Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Gdyby Ludomiła nie była przyzwyczajona do złych okoliczności, prawdopodobnie zareagowałaby podobnie do towarzyszącej jej dwójki. No ale cóż. Niestety brakło jej młodzieńczego zapału do ekscytowania się każdą śmiertelną pułapką która na nią czyha. Automatycznie napięła mięśnie i wyciszyła się czekając na jakikolwiek znak, że może nastąpić niebezpieczeństwo. Nie słysząc ich ruszyła ku światłu. Prowadziła ich na zgubę? Może.
Zdecydowanie na lekcje którą żywi czy martwi zapamiętają nawet stając się częścią tej łajby.

"Żałoba", numer rejsu - 232.
Cel - Port Whalesail.
Droga - Skelling.

Żałoba.
Nie ukrywajmy, Lusia nie była najbardziej oczytana na świecie. Nim sens wiadomości został odpowiednio zrozumiany, minęła pewna chwila zdumienia i konsternacji. Żałoba. Słowo tak obrzydliwie znajome, tak ohydnie bliskie. Prawdę powiedziawszy przez moment ten piekielny wyraz zawisł w jej umyśle tykając jak bomba. Koszmarne... bezczelne. Lekki dreszcz przeszedł ciało kobiety a oczy zamgliły się delikatnie. Chociaż nie potrafiła zrozumieć właściwie dlaczego i nie chciała zrozumieć dlaczego, jej serce wypełniło się brunatną mazią wściekłości.
Która zniknęła równie szybko co się pojawiła. Lisowate szukając dla siebie otuchy niejako przyniosło ją ze sobą. Nutę znajomości sytuacji która dawała szanse na coś. Cóż, cokolwiek miałoby to być, to nie istotne. Ao czuwa nad swoimi wyznawcami co jest oczywistym dowodem, z racji na zielone światło. Nie ma bata, czuje się te pańską moc.
Zaś Ludomiła czując żywe spojrzenie tak blisko swojej nogi, pozwoliła sobie na spokojny oddech.
Każdy krok prowadzi do ukojenia, czyż nie?
Wspominałem już, że kobieta na pokładzie przynosi pecha?
Wspomniana kobieta przewróciła oczami. Jeżeli już przypatrywać się kobiecie, to zdecydowanie z lekką naganą obserwowała teatralność młodzieńca. Kuszenie losu zabobonami w momencie pożarcia przez piaskowe dziecię? Byli już więźniami piaskowych głębin a teraz zostali uwięzieni w ruchomym statku widmo. Z dwojga złego, to wciąż rodziło ciekawsze perspektywy niż tkwienie w paszczy całkiem dużego stwora.
Nie ażeby z niej wyszli... chociaż, kto wie w jakim kierunku płynęła ich potencjalna trumna.
Panowie dość szybko skierowali się do dział. Nie zaskakiwało jej to strasznie. Jeżeli już stereotypami latać, to latać.
Czy ktoś tkwił za sterami?
Sama zainteresowała się tym co mogło być za oknami, czy drzwi miałyby prawo być otwarte.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Szybko rozdane pirackie role z pewnością ułatwi wam sprawę w przyszłości. Na razie jednak..statek "płynął"
na autopilocie. Gdy Ludomiła zagościła przy sterze, miała okazję dokładniej przyjrzeć się..sterowi. Pierwszą rzeczą, która mogła się rzucić w oczy było to, iż na razie rola sternika była zbędna, a jeżeli chciałaby się zająć manualnie owym statkiem, musiałaby znaleźć coś pasującego do dziury w samym środku..steru (boże czy nie ma żadnych ładnych synonimów tego słowa..). Skąd mogła się tego domyślić? Prawdopodobnie stąd iż tuż nad nim wycięty był znak klucza. Zupeeeełny przypadek. Cóż, zawsze mogła też pozwolić łajbie prowadzić się sama i pomóc przy tym reszcie, wybór był twój.
Kisiel natomiast miał ciekawe spotkanie z działami. Wydawać by się mogło, że owe cuda działają na klasyczny czarny proch. Nic bardziej mylnego! Kiedy zbliżył swój nos do jednej z okazałych sztuk, poczuć mógł w powietrzu coś dziwnego, ciężkiego. Coś o tak intensywnym zapachu jak odór z wnętrzności trupa, lecz w zupełnie inną stronę, ale o podobnej mocy. Kiedy jego nos zbliżył się bliżej armaty, tylna część uchyliła się z rdzawym i nienaoliwionym skrzypieniem, co obudziło coś na statku. Coś z pierwszego wrażenia bardzo złego..
- Bonon, idź zobacz do tych cholernych pierdołetek! Na moje spróchniałe kości, jak ten przerośnięty mors znowu zeżarł coś kąsającego to przysięgam na swój ostatni działający staw, że wetknę mu pikę w dupę jak tylko stąd wyjdziemy!
Jedyne co dało się określić po głosie rozchodzącym się spod pokładu to to, że brzmiał jak u rasowego wilka morskiego.
Dzięki swojemu ustawieniu, Skyu miał okazję pierwszy zobaczyć przez szpary w deskach to, co zostało zbudzone. A był to najprawdziwszy, chodzący szkielet. Co zrobisz z tą wiedzą, twoja sprawa. Na pewno jednak warto byłoby z niej skorzystać już teraz, zważywszy na fakt, że słychać było coraz głośniejsze kroki po schodach.


Termin: Do 4.05
Kolejność dowolna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Złomiarz, przyzwyczajony był do dziwnych skrzypień. Zwykle w tedy jednak patrzył w górę, bądź odskakiwał w bok. Nie wróżyły niczego dobrego. Często sugerowały zawalenie się stropu, bądź podłogi, a w najlepszym wypadku obwieszczały wszem i wobec że coś po prostu spadło lub wymagało naoliwienia - chociaż to ostatnie bardziej irytowało złomiarza aniżeli pchało do natychmiastowej ewakuacji. Nie to jednak sprawiło, że język stanął mu w gardle, a włos zjeżył się na karku. Na dole ktoś był i to nie jeden ktoś.  Widział bladych i obżartych z człowieczeństwa - jak ta kadłubna syrenka - jegomościów. Odsunął się od kraty, czując jak w jego głowie kotłuje się milion różnych planów ucieczki oraz tuzin mniej lub bardziej adekwatnych sposobów na wybrnięcie z trudnej sytuacji. To były trupy! Prawdziwe kościotrupy w obdartych szmatach. Czy oni w ogóle wiedzieli, że są martwi? Może jeszcze nikt ich nie uświadomił? Czy Skyu i reszta też tak skończy?
- Sio, sio! - Syknął, odwracając się na pięcie i machając ręką w stronę lisa aby go przepędzić. Na pewno jako pierwszy skończyłby w garnku, czy w czymkolwiek innym. Dywanik? Sam by z niego jakiś zrobił w innej sytuacji. Chociaż może nie byłoby to najstraszniejsze w tym momencie. Są powody dla których marynarze nosili przy sobie akurat pierzaste papugi, a nie te durne małpki. Czaszka zsunęła mu się na oczy. Nie było gdzie się schować. Z nerwów zapiął swój kombinezon po samą szyję, licząc na to, że to ochroni go przed ewentualnym poderżnięciem gardła. Jaskrawy kolor jego odzienia raczej nie sprzyjał zabawie w chowanego, jeśli akurat nie próbuje się ukryć w skrzyni pełnej świeżych pomarańczy. Wykluczył na moment możliwość ucieczki, a uznał iż spróbuje grać na czas. Ludzie morza nie powinni być jakoś mocno wykształceni. Raczej prości i przesądni na co też wskazywał ich język... moment! LUDZIE?! Przecież to same kości, czy to potrafiło być w ogóle przesądne? Mimo wszystko założył sobie ręce na piersi i dumnie przystanął obok jednej z armatek, czekając na nieuniknione spotkanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Samowystarczalne łajby.
Nie trzeba sterować, nie trzeba się męczyć czy trudzić ze znajomością mapy. Dzieła sztuki dla leniwych i naiwnych.
Płynęli na zgubę na statku widmo czy po prostu Desperacja ożywiła ten pojazd?
Kto wiedział.
Na bank nie Lusia.
Cuda techniki po dziś dzień zdumiewałyby kobiecinę gdyby nie fakt, że nie miała na to ani czasu ani sił. Pięknie. Magia. Czary.
Bądź zwykłe omamy.
Zbiorowa hipnoza, cuda wianki, grypa żołądkowa.
Pokręciła w niedowierzaniu głową starają się wypatrzyć cokolwiek na burcie. Pytanie dokąd zmierzali było irytujące, zwłaszcza bacząc na nazwę samego rejsu.
Chciała już zejść kiedy zauważyła... nerwowość młodzieńca. Może stwierdzenie to średnio oddawało irracjonalne zachowanie odzianego w czaszkę młodego mężczyzny ale wciąż rodziło podejrzenie, że coś się dzieje.
Co? Nie miała pojęcia. Sprawdziła tylko czy przy sterze nie ma niczego wystarczająco przydatnego do zmiażdżenia cudzej czaszki.
Bądź do samoobrony?
W końcu hej. Jakiś łom by się przydał, nieważne co miałoby się dziać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W najśmielszych nawet snach nie podejrzewał, że poczuje coś takiego. Zapach był silny, słodki i w pewien sposób odurzający. Szczególnie dla wymordowanego, który zdążył porządnie się już nim zaciągnąć. Spodziewał się wyczuć starość, może rozkład albo zwietrzałą woń poprzedniego właściciela. Tymczasem został niemalże upojony mieszaniną zapachów. Nie był nawet w stanie zareagować na samoistne otwarcie się armaty, a co tu dopiero mówić o jakimkolwiek zwróceniu uwagi na dochodzący spod pokładu głos.
Dopiero po jakimś czasie - gdy odsunął się od dział i pokręcił łbem, nabierając w płuca czystszego powietrza - zaczął odzyskiwać zdolność do trzeźwego myślenia. Zauważył wówczas otwartą armatę i dotarło doń coś o kąsaniu oraz pikach w dupie. Już samo to wystarczyło, aby napędzić mu niezłego stracha, zaś kroki na schodach tylko to spotęgowały.
Spojrzał przestraszony na Skyu. Mechanik nie wyglądał jednak na osobę, której można było w tamtym momencie zaufać. Co on wyczynia z tą czaszką? Pomimo ogólnego wrażenia bycia kompletnym czubkiem, lis musiał przyznać mu w jednym rację. Lepiej się stąd zabierać, póki jest czas.
Wymordowany podkulił ogon i miękko skoczył w bok. Chciał znaleźć jakiekolwiek miejsce, gdzie mógłby się schować i rozeznać w sytuacji. Kąt na tyle ciemny i oddalony od głównych wydarzeń, aby nikt nawet nie pomyślał szukać tam jakiegokolwiek stworzenia. Ale jednocześnie taki, by Kesil mógł mieć pogląd na większość pokładu. Chciał jednak wiedzieć, co się dzieje, a nie tylko się domyślał.
Niemniej znalezienie takiego idealnego kącika mogło graniczyć z cudem - szczególnie dla lisa o tych gabarytach. Który w dodatku posiadał wciąż lśniącą delikatnym blaskiem płytkę. Nie mówiąc o pobrudzonych łapach, sierści i zapewne błyszczących odciskach łap. Ale te mogły być niewidoczne w świetle zielonych lamp.
Jeśli nie znalazł dobrej kryjówki, zapewne schował się za Ludą. Wyglądała na mniej szaloną niż Skyu. Przynajmniej w tamtym momencie. Bo że była wariatką, to oczywiste - na Desperacji nie znajdziesz nikogo o zdrowych zmysłach. Możesz tylko przebierać w poszukiwaniu osób o mniejszym lub większym stopniu pomylenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

//żeby nie było, zostałem powiadomiony przez Kesila o jego nieobecności prywatnie więc nie ma żadnych konsekwencji odpisu poterminowego.

Skrzypienie statku rozniosło się po łajbie na autopilocie, a kiedy nieznajomy wszedł na pokład, można było również usłyszeć szczęk kości niczym w ruchomym mauzoleum. Na nieszczęście Kisiela, miejsca między działami nie było na tyle aby mógł się schować, beczki prochu były zbyt dużą przeszkodą. Po co ten proch skoro armaty magiczne? Zapewne czysto dekoracyjnie i dla klimatu. Rzekomy Bonon, o którym była mowa przed chwilą, patrzył się na was wszystkich z niemałym zdziwieniem, choć nie dało się go zauważyć. Głównie dlatego że nie miał ani skóry ani mięśni.
- Banon, chodź tu i zobacz! Tym razem mamy żywych!
Nie trzeba było więcej niż chwili, gdy stało już nawet nie dwóch, a trzech piratów z przesadzoną anoreksją. Benon widocznie również się zainteresował tematem i ruszył za swoim kompanem. Cała trójka skupiła jednak swój wzrok na Skyu, powoli do niego podchodząc. W końcu jeden z nich sięgnął po swoją szablę przypiętą pasem do kości biodrowej i wycelował w niego.
Gdyby dało się odczytać emocje z samej czaszki to dałoby się tu zauważyć zdziwienie i lekkie rozbawienie. Niestety, bez jakichkolwiek emocji na pewno wyglądało to przerażająco, zwłaszcza dla desperata.
- A temu co jest? Odbiło mu już od powierzchni czy chce się zaprzyjaźnić? Zdejmij tego trupa z twarzy kretynie.
Pytanie było skierowane do Kesila i Ludomiły oczywiście. Po chwili jednak cała trójka kościanych przyjaciół wielorybich wód zatrzymała się w miejscu i skupiła na czymś. Co to było, nie wiadomo. Ich oczodoły jedynie lśniły zielenią taką jaka jest w lampach.
- Benon, siadaj za ster, ja idę na działa. Bonon, pokaż im składzik, niech się uzbroją. Tylko niech nie ruszają szabli taty!
Ponowny chrzęst i szczęk kości potrwał na tyle krótko, że można było się zadziwić nad prędkością szkieletów. Jak na trupy,
były bardzo żywe.
- Chodźcie za mną, musimy się przygotować do ewentualnego abordażu. Każdy ma się uzbroić, nawet ty, przerośnięty lisie.


//wymyślcie sobie fikuśne pirackie stroje i broń, byleby to miało jakikolwiek sens (nie to co ta misja).

termin: 15.05
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Skuryu najwyraźniej dostał pewnego rodzaju zaćmienia umysłowego, bowiem stał jak kołek przy tej armacie i gapił się na tych dwoje, a potem troje umrzyków, których dusze najwyraźniej nie zgasły i nie uciekły do niebytu tak jak powinny. Półotwarte usta zadrżały nieznacznie, gdy wyszczerbiona broń wskazała w jego stronę - nie wiedzieć czemu nagle zaczął zastanawiać się, czy gdyby złamał mu teraz kość, to by się zrosła jak u normalnego człowieka, czy denat wymieniłby ją sobie na kawałek drewna. Tylko czy w  ogóle by go to zabolało?
- Kogo nazywasz kretynem, trupie?! - Obudził się nagle z otępienia. Ściągnął czaszkę z twarzy i palnął nią w płaz, zbijając kierunek szabli w dół. - I nie machaj mi tym szczerbem przed oczyma! Jeszcze komuś krzywdę zrobisz... a tężec to akurat najmniejsza z tych najgorszych. - Skrzywił się niczym obrażona gwiazda kina, zasłaniając czaszką na wypadek odwetu. Dobrze jest mieć coś w ręku na podobne ewentualności. Mimo wszystko trochę mu zeszło odwagi z tego kozaczenia gdy nagle wszystkie kości znieruchomiały. Ciężko odgadnąć co się stało. Wyglądały tak samo jak wcześniej, ino nie gadały i nie drapały się po obdartych szmatach. Ciężko stwierdzić na co się tak gapią. Potem dwoje odeszło zaskakująco prędko.
-Ejejej? A wy gdzie? Co?
Stery, działa, ktoś ich atakował? Wzmianka na temat abordażu niezbyt mu się spodobała. Trudne słowo. I najprawdopodobniej miało coś wspólnego z 'wymianą załogi' z sąsiedniej łajby. Któż by przypuszczał, że są tu jakieś inne statki. Ruszył się za kościejem nazwanym Bononem. Pomysł zejścia do składziku powstrzymał go przed dalszymi głupotami.
- Bonon? Tej, stary powiedz mi... dużo czasu minęło odkąd Cię wieloryb zjadł?
Doprowadzony do pomieszczenia, rozejrzał się po asortymencie. Nie umiał walczyć. Umiał za to zastawiać pułapki, grzebać w śmieciach i w razie szybko uciekać. W co zatem miałby się uzbrajać? Popatrzył na stertę łachów biorąc pierwszą sztukę. - Mmm... koroneczka - Wyszczerzył się spoglądając złośliwie w stronę kościotrupa i rzucił te gacie gdzieś za siebie - akurat prosto w pysk lisowi. Nie wiadomo kto w tym wcześniej chodził i jakie pchły po tym skakały. Spodobał mu się jednak jeden z płaszczy oraz czarna czapka. Dobre na początek i łatwiej coś skitrać w kieszeniach. Rozpiął swój kombinezon, wiążąc rękawy w pasie, po czym przybrał upatrzone rzeczy. Łącznie z paskiem i nowymi chustkami, do których łatwo coś przytroczyć. Po krótki namyśle zdjął dwa garłacze z sąsiedniej półki. Nie umiał strzelać, jednak uznał że zawsze da radę się wymigać od stania na przedzie, mając przy sobie broń jakiegokolwiek zasięgu i amunicji. Obracał jeden z pistoletów w dłoni, przymierzając czy pasuje do podprowadzonego paska. Czaszka również znalazła swoje miejsce przy pasie. - Coś ostrego też by się przydało... Może szabla albo jakiś scyzoryk? O, tamto wygląda na nie taki zły bubel! - Sięgnął po "szablę taty", jednak rozmyślił się w ostatniej chwili, chowając ręce do kieszeni. - Czyje to cacko?

Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Powierzchnia zaszkodziła. Bądź uraz po upadku- Skwitowała ostrożnie przypatrując się reakcją chudych inaczej gdy podeszła. Co jak co. Wyglądał na to, że się trochę zmęczyć musiała. Ostatnie wstrząsy niezbyt pozytywnie wpływały na jej zdrowie i nerwy. Byleby nie dostać mdłości a będzie dobrze.
Byleby.
Skyu swój charakter i dumę miał. Byleby ta im zbytnio nie zaszkodziła. Same w sobie Kościotrupy na statku widmo we wnętrznościach monstrum średnio ją dziwiły. Szczerze powiedziawszy Aoistka traciła powoli świadomość tego co się dzieję, zatracając się w poczuciu absurdalnego snu. Jeden Ao wiedział co tu się wyrabia.
Nie ociągając się ruszyła za przedstawicielem pirackiej społeczności. Zbędne marudzenie męczy a czy ona mogła pozwolić sobie na taki luksus. Co to, to nie. Jego wielkość wyraźnie wymawiał w jej głowie słowa ostrzenia.
Albo to był rum.
Rum? Chwila. Jaki rum?
Nieważne.Niedługo nadejdzie bitwa. Goście honorowi czy żarło dla rekinów? Ich rola nie była zbyt określona, niestety. Tak czy siak, wypadałoby pokazać klasę na własnym grobowisku.
Że sterty wybrała sobie proste i wygodnie wyglądające łaszki które raczej dawno kontaktu z czystością nie miały.
Na broń szabelka i krótki pistolet, ot na zaś, który dało radę wcisnąć na pas, naiwnie wierząc, że nie wystrzeli.

(Strój Lusi wrzucę - http://screenshot.sh/oB4zQxM6rAZZy wrzucony! )
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

/ Ożywiamy tego trupka-

On? Uzbrajać się? Nie, nie... Podziękuje. Nie nosi ubrań, a bronią prędzej sam sobie zrobi krzywdę.
A przynajmniej próbował zaprotestować, skulić się gdzieś w kącie i zniknąć za którąś beczką. Ale gabaryty mu nie pozwalały - zdecydowanie nie nadaje się do ukrywania w małych przestrzeniach. Zauważony położył tylko uszy po sobie i spojrzał na towarzyszy niedoli. Którzy, co gorsza, poszli za kościotrupami. Lis nie chciał zostawać na pokładzie sam, wobec tego podreptał za Skyu, wspierając lekko bokiem Lusię. Miał wrażenie, że kobieta znosi pobyt na statku jeszcze gorzej niż sam Kesil i próbował jakoś ją pocieszyć albo chociaż mentalnie wesprzeć. Na tyle, na ile może komukolwiek pomóc obecność zmutowanego lisa. Cóż... Jeśli w razie będzie mdleć, to przynajmniej poleci na tę stertę futra, przykrywającą kościsty grzbiet wymordowanego. Nieco złagodzi upadek. Zakładając, że nie połamie przy tym Kesila i nie nadzieje się na któryś z wystających gnatów...
Wszedł ostrożnie do składziku, zastanawiając się, jak mocno powinien odczuwać więź z kościotrupami. Zaczynało go lekko korcić, aby poobgryzać im piszczele, ale szpiku pewnie w środku próżno szukać. A nie ma sensu tępić sobie zębów na starych, wysuszonych gnatach.
Szybko rozmyślania chłopaka przerwała... Bielizna. Rzucona prosto na niego przez idącego przodem Skyu. Lis zatrzymał się i jak ten kot, zaczął iść tyłem, licząc, że magicznym sposobem koronkowe gacie spadną mu z łba. Próżne nadzieje... Gatki trzymały się mocno, a wymordowany potknął się o coś, zachwiał, poplątał sobie łapy... I poleciał na stertę szmatek. W panice szarpiąc tylko mocniej, a przez to coraz głębiej wpadając w ubrania i biżuterię. Dopiero, gdy przekonał się, że nic go nie chce udusić - a trzeba przyznać, że chwilę to zajęło - przypomniał sobie, że od czegoś ma mózg. I nawet go użył! Aby wyplątać się z nadmiaru rzeczy.
Wyszedł na środek składziku przypominając bezbożną mieszankę pirata ze zleżałą padliną. Na szyi miał chustę (albo kilka chust, ciężko było określić) pełną dziur, powyżej tylnych łap okręcał mu się wokół tułowia jakiś pas, na ogonie za to były rzemyki. Do wszystkiego, do czego tylko mogło, poprzyczepiały się losowe fragmenty biżuterii - kolczyki, wisiorki, piórka, łańcuszki. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że spora część z nich wykonana była z kości. Ludzkich? Zwierzęcych? Ciężko powiedzieć, chyba po trochu z każdego. Cenne metale i kamienie przeplatały się z paliczkami, żebrami i muszlami, tworząc osobliwy misz-masz.
Lis otrząsnął się, zrzucając z siebie to, co nie trzymało się dostatecznie mocno. Zostały tylko te ozdoby, jakie zaczepione o uszy, futro albo materiał ani myślały opuścić ciała wymordowanego w najbliższym czasie. Poprawił nieco chustę, obejrzał pas. Zdał sobie przy tym sprawę, iż przytroczona jest do niego mała torba - wobec tego wcisnął w nią jakieś znalezione spodnie. Tak w razie przemiany.
Brakowało mu jeszcze tylko broni. Klekocząc cicho kościanymi ozdobami jął truchtać po składziku, odnajdując po pewnym czasie rękawice zaopatrzone w pazury. Dobył je i zadowolony usiadł, trzymając swoje znalezisko w pysku.
Co innego mógłby wziąć? Po prawdzie nic. Nie potrafił posługiwać się żadnym innym typem oręża poza własnymi łapami. Nie zostawało mu zatem nic innego poza nadzieją, że brutalna siła spanikowanego wymordowanego wygra w razie z przeciwnikiem.
Oraz nadzieją na to, że ktoś pomoże mu te rękawice założyć przynajmniej na jedną parę łap. Dzięki swojemu rozmiarowi nie musiał się bać o zmianę szerokości nadgarstków. Były dość podobne w obu formach, a rękawice nie wyglądały na takie, które trzeba bardzo mocno zaciskać na kończynach. Wobec tego patrzył to po Skyu, to po Ludzie i na koniec nawet zerkając na kościotrupy. Litości nad biednym lisem bez przeciwstawnych kciuków-

>wygląd< >broń<
Zostawiam MG decyzję, ile sztuk broni znalazł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

KOMUNIKAT: |13.11| Misje oraz wydarzenia, na których nie pojawił się post od 30 dni mają czas na wznowienie rozgrywki do 19.11 do 23:59. W przeciwnym wypadku trafią do archiwum.

- - -

W związku z powyższą informacją, która pokazana była w ogłoszeniach na stronie głównej forum misję archiwizuję. W przypadku chęci wznowienia jej odsyłam na PW.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach