Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Nawet jeśli wojsko było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowali, to tylko ONI mogli coś tu zrobić. Inaczej byli na łasce tej bestii biegającej wzdłuż korytarzy, której żadne z nich raczej by nie zdołało pokonać, nawet gdyby wpakowali weń całe bębny i magazynki swoich broni. A przynajmniej tak wyglądała ich sytuacja.
Miała nawet wykładać argumenty czemu to dobry plan, gdy ktoś postanowił zareagować szybciej i nie czekać na rozmowę.
Szybko spojrzała ku Hadrianowi, który najwidoczniej nie chciał rozgadać tego, tylko działać. O ile czasem go nie znosiła, o ile ją czasem cholernie wkurzał i niezależnie od tego, jak Marcelina bardzo się bała tego co może jej zrobić S.Spec - to była ich jedyna, faktyczna szansa na przetrwanie.
I ona to rozumiała, najwidoczniej jednak Marcelina była zbyt opętana przez wspomnienia z przeszłości dotyczące naukowców z M-3. Mogła się tylko domyśleć, przez jakie piekło musiała się przebić, by przeżyć do tej chwili.
Ale jak już mówiła, to ich jedyna opcja. JEDYNA OPCJA.
To.
Albo śmierć ze szponów monstra jakie ich goniło.
Chciała zaingerować w tą rozmowę, nawet obronić teraz Hadriana i jego postępowanie, lecz znów odezwał się fakt tego, jak słaba się czuła w porównaniu do nich. Jak bezużyteczna. Niepotrzebna. Sytuacja ją zwyczajnie przeciążyła, i zamiast cokolwiek powiedzieć, stała w szoku, z lekko rozdziawionymi ustami, niemal czekając aż sytuacja sama się rozwiąże.
- Gdyby reszta jeszcze żyła, daliby znać. - Ostatecznie udało jej się przebić przez szok i zwyczajną niepewność tego że jej głos w ogóle posiada jakąś wartość. W tej chwili szukanie reszty nie miało już celu.
Gdyby żyli, daliby jakiś sygnał. Jakikolwiek. Ash nie żyje. Xerry nie żyje. Baldin nie żyje. Są nikłe szanse na to że Ćma przeżyła.
Zostali tylko oni i ekipa na zewnątrz, która pewnie już się rozpiechrzła, gdy tylko pojawili się S.Spec.
Jak raz pojawili się z prędkością cholernego światła.
Chciała coś powiedzieć. Chciała móc to jakoś załagodzić. Chciała choć raz być użyteczna. Jedyne co mogła w tej chwili zrobić, to niemrawo kiwnąć głową na słowa Hieny i rzucić krótkie "ruszajmy".
Raczej nie mogą wydostać się tą samą drogą jaką dotarli, prawda?
Wyciągnęła nóż, będąc gotowa do walki o swoje życie jeśli tylko będzie taka potrzeba.
A z pewnością nadejdzie niedługo.
- Jestem bezużyteczna... - Mruknęła cicho pod nosem. Raczej alarm ją zagłuszył, ale nie oczekiwała że ktoś ją usłyszy.
Tak będzie lepiej.
Może jej losem będzie skończyć jako żywa tarcza Marceliny. To zawsze coś lepszego niż całe życie jako uliczna dziwka.
- Nasza droga wejścia pewnie jest obstawiona. Powinniśmy poszukać jakiegoś okna, lub innej drogi ucieczki. Tak myślę. - Rzuciła niepewnie, nie czekając chwili dłużej i ostatecznie ruszając się z miejsca.
Trzeba w końcu coś zrobić, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wypuściła powietrze nosem, niczym rozjuszony czerwoną płachtą i szykujący sie do ataku byk. Zacisnęła zęby i pięści. -Ty też tam byłeś. - warknęła z wyrzutem. Hadrian wbił w nią wzrok. Nagle stał się spięty, mimika twarzy wskazywała na oczekiwanie w napięciu na... no właśnie, na co? -Już zapomniałeś, jak Cię potraktowali? - upadły przełknął delikatnie ślinę, odwracając delikatnie głowę, lecz nadal obserwując wymordowana. Ta łypała na niego jeszcze chwilę, by odwrócić się w stronę Erin. Przez chwilę o niej zapomniała. - Niestety, muszę się z Tobą zgodzić. - spojrzała na zegarek. Godzina 2:02. - Ćma, jeżeli żyje, poradzi sobie.
Marcelina miała jedną zasadę: dbać o swoich. Jej szajkę traktowała jak własną, przyszywaną rodzinę. Jeżeli istniałaby szansa na uratowanie choćby jednego członka szakali, dziewczyna bez zastanowienia rzuciłaby się na pomoc. Choćby ryzyko utraty życia było wielkie.
I tego samego oczekiwała od reszty. Wyciągnęła telefon i napisała szybkiego sms do najprawdopodobniej jedynego ocalałego z tej drugiej kompanii. Nie mieli jednak dużo czasu. - Za tymi jebanymi drzwiami czai się ten skurwiel - wycedził Hadrian, oddalajac ucho od mosiężnych drzwi. - Jeżeli one się otworzą, ten sukinsyn ruszy prosto na nas. - Marcelina oddaliła się już kilka kroków od anioła. Zatrzymała się i odwróciła, wlepiając wzrok najpierw w dziewczynę, potem dopiero kierując go na anioła. - W takim razie szukajmy jakiegoś wyjścia, do cholery! Szybko! Zbliżają się. Niech zajmą się tym czymś, a my będziemy mieć czas na ulotnienie się! - dodała, ruszając przed siebie w kierunku wcześniej przez siebie obranym. Mosiężne drzwi, za którymi kryło się pomieszczenie z kamerami wydawało się powoli nie wytrzymywać parcia uderzeń czegoś, co znajdowało się w środku. I najwyraźniej chciało się stamtąd wydostać.
Wtedy pierwsza strzała świstnęła jej koło ucha. Skuliła uszy i kucnęła, przylegając do ściany. - Kurwa, za późno. Wiejemy! - wrzasnęła, drapiąc z wrażenia śliską podłogę i z zawrotną prędkością wracając w stronę dwójki. Biedna, nagoni się dzisiaj za piątkę! - Szybko! Tam! Tam nas jeszcze nie było!
Byli w dupie, bo pomimo ciemności panujących tu każda jednostka s.spec posiadała noktowizor. Ruszyła w tamtym kierunku. We wspaniałym stylu ścięła korytarz, poślizgując się na płytce i prawie upadając. Jej rozpęd spacyfikowała jednak postać idąca w przeciwnym kierunku. Wymordowana z impetem wpadła na mężczyznę. Obaj upadli. - ĆMA?! - wrzasnęła dziewczyna, zbierając się z podłogi - kurwa, żyjesz! - popchnięcie wytrąciło dziewczynę z ledwo złapanej równowagi. To upadły zamierzał "delikatnie" zmusić ją do biegu. - Nie czas na pogaduchy. Spadamy!
Do wyjścia, z którego przybyli nie dzieliła ich ogromna odległość. To tylko kilka kroków.
Strzałów było wiele. Jeden jednak okazał się trafny. Pierwsza biegła Marcelina. Za nią Erin, której kroku dotrzymywał Ćma.
Tylko Hadrian nie dobiegł.
Marcelina pierwsza to zauważyła. Wymordowana zeskoczyła z prowadzącego do wyjścia szybu, podbiegając do Hadriana. Krwawił obficie z lewej łydki. Grupa uzbrojonych s.speców zbliżała się do nich, zatrzymana jednak przez krzyki swoich z drugiego końca korytarza. Wrócili się w tamtą stronę słysząc wołanie o wsparcie. Wcześniej cała placówka mogła usłyszeć dźwięk miażdżonych, stalowych wrót. Bestia wydostała się. - Kurwa! - zaklęła znowu Marcelina. Była przerażona całą sytuacją, która robiła się coraz bardziej dramatyczna. Hadrian zacisnął zęby i wyciągnął swoje dwie, matowe, czarne ze srebrnymi połyskami bronie, Harley i Gitrib, którymi kilka razy strzelił w stronę wyłaniającej się z czerni bestii, zajętej walką i pożeraniem uzbrojonych po zęby żołnierzy. Hadrian, doskonały strzelec celował w kark, szyję (tętnicę), łapy i w koncu oczodoły. Nie pudłował, jednak bestia zdawała się być niewzruszona. Ogromna kreatura przypominała potomka pająka i skolopendry o czarnej sierści i jeszcze czarniejszych oczodołach. Z jej pyska spływała gęsta ciecz niczym smoła. Wydawała z siebie dziwne i wręcz przerażające dźwięki. Miała imponujące pazury i jeszcze dłuższe kły, przypominające szczęki rekina.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ta ich cała dyskusja w niczym nie pomagała. S.Spec zaraz się tu zjawią, ten bies jaki rozszarpywał całą okolicę na strzępy mógł być tuż za rogiem, a oni uznali sobie że teraz to dobry moment na kłócenie się czy to było dobre czy nie.
Ruszyć dupy! Potem będziecie dyskutować!
Nim jednak zdążyła zebrać się na odwagę i to powiedzieć, w końcu przestali się wykłócać o to, kto ma racje i wrócili do rzeczywistości. Zaciskała nerwowo dłonie w pięści. No, jedną, drugiej niemal bielały knykcie od zaciskania palców na rękojeści noża. Ten malutki nożyk to było za mało by poradzić sobie tu z kimkolwiek. Czymkolwiek.
Kiwnęła głową na pomysł Marceliny, starając się odnaleźć jakąś opcję ucieczki. Najpierw szybki rzut okiem wokół. Nic. Może t-...
Z myślenia wyrwał ją dźwięk pierwszego strzału, jaki się zjawił tutaj. Już tu są! Miała wrażenie że ta kula przeleciała nie tak daleko od niej, i to było to, czego jej znerwicowany i przerażony organizm potrzebował.
Potrzebował tego kopa w rzyć tak głęboko, by w końcu zrozumiał "hej, tu się toczy walka o twoje życie! RUCHY!"
Więc ruszyła, nawet jeśli nie mogła w życiu dogonić Hieny która przeszła na napęd na cztery. Nieważne!
- Mniej krzyków, więcej biegu! - Rzuciła widząc sytuacje w jaką wpakowała się Marc i Ćma, o którym myślała że już go raczej nie zobaczy. Kurwa, choć tyle dobrego w tym wszystkim że to coś nie wybiło każdego poza ich tróją. Tak!
RUCHY!
Tu! Tak! To wygląda jak wyjście, doskonale!
Pochylona w dół by uniknąć przypadkowej kulki w głowę od ostrzału zaporowego S.Specu pruła ile fabryka dała w jej nogi. Nie zwracała uwagi w tej chwili ilu ich biegnie, będąc przekonana, że wszyscy z tego wyjdą cało i będzie jeden, pieprzony happy ending. No, częściowo.
Ale lepsze to niż nic!
Dopiero słysząc kolejne przekleństwo ze strony Marceliny i widząc jak zawraca, sama wyhamowała by spojrzeć. Widok tego potwora zaparł jej dech w piersi. Nawet wyszkoleni żołnierze S.Specu byli przez niego rzucani i rozszarpywani jak zabawki w dłoni dzieciaka.
I tam był Hadrian. Postrzelony, ledwie szedł.
I jeszcze bawi się w pieprzonego bohatera!
Nie, nie ma tak! Choć ten jeden, jebany raz coś zrobi porządnego. Zacisnęła zęby, przeciągając nimi po sobie niemal z taką siłą że mogłyby z tego iskry pójść i po chwili dobiegła do Marceliny.
- Hadrian, na glebę, plecami! Marc, ty łapiesz pod prawy bok, ja pod lewy. Ciągniemy, a on nas osłania ogniem zaporowym. Czekacie na oklaski!? - Rzucała rozkazami jakby faktycznie miała tu coś do powiedzenia, ale determinacja płonęła z jej oczu w tej chwili. Jednej rzeczy sobie by nie wybaczyła.
Gdyby nie spróbowała go ocalić. Nawet jeśli sama zginie. Nawet jeśli czasem ma ochotę sprawdzić granice bólu i regeneracji anioła, związać go i zostawić przywiązanego do jakiegoś drzewa czy też inne rzeczy...
Nie zostawi nikogo, na kim jej zależy i kogo jeszcze może ocalić.
Nawet jeśli nie współpracowali od razu, próbowała sama przewrócić Hadriana na plecy i objąć jego klatkę piersiową, by potem ciągnąc go po ziemi. Nie było daleko. We dwójkę pociągną go szybko. Wszyscy stąd wyjdą. Ten kurczak bez problemu się samemu poskłada, już jutro znów będzie straszył gazami po fasolce.
Tak, tak!
Niech tylko się nie podda. I niech nie struga jebanego bohatera.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Marcelina nie odpowiedziała. Nie było czasu. Przyjęła komendę. Wiedziała, że upadły nigdy nie pozwolił sobie pomóc. I tym razem tak było.
Bestia powolnymi ruchami zaczęła zbliżać się do trójki. - Ćma! - zawołała Marcelina w stronę mężczyzny, który wdrapywał się już do szybu - co ty, do cholery, robisz? Pomóż nam! - ten jednak łypnął na nią krzywym spojrzeniem, plując w ich stonę. Otarł rękawem posiniaczoną wargę i zniknął w otchłani szybu. Przez pierwsze dwie sekundy Marcelina oniemiała z szoku, dopiero później dopadła ją wściekłość. Próbowała pociągnąć Hadriana do tyłu, obiecując sobie dlugi urlop gdzieś w malowniczych terenach wschodniej części miasta-3. Dziewczyny jednak nawet we dwójkę nie były w stanie utrzymać mężczyzny. Gdy bestia zbliżyła się na tyle, by móc zadać cios, z pleców anioła wyrosły nagle czarne, szorstkie skrzydła, które odepchnęły Marcelinę i Erin. Było za późno. Stało się coś, czego raczej nikt z nich nie chciał. Najpierw wszyscy usłyszeli pojedynczy strzał, który padł chwlę przed tym, jak szpony bestii przebiły żebro Hadriana. Ten jedynie syknął z bólu, zaciskając oczy i zęby. Nie należał do typów afiszujących się ze swoim bólem czy obrażeniami.
Niespodziewany zwrot akcji najprawdopodobniej uratował upadłego przed rychłym pożarciem. Gdzieś na tyłach bestii rozległ się huk, na ułamek sekundy światło pokryło korytarz, w powietrzu uniósł się charakterystyczny zapach. To zapewne s.spec postanowiło skorzystać z cięższej broni. Bestia odrzuciła anioła i, rycząc wściekle z powodu utraconej w wyniku wybuchu kończyny, ruszyła w przeciwną stronę. Marcelina dopadła anioła, chwytając go za policzki. - Stary, ej, stary... - zaczęła, oddychając szybko - Nie zamykaj oczu, proszę Cię, będzie dobrze, pomogę Ci, to da się wy... - zaniemówiła, patrząc na swoją zakrwawioną dłoń. Miała na dłoni jego krew i kawałek wnętrzności, które wręcz rozlewały się z jego boku. - Marcelina... - zaczął, charcząć i krztusząc się krwią - zamknij się i posłuchaj - złapał się za ramię. Mimo okropnego stanu zrobił to z należytą delikatnością - taka, jaka wymagana jest przy wyznaniach tego typu. - Słuchaj... ja... khrr... chciałbym Ci powiedzieć, że pracowało się z Tobą okropnie - zaśmiał się, ponownie zakrztusił, wypluł zalegającą krew i uśmiechnął się, ukazując równie czerwone zęby - to były najgorsze dni mojego życia. Serio - Marcelina uśmiechnęła się. W jej kącikach ust pojawiły się łzy. - Proszę, ziomek... - Nie, Hieno. Ja już tutaj zostanę. - jego wzrok niezmiennie wbity był w jej twarz. W jej oczy. - Proszę Cię. Znajdź mojego brata - wyharczał. Jego głos robił się coraz słabszy - ...powiedz mu, że go przepraszam. Powiedz, że musiałem to zrobić.
Marcelina wzdrygnęła się. Za co przepraszał Lokiego? Wiedziała, że byli o coś pokłóceni. Przez jej amnezję jednak nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego ta dwójka była tak zwaśniona... - Wiesz... cieszę się, że umieram przy Tobie.
Nie odpowiedziała. Jego słowa były tak ciche, że mimo dobrego słuchu, ledwo je usłyszała. On już nie otworzył ust. Jego oczy zgasły, ręka osunęła się na ziemię. Jego lica, zawsze chłodne, teraz wydawały się być lodowate. Marcelina zmrużyła oczy, nie pozwalając łzom popłynąć. Chwyciła za jego bluzą, przysuwając czoło do niej. -...zabiję Cię. Tam, na drugim świecie. Jeśli tylko Cię spotkam. Za to, że mnie zostawiłeś. - szepnęła do siebie, lekko potrząsając bluzą, za którą trzymała. Zacisnęła wargi i wyciągnęła z kieszeni Hadriana Harley. Podała ją Erin. - Trzymaj - powiedziała, nie patrząc na nią - Erin, słuchaj - powiedziała, wstając. Starała się przyjąć neutralny wyraz twarzy, jednak nie udawało jej się to. Malował się na niej grymas bólu, który przeszył jej serce. - Mamy jeszcze coś do załatwienia. - zakomunikowała, wskazując ręką szyb, które prowadziło do wolności, do wyjścia z tego piekła. Chwyciła za swoją Billie Jean i przeładowała ją. - Ostatnią rzecz.
Skierowała się do szybu. W jej oczach rodziło się szaleństwo. Spojrzała raz jeszcze do tyłu. Powoli, bez pośpiechu. Swój wzrok zatrzymała na człowieku z ogromną blizną na twarzy.
To był jego strzał. To przez niego Hadrian zginął.
Marcelina zmrużyła oczy.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 25.04.17 1:34, w całości zmieniany 2 razy
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

- JEBANY TCHÓRZ! OSOBIŚCIE CIĘ WYPATROSZĘ! - Strach? STRACH?! W tej chwili gówno ją obchodziło to, czy się boi i czy ta bestia zaraz zrobi z nich konfetti. Widok Ćmy znikającego w otchłani szybu który postanowił zwyczajnie porzucić resztę swoich i ratować własną skórę sprawił że krew w niej zawrzała. Szarpała anioła jak tylko mogła, ale była tylko małym, jebanym, bezsilnym człowieczkiem niezdolnym do pociągnięcia takiego rozbudowanego monstrum jakim był anioł. Starała się. Nie tylko ona, choć nie patrzyła w tej chwili na Marc to wiedziała że i ona to robi. Czuła jak oboje próbują się szarpać z tym klocem.
Nie poddawaj się Hadrian. Nie strugaj pieprzonego bohatera. Nie są damulkami w opresji, teraz to rycerz potrzebuje pomocy ze strony swoich dam! Nie poddawaj się! Nie poddawaj się!
- Had-! - Jego imię zabulgotało jej w gardle gdy urwała, widząc jak bestia zanurza szpony w jego ciele, a on musiał się bawić w tego cholernego bohatera i zrobić z siebie ofiarę dla nich. Oczywiście! OCZYWIŚCIE!
Huk jaki rozległ się za plecami potwora tylko i wyłącznie przyniósł Erin ogromną satysfakcję. Satysfakcję, gdy widziała jedną z kończyn tego stwora lecącą sobie w powietrzu, tańczącą piruety. Sama miała ochotę rozszarpać to coś na drobne strzępy, i tylko resztki zdrowego rozsądku mówiły jej że nie jest do tego zdolna.
Jeszcze.
Dopadła do Hadriana razem z Marceliną, i choć znowu czuła się jak piąte koło u wozu.
- Koleś, nie baw się w mowy pożegnalne, jeszcze z tego wyjdziesz! - Rzuciła, choć i tak żadne z nich jej nie słuchało, a próbowała tym okłamać tylko siebie. Jego flaki wylewały mu się z ciała, kawałki żebra leżały połamane w około.
On to zregeneruje! Tak, jest aniołem, da sobie radę! Da sobie radę!
- Jesteś aniołem, zregenerujesz to! Zawsze tak robisz! - Kolejne kłamstwa, jakimi próbowała zagłuszyć tą cholerną mowę pożegnalną. Czemu faceci muszą się bawić w takie jebane monologi na sam koniec?!
Nie obchodziło ją to że Hadi nie zwrócił na nią uwagi. Nigdy nie byli specjalnie blisko, a przynajmniej nie tak, jak Hiena i on. Wymordowana miała prawo być celem jego słów.
Ona wszak była tylko człowiekiem.
Nie na długo.
Nie usłyszała jego ostatnich słów, ale wiedziała że i tak nie były przeznaczone dla niej. To słowa dla Marceliny, i pozwoliła na to, by zostały one jej powiedziane. Żal dusił ją w gardle, a łzy napływały same do oczu.
Bo dlaczego miałaby nie czuć żalu o to, że nie mogła mu pomóc?
O to że nie żyje?
Przetarła oczy rękawem, podnosząc się do pionu i próbując zachować resztki spokoju. Nie ma teraz czasu na łzy. Będą płakać kiedy indziej.
Bez wahania przyjęła broń Hadriana. Nie była ekspertem w strzelaniu, ale wiedziała podstawy. Sprawdziła stan naboi.
Więcej niż trzeba by zapierdolić Ćmę.
- Tak. Ostatnią rzecz. - Zawtórowała, kierując się do szybu. Broń Hadriana była naprawdę ładna. Dbał o nią.
Z pewnością zrobi z niej dobry użytek teraz. W imię jego pamięci.
Jak obiecała, osobiście go wypatroszy. Dlatego też nóż był w drugiej dłoni, gotów do zamierzonych celów zrobienia z Ćmy piniaty.
Cukierków nie będzie. Ale będzie zadowolenie.
Czy była szalona? Nie. Opętana gniewem że facet zostawił ich trójkę na śmierć by ocalić własną skórę? Tak. Chce go zabić w możliwe najbardziej krwawy i bolesny sposób?
Oj tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chwyciła za wisiorek, który gościł u Hadriana od kilku lat. Mały pierwowzór kompasu, którego wskazówka zatrzymała się w jednym punkcie, na czarnym łańcuszku. Zdążyła to zrobić nim jego ciało zaczęło się palić - zarówno on, jak i jego brat, Lokstar posiedli potęgę niszczycielskiego żywiołu, jakim jest ogień. W przypadku śmierci ich ciała spalały się, zaczynając od serca. Ciepło ogarnęło pomieszczenie. Marcelina tylko przez chwilę obserwowała ten proces, szybko jednak odwróciła wzrok i gdy z ciała upadłego pozostał tylko czarny, sypki proch, ona była już w połowie drogi do wyjścia.
Silnym ciosem kopnęła w kratę. Teren był pusty. Wszystkie szakale, które patrolowały okolicę na zewnątrz uciekły, tak jak nakazywała im Marcelina. Oni nie mieli żadnych powinności w stosunku do osób, które weszły do środka. Ćma miał. - Minęło już kilkanaście minut... - zaczęła Marcelina, gładząc swój ulubiony rewolwer - ten sukinsyn miał czas na ucieczkę. Jednak... - przykucnęła w jednym miejscu, dotykając podłoża, na którym - jak się okazało - nadal widoczna była całkiem świeża krew. - ...z postrzelonym udem raczej nie uciekł na drugi koniec metropolii. - wyszczerzyła się, wstając i patrząc w dal. Ślady krwi prowadziły bowiem do budynku, w którym z kolei mieściły się schody prowadzące na sam dół. Do wyjścia budynku. - Kuleje. Schody to raczej trudna przeszkoda w takim stanie, ale... - dodała, poprawiając półdługie włosy szybkimi ruchami - ...Ćma jest łowcą. - wiedziała, że dalsze tłumaczenia nie były konieczne. Erin miała kompleks na punkcie rasowym. Marcelina doskonale ją rozumiała. Z przemiany była bardzo zadowolna i mimo nietrudności, wynikających ze stadium wirusa nie powróciłaby do formy tak słabej istoty. Nie powiedziała tego głośno, nie musiała. Czuła, ze towarzyszka podjęła już decyzje.
Patrzyła przed siebie. W dłoni ściskała kompas, który niegdyś należał do Hadriana. Teraz poczuła, że właśnie to wydarzenie jest jej kairosem. W sercu czuła pustkę i ból, jakby ktoś tępym nożem próbował rozciąć je na pół. Westchnęła głęboko.
Nie zdążyły nacieszyć się zbyt długo wolnością. Marcelina dostrzegła nadlatujące z daleka helikoptery bojowe jednostki s.spec. Gdy wychyliła się i próbowała dostrzec, co dzieje się pod głównym wejściem do budynku zauważyła wojsko, które obstawiło rezydencję. Widziała też kamery, które skierowane były w stronę wyjścia. Mnóstwo gapiów patrzyło na przebieg akcji. Coś się działo! - Mam drętwe przeczucie, że wszystko zrzucą na łowców - powiedziała szorstko wymordowana, rozglądając się. - Musimy znaleźć jakieś wyjście. Tu jest za wysoko, nie ma czego się złapać. Jesteśmy z tyłu rezydencji, teoretycznie to najlepsza możliwa opcja do niezauważonej ucieczki. Będzie o nas głośno...
Nagłe uderzenie w zamknięte dotąd, stalowe drzwi wyrwało dwójkę z przemyśleń. Na arenę wbiegła cała horda uzbrojonych po zęby wojskowych. Za nimi wbiegło aż trzech hycli. - Cholera - warknęła Marcelina, strosząc sierść na grzbiecie. Pewnie ktoś dostrzegł wychylającą się dziewczynę, która zupełnie zapomniała o nałożeniu w tamtym momencie iluzji. Wiedziała, czym to się mogło skończyć. Każdy z nich miał po conajmniej pięć strzykawek usypiających. - Erin... wiej - zaraz po rozkazie wymordowanej jeden z żołnierzy rozpylił... mgłę? Substancja, przez którą dziewczyny nie widziały praktycznie nic, okazała się gazem usypiającym. Tamci doskonale widzieli przez maski, jakie założyli i nie musieli obawiać się negatywnych skutków wdychania oparu. Marcelina znała tę sztuczkę. - Gaz! - krzyknęła, zatykając nos. Nie myśląc długo, doskoczyła do krawędzi i skoczyła. Leciała kilka sekund, by... rozpłynąć się w powietrzu. Przeistoczyła się w ciemną, gęstą i szybko ulatniającą się mgłę...

***

-...Rezydencja jednego z naczelnych biologów z jednostki badawczej s.spec, Richarda Huffelpatha, zajmującego się również działem inżynierii genetycznej i projektem "ARCHIVE X", mającego na celu stworzyć lek cofający wirusa X i jego skutki stanęła w płomieniach. Sam właściciel rezydencji zaniepokoił się brakiem odzewu ze strony licznej ochrony, a także z zapisów kamer, które posiadał na mobilnych urządzeniach. Udało mu sie dotrzeć do rezydencji, opuszczając spotkanie służbowe w centrum placówki badawczej. Jak się okazało, po budynku grasowało niezidentyfikowane i niebezpieczne stworzenie, które zabiło całą ochronę, kobiety przebywające z nimi i kilkunastu żołnierzy z pierwszego patrolu. W budynku znaleziono pomieszczenie, którego nie było na planie budynku - z żelaznych wrót o grubości prawie półtora metra pozostała forma zgniecionej puszki, w środku pomieszczenia zaś dostrzeżono ślady po głębokich zadrapaniach w ścianie. Na podłodze leżał gruby łańcuch, zerwany ze strony szyi bądź innego miejsca na ciele, na którym był założony. Bestia została szybko spacyfikowana.
(...)
Samego Richarda - a raczej to, co z niego pozostało - odnaleziono w salonie.
(...)
Po wnikliwej analizie papierów naukowca, zapisów z dziennika i relacji kilku jego współpracowników dowiedziono, iż bestia znajdująca się w środku rezydencji była obiektem doświadczalnym. Po podaniu jednej ze świeżo stworzonych przez Richarda substancji nastąpił nagły atak wirusa X.
(...)
Udało nam się ustalić, skąd bestia wzięła się u naukowca w rezydencji. Po szokujących zeznaniach jego byłej kochanki i kilku znajomych udało się ustalić, że wymordowany był synem Richarda Huffelpatha.
(...)
- To on zamienił go w tego potwora. Nienawidził go, bo żona, matka chłopca, umarła w trakcie porodu. Richard nie mógł pogodzić się z utratą, dlatego całą frustrację przelał na Daniela. Sztucznie zaraził go wirusem X i uśmiercił, zamykając potem w specjalnie przygotowanej przez siebie celi. Oby spłonął w piekle...
(...)


Marcelina wyłączyła telewizor. Chwyciła do ręki komórkę, na którą patrzyła się bardzo długo i posępnie. Po chwili jednak, bez cienia zawahania, napisała wiadomość krótkiej treści i wysłała kolejno do wybranych osób.
Marcelina napisał:Zamykamy działalność. Usuńcie mój numer.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie patrzyła za siebie, nie czekała na samospalenie Hadriana wbrew Marcelinie. I tak nie czuła faktu że była godna tego, by oddał za nią życie. Za Marcelinę, może.
Za nią? Za jej bezwartościowe, krótkie i słabe życie?
Hah, dobre sobie.
Mógł jeszcze tyle zrobić. Tak wiele dokonać. I co?
Ćma.
Dorwie go. Dorwie go i rozszarpie na strzępy. Będzie żałował że nie dał się zjeść temu biesowi. Będzie żałował że w ogóle się urodził i dołączył do szakali. Będzie żałował swojej egzystencji.
Wyszła za wymordowaną, rozglądając się w pobliżu. S.Spec najwidoczniej jeszcze zajmowali się frontem, więc mieli chyba kilka chwil na zebranie się stąd, znalezienie Ćmy i zrobienie mu z dupy jesieni średniowiecza, prawda?
- Znajdę go choćbym miała przewrócić całe M-3 do góry nogami. A jego nogi wyrwę mu z dupy i wetknę do gardła, skoro tak bardzo chciał je brać za pas. - Myślenie racjonalne?
Nah, nie do końca w tej chwili. Nie była znana z bycia spokojną, to z pewnością. Ale teraz wszystkie jej bariery poszły się pieprzyć, a Erin weszła na nowy poziom wkurwienia.
- Nie przypominaj mi o tym. - Burknęła, słysząc o tym jak to Ćma jest łowcą.
Gówno ją to w tej chwili obchodzi. Może być nawet podnóżkiem Boga, a i tak nie uniknie tego, co Erin dla niego szykowała. Nie. Nie wymiga się od tego. Zwyczajnie nie wymiga się.
Ma w dłoni rewolwer, a każda z kul na nim ma wypisane jego imię na sobie.
W przenośni.
- Raczej na nic innego, nie przyznają się że to ich, prawda? - Spytała ze wzruszeniem barków, nie oczekując żadnej, konkretnej odpowiedzi jednakowoż. Odpowiedź nasuwała się sama.
Oczywiście że tego nie zrobią.
S.Spec się zbliżało. Chyba pora się ulatniać, prawda? Jeszcze i...
Kurwa!
Na polecenie rzuciła się do biegu, szukając najbliższej drogi ewakuacji stąd. Wiedziała, że Marcelina sobie poradzi.
Ona da radę. Jest tym cholernym zwierzakiem.
Erin, teraz ty myśl jak z tego wyjść cało i nie skończyć na stole operacyjnym S.Spec by dołączyć do kółka anionimowych pacjentów naukowców.
Gaz.
Domyślała się jakiego gatunku. Zatkała usta i nos na ile się dało dłonią, szukając wzrokiem drogi ucieczki. Oczywiście w kierunku odwrotnym z jakiego było słychać S.Spec.
Strzały latały w pobliżu jej głowy, lecz jej chaotyczne ruchy w jakiś sposób dały jej moment by dotrzeć do krawędzi.
Zeskoczyła, nie myśląc wiele.

...

Ten jeden raz, fart był po jej stronie, i wylądowała w kontynerze na śmieciach.
Choć jeden raz śmieci na coś się przydały.
Wygrzebała się prędko i ruszyła biegiem pomiędzy uliczki, szukając na ziemi włazu. Musi uciekać. Teraz.
Niemniej, nie uciekła całkowicie przed gazem. Czuła jak powieki jej ciążą, jej ciało wiotczeje.
Tak, właz!
Pakuj się!
Siłowała się z otwarciem tego, choć w tej chwili zdawało się że waży conajmniej tyle co jebany czołg i cała załoga.
Tak, udało się!
Już miała schodzić...
I zgasło światło. Dosłownie. Narkotyk zmusił ją do zaśnięcia.

......

Nie obudziła sie tam, gdzie spodziewała. Było trochę wilgotnie, słabo oświetlone, ale za nic nie wyglądało jak cele naukowców. A przynajmniej nie to sobie wyobrażała.
- ... Nigdy więcej. Nie chcę być już słaba. Nigdy więcej.

Finito, historyjka do zamknięcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wątek przenoszę do archiwum z braku aktywności prowadzenia lub zakończenia.
W razie czego pisać do mnie na PW, jeśli będziecie chcieli go wznowić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach