Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Go down

Ford miała już dość. Uparła się, by zostać eliminatorem. Kiedy już na dobrą sprawę z tego zrezygnowała.
Porzuciła te plany, jak książkę odłożyła na półkę gdzieś w czeluści świadomości, by narastały kurzem i popadły w zapomnienie. Ale wszystko uległo zmianie. Nie miała już nic do stracenia. Dlatego kobieta stała na placu bojowym, czekając na ostatni już test. Sprawnościowy, z instruktorem, który oceni jej umiejętności i zapewne stan psychiczny, przecież jakaś histeryczka czy miękka klucha nie może zostać wysłana w teren, bo ją zjedzą, przeżują, wyplują i przy okazji zgwałcą, albo co gorsza zsika się ze strachu.
Rachel powinna teraz zacząć jakąś rozgrzewkę, rozruszać się, zrobić serię wdechów i wydechów by uspokoić nerwy. Tyle że nie czuła nic…żadnych emocji. Spływały po jej mentalnym pancerzu jak szczyny po bruku. Doskonale rozumiała jak ważny jest to test, w końcu to test gdzie stawką jest awans. Z zimną obojętnością wyjęła cygaro, odcięła końcówkę i zapaliła.
Stała jak kołek ze skwaszoną miną. Wypuściła morderczy dla płuc kłąb dymu i rozejrzała się dookoła. Spojrzała na rękę, na której znajdował się wyimaginowany zegarek.
-Powinien zaraz już być.- powiedziała, odczytując godzinę z pustego nadgarstka.
Spodnie bojówki, glany, czarny podkoszulek, nóż wszystko na swoim miejscu. Zadarła do góry głowę i obróciła się na pięcie kontemplując piękne rozpogodzone niebo i słońce obejmujące nieboskłon swoimi radosnymi promieniami. Zawiało, rozwichrzone włosy Ford zafalowały na wietrze odbijając, jak rozgrzana blacha słoneczny blask.
-I z czego się tak cieszysz żarówko.- rzuciła w eter i pociągnęła kolejnego bucha. Czekając na swojego tajemniczego instruktora.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

|| Tanaka wciąż lata. Łii. Skrzydlaty tak bardzo, łii

Wizja egzaminowania jakiejś smarkuli na Eliminatora wcale mu się nie uśmiechała. Co za bzdura. Równie dobrze mógł jej wstawić parafkę i czekać aż zdechnie przy pierwszej lepszej misji na desperacji.
Oczywiście... zajrzał do dokumentacji panny... jak jej tam... Ach tak. Rachel Thomson.
Who cares?
Podczas spaceru przez korytarze Andriej przerzucił parę kartek czytając raporty na jej temat. Świetnie. Główna bohaterka misji ewakuacyjnej. Przeleżał ją, niemalże wypatroszony w sali szpitalnej próbując zebrać się do kupy po wcześniejszym ataku kundli.
Gdyby poszedł... Zdechłby? Tak jak szczęściarz na którego grobie Ford robiła teraz wojskową karierę.
„Postaraj się być trochę delikatny Andriej... On był jej narzeczonym... i wiesz...”
Nie wiedział. W miejscu, w którym się znajdowali nie było czasu na rozpaczanie po śmierci żołnierzy, bez względu na to kim byli. Wielka rzecz. Ktoś tracił narzeczonego, ktoś inny siostrę, inni dzieci. Żadnemu by nie popuścił, tak samo jak nie zamierzał odpuścić jej.
Stało się.
Oddział Eliminatorów był elitą, do której miała dołączyć czy tego chciała czy nie. Teraz musiała udowodnić tylko to, że nie da się zarżnąć na najbliższej misji poza murami. Tylko tyle i aż tyle.

Była na dziedzińcu, kiedy wreszcie raczył się zjawić.
Niewysoki, szczupły człowieczek w bordowej, niedoprasowanej koszuli. Szarawe skrzydła, pierwsze jakie kiedykolwiek wytworzyła ludzka ręka sprawiały wrażenie zabawki, ozdóbki podrzędnego aktorzyny.
Szedł przez plac z dłońmi w kieszeniach spodni, zupełnie jak gdyby ten znajdował się między punktem A i B na trasie jego nudnej, zapewne urzędniczej pracy.
- Pierwsza zasada Thomson.- Zatrzymał się przy kobiecie spoglądając na nią znużony, zupełnie jak nauczyciel, który musi upominać niesforną pierwszoklasistkę, że nie powinna przychodzić do szkoły z pluszowym misiem.- Zwiąż kudły. W desperacji oskalpują cię w pierwszej pieprzonej chwili, w której się tam znajdziesz.
Zerknął w górę, przez ułamek sekundy wpatrując się w „żarówkę”, po czym  rzucił dokumenty na najbliższą skrzynię treningową.
- Z tego co widzę Boga nie ma, więc egzamin przeprowadzimy tylko we dwoje.- Mruknął rozmasowując prawą dłonią lewe ramię. Coś strzyknęło z charakterystycznym metalicznym skrzypnięciem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ford kręciła się jeszcze chwilę po placu. Ujrzała kierującą się w jej stronę sylwetkę. Odwróciła się.
Chciała jeszcze chwilę napawać się pustką placu jak na outsidera przystało, zanim obowiązki będą dobijać się do jej drzwi ciężkimi buciorami.
Podniosła nogę na wysokość bioder i zgasiła cygaro o podeszwę. Z melancholijnym wzdechem odwróciła się w stronę instruktora. Z lekkim rozbawieniem zauważyła że musi schylić trochę głowę by spojrzeć w oczy ów człowiekowi.
Jego znudzona mina i nonszalancka poza nie naprawiły jej twarzy z kwaśnej miny.
Mimo to wyprostowała się jak struna i zasalutowała. Przeszła płynnie do pozycji „spocznij”, z rekami za plecami, w lekkim rozkroku.
Z pewnym zaciekawieniem zaczęła przypatrywać się jego skrzydłom. Dzięki czemu awansował w jej oczach z pozycji „jakiś ktoś” do „jakiś skrzydlaty ktoś”.
Ford zmrużyła oczy. Może to przez wrogie nastawienie do tegoż człowieka w pogniecionej koszuli, o zionących znudzeniem oczach, a może to przez światło jakie odbijało się od metalowej konstrukcji skrzydeł.
Brunet zatrzymał się i rzucił akta na skrzynię, które boleśnie poskarżyły się otoczeniu, głośnym plaskiem. A echo już niosło nowinę swoim siostrom, że coś na tym pustkowiu się dzieje.
Nie patrz się na niego tak krzywko, bo jeszcze nie zdasz za samo życie. Spróbuj się uśmiechnąć.- podpowiadał Ford wewnętrzny głosik, na co kącik ust zadrgał poruszony, ale szybko się poddał.
Na taki kwas byle jaka zasada nie zadziała.
-A masz gumkę?- zapytała niskim głosem, nawet nie sprawdzając uprzednio w kieszeniach, czy nie znajduje się w jej posiadaniu.
-Zanim mnie oskalpują muszą najpierw mnie złapać, a bez nóżek i bez rączek będzie im trudno, sir.-zaśmiała się ponuro.
-Zaczynajmy w takim razie.-powiedziała już bez cienia emocji i spojrzała na skrzynię z rozłożoną amunicją i różnego rodzaju bronią, do wyboru do koloru. Chwyciła dwa najstarsze modele, typowe pistolety, bez laserowych lunet celowniczych, czy jakichkolwiek lunetek, czujników ruchu, samonaprowadzaczy i innych nowoczesnych bajerów ułatwiających strzelanie.
-To co mam ustrzelić jakiegoś królika na obiad. Byłby dobry pasztet. Żonka mogłaby Ci go sir dobrze upichcić, tylko hmm…niech zacznie od wyprasowania koszuli?- patrzyła Tanace w oczy i zawiesiła się. Coś w nich ją hipnotyzowało. Wlepiała w niego swoje zgniłozielone oczy, sama nawet nie wiedziała dlaczego, jakąś chwilę i nie odwracając wzroku odbezpieczyła broń. Na szczęk przesuwanych zasuw kąciki ust Ford powędrowały w górę i oblicze wyraźnie się rozpogodziło. Tylko co to za morderczy błysk w oczach?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Na desperacji zabije cię wszystko, nawet jeśli będzie musiało pełzać we własnej krwi czy flakach. Utrata żołnierza tylko dlatego, że potraktował misję niczym rewię mody wzbudziłaby sensację w każdym z tabloidów.- Postukał palcami po kieszeniach spodni.- Jaki pech, akurat dzisiaj zapomniałem... Ale może pani mąż... ach, nie, on też raczej nie ma.
Wyczuwał jej niechęć do tego całego teatrzyku zupełnie jak zapach kiepskiej wody toaletowej. Zresztą, miał przeczycie, że cuchnie niemalże identycznie. Szkolenie i egzaminowanie pyskatych młodzików było dalekie od planów jakie miał na dzisiejsze popołudnie.
- Nie wątpię w twoją umiejętność upolowania królika. Ale wątpię w umiejętność gonienia go. Każdy głupi kundel umie zastrzelić, rozszarpać... Ty musisz być od nich lepsza. Musisz ich łapać żywcem. - Nawet nie spojrzał na swoją koszulę. Przecież doskonale wiedział, że jest nad wyraz wyprasowana. Nie musiała być. Nie był personą medialną, nie pokazywał się na żadnych bankietach. Robił swoje i znikał.
- Nie zaprzątam sobie głowy czymś tak bezsensownym jak małżeństwo. Tobie radzę to samo jeśli chcesz przeżyć kolejne misje poza murami.
Rozłożenie skrzydeł zawsze wyglądało w jego przypadku na naturalną kolej rzeczy. Zupełnie jak gdyby się z nimi urodził.
Wzniósł się w powietrze dwoma wolnymi machnięciami, wisząc nieco nad nią. Tak mniej więcej, że jakby podskoczyła to pewnie zdołałaby go ściągnąć za kostkę z powrotem na twardy grunt. Wyciągnął zza paska swój pistolet przeładowując go.
- Pobawimy się w berka. Przegrywa osoba z lufą przy skroni. W międzyczasie możemy sobie podyskutować o tym co cię czeka za murami. Widziałem twoje dokumenty. Imponujące przyznaję. Akcja ratunkowa... Szkoda, że nie wszystko poszło tak jak zaplanowaliście nieprawdaż?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Na porównanie traktowania misji jako rewii mody Ford uniosła brwi w górę i uśmiechnęła się kpiąco.
- To nie tak że..-urwała swoje buntownicze protesty, słysząc dalszą część wypowiedzi Tanaki.
W jej, ostatnio używanej tylko w nagłych wypadkach, mózgownicy, niczym piłeczka pingpongowa odbijały się w głowie słowa:
„Ale może pani mąż... ach, nie, on też raczej nie ma.”
Kobieta zamknęła buzię i zamilkła. Już się cała gotowała w środku. Wewnętrzny gwizdek gwizdał, buchał i krzyczał: OIdjazd pociągu z amunicją, prosimy zejść z torów.
„ach, nie, on też raczej nie ma.”-odbiła się po raz kolejny myśl.
Przepraszamy, z nagłych problemów technicznych pociąg zostanie na stacji. Ford zgrzytnęła zębami.
„, on…nie ma”
-Fakt on…nie ma-odezwała się powoli, wyparnym z emocji głosem. Spojrzała na Tanakę pustym wzrokiem.
Jeden strzał, tylko jeden strzał w głowę i byłoby po wszystkim, albo od razu cały magazynek. Ból minie… chociaż na tę chwilę…ale co potem...walić to.
Ford uśmiechnęła się, a raczej mięśnie twarzy napięły się rozciągając usta w bolesnym uśmiechu.
Po co żyć bez ból? Jak nie ma bólu to jak mam poczuć, ze w ogóle żyję?
Chociaż prawa ręka drgnęła, tknięta z początku kuszącą myślą, nie wycelowała broni w swojego mentora. Zaczesała włosy do tyłu, gest ten, zawsze szybko ją uspokajał.
-Żywcem mówisz? Wedle życzenia. Małżeństwo to ostatnia rzecz o jakiej myślę, współczuję za to kobiecie, która z Tobą wytrzyma.-wróciła na chwilę kpiąca Ford.
Tanaka rozpiął swe pokaźne skrzydła i uniósł się nad ziemię udowadniając, że nie są one do ozdoby czy tez dla picu. Przynajmniej słońce już nie raziło Ford.
-Szpaner.- skomentowała pod nosem. Odrzuciła na bok jeden pistolet. Niech będzie sprawiedliwie, nawet jeżeli przeciwnik ma przewagę, mając do dyspozycji zarówno niebo jak i ziemię. Ale kto powiedział, że Ford może nie mieć szans nawet w powietrzu? Jak będzie trzeba nauczy się nawet latać byleby dorwać Tanakę, „żywcem” oczywiście.
-Może być, będziemy się świetnie BAAawić.
Ford zamaszystym kopniakiem zbiła większość broni i amunicji ze skrzyni na ziemię.
-Akcja poszła niemalże perfekcyjnie, za drugimi razem, to że za pierwszym się nie udała…-szukała w myślach jakiegoś inteligentnego doboru słów- to przykro, porucznik umarł jak idiota, głupio i niepotrzebnie.-dokończyła, udowadniając, ze jak myśli nad tym co mówi to wcale nie wychodzi jej na lepsze.
Podskoczyła, odbijając się dzięki temu, szybko, od skrzyni.
Kobieta zdawała sobie sprawę, że może być w powietrzu tylko ułamki sekund, woli wiec jak najskuteczniejszym sposobem sprowadzić sparing na twardy grunt. Kalkulowała i oceniała sytuację w myślach błyskawicznie. Mogła podskoczyć, złapać Tanakę za nogę i ściągnąć go na dół.
Ale po co? Skoro gdy odbije się od skrzyni to podskoczy na tyle wysoko, by chwycić instruktora za fraki i wylądować z nim na trawie, gdzie potoczą się chwilę i poturbują. Ford dzięki temu będzie mieć sposobność złapania, okazji przyłożenia Tanace broni do skroni.
-Za murami czeka mnie mnóstwo trupów i dobrej zabawy. Chociaż pierwszy skrzydlaty zapewne doskonale o tym wie.– odezwała się i wcieliła swój plan w życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Rozpamiętuje bliskich
Cóż za lekkomyślność. Skoro on mógł ją wytrącić z równowagi, co zrobi kiedy spojrzy w oczy temu, który zabił jej głupiutkiego porucznika?

Dostrzegł w jej oczach namiastkę namiętności. Zdławiła ją, podobnie jak drżenie palca na spuście. Doprawdy... To byłoby... ciekawe, gdyby spróbowała go zabić. Chyba nawet poczułby się zaskoczony. Nie było szans żeby z tej odległości nie trafiła.
Zmrużył oczy przechylając nieznacznie głowę.
- Jestem żołnierzem, nie oczekuje się raczej ode mnie zakładania rodziny. Raczej by mi się nie przydała za murami. Tobie zresztą też nie.
Skrzyżował ręce na wysokości piersi spoglądając na nią z wysokości, aczkolwiek bez przesadnej wyższości. Chyba był po prostu zmęczony.
- Pierwsza akcja nie mogła się powieść. Nikt tego nie zakładał. Posłali go na śmierć, żeby ludzie wierzyli, że można pomścić utraconych w Mieście-3. Dobrze, że przynajmniej udało się uratować niedobitków.- Stwierdził spokojnie.
Wtedy też doszło do czegoś czego nie przewidział. Broń poleciała na ziemię z okropnym rumorem. Mechaniczne źrenice skupiły ostrość na ziemi, nie dostrzegając odbijającej się od skrzyni Ford.
Intuicja i wyczulony słuch zarejestrowały ruch po prawej stronie. W ostatniej chwili zdołał przekręcić się w powietrzu i złapać spadającą za pomocą zbawiennej grawitacji dziewczynę za nadgarstek.
Szarpnęło go w dół, jednak zdołał utrzymać ich nad ziemią.
- Masz wciąż naiwny pogląd na temat wypraw. Podziwiam, że to wciąż dla ciebie zabawa.- Warknął czując, że będzie miał problem dłużej utrzymać ich oboje. Zacisnął mocniej palce na jej skórze, ważąc w drugiej ręce pistolet. Gdyby teraz ją podciągnął i złapał w pasie przez ułamki sekund miałby szansę na przyłożenie broni. Ale wtedy panna by oblała.
A przecież wcale nie zależało mu na tym, żeby Ford przegrała. Potrzebował eliminatora, nie dziewczynkę na posyłki.
Dlatego właśnie postanowił dać jej większe szanse.
Skrzydła znieruchomiały, gdy opadli na ziemię.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jej plan spalił na panewce. Kompletnie nie poszło po jej myśli. Nie zawsze idzie gładko, gdy stawia się wszystko na jedną kartę i Ford doskonale o tym wie. Mimo wszystko była zła na siebie.
Dyndanie w powietrzu wcale nie jest fajne. Już na wstępie Ford wiedziała, że latanie to nie jej broszka. Ale rzeczywistość była gorsza niż przypuszczała. Gdyby nie silna ręka Tanaki, grzmotnęłaby o ziemię i cieszyłaby się, że ewentualnie żyje. Co z tego, że to nie było wysoko, zaledwie trochę ponad dwa metry nad ziemią, ale dla niej to już były ze dwadzieścia.
Opadli na ziemię i Ford udowadniając, że miesiące ciężkich treningów się czasem opłacają, przetoczyła się szybko i wstała na równe nogi półtora metra od Tanaki.
Popatrzyła mu w oczy, nie wierząc, że tak po prostu stracił okazję, by z nią wygrać. Zmrużyła oczy domyśliwszy się prawdy. Ona już przegrała. On po prostu specjalnie odpuścił. Dotarło do niej jeszcze coś. Coś, co mężczyzna powiedział, chwilę przed tym jak odbiła się od skrzyni. Domniemaną prawdę o tajemniczym wypadku Porucznika.
-Powiedziałam już, umarł głupio i niepotrzebnie…- dolna warga nieznacznie zadrgała, toteż zamknęła usta nie zdając sobie sprawy, że chwilę wcześniej były rozchylone.
-Wiesz, że przegrałam. Mimo to, nadal pozwalasz mi kontynuować sprawdzian?-zapytała ostrym tonem.-Dobrze więc…- uśmiechnęła się jednym kącikiem ust, odsłaniając zęby.-Skoro nalegasz, pobawmy się dalej w berka, tyle że…- Urwała i wyciągnęła rękę z bronią w górę, celując w niebo. Strzał padł bez zapowiedzi, wystrzeliwując pocisk w eter. Słońce, jakby wystraszone skryło się za chmurami, jakie pojawiają się na niebie w ciepłe letnie dni.
-Strzał ostrzegawczy już padł.- oznajmiła Tanace, Ford i skierowała broń w jego stronę, mierząc w głowę.
-Ja gonię, Ty uciekasz. Do pierwszej krwi, Instruktorze.- zamruczała, swoim niskim, chrypliwym głosem, kładąc palec wskazujący na spuście.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby zwycięzcy wyglądali tak jak Tanaka, media by ich nienawidziły. Powinna bić od niego satysfakcja, duma i wyższość nad „nowicjuszką”. Zresztą mógłby poręczyć jednym ze skrzydeł, że większość jego kolegów z pewnością odesłałaby dziewczynę ze słodkim „no cóż panno... ehm... nieważne... może za rok niech pani przyjdzie. A tymczasem zapraszamy do papierkowej roboty. Panie z sekretariatu potrzebują asystentki.”
W momencie, gdy padł zwrot „do pierwszej krwi” Tanaka wystrzelił ze swojej broni. Nic tego nie zapowiadało. Nie drgnął mu ani jeden mięsień twarzy. Po prostu. Uniósł broń i oddał na pozór niestaranny strzał. Nabój niemalże pieszczotliwie przesunął się wzdłuż jej policzka pozostawiając na skórze Ford nieznaczną szramę z której po chwili zaczęła kapać krew.
Jeśli chciała ustalać zasady wpierw musiała zrozumieć to co ją niedługo miało stać się jej codziennością.
Odrzucił broń, pokonując dystans pomiędzy nimi.
- Młoda, zrozum jedno. Żadna śmierć nie jest głupia.- Powiedział pozwalając aby lufa jej broni dotknęła jego obojczyka. Uniósł dłonie układając palce na skroniach podopiecznej.- Ale masz rację, była niepotrzebna. Dokładnie tak jak śmierć innych żołnierzy. Dlatego nie mamy zwycięzców i przegranych. To gra o sumie zerowej. Twój sprawdzian nie polega na tym, żebym zobaczył czy dobrze strzelasz, ani czy potrafisz mnie pokonać w walce. Wszystko jest kwestią szczęścia i przygotowania. Ja mam sprawdzić czy ty psychicznie jesteś sobie w stanie poradzić z tym co cię czeka.
Przeniósł spojrzenie z jej oczu na drżący palec na spuście.
- Strzelaj, wpiszemy to do raportu jako zdany egzamin. Czeka mnie wtedy parę tygodni odpoczynku. Ale wolałbym jednak...- Zsunął rękę na jej dłoń przesuwając broń na wysokość swojego boku.-... mniej więcej tutaj. Wiesz czemu nie chcę cię oblać? Bo się nadajesz lepiej od przygłupiego osiłka, który powali mnie na ziemię i uzna, że jego barbarzyński gwałt na mojej przestrzeni osobistej to sukces, który czyni go super-żołnierzem. Eliminator musi mieć w sobie elegancję, która odróżni go od wymordowanych. Zabrali ci coś cennego. Nie tobie jednej. Wiesz po kogo wyruszył porucznik? Mogę ci powiedzieć, ale obawiam się, że to może ci zepsuć wizję wspaniałego S.SPECu. Wolisz być ślepa czy wierna?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To było szybkie. Poczuła rozdzierający policzek ból, a później falę gorąca, jaka zalała jej polik wraz z napływającą krwią. Zszokowana nieco, próbowała ogarnąć co się stało. To było szybkie.
Szybko się opanowała, by potem znowu otworzyć szeroko oczy w niemym zdziwieniu. Emocje tańczyły jak ster trzymany przez pijanego kapitana. Co rusz tylko podbiegał jakiś majtek by podtrzymywać kapitana w pionie.
Tanaka dotykał jej skroni, na co miała ochotę z miejsca w niego strzelić. Ale tego nie zrobiła. Zrezygnowanie odbiło się w jej oczach. Ferwor walki uleciał z niej w ciągu tej krótkiej chwili. Słuchała, jak Tanaka przemawia jej do rozsądku. Prychnęła cicho i pokręciła nieznacznie głową, na tyle na ile mogła, wciąż trzymana przez jego dłonie niczym w imadle.
-Wiesz Sensei…ja wiedziałam, ze czeka mnie inny test. Inni to mają tak, że najpierw zdają egzamin, a potem są wysyłani na pożarcie. U mnie jest trochę na odwrót, więc podejrzewałam, że nie będzie machania bronią na lewo i prawo, a miałam cichą nadzieję. Ale psychologiczne gierki? To nie moja dziedzina. Wiem, że jest różnica między machającym bronią pakerem, a trzymającym broń w pogotowiu wojskowym.
Mimo wszystko nie mogła opanować, tego odruchu. Walczy z tym jak może. Palec, jednak drgał nerwowo na spuście. Stawiając instruktora w coraz gorszej sytuacji.
Poczuła, jak zsuwa jej rękę z bronią niżej. Nie opierała się, ale dziwnym trafem zaczęła się mocno niepokoić o jego życie. Zignorowała wcześniejszą wypowiedź: strzelaj… , przekrzywiła lekko głowę słuchając, walcząc z uporczywym odruchem naciśnięcia spustu, wiedziała już, że nie chce tego robić.
-Śmierć jest głupia i często niepotrzebna. Wszystko zależy od naszych wyborów. Głupio wybierzesz, głupio umrzesz. Umrzesz, niepotrzebnie i ze stratą dla jednostki. W tych czasach śmierć to pojęcie względne. Kto wie, czy za jakiś czas nie obudzisz się w jakimś ciemnym miejscu z ogonem i uszami albo rozdwojonym językiem. Porucznik…no cóż to była bardzo przyjemna przeszłość, ale się skończyła. Cholera oczywiście że chcę wiedzieć.- pozwoliła sobie na zaakcentowanie słówkiem „cholera” i wyrwała rękę z bronią. Pospiesznie wyjęła magazynek, po czym zaczęła go obracać w dłoni. Popatrzyła w oczy Tanace i kontynuowała-Przez samą ciekawość, chciałabym wiedzieć. Ale ta informacja wychodzi poza zakres moich kompetencji. Jeżeli dowiem się to tylko wtedy, kiedy dostanę rozkaz zlikwidowania celu. Nie szukam zemsty, już od dawna nie. To prawda nie mi jednej coś zabrali. Dużo wojskowych się z tym boryka. Wymordowani zabrali mi również matkę i ojca. Tego pewnie nie masz w swoim kajeciku, prawda? Tam masz zapewne informacje wskazujące na to, że zobaczysz przed sobą kobietę, która kontynuowała misję zmarłego porucznika z którym, o dziwo była wiązana. Dostała oczywiście niemy wybór. Mogła się nie zgodzić i biegać z kawą jeszcze 10 dobrych lat. Wybrała jednak akcję samobójczą i ojej! Przeżyła. No to zobaczmy na co jeszcze ją stać. Dożyła nawet do testu na eliminatora, ale zapewne targa nią chęć zemsty i rozpacz po stracie ukochanej osoby. Wybacz Sensei, że chyba rozczaruję, ale ja naprawdę nie opłakuję jego śmierci, a zemsta nie dodaje skrzydeł, nie nadaje sensu życiu. Jestem lojalna spec. Wybieram wierność, niż ślepotę. Skoro tak to ujmujesz. Sama strata boli, boli do samego końca. Ale dopóki czuję, że boli wiem, że żyję i jestem człowiekiem nie obojętnym na krzywdę. Dzięki temu wiem, że nie stanę się jakimś sadystą za jakiś czas i że nie zwariuję od przelania krwi tylu osób. Wstąpiłam do wojska nie przez koneksje rodzinne, nie chcę zostać eliminatorem by…- tutaj prychnęła pod nosem- uhonorować pamięć porucznika czy coś w ten deseń. Ja po prostu chcę być żołnierzem. Wszystko się sprowadza tylko do jednego, do bycia żołnierzem. Wizja wspaniałego spec? Nie mam żadnej wizji. Jestem tylko pojedynczą jednostką. Bez własnego zdania. Mam tylko wykonywać rozkazy. Kolejny stopień wyżej, więcej uprawnień i to wszystko. Eliminator mi wystarczy do szczęścia. Żyję dla rozkazów i dla nich umrę. Znając życie. Możesz uznać, że jestem naiwna i ograniczona. Twoja sprawa. Ale wiedz Sensei, że nie myślę tak dla wygody, bo tak jest lepiej, ja po prostu taka już jestem.- Ford włożyła magazynek z powrotem na miejsce i ważyła chwilę broń w rękach. Odetchnęła, zmęczona swoją zawiłą odpowiedzią. Podparła się pod boki i lekko uśmiechnęła, ponownie gotowa do działania:
-Nie zdałam? Zdałam?? Jeszcze nie wiadomo? Pytania? Wiesz jesteś na prawdę uroczy, kiedy mnie tak łajasz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Och Ford... Zaliczyłaś ten test dokładnie z chwilą, w której się na nim pojawiłaś. Wierz mi, niewielu jest na tyle odważnych. Myśl o opuszczeniu Miasta wprawia ich w stan porównywalny do paniki. Ale to w porządku. Potrzebujemy też żołnierzy, którzy będą bronić obywateli. Mogłaś przyjść, odmówić, wrócić do koszar i swojej jednostki. Nikt by nie miał tego za złe tak d e l i k a t n e j kobiecie... A jednak jesteś tu tylko po to, aby dopełnić formalności.
W końcu ją puścił wzdychając cicho. Psychologiczne gierki... Kundle były w nich lepsze niż mogłaby się spodziewać.
Andriej musiał przyznać się przed samym sobą, że jest niejako pod wrażeniem. S.Spec odwalił za niego niemalże całą robotę. Ford była wyszkolona nie tylko fizycznie. Myślała dokładnie tak jak powinna, dokładnie tak jak on. To było miłe czuć, że ktoś cię rozumie.
Nie zapominaj kogo tobie odebrano. Pamiętaj i szanuj stratę. Ale się jej nie poddawaj.
Jedynie wsunął ręce do kieszeni spodni obserwując swoją podopieczną. Miała potrzebę się wygadać, w porządku. Podejrzewał, że nikt nigdy nie chciał jej słuchać. Była bronią, nic innego nie miało znaczenia dla przełożonych organizacji. Im mniej mówiła, tym wojsko było szczęśliwsze. Ale ona miała głos. I to on był jedyną osobą, która jej go pozwoli zatrzymać.
- Twoje akta nie mówią mi co mam o tobie myśleć Rachel. Jedyne co z nich wyczytałem to twoje nazwisko, rangę i co nawyczyniałaś podczas ostatniej misji. Ale masz rację. Właśnie tego się spodziewałem. Skrzywdzonego zwierzątka, które gryzie. Jesteś mądrzejsza niż myślałem. To dobrze. Przeżyjesz dłużej niż niektórzy z cwaniaczków, dla których służba była jedynie narzędziem do załatwiania własnych szemranych interesów.
Po raz pierwszy odkąd tu przyszedł na jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu. I raczej nie dotyczyło to słowa „uroczy”. Nie zwrócił nawet uwagi na ten lekki przytyk. Zerknął na jej ranę na policzku. Ups. Z drugiej strony lepsze to niż gdyby mieli się rozszarpać nawzajem.
- Postaraj się nie umrzeć za szybko.- Westchnął, odwracając się i rozglądając za aktami. Znalazł je pod rozsypaną amunicją i złożył swój podpis.- I pamiętaj o wiązaniu włosów. Głupio byłoby gdybyś je straciła zanim wyjdziesz za mąż. Welon bez włosów wyglądałby dość pokracznie. Panno Rachel Ford Thomson. Witamy w szeregach eliminatorów. Panny życie zmieni się teraz... prawie wcale, ale czeka cię sława i bogactwa. I masa obowiązków.
Zatrzasnął teczkę unosząc lekko brew. Złożył skrzydła na plecach i wyciągnął w jej stronę ramię jak na dżentelmena z przypadku przystało.
- Może odprowadzę cię do skrzydła szpitalnego zanim zakrwawisz mundur? Po drodze jest całkiem niezły automat z kawą... I... musimy się stąd ulotnić zanim ktoś tu wpadnie i każe nam sprzątać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamrugała parę razy, zanim dotarło do niej to co właśnie usłyszała. Zdałam…
Po chwili zrozumienia, jej twarz rozjaśniła się. Zaczesała włosy do tyłu zmieszana. Tyle zachodu dla formalności. No, ale nic warto było. Ford odchrząknęła, starając się przywrócić sobie należytą powagę. Zatknęła broń za pasek spodni. Nie mogła jednak powstrzymać uśmiechu zadowolenia. Kącik ust uniósł się w górę triumfalnie. Szybko jednak poczuła, że boli to bardziej niż przypuszczała. Dotknęła policzka i spojrzała na swoją dłoń. Czerwono plama znaczyła wyraźnie linie papilarne. Ojej.
Zerk na Tanakę. Dostrzegła cień uśmiechu malujący się na twarzy skrzydlatego. Przykładając dłoń do policzka, zamknęła oczy i wyszczerzyła się całkiem szczerze. Wiedząc, że to jej ostatni krzywy uśmiech w tym tygodniu. Od następnego dnia, będzie miała opatrunek pokrywający połowę twarzy. Ratownicy zawsze wyolbrzymiają małe zadrapania.
-Tak jest! Jak dożyję własnego ślubu będzie dobrze. Tobie również tego życzę Sensei.- zasalutowała poważnie, pozwalając sobie na dozę złośliwości. Przeszła do pozycji spocznij, słuchając, jak oficjalnie dostaje nominację do rangi eliminatora.
-Sława, bogactwa…wszystko pięknie, mi wystarczy tylko, żebym mogła rachunki opłacić.- wzruszyła ramionami i rozejrzała się dookoła, parząc na burdel jaki zrobiła, zrobili, bo byli tu oboje.
Tanaka wyciągnął do niej ramię i zaproponował strategiczny odwrót na kawę oraz opatrunek. Stwierdziła w myślach, że nic ją już nie zadziwi w tym fascynującym człowieku i z chęcią przyjęła ramię.
-Odwrót przyjęty, kawa i plaster to bardzo dobra opcja.

[Wątek zakończony]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach