Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next

Go down

Pisanie 05.02.14 18:52  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Niewiedza nie zwalniała z odpowiedzialności za swoje czyny. Może i bylo to ironiczne w wydaniu Nox, która sama łamała prawa co rusz, jednakże mogła sobie na to pozwolić, biorąc pod uwagę jej pozycję, jak i umiejętności. Cała Desperacja była zwitkiem dziwnych historii przeplatanych krwią, złością i bijatykami na zapleczach. W miejscu, gdzie byli umarli walczyli o kęs mięsa, łyk wody bądź nową koszulę było świetną areną zabaw dla znudzonych bogów i bogiń, mających dość zamieszkiwania chmur, Olimpów bądź innych Walhalli. Nie trudno jednak przyznać racji, że łatwiej było ugłaskać Zeusa bądź Hadesa niźli tą rozochoconą, samozwańczą królową. Pchała się wszędzie tam, gdzie było zbyt nudno, byleby tylko mieć odrobinę rozrywki; nie ważne, czy chodziło o wojnę bądź o zwykłe wbicie szpilki komuś w zad. Zabawa to zabawa, nie ma granic dla niektórych, a ucieczka często okazuje się dobrym ruchem. Stanie w miejscu może tylko wybudować grób, na którym będzie drzemał kot nocą. Złe dni zdarzały się każdemu, nawet eterycznym, chociaż i tak lepiej, kiedy zdarzają się one innym.
Kiedy kot prychnął złośliwie, ukazując kły, oczy Nocy zabłyszczały mocniej. Odrobinę charakteru nigdy nie zaszkodzi, acz nie przyniosło to Ailen'owi wygranej. Sromotnie wygnany spod swojego królestwa pajęczyn i kurzu, z kropkami krwi na zadzie spieprzył, gdzie pieprz rośnie, a czarna kopia futrzaka przystanęła w miejscu. Ogon bujał sie leniwie, gdy królowa spoglądała na znikający ogon Kota w szczelinie ściany. Zwierzę westchnęła, zawiedzione, ale szybko otrząsnęło sie z rozpaczy, kierując się do sypialni Ryan'a, który widocznie nie miał zamiaru fatygować się, by ratować sługę w opałach. W sumie... i tak niewiele go uszkodziła, a zyskała kilka minut rozrywki. Czasami brak wyczucia naprawdę był męczący (dla społeczeństwa). Nyks pojawiła się w drzwiach, przeciągając się rozkosznie z mruknięciem, po czym skierowała się do łóżka wymordowanego. Oceniła materac spojrzeniem, spinając lekko mięśnie i robiąc susa przed siebie. Czarne futro przemieniło się w czarny smog, który ulotnił się w ułamku sekundy. Teraz na skraju 'łóżka' tkwiła kobieta; Shetani w całej okazałości. Poprawiła się na kocu, kierując błękitne spojrzenie na skurwiela, po czym potraktowała go jednym z tych uśmiechów, gdzie inni ludzie normalnie spierdalaliby, a Ryan wiedział, że to naprawdę Nyks. Nikt inny nie wyglądał równie ślicznie będąc równie okrutnym. Potrafiła być rozczulająca, naprawdę...
- Naprawdę straszny z niego tchórz. - Miłe powitanie, iście po królewsku. - Co mu zrobiłeś, że tak na Ciebie reaguje? - uniosła brew w pytającym geście, a głos przesiąknięty był dwuznacznością. Nyks spodziewała się usłyszeć wszystko, w tym wypadku człowieka-trupa możliwości było sporo. Nie zdziwiłaby ja nawet wersja przepuszczenia rodziny Ailen'a przez maszynkę do mięsa, bo nie umył podłogi na czas. Ryan był czasem równie nienormalny jak ona, z tym, że była duża szansa na to, iż on jeszcze jakieś resztki człowieczeństwa w sobie posiada. Ona nawet nie miała takiej okazji.
- Poza tym, że gnębisz swojego sługę, to co słychać? Nadal jesteś tak samo niegrzeczny i rozrabiasz po nocach? - Blade usta drgnęły ponownie, gdy białowłosa zmrużyła rozkosznie oczy, opierając podbródek na dłoni. Nic dziwnego, że pomimo tego, iż była 'kobietą', ich relacja jakoś się kleiła. Kto normalny zaczynałby rozmowę w ten sposób?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 19:04  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Przynajmniej na chwilę w jego domu zapanowała błoga cisza. Ciężkie powieki opadły na szare tęczówki, przesłaniając je na dłuższą chwilę, w której odnalazł możliwość odcięcia się na chwilę. Ailena już nie było, a i nieszczególnie przejmował się tym, że jego sługa z całą pewnością stracił chęć odwiedzania go przez kilka następnych dni. Do czasu aż stwierdzi, że nie ma co jeść – wytłumaczył sobie w myślach, a kącik jego ust drgnął lekko, jednak mężczyzna powstrzymał się od skrzywienia w niezadowolonym wyrazie. Nie wierzył w to, by taka drobnostka pozwoliła mu na pozbycie się problemu koniecznego dzielenia swoich zdobyczy, a nawet jeśli, Sullivan tak czy inaczej był zadłużony u niego do końca swojego życia lub życia Ryana, czyli cholernie długo. Ciemnowłosy wyciągnął ręce wyżej i przyciągnął jedną z wygodniejszych poduszek pod głowę, za którą zaraz splótł palce rąk. W tym momencie już wybitnie przypominał kogoś, komu było wszystko jedno do tego stopnia, że pewnie nie ruszyłby się z miejsca, gdyby w jego domu nagle wybuchł pożar, choć w gruncie rzeczy przeważnie nie robił sobie nic z zagrożenia. Zapewne dlatego potrafił dogadać się z samą Nocą i tym samym zyskać sobie u niej kilka punktów dodatnich, pomimo tego, że nie zabiegał o nie. Jak zresztą w przypadku całej reszty – nie interesowało go to, co o nim sądzili. Zresztą, gdyby tak przejmował się każdą obelgą najpewniej już dawno by go tu nie było, a Shetani nie mogłaby usiąść sobie na skraju jego materaca – o czym swoją drogą zorientował się nawet bez otwierania oczu – i nie ucięłaby sobie miłej pogawędki z kimś, kto pomimo swojego człowieczeństwa, był równie bezwzględny, co ona.
„Co mu zrobiłeś, że tak na Ciebie reaguje?”
Srebro zalśniło w ciemnościach, gdy Jay postanowił obdarować białowłosą swoim niezmiennym spojrzeniem. Rzeczywiście trudno było sprecyzować, co tak naprawdę mógł zrobić. W gruncie rzeczy to mogło być wszystko, a jednocześnie nic. Na przykład zwykłe słowa, które przeważnie dobierał w taki sposób, iż nie wszyscy potrafili poradzić sobie z ich miażdżącym ciężarem i jego zastraszającą pewnością siebie oraz kompletnym brakiem wyczucia.
Nie mam pojęcia. Byłem tak samo subtelny, jak zawsze ― rzucił, a w jego głosie rozbrzmiała drobna nuta zgryźliwości, która być może nie pasowała do poważnego wyrazu jego twarzy, ale do samego stwierdzenia już owszem. ― Ledwie go tknąłem. Syndrom cnotki, sama rozumiesz ― wyjaśnił, tym razem już nieco znużony. Fakt faktem – nie było mu dane pobawić się za długo, a kara dla sługi i tak okazała się wystarczająco ciężka do zniesienia. Aż odnosiło się wrażenie, że z niczym gorszym prawdopodobnie nie miał do czynienia. Naprawdę musiał go wszystkiego uczyć?
Przeciągnął się i podniósł do siadu, uginając jedną nogę w w kolanie, zaś drugą ułożył tak, jakby przymierzał się do siadu po turecku. Oparł jeden łokieć o kolano, a wolną ręką zmierzwił włosy z tyłu głowy, nie przejmując się ich nieładem, z kolei na koniec zaczepił palcami o swój kark.
Jak widać. Ratuję księżniczki i książąt przed smokami, później sprowadzam ich do domu, nastraszam. Impreza się kręci ― zniechęcony ton dał mu się we znaki. To jasne, że wcale nie cieszyła go taka kolej rzeczy. Znacznie bardziej cenił sobie spokój lub wynoszenie jakichkolwiek korzyści z niektórych zdarzeń. ― Potrafi spierdolić wszystko, co wpadnie mu w łapy ― dodał jeszcze, ściągając brwi. Tak a propos swojego kociego sługi, który zafundował mu dziś za dużo atrakcji. ― Wolałbym otrzymywać mniejszą ilości rewelacji. A ty nadal gnębisz innych po nocach?
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 0:27  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Ryan tak naprawdę traktował sługi o wiele lepiej niż Noc. Wielu z jej wiernych bądź typowych lokai zmarło lub uciekło, gdy była taka okazja, a królowa miała dobry humor. Rzadko zdarzało się, iż jakiś podnóżek był zadowolony ze swojej służby u samej bogini, która może nie wyglądała na wymagającą, ale z pewnością była okrutna w momentach, gdy zaszło się jej za skórę. Zazwyczaj praca u niej miała swój koniec wraz z ostatnich tchnieniem, a ciało było chowane w zwykłej dziurze i zasypywane piachem lub wrzucane do wody, by spłynęło w dół rzeki. Ai nie powinien narzekać na tego typu kary, bo były łagodne i zupełnie nieinwazyjne. Shetani potrafiła słowem zniszczyć komuś grunt pod nogami, a jednym ruchem pozbawić kończyny, głowy lub rodziny. Śmiercionośne macki ciemności tkwiły w niej, jak i w koło, co nie pozwalało poczuć sie bezpiecznie nawet samym dyktatorom lub bogom. Nawet światło nie potrafiło się przebić przez mrok w niej. Wiedziała o wszystkim, co działo się w ponurych, zacienionych zakamarkach świata - miała uszy i oczy nawet w mysiej dziurze. Kto wie, co tak naprawdę chowało się za szczelina w drewnie? Może prawdziwy potwór?
A może prawdziwe potwory siedzą w niej lub naprzeciw?
Błękitne oczy zmrużyły się rozbawione słowami szatyna. Subtelny? Strzelił go z liścia, uderzył stołkiem, zrzucił kowadło na głowę? Wszystko było możliwe i wcale nie zdziwiłaby się, jakby kot miał na głowie ogromnego guza od tej całej 'subtelności' wymordowanego. Brew zawędrowała w górę powoli, gdy królowa nieco przechyliła głowę w lewo, pozwalając włosom opaść płynnie na materac:
- No to się nie ma co dziwić, że wrzasnął, jakby zobaczył koszmar. - rzuciła uszczypliwie. Kiedy inni bali się odezwać w obecności Ryan'a lub wydzierali się na niego, iż jest niemoralny, ona nigdy nie miała problemów, by gryźć go po kostkach. Było wtedy o wiele zabawniej. A jemu samemu to chyba nie zawadzało, bo jakoś nigdy nie dostała propozycji wypierdalania za drzwi, a nie miałby z tym większych problemów.
- Jeszcze go nikt nie przeleciał? Jak on się uchował? - To naprawdę było dziwne, biorąc pod uwagę świat w jakim żyli. Nox naoglądała się wystarczająco wiele, by termin dziewicy, czy to u chłopca czy dziewczyny, szczerze ją dziwił. Już dawniej był problem z młodocianymi matkami, dziwkami czy rozwiązłą młodzieżą, a teraz...? Bez pasa cnoty w noc wychodzić to szaleństwo, a tu uchowało się takie urocze maleństwo, co rumieniło się na zwykłe podciągnięcie koszulki. - Powinieneś go zamknąć w klatce i zbierać opłaty, takie okazy to dzisiaj rzadkość. - dodała, a jej oczy zalśniły kpiąco. No cóż, nie była najlepszym przykładem opieki nad dziećmi...
Oparła się wygodniej na ręce, wyciągając nogi na bok. Czarny materiał peleryny opadł na ziemię, gdy poluzowała zapinkę pod szyją. Chyba zupełnie nie przejmowała się tym, iż większość ludzi bądź potworów mogła pomarzyć o tym, by siedzieć w sypialni szatyna. Dla niej było to naturalne i oczywiste.
- Smokami mówisz? - prychnęła, nieco marszcząc nos. - Dzielnyś, mości rycerzu, a jakiż honorowy. Nic, tylko dać uwięzić się w wieży i czekać na ratunek z Twoich rąk. - Abstrakcyjne, ale do zrobienia. Z tym, że Nox była księżniczką, która uwolniłaby się sama, smoka wytresowała, a konia ukradła. Rycerze nie byli potrzebni, jeśli grało się najgorszą wiedźmę w historii świata. Z charakteru Baba Jaga, z wyglądu królowa śniegu. I weź tu nie oszalej... - Co tym razem zepsuł? Zjadł Ci wszystko z lodówki czy przyprowadził do Twojego pałacu swoja dziewczyną i stwierdził, że rzuca robotę?
Kiedy Ryan się poprawił, ona sama również, podciągając wyżej na 'łóżko' wymordowanego, jak i podkurczając nieco nogi. Usadowiła się frontem do rozmówcy, nadal podpierając się na ręce:
- Wiesz, że nigdy mi się to nie znudzi. Ludzie są tacy śmieszni z tymi ich wybuchami paniki... Piszczą, kręcą się w kółko, strzelają tymi swoimi śmiesznymi pistolecikami, a potem i tak umierają, bo brakuje im tlenu lub krwi. Nie wiem, jak mogą normalnie funkcjonować z tymi wszystkimi wadami. A w dodatku ulubieńcy Boga i każdy ma im służyć. - prychnęła pod sam koniec zdania, kręcąc głową. Widziała już anioły, które walczyły w obronie ludzkości, a ta wszystko spierdoliła i zamknęła się za grubymi murami miasta. Kłamstwa poganiane kłamstwem, a skrzydlate gołąbki o dwóch nogach próbowały wszystko poskładać do kupy. Beznadzieja.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.14 14:11  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Najwyraźniej wcale nie traktował ich aż tak dobrze, skoro spieprzali z krzykiem. Czasem śmierć była znacznie lepszym rozwiązaniem niż życie w ciągłej udręce, bez możliwości ucieczki. Gdziekolwiek by się nie schowali – znalazłby ich; jak szybko by nie uciekali – w końcu i tak by ich złapał lub cierpliwie poczekał na odpowiednią okazję. Nie miał tendencji do puszczania słów na wiatr. Gdy mówił, że spierdoli komuś życie, po prostu to robił. Czasami nawet nie potrzebował siły, by doprowadzić kogoś do kiepskiego stanu, a najdoskonalszym przykładem był Ailen, który nie dorobił się poważnych obrażeń, a i tak dał znać mu o tym, że kara była wystarczająca i przewyższała granice jego wytrzymałości. I dobrze.
Uwierz, że istnieją o wiele gorsze rzeczy, których można doświadczyć. Nie przypuszczałem, że jest aż tak delikatny. ― Potarł palcami skroń. Nie zamierzał udawać, że nie jest temu winny, ale Sullivan zepsuł mu całą zabawę, biorąc pod uwagę, że nie musiał posunąć się szczególnie daleko. Nuda, skwitował w myślach, a znużenie jak na zawołanie wymalowało się na jego twarzy, idealnie komponując się z wypowiedzią, którą uraczył białowłosą. Nie potrzebowała żadnych słów, by zrozumieć, że Ryanowi coraz ciężej było odnaleźć w innych coś interesującego. I tak od wielu lat. W kółko to samo – wszyscy byli nudni i równie bezużyteczni. I jak miał nie spoglądać na nich z góry?
„Jeszcze go nikt nie przeleciał? Jak on się uchował?”
Odchylił głowę do tyłu, wydając z siebie mrukliwe „Mmm”, jakby przez moment zastanawiał się nad sensowną odpowiedzią. Szczerze mówiąc, wątpił w to, by Kurt nie miał jeszcze okazji, by móc rozkoszować się łóżkowymi zabawami, ale to nie przeszkadzało mu w snuciu teorii na temat tego, co mogłoby sprawić, że jeszcze był prawiczkiem. Opuścił głowę z powrotem i wlepił spojrzenie srebrzystych tęczówek w oblicze Nocy.
Zakładam, że wiercił się tak bardzo, że ciężko było trafić. ― Drobna dawka spaczonego humoru jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Rzecz w tym, że na twarzy Jay'a nie zajaśniał nawet cień rozbawienia, a w oczach nie pojawił się nawet najdrobniejszy błysk. Jak zwykle był chłodny i opanowany bez reszty. Sprawiał sporo problemów w odróżnieniu żartu od powagi, a prawdy od kłamstwa. Radości od... Zaraz. On nigdy nie był radosny. Zaraz pokręcił głową w niemym zaprzeczeniu, co było równoznaczne z tym, że pomysł zamykania chłopaka w klatce nie był najlepszy. ― Gęba nie przestałaby mu się zamykać.
Wypuścił powietrze ustami na wzmiankę o honorze. Raczej nie nadawałby się na księcia z bajki i nieszczególnie mu to przeszkadzało. Nie zdobyłby się na innych sposób traktowania księżniczek, a poza tym...
Nie będę zapierdalać do żadnej wieży. ― I wszystko jasne. Cały czar prysł wraz z jego podejściem, z którego Nox i tak doskonale zdawała sobie sprawę. ― Lepiej. Przyprowadził tu ludzkiego szczeniaka i twierdził, że później odprowadzi ją do domu. Szkoda tylko, że mała spieprzyła, choć trzeba przyznać, ze idealnie się do siebie dobrali. Była równie nierozsądna, co on. W każdym razie i tak już po niej. Za kilka dni, może tygodni, po prostu zdechnie, rzecz jasna, o ile coś wcześniej jej nie ubije. Z wirusem i tak nie będą chcieli jej z powrotem w swoim świecie. ― Wzruszył lekceważąco barkami. Jego ton brzmiał dokładnie tak, jakby właśnie opisywał stan pogody na zewnątrz, a nie mówił o dziecku, które właśnie tonęło w jednym z najgłębszych bagien, pomimo tego, że jeszcze kilka godzin temu mogło wieść sobie spokojny żywot za bezpiecznymi murami miasta i żyć w słodkiej nieświadomości. ― Przynajmniej miała okazję przydać się na coś przed zgonem ― mruknął, nawiązując do porządku w swoim domu. Poza wypełnionym zadaniem w gruncie rzeczy już nic go nie obchodziło.
Nagle bez słowa podniósł się z materaca i przeciągnął, choć wcale nie miał za dużo czasu na odpoczynek. Trudno o to, gdy wszystkim nagle zachciewa się wpaść z wizytą. Przez cały czas słuchał tego, co błękitnooka miała mu do powiedzenia, choć aktualnie stał odwrócony plecami do niej. Wieko wielkiej skrzyni zaskrzypiało nieprzyjemnie, gdy podniósł je i oparł o ścianę. Nie przejmował się tym, że nawiązywała do ludzi, do których grupy sam zaliczał się jeszcze wieki temu, choć w gruncie rzeczy już wtedy był nieludzki.
Kto by pomyślał, że wizerunek dziewczynki łaknącej zabawy nawet będzie do ciebie pasował ― rzucił nieco zgryźliwie, przeszukując skrzynię, w której trzymał wszystkie swoje zdobycze. Przekładał kolejne ubrania i odkładał na bok te, które najwyraźniej planował założyć na siebie w najbliższym czasie. ― Najwyraźniej ten wasz Bóg nie sprawdził się w swojej roli i stworzył w dużej mierze wadliwy sprzęt. Ale czy ktoś naprawdę jeszcze wierzy w te brednie? ― Ściągnął brwi i zerknął za siebie przez ramię, obrzucając Shetani pytającym spojrzeniem.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.14 22:36  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
- Nawet nie muszę wierzyć, ja to wiem. - mruknęła pod nosem, unosząc nieco spojrzenie, po czym wzruszyła chudymi ramionami. Sama zsyłała na ludzi o wiele gorsze rzeczy niż nastraszanie, obcięcie palca lub śmierć potomka. Potrafiła ze zwykłej nudy pociągnąć złotą nić, która trzymała w całości ryzy jakiegoś kraju, po czym oglądała przedstawienie wymalowane we wspaniałe wzory chaosu. Zawsze widziała w tym niesamowitą rozrywkę, a każda postać grała swoją rolę w jej teatrzyku. Wystarczyła mała kradzież, a wrobiony złodziejaszek walczył o życie mając Noc za swoją wybawczynię, która koniec końców zsyłała na niego plagę, która najczęściej odrąbywała mu łeb. Gra się kończyła, a sama bogini szukała nowej ofiary. I tak od zarania dziejów. - To był zaledwie początek...
Nigdy nie sądziła, że napotka jeszcze tak niewinną istotkę jak Ai. Wystarczyła mała sztuczka, a cała jego pewność siebie uleciała ze świstem. Wszystko miało swoje zasady, a były one proste: wystarczyło tylko myśleć. Noc nienawidziła nudy oraz prostolinijnego myślenia, a ucieczka była rzeczą, której zdzierżyć nie mogła w zupełności. Widać jednak, że kociak miał zszargane nerwy do zera, przez co mały trik spowodował lawinę zdarzeń.
- Zakneblowałbyś go. Nie miał byś z tym chyba większych problemów. - Uniosła brew w wyrazie pewności swoich słów. Ryan pewnie przywiązałby go do słupa i nie karmił, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Akurat w szatyna bogini nigdy nie wątpiła. Zawsze był tak samo nieludzki, tak wspaniale oziębły i wyrachowany. Miała do niego słabość odkąd tylko go poznała lata temu. Oboje nienawidzili wielu rzeczy, oboje również nie lubili kobiet, a - o ironio! - Nox może nią była, ale nie akceptowała ich, przez co najchętniej pozbyłaby się ich wszystkich. Były dla niej pionkami, którymi łatwo manipulować przez ich niestabilność emocjonalną. Oczywiście, panowie nie powinni czuć się pewnie obok niej - ich też traktowała jak zabawki, ale w nieco innym wydźwięku. Mimo to, obie płcie były podatne tak samo na małe zawirowanie w koło; żadne nie potrafiło poradzić sobie z falą chaosu, którą spuszczała nań Noc.
Pokręciła głową, wykrzywiając blade usta w uśmiechu, gdy tylko Ryan zanegował bycie księciem.
- Szkoda. Pasowałaby Ci korona. Tak zawadiacko przechylona, mój książę. - wymruczała cicho, mrużąc jasne oczy, po powędrowała spojrzeniem po mieszkaniu wymordowanego - Ludzkie szczenię? W Desperacji z powodu ciekawości? Hej, to całkiem urocze... Chociaż koniec końców i tak skończyłaby jako karma dla psów. Albo dla bestii, które czają się w ciemnościach. - I to tylko, jeśli chodzi o delikatność i współczucie królowej. Żałowała tylko, że nie mogła namącić szczeniakowi jeszcze bardziej. Teraz, jak była juz zarażona, zabawka się popsuła i nie było sensu jej szukać. Charcząc krwią i słaniając się na nogach była kiepskim zastępstwem. - Sam wiesz, ile to potrwa. Kilka dni, nie więcej. Nikt nie będzie karmił ścierwa, które powoli umiera... Żywność to towar ekskluzywny. Co za kretyn dzieliłby się nim z obcą, zdychającą dziewczynką? Aż takich chyba tutaj się nie widuje, prawda? Padli dawno temu. - Nie skomentowała jednak lśniącej podłogi czy braku kurzu. Ludzie nadawali sie tylko do tego, więc nie widziała w tym nic nadzwyczajnego. Powinno być tak zawsze. Błękitne spojrzenie powędrowało za szatynem, śledząc jego ruchy. Białowłosa odwróciła się przodem do niego, opierając się na rękach za sobą.
- Nie oszukujmy się, wieczność jest nuda. Trzeba coś robić, a uprawa chmielu mnie nie interesuje. Wolę robić to, co zawsze... - Siać chaos, zsyłać ciemność oraz zamrażać świat za jednym pstryknięciem. Wtem drgnęła, słysząc tekst o Bogu - Nasz Bóg? Nie mam z nim wspólnego, prócz tego, że jest przyczyną mego istnienia. - Rzeczywiście, takie nic - Myślisz, że mnie interesowało kogo tworzył z błota i żebra? Równie dobrze mógłby być to kaloryfer na nogach. A co do wiary... Wierzą. Nie potrafią zrozumieć, że papa smerf machnął na nich ręką i zostawił ich na pastwę losu. Zostały jakieś gołębie, które starają się ratować to, co zostało, ale... - Wyciągnęła dłoń na której zatańczyły eleganckie spirale czarnego lodu. Dmuchnęła lekko w diamentowy pył, który zalśnił niczym osypane brokatem niebo, a za samą myślą Nox śnieżynki utworzyły kształt sztyletu, który zawisł w powietrzu pomiędzy rozmówcami:
- Bardzo szybko się kruszą. - Migocząca broń opadła na podłogę, roztrzaskując się w proch, który zalśnił ostatni raz, a następnie znikł za machnięciem dłoni białowłosej. Akwamarynowe tęczówki jasno określiły sytuację - było ich coraz mniej. Coraz bardziej upodobniały się do ludzi, a Eden był siedliskiem smrodu i ciszy. Ciemność pojawiała się nawet tam, zahaczając swe zdradliwe macki o granice raju. Byli zbyt przewidywalni...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.14 15:36  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Dokładnie. Z drugiej strony nie musiałem się wysilać, żeby uprzykrzyć mu życie. ― Rozłożył bezradnie ręce. Ani trochę nie obchodziło go, że Ailen zdążył się tak szybko ulotnić. Czasami nie miał ochoty znosić jego marudzenia i niezadowolonego prychania. Możliwe, że jeszcze trochę, a mały będzie miał tę nieprzyjemność, by stracić język i to właśnie z powodu własnej niesubordynacji – może wtedy nauczyłby się pokory i doceniania tego, co ma. Nawet nie kazał mu być wielce uniżonym czasami po prostu wystarczyło to, by wreszcie przestał kłapać swoją niewyparzoną jadaczką. I myśleć – to przede wszystkim. Jego spontaniczne akcje mogły sprawdzić problemy nie tylko na jego własną głowę, ale także na głowę Jay'a, który nie był jego ojcem, więc nie w jego obowiązku leżało, by odpowiadać za jego przewinienia. To, że wyglądał jak dziecko, wcale nie oznaczało, że wciąż nim był, choć nieraz uświadomił mu, że gówno wie o życiu. Cud, że jeszcze nic go nie wpierdoliło żywcem. ― I racja, nie miałbym, ale jakoś nie zależy mi na tym, by mieć go pod ręką i urządzać z domu park rozrywki dla niewyżytych. ― Uniósł brwi. Nox pewnie doskonale rozumiała, że ciemnowłosy nie należał do osób, które na własne życzenie ugościłyby tłum ludzi, tylko po to, by mogli popatrzeć sobie na coś niezwykłego. ― Może ktoś inny z tego skorzysta.
„I tak byś na to nie pozwolił, zaborczy dupku.”
Bądź co bądź jego własność to jego własność i nikt inny nie miał prawa kłaść na niej łap, gdy na to nie pozwolił. Można powiedzieć, że pomimo tego, iż taki stan rzeczy mógł zadziałać także na korzyść drugiej strony, robił to wyłącznie dla siebie. W końcu trzeba uświadamiać temu marnemu robactwu, dokąd mogą się posunąć, mając do czynienia z nim i z wszystkim, co z nim związane. W przeciwnym razie w jego poukładanym świecie zapanowałby chaos, a jakoś nieszczególnie przepadał za tym, gdy sprawy przybierały nie taki obrót, jakiego sobie życzył. Może naprawdę miał coś z księcia? Z tym, że takiego, przez którego księżniczki bynajmniej nie chciałyby być ratowane, jeżeli nie byłyby równie zepsute.
Jestem w stanie obyć się bez niej. ― Niektórzy nie potrzebowali korony, by patrzeć na innych z góry. Mężczyzna wyciągnął ręce, by przeciągnąć się, by zaraz po tym ściągnąć z siebie bluzę przez głowę, którą później potrząsnął, usiłując przywrócić roztrzepane włosy do poprzedniego stanu, a przynajmniej tak, by nie zasłaniały mu widoku. Czarny materiał został niedbale odrzucony na bok. ― Urocze jak wydłubywanie oka – zależy od tego, w jakim położeniu się znajdujesz. Wiesz, mimo wszystko zawsze istniała szansa, że S.SPEC zostałby tu przysłany. Dla nich to pewnie niemożliwe, by dziecko z własnej woli i o własnych siłach przedostało się za mur. Nikt nie chciałby tu wojska ― mruknął i zaraz po tym zsunął z siebie koszulkę, eksponując białowłosej jedynie pokryte bliznami i wytatuowane plecy, które zaraz skryła luźna, czarna bokserka. ― Sama się na to zdecydowała. Gdyby siedziała na dupie, prawdopodobnie byłaby dla niej jeszcze jakaś szansa. Było, minęło ― rzucił, definitywnie kończąc ten temat. Chyba nie było sensu wracać do przeszłości, którą już zacierała się w zastraszającym tempie. Nie musiał przejmować się małą nieznajomą, która najpewniej już była martwa.
Rozpiął spodnie, które zsunął z siebie, ani trochę nie krępując się obecnością Nocy. Oboje żyli na tym świecie tyle czasu, że żaden widok nie był im obcy, dlatego też nawet sama zmiana bielizny nie wydawała mu się być nie na miejscu. Prawdopodobnie nie odczułby wstydu nawet, gdyby paradował po swoim domu w całkowitym negliżu. Przecież był u siebie. Tak czy inaczej zmiana ubrania nie zajęła mu dużo czasu, a wszystkie te, które nadawały się do wyprania przez jednego z jego sługów, zostały odrzucone na bok. Mężczyzna zamknął skrzynię, która zatrzasnęła się z głośnym trzaskiem i odwrócił się przodem do błękitnookiej, poprawiając jeszcze kołnierz koszuli.
Po prostu jeszcze nie do końca rozumieją, że w tych czasach, gdy ludzie słyszą o rozmowie o Jezusie, nie zatrzaskują tylko drzwi przed nosem, ale od razu pakują ci kulkę w łeb ― prychnął i zajął miejsce na skrzyni, opierając się plecami o ścianę. Szare tęczówki bez wyrazu wpatrywały się w znikające odłamki lodu, doskonale rozumiejąc przekaz tej niemej wiadomości. ― Poza tym to dziwne, że niektórym z nich i tak nadal chce się ogarniać cały ten syf. Zakładając, że są równie śmiertelni, co cała reszta, nie przynosi im to żadnych korzyści. ― Poprawił bandanę na nadgarstku.
Zawsze starał się patrzeć na świat z chłodnym i realistycznym podejściem. Szczerze wątpił w to, by aniołowie mogli mierzyć się z siłą cudzych przekonań, nie wykorzystując do tego żadnych specjalnych zdolności. Nawet samej natury nie udało im się w pełni naprawić. Prawdopodobnie, gdyby byli tak cudownymi istotami o uzdrowicielskich mocach, nic nie byłoby takie, jak prezentowało się teraz. Potrafili tylko próbować wciskać innym go głów ten cały nieprzydatny bezsens. Naprawdę uważali, że ktokolwiek miał jeszcze szansę na zbawienie? Gówno prawda.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.14 21:59  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zaborczość Ryan’a to była jedna z tych cech, która strasznie ją bawiła. Nie mogła czasami oprzeć się wrażeniu, że szatyn najchętniej zamknąłby wszystko co ważne lub warte zatrzymania na kluczyć dla siebie, a resztę, co niepotrzebne, zwyczajnie spalił jak śmieci. Miał przedziwny, jak na ‘człowieka’, system wartości, a chociaż miała z nim styczność jeszcze przed jego śmiercią, nadal nie mogła wyjść z podziwu jak sam usadowił siebie na tronie, ogłaszając się samozwańcem. Oczywiście, brakowało w tym patosu, lejących się szat i złota, ale starczyło jedno spojrzenie, a już się wiedziało, że z nim nie warto zadzierać. Ryan często przejawiał sadystyczne objawy, zupełnie nie przejmując się uczuciami innych. Był zabawny [w mniemaniu królowej], przynosił wiele rozrywki, a jego ofiary często były jeszcze śmieszniejsze, gdy powoli wyrywał im nóżki oraz rączki lub miażdżył ich wyimaginowaną podeszwą buta. Jak insekty, które należało usunąć, bo tylko zaśmiecały dom i były upierdliwe. Nox lubiła bestię, którą skrywał w sobie. Pod postacią ogromnej pantery naprawdę robił wrażenie na innych, acz sama bogini uwielbiała ten porośnięty futrem, wyprany z emocji pysk. Nawet, jeśli mógłby ją zgnieść łapą, co byłoby nieco ciężkie biorąc pod uwagę jej ‘materialność’ to i tak… nie potrafiłaby się na niego gniewać. Z takim zapleczem wrogów, jakie miała, przyjaźnie [chociaż dziwne] naprawdę były wartościowym dobytkiem. Oboje czerpali korzyści ze swojej znajomości. Może na to nie wyglądało, bo kto posądzałby taką dwójkę zimnych skurwieli o jakiekolwiek, pozytywne emocje? A czy ktoś mówi, że je posiadają? Wątpliwa sprawa… Nie ma się co jednak rozwodzić nad tym, bo i tak nikt inny nie będzie miał wstępu w tą dziwną, nieco zawiłą relację.
Białowłosa spoglądała ze spokojem, jak Ryan zaczyna się rozbierać, oceniając go chłodnym, analitycznym spojrzeniem. Nie zawadzało jej ani trochę to, że mężczyzna przebiera się tuż przed nią, ani też jej nie zawstydzało. Zdążyła się naoglądać nagości tyle, że mogłaby uchodzić za atlas anatomiczny. Biorąc jeszcze pod uwagę jej wątpliwą siatkę emocjonalną…
- Obawiasz się S.Specu? Doskonale wiemy, kto siedzi w rządzie i jak beznadziejni są w bezpośrednim starciu. Może i mają tą całą broń mechaniczną, ale błagam, ich zdolności strategiczne leżą i kwiczą. Są nikim więcej jak kolejnym etapem ewolucji dyktatorów i cesarzy. I oni upadną, pojawią się nowi, a potem… koło się zamyka. – stwierdziła lekceważąco, mrużąc jasne oczy. Miała niewątpliwą przyjemność bywać we wszystkich miastach Ziemi po apokalipsie i zarazie. Nieśmiertelność miała czasem zalety. Wszędzie jednak widziała to samo – zamknięte mury, zombie błagające o wodę, dzikie humanoidy, ciekawskich kretynów i zapyziałą władzę. Brakowało jej tych czasów, kiedy jeden facet mościł dupę na niewygodnym tronie, a tabuny rycerzy lały się mieczami. To były emocje, a nie chowanie się po krzakach i celowanie zza nich do ‘tych złych’. - Wojsko i tak przyjdzie, prędzej czy później. Nawet jeśli nie po zwłoki małej to dla zwykłego pokazu sił. Wybiją kilka wymordowanych, wy wymordujecie kilku ludzi i wszyscy pójdą do domu. Za kilkanaście lat mury się posypią, wirus zmutuje i wszystko od nowa. Może do tego czasu Bóg wróci…? – parsknęła, krzywiąc się nieco. Dobre sobie. Wątpiła, by papa smerf jeszcze miał zamiar zerkać na swoje pierwotne dzieło i pewnie poszedł tworzyć dwunogów gdzie indziej. Będzie musiała zapuścić wieści w kilka stron świata, by dowiedzieć się więcej.
Kiedy szatyn naciągnął spodnie na siebie, ziewnęła przeciągle, jak gdyby oceniając jego ‘striptiz’ na mierny z plusem. Naprawdę, nie było chyba rzeczy, która by ją ruszyła. Poprawiła się na materacu, krzyżując nogi, które wyciągnęła przed sobą z lubością. Uniosła nieco twarz, by móc napotkać srebrne spojrzenie księcia:
- Zawsze będą Ci, co wierzą. Nawet, jakby im grozili spaleniem albo rozstrzelaniem… Czasami wiara potrafi zdziałać cuda – burknęła zimniej, kręcąc młynka oczyma. - I chociaż trudno w to uwierzyć, zakładam, że same anioły myślą, że on wróci i wszystko będzie jak dawniej. Wykreował postacie bez charakteru, o jednolitym charakterze, a Ci, którzy się zbuntowali, cóż… Wylądowali w rynsztoku. Antychrysty, upadli, demony, przewoźnicy do drugiego świata, wszyscy. Nawet biedny Charon musi zarabiać, by utrzymać się na stanowisku. – Nie ma to jak dobra reklama profesjonalnego i kompetentnego kapturnika, która kopsnie duszę na drugą stronę piekła. - Czasami nieśmiertelność jest męcząca. No, ale chyba nie o to w tym syfie chodzi. Oni zwyczajnie wierzą, że ich interwencja cokolwiek zmieni. Jeśli by miała to już dawno mielibyśmy tutaj krainę mlekiem i miodem płynącą. – Uniosła nieco brew, zarzucając długimi włosami w tył. - Póki co, widzę mor, zarazę, syfilis i zgniliznę czyli to, co zawsze.
Może było to okrutne, ale było też prawdziwe, a Nox nie miała w zwyczaju pierdolić farmazonów. Jej świat był poza wymiarami tego. Wszystko było jak piaskownice, w której przesypywano piasek z jednej strony na drugą, by zobaczyć, który zamek najdłużej się utrzyma. I to wszystko. Nie było w tym ani głębokiej filozofii ani też sensu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.02.14 0:59  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Przeczącym ruchem głowy udzielił niemej odpowiedzi na jej pytanie. Strach nie był słowem, który gościł w jego słowniku, o ile nie dotyczył on innych, czyli tych, którzy na ogół odczuwali obawy względem niego. Czasami rzeczywiście wystarczyło wymowne spojrzenie, by ktoś uczynił krok do tyłu, pociągając za sobą kolejne, które razem składały się na błyskawiczną ucieczkę, nie zawsze skuteczną. Wracając, nie odczuwał respektu przed władzami i siłami Świata-3. Ludzie już dawno stali się słabszym gatunkiem. Gdyby odebrano im surowce i broń, nie poradziliby sobie z bandą „biegających zwłok”. Ich siła, szybkość, a nawet percepcja zmysłów nie mogły równać się z tymi, które posiadali Wymordowani, których – co prawda, nie w każdym przypadku – jedyną wadą mogło być jako takie zacofanie i zezwierzęcenie.
I dlatego właśnie to tylko strata czasu. Nie lubię tracić czasu, pomimo tego, że mam go całkiem sporo. Liczyłem na więcej rozrywki, a od kilku wieków nic się nie zmienia ― podsumował, a jego górna warga uniosła się nieco wyżej, ukazując jeden z zaostrzonych kłów w wyrazie niesmaku. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, nim kamienna maska powróciła do łask, znów tworząc wokół niego aurę surowego władcy, niezadowolonego ze sprawowania się swoich poddanych. Nic dziwnego – w takich warunkach całkiem łatwo było zatracić wiarę w ludzkość. Mógł tylko być dumny z tego, że od jakiegoś czasu już pełnoprawnie był ponad nimi. I wcale nie musieli się z tym zgadzać. ― Z drugiej strony wcale nie musi tu przychodzić. Mieszkańcy miasta nawet nie mają pojęcia o tym, przed czym są chronieni. Żadne z tych pokoleń nie widziało na oczy walki, a ci, którzy mieli tę wątpliwą przyjemność, zostali wyeliminowani, byleby tylko nie puścić pary z ust. Koniec końców staną się większym zagrożeniem dla samych siebie niż my dla nich. ― Rozłożył ręce w bezradnym, ale i w nieprzejętym geście, by zaraz pozwolić im na to, by opadły swobodnie. Nie interesowało go to, jak szybko się to skończy, ale chętnie popatrzyłby, jak zabijają siebie nawzajem. Co byłoby, gdyby trzy czwarte miasta dowiedziało się, że tam, za murami, znajduje się znacznie gorszy świat? Świat, w którym nie było aż tak kolorowo, a to, co ludzie mieli pod nosem, oni musieli zdobywać siłą, do czego często potrzeba było masy cierpliwości. Wymazanie ze słowników słowa „bieda” wcale nie oznaczało, że nagle to, co kryło się pod jej pojęciem, przestanie istnieć. Mieszkańców przyzwyczajano do wygody i luksusu, zatem był pewien, że gdyby postawiono ich w samym centrum chaosu, nie mieliby pojęcia, co robić i jak się ratować. Ta cholerna utopia robiła z nich marionetki, choć o tyle bezużyteczne, że ich sznurki pękłyby od razu, nieprzygotowane do większych wyzwań.
Żałośni aż mdli.
Ryan nie poczuł się zrażony znużeniem białowłosej. W końcu nie robił tego, by ją rozerwać, a uznał, że teraz miał odrobinę czasu, by doprowadzić się do względnego porządku. Chwila odpoczynku we własnym domu zwykle wiązała się z tym, że koniec końców i tak będzie musiał wyjść. Ponieważ do tej pory miał problemy z zasypianiem, nawet nocna pora wydawała się być idealna na przechadzki, choć mroźna pogoda już niekoniecznie. Jeszcze nie miał żadnych planów, ale wszystko przeważnie udało mu się wymyślać na bieżąco lub dziwnym trafem rozrywka sama wpadała mu w ręce.
Jestem realistą. Nie wierzę w nic, czego nie widziałem na oczy. Równie dobrze nawet oni mogli sobie go uroić. Kto wie? Może ćpają to samo ― mruknął i zmarszczył nos. W wykonaniu innej osoby zapewne brzmiałoby to jak dobry żart, ale w tym wypadku przypominało raczej suchą teorię. ― To jak z chorymi psychicznie. Odmienne spojrzenie na świat nakazuje ich odseparować, żeby nie szkodzili odpowiednio sprawującym się pieskom. ― Brakowało tu wymownego szczeknięcia na koniec. Mężczyzna nachylił się, żeby sięgnąć po wcześniej zrzucone z siebie spodnie. Przez chwilę wydawał się być kompletnie niezainteresowany rozmową (jakby kiedykolwiek wyglądał na zainteresowanego) i zaczął opróżniać kieszenie, w których zostawił swoje „skarby”. ― To tylko dowód na to, że Bóg, o którym tyle pierdolą, wcale nie był na tyle potężny, by dać swoim dzieciom pełne pole do popisu. Zresztą brak im siły przebicia.
Spodnie z opróżnionymi kieszeniami opadły na ziemię, zaś ciemnowłosy wsunął wszystkie przedmioty do kieszeni, choć zanim zapalniczka trafiła do jednej z nich, obracał ją przez chwilę w palcach, przypatrując się jej połyskującej srebrem powierzchni.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.02.14 13:54  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
[Tu kiedyś pojawi się piękny i merytoryczny post. Na razie go nie ma, ale Fucker bardzo chce uciec od Nox, więc feel free, zw x2 i pieprzyć zasady. Uzupełnię treścią, jak mi przyjdzie cokolwiek do głowy i mi się zechce to skleić w jakąś spójną całość.
Pozdrowienia z wątrobą. ]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.03.14 16:23  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Zapieprzanie przez śniegi wcale nie było wygodne, a śnieżyca ani myślała ustąpić. Płatki śniegu niesione silnym wiatrem nadal uparcie uderzały o odsłoniętą skórę, przyczepiały się do ubrań, na których później miały stopnieć. W warunkach, w których żyli, trudno było o to, by w szybki sposób wysuszyć zimą przemoczone ubrania, ale nie to było teraz zmartwieniem Ryana. Szkopuł tkwił w tym, że w tę beznadziejną pogodę musiał taszczyć ze sobą dodatkowy balast w postaci drobnego, poobijanego chłopaka. Jeśli chodziło o ciężar, Ailen nie był dla niego wyzwaniem, a można nawet rzec, że czuł się jakby taszczył ze sobą worek pierza. Może zasługę w tym miało to, że kot prawdopodobnie nie jadał wiele w ostatnich dniach, ale i bez tego szatyn nie miałby z nim problemu. Tak czy inaczej do utrzymania sługi musiał użyć obu rąk, bo tym razem przewieszenie go sobie przez ramię byłoby niewykonalne, a przynajmniej nie, jeśli chciał się obyć bez bolesnych jęków podczas drogi do domu, która dziś dłużyła się niemiłosiernie. Pewnie dlatego, że odsłonięte palce powoli zaczynały mu odmarzać. Co jakiś czas nawet Kurt mógł poczuć, jak Jay zgina je mocniej i prostuje na nowo kilkakrotnie, upewniając się, że jeszcze nie stracił w nich czucia. Kaptur już dawno całkowicie zsunął się z jego głowy, przy czym aktualnie nie miał żadnej możliwości by go poprawić. Mokre kosmyki włosów lepiły mu się do twarzy, ale przynajmniej już nie roztrzepywały się na wszystkie strony, ale nawet to nie sprawiało, że czuł się bardziej komfortowo. W takiej sytuacji pozostawało mu jedno wyjście, ale z niego nie skorzystał. Skoro przeszedł już tyle, mógł wytrzymać jeszcze trochę, nie wrzucając kota do pierwszej lepszej zaspy. I tak mieli sporo szczęścia, że nic nie stanęło im na drodze, bo ostatnim, czego teraz potrzebował, było opóźnienie jego wędrówki do domu.
Ciemnowłosy zatrzymał się tylko raz, gdy w pobliżu przewinął się jakiś wymordowany, ale najwyraźniej sam szukał sobie jakiegoś schronu przed śnieżycą, więc nie zwracał uwagi na otoczenie. Nierozsądne, ale korzystne dla nich. Po tym bardzo krótkim postoju, zanim dotarli do chaty, minęło może jeszcze dziesięć minut. Na przedsionku śnieg nie był już w stanie ich dosięgnąć przez zadaszenie. Grimshaw nacisnąwszy klamkę łokciem, pchnął drzwi, które otworzyły się przed nimi z nieprzyjemnym skrzypnięciem, po czym błyskawicznie wsunął się do środka, zamykając za sobą. Drzwi zatrzasnęły się z głośnym hukiem. W gruncie rzeczy nie było tu najcieplej, ale mimo wszystko dało się odczuć niewielką różnicę, która sprawiała, że mimo wszystko było tu znacznie lepiej niż na zewnątrz.
Przynajmniej tyle dobrze.
Usadził Kurta na podłodze pod ścianą i znów przykucnął obok. Równocześnie obiema rękami pociągnął za sznurowadła jego butów, które rozwiązały się z niewielkim oporem, Później, poluzowawszy ich ucisk, zsunął buty z jego nóg i odrzucił je niedbale na bok. Dopiero gdy pozbył się własnych butów, ponownie podniósł służącego i skierował się w stronę materaca. Tym razem lądowanie było miękkie, ale Ai wciąż nie otrzymał możliwości, by położyć się i zasnąć, gdyż jego plecy ponownie spotkały się ze ścianą. Wszystko wskazywało na to, że to jeszcze nie był koniec. Trudno, żeby tak było, skoro skończył zmasakrowany.
Odkąd się tu znaleźli, szarooki w gruncie rzeczy ani razu nie spojrzał na twarz chłopaka. Właściwie na chwilę zostawił go samego i zniknął w swoim pokoju, gdzie pozbył się przemoczonego płaszcza, któy rozłożył na skrzyni. Gdy wrócił go salonu, najpierw zatrzymał się w progu, wysuwając z kieszeni zapalniczkę, za pomocą której odpalił lampę naftową, wiszącą obok drzwi. Słabe światło dało lepszy wgląd na jego niezadowolony wyraz twarzy i chłodny błysk w oczach, który wręcz miażdżył pokiereszowanego Sullivan'a. Tak, znacznie lepiej było, gdy jednak na niego nie spoglądał.
To ten moment, w którym zastanawiam się, czy powinienem ci pomóc czy jednak złamać drugie przedramię ― mruknął ze sporą dawką sceptycyzmu w głosie. Gdzieś tam kryło się także wyczekiwanie. Kot wciąż nie powiedział nic na temat tego, jak do tego doszło ani gdzie w ogóle się szlajał przez ten cały czas, choć w gruncie rzeczy szatyn nie był szczególnie zainteresowany żadną ze spraw. Mały czasami po prostu powinien wykazać się większą pokorą, a nie robić, co mu się żywnie podoba. Nie, gdy jego życie już nie zależało od niego.
Niezależnie od tego, czego aktualnie chciał, podszedł bliżej i uklęknął obok na materacu, który ugiął się pod jego ciężarem. Wyciągnął ręce i wsunął je za kark Charta, nie zważając już na to, czy mu się to spodoba czy nie. Rozplątał supeł i zdjął z niego szalik, odkładając go na bok. Później stało się coś, z czego ciemnooki bynajmniej nie mógł być zadowolony, szczególnie po ostatnim zajściu, ale Ryan i tak bezapelacyjnie zacisnął palce na materiale jego swetra i koszulki, która znajdowała się pod nim, po czym zaczął unosić je do góry. I tak były całkowicie przemoczone i bezużyteczne.
Podnieś rękę. ― To definitywnie był rozkaz. Jednocześnie sprawdzał, czy zrobi to po dobroci. Już teraz srebrzyste tęczówki przyglądały się w oceniający sposób odsłoniętemu już brzuchowi. Znów nie można było sprecyzować, co ciemnowłosy miał na myśli, ale raczej w tej chwili mogło chodzić wyłącznie o dokładniejsze przyjrzenie się wszelkim obrażeniom. Chociaż... kto go tam wiedział.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.03.14 20:55  •  Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 Empty Re: Personal hell {dom Ryana}.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG Ailen nie skakał z radości, gdy po raz pierwszy od grubo ponad miesiąca wyczuł znajomy mu zapach pana, tak też i w tym momencie nie zamierza okazywać jakiejkolwiek radości, będąc absolutnie pewnym, że jego wcześniej wspomniany właściciel, zaraz udzieli mu pomocy. Był kotem, nie psem. Nie będzie wiernie za nim latał z roześmiany pyskiem. Absolutnie nie miał też w obowiązku merdać ochoczo ogonem na jego widok. Nawet aportowanie idzie mu z wielkim ociąganiem, bo każde zlecone przez Ryana zadanie, komentował jako coś kompletnie niepotrzebnego i bardzo się ociągał z realizacją. Zazwyczaj oczywiście zawsze starał się dogodzić Ryanowi w kwestii danych przez niego misji, bo jak już coś robić to porządnie, ale gdyby miał wybierać, to z miłą chęcią zamieniłby życie szarookiego na kubek taniego, biedronkowego kakao, choć po ostatniej styczności z tym przepysznym płynem, miał trochę mieszane uczucia co do niego. Tak czy siak, to i tak lepsze, niż sadystyczny skurwiel, prawda? I różnicy zbyt wielkiej się nie odczuje, bo obie rzeczy pachną niemal tak samo – czekoladą. Wracając jednak do tematu, Ailen mógł wydać się cholernie niewdzięcznym gnojkiem. Oczywiście oczekiwał pomocy od Ryana, jednak cały czas miał tę świadomość, że jego pan udziela mu ją z łaski. „Zabawka się zepsuła, to sobie ją naprawię, skoro już tyle lat ją u siebie trzymam”. Kurt rzecz jasna nie miał do Jay’a co do tego żadnych pretensji. Sam nie wykazywał się zbytnią wdzięcznością. Nie wiadomo czy było to spowodowano wadliwym stanem przytomności chłopca, czy też jego prawdziwą, zepsutą naturą, ale szarooki nie miał nawet na co liczyć w kwestii zmiany zachowania. Dalej to ten sam pyskaty gnojek, który dobry jest tylko w wyżeraniu zapasów z lodówki. Pewnie Grimshaw i tak nie oczekiwał od Kota żadnego „dziękuję”, ale jeśli liczył, że pewnego dnia Ai stanie się trochę bardziej użyteczny, to może się nieco pomylić. Nikt nie wie, co się stanie w przyszłości, ale raczej żadna rzecz nie byłoby w stanie skłonić Charta, aby chociaż przykładał się do swojej funkcji przykładnego sługi.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG I co miał robić? No właśnie. Nic. Nie potrafił wymówić słowa, a otworzenie jednego oka wiązało się z niewyobrażalnym wysiłkiem, więc chyba głupotą byłoby oczekiwać od Ailena czegoś więcej, niż tylko samego istnienia. Zresztą trząsł się jak galaretka, z trudem wydychając powietrze, które przy obecnej temperaturze, natychmiast zamieniało się w kłąb pary, więc, no.. prędzej mu do bycia martwym, niż żywym i to nawet z pominięciem faktu, że zalicza się do Wymordowanych, którzy tak na chłopski rozum, są jak zombie, żywe umarlaki. Nie protestował przy niczym, a lekką falę bólu, postanowił skomentować tylko grymasem. To nie był odpowiedni czas, żeby robić problemy o błahostki, więc lepiej było po prostu spróbować to znieść z zaciśniętymi zębami. Zresztą, najbardziej z tego wszystkiego nie podobał mu się fakt, że musiał robić za jakąś pieprzoną księżniczkę. Ryan wziął go na ręce, niemal identycznie jak pannę młodą, przenoszoną przez próg. Kurt i w tym wypadku nie miał na co narzekać, bo chyba to lepsze, niż zaiwanianie na piechotę, ale… za blisko. Po prostu. Cały czas czuł swego rodzaju urazę do szarookiego, a robienie za jego dzieciątko na rękach, raczej mu się nie uśmiechało. Jedynym faktem, który mu to wszystko wynagradzał było ciepło bijące od Jay’a. Jak każda mniej lub bardziej żywa istota, miał jakąś tam temperaturę ciała, która przyjemnie ogrzewała zmarzniętego Ailena, choć trzeba przyznać, że robiła to w raczej nikłym stopniu. Wiatr i tak owiewał mu przemoczony tyłek i zakrwawioną twarz, ale.. no.. i tak jest sto razy lepiej, niż w zaspie śnieżnej z twarzą w białym puchu.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG Przez całą drogę próbował zachować przytomność, choć momentami było mu naprawdę ciężko. Osłabienie mocno dawało mu się we znaki, a niemożność swobodnego otworzenia oczu, skutecznie przemawiała za tym, aby jednak sobie odlecieć. Mimo wszystko dzielnie wytrwał, odpływając właściwie tylko jeden raz i to na całkiem krótko. Ryan mógł wyczuć, że przez jeden moment ciało Ailena, dotychczas mocno napięte, drżące przez zimno, nagle się rozluźniło i zawisło jak taka szmaciana lalka. Zasnął jednak akurat przed tym jednym postojem Ryana, więc jego stan błogiej nieświadomości trwał nie dłużej, niż kilka minut.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG Dom, kochany dom. Różnica temperatur nie była jakaś zaskakująco duża, ale jednak wyczuwalna, choćby dlatego, że w budynku nic nie padało Ci na głowę i nie dostawałeś po mordzie od niesfornego, zimowego wiatru. Nawet to, że ten teren należał w zupełności do Ryana, nie był w stanie zepsuć faktu, że Ailenowi niemal od razu zrobiło się odrobinkę lepiej. No, ciekawe na jak długo...
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG Ponownie dał ze sobą zrobić wszystko – jaki idealny partner łóżkowy~ - włączając to kilkukrotne podnoszenie, usadzanie pod ścianą, na materacu, zdjęcie butów.. normalnie jakby był jakąś zabaweczką. Bardzo go to irytowało, bo choć sam by sobie nie poradził to.. to dalej to był Ryan. Sama jego obecność była porównywalna do borowania zęba piła mechaniczną, a każdy jego dotyk spotykał się z pełnym odrazy grymasem na twarzy Ai’a. Co prawda dopiero po jakimś czasie wyraźnie dał do zrozumienia, że cała ta sytuacja mu się nie podoba. Mianowicie otworzył ślepia. Śnieg i wiatr już nie drażniły jego oczu, więc mógł sobie na to pozwolić, choć dalej miał je trochę przymrużone. Mimo wszystko… patrzył z delikatnym gniewem i odrazą. No, nie powinien, ale taki już ma charakterek, a Ryan winien być przyzwyczajony do niechęci sługi. Szczególnie, że ten szmat czasu temu rozstali się w takich beznadziejnych warunkach. Trudno oczekiwać od Kotka, że będzie się do niego szczerzyć.
Personal hell {dom Ryana}. - Page 6 GbylG Zrobił po dobroci. Opór byłby bezcelowy, a ponarzeka sobie kiedy indziej, może wtedy, kiedy wrócą mu siły, albo przynajmniej przestanie dygotać z zimna. Posłusznie podniósł rękę i natychmiast zacisnął mocniej powieki, ponieważ ból wydał mu się nie do zniesienia. I nie odezwało się tylko przedramię. Cały odrętwiał i nagle poczuł, jak wszystko go niemiłosiernie piecze. W szczególności odsłonięty brzuch i klatka piersiowa. Dawna rana po oparzeniach dalej była widoczna, acz trochę już przyblakła i ładnie się zagoiła. Z pewnością jest do zasługa spotkanej niedawno anielicy, ale mniejsza. Trudno jest zwrócić uwagę tylko na dawne skazy, skoro przybyło mnóstwo nowych. Siniaki, zadrapania, głębsze rany…


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach