Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Pisanie 28.01.17 19:04  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
......Chris pojawił się na zebraniu bez żadnych oporów. Słuchał słów aktualnego przywódcy uważnie, ignorując niektóre niespokojne szepty. Potrzebował chwili na zastanowienie się i przeanalizowanie propozycji, nie chcąc wyrażać pochopnie swojej opinii. Niemniej zaistniała wzburzona dyskusja sprawiła, że skrzywił się delikatnie, niekoniecznie rozumiejąc powód tak gwałtownego zachowywania się. Prychanie, szydzenie... chociaż pewnie to normalne sytuacja jak na takie okoliczności. Ludzi się niecierpliwą, a każdy ma własny sposób na poradzenie sobie z daną sytuacją. Inny problem tkwił w tym, że bez współpracy niewiele osiągną. A chwilowo wyglądało, że ewentualna wyprawa może skończyć się fiaskiem tylko dlatego, że każdy będzie chciał czegoś innego.
"Wśród tych paru osób znajdziesz się ty..."
Chris pogubił się, do kogo dokładnie były skierowane to słowa, ale wynikało to raczej z powstałego zamieszania, niż niezrozumienie języka. Nie zmieniało to jednak faktu, że po dłuższej chwili również postanowił coś powiedzieć. O ile w ogóle będą chcieli słuchać cudzoziemca. Cholera. Jak on bardzo tęsknił za Emily. Zawsze potrafiła dogadać się z innymi.
- Jeśli mogę coś powiedzieć - zaczął powoli, starając się jak najmniej kaleczyć akcentem polski język. - To przede wszystkim powinniśmy współpracować. Możemy faktycznie, jak poprzedni pan mówił, połączyć pomysły. Niech idzie grupa sześcioosobowa, która potrafi poradzić sobie w trudnych warunkach. Jednak musi być też ktoś, kto potrafi przemawiać. W końcu ludzie zabarykadowani w drugim sklepie też są pewnie przestraszeni, o ile wszystko z nimi w porządku. Próba wywalenia drzwi w kopniakach albo darcie się na cały głos niewiele może pomóc. Poza tym... hałas nie jest wskazany. Przykuwa uwagę, a nie bez powodu siedzimy zabarykadowani tutaj. Powinniśmy wiedzieć, kto jakie ma... umietności, umiejętności, bo każdy może przydać się do czegoś innego. Droga nie jest długa, ale nie wiadomo, co dokładnie na niej się kryje. Nawet jeśli teraz jest cicho, to nie oznacza, że za chwilę nie zaroi się tutaj od problemów.
Nerwowo postukał palcem o udzie, czując się niekomfortowo wśród samych nieznanych osób.
- Najpierw może lepiej ustalić, kto co najlepiej potrafi, kto idzie, a następnie plan, według którego można działać. Nie wybiegniemy przecież na ulicę tak po prostu, na żywioł - wziął głęboki oddech, chcąc już dopowiedzieć tylko jedno zdanie. - Jestem Christopher Black, inżynier, zajmuję się głównie... konst, budowaniem samolotów. A przynajmniej zajmowałem.
O ile nikt mu wcześniej nie przerwał, to teraz mężczyzna zamilkł już ostatecznie, błądząc wzrokiem gdzieś po ścianach. Gdyby dalej trzymał usta otwarte, pewnie już kompletnie nie potrafiłby zapanować nad słowotokiem.

---------

X Chris próbuje nieco załagodzić nastroje, a także, podobnie jak poprzednik, połączyć dotychczasowe propozycje.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.17 21:16  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Auryon Piapiac
Niby łaknący wolności, zamknięty w klatce słowik

Wraz z paroma wyselekcjonowanymi jednostkami - wśród których na szczęście dzieci nie było, co jasno świadczyło też o tym, jak bardzo poważne i mogące wywołać panikę w słabszych serduszkach było to zebranie - zaproszona została do byłego działu warzywnego - którego większość produktów zniknęło w ciągu pierwszego tygodnia skrywania się w markecie ocalałych person - na posiadającą ogromną wagę naradę odnośnie aktualnej sytuacji. I tego, co można było z nią uczynić. Trzymająca się na uboczu i ściskająca w bladej dłoni poły swojego ciężkiego, podróżnego płaszcza, Aur przyglądała się z uwagą i lekką niecierpliwością samozwańczemu przywódcy ich drobnego, niewielkiego społeczeństwa. Nic do niego nie miała, lecz z drugiej strony w pełni mu też nie ufała - a komu była w stanie teraz powierzyć swoje zaufanie? Chyba tylko bratu - ponieważ wyglądał zbyt pozornie, zbyt pospolicie, zbyt normalnie i nieokazale. Nie wypowiedziała tego wszystkiego - powątpiewania, podejrzliwości, sceptycyzmu - na głos, nie podważała też jego władzy i decyzji; w ogóle mało się do kogokolwiek odzywała i z nikim nie nawiązywała bliższego kontaktu. Nie po tym, jak jej przyjaciółka pozbawiła ją najbliższego przyjaciela i słuchu w prawym uchu - i radości, i wesołości, i optymizmu, i spontaniczności - tylko dlatego, że łaknęła wygrać te głupie zawody w jōdō. Z początku zamiar wyłączenia złotowłosej z tego konkursu był niegroźny i mający na celu nieznacznie tylko ją poturbować - bez większych konsekwencji, bez długotrwałych efektów i stałych, okaleczających ją urazów - lecz w pewnym momencie - kulminacyjnym, najistotniejszym i kluczowym - wszystko się popsuło i stoczyło do piekła. Chciwość, zazdrość i pragnienie zwycięstwa to straszliwe, mogące pociągnąć kogoś - z dziecinną łatwością do tego - na dno lodowatego, ciemnego oceanu emocje.

'Trzy, cztery tygodnie...' - Otrząsnęła się z bolesnych, zaciskających zimne szpony na gardle wspomnień, zmuszając się do skupienia na aktualnej, zdolnej zaważyć na ich dalszej egzystencji sytuacji. Trzy-cztery tygodnie to było mniej, niż wcześniej zakładała i nie napawało ją to pozytywnymi myślami - z deszczu pod rynnę - natomiast w odpowiedzi na propozycję 'Leadera' zmarszczyła brwi w lekkim, kłującym niedowierzaniu. Bo oto stał przed nimi człowiek, który jeszcze nie tak dawno temu zduszał jakiekolwiek próby chociażby zaproponowania - o organizacji takowej nie wspominając - wyprawy na zewnątrz, a teraz sam wysuwał w ich stronę ideę wyjścia poza bezpieczne - duszące, więżące, mogące stać się w pewnej chwili zabójczą pułapką - mury skromnego Lidla. Autentyczna ekspedycja w celu odnalezienia zapasów i ewentualnie innych ocalałych? Czy też może próba pozbycia się paru zbędnych gęb do wyżywienia i zapewnienia sobie dłuższego przetrwania w tym coraz smętniejszym miejscu? Aur przygryzła delikatnie dolną wargę, przysłuchując się wypowiedziom innych zgromadzonych, po czym - po dogłębnym zastanowieniu się i przeanalizowaniu plusów oraz minusów tego przedsięwzięcia - rzekła nieco ochrypłym, rzadko używanym głosem:
- Auryon Piapiac, mogę zapewnić wsparcie fizyczne. - To, w jej mniemaniu, w zupełności starczyło jako przedstawienie się. Wolność - krzyczała przygaszona dusza. - Niebezpieczeństwo - szeptał jadowicie zdrowy rozsądek. Zignorowała oba, przechylając się jednak w stronę pierwszego, co tylko świadczyło o tym, jak bardzo chciała stąd uciec. Nie miała ze sobą żadnego - nawet i najgorszej jakości czy w podłym stanie - kija jō, lecz posiadała swoją łopatę, którą mogła ewentualnie wykorzystać jako pseudo-broń. Może i nie pamiętała, kiedy ostatni raz praktykowała jōdō - jakoś przed wypadkiem, potem... wszystko straciło sens - ale jakoś powinna dać sobie radę z przypomnieniem jej lekko zardzewiałym mięśniom starych nauk. A przynajmniej taką miała nadzieję.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.17 20:43  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Krzysztof Lisowski

Stał obok brata, nie odzywając się za mocno. Słuchał tylko, co inni mają do powiedzenia, chociaż tak właściwie nie potrafił wyrobić sobie na ten temat opinii. Nie ma doświadczenia, nie ma nawet podstawowego przeszkolenia w dziedzinie taktyki i zarządzania oddziałami. Wobec tego starał się stać z boku i po prostu nie przeszkadzać, kiedy rozmawiały osoby, które widziały w życiu dużo więcej aniżeli zagubiony maturzysta.
Pocierał dłonie nerwowo, zastanawiając się nad czymś. Obie strony miały rację. W pewien sposób... Tak mu się przynajmniej wydawało. Jednak jedna rzecz szczególnie zwróciła uwagę młodego. Zdawało mu się, że wszyscy oceniają na podstawie własnych wyobrażeń. Okna są zabite deskami, drzwi zabarykadowane. Nikt nie wchodzi, nikt nie wychodzi. Nawet Słońca nie widać, a co dopiero rozeznania w tym, co się dzieje na zewnątrz. Skąd zatem mogą wiedzieć, ile osób wystarczy? Wierzył w doświadczenie oraz zdolność do prawidłowej oceny brata, więc początkowo nie pytał nawet. Ale nie dawało mu to spokoju. Tu się ważą losy czyjegoś życia, a oni tak luźno do tego podchodzą?
- Skąd... Skąd wiecie, jaka jest sytuacja na zewnątrz? - Zapytał w końcu, cicho, jakby nie chciał, by w ogóle go usłyszano. Przełknął ślinę i dopowiedział nieco pewniej.
- Może wpierw zdjąć deski chociaż z jednego okna i wyjrzeć? Będzie bardziej wiadomo, ile osób powinno wyjść, kiedy zobaczymy, co się dzieje wokół Biedronki. Tak przynajmniej sądzę... - Ostatnie zdanie zabrzmiało jak przeprosiny, że w ogóle śmiał się odezwać. Ale naprawdę wysyłanie kogoś w ciemno nawet bez podstawowej wiedzy jak wygląda parking przed sklepem, zdawało mu się niesamowicie nierozważne.

------------

- Krzysiek powątpiewa w oceny zagrożenia i proponuje niewielki rekonesans.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.17 23:02  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Karol w zaskakującym spokoju wysłuchiwał wypowiedzi wszystkich, a nawet uśmiechał się do niektórych osób, kiwając przy tym głową, jak nauczyciel zadowolony z aktywności uczniów. Ciężko było wyczytać z jego twarzy, co tak naprawdę siedzi w jego głowie. Jeżeli z kimś się nie zgadzał, to z pewnością nie dawał tego po sobie poznać. Kiedy wreszcie zapadła cisza, mężczyzna się podniósł i odchrząknął cicho, drapiąc się po brodzie w zastanowieniu.
- Nie dostaniecie zapasów. Biedronka jest zaraz po drugiej stronie, więc powinniście wrócić tego samego dnia. Macie być ekipą zwiadowczą, a nie tymi, którzy zabiorą starcom, kobietom i dzieciom ostatnie resztki pożywienia. – mruknął cicho, skupiając swoje spojrzenie na Antku. Pokiwał głową, wyrażając czystą aprobatę w jego stronę. – Mądrze mówisz. Tak samo pan Chris. Wydaje mi się, że grupa składająca się z czterech osób z warunkami fizycznymi będzie odpowiednia. Plus ktoś charyzmatyczny. Co do twojego pytania… – tu skierował swoje spojrzenie na Krzysztofa. –Niestety jest to niemożliwe. Jak wiecie, deski w większości są poprzybijane w taki sposób, że wyrwanie jednej mogłoby zaszkodzić ramom okien. Dobrze. W takim razie – klasnął w dłonie chcąc skupić na sobie w pełni uwagę zebranych.
- Proponuję panów Maksymiliana, Piotra i Janka, oraz naszą uroczą panią z Czech. Dodatkowo pana Antka jako osobę, która będzie przemawiała. Oczywiście dostaniecie pełny dostęp do broni. Jak wiecie mamy szeroki asortyment noży, tasaków czy młotków. Co prawda pod kluczem, tak na wszelki wypadek, ale mamy. Wieczorem udostępnię wam wstęp do małego składziku. Wyjdziecie tyłem, przez magazyny. Myślę, że wyruszenie o ósmej będzie idealną porą, gdyż powinno na zewnątrz być już jasno. Ubierzcie się też ciepło, bo mamy zimę. No, to wszystko. Jakieś sprzeciwy? Jeżeli nie, to wypocznijcie.


Termin odpisów: 13.02 godz. 20.00

Statystyki:
Spoiler:



                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.02.17 22:19  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Auryon Piapiac
Wszystko będzie dobrze - coś, co każdy chciałby usłyszeć
Misja zwiadowcza i rozpoznawcza - ewentualnie, jeżeli przewrotny Los na to pozwoli, dyplomatyczna - nie zaś napaść na innych, niewinnych i także zamkniętych w tym straszliwym koszmarze - tyle śmierci i krwi, i destrukcji, i zniszczenia - ludzi. Akcja ta nie miała zostać również przeprowadzona na dużym, ogromnym obszarze, a stosunkowo niewielkim, obejmującym skromny zaledwie kawałek dostępnego wokół nich terenu - Biedronka, do której to mieli się dostać znajdowała się, w końcu, praktycznie po drugiej stronie opustoszałej, miejmy nadzieję, ulicy. Grupka składająca się z niewielkiej liczby osób - piątka person na tej wyprawie to było tak akurat, optymalnie. Chyba - nie powinna mieć jakichś straszliwych problemów ze sprawnym przemieszczeniem się i przedostaniem do obranego, wyznaczonego punktu wyznaczonej im przez Karola misji. Wszystko zmieni się na gorsze jeśli - jeśli - po drodze wystąpią problemy związane z Zombie - co było wysoce prawdopodobne - bądź dziki zwierzętami - Aur nie zdziwiłaby się, gdyby te mniej i bardziej drapieżne stworzenia przywędrowały w te splądrowane, zdewastowane i przesiane przez beznamiętną Śmierć okolice w czasie, kiedy to oni sami kisili się w zabudowanych, przeistaczających się powoli w śmiertelne pułapki schronieniach.

Pięć osób, jak wspomniane było już wyżej, wytypowanych zostało do wzięcia udziału w tej niebezpiecznej, ryzykownej operacji. Złotowłosa niewiasta przechyliła delikatnie głowę w zastanowieniu nad tym, o kim też to prawi samozwańczy Leader mówiąc "uroczą panią z Czech". Druga obecna w ich aktualnym gronie kobieta - ta o jasnych, złocistych kosmykach i która odezwała się rozwlekle tuż po początkowej przemowie szanownego wielce Karola - nie wydawała się być - patrząc na urodę i akcent - Czeszką, toteż chyba chodziło o nią samą; o Aur. Nie zamierzała nikogo poprawiać odnośnie swojego pochodzenia - mało istotny, nieważny tak naprawdę fakt w obecnej sytuacji - lecz nie zaskoczył ją jakoś specjalnie ten swoisty zarzut bycia obcego pochodzenia: jej imię i nazwisko dla zebranego wewnątrz małego Lidla 'społeczeństwa' brzmiały pewnie nietypowo, 'niepolsko' i egzotycznie. Bywa. Nie wzruszyła nawet ramionami, nie zareagowała na to w jakikolwiek sposób, a najzwyczajniej w świecie kwestię tę dla niej bezbarwną zlała. Na duchu podniósł ją lekko, jednakże, fakt, iż odzyska skonfiskowaną jej wcześniej - podczas pierwszych, straszliwych i najbardziej katastroficznych dla umysłów dni - łopatę, którą to kupiła specjalnie z myślą o interesującym się takimi rzeczami - wojskowymi i 'survivalowymi' - bracie. Miała mu ją wysłać w paczce w ciągu najbliższych tygodni, lecz teraz narzędzie to było dla niej jedną z nielicznych, solidnych kotwic trzymających ją w teraźniejszości i dodających ciepłej, trzymającej przy życiu otuchy: ciężki, ciepły płaszcz podróżny i biały szalik były kolejnymi.
Może żyją.

- Przygotuję się i złapię trochę snu. Prosiłabym obudzić mnie w razie co godzinę przed wyruszeniem. - Taka długa wypowiedź z jej strony była rzadkością i wyraźnie widać to było po jej ochrypłym, wątłym jakby tonie. Skinęła im po tym głową, po czym udała się do 'swojego' kąta - miejscówce w dziale z przyprawami, między ścianą a pustym praktycznie regałem - i tam zerknęła ostrożnie, uważnie do swojego plecaka. Wewnątrz znajdowały się trzy batoniki energetyczne - skitrane wcześniej na czarną godzinę i moment kryzysu, idealne na teraz - zwinięty z apteczki koc termiczny oraz filtr do wody - kolejna 'zabawka', którą miała posłać bratu, ponieważ ten chciał porównać pod kątem wydajności polskie oraz amerykańskie produkty z 'przetrwaniowego' przedziału. O ubiór się nie martwiła, (pseudo)bronie jakieś dostaną - może uda jej się odzyskać nadmienioną już, swoją łopatę. Oby - toteż westchnęła tylko lekko i ułożyła się do krótkiej, nieco niespokojnej drzemki na wysłużonej, owiniętej dodatkowo w koc karimacie. Zobaczymy, co przyniesie ranek...



Czynności Auryon:
1. Aur 'potwierdziła' swój udział i poprosiła o obudzenie ją godzinę przed wyruszeniem (jeśli sama zaśpi przypadkiem).
2. Sprawdziła dla pewności obecnie posiadany w plecaku ekwipunek (Filtr do wody, 3 batoniki energetyczne |3x350 kcal|, Koc termiczny).
3. Ucięła sobie wspomnianą drzemkę.


*Zmiana wyłącznie wizualna i estetyczna. Nie było jakichkolwiek zmian w tekście.


Ostatnio zmieniony przez Karyuudo dnia 18.02.17 20:15, w całości zmieniany 22 razy (Reason for editing : Zmiana wizualna.)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.17 18:48  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
No cóż.
Panią z Czech nie była - krew polska w niej krążyła z dziada pradziada, czyż nie?
Jakaś mała cząstka jej kobiecej duszy z ulgą przyjęła fakt, że nie będzie musiała wychodzić na zewnątrz. Nie żeby nie chciała - co to to nie, problem leżał w czymś kompletnie innym. Spędziła całą młodość na pykaniu w zombie-mordowanki, kiedy jej chłopak odsypiał nocne przygotowania do matury.
Mogła być bohaterką w swoim lidlu, ale no cóż...Wielki szef zadecydował inaczej.
Faustine zacisnęła usta w wąską kreskę wiedząc, że zbyt częste pyskówki wpędzą ją do grobu i jedynie wcisnęła ręce głębiej do kieszeni.
Nie chcieli jej? Fuck them all.
Poradzi sobie sama, samiutka w tym okrutnym, nieprzyjaznym świecie. Trzeba jednak przyznać, że zrobiło jej się dość słabo, kiedy usłyszała, że Maks idzie. Może i była zła, za to co zrobił jej blond aniołkowi, ale… ślubowała mu aż do śmierci, w zdrowiu i chorobie, apokalipsie zombie i najazdowi kosmicznych ufoludków. Fakt, że szedł gdzieś bez niej sprawiał, że czuła się jeszcze bardziej niepewna o przyszłość ich małżeństwa.
A co jeśli da się zainfekować? Co jeśli pozna jakąś seksowną zombie-girl? Poza tym czterech facetów i jedna laska? O nie, już ona doskonale wiedziała czym to się może skończyć, znała te wszystkie poukrywane w zakładkach tagi z filmami porno.
Swoją drogą - czy tylko ona sama z tego całego posiedzenia miała zostać w sklepie?
Rzuciła Karolowi niejednoznaczne spojrzenie - coś pomiędzy “ale dlaczego ja?”, a “okej, wiem, że ci się podobam, no ale mam 400+ godzin w Call of Duty, to coś znaczy, nie?”. Ktoś jeszcze nie został wytypowany?
Rozejrzała się - okej, tu jest Maks, ta laska to pewnie urocza Czeszka (a niech tylko po ich powrocie znajdzie na swoim mężu jej zapach albo ślad szminki - kudły powyrywa), ten pyskaty to Antek, Piotr, Jan… O. Dzieciaka nie wzięli.
Czyli zaszufladkowano ją do roli tragicznej ofiary z kategorii “kobiety i dzieci’? Jak niesłusznie…
Zgrzytnęła zębami, podchodząc do Krzysia, jak to go zaczęła określać.
- Najwyraźniej zostajemy sami z naszego towarzystwa. Chcesz się może przenieść ze swoimi rzeczami do mnie? Siedzę przy dziale z alkoholami, tam gdzie kiedyś stało wino.- Wskazała dłonią dokładny kierunek, ale nie czekając na odpowiedź ruszyła w stronę swojego posłania.

-----
1. Faustynka z ciężkim sercem przyjęła swój los i zrozumiała, że nie zostanie superbohaterką.
2. Dlatego też poszła spać, proponując wcześniej Krzysztofowi, że przeniesie się na okres nieobecności jej męża i jego brata nieco bliżej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.17 19:23  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
[Dziś krótko, bo wena mnie jakoś opuściła.]

Spojrzał na Karola. W jego spojrzeniu kryło się zdziwienie. Nie prosił się o taką rolę. Nie przepadał za przemowami. Niezbyt lubił odgrywać ważne role i wolał pozostawić to komuś, komu szło to lepiej. Nie chciał nawet opuszczać Lidla, chociaż wyprawa do Biedronki nie wydawała się być taka zła. Mogli się przynajmniej rozejrzeć i ogarnąć co dzieje się na świecie i jak wygląda nowa rzeczywistość.
Kiwnął głową na znak, że się zgadza na wyprawę. Spojrzał po wszystkich po czym ogłosił, że skoro spotkanie jest skończone, to on idzie odpocząć i sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje jego pomocy.


1. Antek zgadza się na wyprawę i odchodzi do swoich spraw.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.17 19:30  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Piotr Lisowski

Przytaknął, tym samym potwierdzając swój udział. W duchu pogratulował Karolowi mądrej decyzji, choć nadal uważał, że mężczyzna powinien w końcu udowodnić swoją wartość i pójść z nimi w roli dowódcy. Z drugiej zaś strony, być może pod jego nieobecność niewielka liczba zapasów, która im została, znikłaby jeszcze szybciej. Ktoś tu musiał zostać, by utrzymać porządek i w miarę możliwości obronić przebywających w Lidlu ludzi od potencjalnego zagrożenia. Nie mieli w zasadzie gwarancji, że inwazja Zombie to jednego, co na nich czyhało w ciemnych zakamarkach Krakowa.
Nie mając w tej kwestii nic więcej do dodania, obrócił się w kierunku brata. Obdarzył  go krótkim spojrzeniem, a na jego ustach pojawił się ledwie dostrzegalny cień uśmiechu.
Myślę, że to dobry pomysł, byś dotrzymał pani Faustynie towarzystwa pod moją nieobecność — skwitował krótko w ramach wtrącenia i ruszył w kierunku ich "obozowiska", znajdującego się w okolicy półek gdzie dawniej był nabiał, w celu zregenerowania siły w charakterze snu przed „wyprawą”.


Piotr potwierdził swój udział, zachęcił Krzysia, by przyjął propozycje Faustyny i poszedł spać
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.17 19:35  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Krzysztof Lisowski

On miał jeszcze mniej problemu Nikt nie wymienił jego imienia, a cóż, panią pod żadnym kątem nie był. Nie było to jednak dla chłopaka żadne zaskoczenie. Wręcz przeciwnie, gdyby Karol czy którykolwiek z uczestników niedzielnego spaceru do Biedronki postanowił zabrać ze sobą Krzyśka, to dopiero byłoby szokujące. Kto o zdrowych zmysłach wziąłby osobę pokroju maturzysty na tak niebezpieczną misję? Brak przydatnych umiejętności czy brutalnej siły, nawet nie może zasłaniać się ilością godzin w CoD, bo w zasadzie nigdy nie grał. Wobec tego w milczeniu pogodził się ze swoim losem zbędnego balastu zostawianego w Lidlu, aby nie kręcił się innym pod nogami.
Nie odzywał się, dalej stojąc z boku i słuchając reszty. Kiedy Karol mu odpowiedział, tylko pokiwał głową i wrócił do bycia elementem wystroju tła, który jedynie sobie egzystuje i nie przeszkadza.
Piotr został wytypowany - to również żadna niespodzianka. Wręcz spodziewać się można było, iż go zabiorą. Młodszy Lisowski zatem nie zaprotestował. Przez myśl mu nie przeszło podważać czyjeś racjonalne decyzje. Nie mówiąc już o zaufaniu do umiejętności brata.
Dopiero czymś niespodziewanym było zachowanie Fausty. Drgnął i spojrzał na kobietę, przez moment wyglądając zgoła zabawnie - taki zbity z tropu i starający się pojąć, co tak właściwie się wydarzyło. Ale szybko typowy karpik przeszedł w uśmiech. Szczególnie jeszcze, gdy Piotr go zachęcił do dotrzymania kobiecie towarzystwa.
- Chętnie. - To nie był taki zły pomysł, by razem posiedzieć i przeczekać całą wyprawę.
Spojrzał jeszcze tylko na brata i resztę załogi.
- Powodzenia. - Poklepał Piotra pokrzepiająco po ramieniu, chociaż wiedział, że sobie poradzi. Po czym pozwolił mu udać się na spoczynek, a sam odszedł, aby przenieść swoje posłanie do części sklepu zajmowanej przez Faustę.

------------

- Krzysiek okazał wsparcie duchowe drużynie wyruszającej na przygodę.
- Poszedł przenieść swoje posłanie obok posłania Faustynki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.02.17 0:29  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.


Biedronka

Wyruszyliście dokładnie o godzinie piątej rano. Większość osób byłą pogrążona w głębokim śnie, chociaż niektórzy wyszli was pożegnać. Zabraliście to, co najpotrzebniejsze i tyle, ile Karol wam pozwolił. Zresztą, to i tak miała być tylko jednodniowa wyprawa, a może trwająca nawet jedynie parę godzin. Jeden mężczyzna, dawny pracownik Lidla, wsunął klucz do kłódki drzwi na zapleczu, gdzie was podprowadził i przekręcił go, spoglądając na was.
- Powodzenia tam. Liczymy na was. – powiedział cicho i skinął głową, po czym pchnął drzwi, przepuszczając was na zewnątrz. Jasne światło poranka uderzyło w was boleśnie, i potrzebowaliście paru chwil, by przyzwyczaić się do światła dziennego. Czegoś, co wam siłą odebrano przez ten cały czas.
By dostać się do Biedronki, musieliście przejść wzdłuż Lidla w stronę płotu z siatki. Mogliście bez większych obaw udać się w tamtą stronę, gdyż metalowa furtka była zamknięta na kłódkę. Aby wydostać się, pozostawało wam przejście po ogrodzeniu, co raczej nie powinno sprawić większych trudności. Jednakże stąd mieliście idealny wgląd na to, co się dzieje, gdyż Biedronkę od Lidla odgradzał jedynie parking. Tak przynajmniej było przed tym wszystkim.
Dookoła panowała wręcz naturalna cisza. Zero odgłosów ludzi, zwierząt, samochodów. Nawet jakby ptaki umilkły na wieki, pozbawiając ludzkość swych porannych śpiewów. Na parkingu, który liczył sobie z czterysta metrów było kilka porzuconych samochodów. Jedne nietknięte na swoich miejscach parkingowych, inne porzucone niedbale na drogach, parę wgniecionych po kraksach. Gdzieniegdzie widzieliście porozrzucane wózki, buty czy torebki. Ale żadnego śladu żywego ducha. Nic. A w oddali malował się drugi sklep z uśmiechniętą biedronką na nim. Wszystko wydawało się takie… normalne, a jednocześnie było coś nie tak…

Lidl

-Psst, już nie śpicie? – Maciej kucnął przy Faustynie i Krzysztofie. Maciej był sympatycznym chłopakiem mającym zaledwie dwadzieścia parę lat. Pracował w Lidlu, chcą dorobić sobie na studia. Teraz pozostało mu dbanie o tych, którzy schronili się w markecie, kiedy nastąpił chaos. Minęła zaledwie godzina, kiedy biedronkowa ekipa wyruszyła na zewnątrz, a w sklepie większość osób zaczęło się budzić.
- Karol prosił, byście poszli do pokoju kierownika i poczekali tam na niego. Chce was o coś poprosić. – powiedział z uśmiechem i podniósł się, kierując do innych (tak, was, którzy zostaliście w Lidlu) przekazując tę samą informację. [/b]

Termin odpisów: 01.03 godz. 20.00


Statystyki:

Spoiler:
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.03.17 15:19  •  A Zombie zombie Zombie. - Page 4 Empty Re: A Zombie zombie Zombie.
Janek Wiśniewski

Pierwsze, co uderzyło go z wręcz bolesną mocą było oślepiające światło słoneczne. Od wielu dni jego wzrok przyzwyczajony był do półmroku panującym w sklepie, którego okna pozabijane były deskami, między którymi odrobina blasku sączyła się wąskimi szparami.
Przysłonił więc oczy, aby dać swoim zmysłom czas na ogarnięcie sytuacji, oraz instynktownie przykucnął, aby być mniej widocznym. Stawał się pobudzony. Dobrze znał ten stan. Adrenalina zaczynała działać, jego ciało przypominało sobie dawno wyćwiczone, więzienne mechanizmy, a umysł wskakiwał na coraz wyższe obroty. Rozejrzał się.
„Dookoła panowała wręcz naturalna cisza. Zero odgłosów ludzi, zwierząt, samochodów. Nawet jakby ptaki umilkły na wieki, pozbawiając ludzkość swych porannych śpiewów. Na parkingu, który liczył sobie z czterysta metrów było kilka porzuconych samochodów. Jedne nietknięte na swoich miejscach parkingowych, inne porzucone niedbale na drogach, parę wgniecionych po kraksach. Gdzieniegdzie widział porozrzucane wózki, buty czy torebki. Ale żadnego śladu żywego ducha. Nic. A w oddali malował się drugi sklep z uśmiechniętą biedronką na nim. Wszystko wydawało się takie… normalne, a jednocześnie było coś nie tak…”
Instynktownie czuł, że coś jest nie tak. Cisza była wręcz nienaturalna. Doświadczenie nauczyło go ufać swoim przeczuciom, zdwoił więc czujność i postanowił dokonać przeglądu ekwipunku.
Janek poprawił plecak na plecach, wyczuwając nieregularne kształty filtra do wody, sprawdził, czy w kieszeni znajduje się zapalniczka, czy pochwa maczety jest odpowiednio przytroczona do pasa, zbadał zawartość sakiewki zawierającej małe, ołowiane kulki, oraz dokonał dokładnej inspekcji swojego skarbu – profesjonalnej procy. Zadowolony z oględzin obrócił się w stronę osoby, której najbardziej w tym gronie ufał i rzucił w stronę Maxa:
- No więc jaki jest plan, Szeryfie? Nie wiem jak Wam, ale mi ta cisza wcale a wcale się nie podoba.
***************
Janek otrząsnął się z pierwszego szoku wywołanego światłem słonecznym, zbadał ekwipunek i postarał się inicjatywę przewodzenia grupie wypadowej skierować w stronę Maxa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach