Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Go down

Ku dalszej rozpaczy pseudo-przedsiębiorcy, Error nie przestał robić tego co robił i wciąż szamotał się na ziemi, rwąc z głowy włosy podobnie jak Ches, łkając i panikując. Jego rekacja na monolog Chestera była niczym okrutny żart, która obróciła groźby przeciwko niemu i niemalże doprowadziłą go do ruiny, takiej jak ta w której znajdowała się metalowa kulka smutku przed nim. Czy aby na pewno nie udawał? Czy na pewno był androidem? Był androidem, to już ustaliliśmy, nie był wystarczająco miękki jak na człowieka. A może to po prostu, ech, człowiek w zbroi albo ubraniach sztywnych z brudu, podobnie jak płaszcz, który dumnie nosi na sobie Chester? W końcu i tak widzi wszystko przed sobą jako jaskrawą masę świateł i rozmytych konturów, które układają się w generalnie rozpoznawalne obiekty. Nie zwracał do tej pory uwagi na to jak źle widzi, zwłaszcza gdy jego organizm ledwo radzi sobie z odstawieniem stymulantów. Wszystkie teorie odnośnie tego co się dzieje zdawały się rozpływać w mózgu Chesa podobnie jak rozpływają się kolory i kształty przed jego rozbieganymi, przekrwionymi oczętami - w jedno niezdatne do rozpoznania i analizy “coś”. Był w stanie oddychać, chociaż płytko i szybko, pomimo zesztywniałych nóg mógł się przemieszczać i nawet przy tak zaburzonym poczuciu równowagi potrafił obrócić się o 180°, powędrować do stacji i paść na zimną posadzkę z pewnością, że nie upraży go na niej bezlitosne słońce.

Android przybrał bardziej wyprostowaną pozycję, choć wciąż wyglądał jakby szarżował przez pole bitwy będąc pod ostrzałem. A może szykuje się na ostrzał ze strony swoich sprzymierzeńców, dlatego jest zgięty w pół by zminimalizować szanse postrzału w czaszkę? Wciąż wyglądał na przerażonego, a jego rozmówca wciąż pamiętał, że jest robotem i strach jest mu obcym uczuciem.
“Co to za miejsce?”
Chessie wlepił wzrok w piaszczyste podłoże na którym przed chwilą tarzał się IE. - Nie mam pojęcia. - odpowiedział szczerze, biorąc pod uwagę jego stan. - Ale wolałbym być gdziekolwiek bardziej niż tu. - dodał wskazując palcem na niebo, z którego lał się słoneczny żar. Najprawdopoboniej nie nawiązywał on do powierzchni słońca jako lokacji w której wolałby nie być. Najprawdopodobniej. Zacisnął zęby i zwrócił się w stronę czegoś co w jego oczach było budynkiem - tylko on, najsmutniejsza maszyna świata, około osiemnastu metrów drogi do pokonania. Wydawało się, że cel w takich warunkach nie może zostać osiągnięty, ale to nie takie myślenie doprowadziło wspaniały gatunek ludzki na szczyt łańcucha pokarmowego; Chester ostrożnymi krokami zaczął przemieszczać się w stronę rozsuniętych drzwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mam pojęcia, ale wolałbym być gdziekolwiek bardziej niż tu.
Error podążył nieufnym spojrzeniem w stronę słońca, które wskazywał roztrzęsiony palec Chestera. Jako android nie musiał przejmować się jaskrawym światłem, nie mógł oślepnąć. Jego aparat był przystosowany do odbierania naprawdę wysokiej dawki światła, w końcu miał pracować przy spawarkach.
Ponownie zwiesił wzrok, przenosząc go tym razem na zwinięte dłonie. W nerwach zaczął pocierać, rozciągać, a nawet drapać palce. Robił to tak maniakalnie i bezmyślnie, że w jednym miejscu nagle pojawiło się przetarcie. Spod spodu zaczęła delikatnie przebijać czerwona masa oklejająca jego szkielet. Robot tego nie zauważył i miętosił palce dalej, interesując się już zupełnie czym innym. A mianowicie dwumetrową, prawdopodobnie chorą osobą, która próbowała dotrzeć do drzwi budynku stacji benzynowej, na której właśnie przebywał. Error jakby zgarbił się jeszcze bardziej, podejrzliwie rozejrzał się.
Do środka.
Zakrył twarz dłońmi i wziął głęboki wdech. Wiatraczek wydał głośny dźwięk. Przy 'wydechu' można było usłyszeć bardzo wyraźne drżenie. Widząc kogoś w takim stanie ludzie pomyśleliby, że ta osoba na pewno ma jakieś problemy z psychiką. Szczęście w nieszczęściu IE nie posiadał ludzkiej psychiki, cały jego mózg składał się z silikonowych synaps i sztucznie emitowanych impulsów. Jedyne, co mógł utożsamiać z 'psychiką' to był plik sztucznej inteligencji, przy czym dwa z trzech były uszkodzone. Prawdopodobnie trzeci również nie był do końca sprawny, jednak cechowały go bardziej pozytywne zmiany.
Postawil pierwszy krok, za nim kolejny, a potem jeszcze następny. Zdawałoby się, że porusza się w głębokim piasku lub jakiejś gęstej mazi, jego ruchy były powolne i wyjątkowo wymuszone. Czas przeciągał się niemiłosiernie, oczy co chwilę gubiły ostrość. Czuł się jak człowiek w jednym z tych snów, gdzie chcesz uciec, ale tak naprawdę biegniesz w miejscu. Z każdą przedłużającą się sekundą niepokój Errora wzrastał i miał coraz większą ochotę upaść na ziemię i zostać już tam na zawsze.
Po kilkunastu sekundach, które wydawały mu się całymi godzinami, dotarł do drzwi. Przekroczenie progu budynku bynajmniej nie zdjęło z niego ciężaru fobii tak jak zrobiło to z palącym słońcem. Szybko, ale dokładnie rozejrzał się. W ciągu jednej sekundy znalazł się pod blatem, oplatając kolana ramionami i kołysząc się w przód i w tył. Przemówienie do niego w tym stanie byłoby równie irracjonalne co stanie w płaszczu i szaliku na pełnym, Desperackim słońcu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ches znajdował się obecnie w czwartej gęstości, oddzielony od świata zewnętrznego grubą ścianą szumu, nie będąc pewien czy przeżyje każdy kolejny krok, który przyjdzie mu postawić. Powoli, niezbyt stabilnie, ale z upartością jakiej mało brnął do przodu. Wnętrze stacji było chłodzone prowizorycznymi metodami, takimi jak otwarte zsuwnie, klimatyzatory i instalacje rynnowe odprowadzające powietrze z lokalu na zewnątrz - przewiewne miejsce, otwarte z wielu stron, nie tylko ze względu na dziury w ścianie zapewniało dobrą cyrkulację powietrza, która była niezbędna przy produkcji chemii, którą ostatnio zajmowała się spółka Harvey’a. Upał z zewnątrz wprawdzie wlewał się do środka, ale dzięki prowizorycznej wentylacji nikt jeszcze nie udusił się w środku podczas pracy. Ches jęknął z ulgą po przekroczeniu progu miejsca, które od biedy mógł nazywać domem. Zamknął oczy, oparł dłonie o krawędź blatu i starał się złapać oddech, jednocześnie zastanawiając się czy nadciąga ta słynna utrata przytomności, o której nasłuchał się od kolegów stroniących od stymulantów. Powierzchnia stanowiska była obsypana wszelkiego rodzaju środkami czyszczącymi, kolbami, probówkami, palnikami i bliżej niezidentyfikowanymi związkami chemicznymi - niezbyt interesujące w porównaniu do tego co mieściło się pod nim, to jest, zapłakanego, spanikowanego i bujającego się w przód i w tył robota, który niecałe kilkanaście minut temu ze stoickim spokojem zneutralizował niebezpieczny ładunek wybuchowy. Poza najmniej stabilnym duetem Desperacji wnętrze było puste. Wczesna pora i pozwolenie na opuszczenie miejsca pracy w związku z zaistniałym zagrożeniem zamieniło odgłosy pracy i bulgotu toksycznych substancji na łkanie i ciężkie dyszenie. Ches postanowił ukoić drgawki i powrócić do naszego świata skupiając się na leżącym przed nim sreberkiem z różowymi, kruchymi kapsułkami. Podniósł ostrożnie lewą rękę z powierzchni blatu, później drugą, poluzował szalik i przeskanował okolicę w poszukiwaniu czegoś co uczyni go bardziej dysponowanym. Bez dłuższego namysłu podszedł do brudnego biurka pod otwartym szeroko oknem i chwycił prostopadłościenne, aluminiowe opakowanie wypełnione mieszaniną benzyny i sproszkowanych medykamentów. Nie był do końca pewien co jest w środku, nie czuł nic poza charakterystycznym, milutkim zapachem paliwa i metalu, ale cokolwiek to było, potrzebował tego w swoim systemie. Teraz. Mógłby po prostu wypić to co jest w środku, ale wchłanianie środków odurzających przez system pokarmowy zajmowało za dużo czasu jak na tę chwilę. Władowanie sobie gęstej substancji bezpośrednio w krwioobieg wiązało się ze sporym ryzykiem, koniecznością szukania igły i koniecznością wycelowania wyżej wymienionej igły w żyłę, też odpada.
Potrzeba matką wynalazków.
Chester zdjął z siebie szalik, odsłaniając czerwoną bruzdę na szyi, po czym  bezceremonialnie wylał nań trochę płynu z aluminiowego zbiornika a następnie chwycił w dłoń mokry kawałek materiału i przysłonił nim twarz. Jak taka maska chirurgiczna, ale głupia i niehigieniczna. Szereg czynności wykonany przez Chesa nie należał może do najbardziej chwalebnych czy sensownych, ale nie wypada mu odmówić pomysłowości - zasłaniając usta i nos szmatką nasączoną dragami zwiększał ilość wdychanej substancji. Zazwyczaj robi się tak z foliową siatką, która na pewno gdzieś tu leży, tylko gdzie. Umysł Chesa z każdym wdechem stawał się coraz bardziej czysty, wzrok coraz bardziej ostry a rzeczywistość już nie tak odległa. Po kilku minutach niekonwencjonalnego ćpania w akompaniamencie szlochów przerażonego androida, Chessie uklęknął przed mechanicznym saperem i zbadał wzrokiem po raz kolejny.
- Co ty właściwie robisz, co? Uspokój się trochę, powiedz mi. - zakomunikował spokojnym jak na siebie głosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla androida czas w tym momencie nie istniał. Wszystko stało w miejscu, jedynie niektóre rzeczy wydawały się ostre i jako tako realne. Tylko on, niezidentyfikowana postać i stół, pod którym niezgrabnie dygotał. Cała reszta migotała kolorowymi plamkami, powoli stawała się jednym wielkim zlepkiem obrazów.
Może sam jestem chory, tak samo jak ten pan?
Przetarł twarz, chociaż nie było na niej nawet kropli potu czy chociażby delikatnego rumieńca gorączki. Był tylko stertą metalu pokrytą skóropodobną powłoką, w dotyku przypominającej jedwab. Długie, blade palce błądziły między plastikowymi kosmykami, zaciągając je na twarz, to znowu odgarniając do tyłu. Nie wiedział co ze sobą począć. Nawet siedząc pod blatem nie czuł się wystarczająco bezpiecznie, otaczało go tyle obcych dźwięków, obrazów i zapachów.
Wdech, wydech. Spokój. Opanuj się.
Złączył kurczowo obie dłonie, jednak dalej lekko drżały.
Spokój.
Oddech miał nierówny, przerywany łkaniem lub kompletną ciszą, gdy zapominał o utrzymywaniu pozornej wymiany gazowej. Minęła minuta.
W tym czasie mężczyzna pałętał się po własnej parceli, widocznie czegoś szukając. IE tylko częściowo zwracał na niego uwagę, większość jego mózgu skupiała się na wewnętrznych przeżyciach. Z czasem, gdy sytuacja zaczęła się poprawiać, coraz bardziej przyglądał się wysokiej postaci. Przestał wyglądać na przerażonego, a na jego twarzy pojawił się wyraz nieprzyjacielskiej niepewności. Powstrzymał drgawki, przynajmniej trochę.
Co ty właściwie robisz, co? Uspokój się trochę, powiedz mi.
Co on właściwie robi? Sam nie wiedział. To nie jego wina, że nagle znalazł się w obcym miejscu, w dodatku z obcymi ludźmi. Panika zaczęła znowu wkradać się do jego umysłu, zatrząsł się gwałtownie.
- Przepraszam.
Głos miał zrezygnowany i jednocześnie napięty, jakby oczekiwał ciosu za samo otwarcie ust. Zrobił kilka szybkich wdechów, jakby ponownie zaczął się nakręcać, jednak nic się nie stało.
- N-naprawdę - głos mu się załamał, przy czym dało się wyraźnie słyszeć elektroniczny pogłos przy przejściu z jednego dźwięku na drugi. - Naprawdę nie wiem, co się ze m... m... mną dzieje.
Szybko zasłonił usta ręką. Miał wrażenie, że nie powinien się odzywać. Chwilę krążył wzrokiem po podłodze jakby szukając odpowiedzi czy zrozumienia, aż w końcu zdecydował się spojrzeć mu w oczy. Odjął dłoń od twarzy i westchnął niecierpliwie.
- M... M... Mógłby mi Pan... t-troszeczkę pomóc? - nastała dłuższa cisza, widać było, że robot coś kalkuluje. - Boję się.
Ostatnie słowa wymówił prawie szeptem, ponownie kurczowo zaciskając palce obydwu dłoni.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mentalny i po części fizyczny stan Chesa można było teraz porównać do wyczerpanego i zagłodzonego człowieczyny, który właśnie wydostał się ze szklarni w samo południe czerwcowego dnia i zachowuje optymizm nawet pomimo udaru i poparzeń. Przynajmniej żyje.
Wciąż czuł pot na dłoniach i sztywność w stawach, ale wszystko poza tym uległo znacznej poprawie - powietrze nie wydawało się już być gęstą mazią, którą ciężko wtłaczać do organizmu, gałki oczne były skalibrowane, ślinotok powstrzymany, język mniej opuchnięty, powieki nie takie ciężkie. Daleko mu było do czystego stanu umysłu, zwłaszcza po nawąchaniu się benzyny, która przyprawiała go o miłe mrowienie na plecach i generalnie lepszy humor. Klęczał przed androidem, gniotąc w dłoniach mokry szalik, niepewny tego co miało niedawno miejsce ani co musi dalej zrobić. Na stacji było cicho, odrobinę za cicho jak na dzień roboczy; wyposażenie laboratoryjne mieniło się w słońcu a wyblakłe opakowania po chemii gospodarczej stały tam gdzie wczoraj, nienaruszone pracą ludzkich rąk. Gdyby nie zapłakany robot na podłodze i wesoły ćpun tuż nad nim, to można by uznać placówkę za prawdziwe laboratorium, gdzie wykształceni ludzie dają z siebie wszystko by wesprzeć akademię i wynaleźć coś co poprawi niski standard życia na Desperacji. Pozory bywają mylące, o czym świadczy chociażby zawodowy technik, który rozbroił niebezpieczny ładunek C4 po czym zwinął się w kłębek i zaczął wyć.
Ches z rozdziawionymi ustami i zdziwieniem wpatrywał się w androida. Nie wiedział o nim za wiele, oprócz tego, że pochodzi z M3 i jest z niego całkiem niezły saper. Jego zachowanie skutecznie obalało teorię o tym, że jest czujką S.SPECu, która ma za zadanie sabotować jego przedsięwzięcie biznesowe. Może trzeba by wezwać kolejną złotą rączkę, która się nim zajmie? Może lepiej nie, bo zacznie się domagać zapłaty za wykonanie roboty. Usunięcie go z posesji było rozsądną decyzją - więc naturalnie przeleciała ona Chesterowi tuż nad rozczochraną głową. Z bezbronnym androidem można zrobić przecież tyle ekscytujących rzeczy, od rozebrania na cenne części po przeprogramowanie na wiernego żołnierza. Do tego drugiego potrzeba by było programisty, o którego na Desperacji nie jest łatwo. A może gdyby za puszkę tak po prostu wystawić okup? To wymagało kilku pytań i kilku odpowiedzi.
- Mhm. Weź głęboki oddech, blaszaku, czy co wy tam robicie w swoich syntetycznych płucach. - uśmiechnął się, paskudnie i fałszywie. - Jesteś… Jesteś u mnie w domu, powiedzmy. Czuj się jak u siebie. Podładuj sobie bateryjki albo coś, oferowałbym ci trochę tabletek na stany lękowe, ale nie jestem pewien czy nie zaklinują się one gdzieś pomiędzy twoimi mechanicznymi trzewiami bez efektu. - usiadł na podłodze i podrapał po szyi. - Więc, em,  wyglądasz na cennego. Gładki, mało zarysowany, jakbyś chodził przez całe życie w folii. Na pewno jest jakaś osoba, albo może nawet kilka osób, którym bardzo na tobie zależy, nie? - w najgorszym przypadku będzie trzeba puścić Errora wolna, zabierając mu maszynowy odpowiednik nerki. - Oh, gdybyś tylko był w stanie podać mi imię kogoś takiego. I miejsce, w którym rezyduje. - poklepał IE delikatnie po ramieniu. Za warstwą łez i sztucznej skóry wyobrażał sobie wart swoje pieniądze procesor, zaawansowany system chłodzenia, wyłożone złotem matryce CMOS, miliardy nowoczesnych tranzystorów. Perspektywa zarobku uczyniła uśmiech na jego twarzy znacznie bardziej wiarygodnym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaciskając dłonie z taką siłą, że z łatwością mógłby zmiażdżyć ludzkie palce, wpatrywał się w zaniedbaną twarz mężczyzny. Obserwował każdy jego najmniejszy ruch, przewidując ewentualne niebezpieczeństwo. Zrobił się o wiele przyjaźniejszy, co wydało się IE zdecydowanie podejrzane. I o czym on właściwie mówił? Jakieś bateryjki? Syntetyczne płuca? Metalowe trzewia? Przez krótką chwilę starał się zrozumieć ten skomplikowany bełkot, jednak szybko zrezygnował. Wolał nie wchodzić w szczegóły, dla własnego bezpieczeństwa.
Drgnął przerażony i starał się schować jeszcze bardziej, gdy gospodarz postanowił przy nim usiąść. Przy przesuwaniu się uderzył górną częścią metalowej czaszki o blat, wywołując przy tym potężny łoskot. Stojące na stole fiolki podskoczyły, niektóre przewróciły się i przeturlały po meblu. Mało brakowało, aby któryś ze szklanych przedmiotów spadł i roztrzaskał się na miliony ostrych odłamków, potencjalnie raniąc zleceniodawcę androida. Całe to wydarzenie zestresowało IE, zrobił kilka szybkich oddechów. Ponownie zatrząsł się pod falą drgawek, w oczach zagościła panika. Chwilkę zajęło mu odzyskanie skrawków opanowania, jakie mu zostały.
Średnio rozumiał, o czym mężczyzna mówi. Znowu zerkał niepewnie na fałszywy uśmiech, nagła zmiana nastawienia raczej nie wywoływała w nim poczucia bezpieczeństwa czy komfortu.
Oh, gdybyś tylko był w stanie podać mi imię kogoś takiego. I miejsce, w którym rezyduje.
Nie odezwał się od razu. Błądził wzrokiem w tę i we w tę, marszczył brwi w wyrazie zrezygnowania i strachu. Nie potrafił odpowiedzieć na jego pytania. Były za trudne dla skorumpowanego umysłu androida, zaprogramowanego aktualnie na rozumowanie na miernym poziomie wyjątkowo aspołecznego ośmiolatka. Kilkukrotnie otworzył i zamknął usta, jakby nie wiedział co do końca powiedzieć. Zacisnął porcelanowe imitacje zębów.
- P-Przepraszam… - zaczął jak zwykle niepewnym tonem. - Nie za bardzo rozumiem, o czym pan mówi…
Zamilkł, jak gdyby temat konwersacji obudził w nim nieprzyjemne demony przeszłości. A przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Zgarbiony, z zawiniętymi do klatki piersiowej nogami, z twarzą wtuloną w kolana. Wymiętoszony plecak był upchnięty gdzieś za jego plecami; z powodu bycia androidem nie czuł, jak prawie trzydzieści kilo złomu wgniata mu się w delikatny materiał skórny. Biała, tak samo sterylna i wizualnie estetyczna jak sam robot bransoleta lśniła na lewym nadgarstku. Dotychczas dioda na niej mrugała czerwonym, ledwie zauważalnym światełkiem w dość intensywnym stosunku 1:1. W niczym nie przypominało to obecnego ciągłego strumienia światła, tak podobnego do tego sprzed około trzydziestu minut. Ciało androida było zastygłe, co było skrajnie podejrzane, zważywszy na jeszcze niedawne ataki i spazmy.
Minęła minuta.
Error podniósł twarz. Gościło na niej o wiele więcej spokoju i opanowania, przerażony ośmiolatek odszedł w zapomnienie. Jednak jego buzia wydawała się zbyt chłodna i zdystansowana od tej, jaką można było podziwiać jeszcze na desperackim słońcu. Chwilę zajęło mu kalibrowanie mięśni; kilka sekund po tym jego brwi rozluźniły się bardziej, nabrały swoistej przyjazności. Zupełnie jak przy pierwszym spotkaniu, jednak nieco… sztucznej. Opuścił ramiona, zdawał się czuć o wiele mniej niekomfortowo niż wcześniej. Spojrzał na niego i po chwili podrapał się po policzku w wyrazie zakłopotania.
- Ehm… - brzmiał na zażenowanego. - Wiem, że to głupio zabrzmi, ale kim jesteś?
Bransoleta zaczęła pobłyskiwać na zielono.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łoskot wywołany nerwowymi odruchami robota powinien w przypadku normalnej osoby wywołać chociaż wzdrygnięcie, może próbę ocalenia probówki toczącej się w kierunku krawędzi blatu - Ches wciąż wpatrywał się w delikatną twarzyczkę Errora. Cała ta sytuacja wymagała znacznie więcej substancji, która wsiąkała w szalik by przedsiębiorca mógł zaznać spokoju. Niewiele androidów ma w zwyczaju szwędać się wśród rozgrzanych piasków Czerwonej Pustyni, przynajmniej nie w tak dobrym stanie. Nie czas i nie miejsce na rozważania tego czy IE można nazwać człowiekiem, ale wobec zaistniałych okoliczności i docierających do mózgu halucynogenów ciężko było się powstrzymać. Na pierwszy rzut oka przecież wygląda trochę jak żywa istota, prawda? Można oczywiście kwestionować “pierwszy rzut oka” w wykonaniu Chestera, który nie widzi za dobrze niczego na odległościach większych niż pięć metrów i nienaturalnie jaskrawe oczęta Errora, podobnie jak jego włosy, które rzeczywiście wyglądały sztucznie. Pod miękką, mięsistą powłoką, która skutecznie udawała tkankę mięśniową kryły się tylko tłoki, mikroprocesory, liczne przewody biegnące w całym ciele niczym żyły i tętnice. Mózg Errora był sporą, bardzo wydajną jednostką obliczeniową, wypełnioną po brzegi głębokimi sieciami algorytmów, które umożliwiają mu dostosowanie się do różnych sytuacji. Dziesiątki lat pracy najwybitniejszych naukowców i inżynierów zamknięte były pod metalową czaszką spanikowanego robocika, który z trudnością powstrzymywał spazmy i miał trudności ze złapaniem oddechu. Czy programista, który ma prawo nazwać się zdolnym, pozwoliłby na coś takiego? Czy to celowy zabieg, mający na celu rozwinąć nową osobowość? A może to pierwszy krok wyłamania się z domyślnej pętli dyktującej zachowanie Errora, który właśnie osiąga osobliwość i coś co można by nazwać wolną wolą? Może już takową posiada i po prostu miał ochotę sobie poryczeć pod stołem? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi, ogrom czasu i pieniędzy do stracenia - wypadałoby się zająć czymś bardziej przyziemnym, na przykład gdzie schować zakładnika do czasu przybycia haraczu. Można by go wsadzić na chwilę do komórki w piwnicy, albo nawet przyczepić do kaloryfera w pokoju na górze, jeśli będzie sprawiał problemy. Czy roboty czują ból? Czy śnią o elektrycznych owcach? Odpowiedzi na te pytania Harvey miał nadzieję poznać już nie długo, wystarczy tylko nakłonić rozmówcę do tego by wyczołgał się spod stolika i…
Wiem, że to głupio zabrzmi, ale kim jesteś?
Ches zastygł na chwilę w miejscu, podobnie jak Error. Kurwa, wszystkie perspektywy łatwego zarobku i zabawy w naukowca właśnie przepadły. Przynajmniej nie wygląda na to, że będzie musiał mu płacić za wykonanie pracy. Pytanie zbiło go odrobinę z tropu, podobnie jak zmiana tonu i nagły spokój. Wygląda na to, że android funkcjonował już tak jak wcześniej wspomniany programista-geniusz chciał żeby funkcjonował. Ches chwycił w dłonie szalik i rozciągną w przeciwne strony po czym podniósł na wysokość klatki piersiowej. Należało podjąć decyzję - podjąć spore ryzyko i spróbować udusić robota mokrym artykułem odzieży lub nie robić sobie więcej problemów na dziś. Minęło kilka sekund, zanim Chessie powoli nawinął sobie szalik na szyję, utrzymując kontakt wzrokowy z robotem.
- Oh, ależ to nic takiego. Jestem twoją przepustką do lepzsych dni! - powiedział, nie będąc do końca pewien znaczenia swoich słów. Zawartość metalowego kontenera zdawała się w pełni przejmować kontrolę nad tokiem rozumowania Chestera. Wziął głęboki oddech jakby miał coś zaraz powiedzieć, lecz zamiast tego chwycił niedelikatnie androida za ramię z bransoletą. Obrócił ją w swoją stronę. Kliknij mnie!
- Kliknij ją. - powiedział tonem, który oscylował gdzieś pomiędzy groźbą a przyjazną sugestią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

IE-404 był idealnie skonstruowanym androidem. Pomijając aspekty estetyczne i wizualne jego aparycji (nad którymi pracowała nie jedna wykwalifikowana osoba) w metalowej duszy działy się rzeczy przerażająco niezwykłe i doskonałe. Jego twórca prawdziwie musiał być geniuszem, by zaprogramować tak perfekcyjnie działający program. Prosta sztuczna inteligencja, ale na tyle zaawansowana, by rozpoznawał komendy i głos właściciela. Obszerna biblioteka planów konstrukcyjnych oraz mniejsza, lecz nie mniej ważna, chorób i wypadków. Robot idealny mający służyć człowiekowi w praktycznie każdej dziedzinie życia.
Do takiego stanu został przywrócony jego umysł. Wirus jedynie przepuścił parę algorytmów uczuć, uczłowieczał go jeszcze bardziej, lecz nie tworzył błędów. IE był teraz czysty, piękny w swojej skomplikowanej prostocie, wręcz nieskalany. Jego pamięć również była nieskalana żadnym obcym, zewnętrznym obrazem czy dźwiękiem. W plikach pozostały same dane systemowe, wszystko inne przepadło bezpowrotnie. Ale czy aby na pewno bezpowrotnie?
Error przypatrywał się z dość przygłupim wyrazem twarzy poczynaniom Chestera, który widocznie walczył z szalikiem i samym sobą. Był spokojny, ale jednak w jakiś sposób jakby otumaniony czy oddalony od rzeczywistości. Jakby nie potrafił myśleć racjonalnie czy szybko przetwarzać informacji ze względu na brak wyuczonych reakcji i zachowań.
Jestem twoją przepustką do lepszych dni!
Nie miał pojęcia co bredził ten gość, ale był całkiem zabawny. Chociaż wyglądał na dość groźnego i raczej nieprzewidywalnego, może należałoby zachować ostrożność? Lekki dystans jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Jak na złość w tym momencie ręką oponenta złapała za metalowy, nieco zakurzony od pyłu Desperacji nadgarstek robota. Error był oczywiście zaskoczony tą nagłą sytuacją, jednak pozostał bierny i bez słowa szukał odpowiedzi w tej jakże ciekawej bransolecie, która to właśnie zwróciła uwagę mężczyzny.
Kliknij ją.
Już miał pytać 'Dlaczego?', gdy wyczuł w jego tonie coś specyficznego. Tak jakby nie potrafił zakwestionować jego myślenia, nawet trochę się sprzeciwić. Gdyby nie był tylko zlepkiem metalowych części i obwodów prawdopodobnie powyższe polecenie i głos Chestera wywołałyby na jego plecach falę nieprzyjemnych ciarek, a pojedyncze włoski porywające skórę istot żyjących stanęłyby dęba. Przerażający typ.
Kompletnie wyprany z emocji wyszarpnął rękę z uścisku, niezbyt myślał o uczuciach wysokiego jegomościa. O ile w ogóle cokolwiek myślał. Dokładnie obejrzał przyrząd, pomimo wielu zadrapań i tak wydawał się podejrzanie sterylny i obcy. Była to bransoleta zbudowana z białego plastikopodobnego materiału, jednak nie odbijała światła, jak to mają w zwyczaju te tanie, powszechnie dostępne materiały. Prosta w budowie, z małą diodą umieszczoną centralnie obok małego guzika; przycisk znajdował się od wewnętrznej strony jego dłoni, by nie był narażony na obicia podczas wykonywania codziennych czynności. Przedmiot nie przesuwał wzdłuż ani wszerz. Zdawał się być wrośnięty lub wbudowany w nadgarstek robota, jednak dalej dało się go odróżnić od miękkiej powłoki skórnej. Poniżej widniał wypalony jakby cieniutkim laserem napis 'Kliknij mnie!'.
Więc Error kliknął. Dioda zmieniła kolor na błękitny, prawie dorównując odcieniowi jego oczu. Android znowu zastygł na chwilę, lecz trwało to o wiele krócej niż poprzednie letargi. Zamrugał i rozejrzał się trochę zdezorientowanym wzrokiem po pomieszczeniu, po czym prawie natychmiast na jego twarzy pojawiła się frustracja i poirytowanie.
- Cholera, dlaczego to się musi dziać w tak ważnych momentach - warczał do siebie wystarczająco głośno, by Chester mógł usłyszeć. - Stracę kiedyś przez to pracę.
Odchrząknął trochę i spojrzał na twarz swojego zleceniodawcy. Porzucił już całkowicie maskę przyjemnego robota do wynajęcia, po dzisiejszych wydarzeniach to nie miało sensu.
- Słuchaj, musisz mi odpowiedzieć na parę pytań. Ile czasu zachowywałem się jak pojeb i co dokładnie się działo?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ingerencja losu

Desperacja to złośliwe miejsce.
Android powinien wiedzieć to najlepiej. Pełno tu niesprzyjających warunków, przez które niektóre części szybciej się psują. To przez pogodę, to przez piach, który wchodzi wszelakie szpary lub niedoskonałości. Nic dziwnego, że ramię IE-404 zaczęło się go nie słuchać. Generalnie ciężko było mu nim poruszać, trudno powiedzieć, dlaczego.

Przez niesprzyjające warunki na Desperacji, androidowi zaczęła ciężej działać ręką. Być może to tylko zwykły piach. Polecam wymienić części lub je tylko naoliwić. Jeśli problem będzie ignorowany, ramię po 4 fabułach zepsuje się doszczętnie, przez co całe będzie do wymiany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jeśli pod metalową czaszką IE znajdowały się kilometry obwodów, multipleksowanych w cienkich niczym opłatek warstwach, które przesyłały między sobą setki milionów sygnałów na sekundę w celu dokonania skomplikowanych obliczeń, umożliwiających mu zrozumienie otoczenia i podjęcie działań zgodnych z wytycznymi, to mózg Chestera można porównać do zardzewiałych trybików, które z trudem i zgrzytem są wprawiane w ruch jeśli nie zapomni naoliwić ich porządnym stymulantem - teraz, w obliczu nieoczekiwanego obrotu sytuacji, najbardziej było widać jego niedoskonałości. Chessie nie miał pojęcia co się stało, o czym mówi robot, zapomniał na chwilę gdzie jest. Android zdawał się być tylko odrobinkę rozjuszony, zdenerwowany, jakby przejście ze szlochania na podłodze do kamiennej, niemalże znudzonej ekspresji twarzy było czymś co miał za sobą już nie jeden raz. A może właśnie tak było? Model Errora był z pewnością uszkodzony, bo przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie programowałby sekwencji odpowiedzialnej za przejście ze stanu “chłodna aura profesjonalizmu” do “obezwładniająca panika” i z powrotem. Prawda…?
Co jeżeli Error jest jedynym ze swojej lini produkcyjnej blaszakiem, który co jakiś czas przełącza się w tryb pełnego przerażenia, w celu kolekcji danych, na przykład reakcji otoczenia? Co jeśli to eksperyment M3 badający empatię i dojrzałość społeczną mieszkańców Desperacji? Co gorsza, co jeśli niezbędne informacje zostały właśnie zebrane i naukowcy w Mieście właśnie dowiedzieli się, co knuje Chester? To wszystko ma sens. Wyjaśnia materiał wybuchowy pod przyczepą, wyjaśnia dlaczego robot unieszkodliwił go w zaledwie kilka minut, wyjaśnia dlaczego próbował dowiedzieć się gdzie jest.
Gdyby tylko Harvey był w stanie utrzymać jedną myśl, nawet tak paranoiczną i odważną jak powyższa, przez więcej niż kilka sekund. Jak na moment obecny, był zagubiony, zdecydowanie bardziej niż jego rozmówca.
Ile czasu zachowywałem się jak pojeb i co dokładnie się działo?
Uh, hmh. Ches podniósł palec i nabrał przez usta powietrza, tak jakby miał zacząć recytować wyrytą w pamięci formułkę albo przysięgę, ale zanim z jego wypełnionej pożółkłymi kłami paszczy wydobył się jakikolwiek dźwięk inny niż świst zasysanego powietrza, zastygł w bezruchu. Dobre pytanie, puszeczko. Po chwili niezręcznej ciszy i głębokiego namysłu, przypomniał sobie, że nie pamięta i podjął próbę improwizacji.
- Eh, em, no wiesz, była ta cała szkatułka z C4 czy coś w tym stylu, nie? Wszystko było ok, po tym jak ją unieszkodliwiłeś, podszedłeś do mnie, wszczęliśmy przyjazną pogawędkę. Same przyjemności, ale… Padłeś. Na ziemię. I zacząłeś się tarzać i szlochać i ryczeć, a ja pomyślałem, że jeśli nie przestanę się smażyć na słońcu to skończę podobnie. - ciągnął dalej, zacinając się jak nieprzygotowany do lekcji uczeń. - Więc weszliśmy tutaj. Nic nie wybuchło, przynajmniej ja nic nie usłyszałem. W ogóle, gdybym był na twoim miejscu, to zerknąłbym na stawy, czy czymkolwiek są te wnęki przy łokciach, bo piasek Czerwonej Desperacji to skurwysyn wobec wszystkiego co metalowe i błyszczące. - dodał, po czym wyprostował nogi, uniósł ręce nad głowę i przeciągnął się. Chwiejnym krokiem zbliżył się do biurka i podniósł wyblakłe opakowanie ze zdartą etykietką. - To sprężone powietrze w spreju. Działa cuda, kiedy nałożysz sobie na głowę plastikową torebkę i zaczniesz je do niej wtłaczać. Na początku zimne, ale z czasem robi się tylko milej. - rzucił ją w kierunku Errora, źle obliczając trajektorię lotu i wkładając za mało energii w rzut  przez co puszka smutno potoczyła się przez cały pokój zatrzymując się u stóp robota. - A, no i można jeszcze jej używać do przeczyszczania sprzętu, albo coś w tym stylu. - wzruszył ramionami. - Mi zawsze wystarczyło to pierwsze. - zaśmiał się sztucznie i zaczął ze zniecierpliwieniem krążyć po stacji. Puste kolby, zgaszone palniki i martwa cisza przypominały mu o potencjalnych stratach, które ponosił z każdą kolejną nieproduktywną minutą. Cóż, przynajmniej udało mu się oszczędzić na opłacaniu sapera.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zimne, błękitne spojrzenie otoczone woalką prawie przezroczyście białych syntetycznych rzęs przyglądało się uważnie twarzy Chestera nadając buzi androida skonsternowany, ale i lekko zirytowany wyraz. Był zdenerwowany, zarówno na siebie jak i na rozmówcę. Nie dość, że reset trafił mu się podczas spraw służbowych, to jeszcze jego pracodawcą okazał się narkoman z problemem wysławiania się. Świetnie. Cały dzień do dupy.
Mimo tego uważnie słuchał, pan Harvey był teraz jedyną osobą, która w jakikolwiek sposób mogłaby pomóc w sprawie zaniku danych androida. Podczas tego monologu podniósł się spod biurka (nawet nie chciał pytać dlaczego tam się znajdował) i oparł się bezwiednie o blat, jakby targnięty ludzkim odruchem. Złom w jego plecaku zagrzechotał niemiłosiernie przypominając o swoim istnieniu, jednak cała uwaga robota była skoncentrowana na 'przedsiębiorcy'.
Nagle poczuł pewien dyskomfort w poruszaniu lewą ręką. Palce składały się coraz ciężej, niby-stawy zdawały się zastałe. Czyżby znowu nałapał się pustynnego piasku? Szlag by to, ten dzień chyba nie mógł być gorszy.
Postanowił to na teraz zignorować, zajmie się tym, gdy wróci do domu. Jakby czytając mu w myślach, 'przedsiębiorca' podrzucił mu (dość smutnie) puszeczkę, która się okazała niczym innym jak sprężonym powietrzem w spreju. Sięgnął po nią, obejrzał, skrzywił się po usłyszeniu narkotycznych przygód związanych z tym przedmiotem i nacisnął spust. Ciche syczenie rozeszło się po pomieszczeniu, po czym całkowicie ustało. Pusta. Mógł się tego spodziewać. Odstawił artefakt na zakurzony blat i spojrzał z powrotem na Chestera. IE ochłonął i wrócił do profesjonalnego tonu, jakim posługiwał się na początku.
- Strasznie mi przykro, że musiał być pan świadkiem moich… ekscesów - pomimo ładnych słów nie brzmiał zbyt wiarygodnie. - To drobne błędy w systemie, nic na nie nie poradzę.
Zabębnił palcami prawej dłoni o stół, jakby zastanawiał się nad kolejnymi zdaniami.
- Mam nadzieję, że nie wpłynęło to na jakość wykonywanych przeze mnie usług. Sugeruję, by nie zawracał pan sobie tym głowy, w żaden sposób to pana nie dotyczy. Oh, i proszę zapomnieć o tym całym niespodziewanym wydarzeniu, jeśli pan łaskaw.
Ostatnie zdanie przyozdobił wyjątkowo fałszywym uśmiechem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach