Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next

Go down

Pisanie 18.10.16 23:26  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Kim był mężczyzna, który na nim siedział? Nie potrafił określić, czy znał go kiedykolwiek, czy powinien o nim słyszeć. Przyszedł, znalazł jego ciało, obudził, by potem... No właśnie, co potem? Czy takie rzeczy robi się po to, by potem zamordować ocalonego, torturując go dla zabawy? Nie. Jeśli mu groził, nie chciał spełnić tej groźby. Nie była mu ona na rękę, choć przeczuwał, że mężczyzna nie zawaha się przed zmasakrowaniem go. Byłby wówczas martwy po raz drugi.
Przysługa. Jaką przysługę mógłby oddać temu człowiekowi, o ile to w ogóle był człowiek. Co takiego miał, czym mógłby się wykupić? Nie wiedział. A im bardziej gorączkowo przeszukiwał pamięć w poszukiwaniu odpowiedzi, tym mocniej przekonywał się, że nic nie pamięta. Jakby ktoś wyciął z jego mózgu wspomnienia.
Serce zabiło mu szybciej. Nie rozumiał tej sytuacji i nie był pewien, jak powinien zareagować. Obudził się, nie pamiętając świata, w którym się znalazł i musiał wysilić całą swoją inteligencję, by nie popełnić śmiertelnego błędu. Miał niepełne i niewyraźne przebłyski, ale one tylko utwierdzały go w wyciągniętych wnioskach. Jeśli nie odpowie szybko, zginie bolesną śmiercią.
Napiął mięśnie i odchylił się do tyłu, gdy ostrze noża prześlizgnęło się po jego policzku i zawędrowało w pobliże oka. Zacisnął zęby, starając się nie mrugnąć i spojrzał z gniewem w oblicze agresora. Chyba już wolałby umrzeć za pierwszym razem.
Bzdura. Tylko ofiary poddają się losowi. Walcz. Przetrwaj, byś mógł się zemścić...
Było to niczym głos wewnątrz jego głowy, lecz nie będący stricte jego myślami. Nie miał jednak czasu, by to roztrząsać. Należało działać.
- Czekaj... - syknął przez zaciśnięte do bólu szczęki. - Co właściwie chcesz usłyszeć? Wiesz dobrze, że cokolwiek mam, mógłbyś wziąć siłą po mojej śmierci. Obaj wiemy, że odpowiedź może być tylko jedna, bo nie dostaniesz tego bez mojej zgody - zawahał się teraz. Słowa nie chciały mu przejść przez gardło, tak bardzo brzydził się tym, co musiał teraz powiedzieć.
No dalej. Skrupuły odłóż na bok, księżniczko.
- Mogę ci służyć. - proszę, powiedział to - Jednak mam parę warunków. - czy on naprawdę czuł się w pozycji do stawiania warunków? Był głupi albo z policji? Nie. On był zdesperowany - Nie powinny ci sprawić większego kłopotu, więc mógłbyś je rozważyć.
Miał nóż na gardle, a jednak pyskował i próbował zrównać swojego przeciwnika do swojego poziomu. Dobrze. Oby tak dalej, a nie straci swojego ducha.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.10.16 17:17  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Uśmiechnął się drapieżnie stukając chłodnym ostrzem w ciepły policzek mężczyzny. W złotym spojrzeniu wymordowanego pojawiło się coś niebezpiecznego, co mogło jednocześnie oznaczać zainteresowanie propozycją, jaką mu złożono, a jednocześnie odrzucenie jej. Wreszcie parsknął nieprzyjemnym dla ucha śmiechem, choć wciąż niekoniecznie kwapił się do zejścia z niego.
- Sługą? Uważasz, że cierpię na ich brak? – zapytał, choć pytanie było retoryczne I wcale nie czekał na jakąkolwiek odpowiedź. Potarł drugą dłonią bok szczęki, intensywnie nad czymś się zastanawiając, aż w końcu wyprostował się, zabierając ostrze z pobliża twarzy Łowcy.
- Co możesz mi zaoferować jako sługa? Potrafisz walczyć? Zresztą, możesz dla mnie pracować. – uniósł górną wargę obnażając wilcze kły. Wreszcie podniósł się zwalniając go ze swojego ciężaru i odsunął się od niego na odległość dwóch kroków. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i wskazał brodą w jego stronę.
- Nie masz prawa stawiać mi jakichkolwiek warunków. A teraz do roboty. Rozbieraj się. Trzeba cię przetestować. – mruknął mrużąc niebezpiecznie oczy. Jasper parsknął pod nosem, kiedy przykucnął obserwując w milczeniu całe to przedstawienie. Prawda była taka, że tylko Jinx wiedział co mu chodzi po głowie. Jeszcze nie narodził się taki, który mógłby zajrzeć pod tę kopułę i zrozumieć chaosu plątaniny przeróżnych myśli.
- Tylko się streszczaj, księżniczko. Nie mam całego dnia. – rzucił z nutą zniecierpliwienia. A pogoda się pogarszała i z pewnością nie sprzyjała w zrzucaniu z siebie olejnych warstw ubrań.
Nie interesuje cię to, prawda?
Niezbyt. Ale wreszcie coś zaczyna się dziać.
I zapowiada się zabawa.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.10.16 18:13  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Udało mu się zdobyć zainteresowanie mężczyzny i oddalić widmo noża od swojego oka. Pod pewnymi względami mógł stwierdzić, że osiągnął sukces. Czarnowłosy szydził z niego, jednak przyjął propozycję po chwili zastanowienia. Zadał przy tym pytania, które sprawiły, że po raz kolejny zastanowił się nad sobą. Kim był i co potrafił? Nie potrafił tego stwierdzić, nie potrafił więc mu na nic odpowiedzieć. Kiedy tylko nieprzyjemny nacisk na jego tors zelżał, wstał powoli, podpierając się rękami. Głowa zapulsowała tępym bólem, kiedy poruszył się za szybko. Rozejrzał się na boki, próbując dopasować okolicę do jakiegokolwiek strzępu swojej pamięci. Nic. Zero.
I właśnie kiedy się tak rozglądał, starając się poskładać do kupy strzępy pamięci, doszło do niego polecenie, wypowiedziane przez złotookiego "wybawcę". I mimowolnie, słysząc "rozbieraj się", wypowiedziane tonem sugerującym, że faktycznie oczekuje się wykonania go, zacisnął wargi w wąską kreskę. Spojrzał na niego, stał blisko, w zasięgu jednego ruchu.
Mógłby go zabić, gdyby tylko miał siłę do walki. Wystarczyłby jeden skuteczny cios, gdyby miał broń. Chociażby nóż. Przecież tamten nie spodziewałby się tego. A wtedy, z przebitym płucem nie byłby taki skory do rozbierania go.
Zacisnął pięści, spiął całe ciało, już gotując się do decydującego skoku. Zmrużył oczy, ze złością wpatrując się w czarnowłosego.
Ale nie zrobił tego. Bo po raz kolejny odezwał się w nim głos rozsądku, z którym nie mógł polemizować.
Posłuchaj go. Schowaj swoją godność i ideały. To nie jest dla nich miejsce. Przetrwaj, tylko to się liczy. Nabierz sił. Wylecz się. Przypomnij sobie kim jesteś i co potrafisz. A wtedy będziesz gotowy, by zabić tego sukinsyna. Nie wcześniej. Już. Rozbieraj się.
Walczył sam ze sobą. Ze swoim oporem i przejmującym go na wskroś obrzydzeniem do samego siebie. Dlatego też jego ręce nie poruszały się szybko. Najpierw odwinął chustę, chroniącą jego twarz przed pustynnym pyłem. Potem, powoli, guzik, po guziku rozpiął płaszcz. Wciąż patrzył w złote tęczówki skurwiela stojącego przed nim, jednak nie patrzył już na niego z gniewem. Przekuł go na zimną obojętność. Naturalna reakcja obronna.
Miał jednak swoją dumę. Nie zareagował na zniecierpliwiony ton "wybawcy". Metodycznie zrzucał z siebie olejne warstwy ubrań, aż nie pozostało na nim nic. Wielu ludzi by się wstydziło, zasłaniało, jednak skoro raz powziął postanowienie, a potem się w nim umocnił, żadne okoliczności nie mogły go złamać. Nie zadrżał nawet pod wpływem zimnego wiatru, który zaświszczał pomiędzy budynkami. Rozgrzewał go gniew płonący wewnątrz. Stojący przed nim złotooki już był martwy. Tylko jeszcze o tym nie wiedział.
Rozłożył ręce lekko na boki, po czym stwierdził, z krzywym wyrazem twarzy:
- Czekasz na zaproszenie? Księżniczko?
A było w tych słowach tyle jadu, że zabiłoby stado mantikor.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 0:45  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Blight nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, a w brzuchu rozpoczęły się istne rewolucje, wywołujące wymioty i biegunkę.

Blight choruje na zatrucie pokarmowe
Choroba będzie trwała przez 2 sesje. Sugerowane nawadnianie organizmu.
Po zażyciu leku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.16 18:48  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Wiatr z każdą kolejną chwilą wzmagał się, smagając ich twarze, jakby chciał pozostawić na delikatnej skórze swoje piętno. Wymordowani powoli rozglądali się za kryjówką, bo wiedzieli, że zbliżająca się noc nie będzie należała do najłatwiejszych i najcieplejszych. Tylko ta jedna grupka pośrodku ruin zdawała się być niewzruszona otaczającymi ich i zmieniającymi się warunkami atmosferycznymi. Tylko oni.
Ciężko było wyczytać cokolwiek z twarzy Jinxa, gdy śledził uważnie każdy ruch Łowcy. Był jak zwierzę, które tylko czeka na jakiekolwiek potknięcie mężczyzny. Nawet najmniejsze, by wtedy…
Ubrania ciężko opadły na ziemię wbijając w górę pyłki kurzu i piasku. Dopiero w tej jednej chwili Jinx pozwolił sobie na szerszy uśmiech, który nie wróżył nic dobrego. Zęby błysnęły, gdy pochwycił dłuższym, wilczym kłem dolną wargę, którą ledwo zauważalnie szarpnął. Nawet puścił gdzieś obok złośliwą uwagę, jaką rzucono pod jego adresem, a która zawierała w sobie chyba więcej jadu, niż całe wiadro jadowitych żmij.
- Jasper. – zwrócił się do jasnowłosego mężczyzny, który w tym samym momencie splunął przyglądając się z beznamiętnym wyrazem na twarzy Blightowi.
-Hm? – od niechcenia przeniósł znudzone spojrzenie na ciemnowłosego, oczekując dalszych rozkazów, bo takowe z pewnością padną z jego ust.
- Zabierzcie mu ubrania. – rozkazał, a w jego ton wkradła się, z pewnością niechciana przez Łowcę, nuta czystego rozbawienia.
Bawisz się dobrze, Jinx?
O tak. A to dopiero początek.
Jasper ruszył się z miejsca i szybki podszedł do Blighta, by zabrać z ziemi jego odzienie oraz całą resztę tego znikomego dobytku. Wycofał się na odległość paru kroków, w tym samym momencie, w którym Jinx właśnie wyciągnął z kabury pistolet, odbezpieczył go i strzelił w stronę Blighta, celując w jego lewe ramię. Jakby gdyby nigdy nic. Jakby właśnie postrzelił jaką puszkę, czy inny przedmiot, a nie żywą istotę. Odgłos wystrzały spłoszył trzy wrony, który nieopodal ich grupy krakały donośnie i grzebały w rumowisku w poszukiwaniu namiastki jedzenia.
- Rana jest dość powierzchowna, ale z pewnością kurewesko boli. – powiedział spokojnie, wsuwając broń w jej poprzednie miejsce. - To nauczy cię trzymać zęby za językiem, chyba że i jego mam cię pozbawić? – spojrzał na niego znacząco, co utwierdzało w przekonaniu, że byłby do tego zdolny.
- W każdym razie jak widzisz, ściemnia się. Do trzydziestu minut będzie tutaj ciemno jak w piździe murzynki. A ty jesteś nagi. Bezbronny. Ranny. Zlecą się wymordowani, żeby cię zajebać i zeżreć. – wsunął mały palec do ucha, w którym zaczął się drapać, wyraźnie znudzony całą tą sytuacją. Po zabawie nie było już śladu.
- Trzymaj się z dziesięć metrów od nas. Jeżeli uda ci się za nami podążać i dotrzeć do celu, to będziesz mógł mi służyć. Powiedzmy, że… to w pewnego rodzaju test. Tak, test. – wyszczerzył się, po czym skręcił i ruszył do przodu. - Idziemy.

| zt x 2| (zacznij w jakimś temacie w burdelu. No, chyba że Blight nie dojdzie >D)
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.17 19:20  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
- I push my fingers into my eyes... - Ciche tąpnięcie i zduszony wydźwięk towarzyszący reakcji na ból wydobył się spomiędzy zacisniętych warg. Wyprostował się, lekko odchylając na lewy bok, dając odrobinę luzu prawej stopie, jaka w zamyśleniu (nie, nie stopa się zamyśliła) rąbnęła w kawał betonu. Boleśnie. Prychną, spoglądając z pogardą na fragment gruzu, jaki pewnie jakiś czas temu był solidnym budynkiem, a teraz? Teraz... TERAZ!
Był tylko kamyczkiem. Dużym, twardym, i bolesnym jeśli kopnęło się w niego przypadkiem stopą.
- Cholera, zepsuło mi to całkiem nastrój do śpiewania. No dobrze, to gdzie my się znajdujemy? - Zrobił szybki obrót, oceniając otoczenie wokół niego. Gruz widzę, dużo gruzu, aż po horyzont. Nie, dobrze, może nie aż tak, niedaleko się kończy, ale wciąż jest bliżej centrum wysypiska odpadów budowlanych niż dalej. Włożył lewą dłoń do kieszeni bluzy, a prawą podrapał się w zamyśleniu po policzku. Hm, co go tu w sumie przywiało? Poza faktem, że chciał w końcu wrócić do cywilizacji.
I miał trochę dosyć gadania do samego siebie. I do drzew. Ziaren piasku. Kamyczków. Własnego odbicia. Czasem nawet do powietrza.
Sięgną za plecy, zdejmując z paska maskę, jaka była doń przyczepiona własnymi pasami, pomagającymi utrzymać ją na twarzy. Metaliczna, choć w odcieniu bieli. Trochę pordzewiała na bokach, ale wciąż miała swoją specyfikę.
Spojrzał w puste otwory, przekręcając głowę lekko na bok. Kapelusz trzymał się w miarę solidnie na głowie, nie próbował ucieczki. Chociaż on jeden nigdy go nie opuszcza. To nie tak w sumie, że przedmiot nieożywiony ma jakiś wybór, ale ej! Nie psujcie wizji najlepszego kompana zielonowłosemu.
Wiercił złotymi oczyma przez otwory, tak jakby widział coś - lub kogoś - tuż za nimi, odwzajemniającego milczące spojrzenie.
Którego milczenie jednak przerwał, odzywając się pierwszy. Niewychowane to to, nie daje się odezwać masce, ne?
- Będziesz odpowiedzią na moje problemy? - Spytał, pociągając kącik warg w delikatny uśmiech, by po chwili przyczepić maskę z powrotem na miejsce. Po tym geście jedyne co mógł zrobić, to położyć dłonie na biodrach i rozejrzeć się znowu.
Za celem dalszej wędrówki, bo nie ma żadnego pomysłu, dokąd iść.
Pomijając fakt, że i tak nawet JEŚLI by wiedział gdzie, nie będzie wiedział jak się tam dostać. To chyba wspólna cecha zielonowłosych osób - nigdy. NIGDY nie potrafią znaleźć drogi z punktu A do punktu B, dlatego Hex zastosował obejście.
Nie idzie do określonego punktu, tylko nakreśli go, gdy już tam dotrze. Brzmi jak plan, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.17 19:00  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Minęło zaledwie kilka dni odkąd Dudley zdobył kieł i stał się pełnoprawnym członkiem organizacji najemników. Jego poraniona przez poczwarę ręka dość szybko się goiła, bo anielska regeneracja ciała robiła swoje. Już nawet przestał odczuwać ten lekki dyskomfort, który towarzyszył mu przez ostatni czas. I całe szczęście, przecież nie chciał z siebie robić ofiary i słabeusza. Poza tym nie chciał zawieść Shane'a, który sam zaproponował mu dołączenie do Smoków.
Nie zamierzał bezczynnie siedzieć na tyłku, dlatego też gdy tylko trochę wypoczął to postanowił się trochę rozejrzeć po Smoczej Górze. Zdążył mniej więcej poznać imiona kilku najemników i nawet dość szybko znalazł sobie zajęcia. Przyjął jakieś jedno z łatwiejszych zleceń, a że w organizacji był świeżakiem to nawet znalazł sobie kompana — Tsukiego, który miał mu towarzyszyć w wędrówce przez środek Desperacji. Wiadomo, że bezpieczniej było nie zapuszczać się w głąb Desperacji samotnie, bo nierzadko okazywało się, że takie wypady są bardzo niebezpieczne. A razem było i mniej ryzykownie, i na pewno weselej.
Tsukishimaru okazał się być z wyglądu dzieckiem, uroczym, niebieskowłosym chłopcem. Dudley starał się nie oceniać go przez pryzmat wyglądu, przecież równie dobrze mógł być wiekowym wymordowanym. Oczywiście skrzydlaty mógł się tylko domyślać, w końcu nie znał członków Drug-on zbyt dobrze, dopiero wkraczał w ich kręgi.
Przejdziemy się przez Desperację, bo słyszałem coś o tym, że przydałoby się żeby ktoś znalazł trochę materiałów potrzebnych do zrobienia amunicji. Chodzi głównie o aluminium, stal i mosiądz. Potem będę musiał skoczyć jeszcze w jedno miejsce, do swojego podopiecznego — powiedział do niego, gdy jeszcze byli w kryjówce. Potem ruszył do swojej kwatery, wziął kilka potrzebnych rzeczy, włożył je do plecaka i ruszył w stronę miejsca, w którym umówił się z Tsukim. No i ruszyli w podróż.
Pogoda nie była najlepsza — dmuchał silny, zimny wiatr, utrudniający poruszanie się, a jak na złość szli tak, że podmuchy uderzały prosto w nich. Warunki atmosferyczne zmusiły ich do wędrówki w ciszy. Chyba żaden z nich nie chciał ryzykować nabawieniem się bólu gardła, co przecież było możliwe, gdyby te zimne wietrzysko nawpadało im do ust. Dopiero po jakimś czasie pogoda trochę się unormowała, wiatr osłabł i nareszcie mógł się odezwać.
Nie chciałem Cię w to wciągać, ale potrzebowałem czyjejś pomocy. — jego słowa zabrzmiały trochę jakby próbował się tłumaczyć, i może tak faktycznie było. Domyślał się, że było dużo ciekawszych zajęć niż zbieranie złomu, ale tym też ktoś musiał się zająć, prawda? Żadna praca nie hańbi, zwłaszcza w tych parszywych czasach, w których żyli.
Dopiero po jakichś kilku minutach byli w stanie dostrzec zielonowłosą, rozglądającą się postać. Możliwe, że zostali dostrzeżeni. — Znowu jakiś wariat... — skomentował krótko, zatrzymując się na chwilę. Obdarzył niebieskowłosego krótkim, pytającym spojrzeniem. Czekał na jego reakcję. Musieli przejść dalej, bo zniszczony plac koszar był wręcz idealnym miejscem, w którym mogli nazbierać trochę tego nieszczęsnego złomu. Na ich drodze stał ten dziwny, gadający sam do siebie typ, obok którego musieli przejść. No niby dało się go jakoś wyminąć, ale raczej kosztowałoby ich to dość dużo czasu, a w tej chwili i tak nie mieli go zbyt wiele.


Ostatnio zmieniony przez Dude dnia 10.02.17 16:19, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.17 22:33  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Naciągnął szeroki szal bardziej na twarz, by osłonić się chociaż trochę przed nieprzyjemnym wiatrem. Właściwie całkiem dobrze złożyło się z pogodą. Tsuki nie należał do rozmownych osób, wybierał zdecydowanie ciszę oraz milczenie. Niestety, wiele osób tego po prostu nie rozumiało i uważało chłopaka za kogoś gburowatego. A tak przynajmniej miał jakąś wymówkę. Udanie się na wypad po części uznał za szansę, bo i dla siebie być może znajdzie coś konkretnego. No i od jakiegoś czasu nie miał zbyt wiele zleceń, a rozprostować kości zawsze było warto. Zerknął kątem oka na kroczącego obok niego zwierzęcego towarzysza, a potem przeniósł spojrzenie na drugiego osobnika, anioła. Był w grupie od niedawna i prawda była taka, że jeszcze niczym konkretnym się nie wykazał. No cóż, z pewnością niebawem będzie ku temu okazja.
Zatrzymał się dopiero w momencie, kiedy wyczuł, że Dudley zwalnia. Dopiero wtedy dostrzegł sylwetkę nieznajomego malującą się na tle zniszczonych koszar.
Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, jakby chciał go w jakiś sposób przeanalizować, aż wreszcie jego ciało ruszyło do przodu.
- Ruszamy. – odezwał się po raz pierwszy od ich spotkania. - Nie możemy zrezygnować tylko dlatego, że ktoś tu już jest. Ignoruj go. Ale bądź przygotowany. – dodał po chwili, instynktownie kładąc dłoń na rękojeści swojego tanto zawieszonego przy jego pasie. Przeżył na Desperacji już tyle lat, że wiedział iż trzeba brać pod uwagę wiele możliwości i zagrożeń. Ale to nie oznaczało, że za każdym razem można się wycofać. Bez względu na wszystko.
Kiedy znaleźli się już na tyle blisko, że mógł dokładniej obrzucić spojrzeniem nieznajomego, mimowolnie zacisnął mocniej palce dookoła broni, aczkolwiek nic nie zrobił, nic nie powiedział, wyminął go, ignorując. Przesunął wzrokiem po koszarach i kopnął lekko jeden z kamieni pod jego nogami.
- Czego dokładniej potrzeba? – zapytał anioła, odwracając się w jego stronę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.17 19:26  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Rozglądanie się przyniosło pożądane skutki. A czego pożądał? Celu dla swoich dotychczasowych akcji. Dwójka przypadkowych istot humanoidalnych to lepszy cel niż żaden, jeśli nie będą chcieli zabić, to może nawet powiedzą, w którą stronę do tego całego miasteczka. Albo do Gór Shi. Albo w sumie gdziekolwiek. Gdziekolwiek, byleby nie tutaj.
Z początku nie chciał dać po sobie poznać, że się nimi zainteresował, więc dalej się rozglądał, jakoby w poszukiwaniu czegoś innego, a o nich zapomniał. Niemniej, szybko mu się to znudziło, i gdy został ominięty, zaczął przeskakiwać po gruzach. Z jednego kamyka na drugi, doskakiwał co raz bliżej dwójki. I tak, nie robił sobie zupełnie nic z pasywnie-agresywnego gestu mniejszego (tak, tak, ale nie miał innego pomysłu, jak go odróżnić) z dwójki. Miast tego, zbliżył się na odległość około dwóch-trzech metrów. W trakcie swojej drogi, maska wróciła na miejsce z jakiego została zdjęta, a na ostatnim kamieniu Hexior niemal stracił równowagę i roztrzaskał sobie wszystkie gnaty o gruz.
Prawie. Zamiast tego potańczył chwilę na kamieniu jak kopnięty paralizatorem i zsuną się z niego, gdy tylko złapał trochę równowagi.
- Dobry. Czy macie może chwilę by porozmawiać o naszym zbawicielu, Wszechmocnym Ao? - Na powitanie złapał kapelusz i lekko go uchylił z głowy, wystosowywując przy tym najbardziej suchy tekst jaki tylko mu przyszedł mu do głowy. Nie, nie był jeh, ehm, Aonowym kaznodzieją. Jeszcze. I raczej szybko się to nie zmieni.
- A skoro już mowa o chwili - byłbym wdzięczny, gdybyście byli w stanie mi wskazać kierunek do jakiegoś punktu orientacyjnego. Przerośnięty kamień, Desperacja, Góry Shi, Ocean, Granica - cokolwiek. Nie chcę wrócić tu za godzinę, tylko z innej strony. - Uśmiechną się szerzej i nieco odchylił głowę do tyłu, chwytając przy tym lewą dłonią tył swojej głowy, nieco mrużąc przy tym oczy. No, za kapelusz w miejscu tyłu jego głowy. Chciał zrobić dobre wrażenie na wstępie, bo z tego co zdołał zauważyć, mieli - w najlepszym wypadku - mieszane uczucia co do obcego w tym miejscu. Może to jakieś ich specjalne obozowisko? Może pod tym gruzowiskiem mają właz do bunkra czy coś? Kto wie, kto wie.
- W zasadzie... - Wbił znowu swój ton w rozmowę, nawet jeśli wcale go nie pytano. - Trochę się nudzę. Jeśli chcecie, mogę wam jakoś pomóc, choć to zależy od tego, co chcecie działać. Tylko bez kwestii szukania jakichś miejsc. Nie jestem dobry w te klocki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.02.17 13:08  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
„Ignoruj go.”
Kiwnął tylko głową, w celu potwierdzenia, że zastosuje się do polecenia niebieskowłosego. Sam również uznał, że najlepiej będzie po prostu przejść obok tego pomyleńca, nie zwracać na niego uwagi. Ale miał być czujny, o tym doskonale pamiętał.
Rozwarł delikatnie usta, aby móc wziąć głębszy wdech. Po chwili pozbył się powietrza z płuc, koncentrując wzrok na wciąż rozglądającym się zielonowłosym. Najemnicy ruszyli w jego kierunku i tak jak wcześniej ustalili — ignorowali go. Żaden z nich nie odezwał się nawet słowem gdy przechodzili obok. Dudley wpatrzony był przed siebie i nawet kątem oka nie spojrzał w kierunku nieznajomego, choć kusiło go, by spojrzeć na twarz obcego przybysza. Ale nie zrobił tego, zignorował go, bo aktualnie miał przed sobą cel, który miał zamiar zdobyć.
Z zamyślenia wyrwało go pytanie Tsukiego. Skrzydlaty właśnie na nim skupił swój wzrok. Zamrugał energicznie, posyłając mu delikatny uśmiech, który był jedynie delikatnym uniesieniem kącika ust.
Wszystkiego co przydałoby się do stworzenia amunicji. Niektórzy najemnicy używają tylko broni palnej, a bez nabojów... no sam wiesz, byłoby ciężko. — przekazał mu tę informację dość szybko, a następnie głośno przełknął ślinę. Uniósł rękę do góry, by objąć nią swoją szyję. Pomasował ją palcami, a po chwili pozwolił kończynie bezwładnie opaść.
Ruszyli dalej.
Anioł stawiał swoje kroki powoli i uważnie, chcąc uniknąć wsadzenia nogi w jakąś dziurę. Nietrudno było wywrócić się lub skręcić kostkę podczas wędrówki po tak nierównym podłożu. Wszędzie wokół walał się gruz, cudem udawało mu się nie zahaczać nogami o wystające kamienie.
Dosłownie chwilę później udało mu się usłyszeć jakieś dźwięki dobiegające zza jego pleców. Odruchowo włożył dłoń do kieszeni, by nałożyć na nią swoje pazury.
Przezorny zawsze ubezpieczony.
Zatrzymał się na chwilę, spoglądając przez ramię. Dostrzegł zbliżającą się sylwetkę zielonowłosego. Kilkanaście sekund później usłyszał również jego głos. Nawet postanowił się odwrócić, uprzednio szturchając Tsukiego, chcąc dać mu znak, by zatrzymał się na moment.
„(...) Wszechmocnym Ao?”
Uderzył się otwartą dłonią (tą wolną, nie tą z pazurami) w czoło.
Nie chcemy rozmawiać o Twoim zbawicielu — odparł spokojnie, wyraźnie akcentując jedno ze słów. — Wyglądamy jakbyśmy chcieli?
Odgarnął na bok grzywkę, wsłuchując się w następne słowa nieznajomego. Analizował je, kiwając tylko głową.
Nie robimy nic za darmo. — tymi słowami chciał zasugerować, że za informację o tym którędy do Gór Shi lub Apogeum Desperacji spodziewali się jakieś zapłaty. Jakiejkolwiek, byleby była. Robienie czegokolwiek za całkowitą darmochę nie leżało w naturze najemników, zdecydowanie. — Po prostu nam nie przeszkadzaj, to będzie najlepsza pomoc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.17 23:51  •  (S) Zniszczony plac koszar.  - Page 11 Empty Re: (S) Zniszczony plac koszar.
Ziściło się to, czego się obawiał. Nieznajomy okazał się natrętnym gościem, z którym nie można po prostu się minąć. Mimo to zamierzał dalej go ignorować, ale najwidoczniej jego towarzysz miał zupełnie inny zamysł. Wymordowany zatrzymał się i odwrócił, w milczeniu obserwując sytuację, od czasu do czasu posyłając krótkie spojrzenie zielonowłosemu. Postanowił dać wolną rękę aniołowi. Niech się sprawdzi. Niech dowodzi. Niech przejmie inicjatywę.
Jedynie skinął głową na znak potwierdzenia, kiedy nawiązano do zapłaty. Co prawda mogli za darmo wskazać mu drogę, bo przecież po prawdzie to nic takiego, ale z drugiej strony… jeszcze nieznajomy pomyśli, że są mili i zacznie jeszcze bardziej się spoufalać. A tego Tsuki nie chciał.
Po sekundach ociągania się, odwrócił i podszedł bliżej kupki złomowiska. Rozejrzał się dookoła, a dostrzegłszy to, co chciał, od razu ruszył w tamtą stronę. Złapał za jakiś bezpański badyl i zaczął nim przerzucać niektóre metalowe odpadki. Jakieś puszki, kamienie, puszki, więcej kamieni. Nic szczególnego, choć i tutaj Tsuki znalazł parę skarbów. Zardzewiały łańcuch długości kilkudziesięciu centymetrów wcisnął do skórzanej torby, którą miał przewieszoną przez klatkę piersiową. Parę żetonów, jakiś stary klucz francuski. Złapał za puszkę, która okazała się… pełna. I zamknięta.
Zeskoczył ze złomu i podszedł do swojego towarzysza, machając zupą, która wesoło chlupotała w środku i wcisnął ją w dłonie anioła. Doprawdy, cudowny prezent, Tsuki. Cudowny.
- Masz. – powiedział cicho odszukując spojrzeniem tygrysa, który akurat grzebał łapami w innej kupce śmieci.
- Ty tu nadal… – tym razem słowa skierował do obcego intruza. Mógł już sobie iść.
- Idź sobie. – tak, bezpośredniość to podstawa. Szkoda, że czasami niepotrzebna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 17 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach