Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Czas: Cztery lata i osiem miesięcy do tyłu.
Miejsce: Tam gdzie Ao mówi dobranoc - najgłębsza grota gór Shi.


W dzieciństwie Elizabth słyszała pewną opowieść od człowieka o czerwonych oczach. W historii tej źli ludzie szli do miejsca zwanego piekłem. Miejsca tak straszliwego, że przechodziło wszelkie wyobrażenia, miejsca pogrążonego w chaosie, pełnego bólu i niekończącego się cierpienia.
Mijały lata, a opowieść tkwiła w sercu dziewczyny niczym ostra zadra, gotowa dać o sobie znać każdej bezsennej nocy poza murami Miasta. Ale wówczas miała przy sobie kogoś kto potrafił wizje odpędzić, kto łagodnie szeptał słowa o innym pięknym miejscu, do którego trafią tak prawe dusze jak jej.
Teraz była sama.
A piekło otaczało ją zewsząd. Kuliła się pod ścianą, przyciskając omdlałe z wysiłku palce do rozdrapanej rany na szyi. Ile czasu minęło? Jak wiele musiało jeszcze minąć?
Sklejone piaskiem sennym powieki, usta poruszające się w bezdźwięcznej mantrze będącej jednocześnie błaganiem o choć kroplę wody, łaskę dla dusz i rozpaczliwym krzykiem o pomoc. Była na granicy, zawieszona w niekończącej się agonii między życiem, a śmiercią.
Modlitwa raz po raz powracała do jej skołatanej, czystej od myśli głowy. Czuła się tak straszliwie zmęczona. Jeśli teraz zaśnie… Czy obudzi się kiedykolwiek? A może powędruje do tego pięknego miejsca?

Imrahilu Imrahilu, czemuś mnie tu przywiódł. Ciężki kamień u szyi mej, a staw głęboki. Zabić mnie chcą.


Odpowiedziały jej pustka wraz z ciemnością. Najstraszliwsze towarzyszki dla młodej dziewczyny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Noc chyliła się ku końcowi.
- Cz-czcigodny Aequalisie... j-już czas. - Wybełkotał bardzo młody, świeży adept Kościoła stojąc w drzwiach do jego celi. Był zestresowany i nieco przestraszony. Po raz pierwszy został wezwany przez innego kapłana, aby przekazał Członkowi Starszyzny zbliżający się koniec rytuału Oczyszczenia jednej z kandydatek. Chłopiec, jednakże nie spodziewał się, że Członkiem Starszyzny może być Wymordowany. Szczególnie Wymordowany w takim już stadium.
Aequalis skończył swoją modlitwę, opuścił ręce i zastrzygł antylopimi uszami.
- Czy przygotowania zakończone?
- K-Kapłan Shiviette właśnie kończy przy-przygotowywać mleko mak-kowe.
Tremoris wypuścił powietrze nosem, sięgnął po białą maskę leżącą obok, założył ją, podniósł się z klęczek i obrócił do posłańca. Dobrze, że jaskinie posiadały wysokie sufity, dzięki czemu kapłan był w stanie w pełni się wyprostować. Jego wzrost jeszcze bardziej zaskoczył młodzieńca, który odruchowo postąpił krok do tyłu.
- Spotkaj mnie przy celi kandydatki. - Polecił młodemu, który energicznie pokiwał głową i pobiegł w ciemność korytarzy.
Aequalis tymczasem, sięgnął po swoją szatę ceremonialną. Był za wielki, aby nosić płaszcz na swoim ciele, więc specjalnie dla niego przygotowano jedynie materiał okrywający jego biodra i część nóg. Ostatni raz spojrzał na pięknie kwitnącą różę na szafce przy drzwiach, a następnie wyszedł z celi. Nie był zestresowany, ani podekscytowany. Nie odczuwał praktycznie żadnych większych emocji. Może zaciekawienie. Nigdy wcześniej nie przeprowadzał rytuału oczyszczenia. Jakoś zawsze trzymano go na uboczu i z dala od nowych kapłanów. Dawał nauki nieco starszym adeptom, ale najwidoczniej starano się, aby nie przerażał nowych członków Kościoła. Dziwne, że teraz wyszli z propozycją, aby to on przeprowadził rytuał. Zdobył podopieczną… Może też była Wymordowaną tak samo popieszczoną przez los co on? O wyglądzie mutanta, do którego każdy bał się podejść? Nie zdziwiłby się.
Młodzieniec czekał już przed najgłębiej położoną jaskinią w górze. Trzymał w rękach glinianą miseczkę, z białą substancją w środku. Aequalis również przechodził ten rytuał, wieki temu. Jedyną różnicą było jednakże to, że on dokładnie wiedział, kto po niego przyjdzie po trzech dniach i trzech nocach. Dziewczyna skomląca za tamtymi drzwiami nie wiedziała.
Odebrał mleko makowe od młodzieńca. W jego szponiastych dłoniach ta normalnej wielkości miseczka, wydawała się być jedynie kieliszkiem na sake. Drugą ręką sięgnął do drzwi, otworzył je i przeszedł do środka szukając wzrokiem przyszłej kapłanki.
Zmarnowana leżała na ziemi. Nie był pewien czy zauważyła jego wejście czy nie. Słyszał, że niektórzy byli tak zatraceni w swojej mantrze, że trzeba było ich brutalnie wybudzać.
Uklęknął przy niej i położył rękę na jej głowie.
- Nieszczęsna Córo naszego Jedynego, Chwalebnego Boga. Twe modlitwy zostały wysłuchane. Podnieś się, ażeby Wszechmogący mógł dostrzec twe oblicze.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każde piekło ma swego władcę Elizabth. A Panowie są przekupni, są pyszni. Czy twój Ao jest taki jak oni? Czy pragnie cię zniewolić? Zniszczyć? Zmanipulować?
Alfa i Omega. Byt, o którym tak wiele już słyszała… Nie był pyszny. Był smutny. Ale dlaczego był smutny? Dlaczego był taki samotny?
Nie potrafiła sobie w tej chwili przypomnieć. Czuła jak umiera i to była jedyna myśl, którą jej ciało dostarczało do umysłu i przerażonego serca.

Pozwólcie mi przekroczyć granicę… Pozwólcie mi utonąć. Nie sprowadzę już więcej cierpienia na ten świat. Śmierć będzie ukojeniem, którego pragnę.

Jak w sennym koszmarze, poczuła czyjąś dłoń na swoich posklejanych brudem i kurzem włosach.
Jeśli piekło miało swego strażnika, Aequalis wpasowywał się w tę rolę doskonale. Potężny, przerażający, kompletnie nieludzki.
Dziewczyna uniosła się z trudem na poharatanych dłoniach, próbując zmusić swoje ciało do jakiegokolwiek wysiłku.

- P-Po…móż mi… Błagam.- Szepnęła niemal bezgłośnie, czując jak najlichsze instynkty i pragnienia przejmują nad nią kontrolę. W przeszklonych, mętnych oczach nie było już nawet strachu. Była gotowa sczeznąć w tym zapomnianym przez świat, jednak nie przez Boga, miejscu. Ale w czyje imię umierała?
Nie potrafiła płakać. Nie miała już sił na nic poza rozpaczliwie słabym, monotonnym błaganiem o pomoc. Jak ostatni rozpaczliwy krzyk tonącego, tak zdołała tylko zacisnąć skostniałe palce na skraju szaty kapłana.
- Czy ty... j-jesteś moim Ao?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jego ręka ześlizgnęła się z jej sklejonych włosów i podtrzymała jej podbródek. Taka krucha, żałośnie blada i zmarnowana. Wydawała się być gotowa oddać się z szeroko rozpiętymi ramionami czeluściom zaświatów, a równocześnie tak uparczywie błagała o ratunek. Balansowała na granicy, stromej skarpy, klifie delikatnego życia, pod którym z głośnym hukiem fale śmierci uderzały o ostre skały.

A ci, którzy o kres życia się otrą i dostrzegą jak marna w obliczu Pana jest ich egzystencja na Ziemi, za prawdę powiadam Wam, będą błogosławieni wiedzą i miłością Najwyższego po wsze czasy.

Nie mogła dostrzec jego lekkiego uśmiechu otuchy, nie mogła zobaczyć jego współczujących oczu, ale za to on mógł zagłębić się w jej kruchą duszę widząc zmatowiałe, zabarwione obłędem postu spojrzenie. Nie bez powodu Ao pragnął, aby jego przyszli słudzy przeżywali te ciężkie dni w ten sposób. Aby ukazać i zrozumieć swoje najbardziej głębokie pragnienia, należało wpierw wyzbyć się wszelkich podrzędnych potrzeb, które odwodziły kandydata od pełnego oddania Jedynemu Panu. Czy to miłość do bliskiego, czy głód i pragnienie, to wszystko i tak nie miało znaczenia w obliczu Umiłowanego, który czekał, aż odwróceni od niego grzesznicy w końcu się nawrócą, a już mu służący w pełni oddadzą.
- Nie, dziecino. Nie jestem naszym ukochanym Ao. Jestem jedynie jego skromnym sługą, który ma cię napoić błogosławieństwem od Najwyższego. – Wyszeptał cicho, jakby nie chcąc przestraszyć, czy też zranić adeptki głośniejszymi dźwiękami. Przejechał kciukiem po jej policzku, a następnie przytknął miseczkę z mlekiem do jej spierzchniętych ust, które z pewnością łaknęły płynów bardziej, niż nie jeden desperat na pustyni zmagający się z upałem. - Jak cię zwą dziewczyno? Podziel się ze mną swym imieniem, aby wszyscy mogli poznać nową służebnicę Najwyższego, błogosławioną córę Pana, ukochaną oblubienicę Jedynego. – Wymieniał, starając się już od samego początku wpoić dziewczynie, że przechodząc próbę postu została zaakceptowana przez Ao jako nowa kapłanka, która w dumie służyć mu powinna po wsze czasy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Znała ten smak.
Słodki, mdlący napój, którego jej spragnione ciało pożądało mocniej niż czegokolwiek innego. I gdzieś w tym całym skrajnym zmęczeniu, powoli odnajdowała kolejne wspomnienia.
Ciemna komnata, jego dłonie na jej szczupłych nadgarstkach, ostrze powoli napierające na drżącą skórę. I ten zapach... maki?
Maki...
Przełknęła białawy płyn, przymykając oczy. W tym wszystkim już nawet nie dostrzegła, że parę kropel zebrało się w wewnętrznym kąciku ust, spływając wąską strużką w dół podbródka.

- Jak cię zwą dziewczyno? Podziel się ze mną swym imieniem, aby wszyscy mogli poznać nową służebnicę Najwyższego, błogosławioną córę Pana, ukochaną oblubienicę Jedynego.
Bolesne wspomnienie pozbawiło ją tchu. Zacisnęła palce na nadgarstku swojego straszliwego przewodnika,
- Jestem... - "moim małym echem... Echem opowieści, którą chcę przekazać światu"-
Słodki głos Proroka zabrzmiał jej w głowie, mieszając się z przyjemnym pomrukiem kapłana - Echotale.

"Żyjesz, aby służyć. Ao, kościołowi i mi... Dlatego cię przygarnąłem do siebie. Dam ci szansę, o której inni mogli jedynie pomarzyć. Zdradzę ci sekrety, za które pragną zginąć tysiące. A gdy na mnie przyjdzie czas i Pan zażąda mojej duszy to właśnie na twoich barkach spocznie cala prawda. Będziesz moim echem, moim dziedzictwem moja mała..."
Jej świadomość powoli zanikała, zastępowana barwnymi obrazami i dźwiękami. Wyostrzone boleśnie zmysły pozwalały odnaleźć piękno we wszystkim co ją otaczało. W sukni okrywającej jej ciało, w kamiennej posadzce, w swoim przewodniku.
Uniosła powoli dłoń, układając opuszki palców na masce, skrywającej oblicze Aequalis'a.
- Mogę... Mogę cię ujrzeć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy to nie okrutne, że tym wycieńczonym i spragnionym adeptom pierwsze, co się podaje to ten cierpki, gęsty płyn, który słabo gasi pragnienie? Nie. Nie mogło być okrutne. Było to ich błogosławieństwem. Sami dobrze o tym wiedzieli. Byli o tym święcie przekonani. Tak jak ta młoda dziewczyna, która przylgnęła do miski swymi ustami. Krucha i delikatna, wdzięczna i uległa. Otrzymać ten napar po tych trzech dniach było cudownym okazaniem łaski Pańskiej.
Obserwował ją bacznie, słyszał każdy łyk mleka, świst powietrza przechodzący przez jej nos, szelest szat. Poczuł, jak jej ręka zaciska się wokół jego nadgarstka. Skojarzyło mu się to z chwytem małego, niewinnego dziecka, które stara się za wszelką cenę nie puścić swej jedynej opoki przed światem – rodzica.
Co prawda Tremoris w tej chwili kimś takim się stał dla młodej kapłanki. Nie odczuwał tego jeszcze. Nie potrafił sobie tego jakoś wyobrazić, aby nawiązała się pomiędzy nimi głęboka więź. Już teraz oczekiwał, że dziewczyna prędzej czy później się odsunie od niego i nabierze dystansu jak reszta członków.
- Jestem… - Zawahała się. Dostrzegł w jej oczach przebłysk wspomnień. Czyżby stare życie, jakie porzuciła? Smutne zdarzenie związane z jej imieniem? Gorzkie wspomnienie…
- Echotale. – Powtórzył za nią ze swoim charakterystycznym pomrukiem. Zasmakował tego słowa. Powtórzył je jeszcze raz i nieco przechylił głowę wpatrując się w jej matowiejące oczy. Dotknęła jego maski.
Ma droga Echotale. – Sięgnął po jej dłoń i ścisnął ją czule swoją odciągając ją od maski. – Właśnie na mnie patrzysz. Nie musisz zdejmować mi maski, aby wiedzieć, kto do ciebie mówi. Me oblicze skrywane jest nie bez powodu i Ao mi świadkiem, że nie jest ważne. Jest tylko nędzną skorupą, urną naszych dusz.
W miseczce pozostały jeszcze resztki mleka, idealne na dwa łyki, więc Aequalis przytknął naczynie do spierzchniętych ust kapłanki i delikatnie zmusił ją, aby wypiła je do końca. Gdy piła, mówił dalej.
- Wiedz, że czeka cię ciężka podróż, ma Echotale. Bardzo bolesna i długa… - Po opróżnieniu miseczki, odstawił ją na bok, po czym usiadł przed dziewczyną obejmując jej twarz delikatnie w obie dłonie. - Będziesz musiała przez nią przejść z wysoko uniesioną głową, pomimo bólu i cierpienia jakiego doświadczysz, porażek i potknięć, zawodów i zdrad. Zapewne upadniesz wiele razy, będziesz mieć wątpliwości, może nawet i zbłądzisz, ale… nie obawiaj się ma Echotale. Nie obawiaj się choćby nie wiadomo jak ciężkie i bolesne będzie podniesienie się, walka czy powrót. Od dnia dzisiejszego będę zawsze tam gdzie twój ból, gdzie twoje cierpienie, zwątpienie, zdrada i porażka. Będę zwiastunem wszystkiego co złe, a także i epilogiem, ponieważ tam gdzie ja się pojawię przy twoim boku, tam znajdziesz we mnie swe oparcie, swą tarczę, swój spokój, swego ojca, swego brata i przyjaciela. Tak jak Ao będzie wiecznie obecny przy tobie, tak ja będę jego cieniem za tobą kroczącym. Czy to rozumiesz, droga Echotale?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przymknęła oczy, gdy ostatnie krople zniknęły pomiędzy jej wargami. Czuła się otępiała. Nie czuła niczego. Ból, który targał jej ciałem przestał istnieć. Wspomnienia ciepłego dotyku bliskich osób rozpłynęły się jak kamfora. Jakby... nigdy ich nie było.
W jednej chwili odebrano jej cierpienie i miłość, radość i żal. Pozostała jedynie pustka. Pustka, którą próbowano nadpisać.
Bezwiednie opadła czołem na pierś przewodnika, raz po raz tracąc świadomość. Myśli krążyły po jej głowie, rwane przez narkotyk na kawałki. Przez chwilę nie rozumiała dlaczego jej dłoń została odsunięta, dlatego ponownie przesunęła niewidzącym wzrokiem po masce.
- Me oblicze skrywane jest nie bez powodu i Ao mi świadkiem, że nie jest ważne. Jest tylko nędzną skorupą, urną naszych dusz.
- Widzę... Widzę w tobie światło... Pana.- Z trudem łapała oddech, zupełnie jakby ta na pozór banalna czynność była dla niej teraz cięższą niż kiedykolwiek. Jej głos łamał się przez to co chwilę, a uporczywe pragnienie dodatkowo potęgowało problem wypowiedzenia jakichkolwiek słów.- Jesteś piękny... bo... służysz Ao.
Pozwoliła dłoniom opaść wzdłuż ciała na chłodną posadzkę, gdy tylko ujął jej twarz w swe potężne dłonie. I wtedy właśnie uczucia wróciły.
W objęciach wymordowanego po raz pierwszy poczuła się bezpiecznie. Była w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Podążała drogą, którą wskazali jej ludzie, których chciała nauczyć się kochać.

- Wiedz, że czeka cię ciężka podróż, ma Echotale. Bardzo bolesna i długa… nie obawiaj się ma Echotale... Tak jak Ao będzie wiecznie obecny przy tobie, tak ja będę jego cieniem za tobą kroczącym.
Słowa mężczyzny trafiły na podatny grunt, całkowicie bezbronnego umysłu dziewczyny. W jej oczach zaszkliły się łzy, którym pozwoliła spłynąć wzdłuż policzka.
Skinęła z trudem głową.
- Rozumiem to... I... Jestem gotowa...- Szepnęła niemalże bezgłośnie. Była wzruszona, szczęśliwa, czuła się tak bezgranicznie wolna, po raz pierwszy od lat. Z dala od strachu i cierpienia.- Wolą Ao było bym stała się twą córką, siostrą i przyjaciółką. Wola Ao jest prawem i najwyższym miłosierdziem jakie można sobie wyobrazić. Pięknem i dobrocią.
Chciała się podnieść z kolan, jednak osłabione ciało wciąż stawiało opór. Nagle bolesny szczegół dał o sobie znać, poczuła, że o czymś zapomniała.
O czymś tak ważnym, a zarazem oczywistym. Jej źrenice rozszerzyły się gwałtownie.

- Gdzie... Gdzie jest mój Imrahil...? Gdzie mój stróż?- W pieczarze zrobiło się nagle o wiele zimniej niż przed chwilą, gdy dziewczę szarpnęło się przerażone do tyłu, obejmując ramiona dłońmi.
Jak mogła zapomnieć. Jak śmiała... W jej głowie kotłowały się sprzeczne myśli. Miłość do anioła przeplatana nauką, która kazała go nienawidzić.

Imrahilu Imrahilu, czemuś mnie tu przywiódł. Trucizna w szklanej czaszy, a usta tak spragnione. Zabić mnie chcą.
Czuła się chora. Tak przeraźliwie słaba i bezbronna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Widzę w tobie światło Pana…
Zdeformowany pysk Aequalisa spróbował wykrzywić się na bardzo mierną podobiznę delikatnego uśmiechu, który okazywał pobłażliwość. Na szczęście maska zakrywała ten godny pożałowania widok, przez co sam Wymordowany mógł się czuć komfortowo przed dziewczyną.
Nie wiedzieć czemu odczuł chwilową ulgę, że to powiedziała. Jakoby sam wątpił w swą bezwzględną wiarę w jedynego Ao, chociaż… czy to nie ludzkie, aby wątpić w samego siebie? Czy to nie oznaka pokory, dzięki czemu kapłani mogą całkowicie oddać się swemu przeznaczeniu wysławiając Imię Boga przed wiernymi, stawiając go na pierwszym miejscu i co dzień starając się polepszyć swoją wiarę, bo wątpią w nią? Czy to nie dobry przykład dla tak młodszych pokoleń wyznawców, dla nowych kapłanów takich jak Echotale?
Będzie musiał przekazać jej tę wiedzę w najbliższym czasie, tak jak wiele innych nauk. Dopiero teraz, gdy patrzył na tą bezbronną dziewczynę w swoich łapach zrozumiał, że to oto Ao stawia go przed nowym zadaniem podając mu do rąk ten delikatny pączek, z którego przy odpowiedniej opiece wyrośnie przepiękna róża.
Rozumiem to... I... Jestem gotowa...
Jej niewinny głos zatapiał się w antylopich uszach, które delikatnie drgnęły. Kapłan pomyślał zadowolony, że teraz nadszedł czas, aby przytoczył jej kilka przypowieści opowiadających o łaskawym Ao i jego kapłanach, jednakże przejście inicjacji nie mogło być, aż tak proste jak prowadzenie mszy.
Gdzie... Gdzie jest mój Imrahil...? Gdzie mój stróż?
Odsunęła się od niego.
- Imrahilu…? Stróż… - Powtórzył mrukliwie mrużąc przy tym swoje ślepia. Dedukcja nastąpiła szybko, a mięśnie Aequalisa spięły się widząc panikę adeptki. Przerażenie jakie zamgliło jej oczy i oszpeciło twarz wbiło bolesny klin chwilowego zawodu w serce kapłana. Nie mógł jej jednak winić, że w amoku wzywa swego ukochanego. Słudzy opowiedzieli, kim jest ofiara jaką adeptka własnoręcznie złoży. Szczerze współczuł dziewczynie, że przez tyle lat jej życia była bezwstydnie wykorzystywana przez skrzydlatą zmorę.
- Echotale… - Zaczął mrukliwie i ze szczerą troską w głosie, kiedy jego dłoń wślizgnęła się pod jej podbródek. – Spójrz na mnie, ma siostro. – Powiedział i swoim długim ogonem przesunął po posadzce, aby objąć nim zwiędłe ciało dziewczyny. Futrzasta kita ogona spoczęła na jej ramieniu.
- Czemu wyglądasz na przerażoną? Czego się obawiasz we własnym domu? W domu swego ojca? Wśród swoich braci i sióstr? Czy nie przybyłaś tutaj niczym córka marnotrawna, aby ponownie stanąć przed obliczem swego Ojca i oddać mu swą miłość? Zostać jego oblubienicą i przysiąść mu wierność? – Drugą ręką czule zaczął gładzić jej włosy mrucząc delikatnym głosem.
- Przeszłaś już tak wiele… Ao dostrzegł twoje piękno i raduje się, że zwróciłaś swe oblicze ku niemu, więc czemu w tak radosnej dla ciebie chwili nagle masz wątpliwości? Czemu przed obliczem swego małżonka wspominasz plugawe imię istoty, która wstydzi się oblicza Najwyższego?
Pytał, ciągle tym samym, kojącym, spokojnym pomrukiem tyle, że przy ostatnim pytaniu napiął mięśnie ogona, aby przysunąć do siebie kapłankę i łagodnie przycisnąć ją do swojej piersi równocześnie obejmując ją swoimi łapami.


Ostatnio zmieniony przez Aequalis dnia 18.09.16 6:20, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie rozumiała, nie potrafiła zrozumieć rzeczy, które działy się dookoła niej. Czuła jedynie brak najbliższej istoty, który próbowano zatuszować.
Ao.
Imrahil.
Ion.

Chciała walczyć z własną słabością, a jednak… pamięć w strzępach, głęboko zakorzeniona potrzeba dotyku i wszechogarniające otępienie skutecznie rozproszały dziewczynę, która przylgnęła ciałem do ciała przewodnika, dopiero po dłuższej chwili orientując się, że wcale nie dotyka ludzkiej skóry.
Posłusznie uniosła wzrok, prezentując przed nim błyszczące oczy. Oczy, które wyrażały teraz skrajne uczucia bólu i wdzięczności, głębokiego smutku, cierpienia i dogłębnej miłości. Wobec Ao? Stróża? Nie potrafiła określić.

- Czemu wyglądasz na przerażoną? Czego się obawiasz we własnym domu?
- Ja nie… tak… nie wiem.- Z trudem łapała oddech, łkając czystymi, dziecinnymi łzami. Panika jaka ją ogarnęła powoli ustępowała w objęciach Aequalisa. Pod wpływem jego głosu, wszystkie sprzeczne myśli ustępowały, skryte za przyjemną mgłą nieświadomości.
- Ao jest miłością.- Wydukała przez ściśnięte gardło, wyciągając przed siebie dłoń i obracając ją przed twarzą. Blada, skrwawiona i posiniaczona.- Ale jak Pan mógłby kiedykolwiek pokochać taką szkaradę?
Z trudem powstrzymała szloch na nowo wstrząsający jej ciałem.

- Czemu przed obliczem swego małżonka wspominasz plugawe imię istoty, która wstydzi się oblicza Najwyższego?
Imrahil.
Rozpaczliwy krzyk wypełnił umysł dziewczyny, gdy próbowała sobie przypomnieć co się stało, co się działo i co miało się stać. Przeszłość i przyszłość zlewały się w jeden, nierozerwalny ciąg wydarzeń i mar sennych.
W tej chwili nie była pewna niczego, nawet istoty siedzącej tuż obok.
Czuła oddech, ciepło i zapach, który na zawsze miał się wbić w jej pamięć niczym ostrze noża.
Imrahil. Pamiętaj o Imrahilu. To twoja jedyna nadzieja.
Kim jest Imrahil?

- Nie czuję lęku.- Jej szept był słaby, usta spierzchnięte, a ona sama na nowo sprawiała wrażenie balansującej niebezpiecznie między granicą życia i śmierci. Już się nie szarpała, nie wyrywała. Jedynie jeszcze zabłagała cichutko.- Opowiedz mi o Panu.
Czuła się bezpiecznie.
Zupełnie jak gdyby objęcia kapłana były jedyną ostoją dla zmęczonego umysłu dziewczyny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dziwne uczucie owładnęło Aequalisem, kiedy dziewczyna przylgnęła do jego ciała bezbronnie próbując znaleźć schronienie pomiędzy jego ramionami. Tak ludzka rzecz – uścisk, tak odległa i obca dla kogoś takiego jak Tremoris, który doświadczył go tylko z jedną osobą długo przed Echotale. Serce mu się ścisnęło i pewna głupia myśl przeleciała przez głowę kapłana.
…przypomina ją…
Ogrom tęsknoty i zebrany przez lata smutek samotności zawładnęły sercem wymordowanego, który przycisnął dziewczynę jeszcze czulej. Delikatnie ujął jej dłoń, na którą patrzyła swym zamroczonym wzrokiem i ścisnął ją, może nieco trochę za mocno, ale targany emocjami uważał, że jeśli teraz ją puści odejdzie na wieki, zapadnie się w ciemną otchłań zgubienia, z której nie będzie odwrotu.
Jednak ani razu się nie odezwał. Słuchał głosu Echotale, wpatrywał się w jej szkliste oczy i cierpliwie czekał, aż ta sama zamilknie pragnąc słuchać.
- Ao jest miłością, którą pragnie się dzielić ze swoimi dziećmi. Jest Ojcem, którego raduje, gdy jego synowie i córki miłują, albowiem On sam pragnie abyśmy go miłowali, żeby kroczyć Jego błogosławioną ścieżką. – Zaczął, kiedy dziewczę się uspokoiło. Pogładził ją ojcowsko po włosach. – Posłuchaj samej siebie, ma Echotale, i zastanów się kto tutaj jest większą szkaradą, my pomimo potknięć i błędów, wątpliwości i strachu kroczący w blasku Najwyższego, z całego serca łaknący jego słów i miłości, czy ci którzy słyszeli wezwanie Ojca, otrzymali od niego dary, a jednak pogardzili jego łaską gloryfikując własne persony i stawiając swoje puste ego na piedestale chwały?
Zamilkł na moment. Pozwolił tym słowom spokojnie opaść w bezbronnym umyśle dziewczyny.
- Zostałaś wybrana przez Pana, aby iść jego ścieżką i aby inni poszli za tobą. Czemu ty, taka mierna, słaba istota miałaby być na czele, spytasz, a ja ci odpowiem – Ao nie wybiera polityków, władców, królów i żołnierzy, aby podstępami, terrorem i siłą przejęli nacje świata. On wybiera istoty kompletnie szare, codzienne, nieznane takie jak ty czy ja. On nie potrzebuje pięknej gwiazdy na scenie teatru, on potrzebuje ludzi słabych, bezbronnych, rzeczywistych. On potrzebuje ciebie Echotale, albowiem tylko przez prawdziwych, maluczkich wyznawców będzie mógł w stanie dokonać rzeczy wielkich. – Położył jej rękę na jej sercu wysłuchując rytmu jej serca. - Daj Ao niewielki kamień Dawidzie i patrz jak w rękach Pana ten sam kamień zabija trzystu tysięczną armię. – Zacytował fragment biblii patrząc dziewczynie w oczy. Tutaj zamilkł, chcąc się upewnić, że upojona dziewczyna zrozumiała jego przesłanie, nie chciał brnąc dalej dopóki nie zrozumie tej podstawowej rzeczy. Musiał być pewny, że ona sama wierzy w potęgę i bezgraniczną miłość Ao, że nie wątpi w jego wielkość, ponieważ jeżeli wątpi, może się zawahać przy ofierze. Jeżeli wątpi, może się zawahać przy odróżnieniu dobra od zła. Jeżeli wątpi… nie zrozumie, że jej umiłowany Imrahil musi umrzeć z jej ręki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W chwili Echotale rozumiała miłość. Pojmowała przepełniające ją do głębi uczucie, które przyszło wraz z wyczuciem pod opuszkami palców bicia serca wymordowanego. Nie był człowiekiem. Wiedziała to, choć z trudem nawet utrzymywała przytomność, nie było mowy o tym, aby się przypatrywała przewodnikowi. Czuła się tak bardzo zmęczona.
Mimo to słuchała go uważnie, chłonąc każde najdrobniejsze słowo. Nie liczyło się już nic innego. Wizja anioła stróża została zepchnięta do głębokich odmętów podświadomości i pamięci.
- kto tutaj jest większą szkaradą…
Kto?
Ja?
On?

Nie. On jest piękny. Ao czyni go pięknym. Czy mnie także taką uczyni?
- czy ci którzy słyszeli wezwanie Ojca… pogardzili jego łaską gloryfikując własne persony?
- Oni… Oni zasmucili Pana.. Zdradzili go. Tak głoszą pisma, prawda?- Przymknęła oczy, rozmasowując powieki wolną dłonią. Drugą wciąż rozpaczliwie trzymała się Aequalis’a, zupełnie jakby bała się, że ucieknie jej jedyna namiastka światła w tych kompletnych ciemnościach.-Dla dusz piekielnych jest tylko jedna ścieżka...
Zamilkła raptownie, zadzierając głowę do góry. W jej oczach mokrych wciąż od łez odbiła się niewyraźnie maska kapłana.
- Pan… potrzebuje mnie?- Drgnęła zupełnie jakby nagle ta wizja ją przeraziła. A jednak, z każdym kolejnym słowem uspokajała się, a strach zamieniał się w całkowitą ufność względem nauk. Powtórzyła bezgłośnie słowa Pana, pragnąc je zapamiętać.- Zwróć się, o Panie, ocal moją duszę, wybaw mnie przez Twoje miłosierdzie. Któż jest pośród bogów równy Tobie, Panie, w blasku świętości, któż Ci jest podobny, straszliwy w czynach, cuda działający?
Jej dłoń powędrowała do góry, zatrzymując się jednak tuż przed maską przewodnika.
- Nie chcesz, bym widziała twego oblicza… Ale zdradź mi choć imię…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach