyjską ruletką. Jedną, wielką niewiadomą, jak ta masywna klatka zawieszona w powietrzu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kek
Yury i Chashka | Poziom Średni | Cel: Zmiana srebrnych obrączek w artefakty (Chashka - kontrola wody Yury - kontrola piasku)
"Gdzie się podziały te szklane domy... szczere uśmiechy i wesołe twarze?"

Nie wyglądało na to, aby dwójka naszych zacnych bohaterów miała w nadciągającym prędkimi, szybkimi krokami pojedynku współpracować - ba, dobrze będzie, patrząc na obecną sytuację i ich zachowanie, jak nie wejdą sobie niechybnie w drogę lub przypadkiem nie trafią się nawzajem wyprowadzanymi w karykaturalne istoty atakami. Yury ruszył do przodu jako pierwszy, wypluwając ku towarzyszowi swemu ostatnie jadowite, nieprzyjazne słowa i za cel obierając sobie przeciwnika, który w dłoniach swych o przesadnie chudych oraz długich palcach trzymał włócznie złotą i jakby ze szkła wykreowaną. Nie natarł na niego, jednakże, bezpośrednio, a wpierw wystrzelił w jego kierunku kulę ognia pochodzącą z posiadanego przez niego artefaktu.

Był to sygnał dla wroga jego dotąd nieruchomego i jakby zastygłego kompletnie - znak oznaczający oficjalne rozpoczęcie potyczki tej mającej zakończyć się zwycięstwem jednej tylko strony, jednej pary. Ostrze broni Istoty Złotej wyskoczyło do przodu w zastraszającym niemal tempie, dźgając umiejętnie w nadlatujący, płomienny pocisk i tym samym niszcząc go nim ten dotarł do celu. Kula ognia eksplodowała nieznacznie, tworząc niewielką chmurę rozwiewających się leniwie płomyków i czarnego, smolistego dymu, którą to Istota Złota wykorzystała do małego przysłonięcia swego następnego ruchu. Yury widział, jak oponent jego stawia szybkie, długie kroki naprzód, w jego kierunku, po czym z odmętów ognistej chmurki wystrzeliła końcówka włóczni trzymanej przez Istotę Złotą - grot wycelowany był prosto w klatkę piersiową Biomecha, a dokładniej: w mostek.

Chashka, tymczasem, postanowił przejść od razu do walki na bliskim dystansie, nie bacząc przy tym na fakt, iż trójząb dzierżony w rękach Istoty Szafirowej posiadał większy zasięg, niż sztylet, jakim to on sam się aktualnie posługiwał. Skoncentrowany kompletnie na swoim pojedynku i ignorując to, co działo się z jego kompanem oraz drugim wrogiem - aczkolwiek mignęła mu na krańcach wizji płomienna, mała eksplozja - Nosiciel natarł na Istotę Szafirową od boku, celując ostrzem swym w pustą, wbitą w tors przeciwnika kulkę. Ten zareagował szybko i zręcznie, przekręcając trójząb piękny oraz półprzeźroczysty i odbijając klingę Chashki na bok z głośnym, donośnym brzdęknięciem. Nie zatrzymał się jednak na tym, tuż po bloku wykonanym nieuzbrojoną końcówką przechodząc do kontrataku w postaci prostego dźgnięcie w szyję Hydry. Ten, na calutkie szczęście, uchylił się na czas i nagrodzony został za wysiłek swój nie przebitą krtanią, tylko płytką, nieznaczną szramą po lewej stronie swojej szyi.

(Dodatkowe) Informacje:
  • Warunki: ciepło (około 20 stopni Celsjusza), zero wiatru.
  • Termin odpisów: 18.03.18r.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 08.09.18 21:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kolejne krople potu pojawiły się na karku biomecha i uleciały pod koszulkę. Jej materiał przyklejał się do wyposażonych w mięśnie pleców, dostarczając swojemu właścicielowi nieprzyjemnego wrażenia skrępowanych ruchów. Zrobił parę kroków o przodu, a jego dłoń mimowolnie powędrował do kabury. Schował zapalniczkę, łapiąc w palce nóż, druga ręka zacisnęła się na uchwycie pistoletu. Chłodne tworzywo przyniosło chwilowe ukojenia, a na brudnej, postarzałej twarzy mężczyzny zostało wyeksponowane skupienie w postaci dwóch bruzd, które przekształciły się w zmarszczki.
Przymknął powieki, kiedy ognista kula, niczym fajerwerk, rozbiła się w powietrzu pod wpływem wprawnego ruchu ostrza i w akompaniamencie huku przekwalifikowała się na blokującego zatoki opary dymu. Pociągnął nosem, wdychając do ust pozostałości, które po niej pozostały. Złapał w usta powietrza i przetrzymał go w płucach, przez chwilę przerywając proces oddychania. Serce obiło się boleśnie o żebra. Wyciągnął pistolet, próbując przyzwyczajać ograniczony wzrok do zasłony dymnej, która była gęsta niczym mgła podczas zimnego, wczesnego poranka. Wycelował w przestrzeń przed sobą i nacisnął za spust. W błędnikach zabrzęczał odgłos wystrzału i wtem zauważył ostrze wyłaniające się z mroku. Z ledwością przed nim umknął, jeśli w ogóle mu się to udało - włócznie przebiła materiał i drasnęła go w skórę, a on wycelował lufę tam, gdzie powinna znajdować się sylwetka ówże osobliwej istoty i strzelił ponownie, mimowolnie robiąc kilka kroków w tył, aby uniknąć ewentualnej konfrontacji z ostrym końcem jej broni.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Może nie należało to do najmądrzejszych decyzji, które podjął, aczkolwiek Rosjanin pozostawał całkowicie świadom takowego ryzyka. Zdawał sobie sprawę z tego, co stawiał na szali. Ilya Antonowicz Morozov podejrzewał bowiem, że więcej może nie natrafić się okazja walki w tak niewielkim dystansie. Przeciwnik pozbawiony mimiki, jak się okazało, był niespotykanie szybki, a jego reakcja na atak sztyletem niemal automatyczna.
Co prawda dobiegł go dźwięk małej eksplozji, ale powątpiewał, by coś takiego mogło zniszczyć biomecha, który jak mało kto wymykał się ze szponów śmierci, dlatego nie raczył nawet obdarzyć tę scenę spojrzeniem i kosztem własnej uwagi. Stworzenie próbę trafienia ostrzem i zniwelowało je z niemałą wprawą w akompaniamencie brzdęku metalu. Wycofanie się wstecz ze strony byłego lekarza wojskowego i uniknięcie przebicia krtani w całej swej naturze stanowiło jedynie sumę szczęścia, zmysłu analitycznego oraz dotychczasowego doświadczenia życiowego na polu zawodowym, w innym wypadku zapewne skończyłoby się to tragedią. Jasnowłosy niemal odruchowo sięgnął lewą ręką w stronę szyi, gdzie dziwne stworzenie pozostawiło po sobie pamiątkę, rzucając szybko okiem na ciepłą posokę, która pozostała mu na palcach.
Było blisko, cholernie blisko.
Odetchnął, robiąc parę kroków asekuracyjnie w tył, by zwiększyć wcześniej zmniejszony dystans i zyskać trochę czasu. Lekarz nie odrywał uważnego wzroku od swojego nietypowego przeciwnika, licząc się, że w każdej chwili może spodziewać się szybkiego ruchu z jego strony, a tu nie należało pozwalać sobie na swobodę i luz, które mogły surowo kosztować. Rosjanin jednak nie czekał, gdyż tą samą dłonią, którą powierzchownie dotknął miejsca ze szramą po trójzębie, pochwycił za pistolet załadowany w rosyjską ruletkę. Na sama myśl o tym fakcie, skrzywił się z niezadowoleniem. Następnie wymierzył początkowo w szyję pozbawionej mimiki postaci, a później w ten sam cel, który obrał sobie na samym początku, ciągnąc za spust dokładnie dwa razy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach