Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Go down

Bjarne jedynie raz w całym swoim długim życiu był na weselu, a jedno miał mieć przed sobą, w którym on sam grać miał główną rolę. Jeszcze jakiś czas temu był zaręczony z pewną kobietą – piękna, czarnowłosa Chinką z małym zadartym nosem i bladymi ustami. Często przypominała mu meduzę, niezwykle kruchą, delikatną, jednak również niebezpieczną. Mieli wspólne mieszkanie, planowali ślub – można by rzecz, że miał wszystko czego pragnął, lecz jego przewrotna natura nie pozwalała mu być szczęśliwym. Bjarne miał niestety dziwną manierę niszczenia wszystkiego czego się obawiał, ale także co kochał. Zdradził swoją narzeczoną, a ta w odwecie wyrzuciła demonstracyjnie wszystkie jego rzeczy przez balkon i zerwała zaręczyny. Wystawiony na upokorzenie i wzrok ciekawskich sąsiadów, stojąc w deszczu i wpatrując się w postać na czwartym piętrze, czuł się naprawdę wolny. Ulga przychodziła z każdą wyrzuconą rzeczą, a im większy gniew targał kobietą, tym on uwalniał się z więzów przywiązania, okowów ograniczeń.
Blondyn właśnie tak postrzegał instytucję małżeństwa i kiedy przyglądał się młodej parze niezmiernie się cieszył, że nie musiał być na ich miejscu.
Panu młodemu również nie było do śmiechu kiedy blaskiem przyćmiewała go energiczna panna młoda, która tylko czyhała aby zdominować go i wpakować pod przysłowiowy pantofel.
Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie.
Gos Verity wytrącił go z chwilowych zamyśleń, a wówczas ich wzrok spotkał się ponownie.
—  Nienawidzę zabaw weselnych, a ty? —  Podejrzewał, że znał odpowiedź na to pytanie, jednak wolał się upewnić, czy aby na pewno jego spostrzeżenia są na tyle trafne, aby pewnie rzucać kolejnymi.
—  Chcesz stąd na chwilę wyjść? —   W duchu liczył na aprobatę, gdyż kątem oka zauważył jak pan młody ustawia krzesła odwrócone do siebie plecami w kółeczku. Świadkowie zaczęli znosić jakieś rekwizyty potrzebne do zabawy, a panna młoda lała gorzałki do kieliszków.
Alkohol i wesela źle mu się kojarzyły, dlatego tym bardziej pragnął urwać się z imprezy i odetchnąć, jednak nie przyszedł tutaj dla siebie, a dla dobrej zabawy Verity i to w główniej mierze od niej zależało jak potoczą się ich losy na tym weselu.
                                         
Bjarne
Oficer
Bjarne
Oficer
 
 
 

GODNOŚĆ :
Bjarne Langdalen.


Powrót do góry Go down

 Nie trzeba było dużo czasu spędzonego na przyjęciu by podjęła postanowienie, by nigdy nie organizować tego rodzaju wesela. Nawet jeśli jakimś cudem zdarzy jej się w życiu wyjść za mąż, impreza na setkę osób z tańcami, zabawami i wszelakim pokrewnym rozgardiaszem znajdowała się bardzo daleko na liście opcji. Przynajmniej zawsze mogła wymówić się faktem, że nie ma wystarczająco dużo znajomych; na swoje osobiste wesele nie zapraszałaby pewnie więcej niż dziesięć osób, co znacznie ułatwiałoby uniknięcie niepotrzebnych komplikacji. Ale też nie ma co się takimi rzeczami martwić na zapas, skoro w gruncie rzeczy swojego ślubu nie miała jeszcze nawet na horyzoncie.
 — Też nie przepadam — przytaknęła półgłosem, zezując w kierunku czynionych na parkiecie przygotowań. Zbyt wiele zdążyła się już nasłuchać o przygotowanych na pierwsza część wieczoru atrakcjach, by teraz wypatrywać ich z niecierpliwością. Wręcz przeciwnie, z wlepionym w Hikari spojrzeniem próbowała wykalkulować moment, w którym uwaga świeżo upieczonej mężatki będzie najbardziej zajęta. W międzyczasie wyłapała pytanie swojego towarzysza i nieznacznie skinęła głową w wyrazie aprobaty, nawet nie odrywając wzroku od przyjaciółki. W kilka sekund później obiekt obserwacji zniknął za drzwiami prowadzącymi kuchni, na co Greenwood bezzwłocznie podniosła się z krzesła.
 — Chodźmy — szepnęła, ruszając w kierunku wyjścia z głównej sali. Nie wątpiła, że Langdalen pozostanie zaraz za nią, równie zdeterminowany w celu wymigania się od weselnych hulanek. Pierwszy punkt planu zakończył się sukcesem; na korytarz wyszli chyba niezauważeni, bo gdyby dostrzegła ich Hikari, na bank nie obyłoby się bez głośnego komentarza. Pozostawała tylko kwestia tego, co ze sobą zrobić dalej. Utrzymany w tradycyjnie japońskim stylu budynek miał część restauracyjną, w której znajdowali się obecnie oraz hotelową i najlepiej by było znaleźć miejsce na tyle wygodne, by móc tam spędzić dłuższą chwilę i odpowiednio oddalone, by żaden z gości nie natknął się na nich przypadkiem przechodząc obok. Jeszcze by podzielali zdanie panny młodej i siłą zaciągnęli uciekinierów do zabawy, a to nie miało szans skończyć się dobrze.
 — Nie wiem gdzie dalej, ale na razie proponuję byle dalej — stwierdziła, skręcając w pierwszą lepszą odnogę korytarza. Zza drzwi do sali weselnej słychać już było wzmocniony mikrofonem głos gwiazdy wieczoru, co na Verity podziałało jak sygnał oznaczający początek wyścigu na sto metrów — z tą różnicą, że w swojej obecnej kreacji nie przebiegłaby nawet sześćdziesiątki, a zamiast nagrody za zwycięstwo w grę wchodziła tylko kara za opieszałość.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Ulotnili się cichaczem z daleka od ciekawskich oczu imprezowiczów weselnych. Na szczęście panna młoda nie zdążyła zauważyć ich nieobecności, gdyż ten dzień był jednym z tych ważniejszych w życiu każdej kobiety i prawdę mówiąc, dziewczynie nie chciało się uganiać za uciekinierami, bo sama celebrowała zawarcie związku małżeńskiego. Takie rozwiązanie okazało się być niezwykle na rękę Verity i Bjerne'mu.
Mężczyzna z ulgą przyjął wiadomość o wyjściu na zewnątrz, jednak kiedy poczuł chłód uderzający go prosto w nos, otrzeźwił się to na tyle, że spojrzał na dziewczynę. Kreacja wiele nie zakrywała, a materiał chodź nie przezroczysty najpewniej przepuszczał sporą dawkę powietrza. Bjarne od nadmiaru ilości osób w pomieszczeniu czuł, mimo chłodu, wewnętrzny gorąc. Zsunął z ramion swoją marynarkę i zarzucił dziewczynie na jej. Wyraz jego twarzy mówił, aby nie ważyła się protestować, gdyż nie miał najmniejszych chęci przekomarzać się z nią jak gimnazjalista.
—  Jak się bawisz? — Zapytał mimochodem.
Przed nimi za rogu wyszło kilku weselników niemało podchmielonych. Wesoło trzymali się nad ramionami, poruszając się to z lewą na prawą stronę, jak gdyby przyszło im zaganiać gęsi do zagrody. Rozpromienione, czerwone twarze świeciły się z daleka niczym latarnie komunikując wszystkim dookoła jak dużo zdążyli wypić. W krwi poza alkoholem również pobrzmiewała muzyka, a efektem tego były głośne śmiechy i co rusz mylone wersy znany piosenek z lat wtecz.
Ich widok nieco rozbawił Bjarnego, jednak nie byłby sobą gdyby nie zachował pokerowej twarzy.
Wolno zbliżali się do trójki mężczyzn.
— Cz-cześć goł-ąbeczki! Roman-tyczn-ny spa-aa-cerek? — Zagaił jeden, a pozostała dwójka zachichotała niczym nieśmiałe panienki.
Przezabawny widok.
—Cśśś. — Wtrącił się drugi. — Wie-cie-e, gdzi-e są kible?
Bjarne wsunął obie dłonie do kieszeń spodni wzrokiem przesuwając z każdego z osobna. Na pewno mu się rzucili w oczy na sali weselnej.
—  Musicie iść prosto, a potem w lewo. — odpowiedział, ale miał dziwne przeczucia, że wskazany kierunek może okazać się nie lada wyzwaniem. Grupa minęła ich, dalej rozprawiając o jakiś alkoholowych poważnych tematach.
                                         
Bjarne
Oficer
Bjarne
Oficer
 
 
 

GODNOŚĆ :
Bjarne Langdalen.


Powrót do góry Go down

 Pierwszy punkt planu ucieczki zakończył się sukcesem. Oto znaleźli się na zewnątrz, wystarczająco daleko, by nie zauważyła ich rozweselona panna młoda ani nikt z jej najbliższego otoczenia. Jedynym minusem był bijący z zewsząd chłód, bez problemu przebijający się przez materiał sukni. Mogła sobie sięgać do ziemi i zasłaniać każdy możliwy kawałek ciała, jednak miły w dotyku materiał miał przykrą tendencję do przepuszczania zimnego powietrza bez cienia litości. A jeszcze chwilę temu irytowała się, że zrobiło się za gorąco i powinna była wziąć krótszą kieckę — cóż za ironia.
 — Dzięki — odezwała się, wsuwając się w rękawy marynarki. Nawet nie próbowała protestować, że nie potrzebuje tego rodzaju wsparcia; byłoby to wierutne kłamstwo, na które nawet ślepy nie miał szans się nabrać. Fakt faktem wyszli z nagrzanego pomieszczenia, więc za początkowy szok odpowiadało może tylko pierwsze wrażenie. Na szczęście nie wiało zbytnio, jako że w przeciwnym wypadku zmuszeni byliby do odwrotu. Tymczasem z tego, co było Verity wiadomo, zabawy prowadzone wewnątrz miały dopiero nabrać tempa.
 — Jak się bawisz?
 — Teraz o wiele lepiej. — Uśmiechnęła się łobuzersko, poniekąd dumna z pomyślnej ucieczki. Każdy miał swoją metodę na dobrą zabawę, a przecież to na tym powinno zależeć organizatorom wesela: by każdy był na nim w miarę możliwości zadowolony. Ot choćby, gromadka panów najlepiej bawiła się we wspólnych śpiewach pod wpływem, kołysaniu się na boki i przy zachowaniu wesolutkiej atmosfery. Stanowili całkiem urokliwy widok i nawet typowe dla podchmielonych typków komentarze nie zdołały zadziałać Greenwoodównie na nerwy. W moment później rozbujany tercet był już daleko z tyłu, nadal posyłając w przestrzeń nocy urywki starych hitów.
 — Jeśli dobrze kojarzę, tam powinien być zewnętrzny taras. — Wskazała na odchodzący od dróżki zakręt. — Hikari prawie wsmarowała mi w twarz plan budynków, jak przeliczałyśmy ilu gości się zmieści — dodała z wyczuwalnym rozbawieniem. Planowanie wesela było całkiem interesujące, a wręcz dobrze się przy nim bawiła. Może to stąd ten przesyt? Tak czy owak, w moment później zza drzew faktycznie wychynął niewysoki, drewniany podest w kształcie kwadratu, otoczony misterną balustradą. Dach został zdjęty a wejście zamknięte furtką, jednak Verity zmierzała ku konstrukcji bez najmniejszego oporu.
 — Nie oceniaj, zawsze chciałam coś takiego zrobić. — Z tym hasłem pokonała trzy prowadzące na podest schodki, przytrzymała fałdy sukienki i nieco niezgrabnie, ale skutecznie wspięła się przez furtkę. Usiadła na blacie najbliższego stolika i beztrosko machając nogami w powietrzu, rzuciła swojemu towarzyszowi wyczekujące spojrzenie. Chcieli znaleźć miejsce bez tłumu weselników, głośnej muzyki i głupkowatych zabaw, oto i ono!


//WĄTEK NIEAKTYWNY
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach