Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 23.09.16 16:18  •  Stara Chatka Empty Stara Chatka
Stara Chatka 2z6uzrl

Jest to stara chatka niewielkich rozmiarów, która została dawno temu pochłonięta przez Desperację. Deski ledwie się trzymają kupy, dach podziurawiony niczym ser szwajcarski, a drzwi zaginęły w akcji. W środku nie ostało się nic cennego, lub wartego uwagi. W pobliżu tego zabudowania znajduje się trochę starej zieleni w postaci uschniętych krzaków, czy drzew. Miejsce w obecnym stanie pełni rolę tymczasowego odpoczynku przed dalszą podróżą po zniszczonych ziemiach starej Japonii.

---

Błąkał się bez najmniejszego celu po terenach Desperacji. Z tego tytułu musiało go dopaść zmęczenie, które uniemożliwiłoby dalszą wędrówkę. Mało tego musiał się wciąż użerać z problemem, który siedział mu na głowie. Tak więc do tego wszystkiego dochodziła irytacja całym zajściem. Musiał więc podjąć decyzję o zatrzymaniu się w pobliskim miejscu. Jednak nie mógł na kompletnych bezdrożach się zatrzymać. Zostało mu podążać wciąż naprzód, szukając wzrokiem dogodnego miejsca na postój. Na samo szczęście po parunastu minutach je znalazł. Była to stara chatka, która nie wyglądała na zamieszkaną, ani też nawiedzoną przez inną osobę. Podszedł bliżej do starego przyczółku wolnym krokiem, a następnie spojrzał przez zniszczone okno do środka. Dzięki temu, że światło padało przez dziurawy dach mógł dojrzeć wnętrze, które byłoby absolutnie puste i czyste od jakiegokolwiek zagrożenia. Zmęczony westchnął ze spokojem ducha, drapiąc się po głowie w między czasie. Może nie było to idealne, ale na pewno lepsze niż zatrzymanie się na środku pustkowi. Wszedł do środka poszukując wzrokiem dogodnego miejsca, żeby przynajmniej usiąść. Oczywiście zostało mu nic innego, jak usiąść pod ścianą. Tak więc zostało mu to zrobić. Nie mówiąc już o tym, że miał nadzieję iż ta chatka się nie zawali. Wtedy nici byłoby z jego odpoczynku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.16 19:08  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Sekundy mijały, serce zwolniło, drapieżnik na chwilę zastygł w bezruchu. Niczego nieświadoma ofiara podgryzała właśnie świeży, zielony obiad zapewne uradowana, że znalazła kępki tak dobrej, soczystej trawy w takiej dziurze jaką jest desperacja. Nagle upadła, nieświadoma jeszcze własnego końca. Śmierć czai się tu wszędzie. W tym przypadku kosa przybrała postać strzały, samą śmiercią zaś dla tego stworzenia była ona - Marcelina.
* * *
Styrana wymordowana odczuwała skutki długiej podróży w nogach. Przez zwichnięte skrzydło Atrity Marcelina była zmuszona przemierzać desperację we własnym towarzystwie i o własnych siłach - kierowała się na zachód, do miasta-3. Nie była z powodu osamotnienia szczególnie smutna - towarzyszyły jej mary, które, mimo świetnego zorganizowania myśli Marceliny nadal pojawiały się gdzieś za drzewem, zaś ich szepty słychać było co jakiś czas gdzieś w najciemniejszych zakamarkach kociego umysły.
Czuła, że to czas na poszukiwania ustronnego, bezpiecznego miejsca. Już od dwóch godzin rozglądała się za ziołami, które przydadzą jej się na drogę i - przede wszystkim - do przyprawienia mięsa. Świetnie radziła sobie w takiej dziczy, była doskonałą alchemiczką i łowczynią. Na ramieniu dźwigała upolowanego wcześniej zająca, na oko zmutowanego z racji jego dosyć sporych rozmiarów, potrójnych oczu oraz byczych rogów na czole. W końcu odnalazła odpowiednie miejsce - rzuciła cały ekwipunek, rozłożyła zioła i zebrane grzyby, po czym ustawiła kilka kamieni i suchego drewna w odpowiednim miejscu. Po kilkunastu minutach, domowym sposobem rozpaliła ogień, zacierając ręce. Czuła niesamowity głód, ssanie w brzuchu zdawało się być odczuciem pożerania żołądka przez samego siebie. Pokroiła zająca nożem, z którym nie rozstawała się od czasów napaści zorganizowanej przez przywódcę kundli w ruinach. Na samo wspomnienie tego wydarzenia uśmiechnęła się jedynie ironicznie.
Pocięła kawałki mięsa na cztery płaskie płaty, ustawiając je na pobliskim kamieniu. Zioła i grzyby zmiażdżyła w znalezionym po drodze hełmie, porzuconego zapewne przez jakiegoś żołnierzynę. W tych okolicach mnóstwo tu podobnego asortymentu - zapewne odbyła się tu jakaś bitwa, wojna, marsz... cokolwiek, co związane z wojną. Czyli czymś, z czym Marcelina nie chciała mieć wspólnego. Nigdy.
W prowizorycznie ustawionym garnuszku na trzech kijach Marcelina zaczęła piec mięso, szybko posypując je ziołami i grzybami. Wiedziała, że zapach bardzo szybko rozniesie się po terenie - była jednak świadoma dziwnej aury tego miejsca. Stworzenia zamieszkujące desperację omijały te tereny z niewiadomych dla wymordowanej przyczyn.
Szybko przegryzła jeden kawałek, zgasiła ognisko, kopnęła garnuszek, niszcząc konstrukcję i zgasiła ogień. Była tu kiedyś, wiedziała, że w pobliżu jest chatka. Mogła w jej pobliżu rozpalić nowy ogień, a na wypadek deszczu - schować się w marnej konstrukcji. Marnej - ale zawsze coś. Nawet w przypadku jej zawalenia Marcelina nie musiała obawiać się o swoje życie. Tak, taka była silna!
W końcu uczucie głodu ustało na chwilę, a ona z uśmiechem na twarzy szła przed siebie. Resztę spożyje przy chatce, tam też spędzi noc, która zbliżała się nieuchronnie. Marcelina nie bała się puszczy. Dziewczyna miała wrażenie, że ta była dla niej przyjazna - ha, może miała jakieś fory u leśnych bożków?
Była tak zajęta sobą i snuciem planów na najbliższe kilka godzin i następny dzień, że nie dostrzegła stojącego pod ścianą anioła. Zastrzygła jedynie uszami, wpatrując się w pozostałości po następnym weteranie. Stary mundur i jeden but, leżące pod jednym z drzew uświadomiły jej, że tu coś stać się kiedyś musiało. Zapewne nic przyjemnego...
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.16 3:04  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Kiedy tylko znalazł idealne miejsce do odpoczynku, którym mógł zebrać swoje chaotyczne myśli. Nie należał do narzekających na ciągłe i bezcelowe wędrówki. Spaczone ziemie na jakich stąpa nie można określić mianem najprzyjemniejszych. W końcu za każdym rogiem tkwiło zagrożenie. Dzikie zwierzęta, wymordowani, czy chociażby sami ludzie. Nie dawało to pozytywnych perspektyw na dalsze życie. Nie mówiąc o wizji zostania zabitym na jakichś bezdrożach i będąc zapomnianym przez los. W żaden sposób to nie pocieszało. Jednak taka jest cena życia w takim rejonie. Tak więc zawitanie w miejsce, gdzie można byłoby odpocząć choć przez chwilę było czymś cennym. Dzięki temu mógł przynajmniej zebrać pewną ilość dziwnych myśli, żeby znaleźć ukojenie w tym wszystkim. Jedynie brakowało do tego jakiegoś towarzystwa na podzielenie się z nimi. Oczywiście nie zbzikował do końca na rozmowę z samym sobą, albo co gorsza ze zwłokami. Od takich wysuszonych bądź zmasakrowanych ciał roiło w ilości niezliczonej. Na samo szczęście nie jest to dla niego widok pierwszy i nieostatni. Przecież do tego można się przyzwyczaić. Podobnie w przypadku widoku zmutowanych ludzi, którzy wyglądają w dość abstrakcyjny sposób. Gubiąc się we własnych myślach, zapomniał o tym w jakim miejscu się znajduje. W Despercji, gdzie zagrożenie czyha na każdym kroku. Trochę czasu minęło nim przestał się bujać w obłokach. Kiedy to nastąpiło zwrócił wzrokiem na otoczenie, które go otaczało. Będąc błyskotliwy niczym woda w szambie nie zorientował się początkowo, że w tym miejscu nie jest sam. Jednak to były uroki powrotu do rzeczywistości. Podrapał się jedynie po głowie, a następnie zwrócił się do kieszeni. Postanowił dobyć z niej rzecz, która była jego nałogiem. Wyciągnął paczkę papierosów z zapalniczką niemalże zużytą do końca. Przytknął do ust papierosa starając się wykrzesać ostatni ogień, który zapewniłby mu zaspokojenie głodu nikotynowego. Trochę mu to zajęło, ale miał czas. W chwili kiedy tylko zaczął się tlić dym z jakże wspaniałej trucizny postanowił skupić całą swoją uwagę na osobie nieopodal. Teraz miał okazję na zabicie trochę nudy, która doskwierała mu ostatnio. Z początku planował rozpoczęcie konwersacji przez użycie klasycznej sztuczki z głosami w głowie u innej osoby. Jednakże postanowił oddalić tego typu pomysł na dalszy plan. Za bardzo oklepany sposób na rozpoczęcie zwykłej gadki z drugą osobą. Nie wspominając, że ostatnim razem prawie za to oberwał w kask. Tak więc wypuścił chmurkę dymu, a następnie przeszedł do słów.
- Coś taka zamyślona? Czyżbyś miała sporą wędrówkę za sobą? - Powiedział do obcej osoby, która wyglądała na wymordowana. W ten sposób miał zamiar rozpocząć prostą gadkę, która miała za zadanie zabicie nudy. Oczywiście czuł niesmak w swojej wcześniejszej wypowiedzi. Brakowało mu paru innych zlepek słów, które by podtrzymywało zalążek rozmowy.
- Pozwól mi się przedstawić. Mam na imię Claude, a jak Ty się zwiesz? - Mając już za sobą dalszą część mowy, zaciągnął się jeszcze raz. Jedynie miał nadzieję, że nie wpakował się przez to w tarapaty. W końcu wolał uniknąć przypadkowego rozszarpania na strzępy. Głównie jego osoby. Jednak czego się nie robi dla zwalczenia nudy?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.16 13:10  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Spojrzała nań niezwykle przeszywającym, surowym, acz ciepłym i zmęczonym wzrokiem. Jej lewa tęczówka mieniła się przez moment fioletową barwą, by znów powrócić do naturalnego, niebiańskiego wręcz błękitu. Uniosła zadziornie lewą brew, nie spuszczając z nieznajomego spojrzenia; zastrzygła lewym uchem i przekrzywiła delikatnie głowę niczym ciekawski szczeniak. - Marcelina. - odpowiedziała lakonicznie, odwracając się na chwilę od mężczyzny. - Podróż jak... podróż. Długa, trochę męcząca. Nie jestem przyzwyczajona, zazwyczaj latam taryfą. - tu na myśli miała rzecz jasna Artitę, swoją piękną, wierną gryficę, która teraz zmuszona była odpoczywać. Uśmiechnęła się na jej wspomnienie. Jej zmęczona twarz rozpromieniła się, cienie pod oczami zniknęły na chwilę chowając się pod płaszczem pięknego, szczerego uśmieszku. Widząc papierosa w palcach Claude'a, wyciągnęła pośpiesznie i swoją paczkę. Była nałogową palaczką, o czym wiedzieli znajomi, wrogowie i cała reszta ziomków i ziomeczków.
- Zawitam tu na dłużej niż kilka chwil - zdjęła plecak i rzuciła nim o glebę, rozglądając się za suchym drewnem. - Noc idzie. Pasuje przygotować ognisko. - dodała, kierując słowa bardziej do siebie i swoich mrocznych sługów aniżeli do nowego znajomego. - Już czuję ten... chłód przeszywający mój tyłek.
Zrobiła kilka kroków w głąb pobliskiego lasku i bardzo szybko zebrała potrzebny chrust. Wieczorny, nieprzyjemny wietrzyk zawiał z północnego wschodu, Marcelina poczuła na karku  jego lodowe muśnięcie i zjeżyła się niemal na całym grzbiecie. Dziewczyna poprawiła bluzę w okolicach karku, dosuwając zamek do samego końca. Po kilku minutach wróciła, układając cierpliwie drewno we wcześniej przygotowanym do tego miejsca. - W te miejsca rzadko zapuszczają się potwory - rzuciła, wyciągając zapałki i próbując powoli rozpalić ognisko. - Nie powinniśmy mieć problemów.
Małymi kroczkami udało jej się to ognisko rozpalić. W końcu płomienie nabrały wielkości, liżąc teraz nieśmiało pustą przestrzeń. W jednej sekundzie Marcelina ujrzała przed oczami ogromne, pożerające wręcz nieboskłon jęzory ognia, trawiące wioskę w Nowej Desperacji... tamtego pamiętnego dnia zaczął się nowy rozdział jej życia. Rozdział, swoisty kairos, zapisujący na pustych kartkach jej fatum.
Niesamowite, jakimi ludzie są potworami.
W imię bezużytecznej nauki spalili wioskę i wyłapali wymordowanych. Od tamtego momentu minęło ponad dwadzieścia lat - a oni nadal nie odnaleźli antidotum, nadal mordując, krzywdzić, poniżając podobnym do niej. Uważali, że wymordowani to bezduszne istoty pozbawione świadomości i chcące tylko zabijać. W takim razie... kim byli oni?
Z rozmyślań wyrwał ją głuchy, pusty dźwięk gdzieś w oddali. Ciemne czubki majestatycznych sosen zadzierały o nocne, ciemne niebo, wychylając się z czarnej masy, którą tworzyły z innymi drzewami. W niej zapewne chowały się bezgłośne, nocne stwory o których świat jeszcze nie słyszał i nie umiał sobie podobnych kreatur wyobrazić. Ale Marcelina nie bała się: dla niej ciemność była matką, w ramionach której czuła się bezpiecznie. Mogła ukryć się, znikając z oczu; i ona nie widziała nic, czego widzieć nikt by nie chciał. Skierowała uszy w stronie źródła dźwięku, nasłuchując. Nie słyszała już nic, tylko ciszę, przerywaną odgłosami ogniska i miarowym oddechem Claude.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.10.16 1:17  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
W chwili kiedy usłyszał imię nowo poznanej osoby uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej będzie wiedział z kim miał do czynienia, gdyby został przez nią rozszarpany na strzępy. Wypuścił ostatni dym papierosowy nim jeszcze wyrzucił papierosa w bezpieczne miejsce. Nie chciał przypadkowo czegoś spalić. W końcu nie należał do piromanów z piekła rodem. Oczywiście nie mógł siedzieć cicho przez cały czas. Postanowił więc wypowiedzieć się na ten temat.
- Nie zawsze można mieć luksus, a tym bardziej na tych ziemiach. Nieprawdaż? -  Spokojnie rzucił słowami w stronę Marceliny. Jego uwadze nie umknął fakt, że sama jego rozmówczyni sięgnęła po swoje papierosy. Przynajmniej nie on sam będzie pompował truciznę do organizmu. Kilka chwil później usłyszał od rozmówczyni, że zostanie na dłużej w tym miejscu. Nie mówiąc, że powoli nadchodziła noc. Dzięki niej dopiero się zorientował o tym zjawisku. Przez co sam blondyn raczej byłby zmuszony zrobić dłuższy postój. Tak więc sam postanowił tutaj zostać mimo wszystko. W towarzystwie drugiej osoby zawsze raźniej, a już nie mówiąc o samym bezpieczeństwu. W ten oto sposób szansa na przeżycie wzrastała. Pomijając już sam fakt, że tej osoby prawie w ogóle nie znał. Nim jeszcze opuściła chwilo przyczółek pokiwał głową. Wiedział, że to była dobra myśl. W końcu robiło się zimniej, a to tylko mogłoby przysporzyć nie małe kłopoty z samopoczuciem. Usiadł na ziemi wyciągając jeden ze swoich noży do rzucania. W najzwyklejszy sposób zaczął się nim bawić. Z powodu krótkiej nudy. Nie miał na myśli rzucenia nim w osobę, która mogła się okazać dość normalną osobą. Biorąc pod uwagę wszelkie standardy Desperacji. Mało tego zaczęło mu zimno dokuczać. Te uczucie nie należało do serii tych przyjemniejszych. Jedynie miał nadzieję, że szybko zostanie ogarnięte ognisko nim zostanie z niego zlodowaciały sopel. Długo nie musiał czekać aż się ukazała ponownie wymordowana. Posiadała przy sobie odpowiedni asortyment do postawienia ogniska, który mógłby spełnić kluczową rolę w tej jakże nieprzyjemnej nocy. Zaraz potem usłyszał słowa przywracający spokój blondynowi. Z tego powodu pod sobą wbił nóż, którym się przed chwilą bawił. Nie mógł jednak pozostawić tego bez odpowiedniego komentarza.
- Nie zaszkodzi jednak być trochę ostrożnym... -  Nie miał zamiaru kończyć na tego typu słowach. Jednakże w tym czasie zostało rozpalone ognisko. Wysunął ręce do przodu, żeby poczuć ciepło pochodzące od ognia. Początkowo skupił swą uwagę na ogrzaniu swego ciała. Chwilę potem dostrzegł pewną anomalię. Nowo poznana osoba wydawała się nieobecna. Budziła się ciekawość u Claude'a, ale ten postanowił przerwać głuchą ciszę.
- W końcu ludzie potrafią być skurwielami, jeśli chodzi o potworność w działaniu. I nie mówię tu o wymordowanych. -  Co prawda rzadko kiedy przeklinał, ale w tym przypadku nie potrafił znaleźć innego słowa. Według niego ludzie, są gorsi od samej potworności panującej w Desperacji. Widział już niejednokrotnie działania wojskowych, które z łatwością można przypisać aktom barbarzyństwa. Jakby nie mogli dać spokój mieszkańcom tych ziem. Dla niego było to niezrozumiałe i nie dążył do zrozumienia ich działań. Jedynie westchnął z tego powodu, a następnie sięgnął po jednego papierosa ze swojej paczki. Próbując go odpalić za pomocą zapalniczki, która już się wyczerpała. Z tego powodu musiał odpuścić na ten moment z nakarmieniem nałogu.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.10.16 0:51  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Claude nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Claude choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.16 12:58  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Łypnęła na niego, wchłaniając każde usłyszane słowo. Jej lewa brew uniosła się, zaś po szorstkiej skórze na grzbiecie przebiegły  dreszcze. Zmrużyła oczy i odwróciła się do mężczyzny, opierając o pień drzewa i nie spuszczając z Claude przeszywającego spojrzenia. Nie odpowiedziała na żadne z zadanych jej pytań, za to Claude już po wypowiedzianym ostatnim słowie usłyszał w głowie warkot: Wyjdź z mojej głowy. I nie waż się wracać. - Marcelina również była telepatką, domyśliła się więc, iż gość po prostu usłyszał jej niedawne myśli. Nie odezwała się do niego bowiem słowem od początku, ten z kolei chciał prowadzić na podstawie jej przemyśleń konwersację. A tego nie lubiła.
Właśnie z tego powodu zrobiła się w stosunku do mężczyzny bardzo nieufna. Wiedziała, co oznaczało bycie telepatą. Mógł odczytać każdą jej myśl, a więc i każdy jej zamiar. Musiała się pilnować. Zacisnęła zęby i usiadła przy ognisku, wyciągając z torby chłodne już mięso. Nabiła obgryzionego już trochę zająca i postawiła na ruszt, postanawiając nie bratać się zbytnio z nowym znajomym. - POIRYTOWAŁ CIĘ TROCHĘ, CZYŻ NIE? - Uniosła wzrok, drgnęła, usłyszawszy chropowaty niczym pumeks głos gdzieś w głębi lasu, pod kamieniem, może obok niej? Połknęła kęs, ignorując zaczepki ze strony Persefony i Fumy. Mary chichrały się i na przemian  znikały, by pojawić się tuż przed stopami Marceliny. Wilkopodobne cienie poczęły wychodzić zza drzew, siadając przed ogniskiem i tworzyć w umyśle wymordowanej istny chaos. Apokalipsa, Persefona, Gehenna, Dysphoria, Kairos, Harmonia, Fortuna, Fobos, Artemida... cała wataha szakali zgromadziła się tu, będąc widocznymi i słyszalnymi tylko dla Marceliny.
Claude nie widział, nie mógł nawet ujrzeć tej całej złowieszczej ferajny rodem z kolebki samego Anubisa... - ROZERWIJMY GO NA STRZĘPY - odezwała się jedna z mar, kierując spojrzenie na nieświadomego całej sytuacji anioła - NA MALUTKIE KAWAŁECZKI - za nią poszły pozostałe mary, szepcząc do siebie niezrozumiałe słowa, z ich gardeł wydobywał się charakterystyczny warkot, z pyska ciekła ślina, która znikała zanim dotknęła gleby; Wszystkie jednak odsunęły się po rozkazie wymordowanej, jaki usłyszały w swoich głowach. Odsunęły się; po chwili zaś wszystkie ukryły się w bezpiecznym mroku, w krzakach, gdzie światło ogniska nie zdołało już dotrzeć.
Wymordowana była przyzwyczajona do takich akcji. Jej twarz ciągle była wręcz kamienna, jedynie lewe oko, przybierające różne kolory zdradzało, że coś się przed chwilą działo. Coś, czego anioł nie widział.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.16 16:21  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Osobiście nie spodziewał się takiej reakcji ze strony osoby, z którą miał do czynienia. Było to jednakowoż przewidywalne w pewnym stopniu. Przecież nie każdy przepada za chamskim wjazdem w umysł. Nie mówiąc, że sam miał do czynienia z telepatką. Prawdę mówiąc to go najbardziej zaskoczyło w tym wszystkim właściwie. Zdążył usłyszeć słowa, które nie należały do tych o pozytywnym akcencie. Nie mógł się zresztą dziwić w żadnym bądź razie. Taki los spotyka tych, którzy nie szanują prywatności drugich osób. Nie wyglądał na zadowolonego ze swego czynu. Skarcił siebie samego w myślach. Wiedząc, że spieprzył po całej linii, jak tylko się dało. W takim przypadku zostało zamknąć, choć raz mordkę i nie próbować wykrztusić kolejnych słów. Nie wspominając o głośnych myślach, które doprowadziły do zgrzytów. W tym momencie pozostaje przeprosić za tak haniebny czyn. Nie było to takie proste. W obecnej sytuacji miał do czynienia z wymordowaną. Właśnie z tego powodu wolał na razie się nie odzywać. W końcu nie był pewny w stu procentach, że za chwil kilka nie rzuci się na niego. Miał takie przeczucia z własnego doświadczenia. Tak więc postanowił nie pogarszać sytuacji jeszcze bardziej. Spuścił głowę ku dolę nie spodziewając się nadchodzących zdarzeń. Otóż odczuwał coraz to większy ucisk w klatce piersiowej. Jedni by pomyśleliby, że to z winy papierosów. Choć to byłby najmniejszy problem. Albowiem wraz z uciskiem to odczuwał duszności. Nie wspominając o nadejściu dreszczy, które przeszywały jego ciało niczym setka szpilek. Mało tego, osłabienie organizmu było wisienką na torcie. Nie mógł się spodziewać, że dopadnie go tego typu świństwo. Z odruchu złapał ręką miejsce, gdzie ból nie dawał mu spokoju. Kaszel to był pikuś, gdyby problemu z oddychaniem. W tej chwili zrozumiał, że jest w czarnej dupie i nie ma najmniejszych szans na przeżycie. Teraz był na przysłowiowej łasce u osoby, którą zdołał porządnie wkurzyć. Czarne myśli przeszły przez jego głowę i nie przynosiły dobrych wieści. Nie wiedział, jak postąpi teraz Marcelina. Ale wiedząc o wcześniejszej reakcji to nie było zwiastunem niczego dobrego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.11.16 20:11  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Klitka ma dwóch lokatorów - skulone, całkowicie nagie, przytulone do siebie dla utrzymania ciepła postacie. Jedna z nich to niska, wychudzona do granic możliwości dziewczyna. Jej koci ogon, odkształcone, lekko szpiczaste uszy i zadarty nos zdradzały, że nie jest człowiekiem. Jej towarzysz musiał być więziony krócej, gdyż nie zdążył jeszcze stracić muskulatury żołnierza. Był też znacznie wyższy od drobnej współtowarzyszki niedoli. Oboje drżeli z zimna, wyczerpania, głodu. Starali się jak mogli wzajemnie osłaniać od oślepiającego światła i przeszywających dźwięków na tyle, na ile pozwalały skromne możliwości. Nie byli w stanie całkowicie się odciąć, a jedynie wydłużali swoją egzystencje odkładając moment przyjścia załamania fizycznego lub psychicznego. Wśród codziennych tortur, eksperymentów, sesji i zabiegów pełnych cierpienia, wstydu i bólu byli dla siebie jedyną nadzieją, jedyną ostoją. Nagle pozbawione od wewnątrz klamki drzwi celi otwierają się w hukiem i wpada do niej czterech drabów, w kombinezonach bojowych i w hełmach na głowach. Doskakują do pary, brutalnie ich rozdzierając.
Jeden z nich szarpnął Marcelinę z taką siłą, że prawie wyrwał jej słabe kończyny. Dziewczyna była słaba, ledwo trzymała się na nogach, znalazła jednak siły by próbować się bronić. Drapała, gryzła, syczała i wystawiała białe, nadal ostre i drapieżne kły. Kątem oka widziała, jak drugi okłada jej towarzysza, kopiąc go boleśnie. Chciała mu pomóc; nim jednak zdołała zrobić cokolwiek jej oprawca rzucił nią o ścianę. Straciła przytomność; zsunęła się powoli po ścianie, pozostawiając na niej strużkę świeżej krwi. Miała rozcięty łuk brwiowy i wargę, którą naderwał kieł w chwili niefortunnego uderzenia o ścianę...

Wspomnienia, które widziała oczami wyobraźni na dłuższą chwilę spowodowały, iż Marcelina odpłynęła w zapomniany świat. W świat, w którym nikt zgubić się nie chciał. Z zamyślenia wyrwało ją kaszlnięcie towarzysza. Ognisko powoli przygasało, robiło się chłodniej, było ciemno. Luna nieśmiało wychyliła się zza chmur, oświetlając delikatną poświatą twarze dwójki. Wymordowana obserwowała mężczyznę. Zorientowała się, że jego stan się zaczyna pogarszać. Podejrzewała, że to jakaś wyjątkowo paskudna odmiana grypy. Wsłuchała się jednak w charakterystyczne charczenie i stwierdziła, że najprawdopodobniej jest to zapalenie płuc, co w tych warunkach i w tym miejscu mogło się bardzo źle skończyć.
Mogła go po prostu zostawić na pastwę losu i zwierząt żerujących nocą. Drapieżnikom z pewnością nie przeszkodzi choroba, która złapała anioła. Wymordowana, niezwykle przesądna wierzyła jednak w karmę. Zło wraca z podwójną siłą. Być może dług w postaci dobrego uczynku pozostanie jej kiedyś spłacony.
Wstała, wkładając rękę do kieszeni i wpatrując się w Claude'a. Czuł się coraz gorzej. Kątem oka mógł dostrzec cienie, które poczęły ruszać się i wręcz żyć. Kairos, Fuma, Persefona i Dejmos, czwórka cieni ruszyła w głąb lasu w poszukiwaniu większego asortymentu suchego opału. Ich chichot był wręcz nienaturalny, niczym z zaświatów, przerażał, powodował ciarki na plecach, z pewnością odpędził wiele dzikich stworzeń grasujących w okolicy. Budził niepokój, a jednak wymordowana stała niewzruszona, spoglądając na duszącego się mężczyznę. Przydałyby się jakieś zioła. Wzrokiem omiotła jego sylwetkę i okolicę, szukając torby, plecaka czy czegokolwiek, w czym mógłby trzymać potrzebne składniki. - Masz jakieś zioła, lekarstwa, cokolwiek? - spytała, spoglądając na szakale, które wrzuciły do ogniska więcej gałązek i odsunęły się, by swym chłodem nie ugasić nadal jarzącej się iskry.

Zmaterializowane mary - post 1/6
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.16 13:11  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Zapadła głęboka cisza. Między dwójką nie było żadnej konwersacji, żadnych dialogów. Przynajmniej na ten okrutny moment. Jedynie było słychać kaszlnięcia dochodzące od anioła, który cierpiał z powodu zapalenia płuc. Nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Ciągle były powtarzane myśli w jego głowie. Wiedział, że bez odpowiednich specyfików nie pociągnie zbyt długo. Już nie wspominając o samej wymordowanie, z którą przebywał na obecną chwilę. Gdyby miał wybierać między problemem zdrowotnymi, a rozwścieczeniem drugiej osoby. Zdecydowanie wolałby drugą opcją. Przynajmniej z tego mógł się szybko wycofać. Tak to na obecny moment był zdany na jej łaskę. A nie należało do pewnych rzeczy. Na obecną chwilę ucisk w klatce piersiowej, czy chociażby osłabienie organizmu nie było pocieszającą rzeczą. Chyba nikt nie chciałby zapalenia płuc w Desperacji, gdzie o lekarstwa można było pomarzyć. Kiedy są potrzebne to nigdy ich nie ma. Ale taki już jest los i trzeba z tym żyć. Siedząc przed ogniskiem dostrzegł, jak ogień zagasa. Robiło się chłodniej, a to dość szybko zaczął odczuwać na własnej skórze. Jeszcze brakuje, żeby dzikie zwierzęta się rzuciły w takim momencie. Mogłaby to być prawdziwa wisienka na torcie. Na samą o tym myśl ciarki przechodziły po plecach anioła. Odruchowo złapał się za klatkę piersiowej, gdzie ucisk nie należał do najprzyjemniejszych. W między czasie wykonując serię kaszlnięć. Nie dostrzegł tego kiedy Marcelina wstała. Jednak coś innego zdążył ujrzeć. Dziwne kreatury, które zaczęły zmierzać w głąb lasu. Na sam ten widok zjeżył mu się włos na głowie, a ciarki to był jedynie dodatek do tego wszystkiego. Widząc to nie był przekonany, że to dobry znak. Mógł jedynie się domyśleć, że to sprawka osoby z jaką ma do czynienia. Był to widok, który przeżył pierwszy raz. Nigdy nic podobnego nie widział przez całe życie. Miał nadzieję, że to nie wróżyło jego końca. Przynajmniej na razie. Chwilę później usłyszał pytanie, które mogłoby być rozwiązaniem całego problemu. Zioła, lekarstwa, cokolwiek. Powtórzył zlepek słów w głowie. Byłoby to najlepsze rozwiązanie tego problemu, gdyby miał coś użytecznego przy sobie. Nie posiadał niczego wartościowego, co mogłoby pomóc mu w obecnej sytuacji. Teraz pozostawała kwestia odpowiedzi na pytanie.
- N-nie... nie posiadam nic z tego... - Odpowiedział całkiem szczerze, kierując wzrok ku Marcelinie. Wiedział, że kłamanie w tej sytuacji niczemu by nie zaradziło. Zresztą brzydził się kłamstwem, więc tym bardziej nie planował oszukiwać. Chwilę później, gdy wyrzucił z siebie słowa zaczął się rozglądać, między czasie kaszląc. Znów zauważył ów istoty, które przyprawiły o nie małe przerażenie. Zaczęły wrzucać gałązki wszelkiej maści do ogniska w celu jego podtrzymania. Mniej się obawiał o własne życie, kiedy to widział. Jednak nie mógł być pewny na sto procent tego. Trzeba było się znów zwrócić do osoby, którą przypadkiem uraził.
- Wybacz za wcześniejsze... - Miał małą nadzieję, że tymi słowami nie rozpętałby burzy. Przynajmniej próbował załagodzić sytuację, do której się dopuścił swoją wścibską naturą. Nie oczekiwał, że jego przeprosiny za tamto zostałby przyjęte. Wolał mieć czystsze sumienie.
 
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.01.17 17:40  •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
Zastrzygła uszami, zatrzymując zmęczone spojrzenie na malejące powoli jęzory ognia. Jej oddech, do tej pory przyspieszony i niespokojny, nabrał teraz jednostajnego tempa. Z jej gardła począł wydobywać się cichy, warkotliwy dźwięk przypominający mały, pracujący silnik. Marcelina, jak na prawdziwego kota przystało, zaczęła mruczeć, w ten sposób uspokajając wycieńczony umysł i ciało, przy okazji wywołując pozytywne dla organizmu drgania. Zmrużyła oczy, zastanawiając się przez chwilę nad zaistniałą sytuacją. Owszem, mogła pozostawić tu mężczyznę, skazując go na jedną z kilku pewnych śmierci - nim bowiem dopadną go szpony śmierci będącej pochodną właśnie łapiącej go choroby, Claude padnie ofiarą zimna bądź głodu - bynajmniej nie swojego. W okolicznym lesie gnieżdźi się sporo stworzeń, które nie pogardzą kawałkiem nawet i chorego mięsa.
Z lekko niezadowolonym wyrazem twarzy chwyciła swoje futro, które targała ze sobą od samego kasyna. Wiedziała, że teraz noce bywają chłodne, wolała przygotować się więc na ewentualne przymrozki. Nie sądziła, że posłużą się one nieszczęśnikowi z szybko postępującym zapaleniem płuc.  - Masz. - rzuciła w jego stronę ciepły material, wystarczająco duży, by zakryć Claude'a od stóp do głowy i by mógł zawinąć się w niego niczym naleśnik. Sama postarała się o to, by ogień przybrał na sile i by grzał dwójkę wystarczająco. Ułożyła z dłoni koszyczek i przyłożyła go do ust, z których po chwili wydobył się głośny, dziwny świst. Gest powtórzyła kilkakrotnie, po czym ułożyła się bliżej płomieni, spoglądając na mężczyznę. - Nie wiem, dokąd zmierzasz - zaczęła, przenosząc całą uwagę na ziemię, w której zaczęła dudrać niczym kura pazurem - ja kierują się do miasta. To niestety przeciwny kierunek zarówno do szpitalu Ostatniej Nadziei, jak i do Edenu. - Dodała. Nagle, zza ciemnej zasłony nocy wydobył się ogromny dzień. Jego ogromne skrzydła uderzyły swą potęgą, rozwiewając piasek i porywając w krótki tan dzikie płomienie. Wielkie stworzenie okazało się gryficą - podeszła ona do Marceliny i lekko poszturchała wymordowaną dziobem, po czym ułożyła się za nią i otuliła swym skrzydłem. - Wraz z Atritą lecimy w tamtym kierunku. Nie możemy Ci zbytnio pomóc. Mam kilka ziół w torbie, nie zrobisz z nimi zbyt wiele, ale moga opóźnić działanie choroby. Dotrzesz pod ich wpływem spokojnie do Szpitala. Spokojnie, wiem co mówię, jestem medykiem.
Wymordowana ziewnęła i przymknęła oczy. Do miasta-3 pozostało im pół dnia drogi - oczywiście drogą powietrzną. Sięgnęła niechętnym ruchem do torby i przeszukała ją. Wyciągnęła z nich troche ziół i chwastów - co prawda nie były one lekarstwem na zapalenie płuc i tym podobne, pozwalały jednak na chwilę nabrać sił. Podała je mężczyźnie.
Sama wstała, otrzepując ciało z pyłu. Spojrzała na anioła. Na jej obliczu począł rysować się cień współczucia, zniknęło jednak szybciej niz świeze bułeczki o porannych godzinach w najlepszej piekarni w okolicy. - Zostawiam Cię. Dasz sobie radę.
Klepnęła przyjaźnie gryficę, szybko wskakując na jej grzbiet. Spojrzała ostatni raz na mężczyznę i skinęła mu głową. Musiała się spieszyć. Czekała ją ważna sprawa w mieście-3. Jej przyjaciel, Loki zapewne już na nią czekał.
Wtedy jednak poczuła, że wyrzuty sumienia będą gryźć ją niesamowicie. Z warknięciem i nieukrywanym niezadowoleniem szarpnęła Atrite, zmieniając kierunek lotu. Teraz szybowały w przeciwną stronę - do szpitala Ostatniej Nadziei...

zt.

/ Przepraszam Cie, ale mam bardzo pilną fabułę. Stykniemy się jeszcze kiedyś. Marc leci teraz do szpitala Ostatniej Nadziei, po leki dla Claude (idealnie zgrało się to z wydarzeniem z przejeciem szpitala).
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Stara Chatka Empty Re: Stara Chatka
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 9 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach