Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 12.12.17 21:27  •  Solidna szopa Empty Solidna szopa
Nieopodal wichrowych szczytów, w niewielkiej odległości od kikuta zapomnianego wieżowca, wciśnięta w kotlinę, stała szopa, wyglądająca zaskakująco solidnie, jak na materiał, z którego była wytworzona. Ukształtowanie terenu sprawiało, że była widoczna tylko od frontu, albo pod bardzo niewielkim kątem, z innych stron zasłaniały ją wzgórza, porośnięte trawą, albo nieśmiało kształtującymi się zagajnikami.
Tuż przy niej znajdowało się coś, co z braku innego porównania, można było nazwać poletkiem. Natomiast to co tam rosło, w żaden sposób nie przypominało książkowych warzyw, raczej ich koszmarnie zmutowane odpowiedniki. Sama szopa zaś stanowiła cud prowizorycznej inżynierii. Zbudowana zarówno z przerdzewiałych arkuszy stalowej blachy, jaki i resztek betonowych płyt, przyniesionych tu nieznaną siłą, sprawiała wrażenie dość solidnej i przemyślanej lub tak często przerabianej, że osiągnęła stan ostateczny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.17 10:54  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Wyrwanie się z macek Hycli, niezadowolonych z ostatecznego rezultatu przesłuchania wspomaganego ulepszoną wersją toksyny botulinowej wprowadzoną do ciała wymordowanego — nie dała pożądanego efektu, a ostateczne wypuszczenie go na wolność zaowocowało w niedługim czasie spotkaniem z jednostką, która przyczyniła się do długofalowego odebrania mu świadomości na blisko sto pięćdziesiąt lat i wprowadzenia do jego organizmu wirusa X. Na szczęście jego pamięć okazała się niespotykanie skąpa we wspomnienia z tegoż okresu, wręczając mu zamiast tego nic nieznaczące wyrywki, co z jednej strony gwarantowało mu większy spokój ducha, lecz nakładało się na niego niczym cień rzucany przez wyższy od niego obiekt. Lisi doktor pozostawił po sobie pamiątkę w postaci rany kłutej w górnej części odsłoniętych pleców; sam Zhan Crane nie odczuwał jednak różnic temperatur z racji uszkodzeń termoregulacji, na jego skórze nie widać było nawet oznak odczuwanego chłodu przez nieustanne muskanie jej przez wiatr.
Wędrówka z otwartą raną, na czele z dotychczasowym, zarazem z postępującym osłabieniem i wycieńczeniem organizmu nie zwiastowało dla niego niczego dobrego — wzmacniało to tylko utratę krwi. Nie liczył bowiem na regenerację — w obecnym stanie nie mógłby z niej po raz kolejny skorzystać. Pozostanie poza siedzibą DOGS, których to członków nawet nie pamiętał, a do tego późniejsze umieszczenie siłą w bazie Hycli, łącznie zamykało się w liczbie trzech miesięcy, skutkowało to w ostatecznym rozrachunku mizerną formą, utratą paru kilogramów i ogólnym osłabieniem, składającym się z niedożywienia i nadużycia mocy. Teraz dochodziły do tego naturalne objawy krwotoku: bladość skóry (jeszcze większa niż zazwyczaj; bladością niepodatną na uroki słońca mógł się pochwalić i bez tego), przyspieszone tętno, obniżenie ciśnienie krwi, mroczki przed oczami, zimny pot i nieprzyjemny szum w uszach. Kiedy dotarł wreszcie, z niemałym trudem, do konstrukcji, która zdawała się być dla niego najzwyczajniejszą fatamorganą, słabość ciała chwytała go coraz mocniej. Nie czekał na przyzwolenie, czy może do niej wejść, po prostu to zrobił, ale nasilone mroczki przed oczami, ewoluowały do poziomu kompletnej, nieprzeniknionej ciemności, a Zhan Crane stracił przytomność, lądując na twardym podłożu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.17 16:03  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
MG

Wchodząc, a właściwie wtaczając się do wnętrza szopy, Zhan nie mógł już zauważyć jej wystroju ani gospodarza. Ten zaś mógł i zauważył Crane'a padającego bez zmysłów na klepisko, na co zareagował dość gwałtownym zerwaniem się z czegoś, co z braku innego określenia zostało nazwane łóżkiem. Podbiegł do nieprzytomnego i obejrzał go. Od razu w jego oczy rzuciła się dziura w ubraniu, otoczona lekko zaschniętą, ale wciąż świeżą krwią. Mimo swojej mizernej postury, gospodarz podźwignął nieproszonego gościa z ziemi, po czym przeniósł go na swój siennik. Zrobił to delikatnie, nawet jeśli pianista nie mógł teraz tego odczuć i być za to wdzięczny. Wiedząc, jak ciężko znaleźć odpowiednio ciepłe okrycie w tych terenach, nie rozciął natychmiast ubrania Zhana, lecz chwilę walczył z jego bezwładnym ciałem, aby zdjąć ją po ludzku i odsłonić wąską, ale z pewnością głęboką ranę. Musiała być głęboka, bo wciąż wypływała zeń krew, choć rozmiary na to nie wskazywały. Gospodarz mruczał coś do siebie, czego czułe ucho pianisty w tej chwili nie mogło wychwycić. Wodę, stojącą w blaszanej miednicy przelał do mniejszej miski i w tej misce wypłukał szmatę. Tą zaś szmatą, zaczął obmywać skórę w okolicy uszkodzenia. Z kadym pociągnięciem, materiał nabierał coraz żywszej barwy czerwieni. Wówczas uzdrowiciel płukał ją w mniejszej misce i powtarzał proces. Oczyściwszy ją w zadowalającym stopniu, wydobył skądś słoiczek ze zgniłozieloną maścią, której odrobinę naniósł do wnętrza rany. Następnie zaczął krzątać się w poszukiwaniu igły i nici. Gdy je wreszcie odnalazł, przystąpił do ostrożnego zaszywania rany. Ścieg był wąski, ale niezbyt równy, widocznie taka procedura dawno nie była wykonywana tymi rękoma. Zakończywszy szycie, naniósł większą porcję mazi na ranę i wstał.
Najwidoczniej stan Hyde'a był tymczasowo ustabilizowany, bo natychmiast po tym mieszkaniec szopy zajął się rozpalaniem ognia w palenisku stojącym na środku pomieszczenia. Do kociołka wlał wodę, a gdy zaczęła się gotować, wrzucił do niej rozmaite zioła, których pęki wisiały pod powałą, rozwieszone na prowizorycznych belkach. Cały czas czekał aż jego gość się w końcu obudzi.


Opis wnętrza i Gospodarza:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.17 22:34  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Cały proces oczyszczania i zszywania równej, precyzyjnej rany kłutej zadanej przez ostry, niczym brzytwa golibrody, skalpel niejakiego Dr Jekylla, z przyczyn zgoła oczywistych ominął pianistę. Niekontrolowana w pełni biokineza odznaczała się na równie bladych co twarz plecach pokrytych dodatkowo trzema podłużnymi oraz dobrze widocznymi bliznami, które oznaczały się kolorystycznie od pozostałej powierzchni jeszcze jaśniejszym odcieniem (przywodzącymi na myśl minione starcie z wilkopodobnym sprzed ponad trzech miesięcy temu, którego nie dane mu było pamiętać), w postaci rozsianych gdzieniegdzie gładkich, lśniących łusek — te jednak nie miały znamion uaktywnionej mocy regeneracji, którą w normalnych warunkach i przy względnie znośnym stanie zdrowia, mógłby niewątpliwie wykorzystać na własną korzyść, lecz nie w tym przypadku. Niedługo po wykonanym przez mężczyznę ściegu tuż obok, tylko po jednej stronie pojawiły się i tam, jakby ściągając nić nieco mocniej, przytwierdzając ją tym samym do skóry. Sam Zhan Crane po dłużej chwili uznałby to za bolesne, naciąganie tego typu do najprzyjemniejszych doznań bez cienia wątpliwości się nie zaliczało, choć ciężko ocenić na ile byłoby to trafne przy sporej porcji leczniczej mazi pokrywającej ranę. Być może mogła wykazywać właściwości nie tylko bakterio- czy grzybiczobójcze, ale i w dużo mniejszym stopniu uśmierzające ból. Mimo wszystko wiedza medyczna czy umiejętność reagowania Anglika okazywała się wątpliwej, zarazem niewielkiej jakości; pomijając już oczywisty fakt, że na Desperacji wszystko czego nauczył się w Odrodzonej Anglii nie zdałoby egzaminu.
Stan pianisty po wykonanych czynnościach ustabilizował się, co jednak nie zmieniało faktu w postaci utraty krwi, nic więc dziwnego, że przytomność odzyskał po blisko dwóch, góra trzech godzinach. Nie oznaczało to jednak nagłego uzdrowienia i pełnej regeneracji organizmu, co to, to nie. Gdy ciężkie niczym ołów powieki uniosły się powoli, a do wymordowanego powróciła, jakby niechętnie świadomość, dopiero po chwili zdecydował się podnieść przynajmniej do siadu, choć poprawniej należałoby uznać, że osłabienie i mroczki przed oczami powstrzymały go przed podjęciem innych czynności. Oparł się mocniej lewą ręką o siennik, na który przeniósł go mieszkaniec szopy, marszcząc przy tym brwi, a po dłuższym momencie uszkodzony nieodwracalnie układ nerwowy pozwolił mu odczuć stały ból w okolicach górnej pleców. Odruchowo sięgnął tam prawą ręką, która jednak zawisła w powietrzu, jakby ktoś ją nieoczekiwanie chwycił, zanim długie, smukłe palce zetknęły się ze skórą, natrafiły na czarne łuski bądź ścieg pokryty mazią — odezwał się w nim nawyk; opatrzonych ran miał ponoć nie dotykać i tylko dlatego ją cofnął. Rozejrzał się ostrożnie po wnętrzu, powoli składając to co wydarzyło się wcześniej, nim tutaj trafił, niedługo potem jego spojrzenie natrafiło na jasnowłosego mężczyznę, w którym utkwił wzrok na dłużej. To, że się nie wykrwawił świadczyło tylko o tym, że ktoś musiał mu pomóc, wydawało się to teraz oczywistą oczywistością. Cuda się przecież nie zdarzały, a życie po życiu nim nie było.
Jak się domyślam, to tobie powinienem dziękować za pomoc — mruknął słabo Zhan Crane, póki co nie błyszcząc swą zwyczajową elokwencją, eleganckim doborem słów czy chociażby wyjątkową uprzejmością, jak na desperackie standardy. Czuł się słabo, ciało zdawało się stanowić ołowiany odlew. — To dość ryzykowne, aby pomagać nieznajomemu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.12.17 17:42  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Gdy Anglik zaczął powoli odzyskiwać przytomność, gospodarz siedział na klepisku i nucił coś pod nosem, z dłońmi opartymi całą powierzchnią o ziemię. Miał zamknięte oczy, ale kiedy usłyszał ruch swojego gościa, natychmiast je otworzył i wstał.
-Nie dotykaj ich - powiedział, gdy Zhan sięgnął wolną ręką za plecy. Jego głos brzmiał dosyć młodo. Chwyciwszy stojący na stole kubek, zaczerpnął nim cieczy, gotującej się w kociołku. Podszedł powoli do pacjenta, zatrzymując się metr od niego. Przykucnął, podając mu naczynie - Wypij to, ale ostrożnie, bo gorące. - polecił, siadając na ziemi.
Przytaknął, w odpowiedzi na stwierdzenie Crane'a, wpatrując się w niego uważnie. - Masz rację - odpowiedział - ale Pan każe nam pomagać bliźnim w godzinie próby, a ty z pewnością wyglądasz jak ktoś, kto jest w potrzebie. - wyjaśnił spokojnym głosem swoje motywy. Obserwował leżącego podczas przyjmowania płynu, który prawdopodobnie był lekarstwem, jakby chciał upewnić się, że ani kropla nie zostanie zmarnowana. Milczał przez chwilę, lecz po chwili jakby nie mogąc usiedzieć w spokoju, gdy wreszcie trafił mu się kompan do rozmowy, odezwał się ponownie - Nie wiem kto to zrobił, nie będę pytał, bo to twoja prywatna sprawa, ale jego precyzja nieomal posłała cię do grobu. Ponownie. - dodał, oznajmiając tym samym, że widział pokryte czarnymi łuskami niegdysiejsze rany pianisty.
- Jesteś bardzo głodny? - zapytał, jakby nie widząc tego, w jakim stanie znajduje się ciało Zhana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.12.17 4:06  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Wrażliwe na dźwięki muzyczne ucho szybko wyłapało nuconą melodię, choć nie wydała się ona w żadnym stopniu znajoma. Nie dotykaj ich — te słowa dopięły całości przez co Zhan Crane cofnął rękę i ją również wsparł na sienniku, przechodząc tym samym do siadu. Obdarzył gospodarza uważnym spojrzeniem, gdy podawał mu naczynie z gorącym naparem. Pianista z przyczyn oczywistych po spotkaniu z Dr Jekyllem przejawiał naturalne zachowanie dla osoby, która została zaatakowana, wymuszające ostrożne i zdystansowane podejście, czego suma składała się na dwa słowa: ograniczone zaufanie. Zawahał się, lecz wziął naczynie, choć z początku zrobił zaledwie mały łyk — ten gdyby chciał go zabić, miał ku temu stosowną okazję dużo wcześniej, lepszej, by nie było, nie ratowałby go tylko po to, aby go otruć. Tak, ta myśl, choć nieco przyćmiona przez osłabienie ciała pożądającego odpoczynku, zdawała się być najbardziej rozsądna i logiczna.
Rozumiem — mruknął krótko, skinąwszy na potwierdzenie zrozumienia przesłania głową, by następnie powoli wykonać polecenie młodego mężczyzny. Po wypiciu całej zawartości naczynia, która miała w jego odczuciu dziwny smak, lecz przyjemne ciepło płynu zdawało się rozejść rozgrzewająco po ciele nieoczekiwanego pacjenta. Płyn w rzeczywistości pobudził jego żołądek, w którym wcześniej i w zasadzie już od dłuższego czasu nic pożywnego, czegoś w miarę spełniającego wymogi dziennego zapotrzebowania energetycznego się nie zaliczało. — Można, by uznać, że jedyne co mam na ten moment to diabelskie szczęście. — Pianista uśmiechnął się subtelnie, a kąciki jego ust uniosły się ledwie widocznym uśmiechu przypominającym na swój sposób ten Mona Lisy. — Ten kto to zrobił jest niezwykle dobry, w swoim fachu doktorem, posiadaczem wyjątkowo przebiegłego umysłu. — odpowiedział nieco wymijająco, choć tym razem w tej wypowiedzi ujawniła się jego standardowa uprzejmość, nawet w stosunku do takiego lisiego złośliwca jak Doktor Jekyll. Co oczywiste – Zhan Crane nie do końca zdawał sobie realną sprawę z tego, że jasnowłosy okazywał się w praktyce równie znany co on, tyle, że pod pasującym do Królowej Angielskiej pseudonimem.
Słowa jasnowłosego mężczyzny przypomniały mu o pobudzonym do działania żołądku wypełnionym w tej chwili leczniczym płynem, przez co pianista przechylił nieco głowę w bok.
W rzeczy samej, od długiego czasu nie jadłem niczego wartościowego — potwierdził jedynie, acz ciszej niż poprzednio. Nie miał jednak czelności o to, aby prosić o jedzenie, mimo tego w jakim stanie się znajdował, wciąż zakorzeniona była w nim ta sama społeczna blokada, którą nabywa się z czasem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.17 1:26  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
- Cóż, czasami to co bierzemy za diabelskie szczęście, to tak naprawdę Boska interwencja... - rzucił na poły sentencjonalnie, na poły melancholijnie, jednak tak przyjaznym tonem, by Zhan nie miał wątpliwości, że jasnowłosy nie zamierzał zmieniać jego poglądów w tej kwestii. Kimkolwiek był, widocznie nauczył się, by zbyt nachalnie nie mówić o Tym, Który Odszedł.
Pokiwał głową w reakcji na kolejne słowa pianisty, po czym wstał i podszedł do kolejnej skrzyni - Teraz nie dziwi mnie już ta precyzja, ale jeśli mogę coś wtrącić, to wydaje mi się, że nie wykorzystuje on swojej wiedzy w odpowiedni sposób... - skomentował, wyjmując z niej średnich rozmiarów płócienny worek. Podał go rannemu, sam skupił się na tym, by przelać zawartość kociołka do wolnej misy i przygotować kolejny wywar. Właściwie to nie starał się zbytnio, po otarciu warzyw z warstwy zaskorupiałego błota wrzucił je bez obróbki do wody.
Po wykonaniu tych czynności wrócił do pacjenta i ponownie przy nim usiadł. Wyjął z worka pasek suszonego mięsa i ugryzł go - Musisz mi wybaczyć, nie co dzień miewam gości tak niespodziewanych jak ty. A nawet ty nie będziesz moim gościem zbyt długo - uśmiechnął się lekko - rany powinny wkrótce zaleczyć się na tyle, byś kontynuował wędrówkę, choć nie na tyle, byś mógł z miejsca wykonywać jakiekolwiek akrobacje. A skoro o wędrówce mowa... Zamierzasz może zahaczyć o Eden? - zapytał, opierając brodę na złączonych dłoniach, co dobitnie ukazywało jego zainteresowanie tym tematem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.01.18 23:37  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Być może tak właśnie jest — odpowiedział uprzejmie pianista z lekkim półuśmiechem. Zhan Crane nigdy nie angażował się w żadne dysputy dotyczące religii bądź polityki – te zawsze istniały, ocierał się o nie i nie sposób powiedzieć, by nie miał z takowymi styczności, choć sam zwykle podtrzymywał i uważał się za muzyka, ceniąc sobie aż nadto neutralność. Wszelkie spory, które nie kolidowały w jakimkolwiek stopniu z moralnością Anglika zwykle mijały się z nim, jakby na podobieństwo ludzi napotykanych na ulicach, jeszcze za czasów jego niesplamionego zakrzepłą krwią człowieczeństwa, a ich twarze rozmywały się w pamięci niedługo po straceniu ich z pola widzenia. Jednakże problem właściciela genotypu mamby czarnej i kobry królewskiej, który od stosunkowo niedawna cieszył się świeżo odzyskaną świadomością, okazywał się o wiele bardziej złożony, niż na pierwszy rzut oka można, by przypuszczać – jego zakłamana orientacja w terenie, który wydawał się bliski tylko w postaci instynktownego przeczucia, skąpa wiedza oraz brak pamięci z okresu, gdy rządziły nim zwierzęce instynkty, nie pomagały zjednywać sobie ludzi i wciąż pozostawał narażony na straty.
Widzę, że się w tym względzie się zgadzamy — mruknął cicho, zerknąwszy na swego rozmówcę, który uprzednio zbliżył się do skrzyni. Anglik musiał przyznać się przed samym sobą, że jego dotychczasowe zaufanie do innych już na tym jakże skromnym etapie znajdowało się w próżni, z której ciężko byłoby ją wydobyć, co już samo w sobie wymuszało na nim mimowolną ostrożność. Nie powinno zatem dziwić, że pianista zmrużył oczy w niemal charakterystyczny sposób w jaki robiła to jego zezwierzęcona natura,  — Zbyt wiele bym wymagał, gdybym oczekiwał, że ten kiedyś się ze mną zgodzi w tej kwestii — dodał, przyglądając się młodemu, jasnowłosemu mężczyźnie uważniej, korzystając stosownie z tego, że ten zbliżył się, choć na chwilę, podając mu płócienny worek, który Anglik położył nieopodal siebie. Podarował sobie jednak wzmiankę o tym, że autorowi precyzyjnej rany kłutej spadłaby wówczas korona z wysoko uniesionej głowy, a co gorsza – odbiłoby się to na wyolbrzymionym ego Lisa. Dr Jekyll długofalowo okazywał się jednostką wybitnie przebiegłą, a do tego chorobliwie wręcz upartą, pragnącą za wszelką cenę postawić na swoim, lecz nie należało się temu dziwić, zważywszy na jego życiową dewizę, która zdeptała na swej drodze wartości moralne, wbijając je w wysuszony wprost na wiór grunt.
Przyglądał się w milczeniu, czynnościom podjętym przez gospodarza tego miejsca w postaci przygotowywania posiłku, choć nie przypominało w żadnym wypadku tego, które widywał na salonach Odrodzonej Anglii bądź Odrodzonych Chin stanowiących kolebkę utopii, cokolwiek właściwie miały te nazwy oznaczać wobec zasianej propagandy w umysłach obywateli, w jakimś stopniu wydawało się dla pianisty jedną z najnormalniejszych czynności na tym terenie, jakie dotąd napotkał.
Eden? — powtórzył zaskoczony, przekrzywił głowę w bok, wykazując tym samym niemałe zainteresowanie. Ileż pianista miał przed sobą wiedzy kompletnie niezgłębionej. — Opowiedz mi o tym miejscu coś więcej. Powiedzmy, że jestem nowy w tym miejscu i jeszcze nie za wiele wiem. — wyjaśnił zupełnie szczerze, z widocznych w intensywnie, zielonych tęczówkach ognikach. Gdyby nie wirujące od czasu do czasu w jego pamięci nieskładne urywki wspomnień, można, by określić go mianem niezapisanej karty papieru bądź tablicy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.18 2:06  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Pytanie pianisty w widoczny sposób zaskoczyło anioła. Przez chwilę wpatrywał się w wymordowanego z miną wyrażającą bezbrzeżne zdumienie, a potem skinął głową. Milczał przez chwilę, składając słowa. - Eden to... miejsce, gdzie żyją anioły. - zaczął w końcu. Mówił powoli, nie spiesząc się, tak by jego słowa dotarły do rozmówcy i wsiąkły w niego, zanim pojawi się kolejna porcja informacji. - To chyba jedyny obszar po apokalipsie, który oferuje prawdziwe bezpieczeństwo i swobodę. - kiedy mówił, jego głos nabierał pewnej mocy, widać było że nie jest to tylko pusta agitacja, blondyn naprawdę w to wierzył - To osada aniołów otoczona pięknym i potężnym lasem. Złożonym z prawdziwych drzew, nie tych powykręcanych karykatur, które zapewne miałeś okazję ujrzeć. Prawdziwie zielonych drzew... - rozmówca Zhana rozmarzył się nie co, dlatego ucichł na moment - To miejsce absolutnego spokoju i harmonii... Jeśli będziesz zmierzał prostą drogą do miejsca znanego jako Apogeum, powinieneś trafić tam bez problemu, o ile nie zamierzasz celowo go unikać.
Wywar w kotle nadal się gotował, ale chłopak zajęty rozmową najwidoczniej stracił nim zainteresowanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.18 1:55  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Nie umknęło mu wymalowane nagle na twarzy mężczyzny zaskoczenie, przypominające rozproszenie się po niej, niczym farba nabrana na pędzel po zetknięciu z nadmiarem wody, wyczuwając również zawisającą w powietrzu niezręczność, do której to niechcący przyczynił się brakiem stosownej wiedzy. Najpierw życie po śmierci, a teraz anioły, czy cokolwiek powinno go jeszcze zaskakiwać bądź budzić jakiekolwiek wątpliwości? Zapewne nie, bo brwi pianisty nawet nie uniosły się, wyrażając jakąkolwiek emocję, same zaś przekazane mu informacje przyjął tak, jak ją dostał, nawet nie próbując ich podważać.
Wybacz, powinienem uprzedzić, że nie pamiętam nic poza kilkoma niezbyt rozpoznawalnymi twarzami sprzed stu pięćdziesięciu lat, mimo że bez wątpienia żyłem oraz poruszałem po tym terenie.I splamiłem własne ręce krwią niewinnych. Ciemnowłosy prawie wzruszył ramionami, lecz w porę się opamiętał w porę przypominając sobie o świeżo zszytej i opatrzonej ranie na plecach. — Jednak jak zapewne możesz się domyślić – moja wiedza o otaczającej mnie rzeczywistości jest bardzo skromna i zawstydzająco uboga. Niewątpliwie zadane przeze mnie pytanie musiało wydać się w istocie dziwne. — stwierdził z cierpkim uśmiechem Anglik, jakby w ten sposób zarazem podsumowywał swoją iście nieciekawą sytuację.
Słuchał opowieści swojego rozmówcy z niekrytą uwagą i zainteresowaniem, a wyłaniający się z nich Eden, niczym światło nadchodzącej jutrzenki, prezentował się, w rzeczy samej, niczym najprawdziwszy z możliwych raj, a ton głosu jasnowłosego mężczyzny z każdym kolejnym słowem wydawał się coraz to bardziej przekonujący. Mimowolnie uśmiechnął się zgoła subtelnie na myśl o otaczającej tam zewsząd zieleni, tę jednak bardziej preferował aniżeli martwy, wyschnięty na wiór krajobraz tejże nijakiej pustyni.
To zaskakujące, że takie miejsce wciąż istnieje i utrzymuje się w tak doskonałym stanie, zważywszy na widok tej paskudnie złudnego i z pozoru martwego bezkresu. — mruknął cicho, przypominając sobie szkielety budynków, które lata świetności miały dawno za sobą i okazywały się jedynymi świadkami upadku ludzkości. Po wspomnieniach, które posiadał z Odrodzonej Anglii czy Odrodzonych Chin nie było miejsca na takie unikatowe widoki, natomiast przyzwyczajenie się do nich i zaakceptowanie ich istnienia zdawało się dla Zhana Crane’a niebywałą próbą. Nie odrywał jednak spojrzenia od swojego rozmówcy, najwyraźniej w równym stopniu co on pochłonięty ich rozmową. — Powiedz: czym tak właściwie różnią się anioły od ludzi?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.18 3:53  •  Solidna szopa Empty Re: Solidna szopa
Słysząc tłumaczenia Zhana, blondyn potarł w zamyśleniu brodę. Widać było, że zastanawia się, jak potraktować nową sytuację. Prawdopodobnie wiedząc, że jest teraz jedynym źródłem informacji pianisty, próbował jak najwierniej ukazać mu obraz obecnego świata. - Rozumiem - powiedział pogodnie, przyjmując do wiadomości, że jego rozmówca jest nieświadom realiów Desperacji, Edenu, a najprawdopodobniej i M3. - Przyznaję, zaskoczyłeś mnie, jednak nic złego się nie stało. - niebieskooki uśmiechnął się do rannego. - W końcu musisz teraz odpocząć i się zregenerować, a ja muszę dopilnować, by proces gojenia przebiegł poprawnie. Równie dobrze możemy zająć się rozmową. Nie będę miał wtedy wyrzutów sumienia, że wypuszczam cię stąd tylko po to, byś zginął nieświadomy na pustkowiu. - mimo pogodnego wyrazu twarzy, ostatnie słowa wypowiedziane przez Gospodarza brzmiały dość smutno. Nie przerywając konwersacji, blondyn wstał i podszedł do kotła, by zająć się obiadem, który dla nich gotował
- To wszystko dlatego, że cała społeczność aniołów opiekuje się tym miejscem. Dbają o rozwój roślin, o rozmnażanie się zwierząt... - tłumaczył spokojnym tonem. Pierwotne zdumienie już w całości zeń zeszło, teraz Zhan mógł dostrzec, że bez mrugnięcia okiem objaśniał kolejne pojęcia, jakby nieświadomość gościa była czymś zupełnie normalnym. Nawet jeśli niektóre pojęcia brzmiały jak coś, co dla niebieskookiego było oczywiste, ten kontynuował, ani tonem głosu, ani mową ciała nie dając Crane'owi do zrozumienia, że uważa jego brak wiedzy za coś złego. W pewnym momencie pochylony nad kociołkiem Gospodarz, gdy usłyszał ostatnie pytanie pianisty, wyprostował się i sięgnął ręką w kierunku ziół zawieszonych pod powałą. Następnie porzucił zupę i ponownie usiadł przy rannym.
- Ponadto, że muszą wypełniać przykazania Boże, bo tak zostały stworzone... anioły posiadają ... moc. - skrzywił się, wiedząc jak surrealistycznie to brzmi - Moc, która jest darem pochodzącym od Boga. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to zbyt jasne dla ciebie, ale proszę cię o cierpliwość. Za pomocą tych darów potrafią wpływać na świat. Każdy z nich dostał jeden aspekt, którym się zajmuje i tak dla przykładu anioł, który otrzymał zdolność kontroli wiatru będzie robił co w jego mocy, by chronić tereny pod swoją opieka przed huraganami. Niektórzy potrafią czynić więcej, jednakże są to najczęściej Jego wybrańcy. - przerwał, patrząc uważnie na twarz rozmówcy, szukając tam oznak niedowierzania, kpiny lub innych, podobnych emocji. Niezależnie od tego, czy je znalazł, na wyciągniętej dłoni pokazał mu ususzone nasiono, wyjęte przed chwilą z rośliny, po czym zrobił płytkie wgłębienie w klepisku i zasadził je tam. - Patrz uważnie, proszę.
Po tych słowach zamilkł, zamknął oczy i położył dłonie na ziemi, w pobliżu nasiona. Zaczął cicho nucić pod nosem jakąś melodię, poza tym jednak nic się nie działo. Kilkadziesiąt uderzeń serca trwali tak w milczeniu i wówczas Zhan mógł wyraźnie dostrzec mały, zielony pęd, pnący się do góry, z każdą sekundą nabierający wysokości i grubości, aż w końcu po minucie w miejscu ususzonego nasienia, wyrosła pełnowymiarowa przedstawicielka mięty pieprzowej. Blondyn otworzył oczy i oderwał dłonie od ziemi, spoglądając na swojego gościa.
- Kiedyś w anioły się wierzyło, teraz się o nich wie, więc musiałem ci to pokazać, żebyś też miał wiedzę, zamiast samej wiary. - uśmiechnął się do niego pogodnie. - Teraz już wiesz w jaki sposób Eden opiera się zniszczeniom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach