Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 20.08.19 0:37  •  Dom Hachirō  Empty Dom Hachirō
To naprawdę nie będzie kolejny temat z wiecznym „uzupełnię”, ale tak, uzupełnię, jak się obudzę i ogarnę poranne obowiązki.

 No, jesteś trochę jak bohater gry video ledwo po skończeniu tutorialu. Przynajmniej tak to widzę po tym, co mówisz – skomentował, przekręcając klucz w zamku. Wolał takie metody niż przepustki z prostego powodu: podczas wyjścia za mury ta mogła się uszkodzić, a gdyby nie mógł się dostać do własnego domu, to chyba by dostał pierdolca. Chciał wpuścić Willa przodem, ale pierwszy przepchał się szanowny pieseł Hoshi.
 Burak i cham jesteś – parsknął generał i dopiero wtedy faktycznie zaprosił anioła gestem do środka. Ciężko tu mówić i o porządku, i o jego faktycznym braku. Po prostu, dom jednorodzinny z piętrem, który nosił na sobie standardowe ślady użytkowania i zasady „sprzątnę potem”. Przedpokój miał dwie odnogi, prowadzące do salonu i do kuchni z jadalnią, choć nie sam generał i tak zwykle jadł albo rozwalony na kanapie albo już w ogóle w łóżku. Wnętrze było jasne z ciemniejszymi akcentami głównie w postaci mebli.
 Walnij się na kanapę jak chcesz, o ile pewien osobnik nie postanowił się włamać, powinno być czysto – rzucił z rozbawieniem, po czym zabrał się za rozbieranie psa, to jest — ściągnięcie mu obroży i odwieszenie jej wraz ze smyczą na haczyk. Moroi strategicznie przesunął się do kuchni, żeby w ogóle zobaczyć, czy ma czym ugościć Willa. Co za szczęście, że wcześniej zrobił zakupy. Serwowanie komuś starego pieczywa albo płatków z mlekiem mogłoby nie być najszczęśliwszym pomysłem.
 Pewnie padasz z głodu, co? – spytał dość głośno i równie retorycznie. Musiał być, wątpił, żeby przechadzka przez Desperację stanowiła dobrą możliwość, by poznać okoliczne restauracje.
Słuchaj, co powiesz na makaron z sosem pomidorowym? Wiesz, potem mogę zrobić coś fajniejszego, ale coś czuję, że ten dzień był i będzie długi, a brzuch dobrze czymś napełnić. Wypiorę ci smak jakichś skórek z oposa, nie. Masz jakieś przyprawy czy smaki, których nie lubisz? Dla siebie zwykle robię raczej ostre, ale jakby co to mów, sobie sam sypnę, a ciebie oszczędzę. I w sumie wolisz, eee, no. Al dente czy normalny? Bo mi to w sumie obojętne i, em, w sumie można na to walnąć sera jeśli lubisz. Kupiłem dość dobrą mozzarellę. Może nadrobi to, że sosu nie będę redukował przez parę godzin. O matko, nabrałem ochoty na takie dobre burrito, wiesz? Z mięsem pieczonym... Bardzo długo. A, nie mogę, o rany... Chyba zacznę się ślinić. Wiesz jakie paskudne są racje żywnościowe S.SPECu? Borze zielonkawy, rzyg siermiężny.
  Co jeszcze powinien zrobić dobry gospodarz? Zastanawiając się nad tym wybrał makaron penne, który jemu świetnie pasował do sosu. Pomidory miał z puszki, zwykle mieszał trochę przecieru z całymi pomidorami, nie wiedzieć czemu zwyczajnie bardziej mu to smakowało, choć większej różnicy być nie powinno. Olej, drobno pokrojona cebula, przesmażyć aż się zeszkli. Zwykle mu to nie wychodziło, jednak teraz miał zamiar postarać się, nieważne, że obiecał Willowi szybki posiłek. Pomidory też wylądowały na patelni — w ten sposób łatwiej będzie mieszać całość — i sypnął przypraw adekwatnie do tego, co powiedział Will. Jeśli uznał, że obojętne, po prostu zrobi najbardziej neutralny i podstawowy sos, jedynie dodając do niego sól. Pieprzu nie lubił i uważał go za podprzyprawę, a...
 Bazylia okej? – rzucił do salonu, bądź do gdziekolwiek-Will-teraz-był, ale tak czy siak urwał parę listków, po czym zgniótł je tak, jakby klaskał; wszelkie zioła takie jak mięta czy właśnie bazylia dzięki takiemu zabiegowi puszczały więcej aromatu. Sos się ładnie redukował, a wojskowy w międzyczasie nastawił wodę na makaron. Odetchnął, mając trochę czasu na ponowne skupienie się na Willu. No, prawie.
Chcesz się czegoś napić? Wiesz, woda, sok, akurat mam pomarańczowy, bo mój organizm wołał o witaminy. Tak to średnio go lubię, choć pomarańcze są okejka. Kawa czarna, biała, herbata zielona, czarna, ech, z tym zapleczem nie stoję za dobrze, bo wolę kawy, ale zielona dobrze orzeźwia. Tego ci pewno trzeba po tym, jak dreptałeś przez tę zasraną kuwetę. Choć w sumie chyba skoczę się przebrać. Spociłem się przez ciebie i trochę się najadłem stresu. Będziemy ci też musieli kupić nowe ubrania. O, jak zjemy, to ci pokażę twój pokój. Mam nadzieję, że komórka pod schodami ci się spodoba, panie Potter. Po wakacjach wysyłam cię do szkoły dla czarodziejów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.19 22:19  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Chyba używałem za dużo opcji „pomiń” – zaśmiał się, zatrzymując i czochrając psi łeb, kiedy rudzielec szukał kluczy. U niego zawsze był zamek na przepustkę, zarówno w M-1 jak i w M-3. Potrafił jednak tak dobrać się do zabezpieczeń, żeby otworzyć drzwi korzystając z małego zwarcia. Pozostawała kwestia systemu antywłamaniowego, przy nim zawsze polegał, dostając solidny ochrzan od ojca za trenowanie na ich własnych drzwiach. Ale hej, na czymś się musiał nauczyć, nie? Raz nawet prawie nie uruchomił alarmu!
Anioł nie walczył o pierwszeństwo z czworonogiem. Może burak i cham, ale po przeżyciach zza muru i ostatnich chwilach w Mieście doceniał, że nie musi gdzieś włazić pierwszy i przyjmować ewentualnego ciosu na klatę. Miał jakieś dziwne lęki, że coś czai się za rogiem, choć odkąd wrócił znów czuł się spokojniej. Tak jakby wcale nie został napadnięty w jednej z uliczek. Mimo wszystko, prawdopodobieństwo wystąpienia jakiejś mało przyjemnej sytuacji z wymordowanym w roli głównej było tutaj znacznie niższe niż choćby w Edenie. W jednym z pierwszych dni swojego nowego życia spotkał przecież jakiegoś ogoniastego, chociaż zdecydowanie bardziej przyjaznego niż rogaty diabeł. Wchodząc odruchowo nieco pochylił głowę. Wszystkie budynki były tu budowane jak dla kurdupli, a zauważył, że nawet skrzydlaci w większości są jacyś tacy niżsi. I nie, nie robili wyjątków przy robieniu przejść. Uciążliwości ludzi, którzy nadmiernie wyrośli...
Rozglądał się uważnie, jak zawsze kiedy poznawał nowe miejsce. Jakby zapamiętując co gdzie leży, choć tu wszystko było całkowicie losowe i przypadkowe. W domu wszystko miało zawsze miejsce. Musiało mieć, bo coś leżało nie tam gdzie trzeba, to odruchowo to poprawiał. Starał się nie przyzwyczajać do tego, gdzie znajdują się poszczególne rzeczy, ale część już sam z siebie miał ochotę przestawić. Rodzice przynajmniej nie musieli się martwić o bałagan, bo dbał o porządek o wiele bardziej niż by było trzeba. Czasem wchodząc do ich domu można by odnieść wrażenie, że nikt tam nie mieszka, a wyposażenie jest całkowicie na pokaz.
Przysiadł na kanapie nie wykrywając żadnego zagrożenia oprócz ewentualnego ślinienia Hoshiego, który próbowałby anektować jego nogi. Miękkość mebla sprawiała jednak, że opuściła go kolejna ogromna porcja sił, a nie chciał mu paść i chrapać w najlepsze. Złośliwość zaburzeń snu. Jak chciał spać to nie mógł, a jak potrzebował zachować przytomność to mógłby zasnąć nawet w pozycji stojącej. Pewnie naładowanie baterii zajęłoby mu ze dwanaście godzin, choć na ogół nawet po maratonach bez snu nie odpoczywał za długo. Wsłuchiwał się w głos, próbując się na nim skupić. Na szczęście wojskowy gadał dużo i miał przyjemny głos.
Wszystko jedno, serio. Po pół roku żywienia się głównie owocami przetrwałbym chyba nawet znienawidzony imbir – parsknął w odpowiedzi. – Jedyne czego wcześniej nie mogłem jeść to kiwi. Wolę nie sprawdzać czy znowu mnie pokarali alergią. Wyczerpałem limit zdychania na sto lat.
Przeciągnął się aż strzeliła mu jakaś kość. Starał się nie ziewnąć, bo to oznaczałoby koniec. I to przed obiadem, śniadaniem, kolacją czy która w ogóle była pora dnia. Stracił rachubę czasu, polegał ostatnio jedynie na świcie i zmierzchu, czasem widząc jakiś zegar słoneczny. Tyle miesięcy nie widział nic napędzanego prądem...
Pomidory bez bazylii to grzech! – odpowiedział starając się być jak najbardziej poważnym. W rzeczywistości to nie było nawet lekkie wykroczenie, ale lubił zapach tych zielonych listków. Podobno zasadzona w doniczce umiała odstraszyć komary od okna, ale jakoś nigdy nie testował tego mitu. Zresztą, stała u nich w kuchni, a nie w oknie. Jakoś nigdy nie widział komarów w salonie. Podniósł się z kanapy, bo wiedział, że jeszcze parę minut i odpłynie. Wrócił do kuchni, gdzie oparł się o ramę, przykładając do niej ramię i głowę.
Przydałoby się coś, co powstrzyma mnie przed zasypianiem na stojąco. Wystarczyło, że poczułem się nieco bezpieczniej i już baterie domagają się ładowania – odpowiedział już ciszej, bo znajdował się znacznie bliżej rozmówcy. Do tego serio nie miał już siły. Kilka dni bez snu, mordowanie się z mocami, mnóstwo nowości, których nigdy nie odbierał za dobrze, lęk, pokonywanie pieszo mnóstwa kilometrów, zachowywanie czujności w każdej możliwej chwili. Nawet to nieoczekiwane spotkanie i nagłe zrozumienie kim ma się zajmować nie pomagało. – Ej. Czy wojskowi mogą sprawdzić przepustką czy taki na przykład naukowiec jest akurat w pracy? Jakaś sieć wewnętrzna czy coś? Mieszkałem dosłownie trzy ulice stąd. Gdyby nikogo nie było, mógłbym spróbować zawinąć parę swoich rzeczy. Mama na pewno niczego się nie pozbyła – zastanowił się. Nie widział sensu w zdobywaniu nowych ubrań, jeśli mnóstwo wcale nie takich starych walało się gdzieś po szafkach w pokoju, który zapewne był teraz istną kapliczką pamięci, nietkniętą bo nie. Lisa nie była zbytnio kurą domową, jak coś miała w domu to sama tego nie wyrzucała. Chyba, że nienaprawialnie się zepsuło. Robienie porządków zdecydowanie nie było jej mocną stroną. I tak zresztą nie było jej wiecznie w mieszkaniu. – A jeśli chodzi o komórkę... Tylko niech Dudley nie wytupuje mi tynku na głowę, bo mu zorganizuję świński ogon.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.08.19 12:07  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Wiesz, uczenie się tą ciężką drogą chyba ma jakieś plusy i minusy, nie? W sensie... E, bardziej wychodzi... Intuicyjnie?
   Rzucił jeszcze, wewnętrznie zastanawiając się nad jednym. Dlaczego trzyma u siebie mutanta? Will nie był człowiekiem. Mimo wszystko w głowie Moroia wciąż tkwiła nieprzyjemna świadomość, że młody mógłby mu zrobić świadomie jakąś krzywdę. Mimo wszystko ten lęk wciąż był w nim zakorzeniony głęboko. Ciężko jednak, by nie było w nim strachu przed cudami Desperacji i innych krain poza murami, jeśli to, co głównie tam widywał, to śmierć, ból, żal i niebezpieczeństwo.
   Starał się jednak skupić głównie na gotowaniu, z kolei jego pies na klapnięciu albo na stopach Willa, albo z mordą na kanapie tuż przy młodym aniele. Kiedy ten przeszedł do kuchni, trochę wybity z rytmu wojskowy cofnął się o krok, jednak zaraz spłoszona mina przeszła w uśmiech ociekający samozadowoleniem.
To w zasadzie dobra byłaby kawa. Ale nie wiem, czy jesteś nocnym Markiem czy porannym ptaszkiem... Pamiętaj, że jednak musisz spać. Chyba. Rany. How to anioł.. . – westchnął ciężko. – Hej, nie będzie tak dobra jak z kawiarni, a do słodzenia mam tylko cukier. Cappuccino na podwójnym ci zrobię, co? Każdy lubi kapeczinę – zakomunikował, po czym zrobił dwie takie same kawy. Duże filiżanki, podwójna porcja espresso, spienione mleko wylądowały w kubkach, a cukiernica i naczynia ustawione zostały na stole. Moroi wsypał makaron do kolejnego garnka z rozgrzaną wodą i przysiadł przy stole. W kuchni był dość sprawny choć nie profesjonalny; do tego brakowało mu wiele, jednak nawet nie chciał niczego w tej kwestii nadrabiać.
O tę funkcję szczerze jeszcze... Nie pytałem. Może jako generał mam większe możliwości. Zwłaszcza że będąc hyclem mam stały kontakt z naukowcami. Jeśli powiesz mi, kogo i gdzie szukać, to mogę po staremu też zerknąć w jakiś grafik – uniósł brew pytająco, a dłońmi objął filiżankę. Temperatura na zewnątrz wciąż była odczuwalna, jednak Hachi lubił czuć w dłoniach ciepło pochodzące od kawy czy herbaty. Było takie przyjemne.
Zostaje też obserwacja. Póki co mam zaskakująco mało pracy – nie. Odkładasz ją na później. – także jak nie ty, to ja mogę się przejść. Ale jeśli mamy udawać, że ty to nie ty, powinniśmy skołować ci nowy telefon. Wiesz, zawsze lepiej tak niż wysyłać sowę pocztową, nie? Sprawdzę makaron. Bo mam wrażenie, że już się ugotował – zakomunikował, jednak nie sprawdził. Po prostu odcedził, postarał się by w rurkach było jak najmniej wody, po czym przerzucił je bezpośrednio w sos, zerwał liście bazylii, również dodał i zamieszał wszystko. Dwie porcje wylądowały na talerzach, z kolei na patelni została potencjalna dokładka. Albo porcja dla pasożyta.
Nie mogę. Ale jestem głodny. A tego jak ty musisz być głodny, to nawet sobie nie wyobrażam...  – jęknął, czując jak do ust napływa mu ślina. Wyciągnął z szuflady dwa wielce, usiadł przy stole i swoim sztućcem zaczął nabierać dość sporo makaronu. Pewnie się w połowie całej zabawy pobrudzi, ale kogo to obchodzi? Przynajmniej przy jedzeniu nie paplał jak najęty, zaś po nim popił tylko kawą i odchylił się na krześle.
Nieskromnie powiem, że było to całkiem niezłe. Uch, zaraz ci pokażę pokój. Jest tam parę pudeł, których nie chciało mi się wypakowywać, ale łóżko jest. Cóż. Każda motywacja, żeby skończyć coś, co się zaczęło, jest dobra  – oznajmił. Nie wstawał z miejsca jednak przez jakiś czas. Nażarł się, to teraz rozleniwił i najchętniej poszedłby spać. Ten dzień był jak kolejka górska. Powoli zbliżał się ku szczytowi, po czym puścił wagonik z wojskowym tak szybko w dół, że ten bał się upadku prosto na ziemię, przy którym dość konkretnie pogruchotałby kości.
Gotowy do startu? Start, idziemy! – powiedział z senną namiastką energii. Zdrzemnie się tylko na moment i to jak Will już się rozgości. W pokoju, do którego zaprowadził go po schodach, było faktycznie łóżko, jednoosobowe, trochę tak, jakby osoba, która urządzała ten dom spodziewała się zamieszkania go przez rodzinę z dziećmi. Poza tym standard: duża szafa, komoda, biurko... Tylko żeby dostać się do mebli, Hachi musiał poodsuwać niektóre pudła.
W którejś szufladzie są koce i poduszki. Nie mam za wielu gości więc w sumie nawet nie wiem po co je kupiłem. Pewnie impuls, bo koc był w kocie łapki, a poducha w ryjki piesełów. Rozumiesz – rzucił, choć kilka razy przez wypowiedź chciało się przewinąć ziewnięcie.
Wiem, że dużo gadam, ale wiesz, e... Słabo mi podrzucać jakieś konkrety o mnie tak o, bez żadnego czegoś, co by mnie do tego popchnęło. Także jakby co to pytaj i... No. Póki nie zapadnę w tysiącletni sen...  – dla efektu jeszcze ziewnął, ale, rzecz jasna, zakrył usta dłonią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.08.19 1:29  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Powiedziałby raczej, że wychodziło to chaotycznie, całkowicie nieprzewidywalnie, a nie intuicyjnie. Raz tylko podczas treningu miał sytuację, że musiał dosłownie walczyć o swoje życie i zdrowie, kiedy nauczyciel ciskał w niego kulami ognia, z jednej strony zniecierpliwiony jego brakiem postępu, z drugiej wierząc, że w sytuacji zagrożenia jakoś się ogarnie. I co? Bardziej polegał na umiejętnościach ludzkich niż anielskich, starając się uniknąć niebezpieczeństwa. Szło mu topornie i zresztą cały czas coś potrafiło po prostu nie zadziałać. Ale wolał nie dobijać swojego podopiecznego i udawać, że jakoś umie opanować ten cały magiczny bajzel, jakim dysponował. Z innej strony był ostatnio ostro przemęczony, a to też wpływało na jakość mocy.
Nie zauważał lub nie zwracał uwagi na zachowanie wojskowego. Komunikacja niewerbalna była zresztą jego piętą Achillesową, docierało do niego tylko to co było okazane wprost jak uśmiech. Chociaż w tym wypadku nie rozróżniłby uśmiechu politowania od uśmiechu zadowolenia, a tym bardziej tego czy jest on sztuczny, czy jak najbardziej prawdziwy. Dlatego też nie mógł wyrazić zaniepokojenia jego ciągłym płoszeniem się i zapewne niebezpiecznie podniesionym tętnem. Najgorszy stróż ever.
Jestem po prostu bezsennym zombie. Móóóózgiiii – uniósł ręce udając martwiejca z horrorów. – Niestety anioły rzeczywiście muszą spać. Regenerują się jak szalone, ale nadal trzy dni są przesadą – dokończył wypowiedź, wsuwając się do środka pomieszczenia. Był trochę jak cień. Gdyby go tak spotkać po zmroku, snującego się na skraju przytomności to na serio mógłby wywołać mało pozytywne emocje. Lekko przygarbiony ze zmęczenia, nie skupiający wzroku za długo w jednym miejscu, blady jak jakiś chory, nieco rozczochrany choć nie tylko przez naturalny nieład artystyczny. Jakby się porządnie przyjrzeć, to pod oczami miał nawet niezbyt zdrowe cienie. Ale trzymał się celu, nie zamierzał wszystkiego porzucać w połowie. Dlatego kawa, choćby i „kapeczina” była dla niego wybawieniem. Choć cukru jak zwykle użył niewiele. Może powinien przesłodzić, żeby przynajmniej na chwilę dostać zastrzyku energii? Potem zmuliłoby go jeszcze mocniej...
Generał? Uhm... Gratuluję awansu! – Do tej pory był w tak wielkim błędzie. Właściwie nawet trochę go ta informacja uspokoiła, dowódcy przecież rzadziej kręcili się w bezpośrednim ogniu walki. Znaczy nie wiedział jak to jest z hyclami, ale w historii głównie zajmowali się taktyką i myśleniem. Patrząc na to z drugiej strony, Moroi jednak tym bardziej chyba powinien poinformować kogoś o nie-obywatelu łażącym sobie po Mieście. A jednak nie sięgał po numer alarmowy, przez okna nie wbijał uzbrojony oddział do zadań specjalnych.
Hayes Lisa. Głównie chyba zajmuje się botaniką, ale nie wiem na ile mówiła prawdę. Ewentualnie Hayes Paul, mechanik, pracuje z androidami. Jeśli jedno jest w pracy, to drugie też – złapał filiżankę od spodu. Była tak przyjemnie ciepła. Przymknął oczy przez chwilę po prostu wdychając zapach kawy. – Mam wprawę w obserwowaniu. Dwunasto-kurna-letnią. I okno łatwo było otworzyć z zewnątrz.
Zerknął za gospodarzem kurem domowym, jakby podświadomie pilnując, żeby na pewno czegoś sobie nie zrobił. Ale chociaż nie był ostatnią ciapą, której wszystko leciało z rąk.
Co tam w ogóle telefon... Szczoteczka do zębów. Oddałbym duszę za szczoteczkę... – urwał, zdając sobie sprawę z tego co właściwie powiedział. – ...albo nie, bo to wychodzi jakbym miał się oddać. To zdecydowana przesada – sprostował po bardzo krótkim zastanowieniu. – Nie myślałem, że zacznę tęsknić za chemią. Pasta z jakichś kwiatków i kory jest po prostu paskudna. I wszystko takie zdrowe i nudne. Gdzie konserwanty, sztuczne barwniki i nadmiar cukru?
Na szczęście dostał do żarcia coś, w czym na pewno były jakieś polepszacze smaku czy choćby koloru. Na ogół nie przyglądał się składowi produktów na sklepowych półkach, ale siedząc w kuchni i czekając na zrobienie czegoś raz na jakiś czas zerkał na opakowania. A potem z czystej ciekawości obczaił skład energetyka o smaku kiwi. W składzie ani słowa o kiwi, ale za to była porzeczka i marchew. Czy próbowałoby go to zabić dowiedziałby się chyba tylko po przetestowaniu na sobie.
Wmiótł z talerza wszystko bez wyjątku, nie oszczędził nawet liści. W sumie nawet surowa bazylia była lepsza od co najmniej ćwierci rzeczy jedzonych w Edenie, ale nauczył się też niczego nie marnować. Dopijając cappuccino wymruczał leniwie słowa uznania dla kucharza. Kawa nie mogła jednak wygrać z porządnym jedzonkiem. I tak musiałby sobie uciąć jakąś drzemkę.
Mogę pomóc z wypakowywaniem – zaproponował. Co prawda lepiej mu pokazać gdzie coś powinno leżeć, bo jak sam odłoży, to potem będzie ciężko to przestawić bez wzroku mordercy spoczywającego na plecach. Zdecydowanie za bardzo przyzwyczajał się do rozmieszczenia przedmiotów.
Rozejrzał się szybkim zerknięciem. Obecnie wystarczyłby mu nawet kawałek dywanika albo w ogóle równej powierzchni w stylu podłogi. Łóżko, koc i poduszka to aż za dużo na taką zdechłą wywłokę jak on.
Mam całą listę pytań. Ale może lepiej to odłożyć na potem? Żeby nie było, że zamęczyłem podopiecznego karuzelą wrażeń pierwszego dnia. Jakaś drzemka, choćby i tysiącletnia, ja tam mam czas, a potem możemy w siebie rzucać wszystkim co mamy.
Na szczęście nie zarażał się ziewaniem, ale nie czuł się na siłach do zapamiętywania wszystkich odpowiedzi. A nie planował pytać jedynie o jakieś ogólne czy prywatne aspekty życia Hachirō, ale też o to co działo się w M-3 przez te kilka miesięcy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.19 16:16  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Okej. Śpicie jak ludzie, ale zwierzęta też śpią. Ile masz w sobie z ptaszora? Bo kolana ci się zginają... Zaraz, jak się zginają  – to nawet nie było pytanie, a stwierdzenie, że z przyzwyczajenia do typowych ludzi nie potrafił za bardzo dostrzec ewentualnego ptasiego zginania. Odetchnął z ulgą, gdy po zerknięciu na nogi Willa te okazały się cokolwiek normalne.
Mhmm, dobra. To tak czy siak ogarniemy ci jakieś ubrania. Taki z reklamy proszku do prania wyglądasz albo podejrzanie, albo jakbyś się urwał z jakiegoś chóru. A poza tym, skoro trzy dni przynajmniej chodziłeś w tym samym, to wiesz, warto wyprać. Ściągniemy z ciebie miary, pójdę do sklepu. Wolałbym, żebyś za bardzo się nie rwał do wychodzenia, bo mam wrażenie, że w Mieście najbardziej ci się przyda ta iluzja. Zresztą, możemy ją poćwiczyć, ale... Nie dziś. Pomyśl nad rzeczami, których ci trzeba. Nie martw się, ryzykowanie życiem jest opłacalne – uśmiechnął się ironicznie, a jego ton był cały czas rozbawiony, ale kryła się w nim pewna powaga.
Brzmi jakbyś każdy dzień zaczynał jak Shrek. Kazałeś już komuś wynosić się z twojego bagna? Może powinienem skołować sobie stróża wcześniej. Na pewno byłby lepszym psem podwórkowym niż ten zapluty śmierdziel... – spojrzał z wyrzutem na Hoshiego, który zamerdał swoim głupiutkim, typowym dla szpiców, zakręconym ogonkiem.
Nie musisz pomagać. Chyba że bardzo ci się chce. To jednak mój burdel, a ty... Nie wiem. Nie wiem, czy jesteś gościem, domownikiem czy czym. Kurna, przyciągam takie przypadki. Prawie jak Boris. Czyżbym miał dwóch stróżów? – Raczej bardziej prawdopodobne było, że Kundelek był stróżem jedzenia w jego lodówce, patronem dobrobytu i aniołem pilnującym, żeby jedzenie w lodówce nie leżało dłużej niż kilka minut.
Dobra. Słuchaj, to ja skoczę już spać. Jakby co, to któryś pokój na tym piętrze to łazienka, prysznic, wanna, co zechcesz. Jeśli będziesz miał sny o brzydkich potworkach, to obudź mnie. Jak przyjdzie ktoś, to nie otwieraj. Jak wejdzie sam, to mnie znajdzie, a ty się nie bój. To nie do końca włamywacz – ziewnął przeciągle, po czym mruknął jeszcze „dobranoc” i wyszedł, żeby położyć się spać u siebie.

|| Wybacz za długość i jakość, ale w końcu i tak mamy robić skipa do rana... D:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.19 18:50  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Chyba tylko skrzydła i wagę, kra kra, mam z ptaszora – rzucił nieco sennie, ale wcisnął mały dziobaty żart w środek wypowiedzi. Nie miał jakoś okazji zastanawiać się czy gdzieś nad zadkiem nie pojawia mu się pierzasty kuper albo jego stopy zmieniają się w szpony o pełni księżyca. Czuł się i tak dość ludzko, a tak naprawdę niewiele się w nim zmieniło. Można było jednak łatwo wczuć się w rolę generała i podejrzewać tą czarnowłosą pokrakę o wszystko.
W odpowiedzi tylko kiwnął głową. Brakło mu już sił do rozbudowanych zdań, a z innej strony nie za bardzo chciał odpowiadać mruknięciami, bo to nie byłoby raczej zbyt grzeczne. Miał już dość bieli i czasem w drodze miał ochotę się wytarzać w najbliższej kałuży, tylko potem zacząłby go irytować brud i by to wyczyścił. Nawet zwykły barwnik wystarczyłby mu do szczęścia, a z kilku mógłby zrobić jakieś małe dzieło sztuki lepsze od fabrycznych powtarzalnych kopiuj-wklej spod maszyny. Ale hej, przynajmniej nie musiał biegać z gołym zadkiem czy też szyć sobie wszystko samemu. Może w Edenie projektanci mody byli słabi, ale jednak zapewniali podstawowe minimum.
Mogę być podwórkowym kogutem i piać o świcie. Skoro według antydepresanta jestem w stadzie, to nie chcę być bezużytecznym pasożytem – oznajmił zerkając na czworonoga. Musiał się w jakikolwiek sposób odpłacić za w sumie wszystko. Dach nad głową, choćby i miał być chwilowy, za karmienie, wreszcie jakąś normalną rozmowę, za to, że go nie opchnął do klatki i pod nóż. Nawet porządnie nie podziękował za to co się stało na początku ich znajomości, a też powinien.
Odpowiedział „branoc”, ogarnął sobie poduszkę i poszedł pod szybki prysznic. Osuszył się mocą, bo na tyle jeszcze go było stać, a potem wrócił do pokoju. Położył koszulkę gdzieś na boku i ułożył się na łóżku. Czasem zdarzało mu się przez sen wyciągać skrzydła i choć górną część garderoby miał przygotowaną na takie sytuacje, to jednak wolał w razie czego nie mieć utrudnionego poruszania się. Zasnął dość szybko jak na jego standardy, bez nadmiernego wiercenia się we wszystkie strony i rozmyślania nad głupotami. Był zbyt zmęczony na tęgie rozkminy, a dzień był pełen wrażeń.

Pobudka o mało nie zakończyła się lądowaniem na podłodze – łeb zwisał mu jakoś częściowo z łóżka, poduszka leżała na ziemi, trzymał na nią jedną rękę, nogi miał w pozornie niewygodnej pozycji. Najwyraźniej brak wiercenia wieczornego odrobił sobie w nocy. Poprawił się, przetarł oczy dłońmi, ziewnął na rozpoczęcie dnia. Nie był pewien, która jest godzina, ale po paru minutach leżenia plackiem i gapienia się na sufit podniósł zadek do siadu i przeczesał parę razy włosy palcami. Oczywiście, że musiały sterczeć we wszystkie strony. Założył koszulkę, wypełzł cicho z pomieszczenia i przeszedł się na dół. Po zlokalizowaniu zegarka ogarnęła go ulga, że udało mu się nie gnić w krainie snów przez dwadzieścia cztery godziny. Właściwie nawet mógłby stwierdzić, że warto zorganizować śniadanie. Zerknął w stronę schodów. Nie lubił się rządzić w nieswoich domach, ale chciał się odwdzięczyć za obiad.
Zlurkował szafki i zawartość lodówki, żeby wiedzieć na czym stoi. Też nie był jakimś orłem w kuchni, a przynajmniej za takiego się nie uważał, ale potrafił zaskoczyć. Zaopatrzył się w naczynia i składniki. Na szczęście wszystko znalazł, bo niekoniecznie miał ochotę szabrować po sklepach czy farmach. Dla niego kradzież była kradzieżą, a nie wzięciem jeśli się potrzebuje. Tak to by się wszyscy złodzieje tłumaczyli. Na początek wsypał do miski mąkę, cukier, sól i proszek do pieczenia. W następnej kolejności roztopił masło, połączył je z mlekiem i roztrzepanymi jajkami, dodał wszystko do miski i zaczął mieszać. Nie miał co się spieszyć, więc sama łyżka w zupełności wystarczała. Na koniec zaczął smażyć ciasto. Brakowało mu specjalnej patelni albo chociaż foremek, ale jakoś dał sobie radę. W końcu akurat to było coś, co robił za życia dość często, miał wprawę.

//sssh xD
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.19 23:11  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Sen nie przyszedł łatwo, a opuścić go tym bardziej nie chciał. Zapach czegoś zjadliwego, który unosił się po domu, a także parszywy, odrażający psi jęzor, który postanowił polizać i tak ciężką powiekę wojskowego, okazały się dość dobrym powodem, żeby podnieść się i ruszyć na dół. Trochę mu zajęło połączenie ze sobą faktów, w związku z czym, będąc wciąż w bieliźnie i zdecydowanie za dużej koszulce z grubym kotem, hamburgerem i napisem „smacznego”, natknąwszy się na Willa, nie do końca ogarnął, że nie jest to żaden kochanek ani nikt taki. Uniósł brwi, przetarł oczy, a usta praktycznie samoczynnie się napełniły śliną, którą natychmiast przełknął.
What's cookin' good lookin'? – spytał, po czym przeciągle ziewnął i niegrzecznie usiadł na stole. Pies z kolei oparł się o blat przy kuchence i mlasnął, po czym spojrzał na Willa błagalnie.
–   Lubi jajka smażone... – mruknął odruchowo Moroi –   z mlekiem, żeby zjadł ciepłe, ale mordy mu nie poparzyło. Pokażę ci jak je zrobić, lubi je dostawać po spacerach. Jak spałeś? Zrobiłeś sobie gniazdo? – wydał z siebie krótki śmiech, trochę zachrypnięty i zdecydowanie cichy. Najchętniej by poszedł spać dalej, ale zapach jedzenia skutecznie wywabiał pradawne zło z niego.
   Zsunął zadek z blatu stołowego i podszedł do zlewu, by nalać sobie do kubka wziętego z ociekacza wody. Wypił jakąś połowę, po czym resztę wylał do zlewu. Wierzchem dłoni otarł usta, a potem znowu oczy. Znowu czuł się niezręcznie mimo wszystko, znowu rosło poczucie zagrożenia, bycia zagonionym w kozi róg. Rany, miał pod swoim dachem wroga. Co się stało z jego podejściem do innych ras?
   Dlaczego nie mógł się zmusić do tego, żeby faktycznie czuć albo obrzydzenie albo sympatię do Willa? Żartował z nim, jadł z nim, karmił go, zaoferował mu pokój u siebie. To zdawało się wykluczać wszelką pogardę, ale jakoś nie potrafiło wyplenić w generale strachu. Jakim cudem w ogóle zasnął? Nie powinien ufać temu... Stworzeniu. To nie był człowiek. Rozmowa powinna być oparta na przesłuchaniu mutanta, a potem ewentualnym pozbyciu się go, a...
   Tymczasem oczekiwał robionych przez chłopca (mutanta) naleśników. Nie pachniały jak zatrute, ale może po prostu wciąż senny umysł to przysłaniał? Potrząsnął głową, a jasne włosy rozsypały się nieregularną, chaotyczną kaskadą wokół jego twarzy.
Już prawie nie śpię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.08.19 12:34  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Był na tyle pochłonięty skupianiem się na niespaleniu patelni, że nie dotarły do niego kroki gospodarza i psie człapanie, dlatego też słysząc nieoczekiwany głos, drgnął wyraźnie i zasłonił się odruchowo trzymaną szpatułką, spoglądając zza niej w stronę wejścia. Dostrzegając tam rudy, znajomy łeb zluzował dość szybko i jak gdyby nigdy nic przerzucił placka na drugą stronę.
Bry! – wyrzucił radośnie. Już po tym jednym słowie słychać było, że to nie do końca ta sama osoba co poprzedniego dnia. Miał mnóstwo energii, nie zasypiał na stojąco, ruchy miał zdecydowanie bardziej płynne i precyzyjne, na dodatek szybsze. Może nawet zbyt szybkie jak na przeciętnego człowieka. Przełożył następnego placka na stosik puchatych poprzedników. O ile znalazł jakiś miód czy cokolwiek, to w centrum umieścił mały kawałek masła i polał wszystko słodyczą w płynie, a następnie podał generałowi.
I to ja rozpieszczałem swoje psy? – zaśmiał się w kierunku akity i podrapał zwierza za uchem. Zaczął tworzyć drugi pankejkowy stosik. Wiele by dał za odrobinę syropu klonowego... – Spałem jak... no cóż, zabity. Z jakiegoś powodu czuję się tu bezpieczniej niż w edeńskim kurniku, choć i tak prześladuje mnie wizja bycia krojonym przez naukowców – wzdrygnął się. Tanio skóry by nie sprzedał, nie był ptakiem klatkowym i raczej bez dziobania by się nie obyło. Wolał pozostawać w przyjaznych lub chociaż neutralnych stosunkach z mieszkańcami i jajogłowymi. Mógł pozwolić na jakieś mało inwazyjne testy, ale na pewno nie na zamknięcie po wieczność w ośrodku badawczym.
Może chluśnięcie wody na rozbudzenie? Kawa? Chociaż do pancakesów lepszy jest świeżo wyciskany sok. Dziesięć pajacyków na przegnanie resztek snów? – rzucał kolejnymi pomysłami, które chyba i tak niewiele by pomogły. – Człowiek przesypia około dwudziestu pięciu lat w ciągu całego życia. Okrutne marnotrawienie czasu, biorąc pod uwagę długość życia – dodał zaraz, powracając do poświęcania uwagi patelni. Dopiero teraz zdawał sobie sprawę jak czas był cenny dla śmiertelników. Ćwierć życia spędzali w stanie nieświadomości, leżąc bezczynnie i niby to odpoczywając. Niby, bo przecież niektórym zwykłe osiem godzin nie wystarczało. Tyle rzeczy można by było zrobić, tylu odkryć dokonać, może nawet naprawić nieco świat zniszczony przez boży kaprys.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.08.19 17:30  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Do tego pięknego, rodzinnego obrazka, brakowało tylko jeszcze jednego członka rodziny. Trochę jak ktoś pomiędzy ojcem na wiecznych delegacjach, a wujkiem z innego Miasta, który przywozi zmyślne prezenty, ale nikt go na dobrą sprawę nie zaprasza do domu. Wujek po prostu jest. I nawet nikt do końca nie wie, czy on w ogóle jest z rodziny. Dlaczego tak na niego czekał?
E tam. Zdrowsze to dla niego niż te suche chrupki i karmy, które koło mięsa nie stały. Potem się wywala do góry brzuchem i pozuje jak francuska dziewczyna do screenów ze snapa – mimo treści, powiedział te słowa w taki senny, obojętny sposób, że można by było uznać je nie za żart, a za powagę. Pies oparł natomiast przednią łapę o nogę anioła, tym samym wbijając w nią krótkie pazurki, zaskomlał i szczeknął prosząco. Jemu się należy, Hoshi to piesek atencji. Należy mu się nawet, jeśli posiłek uzna za niegodny i go wypluje, a potem zakopie powietrzem. I znowu zedrze sobie głupi nos.
–  Mało fortunny dobór słów, ale hej, dystans jest ważny... – Skomentował generał, aktualnie rozstawiający po kątach armię, jaką były jego całe pokłady zmęczenia, senności i lenistwa. Pokręcił gwałtownie głową.
–  Jedzenie... Potem kawę zrobię, o tak. Słuchaj, prawie jak w reklamie jakiejś Nutelli. Rodzinka przy stole, sok, mleko, czekoladowate smarowidło i będzie już wszystko. No super... Szkoda, że w domu rodziców tak nie bywało. – Tutaj zaś, mimo treści, głos nie zdradzał większych wyrzutów w kierunku rodziny. Cóż, bywa, po prostu. Mimo wszystko to właśnie rodzina go w znacznej części ukształtowała.
No patrz. To już nie te czasy, kiedy człowiek śmiało mógł siedzieć do piątej, bawić się, rozmawiać przez Internet, oglądać filmy czy seriale, a potem trzy godziny później obudzić się i w pełni sił lecieć do szkoły czy na uczelnię. Ciekawe co by było, gdybym jednak skończył studia, ech...
Otrzymawszy talerz, trochę modlił się nad nim w pewien sposób, to jest odkładał jedzenie na dalszy plan, tak jakby miał się wygadać, jakby całe wypuszczane z siebie słowa miały mu zrobić miejsce na nowe porcje jedzenia. Bulimia słowna, ot co. Nie obeszło się bez „rany, jakie to dobre” i innych zadowolonych pomruków o podobnej treści. Generał mógłby tu umrzeć ze szczęścia i najedzenia, ale miał jednak nadzieję, że nie zdarzy mu się kopnąć w kalendarz i że Will go nie otruł.
–  Dobra, słuchaj. Dzięki za śniadanie... Aaaale teraz pozwól, że skoczę się umyć, przebrać, wyjdę z psem, zorientuję się w tej sytuacji twoich rodziców, skołuję ci kartę do telefonu, a tymczasowo sam opchnę ci mój poprzedni. Nie mam pojęcia, czy możesz jako stróż wysyłać mi jakieś komunikaty telepatyczne, ale wiesz. Technologia zawsze spoko. Byłoby głupio, gdybyś mnie pytał o coś w głowie, a ja robiłbym coś nieprzyzwoitego. Postaraj się nie odstawać jeśli masz zamiar się gdzieś szlajać. O, i dorobię ci klucze. Niech chociaż jeden stały bywalec wchodzi do mojego domu jak człowiek...
   I, co tu dużo mówić — jak powiedział, tak też zrobił. Przed wyjściem pożegnał się jeszcze z Willem, po czym ruszył w dalszą drogę.

zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.09.19 0:35  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Zaczął czochrać akitę za uchem, dając mu bardzo dużo atencji, na którą przecież zasługiwał. No jak to tak nie dać temu głodomorkowi setki smyrków? Pewnie zaraz by go zapiszczał i załypał tymi ślepiami na śmierć, a to byłoby chyba jeszcze głupsze niż ta pierwsza. Nie zamierzał mu jednak dawać placków, jak wróci ze spaceru to się nauczy robić ten psi przysmak i dopiero wtedy będzie go rozpieszczał. Poczochrałby też wywalony do screenów brzuszek czworonoga dając mu tyle miłości ile tylko by się dało takim głaskaniem. Jak miał miękkie serce, tak przy zwierzakach miękło jeszcze bardziej.
Welp, zwykle miałem bezrodzinne śniadania – wyznał bez zbędnych emocji w głosie. Nie uczył się gotowania tylko po to, żeby szpanować przed ludźmi z klasy ślicznie dekorowanymi ciasteczkami, ale też po to, żeby nie zdechnąć z głodu lub nie żywić się samymi gotowymi daniami ze sklepu. Mógł też trochę odciążyć rodziców w domowych obowiązkach, choć ci niekoniecznie to zauważali, byli w domu rzadko, głównie na noce, weekendami woleli też gdzieś wyjść niż siedzieć w czterech ścianach.
Ja po studiach pewnie łatałbym mur. A było jednak iść w medycynę... – westchnął z nieoczekiwaną ciężkością. Teraz i tak nie było szans na bycie ślicznym i wykształconym, ale przynajmniej śmierć oszczędziła mu nudnej przyszłości. Idąc jednak w ślady matki, wylądowałby na roku z osobą, której potem jednak wolał unikać, także z dwojga złego chyba jednak lepiej było być niedoszłym architektem niż szpanować znajomością chemii.
Kiwnął głową. Po zjedzeniu swojego śniadania pozmywał i dzielnie posprzątał po swoich rewolucjach. Utrzymywanie czystości na szczęście było czymś co lubił, więc nie trzeba było się martwić o to, że w mieszkaniu będzie burdel. Jakiś czas po opuszczeniu domu przez generała, anioł wyszedł na zewnątrz zapoznać się z terenem i poćwiczyć swoje zdolności poza murami budynku. Nie oddalał się jednak, póki jeszcze nie miał swoich kluczy.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.19 1:11  •  Dom Hachirō  Empty Re: Dom Hachirō
Już się przyzwyczajał do nowego lokatora, no, szło mu to coraz lepiej. Niedawna wizyta na Desperacji zakończyła się czymś bardzo pozytywnym, bowiem dorzuceniem do magazynu S.SPEC kilku brakujących roślin, ale też otrzymaniem dodatkowej nagrody — błyskotka, jaką dostał od wensza żecznego, zawieszona została na szyi generała, na rzemyku.
   Z zadowoleniem stwierdził, że nie ma co robić. Brakowało mi takich dni, a nawet w sumie wieczorów — wrześniowe słońce, choć sztuczne, zachodziło nieco wcześniej niż w ciągu lata. Było też nieco chłodniej niż jeszcze z tydzień, dwa temu, a jemu to bardzo pasowało. Wolał grzać się niż chłodzić. A dość dobrym systemem grzania był ten zapluty potwór, który teraz postanowił leżeć na jego stopach. Moroi ruszył nogą, westchnąłwszy przy tym.
Musisz taki być. Musisz, no nie? – mruknął do zwierzaka, który tylko łypnął na niego i westchnął jeszcze dramatyczniej niż jego właściciel. Naprawdę było chłodno, przez co, mimo chodzenia w powyciąganym swetrze, generał wciąż marzł. Podniósł się z miejsca, ruszył do kuchni i włączył palnik pod czajnikiem, po czym zaczął maraton biegania po całym domu w celu znalezienia termoforu. Wreszcie znalazł — oczywiście nie tam, gdzie powinien — a psisko ubzdurało sobie, że to nowa zabawa w bieganie, w dodatku podczas gwizdania czajnika.
   Generał wreszcie mógł wlać wodę do magicznego źródła cudownego ciepełka, które jednak jeszcze nie oddawało pełni swojej dobroci. W międzyczasie poszedł jeszcze po gruby koc, po czym w końcu wrócił do salonu. Skulił się i przytulił do siebie termofor, uprzednio otuliwszy się kocem. Teraz mógł, w ciemniejącym półmroku, skupić się na oglądaniu największych głupot w telewizji. Jakie wielkie potwory tym razem będą ze sobą walczyły? Kto kogo zdradzi? Jakie szkolne dramaty się rozegrają...?
   Dopiero po chwili uświadomił sobie, że brakuje mu dwóch rzeczy. No, jednej rzeczy i jednej osoby. W porywach do dwóch osób, ale głównie potrzebował tego jednego osobnika. Drgnął niespokojnie i skrzywił się na myśl, że nie przygotował sobie nic dobrego do picia. A miał wielką ochotę na gorącą czekoladę. Bardzo gęstą i bardzo czekoladową. Tak bardzo, że z zasłodzenia nie zaśnie jakieś cztery dni. Ciekawe, gdzie był jego kolega...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach