Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Tak więc trafił i tu. Po tym jak narozrabiał pod prysznicem.
Niepotrzebnie próbował wytykać mu młody wiek i upuszczać sugestywnie mydło ku uciesze wszystkich. Gdy strażnicy przyszli reszta więźniów zgodnie mówiła, że biedak się potknął. Ale jak wytłumaczyć jakim sposobem zamiast moszny miał kostkę mydła, a twarz przyklejona do ściany miała uśmiech. Tora miał po prostu połamane parę palców u dłoni i paznokcie popękane od zrywania twarzy w tempie ekspresowym.
Tak oto Seitou dostał osobistą wesołą celę. Z uroczym numerkiem 13, oddzieloną od wszystkich prócz plutonu egzekucyjnego, który co jakiś przypominał mu lepsze czasy wolności, gdy sam bawił się w policjantów i złodziei.
Karmili go słabo, ale to i tak lepsze niż jedzenie robaków, surowej ludziny i korzonków. Ba, mało ale treściwie.
Całe dnie spędzał dogadując się ze strażnikami, którzy pilnowali nawet tego by przypadkiem nie ukrył gdzieś kawałka suchego chleba. Nie wiadomo z resztą co taki wariat mógłby z nim zrobić.
Mimo tego kilku strażników go "lubiło". To znaczy chodziło z nim na układy co do sprzedaży informacji o kontrabandzie, o której jeszcze wiedział i kto w pierdlu co przemyca w plombie albo dupie i dawało mu nawet czasem dodatkową kromkę chleba. Z resztą póki siedział za grubą szybą i kratami był nawet przyjemny i nikt nie pomyślał, że w tym pociesznym młodym człowieczku siedzi niebezpieczny psychol.
- Te, ubierz się dzisiaj może co? - Warknął jeden z tych bardziej przychylnych podając mu przez przesuwany otwór żarcie. - Będziesz mieć gościa. Kogoś ważnego.
Seitou tylko kiwnął głową i uśmiechnął się radośnie. Przeważnie jego gościem był tylko naczelnik i to też nie za bardzo przyjemnym, ale o nim od razu powiedzieliby, że Ruski.
Wiedział, że to z ubraniem się to nie była prośba, a polecenie więc z niechęcią zdjął spodnie z głowy (służyły mu za prowizoryczną opaskę) i naciągnął je na tyłek. Ba, nawet dał się skuć bez problemów. Był bardzo ciekawy kimże będzie ten jego nowy gość. Może jakimś oficjelem? Albo w końcu jakaś organizacja przekupiła SPEC na tyle aby mogli tu wejść i zemścić się za jakąś hecę, którą przez przypadek spowodował?
Tak czy inaczej, przywiązany do palika, w kaftanie bezpieczeństwa dyndał nóżkami patrzył jak strażnicy wprowadzają stół i krzesło. Widać ktoś był na tyle ważny, albo gruby że nie może postać sobie przy nim.
Póki co został sam w celi sycząc tylko ponuro, gdy kogoś znowu rozstrzeliwali na polu pod jego celą. Aż w pewnym momencie zaczął zastanawiać się czy ktoś nie nagrał tych dźwięków tylko po to aby go wkurzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rytmiczny stukot obcasów wypełniał korytarz swym ostrym dźwiękiem, któremu dodatkowo akompaniował delikatny zgrzyt zwierzęcych pazurów o posadzkę podłogi. Agresywnie wystukiwany krok przedzierał się przez ściany i drzwi najgorszej części więzienia witając się z parszywymi szumowinami cywilizacji. Ktoś bardzo zdeterminowany szedł na spotkanie z psychopatą najgorszej maści.
Mężczyzna mógł być pewien, że ten stukot należał tylko do „ważniaka”, który miał go odwiedzić, do nikogo innego. Była to aria wygrywana tylko dla jego, pojedynczej osobistości, która może i niekoniecznie miała zastraszyć złoczyńcę, ale bardziej poinformować, że osoba za moment go witająca nie przyszła na pogawędkę przy kawce, herbatce.
Dwójka ochroniarzy zasalutowała wykrzykując „Kapitanie”, po czym przystąpiła do procedury otwierania drzwi do wnętrza celi wpuszczając Lancaster do środka. Weszła nawiązując momentalnie kontakt wzrokowy z „psycholem” jak go kolokwialnie nazwali inni strażnicy na wyższych piętrach. Miała na sobie czarny mundur z odznaczeniami, w rękach trzymała akta Seitou, a złote kosmki włosów spięte były w ciasnego koka na karku pozostawiając jedynie co krótsze pasma z przodu, aby swobodnie dyndały wokół szarych, zimnych oczu. Psy je towarzyszące patrzyły bykiem na mężczyznę jeżąc nieco sierść i oblizując się po zębach.
Papiery wylądowały na stole. Lancaster nie skorzystała z krzesła, otworzyła teczkę i rozsunęła cały folder na długość stołu z zaznaczonymi co gorszymi przestępstwami za jakie został skazany morderca.
- Seitou Tora, 25 lat, soocjopata, psychopata, wciągnięty w nielegalne akcje sekty, morderca… - Podniosła stalowy wzrok na więźnia. – W skrócie najgorszy z najgorszych. Masz niesamowite szczęście, że nie skazano cię na śmierć w dniu, kiedy cię pojmano. Zdajesz sobie z tego sprawę? – Spytała prostując się i splatając ręce za plecami. Psy zaczęły zataczać krąg wokół mężczyzny i Andraste bacznie nasłuchując.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z szerokim uśmiechem i przyjaznym spojrzeniem patrzył na Andraste jakby właśnie spojrzał na starą koleżankę. Z resztą teraz nie miał nic do stracenia. Mógł tu gnić i się nudzić do końca życia, albo trochę się powygłupiać i mieć nadzieję na przynajmniej odrobinę przyjemności z życia.
Zastanawiał się czego mogła chcieć od niego kobieta. Mówili do niej per kapitanie, więc pewnie nie po to aby bawić się w psychologa, który chce poznać jak działa umysł małego i wesołego stworka zwanego Seitou. Jak chciała sprawić, że psy go zjedzą to był na to gotowy i język trzymał między zębami aby odgryźć go sobie i udławić się krwią nim skończą obgryzać pięty.
- Cześć! – Powiedział, gdy tylko przestąpiła próg jego celi. Widziała tylko wesołego i pogodnego młodego mężczyznę. Ciężko uwierzyć, że ktoś taki ma taką kartotekę. – Mało osób mnie tu odwiedza, rozgość się.
Nie denerwował się za bardzo ani psami ani staruchą. Z resztą jakby chcieli go zabić to by to zrobili dawno temu. Oni po coś go chcieli, a on musiał dowiedzieć się czemu i załatwić sprawę tak, by jeszcze coś z tego ugryźć.
- Jeśli jesteś tu wysłuchać skarg i zażaleń więźniów to muszę pochwalić jedzenie, samotność i znęcanie się przez Tsera jest trochę upierdliwe, ale da się znieść. Chciałbym też mieć jakąś rozrywkę, bo bieganie wokół i walka z powietrzem sprawia, że trochę szaleję.
Rozgadał się, ale co poradzić skoro nie gadał tak dawno do czegoś innego niż cienie, że każdemu by się zdarzyło. Pokornie wysłuchał tego co chciała powiedzieć, ale poczuł że jego akta nie oddają wszystkiego co zrobił i poczuł się wręcz w obowiązku odpowiedzieć.
- Powinni dopisać jeszcze kanibalizm, zabicie około 250 osób, włącznie z rodziną która mnie olewała i dręczyła. Ale na swoją obronę mam, że przynajmniej setka była najemnikami, skorumpowanymi glinami albo miała choroby weneryczne. Więc działałem w imię dobra publicznego. – odpowiedział spoglądając to na nią to na psy z szerokim uśmiechem.
- Wiem, ale pewnie chcieliście mnie najpierw potorturować. – Mrugnął porozumiewawczo patrząc na psy. – Zabiłem kogoś kogo znałaś? Jeśli tak to na pewno było to w samoobronie i bardzo żałuję swoich uczynków. – Dopowiedział tak jakby próbował zrobić to ze smutkiem w głosie, ale ciężko było mu się do tego zmusić. Taki z niego pocieszny koleżka był.
– Wiesz, zawsze możemy umówić się, że zabiję kogoś kogo nie lubisz, albo grupę ludzi i będzie spoko. Wyrówna się.
Patrzył na psy wokół kobiety z lekką zazdrością. Kiedyś tez miał swojego psa, kiedyś może nawet go odnajdzie. Pan Pikiel na pewno nie umarł tak łatwo, a w takiej sytuacji jak ta sprawiłby, że psy ze strachu same sobie zaczęły podgryzać gardła.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zmrużyła czujnie oczy nadal nie mogąc uwierzyć, że taki młody i wesoły chłopaczek był powiązany z całą masą nieludzkich czynów, które bezwzględne kartki papieru wytykały swoim tuszem. Nie żeby też miał swój zapis w komputerze. Andraste po prostu wcześniej wydrukowała sobie kartotekę dla lepszego efektu. Lubiła stare metody.
Obeszła stół i pomimo rad strażników, aby nie zbliżać się do więźnia podeszła na odległość metra przyglądając się jego aparycji. Mogłoby się wydawać, że w kącikach jej ust czai się nawet i uśmieszek, gdy słuchała jego wyznań. – Naprawdę intrygujący z ciebie przypadek Seitou Tora… - Mruknęła z zadowoleniem i obeszła go podobnie jak psy dookoła lustrując jego spętane pasami ciało od dołu do góry. Tak samo jak kupiec badający dokładnie rzecz jaką ma zamiar kupić, ale chce się upewnić, że to rękodzieło to prawdziwy oryginał, a nie falsyfikat. – Nie, spokojnie Tora. Nikogo mi nie zabiłeś. Wszyscy, o których się troszczę albo gniją w glebie, albo są daleko stąd. Przydzielono mnie do M3 stosunkowo niedawno. Jestem Kapitanem Hyclów, Andraste Lancaster. – Przedstawiła się stając znowu przed nim wyprostowana. Jej ręce, wcześniej splecione za plecami, teraz znalazły się z przodu, gdzie prawa pięść została przyciśnięta do ust w zamyśleniu.
Złotowłosa po chwili odeszła parę kroków do tyłu i usiadła na stole wzdychając. Sięgnęła do koka na karku w celu wyciągnięcia wsówek trzymających długie loki w potrzasku.
- Przychodzę do ciebie z genialną propozycją nie do odrzucenia, Tora. Zostaniesz żołnierzem S.SPEC. – Podniosła na niego szare oczy z delikatnym uśmieszkiem i rozpuściła pukle blondwłosów pozwalając im opaść na stół. – Cóż… może nie do końca takim żołnierzem jak reszta. Jesteś w końcu „wyjątkowy” dlatego będziesz pracował na „wyjątkowych” warunkach. Damy ci wolność, mieszkanie, nawet żołd i broń, a ty w zamian będziesz… „posłuszny Dyktatorowi” że tak to ujmijmy. Co ty na to?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- A ty jesteś naprawdę urokliwą dojrzałą damą, pani szefowo moich cerberów. – Odpowiedział mrugając do niej wesoło i pochylając głowę w geście przyjęcia komplementu. – Podałbym rękę, ale obie są trochę zajęty.
Jednak nie zabił nikogo ważnego. W sumie to dobrze, bo to byłoby trochę krępujące, by gadać tak z rodziną ofiary nie mogąc nawet użyć argumentów obrony. W sumie to nie miał pojęcia kim jest i co to znaczy Hycle. Nigdy nie przejmował się specjalnie tym co robią w miastach ani tym co dzieje się w ogóle. Ot robił swoją robotę i nawet głęboko grzebał pocięte zwłoki, aby nie zaczęły wyłazić z ziemi.
Andraste w końcu wypaliła z propozycją. Torę aż zatkało, a uśmiech na chwile zszedł z jego twarzy. Gapił się na nią jak w obrazek starając się ogarnąć mózgiem słowa, które powiedziała.
- Czekaj, czekaj… - Powiedział z niedowierzaniem. – Chcesz dać mi broń do ręki, zdejmiesz bransoletki i mam zabijać w świetle prawa? Ja przepraszam bardzo, ale czy to jest kurwa gwiazdka?!
Wesoły błysk w oku zastąpiło czyste szaleństwo. Zaczął śmiać się zupełnie niekontrolowanie, jakby właśnie ktoś dał mu guzik, który zabija wszystkich w okolicy, a do tego dobrą wódkę kotlet. Śmiał się dobre kilka sekund i nagle wrócił do bycia sobą.
- Chce odzyskać swoją broń, zbroję i kocyki od Kościoła Nowszej Wiary. Potrzebuję też aby wszyscy, którzy mają iść na egzekucję przyszli do mnie jak będę mieć broń. To bardzo istotne, bo pewnie się obraziła. – Gadał do niej jakby to co powiedział było bardzo logiczne i oczywiste, z resztą ona pewnie nawet nie dotknęła opętanego narzędzia mordu i nigdy nie będzie godna by to do niej przemówiło.
- A tak to mogę zaczynać od dzisiaj Adraste, chyba że mam mówić Szefowo. – Uśmiechnął się i puścił jej oko. – Uwolnisz mnie abyśmy mogli uścisnąć sobie ręce? Wiesz, teraz i tak ci nic nie zrobię. Może bym cię zabił, ale nie mam powodu skoro dajesz mi wolność i pieski chyba by nie pozwoliły.
Trochę napinał mięśnie by zaakcentować jak niewygodnie mu w tu i jak ciasto go związali. Chociaż z resztą, gdyby nie te psy pewnie z radości, że w końcu ktoś jest obok pewnie pokusiłby się o szybką bójkę i kawałek soczystego kotleta z człowieka.
- Z resztą gdzieś pewnie jest haczyk. Dobrze by było jakbyś powiedziała gdzie. Nie wierze, że tak po prostu zwracasz mi wolność. Na pewno nie pozwoliliby ci mnie puścić od tak. O ile w ogóle pozwolili. Powiedz mi jak to dokładnie jest, hm?

Nadal gadał jak najęty, ale taraz nie dość że mógł pogadać, to jeszcze radość go rozpierała. Zdawał się znowu jak małe dziecko. Jak ukochany synek mamusi zamknięty w trochę zbyt dojrzałym ciele.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Złotowłosa przechyliła głowę na bok i nieco odchyliła ją do tyłu patrząc na Torę z całkowicie poważną miną, gdy ten wspomniał o gwiazdce. Czemu ludzie tak często musza sami sobie powtarzać dokładnie to samo co ona im już powiedziała? Nie było to może, aż tak irytujące, jak przesłuchiwanie nędznego, półmózgiego mutanta(z tym pół mózgiem to tak autentycznie. Ledwo co się wysławiał), ale jednak zawsze zastanawiało Lancaster. Kąciki ust drgnęły na śmiech, ale nie udało im się przebić uśmiechem przez maskę profesjonalistki. Utrzymywała chłodną powagę typową dla wojskowych. Chłopak miał byc tylko narzędziem w jej planach... wojskowych planach. Nie będzie się z nim spoufalać. Przynajmniej nie na starcie.
Pochyliła się do przodu i oparła łokciami o kolana mrużąc przy tym swoje szare oczy w skupieniu. Wygięła usta w lekkim zmieszaniu próbując rozszyfrować o jaką "ją" chłopakowi chodzi. Nie ma żadnych osób, które by go chciały znać czy odwiedzić, więc...
Ah, broń. Zapewne chodzi mu o broń.
…i egzekucje… No tak, psychopata czerpiący radość z mordowania innych. Prychnęła. Nie dała rady, musiała prychnąć i pokręcić głową.
- Zapominasz się Tora. To my tutaj stawiamy warunki, nie ty. A Szefowa brzmi lepiej w twoich ustach, więc zostańmy przy tym. No i nie będziesz nam tutaj odwalał plutonu egzekucyjnego, o tym możesz zapomnieć. Najwyżej możemy cię wypuścić poza mury, abyś mógł zrobić krwawą imprezę u mutantów w jakiejś wiosce. A co do broni to spokojnie – czeka na ciebie w zbrojowni, ale wszystko w swoim czasie.
Wstała od stołu, a gdy chłopak zaczął się prężyć w okowach psy wychyliły zębiska warcząc donośnie. Nie spodobał im się ten ruch. Przybliżyły się nieco do Andraste jeżąc przy tym sierść, a ona ignorując ich zachowanie kompletnie obrzuciła tylko chłopaka kolejnym badawczym spojrzeniem.
- Dobrze myślisz. Nie puścilibyśmy cię od tak na wolność bez gwarancji, że nam się nie przeciwstawisz. Twoje życie będzie zależeć ode mnie i kilku innych osób. Cokolwiek zrobisz, gdziekolwiek będziesz, będziemy to wiedzieć. Nie ukryjesz się przed nami, Tora. A jak złamiesz prawo, zagrozisz życiu niewinnych cywili bądź się nam sprzeciwisz – Podniosła rękę do szyi i teatralnie przejechała po niej palcem. – Wyeliminujemy cię.
Popatrzyła na niego jeszcze przez chwilę w zamyśle. Następnie się odwróciła i zebrała papiery.
- Cóż… dobrze widzieć twój entuzjazm. Nawet nie wiesz w jak duży sposób przyczynisz się dobru miasta. Tymczasem zapraszam pana do laboratorium na „podpisanie umowy”. I nie, nie możesz odmówić.
Stała już przy drzwiach otwierającej się celi i tylko jeszcze na krótki moment popatrzyła znad ramienia na niebezpiecznego więźnia. Jej wyraz twarzy nic nie mówił.
leg. – Rzuciła po norwesku do psów i te natychmiast straciły zainteresowanie mężczyzną dobiegając do nóg Andraste. Kobieta wyszła z sali, a po paru minutach grupa strażników przyszła po Seitou, wyprowadzając go ciągle skutego z pomieszczenia, tyle że zamiast zaprowadzić go do celi, wzięli go do wcześniej wspomnianego laboratorium, gdzie grupa lekarzy już czekała przy porządnym krześle z licznymi pasami i kajdankami, w którym usadzono nikogo innego jak jego.
- Wygodnie? – Spytała kobieta siadając na taborecie naprzeciwko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Od dnia 07.05 (niedziela) macie tydzień czasu na to, aby napisać tutaj posta. Po tym czasie, jeśli post nadal się nie pojawi, wątek ląduje z powrotem w archiwum.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Raven napisał:
Od dnia 07.05 (niedziela) macie tydzień czasu na to, aby napisać tutaj posta. Po tym czasie, jeśli post nadal się nie pojawi, wątek ląduje z powrotem w archiwum.

Zgodnie z tymi słowami, przenoszę z powrotem wątek do archiwum. Przy następnym razie wyciągnę go, jeśli post będzie już do niego gotowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach