Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 16 z 23 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next

Go down

Pisanie 10.03.17 23:19  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Nim zdążył usłyszeć odpowiedź  koleżanki po fachu, uszy zainteresowały się innym, melodyjnym dźwiękiem, który z wolna zbliżał się do nich z korytarza. Niebieskie spojrzenie zmęczonych oczu Bernardyna przylgnęło do wejścia, doskonale wiedząc, jaką twarz za chwilę ujrzy.
- Witaj, Evie. Jak się masz? – zapytał z uśmiechem, odwracając się plecami do poukładanych na stole ziół. Natychmiast odwzajemnił uścisk, ogarniając ramieniem jej delikatną, drobniutką postać. Anielica była dla niego przesłodka. Ilekroć widział jej wesołą twarz, żwawe kroki i uparcie ciągnięte monologi o rzeczach pozornie błahych, nie potrafił przestać odczuwać jakiegoś specyficznego ciepła w sercu. Miał słabość do rozkosznych stworzeń, które przypominały mu dzieci.
W przeciwieństwie do większości, Zachariel naprawdę słuchał wypowiedzi Evendell, nieważne czy były one poświęcone ładnym kamykom znalezionym w jakimś rowie czy podejrzanie wielkim grzybie odnalezionym w lesie. Szyszki, zupy, cokolwiek… miał w sobie wystarczające pokłady cierpliwości i zrozumienia, by zakodować sobie większość jej słów w pamięci.
- O, naprawdę? – uprzejme zdziwienie wydarło mu się z gardła. – Jeżeli znajdę chwilę czasu, z przyjemnością ci potowarzyszę. Razem na pewno uda nam się zapełnić szyszkami całe wiadro.  – miał nikłe nadzieje, że w jego harmonogramie znajdzie się chwila na tak beztroskie zajęcia, ale jeżeli miałby wolny dzień, to znaczy nikt by się nie wykrwawiał, nie gorączkował i nie dostawał żadnych alergii… mógłby wyrwać się na powierzchnię. Może nawet wziąłby własnego psa na spacer. Ostatnimi czasy trochę go zaniedbywał, skupiając się w pierwszej kolejności na podopiecznych. Chyba był mu coś winien.
„Ponoć nie będzie imprezy świątecznej.”
Zrobił szczerze zaskoczoną minę, choć nie było po nim widać specjalnego żalu. Przynajmniej został zwolniony z gimnastykowania się nad świątecznymi ozdobami.
- Trochę. Wiadomo z jakiego powodu? Miło byłoby spędzić czas razem całą grupą… choć szczerze powiedziawszy może to nawet i lepiej. Akurat zabierałem się za przyozdabianie sali i powiem ci, że byłoby to najmniej klimatyczne pomieszczenie w całej kryjówce. Chyba mam dwie lewe ręce do takich rzeczy. – przyznał gorzko – Ty pewnie lubisz dekorowanie i upiększanie pokoi, hm?
Zwrócił łeb w stronę przepakowanego różnymi ziołami stołu. No cóż… namęczył się bez potrzeby, ale przynajmniej nic się nie zmarnuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.17 18:11  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Zaśmiała się wesoło nawet na moment nie zamierzając wypuścić ze swojego uścisku Ourella. Niczym rzep, który przylgnął na stałe i potrzeba łomu, żeby go od siebie odlepić, tak i Ev wisiała na nim, poruszając się wszędzie tam, gdzie i on. Nie można było jednak się jej dziwić. Rzadko widywała drugiego anioła. Za rzadko. A przecież tak go uwielbiała. W jej jasnych oczach pojawił się blask ekscytacji, kiedy jasnowłosy mężczyzna zgodził się na towarzyszenie jej w tak poważnym zajęciu, jakim było zbieranie szyszek. Bo przecież szyszki to ważna rzecz. No i z szyszek można zrobić ludziki. Oooo, a gdyby tak zrobić szyszkowych członków DOGS?
- To wspaniale! Właściwie już nie mogę się doczekać, aż pójdziesz ze mną, hehehe – wyszczerzyła się szeroko, co tylko potwierdzało, że mała anielica jest w stanie cieszyć się praktycznie ze wszystkiego, nawet pozornie błahych rzeczy, jakimi było wspólny spacer po szyszki.
- Hm…. Nie. – pokręciła głową po chwili zastanowienia, starając sobie przypomnieć, czy rzeczywiście nigdzie nie padł faktyczny powód, dlaczego odwołano imprezę.
- Albo po prostu nie pamiętam, ale… nie, nie wiem. Nawet nic konkretnego nie przychodzi mi w tym momencie do głowy. Przepraszam. – spojrzała na niego z dołu oczami pełnymi przeprosin, jakby fakt, że nie zna powodu rzeczywiście było jej winą, za co jest zmuszona ponieść konsekwencje i głęboko przepraszać, wyrażając głęboki żal swymi złymi uczynkami.
- Ja mogłabym ci pomóc w przygotowywaniu Sali! Naprawdę szkoda, że nie wyszło. Ale innym razem! Jestem pewna, że następnym razem się uda! – dodała żywiej, pełna optymizmu. Bo nie wolno myśleć pesymistycznie, trzeba wprowadzić do życia trochę światła.
- A… właśnie, Ourell… – spojrzała na niego spod grzywki, wreszcie odklejając się od niego I robiąc krok w tył, spoglądając w bok, jakby w zawstydzeniu I zażenowaniu.
- Bo ja… bo ja mam prośbę, ale musisz mi obiecać, że bez względu na wszystko nikt się o tym nie dowie! Zwłaszcza Grow! Obiecaj mi to, dobrze? – spojrzała na niego wzrokiem pełnym determinacji, a kiedy upewniła się, że jasnowłosy nic nikomu nie powie, wyciągnęła do niego prawą dłoń. Dłoń, której palce bezwiednie i smutno zwisały.
- Jesteś medykiem I pomyślałam…. Bo od momentu, kiedy mnie zabrali do miasta… od tamtej pory nie mogę nią ruszać. Czy jest możliwość… jej naprawienia?
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.17 22:04  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Entuzjazm anielicy był wręcz powalający. Obserwując jej roześmiany pyszczek, Ourell sam nie potrafił odkleić uśmiechu od własnej, nieco mniej urokliwej twarzy.
„To wspaniale!”
Wspaniałe było bezwzględnie optymistyczne nastawienie Evendell.
- A kiedy miałabyś ochotę wybrać się po szyszki? – zapytał, ponownie lekko się nad nią pochylając, jak nad dzieckiem. W ułożeniu się w wygodnej pozycji trochę przeszkadzał mu fakt, że dziewczyna ani na chwilę się od niego nie odklejała, ale w gruncie rzeczy nie powinien na nic narzekać. Zawsze chciał mieć pod opieką jakieś mniejsze dziecko, a choć wiedział, że anielica liczyła sobie znacznie więcej, niż wyglądała, jej niski wzrost i nastawienie do świata trochę pomagał mu w zaspokojeniu rodzicielskich zapędów.
- Przecież nic nie szkodzi.
Żwawo pokręcił głową i uniósł rękę w geście, który absolutnie zabraniał dziewczynie przepraszać. Byłby ostatnią osoba na świecie, która mogłaby gniewać się o brak odpowiedzi na pytanie podobnego pokroju. Domyślał się, że na chwilę obecną niewiele członków gangu byłoby w stanie nakreślić mu szczegółowy obraz i ciąg przyczyn dla którego ich święta zostały odwołane. Najpewniej decyzja zapadła dość niedawno, bo jeszcze dzień czy dwa temu ktoś uparcie prosił go o ozdobienie salonu. Może coś się zmieniło, gdy szedł po te przeklęte zarośla?
- No, z taką pomocniczką z pewnością pracowałoby mi się przyjemniej i szybciej. W następnym roku na pewno coś razem ozdobimy. – odparł z uśmiechem, kusząc się o pochylenie nad główką blondynki i złożeniem na jej czole troskliwego, braterskiego pocałunku. Miły gest w ramach przypieczętowania obietnicy. Szczerze mówiąc byłby naprawdę o stokroć szczęśliwszy, jeżeli uda mu się ją spełnić. Sam nie posiadał odpowiedniej weny twórczej, żeby jakoś porządnie przyozdobić salę… ale wierzył, że Evendell z tak wybujałą wyobraźnią na pewno nakreśliłaby mu co jak i gdzie zawiesić, przypiąć, podciąć… - Na razie możesz mi pomóc poznosić te wszystkie rzeczy do magazynu. Trochę ich nazbierałem, a każda na pewno jeszcze nam się jakoś przysłuży. Jeśli nie jako ozdoba, to może lek…?
Zaraz jednak spojrzał na nią ze szczerym zainteresowaniem i nie wahał się, by zgodzić się na dochowanie tajemnicy.
- Och… jak to się stało…? – zapytał nieco przejęty, kucając przy dziewczynie i ostrożnie biorąc jej rączkę w dłonie. – Kto ci to zrobił?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 1:21  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Zaśmiała się cichutko pod nosem, jak zawsze znajdując we wszystkim coś pozytywnego. Dla niej nigdy nie było powodu do narzekania czy też smutków. No chyba że cierpiał ktoś z DOGS. Albo co gorsza, zginął. Ale o takich rzeczach nie chciała nawet myśleć. Kochała DOGS. Całym swoim małym serduszkiem i za każdego z osobna była gotowa oddać swoje życie. I to właściwie były jedyne momenty, kiedy dziewczyna odczuwała dogłębny smutek, nie potrafiąc znaleźć w tym niczego dobrego ani też pozytywnego. Ale poza tymi wyjątkami, nieważne co by się działo, paliło, waliło, ona i tak zamierzała wędrować przez świat z wysoko uniesionym czołem. I z uśmiechem na twarzy.
- Kiedy tylko chcesz! Wiesz, ja nie jestem jakoś bardzo zapracowana. Czasami nawet się nudzę, więc… więc… więc kiedy tylko ty będziesz miał chwilę wolnego, to możemy iść po szyszki, hehe! Ach, i bardzo chętnie ci pomogę pozanosić to wszystko do magazynów! – choć niewątpliwie z niektórymi przedmiotami będzie dla niej stosunkowo… ciężko. Pomimo wielkiego ducha, miała zbyt malutkie ciałko, które, niestety, ograniczało ją  w wielu dziedzinach.
Przechyliła lekko głowę na bok, przyglądając się drugiemu aniołowi, kiedy ten przyglądał się jej dłoni. Raptownie poczuła wewnątrz klatki piersiowej wyrzuty sumienia, że obarcza tym Ourella. Może źle postąpiła, pokazując mu rękę? Może jednak nie powinna? Odkręcić tego już nie mogła.
- Ten, który pozostawił blizny na moim ciele. – odparła cicho i uśmiechnęła się delikatnie, próbując wymazać z pamięci obraz Dedala, jego fałszywego uśmiechu i bólu, jaki sprowadzał ze sobą. Oszpecił jej ciało, pozostawiając wiele paskudnych blizn, odebrał jej skrzydła, by już nigdy więcej nie wzbiła się w powietrze, ale mimo to nie udało mu się zniszczyć jej duszy. I nawet teraz, kiedy już od miesięcy nie chodził wśród żywych, to nadal nie potrafiła znaleźć w sobie poczucia nienawiści do niego. A jedynie… żalu. Żalu, że obrał taką, a nie inną drogę.
- Jeśli się nie da naprawić, to nie szkodzi. Już w sumie nawet przywykłam! – zaśmiała się wesoło, jakby tak naprawdę chodziło o wylany karton mleka, a nie kalectwo, z jakim będzie musiała żyć do końca swego istnienia. - Tylko nie mów nikomu, zwłaszcza Growowi. Nie chcę go martwić, dobrze?
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.03.17 21:54  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Niespiesznie odwrócił się w stronę mizernie wyglądającego stołu na czterech, krzywych nogach. Czasami zastanawiał się jak długo wytrzyma owy mebel pod naporem wszystkiego, co tak chętnie się na nim kładło. Dwa lata temu założyłby się, że rozjedzie się w ciągu najbliższego miesiąca. Dzisiaj był bliski teorii, że wyposażenie gangu było równie nieśmiertelne, co ich członkowie. Co prawda bywały od tego pewne wyjątki, ale ten stół zdecydowanie trwał u nich latami w niezmiennej formie.
Zaczął układać zebrane chaszcze, kłącza, konary i inne ziółka w stosowne kupki, nieprzerwanie przysłuchując się wywodom anielicy. Podczas składania asortymentu medycznego od czasu do czasu z zaangażowaniem kiwał głową lub szerzej się uśmiechał.
- Kiedy następnym razem nadarzy się okazja do takiego wyjścia, z chęcią zabiorę cię ze sobą. – powiedział, starannie i z niezwykłą ostrożnością składając wszystko w jedna całość. W zasadzie trochę mu było żal zmarnowanego czasu. Układał, przekładał i przesuwał te wszystkie knieje od Bóg wie jak długiego czasu, a finalnie i tak skończyło się na przenosinach. Dobrze, że chociaż miał pomocnicę. – Możesz pomóc mi z tym. – odparł podając jej do zdrowej ręki jakąś lnianą torbę z owocami. Nie była szczególnie ciężka, bo i owoców było niedużo. Niemniej sprawiała wrażenie dość wypchanej.
Nie chciał więcej poruszać przykrego tematu, więc zręcznie wyminął go rozumiejącym, uprzejmym uśmiechem i szybką zmianą tematu.
- Nie pisnę nikomu ani słówka. Z magazynu jest kawałeczek do lecznicy. Tam spróbuję wyleczyć twoją dłoń. – zapewnił ją, po czym wyszedł z salonu.
Po odniesieniu wszystkich potrzebnych rzeczy, oboje udali się w stronę pokoju medycznego.

{ z.t oboje }
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.08.17 1:02  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Poprzedni temat

Jeżeli ktokolwiek zapytałby go, jakim cudem przebył tak długi odcinek, pewnie z desperacji tylko wybuchnąłby niezdrowym śmiechem. Do diabła, skąd miał wiedzieć? Nie czuł żadnego mięśnia; prawdę mówiąc, nie czuł już praktycznie nic i tylko cudem nie pogrzebał i Kirina, i siebie. Nawet mimo wsparcia ze strony Hemofilii, stawienie czoła tak długiej podróży, przy obecnych obrażeniach...
Grow przesunął stopę o kilka dodatkowych centymetrów. Kark miał zesztywniały od przytrzymywania ramienia półprzytomnego Dobermana.
Obyś jeszcze żył, chłopie, przeszło mu marudnie przez myśl, gdy but przeciął niewidzialną granicę między jednym z tuneli a salonem. W tym momencie rozległ się głośny gruchot — jakby ciężki wór kamieni wyślizgnął się z rąk i spadł na ziemię. W rzeczywistości dłonie Growa rozluźniły chwyt i Kirin legł na podłożu.
Wilczur od razu opadł plecami o ścianę, czując, jak uginają się pod nim kolana. Nie mógł sobie na to pozwolić. Na miłość boską, byli już w domu! Jakim cudem nie spotkali po drodze nikogo, kto mógłby...
Nozdrza wymordowanego poruszyły się nagle, gdy zwietrzył znajomy zapach. Ociężałe powieki zmusił do przymrużenia; w pomieszczeniu panował półmrok, któremu bliżej było do absolutnych ciemności, dlatego wysondowanie terenu zajęło mu o kilka sekund więcej niż powinno.
Ale wreszcie wzrok padł na zwiniętą na kanapie postać.
Evendell leżała na ogromnym, białym wilczysku, miarowo przy tym oddychając. Spała.
Białowłosy zmarszczył nos. Kiedy sam ostatnim razem spał? Nie mogąc znaleźć odpowiedzi na to pytanie, raz jeszcze wystawił swoją wytrzymałość na próbę — odepchnął się od ściany i świat dookoła stał się nagle niestabilny. Równowagę łapał tylko sobie znanymi sposobami; dzięki przypadkowi, dzięki szczęściu...
Przebycie tego niewielkiego odcinka od ściany do kanapy okazało się równie męczące jak przejście od kasyna do kryjówki, ale kiedy wreszcie znalazł się tuż obok, nie miał zamiaru działać delikatnie.
Ręka opadła więc na ramię skulonej dziewczynki, zaciskając palce może zbyt mocno. Szarpnął nią, czując nabiegające do gardła charczenie.
Ev, do diabła.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.08.17 1:27  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Przekręciła się na bok, szczęśliwie pogrążona w głębokim śnie, utulona ciepłem Nero. Na początku wiernie próbowała wytrzymać i wyczekać na powrót Psów z kasyna. Nawet przygotowała się na tę okazję. Wybłagała od Matyldy parę kawałków chleba, co prawda już nieco twardego, oraz trzy butelki przegotowanej wody. Znając DOGS, a zwłaszcza Growa, po powrocie będzie zbyt duży chaos, aby zadbali o swoje żołądki. A pełny żołądek był podstawą lepszego samopoczucia i szybszego wylizania ran, które z pewnością odnieśli. Dlatego miała ze sobą parę pociętych szmat i jeden spirytus do odkażania ran. O ile bernardyni zajmą się tymi najbardziej poszkodowanymi, tak ona mogła na coś się przydać tutaj, w salonie. Chociaż tak prawdę powiedziawszy, gdzieś tam w duchu modliła się do Boga, żeby jej przyjaciele powrócili bez szwanku.
Modliła się.
No i usnęła.
Dlatego tak ciężko jej było powrócić do rzeczywistości. Dopiero mocniejsze szarpnięcie zmusiło jej powieki do uchylenia się, chociaż słowa, które chwilę później padły, nadal błąkały się w strefie marzeń sennych.
- Co? Nie, nie oddam zupy! – burknęła i wyswobodziła się z uścisku. Ale nie odpłynęła ponownie. Podniosła się do pozycji siedzącej i zaczęła przecierać zaspane oczy, a coraz więcej bodźców świata zewnętrznego zaczęło do niej docierać. Aż wreszcie całkowicie się przebudziła.
- Jesteście! – pisnęła podekscytowana, aż jej tatria sturlała się z blond głowy. W niebieskim spojrzeniu anielicy pojawił się błysk podekscytowania, bardzo szybko wyparty przez zmartwienie, kiedy ujrzała w jakim stanie są jej przyjaciele. Zerwała się z kanapy, robiąc miejsce poszkodowanym, przez moment miotając się w miejscu, nie wiedząc od czego powinna tak naprawdę zacząć. Całym sercem chciała pomóc najpierw Wilczurowi, ale znając go, nawet jeśli przypełzłby tutaj pozbawiony obu nóg, kazałby zająć się w pierwszej kolejności resztą. Taki już był.
- Nic się nie martw! Wszystko mam pod kontrolą. Masz to. – sięgnęła po butelkę i kawałek chleba, które niemalże siłą wcisnęła w poharatane dłonie jasnowłosego, posyłając mu spojrzenie z serii „masz do zjeść i wypić, bo inaczej będziesz miał ze mną do czynienia”, po czym przykucnęła przed Kirinem, który wydawał się być w najgorszym stanie. Mała dłoń musnęła najpierw jego policzek, a następnie zaiskrzyła się blado złoty światłem, roznoszącym po ciele wymordowanego uczucie ciepła. Jej moc nie była typowym leczeniem. Nie w pełni tego słowa znaczeniu. Potrafiła przyspieszyć proces leczenia i regeneracje tkanek. Niestety, blizny pozostawały, tak samo jak i konsekwencje odniesionych ran, ale przynajmniej taka osoba nie umierała. A przynajmniej zagrożenie utraty życia malało do minimum.
Nie mogła skupić całej swojej mocy na Kirinie. Ale kiedy skończyła, jego życie nie było zagrożone. Następnie skupiła się na Hemofilii, całe szczęście nie była w tak tragicznym stanie co Kirin. Ale już teraz czuła drżenie całego ciała. Robiło jej się duszno. Niedobrze. W głowie huczało. Zabrała ręce i przysunęła się bliżej Growa. Dotknęła palcami jego dłoni i….
Opadły na jej kolana. Wzrok przesunęła po odkrytych skrawkach ciała wymordowanego. Nie miała już sił. Ile jej się udało? Zadrapanie? Dwa? Dwa. W tym jedno ledwo muśnięte. Strup był miękki, mokry. Jakby go nie było.
- Przepraszam… – powiedziała cicho, zawieszając na moment głowę, zagryzając dolną wargę i powstrzymując łzy. Nie dała rady i jemu pomóc.
Słaba. Taka słaba.
Nie.
Uniosła obie dłonie i trzasnęła się nimi lekko w policzki, na otrzeźwienie.
Skoro moc nie pomaga, to trzeba szukać innych rozwiązań. Podniosła się, utrzymując równowagę i sięgnęła po butelkę ze spirytusem i po szmaty.
- R-rozbieraj się, Growie! Zrobimy to po staremu! – poleciła krótko, a kiedy Wilczur pozbawił się zbędnego (hihihi golas) materiału, przystąpiła do odkażania ran i bandażowania. Na tyle, na ile potrafiła. I na ile ręka jej pozwalała.
- Jak się czujesz? – zapytała dalej bandażując, ale siadając sobie wygodnie na jego kolanie. - Następnym razem też pójdę. I cię obronię.


Kirin: Nogi podgojone, ale wciąż bolą, bardzo (możliwe, że będzie potrzeba operacyjnie usunąć kule); krwawienie zatamowane; otarcia zostają; obite żebra zostają; złamanie prawej ręki zrośnięte, ale kość jest słaba, musi uważać na rękę przez 2 fabuły, potem przez kolejne 2 będzie odczuwał nieprzyjemne rwanie.

Hemofilia: siły nieco odzyskane; większość stawów naprawione, ale przez 2 fabuły nie może ruszać ręką, przez kolejne 2 musi na nią uważać i kolejne 2 będzie odczuwać ból.

Grow: .... well. Jedno zadrapanie podleczone, ma strupa. Drugie niby też, ale słabo c':
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.17 15:37  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Zawsze patrzył na nią z pewną fascynacją (trochę chorą), gdy używała mocy. Przez tyle lat powinien był przywyknąć do nadnaturalnych zjawisk, ale nie potrafił. Jakaś jego część, ta najbardziej ludzka, szeptała w osłupieniu, że to, co się działo, było niemożliwe (istniała też teoria, że mówiły to po prostu mary). Patrzył więc na Ev sceptycznie, ale z uwagą godną pilnego ucznia. Dyszał z wykończenia, a ona uklękła przy Kirinie i wystawiła do niego swoje dłonie. Jej moc... Jak to u licha działało?
Sam doświadczasz czegoś podobnego...
Spojrzał nagle w dół. Usiadł na kanapie, kiedy Ev pobiegła do rannych. W prawej dłoni niezdarnie trzymał wodę, kawałek chleba oparł o swoje udo. Lewą ręką naciskał na najpoważniejszą ranę. Teraz odsunął powoli palce od klejącej cieczy i bez zaskoczenia ujrzał świeże mięso. Jego organizm, dzięki krwi Hemofilii, zdołał zregenerować się przynajmniej na tyle — i w tym nie było niczego dziwnego. Dosłownie czuł, jak dziura się zasklepia, a porwana skóra swędzi i piecze przy wzmożonej pracy. Czuł, jak swędzi i piecze coraz mniej. Wszystkie reakcje były widoczne — po prostu komórki pracowały szybciej. To jak dostać obiad prędzej, bo pospieszyło się kucharzy. A moc Ev? Grow spojrzał w tamtą stronę. Jej dłonie otulone były złotą mgiełką. U niej ten obiad się po prostu pojawiał na stole. Bez kucharzy i szczęku talerzy. Wystarczyła ona. Jak to więc wyjaśnić?
Na powrót przywarł dłonią do brzucha, gdy ujrzał, jak anielica się podnosi. Albo w sumie podrywa na nogi, bo wszędzie musiała się spieszyć.
Hej, maleńka. — Zachrypł, lustrując ją od góry do dołu. Pozwolił jej się podleczyć (to dziwne ciepło...), ale kolejnych słów już się nie spodziewał.
— R-Rozbieraj się, Growie!
Gwizdnął z uśmiechem.
Nie za szybko na twój pierwszy raz? — A potem pochylił się do przodu, by odłożyć butelkę z wodą na nagą, wydeptaną do najwyższych standardów twardości ziemię. — Poza tym nie wolisz młodszych?
Domyślał się, jaka będzie jej reakcja — pełna niezrozumienia. Może nawet przechyli głowę na bok jak szczeniak albo uniesie brwi i mruknie coś obrażona. Coś w stylu: „Jeju, w ogóle nie rozumiem o co ci chodzi!”.
Kurwa mać, sam nie wiem, o co mi chodzi.
Odsunął się trochę od oparcia (kiedy uwalił się na kanapie, to dosłownie się w nią wtopił), żeby mogła zająć się jego obrażeniami. Zdjęcie koszulki było najmniejszym problemem — a jednak ten najmniejszy problem na ułamek sekundy wykrzywił mu usta i naciągnął ścięgna szyi.
Mimo samoregeneracji piekło jak cholera.
(Ale piekło mniej.)
Tak, zdecydowanie piekło mniej.
Odłożył podarty materiał na bok. Tors miał ubrudzony kurzem, ziemią i zastygłą już krwią — największe z obrażeń nie krwawiło na tyle obficie, by wyciekać poza swój obręb. Przynajmniej nie krwawiło tak od czasu, gdy przetarł je wierzchem dłoni. Zrobił to tą samą ręką, którą teraz nieświadomie oparł na biodrze jasnowłosej.
Bywało gorzej. — Odpowiedź przyszła od razu. Akcja-reakcja. Uderzenie piłeczki ping-ponga i kontratak. — Jak u ciebie? I DOGS?
Grow oderwał wzrok od siedzącej mu na udzie anielicy, która akurat zajmowała się odkażaniem jakiejś rany na jego przedramieniu i potoczył wzrokiem po salonie. Zatrzymał się na Hemofilii. Nie wypowiedział pytania na głos; przymrużone ślepia zrobiły to za niego — jak twoje obrażenia, Ame?

Sorry, że się wcinam w kolejkę, ale Gavran kiśnie już chyba z miesiąc, dlatego nie chcę czekać kolejnych dni na odpisy.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.17 22:30  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Policzki pokraśniały jej nieznacznie, acz bynajmniej nie z powodu zawstydzenia. Ev nie znała takiego odczucia. Wszelkie jej reakcje był podyktowane wrodzoną i naturalną niewinnością. Dla niej nagość była czymś normalnym, i gdyby nie palące skórę słońce na Desperacji, a zimami mrozy, chętnie pomykałaby z gołym tyłkiem, nawet nie rumieniąc się przy tym. Seks, intymność i tym podobne stanowiły dla niej zupełnie inny poziom wiedzy, z którym niekoniecznie chętnie zapoznawano. A nawet jeśli, zdawała się w żadnym wypadku nie przyswajać tego do siebie.
- Growie, głupolu! – rzuciła machając przy tym rękoma na boki. Zdenerwowała się nie dlatego, że Grow rzucał żarty o tej tematyce, a dlatego, że w ogóle żartował. A przecież nie było na to czasu. Dziewczyna musiała jak najszybciej zająć się jego ranami.
- Musisz się napić. Widzę, że nie napiłeś się. - spojrzała na niego z karcącym błyskiem w jasnym spojrzeniu. Brakowało jedynie machającego wskazującego palca, który w tym momencie był zajęty odkażaniem ran.
- Tutaj wszystko gra. Wszyscy czekaliśmy na wasz powrót. – uniosła na krótką chwilę oczy, by napotkać dwukolorowe tęczówki Alfy - Modliłam się o wasz powrót. Wszyscy wrócili, prawda? – zapytała. Tylko o to. Nie mogła, i przede wszystkim nie chciała poznawać jakiekolwiek szczegóły. Grow doskonale to wiedział. Ev, mimo wszystko, nigdy nie popierała metod DOGS. Nienawidziła przemocy. Wciąż uważała, pomimo tego co i ją spotkało, że były inne drogi na rozwiązywanie jakichkolwiek problemów. Ale też wiedziała, że DOGS miało swoje sposoby. I tak kochała Psy całym swoim sercem.
- Gotowe! – rzuciła radośnie, kiedy zawiązała dwa samotne końce bandaża na uroczą wstążeczkę. Jednak radość szybko została przytłumiona przez smutek i troski, oraz przede wszystkim przez zmartwienie. Uniosła lewą dłoń i położyła ją na policzku jasnowłosego.
- Musisz uważać na siebie. Nie byłam w stanie cię wyleczyć, a rany jedynie prowizorycznie opatrzyłam. Wciąż jesteś mocno ranny, Growie. Jakiś medyk musi cię obejrzeć. Nie wiem gdzie Ourell jest i Jekyll, ale może Sana jest na miejscu. Mogę po nią iść. Albo… – spuściła na moment spojrzenie i zmarszczyła lekko brwi, co w jej wykonaniu wyglądało raczej zabawnie.
- Chyba że. – mamrotała do siebie I złapała za metalowy zamek bluzy, rozpinając ją do połowy. Rozchyliła nieco płaty ciepłego materiału, odsłaniając bladą skórę szyi i nagich ramion, pokrytych w niektórych miejscach brzydkimi śladami po oparzeniach.
- Musisz się wzmocnić. – powiedziała krótko. Skoro w żaden inny sposób nie mogła mu pomóc, pozostawała ostateczność. Nie bała się kłów Growa. Miała wrażenie, że ilekroć zatapiał je w jej skórze, zdawał się być przy tym wyjątkowo delikatny. A możliwe, że jedynie tak jej się wydawało.
Ale nie bała się.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.17 23:56  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
Tak, zabrała to, co dla wielu osób było wręcz nieosiągalne. Ale nie dla niej. Nie miała większych skrupułów przed robieniem takich rzeczy. Wpatrywała się wyczekująco w niego, obserwując czarną krew, która została na jego wargach. Tych cholernych, kuszących wargach. Nim jednak zdążyła zrobić cokolwiek, charakterystyczny ton głosu, który miał przypominać rozkaz wydobył się z gardła Przywódcy.
Wracasz do domu.
Nie miała zamiaru zaprzeczyć. Nie tym razem. Choć w głębi duszy była zmieszana, to posłusznie wstała, sięgając zdrową ręką dłoń Growlithe, a chwilę po tym udała się za nim w nieznanym jej kierunku. Tylko przez chwilę, bo zaraz ponownie znaleźli się w zrujnowanym kasynie. Hah, znowu to ich wina. Ciekawe ile miejsc zdążą jeszcze zniszczyć. Będzie w ogóle co niszczyć? Z chwilowej zadumy wyrwał ją widok wyciągającego Kirina spod kupy gruzy. Nieważne, że sama była ranna - widziała stan Wilczura, w dodatku on ból odczuwał normalnie. Jej mogło co najwyżej kręcić się w głowie i czuć zabawne mrowienie, które zaczęła już ignorować. Dlatego ruszyła w jego stronę, pomagając mu go wyciągnąć oraz zanieść do kryjówki. Przynajmniej tyle mogła zrobić na dobry początek.
Przez całą drogę nie odzywała się. Nie czuła takiej potrzeby. Też wyraźnie było po niej widać, że jest zamyślona, a nawet zagubiona. Zawsze tak wyglądała po jej obecności. Nigdy do końca nie pamiętała, jakie krzywdy komu wyrządziła - w końcu nie chciała zranić swoich, reszta ją nie obchodziła. Dodatkowo coraz bardziej dochodził do niej fakt, że jej siostra jest martwa. Jej ukochana siostrzyczka...
Nie pozwoliła na upadek Kirina. Dzięki temu, że również trzymała go w tym samym uchwycie co Wilczur, jego ciężar spadł na Amelię. Było to niespodziewane, dlatego w pierwszej chwili ugięła nieco kolana, ale już zaraz stanęła w miarę normalnie, usadawiając go w jakieś normalne miejsce, czyli na czymś, co z wyglądu przypominało starą kanapę. Spojrzała się za Growem, który wytrwale trzymał się na nogach. Hemofilia po prawdzie dopiero teraz zaczynała odczuwać zmęczeni po swoim małym szaleństwie. Nie czuła wojennych ran, ale dobrze wiedziała, że ma w sobie coraz mniej siły. I średnio mogła używać jednej ręki...
- Zajmij się pierw Wilczurem - odparła zamyślona, lekko uśmiechając się do maskotki DOGS, nie chcąc być dla niej niemiła. Niemniej wiedziała, ze i tak nie usłucha jej próśb i zajmie się nią, a dopiero na samym końcu Przywódcą. W końcu Eve nie chciała jeszcze bardziej go złościć. I mimo tego, że poczuła się bardziej na siłach dzięki mocy dziewczynki, to tak czy siak czuła znajomym dyskomfort. Dyskomfort bólu, który powinna czuć, a nie czuje przez swoją chorobę.  
No cóż.
Skupiła swoje zamyślone spojrzenie na rozbierającym się Growie. Śmiało było można przyznać, że było co podziwiać. Niemniej teraz nie obserwowała jego układu mięśni, a wszelakie rany, którymi mogła być sprawcą. Była? Hah, zamiast go bronić z pewnością zrobiła wszystko, aby był w jeszcze gorszym stanie. Gdyby nie jego moc, zapewne musiałaby go tu wlec, o ile wróciłaby do swojej codziennej postaci. Zawsze musisz wszystko spieprzyć, nie Hem?
Rozumiejąc jego spojrzenie, uśmiechnęła się niemrawo, informując go w ten sposób, że nie jest tak źle. Nadal nie była do końca sobą i widać, że wyraźnie coś ją gryzło, jednak nie chciała teraz zawracać tym głowę. To nie odpowiedni czas i miejsce  na takie wyzwania. Spojrzała przelotnie na swoją rękę, którą chciała ruszyć. Czuła, że organizm wypiera się z jakichkolwiek odruchów, co tylko uświadamiało jej, że obecnie niewiele z nią zrobi. To też sama sobie zrobiła czy z czyjąś pomocą? Zerknęła kątem oka na Kirina i wróciła spojrzeniem na Eve oraz Growa, przysłuchując się ich konwersacji.
- Ja mogę to zrobić - wtrąciła się, kiedy nadszedł temat regeneracji czy wzmocnienia - Co prawda moja krew nie jest najlepsza w smaku, jest gorzka i cierpka, ale przynajmniej tyle mogę zrobić w rekompensacie za to co zrobiłam w Kasynie i nie tylko - rzuciła stanowczo, równie stanowczym spojrzeniem patrząc się na tą dwójkę. Czy miała wyrzuty sumienia? Nigdy nie potrafiła tego ocenić. Często miała problem ze zrozumieniem swoich emocji.

|| Jak coś, to Hemofilia nie odczuwa bólu, dlatego uznam, ze będzie po prostu czuła pewien dyskomfort i może być bardziej rozdrażniona czy zdezorientowana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.08.17 1:03  •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
— Modliłam się o was powrót.
W to nie wątpił. Robiła to za każdym razem, gdy Psy wychodziły poza kryjówkę. Grow czasami rozważał, czy powiedzieć jej, że Bóg, w którego tak uparcie wierzyła, dawno ogłuchł na jej prośby... ale czy nie z tej samej ślepej głupoty
(taki głupi)
wciąż nosił krzyżyk na szyi?
To nam pomogło, Ev — zapewnił, wierzchem palców odgarniając z jej czoła włosy. — Wszyscy wrócili — potwierdził, wreszcie sięgając po butlę z wodą. Nim nie pociągnął z niej pierwszego łyka, nie był świadom, jak wielkie paliło go pragnienie. Grdyka poruszyła się w trzech kolejnych, szybkich przełknięciach. Potem odłożył plastikowe opakowanie z powrotem na podłogę.
Kiedy się prostował, poczuł chłód na rozgrzanym policzku. Uniósł wzrok na Ev i prawie stęknął. Nie chciał widzieć w jej oczach troski. Gdy się martwiła, zaczynał myśleć, że naprawdę miała ku temu powód.
A przecież wszyscy żyli.
(wciąż jesteś mocno ranny)
Zmarszczył brwi, aż na czole nie pojawiła się seria zmarszczek. Podświadomie łudził się, że nie pomyśli o tym, co wydawało się najprostszą opcją. Ale wtedy rozbrzmiał zgrzyt błyskawicznego zamka; ujrzał bladą skórę.
Nawet, kurwa, nie wiesz, ile mnie to kosztuje.
Rozklejał już
(spragnione)
wargi, gdy do głosu doszła czarnowłosa.
„Moja krew nie jest zbyt dobra...”.
Dość. — Szarpnął bluzą Ev. Materiał zakrył natychmiast jej ramię, odcinając widok siateczki ledwo widocznych żył, w których płynęła... — Starczy. Obie przekraczacie granicę. Ev, zajmij się Kirinem. Odbiliśmy go, ale jego stan pozostawia wiele do życzenia. Potrzebuje Ouralla albo Jekylla. Albo Nove. Kogoś, kto go wreszcie poskłada. I zwołaj Psy. Wieczorem wyruszamy.
Klepnął Ev w biodro, by z niego zeszła. Ważyła tyle, co stos piór.
Dźwignął się zaraz na nogi, unosząc również spojrzenie, które od razu spoczęło na oczach Hemofilii. Jeszcze kilka godzin temu chciała go zamordować. Widział w niej szyderstwo, którego teraz również się doszukiwał.
(ty, która wszystkich oszukujesz
dwulicowa! Dwulicowa!)
Po wszystkim będziemy musieli pogadać, ale póki co
(masz czas)
pokaż się Sanie przed odpoczynkiem. Przydasz się tylko wtedy, jeśli zregenerujesz siły.
(ona coś ukrywa!)
Zapadła cisza. Nie zdejmował spojrzenia z twarzy Hemofilii, jakby w oczekiwaniu, że nagle kiwnie głową i — wbrew wszystkiemu — zacznie się tłumaczyć. Ale czy jej słowa, teraz, byłyby coś warte?
(dwulicowa! dwulicowa!)
Skrzywił się nagle, opierając rękę o bok głowy. Dudniło mu w  skroniach. Zamknijcie się. Zamknijcie te wasze rozwrzeszczone mordy.
Ziemia pod podeszwą chrupnęła, gdy skierował kroki ku tunelowi.

Zt.
Następny temat
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Duży salon - Page 16 Empty Re: Duży salon
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 16 z 23 Previous  1 ... 9 ... 15, 16, 17 ... 19 ... 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach