Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 16.05.17 22:42  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Spokojnie i chłodne spojrzenie szkarłatnego oka cały czas utrzymywało się na dziewczynie. Gdy podeszła do niego przystawił strzelbę do jej piersi, zastanawiając się poważnie, czy jej nie zabić. W końcu co mu szkodzi? Poza tym była jego wrogiem, tego był pewien. Naparł nieco mocniej na nią bronią. Chyba jednak nie była androidem, inaczej poczułby większy opór. Czyli raczej człowiek. W dodatku lekarka. 70, nie... Powiedzmy, że 80% szans na to, że nieznajoma jest z S.SPEC. Nawet nie drgnął gdy wyciągnęła rękę ku jego oku, patrząc na nią jedynie spokojnie. Dziewczyna mogła wyraźnie zobaczyć jego krwistoczerwoną tęczówkę, tak samo jak głębokie cienie pod oczami.
- Faktycznie są czerwone. Jestem pewien, że dobrze zdajesz sobie z tego sprawę, przecież wojsko przez te wszystkie lata dokładnie przebadało wielu Łowców. W czym pomagali zresztą lekarze. Czerwinka. Mówi ci to coś?

Asheritt obserwował, jak dziewczyna wyjmuje z torby bandaże i maść. Cóż, dobre i tyle. Jednak...
- Właśnie dlatego je stawiam. Bo to ja mierzę do ciebie z broni. I nie uśmiecha mi się znalezienie na stole operacyjnym jako obiekt wiwisekcji prowadzonej za pomocą tychże właśnie ostrzy - powiedział, wstając i celując jej w głowę. - Powtórzę po raz kolejny. Odłóż broń. W innym razie koniec naszej rozmowy. Może i cię nie zabiję, ale jeśli uznam, że mi zagrażasz, to licz się z tym że odpowiednio zareaguję. Naprawdę musisz być bardzo naiwna, jeśli sądzisz, że zaufam nieznajomej. Nawet jeśli dawno z nikim nie rozmawiałem.
Ton głosu Łowcy nie pozostawiał wątpliwości - mówił szczerze, zaś w jego głosie słychać było napięcie. Napięcie i...zmęczenie.
- Zaś co do moich pleców nie musisz się martwić. Rana już się zagoiła, chociaż nieco uwiera.
Skinął krótko głową, dając znać, że zapamiętał jej imię, jednak nie odezwał się więcej, czekając na to co zrobi dziewczyna. Jednocześnie cofał się powoli, stawiając krok za krokiem.

Edit:

Zasnęła? Zamurowało ją? Kto wie. W każdym razie Sai stała w miejscu jak zamurowana, nie reagując na słowa Asha. Dlatego też ten wzruszył jedynie ramionami i opuścił to miejsce, pozostawiając zapomnianą kapliczkę wraz z tajemniczą lekarką za sobą.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.05.17 16:45  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Wydawać by się mogło, że Saiyuri mimowolnie stała się jakimś dziwnym magnesem na łowców, bo ledwo jeden zniknął z jej otoczenia, a w pobliżu zaraz miał pojawić się drugi. Lazarusa jednak miejsce dawnego kultu nie interesowało ani pod względem wiary ani zgromadzonych tu podejrzanych roślinek. Stanowiło zwykły punkt orientacyjny na bezkresnej pustyni.
Od mieszkania w miejskich kanałach szybko upodobnił się do szczura, a to zaczynało chyba zobowiązywać bo wędrowanie zaczęło wchodzić mu w krew. Poprzednia wyprawa na Desperację okazała się kompletnym fiaskiem, a on nie przywykł do zbyt szybkiego poddawania się. Maszerował raźno przez pustkowia, zaciskając dłoń na pasku przewieszonej przez ramię snajperki i wlepiał spojrzenie w kapliczkę. Od jednego punktu do kolejnego i w końcu dojdzie do swojego celu, może przynajmniej tym razem.
Ostatnio spotkanie znajomego okazało się być prawie gwoździem do jego trumny, więc teraz prowizorycznie Boris miał zasłonięte pół twarzy przez wyblakłą czarną chustę, a na nos założył dumnie przeciwsłoneczne okulary podpieprzone z miasta. A co tam, stać go było przecież. Niech plebs wie, że idzie desperacka gwiazda. Oczywiście inkognido, więc na swoje typowe łowcze ubranie miał zarzuconą ciemnozieloną kurtkę z kapturem, którą chyba ściągnął z jakiegoś trupa bo wyglądała jak połowie dogsów z gardła wyciągnięta.
Lazarus zauważył, że ktoś się tam przy kapliczce pałętał, ale wiedziony doświadczeniem nie miał zamiaru zaczepiać żadnych desperatów, niech tam sobie ryją w piasku. Ominie ich szerszym łukiem i tyle będą go widzieli.

[ z tematu ]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.17 16:32  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Wszyscy, spójrzcie na zegarki. Wiecie jaki to czas? Dokładnie. Samo południe.
Okolica była cicha i spokojna, niemalże nadmiar cicha i nadmiar spokojna. Powietrze wydawało się ciężkie, przytłaczające, suche. Niebo przypominało natomiast wzburzoną taflę morza. Ciemne, gęste chmury zawisły nisko i poruszały się leniwie w swoim ogromie, a Południca patrząc na nie czuła się jak gdyby podróżowała razem z nimi.
"Coś wielkiego się zbliża" pomyślała, odwracając wzrok od sklepienia i kierując je w stronę swojego towarzysza.
Wilk, oddalony od niej o kilka metrów, spoczywał spokojnie pod drzewem. Dziewczę uśmiechnęło się. Co ona by zrobiła bez niego? Byli przyjaciółmi, byli sobie lojalni. On wobec niej, ona wobec niego. Czuła się z nim związana na wyższym poziomie, którego do końca nie rozumiała, ale w który bezwarunkowo wierzyła. W końcu, gdy obudziła się na polanie, czy może raczej - kiedy pierwszy raz zaczęła istnieć - on był przy niej. Spoglądał na nią. A ona, spoglądając na niego, czuła się tak bezpieczna i tak spokojna i tak znaleziona w swoim zgubieniu, że już na zawsze pozostała u jego boku. Czasami miała wrażenie, że dokładnie rozumie co do niego mówi, i chodź nie jest w stanie odpowiedzieć, to sympatyzuje się z jej bólem i cieszy jej szczęściem.
Wolnym krokiem podeszła do basiora, przysiadając obok niego. Wilk zdawał się być pogrążony w śnie, gdyż nie zareagował na przybycie Amelii. Znajdowali się pod dużym, wyschniętym drzewem i tkwili tak w tym spokoju, jak gdyby nigdy nie miało się skończyć. Ale skończy się. Jak z resztą wszystko. Jej życie, życie Ważki, twoje życie, moje życie. Każda burza będzie miała swój koniec, każda tęcza zniknie kiedyś na niebie, każdy gniew, każde szczęście. Twój ulubiony serial też się kiedyś skończy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.17 22:01  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Niebo pokrywała gruba warstwa czarnych chmur, która chroniła czubek rozczochranej głowy Chestera przed słońcem. Burza na pustyni to stosunkowo miła odmiana od klasycznego, bezlitosnego gorąca, które jest w stanie wywołać udar - wysoka temperatura, do której przywykli lokalni została zastąpiona równie przyjemną duchotą i gęstym jak błoto powietrzem. Przechadzka tuż przed początkiem burzy, w której to wyładowania elektrostatyczne nie zawahają się potraktować Chesa jak dwumetrowego słupa z metalu na środku równin pustyni to z pozoru nie taki dobry pomysł, ale wypadałoby wziąć pod uwagę wcześniej wspomniane udary, plus poparzenia, hipertermię, w cięższych przypadkach śpiączkę.
Ale nie teraz. Teraz trzeba tylko brać głębsze oddechy, starać się wtłaczać powietrze do płuc bez przeżuwania i stąpać ostrożnie. Zbliżający się deszcz sprzyja polowaniu, a taki właśnie był cel wyprawy Harvey’a; niestety nie da się wyżyć ekskluzywnie na diecie składającej się z yayo i losowych chemikaliów znalezionych na biurkach współpracowników. Prawda?
Głównym celem łowów były psy wszelakiej maści, prawdopodobnie najłatwiejsze do złapania ssaki zamieszkujące tutejsze tereny, w dodatku smaczne. Kojoty, szakale, członkowie DOGS, wilki pustynne, zaginione kundle ze Szczytu Desperacji, które porzucone przez swoich właścicieli szukały przygód wśród pustynnych stepów - nic innego niż futrzaste worki wypełnione soczystym, pożywnym mięsem. Mający lunąć za chwilę deszcz nieznacznie skomplikował sprawę, bo z pewnością nie ułatwiał wypatrywania śladów. Chessie wyposażony był tylko w wiatrówkę, której śrut przy odrobinie szczęścia był w stanie przebić chrupką czaszkę zwierzęcia, na jak długo odległość nie była za duża. Bardzo dobrze, że okoliczna fauna zazwyczaj podróżowała w niewielkich stadach lub przynajmniej parach; nieudany strzał zazwyczaj płoszył każdego przedstawiciela braci mniejszej, którego to łatwo wytropić ze względu na równy teren.
Cicho poruszał się do przodu, trzymając swoją broń lufą do góry, ignorując przy tym wszystkie zalecenia dotyczące bezpieczeństwa. W lewej kieszeni spodni trzymał krople do nosa, opakowanie po zapałkach wypełnione śrutami i połowę nożyczek. Zatrzymał się nieopodal nędznej kupki kamieni, która kiedyś była miejscem kultu. Wychylił się za róg, opierając jedną dłoń na zimnych, szarych skalnych blokach. Spokój, cisza, kilka roślinek wyrastających spomiędzy szczelin w posadzce i drzewo, które w razie czego będzie służyć za lepszy cel dla piorunów niż niedoszły myśliwy.
Cicho. Zamknij się na chwilę, ćśćśććśśśś.
Co to było? Ktoś lub coś właśnie poczłapało w stronę drzewa, a raczej podreptało, delikatnie. To na pewno nie pies, raczej nie karakal, chyba, że bardzo niezdarny karakal, ze zdartymi opuszkami na łapach. Nie brzmiało jak dzisiejszy obiad, więc to albo halucynacja, albo człowiek czy inny wymordowany. Pozostawało tylko jedno - w najbardziej agresywny i głośny sposób zademonstrować swój arsenał. Włożył rękę do kieszeni, wyjął zeń opakowanie z amunicją (aż trzy śruty!), otworzył komorę strzelby przytrzymując ją między nogami, upuścił nabój na ziemię, zaklął dosyć głośno, umieścił nabój w komorze, zamknął ją, przyłożył kolbę do pachy, odbezpieczył rynsztunek, przypomniał sobie że już był odbezpieczony, znów pociągnął za wajchę, teraz faktycznie odbezpieczając flintę. Wszystko ze zręcznością lidera niebezpiecznego gangu.  
- Wiem, że tam jesteś, ktoś tam jest. Jest nas trzech. Wyjdź. - powiedział, skrycie licząc na to, że to jednak smaczna przekąska zacznie uciekać zza drzewa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.17 16:56  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Było cicho i spokojnie. Niemalże nadmiar cicho i nadmiar spokojnie.
Zmęczona dzisiejszą wędrówką Południca czuła, jak poddaje się w walce ze snem. Jej serce zwolniło swoje bicie, mięśnie odprężyły się i cały skomplikowany mechanizm, jakim jest jej ciało zapadł w stan głębokiego odprężenia. Amelia nie przejmowała się zagrożeniem. Nie znała zagrożenia. Nie przejmowała się burzą i piorunami, dla których konary drzewa byłyby świetnym celem. Nie przejmowała się dzikimi zwierzętami, które mogły znaleźć się na tych terenach w poszukiwaniu jedzenia. A szczególnie już nie przejmowała się innym wymordowanym z bronią palną i nieczystymi zamiarami.
W końcu jednak, cisza i spokój została naruszona. Przerwana.
Wybudzona ze snu dziewczyna szybko podniosła się, a wraz z nią jej towarzysz. Ktoś tu był. Jacyś ludzie, może wymordowani? Czy chcieli zrobić jej krzywdę? Kim są? Pytania krążyły w głowie Południcy, ale na żadne z nich nie znała odpowiedzi.
"Wyjdź" - powiedział nieznajomy.
"Nie ruszaj się" - powiedziało drzewo. Dziewczyna spojrzała na gruby pień drzewa i gdy przyjrzała mu się wystarczająco długo, miała wrażenie, że spogląda na nią swymi drewnianymi oczami.
Powtarzaj za nami. - rzekły, a słowa te odbijały się od krawędzi jej czaszki, ich echo rozprzestrzeniające się w jej umyśle.
Kim jesteś i jakie są twoje zamiary? - nakazały jej widy, a ona powtarzała za nimi. - Kim jesteś i jakie są twoje zamiary? - odezwała się w końcu, zostając pod ochroną drzewa. Rozpierała ją ciekawość, ale miała też dziwne wrażenie, że pochopność nie jest w tej sytuacji dobrym rozwiązaniem. Musi się uczyć rozróżniać bezpieczeństwo od zagrożenia, dobro od zła. Odwagę a głupotę.
Postanowiła wysunąć się z pod przykrycia odrobinę, tylko odrobinkę, żeby móc zobaczyć twarz potencjalnego niebezpieczeństwa. Osoba ta, pod względem aparycji, nie wyglądała nazbyt przerażająco. Może trochę. W dłoni zaś trzymała coś metalowego i wyglądającego doprawdy dziwnie. Ciekawe co to.
- Wcale nie jest was trzech - dodała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.08.17 22:08  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Żadne z nich nie dawało za wygraną. Łowca nie spuszczał z tonu ale i ona była nieugięta. Ba rżnięcie głupa dobrze jej szło, bo Ash od razu wyśpiewał jej swoje pochodzenie. Od słowa do słowa ale dostała na srebrnej tacy wszystko, nawet i więcej niż by się spodziewała. Chłopak wyglądał specyficznie, głos miał też ciekawą barwę. Zdecydowanie go zapamięta, cierpliwość zawsze popłacała. Teraz byłoby głupio oberwać kulkę, zwłaszcza tak daleko od bazy na pustkowiu. Tu pod każdym kamyczkiem czaiło się coś paskudnego i tylko czekało żeby wypełznąć, dopaść delikwenta i wpierdolić go w całości. Nie odpowiadała mu już na nic. Zajęła się zbieraniem ziół do momentu aż sobie poszedł. Pozbierała jeszcze kilka kwiatków, ciekawe czy przydadzą jej się do czegoś. Po czym poprawiła banderę na twarzy i ruszyła w stronę posterunku. Czekała na nią już przesyłka, wielki kontener ze skrzydlatą zabawką.

(z tematu)
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.18 1:32  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Wyznawca nowej wiary zapuszczający się w świątynkę wyznawców wierzeń powstałych jeszcze w dawnych dniach mógł wydawać się widokiem cokolwiek ironicznym. Akiya co prawda cenił sobie wygodę bezpiecznych gór Shi, jednak w chwili, gdy jedyną odmianę stanowi zmiana osoby wydającej z siebie boleściwe jęki, aż ma się ochotę nieco inaczej załagodzić jej cierpienie. Był stworzeniem znudzonym, któremu czas niesamowicie się dłużył, a i Lenora wyjątkowo posępnie pochylała swój opierzony łebek i łypała niezbyt przychylnym spojrzeniem.
 Kapliczka wyglądała na miejsce, w którym mógłby nawet się zdrzemnąć, gdyby zaszła taka potrzeba. Był wszak  kotem, a kotom absurdalne miejsca do snu jak najbardziej pasują! Póki co jednak postanowił się zadowolić usadzeniem leniwych, ale w mniemaniu właściciela zacnych, czterech liter. Sam nie do końca wiedział, dokąd zabrnął, jednak jego wędrówka trwała już spory kawałek czasu. Podczas niej widywał wschody, zachody słońca, a ile ich było — tego już sam nie wie. Ileż dałby za zegarek, którym mógłby mierzyć godziny, za cokolwiek wspierającego mierzenie czasu, poza wadliwymi przeczuciami.
 Akiya spoczął na stopniach kapliczki, znudzony, zmęczony i ze świadomością, że najprawdopodobniej skończyły się już jego zapasy wody. Wydał z siebie bezgłośne westchnienie. Czemu jego osobista klątwa nie użyczyła mu możliwości pobierania wody z otoczenia? Zaoszczędziłoby mu to całkiem sporo zachodu i marnotrawstwa. Plecak diakona, który spoczywał oparty o jego plecy, lada moment został przeniesiony przed postać wymordowanego. Po co właściwie wyruszył w tę podróż?
 Och, coś się działo, w końcu, a może znowu zachodziły w Kościele zmiany. Miał nadzieję, że tym razem prowadzące ku lepszemu, bowiem decyzja o walce sprytnej w miejscu rozlewu krwi. Diakon był tak zadowolony tą zapowiedzią, że aż odniósł wrażenie, że nadużył mleka makowego bądź śnił sen nadzwyczaj realny. Uśmiechnął się sam do siebie i pogłaskał wolno czarne pióra na głowie towarzyszki.
 Ptak z kolei wzbił się w powietrze; ostatni czas spędził na ramieniu właściciela, więc teraz podjął decyzję o tym, by rozprostować nieco skrzydła i zmusić się do wysiłku. Lot ptaka był niski i napotykał pewien opór ze strony wiatru, który dziś wiał dość mocno, jednak Lenore była zwierzęciem silnym i upartym. Kruk zniknął z zasięgu wzroku wymordowanego dość szybko, jednak równie prędko wrócił z jakąś zdobyczą w dziobie. Był to kawałek całkiem ładnego i czystego materiału, który najpewniej był używany jako coś w guście ozdoby do włosów. Akiya, chwyciwszy materiał w dłoń, pomyślał, że właścicielka musi być niedaleko. Powinien się za nią rozejrzeć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.18 18:42  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Ach, jakże śliczne było niebo, gdy z rana spojrzała w nie Maria. Tak właśnie o nim pomyślała zawinięta w kocyk, pod którym wcześniej spała. W takie dni najlepszy jest relaks. Można przejść się kawałek, trochę poleżeć, może i komuś pomóc. Postanowiła więc! Dziś połączy przyjemne z pożytecznym - pomoże komuś, ale też będzie miała okazję ponapawać się widokami i przewietrzyć. Czemu by nie, nic nie stało na przeszkodzie. Nie, żeby kiedykolwiek stało, nie dla niej. Przebrała się szybciutko w coś, co można było ubrudzić mąką, ciastem czy czymkolwiek innym, co mogło powstać w trakcie pieczenia. Założyła też dla pewności fartuch i poszła, a właściwie poskakała do kuchni. Otworzyła zeszyt z zapisanymi starannie przepisami, obok których znajdowały się nieco bardziej chaotyczne notatki. Przejrzała je i znalazła jeden, którego niegdyś używała naprawdę często. Przywołał on u niej niesamowite wspomnienia, choć trochę zniekształcone przez bujną wyobraźnię anielicy. Przypomniała sobie, jak kiedyś piekła bułeczki, wychodziła z Edenu i podrzucała je w różnych miejscach. Ile koszyków na tym ucierpiało, nie jest pewien nikt. Tak samo, jak nikt nie jest pewien, czy jedzenie zostawiane dla wytrwałych poszukiwaczy takowego, będące swego rodzaju nagrodą za sam fakt, że się nie poddali, na coś rzeczywiście się przydało. Część pewnie tak, ale znaczna większość zapewne pozostała nienaruszona przez desperatów, bo po prostu nie dało się ich znaleźć, jeśli nie miało się wyjątkowego szczęścia. I wtedy Maria była pewna, jak chce spędzić dzień. Piekąc i ukrywając jeszcze jeden koszyk jedzenia.
Oczywiście niezbyt zwróciła uwagę na to, że takie bułki przygotowuje się kawał czasu. Bo dlaczego by miała? I tak było wcześnie, a nawet jeśli byłoby inaczej, anielica zapewne wyszłaby z domu w kompletnych ciemnościach, właściwie dla zabawy i przyjemności z tego, że może komuś pomóc. Ona faktycznie uważała to za dobrą formę pomocy ludziom, którzy potrzebują jedzenia, nawet by nie pomyślała o tym, że miała w zwyczaju wybierać miejsca praktycznie nieodwiedzane lub tak ukryte, że ona sama nie mogłaby ich znaleźć nawet, jeśli wracałaby tam po piętnastu minutach. Z uśmiechem i piosenką na ustach, zaczęła przygotowywać ciasto. Czekając, aż wyrośnie, czytała książkę, raz na jakiś czas przerywając, żeby wyjrzeć za okno. Po uformowaniu sześciu kulek, z powrotem wyszła z kuchni i czekała, aż i te urosną. Dwie posypała sezamem, dwie makiem, dwie zostawiła tak, jak były. Zmagała się z nimi prawie dwie godziny, ale było warto. Pachniały cudownie i chociaż nie wyszły idealnie, z całą pewnością wyszły dobrze. Maria znalazła koszyk, co nie było właściwie zbyt trudne, gdyż nawet pomimo posiadania torby, do której można zmieścić wszystko, czego potrzebuje, często z nich korzystała. Równie często je gubiła i niszczyła, więc posiadanie sporej kolekcji było wskazane. Wrzuciła do niego bułki, malutki słoik kwaśnego dżemu, którego składu już nie pamiętała i wodę, która prawdopodobnie była tym, co było w stanie przetrwać przez jakiś czas. Przebrała się ze stroju roboczego w jedną ze swoich ulubionych sukienek, z myślą, że chce zauroczyć niebo tak samo, jak ono zauroczyło ją. Zupełnie jakby było osobą. Chwilę przed wyjściem z domu urwała połowę jednej z bułek bez maku czy sezamu i umoczyła ją w resztce miodu znalezionej na dnie jednej z szafek. W ten sposób zdatnych do podrzucenia pozostało jednie pięć bułek. Odhaczyła ją na liście prowadzonej w jej własnej głowie. Nie, żeby lista długo przetrwała. O ile wcześniej nie była pewna, dokąd iść, po wyjściu już wiedziała. W miejsce, w którym na pewno zobaczy ją Bóg, miejsce, w którym będzie mogła go nakłonić do powrotu i pokazania ludziom, że można mu powierzać wszystko. Miejsce, gdzie kiedyś zbierali się wierni. Znała kilka, ale jedno konkretne zapadło jej w pamięć - stara, niszczejąca już kapliczka. Oczywistym był fakt, że nie była ona miejscem, w którym zbierali się wyznawcy jej Boga, ale Maria właściwie nie rozróżniała tych wszystkich bóstw, dla niej każdy był jednym i tym samym. Może za wyjątkiem Ao, o którym wiedziała tyle, co się nasłuchała od ostrzegających ją aniołów. Ostrzeżeń nie pojęła, ale wiedziała, że Ao i jego wyznawcy muszą być wyjątkowi. W życiu nie zmieniłaby ścieżki, którą kroczyła, jednak ciekawość zżerała ją za każdym razem, gdy słuchała o nowej wierze.
Gdy zbliżała się do miejsca, do którego chciała się dostać, było już nieco później, chociaż wciąż jasno. Nie była jednak pewna, która była godzina. Zapach wypieków już słabł. Maria co prawda trochę oszukiwała, raz na jakiś czas przelatując kawałek, jednak starała się chodzić przez większość czasu. Miała w sobie niesamowity zapał i chęć odwiedzenia tego tajemniczego i fascynującego, przynajmniej dla niej, miejsca. Wtedy zbliżył się do niej czarny ptak.
- Ojej, jesteś głodny? Mogę ci dać kawałek, jeśli chcesz, panie ptaku! Albo pani ptak...? - uśmiechnęła się do stworzenia jakby licząc, że odpowie i odwzajemni uśmiech. To jednak wydawało się nie być zainteresowane pieczywem, choć Maria zdecydowanie była, gdy ukradkiem urwała kolejny kawałek bułki dla siebie. Ptak za to za cel obrał sobie opaskę anielicy, która była przekonana, że chce z nią porozmawiać. Zamiast tego zabrał jej ozdobę do włosów, nie odzywając się ani słowem, co było dla niej znacznie ważniejsze niż to, że właśnie odlatywał z jedną z rzeczy, z którymi nigdy się nie rozstaje. Pobiegła za nim, jednak szybko się poddała, zapominając przy tym, że przecież również ma skrzydła, zupełnie jakby jeszcze chwilę temu z nich nie korzystała. Zdyszana chodziła dookoła czasami podkradając małe kawałki naruszonej już wcześniej bułki.
- Panie ptaku? Jest pan tam? Chyba przypadkiem wziął pan coś, co jest dla mnie bardzo ważne i...i chciałam z panem porozmawiać!
//o nie, wybacz mi tę ścianę
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.18 12:36  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Ściskając w dłoni kawałek materiału i siedząc sobie na kamiennych stopniach, Akiya dosłyszał czyjś głos. Bez wątpienia dziewczęcy, na tyle bowiem piskliwy, że diakon skrzywił się nieznacznie. Nie mógł jednak w pewien sposób nie docenić energii, jaka biła z każdego dźwięku wydawanego przez Alicję w Krainie Czarów, która lada moment pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Mężczyzna uniósł lekko brwi,  nie mogąc nadziwić się temu, jak bardzo niewysokie dziewczę nie pasuje do otoczenia. Choć szczerze bardziej ciekawiło go, jakim cudem jeszcze nic jej nie zjadło na tych pustkowiach.
 Usta tygrysa wykrzywiły się w uśmieszku; przez chwilkę kpiącym i pobłażliwym, jednak po upływie sekundy, może dwóch, stał się bardziej uprzejmy. Wstał leniwie, w duchu upominając się, że wszak w towarzystwie kobiety nie należy siedzieć, jeśli ona sama nie siedzi. Z trudem — trochę prawdziwym, a trochę udawanym — kapłan delikatnie ukłonił się, a kruk zakłapał dziobem, zupełnie tak, jakby miał dziewczynie coś do powiedzenia.
 – Moja droga nieznajoma – Zaczął trochę rozbawionym głosem, kierując te słowa w stronę dziewczyny. – Lenore jest panią i zapewne dlatego pożyczyła ten materiał. Najprawdopodobniej chciała się ładnie prezentować, w końcu do czerni podobno prawie wszystko pasuje. Poproszę ją, żeby ci to oddała – Aż chciał dopowiedzieć „Kapturku”, samemu sobie przypisując z kolei rolę wilka. Szkoda, że węch miał słabszy niż wilki, a wścibstwo było cokolwiek nietaktowne; w innym wypadku zapytałby o zawartość koszyka. Był głodny, nawet bardziej niż domowy Mruczek, który nie jadł nic przez całe życie w ciągu ostatnich pięciu minut.
 – Dokąd zmierzasz? – Zagadał zamiast tego, po czym spojrzał na stopnie obok siebie.
 – Och, pewnie jesteś zmęczona. Skąd przybywasz? Nie chciałabyś usiąść tu ze mną i pooglądać, jak niebo ciemnieje, a na nim gwiazdy zaczynają kwitnąć? – Spytał, ale jednak zdawało się, że celowo unikał tematu ptaka i ozdoby do włosów. Pewnie czuł się samotny, tak obok głodu, jednak nigdy by się do tego nie przyznał. Próżna bestia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.18 17:25  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Kruk odparł jej najpierw po kruczemu, potem nagle przemówił ludzkim głosem...a może to nie był kruk? Maria najpierw zachwyciła się tym, że ptak postanowił z nią porozmawiać, potem jednak ujrzała młodego, przynajmniej z pozoru, mężczyznę, który obdarzył ją uśmiechem, na który ona odpowiedziała tym samym, jednak zupełnie szczerze.
- Ach, nie mam na imię "nieznajoma", wie pan? Ale był pan blisko, bo moje imię jest bardzo podobne! Ojej, ale nazwałam panią Lenore panem krukiem... - spojrzała na ptaka, po czym mrugnęła do niego, łagodząc wzrok, jakby próbowała przekonać do siebie przestraszonego kota - Pani Lenore, mam nadzieję, że nie ma mi pani tego za złe... Niestety nie jestem najlepsza w kruczym, ale pani rozumie, prawda? Wygląda pani na bardzo mądrą! - zaśmiała się serdecznie, wyciągając dłoń w stronę kruka, trochę licząc na to, że się do niej przytuli, trochę na to, że zapała do niej taką samą miłością, jaką Maria zdążyła już zapałać do Lenore. Zapomniała jednak przy tym o nieznajomym, który przypomniał o sobie krótkim pytaniem.
- Szłam właśnie do...dokąd ja szłam? A, szłam tutaj, tak! Właśnie tutaj. Bo wie pan, ja lubię pomagać ludziom! I chciałam dzisiaj pomóc, wie pan, taki ładniutki dzień, aż szkoda nie wyjść, a dobrze jest pomagać i...i...upiekłam bułeczki, a sama bym nie zjadła! Nawet ja nie dałabym rady! A ktoś inny by dał, tak mi się wydaje... - odparła żywo gestykulując i przypominając sobie na bieżąco cel, w którym zapuściła się tak daleko. - Ach, nie jestem zmęczona! Nie wyglądam, ale potrafię się sprawnie przemieszczać! I prawie wcale się nie męczę! Prawie to nie tak dużo! Ale dziękuję, że się pan martwi. Przyszłam stamtąd o! - wskazała w stronę, z której przybyła, zupełnie jak małe dziecko, licząc, że zostanie zrozumiana bez problemu. - Tam jest tak ładnie i zielono, i cichutko, i miło, i zabawnie, i radośnie, i tak dużo miłych ludzi...och, już dwa razy powiedziałam, że coś jest miłe. Cóż, to dlatego, że tam, gdzie mieszkam, jest miło! Wie pan, boję się trochę nocy, ale pan używa takich ładnych słów, że aż chce się popatrzeć w niebo! A dzisiaj jest tak ładnie, że na pewno ślicznie będzie widać gwiazdy! Gwiazdy są cudowne, nie sądzi pan? Ach, ale niewiele o nich wiem. Ale pewnie czują się takie samotne... Lubię patrzeć na ludzi, ale jak się tylko obserwuje z góry, to jest nudno, bo wie pan, to już nie to samo! - rzeczywiście zrobiło jej się szkoda gwiazd, zapomniała jednak o swojej opasce, chociaż miała przeczucie, że czegoś jej brakuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.18 1:30  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Podłe kocisko czuło się mniej więcej tak, jakby skakała wokół niego wiewiórka po kilku energetykach, ale nie zwróciło na to otwarcie uwagi. Był rodowitym Japończykiem; gra pozorów była jego wrodzoną cechą. Pozgrywa trochę niewinnego, może nieśmiałego, a potem… Potem z pewnością wymyśli coś, co poprowadzi do poprawy jego stanu materialnego albo przekona ją, żeby napełniła jego brzuch bułkami. Jego żołądek jeszcze bezgłośnie skurczył się, niemniej pozostawiając jednak nieprzyjemne echo w myślach Akiyi. I po co wyłaził z wygodnych korytarzy Gór Shi?
 Mimo pewnych mankamentów tej sytuacji, trzeba przyznać, że był jakoś tym wszystkim zaciekawiony. Nieczęsto spotykał anioły (a kto inny poza przytulnym, miejskim gniazdem miał dostęp do składników na bułeczki i chęć do dzielenia się nimi?), a wbrew temu, jakie metody w swych chaotycznych metamorfozach obierał Kościół, nie miał wobec nich złych zamiarów. Mimo rzeczy takich, jak zezwierzęcenie w pewnym stopniu bądź szał poziomu E, Akiya wolał bawić się bardziej subtelnie, może nawet i pacyfistycznie. Nie miał  też żadnego powodu, by zaatakować nieznajomą, póki nie zdawała się stanowić dla niego zagrożenia.
 Trochę się czuł tak, jakby miał do czynienia z faktycznym, a nie tylko wizualnym dzieckiem. Nadmiar energii był dla niego czymś praktycznie niespotykanym. Powodowało to jednak, że sam się trochę wyciszał: wolał przekazywać pałeczkę temu, kto w towarzystwie był aktualnie najbardziej aktywną osobą. Poza tym musiał sobie poukładać w głowie ten cały słowotok, który kojarzył mu się z siedzeniem przy rwącym strumyku. Tylko bardziej ćwierkającym.
 – Myślę, że nie jest zła. Dymorfizm płciowy u kruków nie jest tak widoczny na pierwszy rzut oka. To nie pawie – Przybliżył pierwszy gatunek ptaka, który skojarzył ze znacznymi różnicami między płciami. Ciekawe, tak swoją drogą, od kiedy to dziewczę stąpa po ziemi? Czy zna rzadsze zwierzęta sprzed apokalipsy? Jak dla niego, świat szedł w stronę absurdu. Nie dało się nawet określić wieku napotykanych osób, a dla niego to było dość istotne.
 Ptak, utkwiony na ramieniu właściciela, wbił w nie mocniej pazury, gdy dziewczę się zbliżyło, w reakcji na co mężczyzna nieco się skrzywił. Zwierzę kłapnęło dziobem i zakrakało krótko, cicho, jednak nie zachowało się w sposób bardziej agresywny. W sumie poza tym nie zrobiło zupełnie nic, no, nie licząc uporczywego przyglądania się. Zwierzę zdawało się bardziej trzymać obce dziewczę na dystans, ale po chwili uścisk pazurów na ramieniu Akiyi się poluzował. I bardzo dobrze, bo zamiast kurczaka upiekłby głupie kruczydło, ot co. Nawet lekko się uśmiechnął na wieść o tym, że ona sama pogubiła się we własnych słowach i nie było to dla niego jakoś zaskakujące.
 – Jeśli stamtąd o, to trochę daleko  – Pokiwał z uznaniem głową, a po ustach znowu przeszedł lekki uśmieszek. – Myślę, że mimo wszystko warto usiąść. Choć może nie? Co, jeśli dla odmiany to Kapturek złapie wilka?  – Po raz kolejny powtarzając: ciekawe, czy znała tę starą bajkę. Miło by było niby natknąć się na kogoś pamiętającego stary świat, ale z drugiej strony… Podejrzewał, że jeśli okazałby się od niej starszy, to mógłby obrać rolę kogoś w guście nauczyciela. Och, respekt innych przecież smakował doskonale.
 – Miłe, miłe, miłe…  – Powtórzył jak echo i przekrzywił głowę, przybierając możliwie najbardziej niewinną minę. – Myślę, że rzecz tkwi w tym, że to ty jesteś miła – Dodał, czemu z kolei zawtórował donośny pomruk biednego, głodnego brzucha. Spuścił z zażenowaniem wzrok.
„No patrz, jaki ja jestem biedny, mały i nieszczęsny. Dej.”
 A kitku głodne to kitku smutne.
 – A ty patrzyłaś kiedyś na kogoś z góry? – Zagadał, chcąc się upewnić,czy aby na pewno ma do czynienia z aniołem. One chyba miały jakąś niematerialną postać… I tak dalej…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach