Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Sylwetki zniekształconych ludzi przemykała przed nią, a ona próbowała wyłapać charakterystyczną twarz w tym tłumie szarości. Może rzeczywiście coś się stało? Znowu chuchnęła w dłonie, a potem wsunęła je głęboko w kieszenie kurtki, przeskakując z nogi na nogę. Zaczynała się powoli niecierpliwić, nie wspominając już o tym, że chyba każda część jej ciała powoli zamarzała. Jak tak dalej pójdzie, to wnet będzie lodową statuą. Albo bałwanem, ale takim bez śniegu.
Wyciągnęła z kieszeni telefon, odszukując numer chłopaka. Może jednak powinna do niego zadzwonić i upewnić się, że wszystko jest dobrze. Pewnie coś mu wypadło. Nie był tym typem, co wystawia innych do wiatru. Prawda?
Nim jednak zdołała wyszukać go w książce telefonicznej, jasnowłosy pojawił się niespodziewanie, jakby wyrósł spod ziemi. Już od jakiegoś czasu zorientowała się, że nigdy nie jest w stanie wyczuć jego obecności, albo kiedy się zbliża. Jakby poruszał się jak cień, albo kot.
Posłała mu wesoły uśmiech, wciskając telefon na powrót w kieszeń kurtki i pokręciła głową.
- Nic się nie stało! Ale… – przechyliła lekko głowę w bok, przyglądając mu się z uwagą oraz troską wymalowaną na czerwonej od szczypiącego mrozu twarzy.
- Z tobą wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej. Chory jesteś? – zapytała cicho i wyciągnęła rękę, wsuwając ją pod jasne kosmyki, kładąc na jego czole, by sprawdzić czy aby przypadkiem nie ma gorączki. Co oczywiście okazało się totalnie głupie, biorąc pod uwagę, że ma zmarznięte dłonie.
- Myślałam, że coś się stało…. No nic. Chodźmy może się gdzieś ogrzać? – wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, zabierając dłoń i powoli kierując się wzdłuż ulicy.
- Niedaleko stąd jest bardzo fajna, kameralna kawiarenka gdzie są przepyszne desery. Mam nadzieję, że lubisz słodkości? W razie co serwują też kawę i herbatę. W każdym razie na pewno uda nam się ogrzać. Chodź! – złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą w stronę wyznaczonego celu.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Policzki musiały mu się zaczerwienić od tego pośpiechu i chłodu, poza tym czuł się raczej dobrze. Zdumiało go nieco pytanie dziewczyny, ale uznał je jako uroczą oznakę troski, zawsze zdawała się najpierw myśleć o innych, a dopiero potem o sobie.
- Ah, czuję się dobrze! Mam nadzieję, że nie wyglądam jakoś źle? - Zapytał, rumieniąc się lekko ze wstydu. Mimo wszystko coś kazało mu się zastanowić, dlaczego uznała go za chorego. Kapało mu z nosa? Miał zaczerwienione oczy? Wysypkę?! Nie, nie, nie. Oby nie wysypka. Starał się wyglądać dobrze, kiedy wychodził, nawet jako facet nie chciał prezentować się niechlujnie w oczach dziewczyny.
Chłodny dotyk był miłym zaskoczeniem, ale po prostu nie miał gorączki, był rozgrzany jedynie z powodu szybkiego kroku i już odczuwał zmianę temperatury gdy w końcu się zatrzymał. Stanie dłuższą chwilę nie było najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej poczuł się źle, każąc Ylvie czekać na niego tak długo.
- Przepraszam, powinienem zadzwonić... ale nie chciałem robić tego zanim wyszedłem z autobusu, a potem trochę biegłem... przystanek jest tak daleko. - zaczął tłumaczyć się po raz kolejny, ale powoli wyciszył swoją wewnętrzną potrzebę ciągłego poczucia winy. Zamiast tego, złapał opadającą rękę uczennicy i umieścił ją pomiędzy dwiema swoimi, pocierając szybko jej zmarznięte palce.
Mimo wszystko to ona przejęła inicjatywę i nawet się z tego ucieszył, okolica była mu znana w niewielkim stopniu, kojarzył kilka specyficznych punktów orientacyjnych, kazano mu kiedyś nauczyć się układu miasta, ale nigdy nie przykładał większej wagi do rozmieszczenia sklepów, czy tym bardziej kawiarenek. Powinien się chyba tym w końcu zainteresować, skoro przyszło mu wychodzić gdzieś z dziewczyną, do tego z jaką dziewczyną. Wzdychał cicho w myślach, spoglądając na nią z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Nie mam nic przeciwko słodyczom, głupio się przyznać, ale właściwie to lubię czasami podjeść coś słodkiego, pewnie to po mnie widać. - zamruczał półgłosem, starając się, by nikt z mijanych przez nich ludzi nie dosłyszał takiego wyznania, wiadomo, było one przeznaczone tylko dla uszu bliższych sobie ludzi. Zdawało się jednak, że nikt nie interesował się tą dwójką, ot zwykła młodzież.
- To... co u Ciebie słychać Ylva? Dawno się nie widzieliśmy. - stwierdził powoli. Nie wiedział do końca co powinien mówić, stres go nie zżerał, należał do tych osób, które owszem bały się, ale spraw ściśle związanych z bólem, konsekwencjami. Rozmowa z dziewczyną nie byłą aż taka straszna, podchodził do tego ze spokojem. Poza tym jeżeli miał się czuć swobodnie w czyimś towarzystwie, to właśnie w takim.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Pokręciła delikatnie głową w odpowiedzi na jego pytanie. Nie wyglądał źle. Po prostu się martwiła, że tak długo go nie było. A skoro już się pojawił, to nie było co rozgrzebywać tego, a cieszyć się chwilą wspólnie spędzanego czasu.
Konegi był niezwykle uroczy. W jego ruchach i postępowaniu było wiele z niewinności typowej dla dzieci. Ylv nie mogła wyrzucić z głowy obrazu, w którym chłopak wcielał się w rolę trzeciego, młodszego brata. Miała ochotę wyciągnąć dłoń w jego stronę i w czuły sposób poczochrać jego włosy koloru dojrzałego zboża. Lubiła jego towarzystwo. Potrafiła przy nim zrelaksować się i odpocząć od wszelakich stresów życia codziennego. Wypuściła jego dłoń dopiero przy kawiarni. Było stosunkowo wcześnie, dlatego też w środku znajdowało się dość sporo ludzi. Na całe szczęście udało im się znaleźć wolny stolik gdzieś pod ścianą.
Dziewczyna złapała za suwak i pociągnęła go w dół, rozpinając kurtkę i zawieszając na oparciu krzesła, gdzie usiadła po chwili, zsuwając z głowy czapkę, co obudziło do życia jej niesforne kosmyki włosów.
- Hehehe. – zaśmiała się niewinnie, na ślepo próbując je ujarzmić do poprzedniego stanu.
- Hmm…. Egzaminy, egzaminy I jeszcze raz, egzaminy. Mówię ci, ostatni rok w liceum to jakieś piekło. – jęknęła cicho, przypominając sobie szkołę i jak bardzo cisnęli z materiałem. Nigdy nie była fanką nauki, ale jakoś sobie radziła. Teraz jednak miała wrażenie, że większość swojego życia spędza w bibliotece, albo w domu siedząc z nosem w książkach. Ale jeszcze trochę. Jeszcze trochę i będzie koniec.
- Zazdroszczę ci, Konegi-chin. – mruknęła opierając łokcie na blacie stolika, a brodę o otwarte dłonie.
- Ty jeszcze nie masz egzaminów, prawda? – właśnie. Z tego co pamiętała, chłopak był młodszy od niej. Ile to miał lat? 15? 16? Coś koło tego.
- Wie— – zamilkła momentalnie, kiedy do ich stolika podeszła urocza dziewczyna z karteczką I długopisem, ubrana w firmowy strój.
- Dzień dobry. Mogę już zebrać zamówienie? – zapytała obdarzając ich wyjątkowo ciepłym uśmiechem w ten zimny dzień.
- Tak, dla mnie będzie kawa z syropem czekoladowym i do tego… do tego… – zaczęła szybko kartkować menu, aż wreszcie jej palec wskazał wybrany przez nią deser pełen owoców.
- O, ten. – uśmiechnęła się, nie mogąc doczekać swojego zamówienia. Kelnerka pospiesznie spisała jej zamówienie, a potem przeniosła wyczekujący wzrok na chłopaka. Kiedy i on złożył swoje zamówienie, skinęła delikatnie głową, po czym odmaszerowała.
- Nie mogę się już doczekać~ Mówią, że tutaj sprzedają naaaajlepsze desery – zachichotała łapiąc się za policzki, i oczami wyobraźni już zajadała się swoim zamówieniem.
- A u ciebie co słuchać, Konegi-chin? Wszystko dobrze? Opowiadaj! Ostatnio nawet nie odpisujesz na moje maile.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pozwolił się prowadzić, nie przeszkadzało mu to, nawet delikatnie się podobało. Nie było na tym świecie wielu takich osób, które złapałyby jego rękę bez zastanowienia, lubił dotyk i ciepło innych osób. Kojarzyły mu się z domem, z całą gamą pozytywnych uczuć. Mogli więc tak przemierzać kolejne uliczki, mijać masy ludzi i kolorowe witryny, ale on patrzył do przodu, uśmiechając się delikatnie, zadowolony z takiego rozwoju sytuacji.
- Jak tu jasno. - skomentował, kiedy znaleźli się w kawiarence. Na zewnątrz robiło się już szarawo, dlatego kolorowe lampy w środku i jasny wystrój wnętrza zdawały się emanować blaskiem jeszcze mocniej. Ludzie też byli dosyć wyraziści, masa roześmianych buzi, kolorowych deserów, urywków rozmów, które mimowolnie docierały do jego słuchu.
Usiadł na przeciw niej, spoglądając ku kolorowym kartonikom prezentującym podawane tutaj desery, wszystkie wyglądały apetycznie, niektóre z owocami, inne z orzechami, polane czekoladą, albo z masą bitej śmietany i słodkim sosem owocowym. Mimowolnie poczuł się głodny, chociaż nie szedł na spotkanie bez posiłku, deseru jednak nie miał okazji zaliczyć.
- Tak też Ci ładnie. - skomentował, dostrzegając jej starania, by ujarzmić fryzurę. I mówił to szczerze, niektóre kosmyki podwijały się uroczo pod jej podbródek, ale nie miał zamiaru walczyć o to, by pozwoliła im sterczeć wedle własnego uznania. Każda kobieta miała plan na swój wygląd, którego chciała się trzymać, nie mógł tego zmienić. Jeżeli czuła się dobrze w taki sposób, to tym bardziej jaśniała pozytywną energią.
- Zgadza się, chociaż przygotowujemy się do pisania próbnych egzaminów. Chciałbym się do nich przyłożyć, ale ta wiedźma od fizyki chyba się na mnie uwzięła. Póki nie poprawię sprawdzianu u niej, nie będę miał czasu na naukę do innych przedmiotów. - oparł policzek na dłoni, nieświadomie zataczając drugą dłonią małe kółeczka na blacie stołu. Nie chodził do normalnej szkoły rzecz jasna, ale i tak się uczył, z wielu źródeł i od wielu osób. Chodził do szkoły jeszcze do niedawna, tęsknił często za tymi czasami. A fizyki na prawdę nie mógł do końca pojąć, niektóre zagadnienia były trudne do wyuczenia, dużo lepiej radził sobie z japońskim, nawet z pisaniem wierszy, chociaż może lepiej byłoby nazwać to rymowankami.
Kątem oka zobaczył nadchodzącą kelnerkę, więc dokończył zdanie i zamilkł do momentu, aż Ylva złożyła swoje zamówienie. Odebrał od niej kartę serwowanych specjałów i przejrzał ją szybko wzrokiem. Już wcześniej wypatrzył coś wyglądającego smacznie na kolorowych ilustracjach wiszących tu i tam, teraz tylko odnalazł nazwę.
- Tarta czekoladowa z bananem, numer 17. I zieloną herbata, poproszę. - odłożył menu, czując wielką chęć, by zatopić już usta w wyglądającym przepysznie kawałku deseru. Bardzo chętnie odwiedzałby to miejsce częściej, gdyby nie pewne przeciwwskazania. - Myślę, że masz rację. Pachnie bardzo kusząco.
Wyprostował się na moment, obserwując jej zachowania. Była urocza, taka dziewczęca i radosna. Kiedyś znał kilka podobnych osób, ciekawe co się z nimi działo? Sam należał raczej do grona tych miłych chłopaków, starał się nie pakować w kłopoty, angażował się w życie klasy, miał sporo kolegów i koleżanek.
- Ostatnio wyjeżdżałem trochę, by pomagać rodzinie na farmach daleko poza centrum miasta. Hodują masę zwierząt i mają hektary pól uprawnych. Miastowi kupują od nich zdrową żywność, muszę Ci kiedyś przywieść karton świeżych jaj, mówię Ci, zupełnie inna jakość niż to, co pakują z miejskich ferm. Niedawno ocieliło im się kilka krów, więc potrzebowali nieco pomocy. - Zaczął opowiadać, szukając szybko w myślach jakichś starszych wspomnień, o których jeszcze nigdy nie mówił. Złapał się za głowę i uśmiechnął przepraszająco. - Musiałem je przeoczyć, dawno nie sprawdzałem nawet poczty. Dobrze, że przynajmniej telefonu nie zgubiłem będąc za miastem.
Spojrzał ku ladzie, zastanawiając się, ile będą musieli czekać na swoje zamówienia. Chociaż wiedział, że wszystko musi zostać przygotowane, nie mógł przestać myśleć o smaku czekoladowej tarty i o Ylvie. Nawet to, w jaki sposób się do niego zwracała wywoływało uśmiech na jego twarzy.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Poczuła, jak momentalnie robi się cała czerwona na twarzy. W całym swoim życiu może z parę razy usłyszała, że jest ładna. I to w większości pochwały padały z ust jej matki czy poczciwej, wiekowej ekspedientki ze spożywczaka niedaleko jej domu.  Ale żeby jakiś chłopak powiedział jej taki komplement? W życiu. Była typowym typem chłopczycy. Wiecznie poobdzierane kolana i łokcie, włosy w nieładzie, brudne spodnie od ciągłych wspinaczek po drzewach bądź upadków z nich.
Dopiero od jakiegoś czasu zaczęła nieco bardziej zwracać uwagę na swój wygląd. Układała włosy, pociągała malinowym błyszczykiem usta, piłowała paznokcie czy też skraplała szyję paroma kroplami perfum. I chociaż mogło się wydawać, że tak naprawdę są to niezwykle małe zmiany, to w jej przypadku był to naprawdę spory krok do przodu.
- Fiyzka też nigdy nie była moją mocną stroną, jak mam być szczera. Ani fizyka, ani już tym bardziej matematyka – westchnęła ciężko, opierając brodę o dłoń i przyglądając się z uśmiechem chłopakowi.
- Ale jestem pewna, że sobie poradzisz. Wiem! Podam ci numer telefonu do korepetytora, który mi pomógł podciągnąć się w tych przedmiotach. Zadzwoń do niego, jestem pewna, że ci pomoże! – sięgnęła do swojej kurki, skąd wyszarpała swój telefon. Następnie zgarnęła z torby kawałek papieru i ołówek, który zawsze nosiła ze sobą, a który walał się w torbie bezpańsko. Chociaż patrząc na to, bardziej przypominał mały, nadgryziony ogryzek. Przepisała numer, dwa razy sprawdziła, czy aby się przypadkiem nie pomyliła, bo znając ją, pewnie mogła przypadkiem podmienić z jedną albo i dwie cyferki, a potem jeszcze wykłócać się, że to przecież nie ona popełniła błąd.
- Proszę! – podsunęła mu karteczkę I zachichotała wesoło. Zamierzała coś odpowiedzieć, ale w tym samym momencie do ich stolika podeszła kelnerka z ich zamówieniem.
- Przepraszam, że tyle czekaliście – powiedziała z uśmiechem, stawiając przed nimi napoje oraz desery.
- Woah, wygląda niesamowicie! – spojrzała z iskrami w oczach, od razu sięgając po wafelek, który ugryzła. To się nazywało znaleźć raj.
Muszę tu kiedyś zabrać Ruukę. Na pewno zasmakuje w tych deserach, przemknęło jej przez umysł, a chwilę później, na tę jedną chwilę opuścił ją entuzjazm. Nie. Bez względu na wszystko, nie przyjdzie tutaj z nim. Nawet, jeżeli bardzo tego chciała. Pewne sprawy zmieniły się nieodwracalnie i nawet jak usilnie będzie starała się, żeby wszystko pozostało w starym porządku, to jedynie będzie coraz bardziej pogrążała się w rosnącym kłamstwie. Dlatego też nie mogła go tu zabrać. Jeszcze nie.
- Woah, na farmie? Brzmi ekscytująco! – odparła uśmiechając się w jego stronę, zabijając w sobie to poczucie pustki, które przyszło wraz z myślami odnośnie Ruuki.
- W sumie nigdy nie byłam poza centrum miasta. No, może jak byłam dzieckiem, to tata mnie zabierał na wycieczki. I raz ze szkoły. A tak to jeszcze nie miałam jakoś szczególnej okazji, dlatego takie przeżycia brzmią naprawdę super. I bardzo chętnie spróbuję tych jajek! – zamilkła, skupiając się na jedzeniu deseru. W sumie, jak o tym teraz wspomniał… naprawdę chciałaby zobaczyć nieco więcej, niż te same, codzienne budynki.
- Pojedźmy tam kiedys razem~
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Uśmiechnął się delikatnie, zachęcająco, widząc jej rosnący momentalnie rumieniec. Nie chodziło nawet o sam wygląd, ale o to, jaka była. Nawet z tym swoim wstydem odnośnie fryzury i próbą ukrycia podwijających się nieokiełznanie loków. Widać było, że nie jest to dla niej codzienność, właśnie dlatego zwracała szczególną uwagę na detale, a on to doceniał. Te małe, malutkie zmiany, które w sobie zaprowadzała, za każdym razem gdy się widywali. Tylko czasami zastanawiał się, dla kogo to robi, nie chciał jej ze wszystkiego rozliczać... i tak nie mógł prosić o wiele.
- Oh, bardzo chętnie. Chciałbym móc wiedzieć... wiesz, zrozumieć to w taki sposób, żeby na prawdę móc z ręką na sercu powiedzieć, że opanowałem wiedzę. A ja czytam, czytam, niby pamiętam formułki i wzory, a gdy przychodzi co do czego, mówię coś wyuczonego, bez faktycznego rozumienia. Na sprawdzianach jest najgorzej... - jękną, ale skupił wzrok przez moment na kartce, która wypełniała się cyferkami pod wpływem działania Ylvy. Podsunęła mu pod nos kawałek papieru, a on podniósł ją na wysokość oczu zezując przez moment, by odczytać numer. Schował w końcu zwitek do kieszonki przy kurtce, a w międzyczasie minęła go kelnerka, która zatrzymała się pomiędzy nimi, serwując z jednej tacy wszystkie zamówienia.
Nad stolikiem natychmiast rozniósł się przyjemny zapach wszystkich zamówionych specjałów, mieszając się w nutę przepełnioną słodyczą. Zawahał się przez moment, bo deser wyglądał niesamowicie. Podany dokładnie tak, jak na ilustracji, na porcelanowym talerzyku, z koronką bitej śmietany o oblany sosem czekoladowym. Mimowolnie spojrzał też na dziewczynę i jej zamówienie.
- Jestem pewien, że smakuje tak samo dobrze, jak wygląda. Aż szkoda psuć tego misternego przybrania. - wyciągnął dłoń po łyżeczkę, ale zawahał się. Na prawdę mu się podobało, rzadko kiedy widział ładne rzeczy. Miasto a podziemie to dwa różne światy, stwierdził w myślach, nie pozwalając jednak, by chwilowe zwątpienie w poprawność swojego życia wpłynęło na wyraz jego twarzy. - Smacznego!
Zatopił skraj sztućca w kruchej powierzchni tarty odrywając kawałek, który z celebracjami włożył do buzi. Smak był niesamowity, konsystencja również, chociaż gdyby to od niego zależało, dodałby troszkę grubszy spód.
Ciekawe o czym myśli?
Chwila ciszy, kiedy oboje konsumowali powoli część swoich dań sprawiła, że zechciał wedrzeć się do jej głowy i wiedzieć. Czego szuka? Czego pragnie? Gdyby mógł. Mógł. Wiedział, że mógł zrobić coś okropnego i zganił się za tą myśl. Obiecał sobie, że nigdy nie użyje mocy względem Ylvy, czy każdego innego niewinnego mieszkańca. Jego zdolności służyły jedynie do obrony, własnej osoby i innych. Z zamyślenia ugryzł pustą łyżkę i zęby zadźwięczały uderzając o metal, na co zareagował cichym jękiem. Paskudne uczucie, chociaż bardzo niepozorne.
- Sam chciałem to zaproponować. Co prawda okolice farm nie są szczególnie ciekawe, ale istnieją inne piękne miejsca w okolicy. Są nawet terany, gdzie przez kilka kilometrów nie ma nic, tylko pola, lasy, łąki. Czasami można tam zobaczyć nawet dziką sarnę. Sam nie widziałem, ale tak mówią. - zatopił się na moment w myślach o tych pięknych, zielonych przestrzeniach daleko od centrum. - Jeżeli dobrze się poszuka, są nawet miejsca, gdzie widać gwiazdy, bez poświaty miasta.
Nawet jeżeli gwiazdy są sztuczne, pomyślał i ugryzł się w język.
- Auć. Auć. - odchylił głowę do tyłu, mając nadzieję, że za bardzo się nie wygłupił Po raz kolejny wychodzi na niezdarę, przez jakieś myśli. - Może wybierzemy się tam w któryś wolny weekend?
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Uśmiechnęła się do siebie, czując wewnętrzne zadowolenie, że była w stanie mu pomóc. Może nie bezpośrednio, bo naprawdę jeżeli chodziło o fizykę to była totalnym downem. Jeszcze jak chodziła do jednej szkoły z Ruuką, to właśnie on wielokrotnie przesiadywał godzinami u niej starając się wytłumaczyć podstawy, a ona i tak następnego dnia o wszystkim zapominała. Niestety. Ale przynajmniej miała numer tego korepetytora, i szczerze? Miała nadzieję, że i Konegi-chin będzie zadowolony z jego pomocy i skorzysta na tym.
Wybrany przez nią deser okazał się istnym strzałem w dziesiątkę. Wszystko było pyszne i świeże, a bita śmietana aż rozpływała się w usta. Całość idealnie kontrastowała się z gorzkawym posmakiem kawy, dzięki czemu przynajmniej nie zmuli jej od namiaru słodkości. Z drugiej strony… czy kiedykolwiek zmuliło ją od nadmiaru cukru? Była w stanie pochłaniać jego spore ilości, a wciąż nie czuła się z tego powodu źle. No chyba że cukier jej podskoczy, co przy jej chorobie było całkiem prawdopodobne.
- Przeeepyszne~ – dotknęła swojego policzka I powiedziała rozmarzona.
- Czuję się jak w raju. Jeżeli tak wygląda raj po śmierci, to nie mam nic przeciwko temu – zachichotała, mając wrażenie, że to był strzał w dziesiątkę, przychodząc tutaj.
- Ale jestem najedzona – wymruczała, osuwając się nieco na krześle i klepiąc po brzuchu.
- Ratunku, ciąża spożywcza! Ale wiesz co Konegi-chin? Będziemy musieli jeszcze kiedyś tutaj wpaść! Mają tyle przeróżnych deserów, że będzie trzeba ich wszystkich spróbować – przysunęła bliżej siebie kubek z kawą i objęła go obiema dłońmi.
Nie robiła nic złego, prawda? Przychodząc tutaj z Konegim. To skąd to dziwne poczucie winy…?
- Hm? – uniosła wzrok znad kubka, kiedy usłyszała głos chłopaka.
- Naprawdę? Prawdziwa sarna? Woah… Chcę zobaczyć! Naprawdę chcę ją zobaczyć! I te pola, łąki.. to wszystko o czym mówisz, Konegi-chin! – w jej oczach pojawił się blask ekscytacji. To, co mówił chłopak pobudzało jej wyobraźnię. W umyśle widziała to miejsce, coraz bardziej nie mogąc się doczekać ich wspólnej wycieczki.
- Jasne, jestem jak najbardziej za! Dam ci znać kiedy będę miała najbliższy wolny weekend! Najpierw znajdę jakąś opiekę dla braci, a potem jestem cała twoja. – rzuciła wesoło. Co prawda z opieką nad bliźniakami raczej nie powinno być problemu, zawsze przecież mogła zapytać i poprosić o to panią Koryu.. no ale wpierw musiała to zrobić. Dopiła swoją kawę i spojrzała w stronę okna, gdzie robiło się już naprawdę pochmurno.
- Zostajemy tu jeszcze przez chwilę, czy idziemy gdzieś? – zagadnęła. Z jednej strony było tutaj naprawdę przyjemnie i ciepło, z drugiej zaś Ylvę zawsze nosiło i nigdy nie mogła długo usiedzieć na miejscu. A chłód, jaki panował na zewnątrz w żadnym stopniu nie przeszkadzał jej.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

I Louma kończył powoli swój deser. Porcje nie były zbyt wielkie, wiadomo, inaczej ludzie wychodziliby najedzeni samymi słodyczami, a chodziło o to, by się nimi dopchać, jeżeli już coś zjedli, lub dopiero pobudzić do działania kubki smakowe i kiszki. Ale jemu nie trzeba było do szczęścia nic więcej. Odsunął nieco pusty już talerzyk, uprzednio z udawaną ostrożnością i przesadnym rozglądaniem się na boki wyskrobując cały sos czekoladowy, który pozostał dookoła. Herbatę też miał już na wykończeniu, dlatego skupił się nieco bardziej na rozmowę, nie chcąc odłożeniem pustego kubka popędzać dziewczyny.
Nie wiedział jednak co powiedzieć, na jej beztrosko rzucone hasło o raju po śmierci. Cóż, świat po śmierci nie malował się tak jak on sobie to wyobrażał. Umarł, a mimo to pamiętał dokładnie całą rodzinę, która żegnała się z nim w szpitalu, kiedy trawiła go choroba. Pamiętał też ich rodzinnego kota... mimowolnie skupił się na tym, by nie poruszyć ogonem schowanym pod ubraniami.
- W raju powinna być zbilansowana dieta, a nie same słodycze. Owoce też są dobre. I frytki. I sałata. Lubię sałatę, szczególnie świeżą i zimną, tak fajnie chrupie w zębach. - mówił, zauważając, że nie przeszkadza mu opowiadanie o takich głupotach, kiedy był w towarzystwie Ylvy. Prawie jakby cofną się do czasów szkolnych, gdzie każdy nawijał cokolwiek, byle tylko jego głos słyszalny był w całej sali lekcyjnej.
Przymknął oczy rozmarzony. Tak, sam chciał zobaczyć sarny, włączał się w nim instynkt łowiecki, nawet jeżeli kot jego pokroju mógł co najwyżej zapolować na sarnie bobki. Mimo wszystko, same łąki warto było zobaczyć, prezentowały się olśniewająco. Była jeszcze Desperacja. Widział to miejsce na własne oczy, różniła się wyraźnie od tego, co znajdowało się w murach M-3. Mimo wszystko, te dzikie ziemie posiadały swój specyficzny rodzaj urody, był okropny, ale intrygował. Harakawie zapewne by się nie spodobał, był tego pewny. Do niej pasowały urocze i kolorowe rzeczy.
- Super. Będę oczekiwał twojego telefonu i zrobię co w mojej mocy, by do tego czasu załatwić sprawę z fizyką. - sięgnął po kubek i wypił resztę dostrzegając, że studentka także odstawiła już pustą filiżankę po kawie obok talerzyka. - Ale fizyka też może być ciekawa, szczególnie jej bliska kuzynka, astronomia.
Pomyślał o gwiazdach, wielkim gwieździstym niebie i układach, jakie tworzyły one na sklepieniu. Niby to tylko jasne kropki na ciemnym tle, ale były niezwykle hipnotyzujące. Poniekąd mówi się, że wpatrywanie się w nie jest także romantyczne, ale nie postrzegał tego w tych kategoriach. Dla niego natura była wystarczająco ujmująca sama w sobie.
- Rozgrzałaś się już? Jeżeli nie zmarzniesz, to możemy się jeszcze gdzieś przejść. Pokażesz mi okolicę? - Zaproponował, szukając od razu jakiegoś zajęcia dla ich dwójki, żeby nie plątać się bez sensu wśród ludzi. Mogli spacerowa, rozmawiać, a jednocześnie mieć jakiś konkretny cel.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Skinęła chętnie głową. W sumie nie miała jakiegokolwiek problem, by pokazać mu okolicę, nawet pomimo tak niesprzyjającej pogody. Podniosła się zgarniając kurtkę, którą zarzuciła na ramiona i zapięła ją, a potem nałożyła ciepłą czapkę na łeb, ukrywając przez całym światem swój kataklizm na głowie, nad którym niejeden fryzjer załamałby ręce.
Podeszła do kasy, żeby uregulować ich rachunek, płacąc zarówno za samą siebie, ale również i za chłopaka.
- Dzisiaj na mnie będzie. – powiedziała szczerząc się szeroko w jego stronę.
- Teraz nie wymigasz się od kolejnego spotkania, bo widzisz mi deser~ – dodała, łapiąc go za nadgarstek i pociągnęła w stronę wyjścia. Na zewnątrz chłód jesieni od razu w nich uderzył, szczypiąc mrozem w policzki, które od razu zaczęły barwić się na jasnoróżowe.
- Chłooodno – mruknęła puszczając go wreszcie I ruszyła obok wzdłuż ulicy.
- W sumie jest jakieś specjalne miejsce, jakie chciałbyś zobaczyć? – zagadnęła, próbując wymyślić jakieś sensowne miejscówki, które były warte zobaczenia. I prawdę powiedziawszy, nic interesującego nie przyszło jej do głowy. Wątpiła, by chłopaka interesowały place zabaw, czy jakieś parki o tej porze roku. A reszta atrakcji w mieście pewnie była już zamknięta.
- W sumie, Konegi-chin, gdzie ty właściwie mieszkasz? Chyba nigdy nic nie wspominałeś na ten temat. Wiem, że pochodzisz z dalszej części miasta, ale teraz dokładnie gdzie się zatrzymujesz? – w sumie jak tak mocniej się nad tym zastanowić, to chłopak naprawdę mówił mało o sobie. Do tej pory Ylva nie wiedziała nie tylko gdzie mieszka, ale też czy z kimś, czy sam. Nic nie wiedziała o jego rodzinie czy też szkole, do której chodzi. Zdała sobie sprawę, jak mało o nim wie, i że naprawdę chciałaby poznać go lepiej.
Spojrzała kątem oka na profil niższego chłopaka i uśmiechnęła się do samej siebie. Był naprawdę uroczy, bez względu z której strony na niego nie spojrzeć. Aż miała ochotę przyciągnąć go bliżej siebie i poczochrać po włosach, które zresztą bardzo często ukrywał pod różnymi nakryciami. Właściwie… to czy widziała go kiedyś bez? Zmarszczyła lekko brwi, próbując sobie przypomnieć taką sytuację, ale jak na złość żadnego wspomnienia nie była w stanie przywołać. No nic. Może następnym razem jak będą w jakimś cieplejszym pomieszczeniu.
- A! Jaki uroczy! – odezwała się nagle, kierując wzrok w stronę dalmatyńczyka, którego trzymała na smyczy jakaś sympatyczna, starsza pani.
- W sumie to chciałabym mieć psa. Albo jakiegoś zwierzaka, hehe. Zwierzę to jednak naprawę niesamowity towarzysz. Taki na całe życie, nie uważasz, Kone— – słowa utonęły w nagłym zrywie psa, który zaczął szczekać i szarpać się w stronę chłopaka. Nie wyrwał się tylko i wyłącznie dzięki refleksowi swojej właścicielki.
- Przepraszam! Nie wiem co w niego wstąpiło. Zazwyczaj jest naprawdę spokojny – spojrzała zakłopotana na swojego psa, który obnażył kły, wbijając spojrzenie w Konegiego.
- Ach, nic się nie stało, prawda Konegi-chin? – spojrzała uważnie w jego stronę, chcąc się upewnić, czy aby na pewno wszystko jest w porządku.
- Widzę, że przyjacielem psów to ty nie jesteś, pfft~Ahahahha – roześmiała się, chociaż nie chciała, by wyglądało to tak, że się z niego wyśmiewa. Wyciągnęła dłoń i delikatnie musnęła zewnętrzną stronę palców jego chłodny od zimna policzek.
- Wystraszyłeś się?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Zanim wziął się poważnie, za szykowanie do wyjścia, Ylva obskoczyła już kasę i zdażyła wrócić, cała w skowronkach. Dowiedział się dlaczego, kiedy w końcu się odezwała.
- Ah! No wiesz, to facet powinien płacić... ale w takim wypadku nie mogę się długo bronić, bardzo chętnie zabiorę Cię tu jeszcze raz. Któryś z deserów Ci się szczególnie spodobał? – Zapytał, nakładając na ramiona kurtkę i walcząc chwilę z suwakiem. – Mnie się podoba ten z wafelkiem w kształcie kota. Lubisz koty?
Niewinne pytanie, prawie jakby nie pamiętał, że krążenie wokół tego tematu mogło być niebezpieczne. Nie, właśnie dlatego, że czuł się swobodnie, zapomniał i zadał je beztrosko. Może to i lepiej, skoro sam dopiero po chwili zorientował się, że obyłoby się bez niego. Skoro jednak pytanie padło, chętnie usłyszy odpowiedź. W końcu nie raz mu mówiono, że sam jest trochę jak kot.
Kiedy wyszli na zewnątrz, pociemniało jeszcze bardziej. Dni były co raz krótsze, więc wcale nie chodziło o to, że szwędali się po nocach, po prostu słonce zaszło za horyzont zbyt szybko. Wraz z nim, znikneła wyższa temperatura. Wydmuchał kilka obłoczków pary, obserwując jak powoli znikają w powietrzu, nigdy mu się to nie znudzi.
- Hmm... – rozejrzał się. Nie znał tej okolicy, o czym już wcześniej wspominał, nawet nie wiedział, czego się spodziewać. Szukał wzrokiem jakichś tabliczek, drogowskazów, reklam, które mogłyby mu coś podsunąć. Zatrzymał się na moment przed kolorowym plakatem, odczytując z niego dane. – Tutaj pisze, że nad deptakiem zainstalowano ozodby świetlne. Może przejdziemy się tam, żeby je pooglądać? Masz rację, że pewnie o tej porze większość rzeczy będzie już zamknięta, ale może rozgrzejemy się trochę marszem?
Podsunął jej ramię, gdyby chciała się o nie oprzeć. W kupie siła, racja? No i skoro już mowa o cieple, to idąc bliżej siebie zaznają go szybciej. Loumie to nie przeszkadzało, był, jak już wcześniej wspomniane, bardzo podobny do kota, lgną do ciepła i szukał spokojnej akceptacji jego poczynań, nie lubił zbyt gwałtownych ruchów i narzucania swojego zdania. Z Ylvą się dogadywał, bo większość czasu dogadywali się co do tego, kto co chce robić, dokąd iść, czym się zająć, jaki temat poruszyć.
- Ah, moi rodzice nie mieszkają już razem, więc mieszkam u jednego, drugiego albo u wujka z żoną. Innego wujka, niż tego z farmą. Mam kilku wujków. – przechylił głowę lekko zakłopotany. Jakoś nie szło mu mówienie o swojej rodzinie, czy o tym, gdzie mieszka. Kłamstwa bardzo ciężko przechodziły mu przez gardło, dlatego zazwyczaj tylko naginał prawdę, opowiadając o tym, co jeszcze niedawno nią było. – W tym tygodniu mieszkam z mamą, nie pamiętam ulicy, ale wiem, że niedaleko jest fabryka firanek i bar, gdzie podają dobre naleśniki. Mama nie gotuje, więc często tam jadamy.
A raczej jadaliśmy. Nie zaryzykowałby kręcenia się w tamtych okolicach, chociaż słyszał, że jego matka wróciła do ojca i zostawiła mieszkanie puste. Może więc kiedyś się skusi?
Zamyślony szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na jej słowa, w pierwszym momencie na hasło ‘pies’ nie zareagował. A kiedy dalmatyńczyk szarpnął panią w jego kierunku, było już za późno. Odskoczył jak błyskawica z głośnym jękiem, zasłaniając twarz ramionami.
- O jejku! – odetchnął, widząc, że właścicielka odciąga zwierzaka od jego nogawek. – Nic się nie stało, przepraszam...
Nie powinien przepraszać, ale także poczuł się winny. Gdyby szedł skupiony, ominąłby czworonoga z daleka. Trudno winić psa, Konegi pachniał kotem, ale jak kot nie wyglądał. Strach przed psami przyszedł wraz z przemianą, wcześniej kochał każde stworzenie na świecie, teraz jednak instynkt działał, nawet kiedy Louma nie chciał, by tak się działo. Stał w miejscu oddychając głośno, z ręką przy sercu. Jeszcze trochę, a wskoczyłby na drzewo. Tego na pewno nie umiałby już wyjaśnić.
- Przepraszam Ylva... mogłem Ci powiedzieć. Kiedyś ugryzł mnie duży pies... mam sporą bliznę nad uchem i strasznie się ich boję. – mówił, odchodząc szybko od miejsca zdarzenia. Mówił równie panicznie, nadal próbując się uspokoić, ręce mu trochę drżały. – Nie chciałem Cię przestraszyć swoją reakcją, ale głupio mi było o tym powiedzieć...
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

Konegi-chin był tak cholernie uroczy, że miała ochotę przygarnąć go do siebie I schrupać.
Wszystkie jego reakcje były cholernie naturalne i niewinne, nie było w nich czuć żadnej sztuczności ani też fałszywości. Zdawało się, że każda rzecz, nawet ta najdrobniejsza, jest w stanie go ucieszyć. A z życia czerpał garściami. To sprawiało, że był taki unikatowy, różniący się od innych chłopców w jego wieku. I dlatego dziewczyna tak uwielbiała jego towarzystwo. Było relaksujące i odprężające.
- Lubię! Właściwie to uwielbiam wszystkie zwierzęta. Od tych małych, pot e największe – odparła zupełnie szczerze. Nigdy nie była w stanie rozgraniczyć na zwierzaki bardziej lubiane i mniej. W jej oczach wszystkie były równe. I wszystkie chciała otoczyć miłością.
Dlatego wybrała taki kierunek na studiach, a nie inny.
- W sumie możemy tam iść, Konegi-chin. Tylko powiedz mi, jak będzie ci zimno, to gdzieś się zatrzymamy, żebyś się ogrzał, dobrze? – spojrzała na niego kątem oka czując nieokiełznaną chęć zaopiekowania się nim. Wydawał się taki delikatny i kruchy, jakby nie był w zupełności przygotowany na zderzeniem z szarą rzeczywistością. Musiała jednak powstrzymać swoje chęci przelewania na niego siostrzanej opieki. Pomimo bycia jedną z najbardziej uroczych istot, jakie spotkała w swoim życiu.
Kolejny temat, jak się okazało, nie należał do najłatwiejszych i najmilszych. Co prawda ton chłopaka był lekki i radosny, zresztą, jak większość, co mówił, to jednak Ylva dostrzegła coś innego. Drugie dno. Takie przerzucanie z rodziny do rodziny nie mogło być dobre. Brakowało mu stabilności i poczucia bezpieczeństwa miejsca, do którego można zawsze wrócić. Dom powinien być taką przystanią, w której można skryć się przed całym złem tego świata. Teraz pozostawało pytanie, czy Konegi faktycznie coś takiego posiadał?
- Przykro mi, Konegi-chin – odezwała się wreszcie, kiedy wyczuła najbardziej odpowiedni moment.
- To musi być jednak dla ciebie ciężkie, prawda? Takie ciągłe przemieszczanie się z domu, do domu. – uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła dłoń, by dotknąć chłodnym palcem jego policzka.
- W razie gdybyś się czuł samotny, albo chciał porozmawiać, zawsze możesz do mnie dzwonić, albo mnie odwiedzić, Konegi-chin – nie miała nic przeciwko, aby chłopak ją odwiedził. Była gotowa od razu podać mu swój adres, tak na wszelki wypadek. Chciała być pomocna. Chciała mu w jakikolwiek sposób pomóc, jeżeli tylko będzie mogła. I nie z żadnej litości, a po prostu z sympatii, jaką odczuwała względem jasnowłosego.
Ale już na początku poległa.
Nim zdążyła zorientować się co jest, chłopak stał wciśnięty w ścianę budynku, cały rozdygotany i przerażony. Nie wiedziała, że bał się psów. Nie, że aż T A K. Zresztą, tak naprawdę niewiele wiedziała o nim. Poczuła jak serce jej się ściska, kiedy go takiego widzi. Próbowała pospiesznie znaleźć jakieś rozwiązanie w tej całej sytuacji. Co robisz, kiedy Kira albo Kouta się boją?
Rozwiązanie miała praktycznie pod nosem.
Podeszła do niego i mocno go objęła, przyciągając do siebie, wtulając policzek w jego miękkie kosmyki, które niesfornie wydostały się spod nakrycia głowy.
- Shhh, Konegi-chin. Już dobrze. Poszedł. – powiedziała cicho, delikatnie głaszcząc go po plecach. Był taki drobny, wręcz wychudzony. Ciekawe czy właściwie się odżywiał, czy też to po prostu jego geny.
- Jestem tu, więc nie musisz się bać. – zamilkła, dając mu trochę czasu na uspokojenie się. Wpatrywała się przed siebie, w chodne cegły budynku, czując bijące ciepło od jego ciała, drżenie i słysząc przyspieszone bicie jego serca.
- Czyli odpadają spacery do parku – zażartowała, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. Żeby Konegi-chin się rozluźnił.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach