Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 18.04.17 19:42  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Zastanowił się, urabiając glinę. Anioł powoli zaczynał go przekonywać. Prawda była jednak taka, że Banshee nie chciał już mieszać się w sprawy najemników. Nie chciał być zależny od kogoś i nie chciał robić czegoś za pieniądze. Dawno temu mamona rządziła jego życie. Mógł zrobić dla tego dużo, nawet odebrać komuś życie. Czy gdyby wiedział o tym Dude, to nadal miałby go za takiego samego człowieka, za jakiego miał? Pokręcił głową, chcąc odgonić od siebie nieprzyjemne wspomnienia.
Chciałbym spróbować – powiedział w końcu. Naprawdę chciałby znów poczuć przynależność do jakiejś organizacji. Normalnej organizacji. Z normalnymi zasadami i kodeksem i zarządem, który nie miał głowy zaprzątniętej jakimiś głupimi ideałami, wyssanymi z palca. KNW go zawiodło, wyprało mu mózg i spowodowało, że robił straszne rzeczy, z brzemieniem których nie mógł sobie poradzić. Za dawne występki nie męczyły go wyrzuty. Być może jego egzystencja w Kościele sprawiła, że jakaś cząstka człowieczeństwa zakiełkowała w nim na nowo.
Przestał wyrabiać glinę, gdy poczuł, że stała się już nieco miększa i bardziej plastyczna. Uśmiechnął się. Lubił takie niewinne czynności. Uwielbiał wręcz zajmować się głupotami polegającymi na szyciu, wyrabianiu naczyń z gliny czy nawet malowaniu. Nikomu to nie przeszkadzało i nie szkodziło.  
Mógłbym spróbować – powiedział w końcu po chwili milczenia. Chciał mieć Dudka blisko siebie, chciał mieć uczucie przynależności do czegoś, chciał się czuć bezpiecznie i co najważniejsze chciał coś robić, a nie tylko egzystować między odwiedzinami jednego pacjenta do odwiedzin kolejnego. Nie wiedział, czy byłaby to dobra decyzja i czy dołączenie do organizacji nie okaże się kolejnym błędem, jednak skoro jego własny anioł stróż zawierzył tej instytucji, to może i on powinien.
Pomożesz mi się tam ogarnąć? Nie chodzi mi o aklimatyzację się tam, ale o pokazanie co gdzie jest, jak tam się znaleźć i jak dołączyć? Wiesz, że nie lubię się prosić kogoś o pomoc, nie lubię pokazywać słabości... – przerwał, nie był nigdy zbytnio wylewny. Nie chciał zdradzać, czego nie lubi i jakie miał słabości. – Poza tym nie przeniosę swoich rzeczy tak sam. Jestem słabym człowiekiem, nie udźwignę większości z tych rzeczy. Nie to co taki mężny anioł jak ty. – spojrzał na niego wymownie. Nie miał Dudleya za woła pociągowego, ale miał nadzieję, że jego stróż nie obrazi się, gdy wymordowany obarczy go nieco większym ciężarem. Wykrzywił usta w uśmiechu, który miał nadzieję, że wygląda na uroczy i sprawi, że anielskie serduszko nie będzie się mogło oprzeć i zgodzi się dźwigać za niego. Może Banshee był pomocny, miły i nieagresywny, ale był też leniwy i nie chciał się narobić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.17 15:31  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Z nieumiejętnie skrywanym zaciekawieniem wciąż przyglądał się wystrojowi wnętrza chałupy swojego podopiecznego. Dopiero po kilku minutach doszedł do wniosku, że musi wyglądać po prostu dziwnie, dlatego też zaprzestał dalszego rozglądania się po pomieszczeniu. Postanowił skupić swój wzrok na jasnowłosym, który w tym samym czasie ugniatał dłońmi glinę. Skrzydlaty jedynie skrupulatnie przyglądał się czynności wykonywanej przez wymordowanego, chcąc wynieść z niej jak najwięcej wiedzy. Niby w ugniataniu gliny nie było nic trudnego, ale w trakcie trzeba było odpowiednio dawkować wodę, by nie rozrzedzić ziemi. To wymagało wprawy, a Dude nie miał zamiaru polec na tak prostej czynności, bo wtedy to wyszedłby na totalnego nieudacznika, a tego wolał raczej uniknąć.
„Chciałbym spróbować.”
Uśmiech anioła znacznie się powiększył, choć wargi złączyły się, zasłaniając zęby, które jeszcze przed szarowłosy z dumą eksponował. W fioletowych oczach pojawił się jakiś nieznajomy błysk, który był niezdrowo przeładowany entuzjazmem. Mogłoby się wydawać, że po usłyszeniu tego jednego, krótkiego zdania twarz skrzydlatego zaczęła cieszyć się cała sobą, a takie wylewne okazywanie uczuć i emocji było u niego dość rzadkim zjawiskiem.
Pierwszy raz od dłuższego czasu uwierzył w swoje umiejętności perswazyjne, które tym razem choć trochę przyczyniły się do tego, że Banshee podjął tę decyzję, którą powinien podjąć. Bo Dudley głęboko wierzył w to, że ten wybór okaże się tym najlepszym i Sidhe nie będzie go żałował.
Dude nie miał takiego szczęścia jak jego podopieczny, bo prawie nigdy nie miał czasu na zajmowanie się niewinnymi czynnościami. Dla niego każdy dzień był pracowity, bo jakoś musiał dawać sobie radę na Desperacji. A po ostatnich wydarzeniach w Edenie sytuacja aniołów w Desperacji gwałtownie się pogorszyła i było jeszcze ciężej, a przynajmniej takie odnosił wrażenie.
„Mógłbym spróbować.”
To spróbuj, spróbować nie zaszkodzi. — Kiwnął głową, przymykając na chwilę oczy. Podrapał się dłonią po policzku, a potem obdarzył swojego podopiecznego pełnym wsparcia spojrzeniem, którego Ban teraz potrzebował, a które Dudley miał zamiar mu dostarczyć.
„Pomożesz mi się tam ogarnąć?”
O nic nie musisz się martwić, zawsze będę Twoją podporą, dobrze o tym wiesz. Jasne, z wielką chęcią bym Cię oprowadził, pokazał co i jak. Mam nadzieję, że jeśli wspomnę komuś dobre słówko o Tobie to jakoś przychylniej na Ciebie spojrzą. Poza tym... jesteś moim podopiecznym, zrobię wszystko by Ci było łatwiej. Musimy trzymać się razem. — Odchrząknął, zatykając usta zaciśniętą dłonią. Odczekał chwilkę, a potem kontynuował. — Żeby dołączyć do najemników musisz zdobyć kieł w katakumbach. Czają się tam bestie, które trzeba pokonać, by udowodnić swoją przydatność. U mnie udało się bez jakichkolwiek komplikacji. — Wskazał palcem na zabandażowane ręce. — To nic takiego, zwykłe zadrapania. Potwór mocno się szamotał, gdy wyrywałem mu ząb.
„Nie to co taki mężny anioł jak ty.”
Parsknął, autentycznie parsknął. On i mężność? Ban tym żartem zdecydowanie go rozbawił.
Ze wszystkim pomogę, ale już bez przesady z tą mężnością, co? — zaśmiał się, znowu przymykając oczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.17 0:46  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Kiwnął głową zgadzając się ze słowami Dudley'a. W życiu należało ryzykować, jednakże Sidhe w swoim niezaprzeczalnie długim już życiu podjął wiele ryzyka, które czasem się opłacało, a czasem nie. Jedną z głównych przyczyn, dla których zdecydował się dołączyć do KNW była chęć stagnacji i błogiego nicnierobienia. Chęć udzielania się jako medyk przyszła z czasem po kilku latach. Niemniej jednak Banshee potrzebował spokoju i dawniej ryzyko było mu nie w smak. Wymordowany, zupełnie jak człowiek, jest istota zmienną, której ciężko dogodzić i narzeka że chce żeby było ciepło, gdy jest zimno i chce by było zimno, gdy jest ciepło.
Doskonale wiedział, że mógł liczyć na swojego anioła stróża. Znał go już jakiś czas i miał stuprocentową pewność tego, że ten przyjdzie mu z pomocą, gdy tylko wymordowany będzie tego potrzebować. Banshee zrobiłby zresztą dokładnie to samo dla niego. Nie wiedział, czym w swoim życiu zasłużył na posiadanie skrzydlatego opiekuna, gdyż będąc w KNW miał na nie polować i zabijać. Dotychczas jego interakcje z aniołami wiązały się tylko i wyłącznie z leczeniem i nie wychodziły poza to. Z fioletowookim nawiązał prawdziwie bliską, niemal rodzinną więź.
Zawahał się, gdy usłyszał o innych. No tak, nie pomyślał o tym, że może zostać źle odebrany przez innych. Doskonale wiedział, że jest specyficzną osobą i że nie każdemu musiało się to podobać. Miał tę świadomość iż jego obecność w nowej organizacji może wywiązać się z pewną ciekawością i zainteresowaniem jego osobą, jednakże on wolałby pozostać w cieniu i nie wyróżniać się zanadto. Nie przejmował się opinią innych, więc strach przed nie akceptacją nie byłby w stanie powstrzymać go przed podjęciem decyzji o chęci na dołączenie do organizacji.
Będę wdzięczny za każdą pomoc tam – powiedział uśmiechając się blado. Nieoceniona byłaby pomoc Dudley'a. Przez pierwsze dni na pewno chciałby mieć go blisko przy sobie, a i później miło byłoby się do kogoś w ogóle odezwać.
Zaczął ugniatać glinę, która szybko zaczęła przypominać wyglądem jakieś naczynie. Uśmiechnął się i spojrzał na Dudleya. Miał nadzieję, że w ten sposób pokaże swojemu aniołowi, że lepienie naczyń z gliny wcale nie musi być trudne. On sam nigdy nie uczył się tego od nikogo, a jedynie myślał, że tak trzeba właśnie postępować. Czasem mu się udawało, a czasem nie. Starał się zapamiętywać swoje porażki, by później nie musieć powtarzać tych samych błędów i to również czasem mu wychodziło, a czasem nie.
Myślę, że nie będzie problemu z tym kłem – powiedział. Nie chciał się przechwalać i nie robił tego. Znał jednak swoje możliwości i umiejętności. Wiedział, co może zrobić, a za co nie powinien się w ogóle brać. Domyślał się, że ten egzamin, o którym mówił stróż był trudny i musiał sprawdzić, czy kandydat nadaje się na pełnoprawnego członka organizacji. Miał nadzieję, że nie powinien być zbyt trudny bo wtedy nie byłoby nowych ludzi w organizacji.
Jakie rany? Musisz mi je pokazać – powiedział, wyraźnie zaaferowany wieścią, że jego stróż odniósł jakiekolwiek uszkodzenia. Oczywiście nie oczekiwał, że ten od razu zrzuci z siebie bandaże. Sidhe znał się na anatomii i fizjologii aniołów, więc wiedział, że rany im zadane goją się z nadzwyczajną prędkością, jeśli się ich nie zaniedba.
Podał mu kawałek urobionej gliny, żeby sam spróbował cokolwiek stworzyć. On sam zabrał swoje dzieło i włożył je do specjalnie przygotowanego kominka, który nie tylko ogrzewał go w ciepłe noce, ale służył również jako miejsce przyrządzania jedzenia i wypalania garnków i pozostałych naczyń.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, by ogarnąć, co może ewentualnie zabrać ze sobą od razu. Tak właściwie to nie wiedział, czy jest sens zabierać wszystkie swoje rzeczy. Nie chciał się rozpanoszyć i zawalić innych swoimi rzeczami, które nikomu innemu się nie przydadzą, a jedynie zajmą miejsce. Nie chciał tego. Zapewne w siedzibie organizacji można było znaleźć wiele rzeczy i nie potrzeba było znosić innych. Niemniej jednak z wieloma przedmiotami nie chciał się rozstawać.
Powiedz mi, co musiałbym ze sobą zabrać? Rozumiem, że wszystkiego zabrać nie mogę i nie wiem, ile jest tam miejsca, a nie chce też zarzucić swoich rzeczy, żeby miały sprawiać jakiś problem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.17 23:54  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Delikatnie rozwarł powieki, pozwalając fioletowym oczom na ponowne rozejrzenie się po pomieszczeniu, tym razem szybsze i bardziej chaotyczne, zapewne odruchowe. Dudley wypracował u siebie nawyk obserwowania otoczenia, nawet w miejscach, które na pierwszy rzut oka wydawały się być całkowicie bezpieczne. Ile to razy okazywało się, że chwila nieuwagi i kilka przyjemnie spędzonych chwil przemieniało się w istne piekło, z którego wcale nie tak łatwo było się wyrwać. Na własnej skórze doświadczył wielu nieciekawych sytuacji, pakując się w nie całkowicie niechcący, głównie przez utratę czujności. Życie na desperackich terenach był bardzo trudno, chwila słabości wystarczyła, by znaleźć się w naprawdę trudnym położeniu, z którego nie wszyscy potrafili się wydostać.
Odetchnął z wyraźną ulgą, a jego nienaturalnej barwy oczęta zabłyszczały zdrowym blaskiem, sugerującym, iż entuzjazm przejął każdą, najdrobniejszą komórkę jego ciała. Cieszył się całym sobą i raczej było to dość łatwo zauważalne, zważywszy na fakt, że Dude raczej nigdy nie emanował przesadnie pozytywnymi emocjami, stronił od niepotrzebnego okazywania ludzkich uczuć. Wciąż próbował zachować swoją anielskość, nie chciał pozwolić ludzkim zachowaniom, by nim zawładnęły, co oczywiście nie udawało mu się tak, jak planował.
Blade usta miał delikatnie wydęte do przodu i lekko rozchylone, przez co widoczna była część jego zębów. Dolna warga odrobinę mu zadrgała, jednak szybko udało mu się powstrzymać drżenie. Uniósł kąciki ust ku górze, pozwalając uśmiechowi na powolne kwitnięcie, bo z każdą sekundą poszerzał się jeszcze bardziej. Na jego twarzy pojawiły się również charakterystyczne dołeczki. Skrzydlaty przez chwilę przypominał niewinnego, szczęśliwego chłopca, synka, jakiego chciałby mieć każdy rodzic. Musiał wyglądać naprawdę uroczo, choć ten obrazek nie trwał wiecznie, bo szarowłosy postanowił powrócić do swojego spokojnego, pozbawionego przesadnych emocji wyrazu twarzy. Wciąż delikatnie uśmiechał się, jednak ten wyszczerz nie był przeładowany szczęściem aż tak obficie jak poprzedni.
Z pewnością inni też będą chcieli Ci pomóc, choć we mnie wsparcie będziesz miał zawsze, ale Ty dobrze o tym wiesz. Będę to powtarzał cały czas. Zawsze mi mów, jeśli masz jakiś problem. Ja naprawdę pomogę. — Kiwnął głową, chcąc tym drobnym gestem dodatkowo nadać swoim słowom więcej autentyczności i jakiegoś pokrycia, by później nie było, że rzuca słowa na wiatr, choć z ust Sidhe'a nigdy nie padły takie słowa. Nigdy. Raczej zawsze wzajemnie się wspierali, nie przejmując się przeciwnościami losu, które wspólnie pokonywali.
„Myślę, że nie będzie problemu z tym kłem.”
Ja też tak myślę, bo sam nie miałem z tym problemu. Jeśli ja dałem radę, to Ty tym bardziej sobie poradzisz. — Pokrzepiające zdanie bez problemu prześlizgnęło się przez jego gardło, a ruch jednego z kącików ust dodatkowo nadał mocy tym słowom.
„Jakie rany? Musisz mi je pokazać.”
To nie będzie konieczne, bo już prawie się zagoiły. Miałem poszarpane przedramię i trochę zdartej skóry na ręce. Nic wielkiego, anielska regeneracja robi swoje. Już prawie zapomniałem o tym, że byłem „ranny” — wytłumaczył spokojnie, machając przed sobą ręką. Palcem zatoczył kilka kółeczek w powietrzu, choć jego gestykulacja była bliżej nieokreślona i raczej nie niosła ze sobą żadnego przekazu.
Chwilę później dostał glinę do rąk. Od razu zaczął ją delikatnie ugniatać, robił to z wyczuciem. Była przyjemna w dotyku, aż chciało się ją ściskać. Dudley oczywiście niemalże od razu zabrał się do pracy. Najpierw dokładnie zbadał jej strukturę, a potem zaczął formować z niej kształt. Z początku nie szło mu za dobrze, ale po kilku próbach udało mu się zrobić miskę, która co prawda była z jednej strony nieco wybrakowana i krzywa, ale był z siebie dumny, że tak dobrze mu poszło jak na pierwszy raz. Podał „zmutowane naczynie” Sidhe'owi, skinąwszy głową.
Zabierz to, czego potrzebujesz. Mnie przyjęli bez niczego. Naprawdę, przyszedłem do nich z niczym. Miejsca nie jest jakoś specjalnie dużo, ale możesz wziąć co chcesz, jakoś to pomieścimy... Jak nie w Twoim pokoju, to w moim, bo przecież część rzeczy mogę trzymać u siebie, to nie problem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.06.17 0:53  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Tak, na pewno znalazłby się ktoś, kto z chęcią by mu pomógł. Problem polegał jedynie na tym, że Sidhe nie był obecnie osobą, która w szczególności chciałaby integrować się z innymi osobami. Sidhe nie miał w zwyczaju zawiązywać relacji z obcymi. Owszem, w jego pracy i leczeniu często ktoś do niego zaglądał, więc zawsze poznawał kogoś nowego, jednakże gdy osoby te wychodziły z jego chaty on zazwyczaj o nich zapominał. Niektórzy wracali i stawali się mu znani i bliżsi, a inni zostawali zapomniani. Taka już była kolej rzeczy. Wiedział, że był gotowy zrobić kolejny krok w swoim życiu, gdyż spokój i monotonia przestała mu odpowiadać. Oczywiście nie miał zamiaru rzucać się na misje, które miałyby na celu zabijanie lub krzywdzenie innych, jednakże życie w jakieś społeczności bardzo by mu odpowiadało, zwłaszcza jeśli nie byłaby to ogarnięta manipulacją sekta, w której musiał spędzić aż tyle lat, zanim w końcu zdecydował się z tym skończyć.
Jeśli tak uważasz, to dobrze – powiedział do Dudleya, gdy ten stwierdził, że z jego ranami jest już wszystko dobrze. Wymordowany wierzył, że nie będzie musiał interweniować w te obrażenia i ufał, że anioł doskonale się nimi zajął. Sidhe znał świetnie anielską fizjonomię i możliwości ich organizmów. Wiedział, że wszelkie obrażenia znacznie szybciej się u nich goją. Ich regeneracja często przekraczała zdolności regeneracyjne wymordowanych. Cecha ta była tą, której najbardziej zazdrościł. Oczywiście wiedział, że musiałby stać się aniołem, by takie umiejętności posiąść, jednakże zdawał sobie sprawę z tego, że ze względu na czyny, których się w przeszłości dopuścił, nie mógł na to liczyć. Nie pochwalał swoich dawnych czynów, przez które obecnie jego sumienie było ciężkie niczym dwutonowy głaz, niemniej jednak dzięki temu zdecydował się na niesienie innym pomocy.
Najbardziej zależy mi na moich miksturach i lekach, a także na roślinach w ogrodzie. Nie chciałbym ich tak zostawiać, by wszystko to poszło na marne – powiedział. Nie chciał, by cała jego praca, którą włożył w wyhodowanie tego wszystkiego i długa pielęgnacja poszły na stratę. Głupio było się przyznać, ale większość z tych roślin była dla niego ważna, gdyż przez długi czas były to jedyne organizmy, do których mógł się odezwać i chociaż niektórym rozmawianie ze zwierzętami mogłoby wydawać się dziwne, tak dla niego takim nie było. Miał wrażenie, że lepiej rozmawia mu się z ziołami i kwiatami niż z rzeczywistymi i rozumnymi istotami.
Jak wygląda proces dołączenia? – zapytał, odkładając resztki glinki na bok. Wnętrze chaty powoli zaczynało się rozgrzewać, dzięki rozpalonemu w piecu ogniu. Sidhe ściągnął z siebie jedną warstwę szaty, dzięki czemu zrobiło mu się chłodniej. Starannie złożył materiał i położył na krześle, na którym jeszcze niedawno siedział.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.17 15:24  •  Wyschnięte bagna - Page 2 Empty Re: Wyschnięte bagna
Dudley bardzo długo zachowywał się podobnie do Sidhe'a — wzbraniał się przed tym, by nawiązywać kontakty z jakimikolwiek mieszkańcami Desperacji. Od zawsze uważał, że jest w stanie dawać sobie radę samotnie, ale dość szybko okazało się, że niekiedy pomoc innych okazywała się zbawienna. Było tak wiele rzeczy, których nie potrafił robić sam, że aż zaczął wychodzić do „ludzi”. On, ten nieufny typ, który za nic w świecie nie chciał sprzymierzać się z innymi nagle uznał, że może warto dać innym szansę. Co prawda krąg jego znajomych nadal zamykał się w grupie kilku najbliższych osób, którym mógł bezgranicznie zaufać, ale to i tak wielki krok, bo kiedyś, Dudley przebywał tylko w towarzystwie swoich podopiecznych. Z pewnością jego anielski instynkt pozwalał mu na zaskarbienie sobie czyjejś sympatii — niezliczoną ilość razy wkładał swoje ręce w sprawy, w które nikt zdrowy na umyśle by się nie mieszał. Natura szarowłosego jednak niemalże nakazywała mu ingerowanie, jakby czuł odgórny przymus doglądania innych, a nie tylko własnego podopiecznego. Świat się zmieniał, a Dude razem z nim.
„Jeśli tak uważasz, to dobrze.”
Kiwnął jedynie głową w potwierdzającym geście. Obrażenia, których się nabawił podczas potyczki z bestią nie należały do zbyt poważnych — wszelkie zadrapania czy nawet zdarcia skóry goiły się niesamowicie szybko, więc wystarczyło jedynie założenie jakichś prowizorycznych opatrunków, a skaleczenia zasklepiały się same, czasami nawet mniej niż w dobę. Możliwe, że na zabandażowanej ręce już dawno nie było śladów po zmaganiu z tym zmutowanym zwierzem, ale mimo to Dudley wolał jeszcze nie zdejmować materiału, który oplatał jego przedramię — tak na wszelki wypadek wolał go jeszcze trochę potrzymać.
Doskonale wiem o czym mówisz, ale myślę, że najpierw powinniśmy się rozeznać w sytuacji. Zawsze możemy spotkać się z kimś kto w Drug-on jest już dość długo i dopytać go o kilka spraw. Leki i inne medykamenty można przenieść, ale z roślinami będzie ciężej. Nie wiem jak jest w kryjówce z miejscem pod jakiekolwiek uprawy. Dobrze wiesz, że Desperacja nie jest korzystna dla roślin, ale przy odrobinie umiejętności i szczęścia na pewno udałoby się nam znaleźć miejsce dla Twoich ziół. — Bo był pewien, że mimo wszystko Banowi będzie tam jak najlepiej. Chciał osobiście dopilnować by tak się stało, by białowłosy nie odczuł zmiany miejsca zamieszkania tak bardzo. Albo najlepiej wcale, choć to zdawało się być niemożliwe. Domyślał się, że aktualny dom Sidhe'a był dla niego ważny i trudno mu było przekonywać go, by je po prostu zmienił, ale chciał go mieć przy sobie, nawet jeśli ten nie bywał problematyczny i raczej nie miał zbyt wielu wrogów to niebezpieczeństwo prędzej czy później mogło spotkać nawet jego. Czasami tak to bywa — Ci dobrzy ludzie są nękani, Ci źli unikają nieszczęść.
„Jak wygląda proces dołączenia?”
Któryś z członków organizacji o wyższym stopniu idzie z kandydatem do tuneli, gdzie z boku obserwuje jak świeżak daje sobie radę z bestią. Dla każdego jest inna — ktoś aplikujący o stanowisko medyka nie będzie musiał walczyć z trzymetrowym monstrum, wiadomo. No i egzamin kończy się w momencie zdobycia kła, tak mi się wydaje. — Zrobił przerwę. — Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach