Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 17 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17  Next

Go down

Trochę zdziwiły go jej pierwsze słowa. Ten semiautyzm, który u niego występował najwidoczniej zakrzywił ton z jakim wypowiedział się o pomocy Teatrowi, albo ona źle go zrozumiała, po prostu. Warto sprostować. - Nie, nie. Chociaż szanuję ludzi z Teatru, to ja tylko spłacam swój dług wdzięczności, to nie jest nic emocjonalnego, sentyment. Dbam o siebie i o sztukę, tylko tyle. - Może to i surowe podejście, ale to już on. Faktycznie, był dosyć egoistyczny, chociaż honorowy. - I tak na boku, życie jest zbyt kruche, aby o nie walczyć, a marzenia przestają mieć ten miły element fantastyki, jeśli je realizujemy. - Posępnie, jednak prawdziwie, takie miał podejście do tego wszystkiego. Grobowiec. Smutny człowiek pod maską natchnionego. To takie popularne w tych czasach. Ach, gdyby tak opisywać jego podejście do świata, to co czuje, dlaczego jest taki, a nie inny, to by na sporą książkę wystarczyło, o ile by się nie rozryczał w 1/3 i przerwał spisywanie.
Słysząc o jedzeniu w teatrze zaśmiał się pod nosem, czego sam się nie spodziewał. Od razu skojarzyło mu się z marudzeniem salowych, które sprzątają po seansach. - Tak. Dzieci myślą, że teatr jest jak kino. - Wtrącił w jej słowa, jednak zaraz pozwolił kontynuować. - Skrzypce? - Oczy mu zaświeciły, a jej ruchy ponownie wywołały cichy śmiech pod nosem. - Gram na skrzypcach. - Mruknął z wyraźną dumą w głosie ciągle ją obserwując. - I stwierdzam, że udawanie skrzypaczki ci całkiem wychodzi. - Ponowna salwa śmiechu, nieco głośniejsza. Luzował się czy to znowu chwilowa zmiana nastroju?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wzruszyła ramionami. Każdy miał swoje zdanie. Chociaż spełniła największe marzenia z dzieciństwa, latała, ale nie mogła tego przywołać jako przykładu. Chociaż pewnie kiedyś coś wymyśli. Lubiła zmieniać cyniczne nastawienie ludzi. Nie ma nic gorszego niż bycie zgorzkniałym w M-3, gdzie panuje dobrobyt i prosperuje życie. Wystarczająco wiele razy była na Desperacji, by docenić, to co tutaj jest.
- Jesteś zbyt zgorzkniały jak na osobę w twoim wieku - nie wypowiedziała tych słów złośliwie. Ale za to można było poznać, ze zaplanowała sobie poznania powodu takiego podejścia. Najwyraźniej uznała, ze na razie nie ma po co pytać. Na pewno nie zapomni kiedyś go o to zamęczyć tym bardziej, ze obiecała, ze się pojawi się na występie. I im więcej z nim rozmawiała tym bardziej nie mogła się powstrzymać.
I teraz dylemat cisto czekoladowe, czy dalszy wywód? Nic trudnego dla niej! Dziabnęła szybko ciasta jak tylko je przerwał i sama się uśmiechnęła widząc jak on sam chichocze. Ciekawe co mu wpadło do głowy, dziewczyna lubiła czasem wyobrażać sobie jakby to było mieć takie umiejętności, ale tym razem nie zdążyła nawet wygenerować taki pomysł, bowiem jej rozmówca okazał się ciekawszy niż się spodziewała.
- Poważnie? Jeju, nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę - powiedziała i zaraz się zaśmiała słysząc komplement. Zauważyła te iskierki w oczach, chyba trafili na wspólny temat i to całkiem przypadkiem.
Dziewczyna przechyliła głowę i spojrzała na swoje ręce zaraz śmiejąc się razem z nim. Musiało to wyglądać naprawdę zabawnie szczególnie w oczach kogoś kto rzeczywiście gra. Dlatego chwilę jej zajęło uspokojenie swojego ciała. Ale kiedy się jej to udało już nie miała zamiaru mu odpuścić kolejnych pytań. Właśnie wykopał sobie grób pod nogami.
- Od jak dawna grasz? - słyszała wiele pogłosek na temat tego jakoby trzeba zaczynać w wyjątkowo młodym wieku, jakże również o trudności jaką za sobą niesie ten instrument. Chciała wiedzieć na ten temat wszystko co się tylko dało.
Dokończenie ciasta zapowiadało się wyjątkowo ciekawie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wzruszył ramionami słysząc jej stwierdzenie. Cóż, każdy czuje inaczej i nie można wymagać, żeby wszyscy mieli takie samo myślenie, pozytywne. Może jego życie mu wyszło, jest całkiem udane, ale takie puste, smutne, że na niczym mu nie zależy. Może faktycznie nie docenia tego, co ma, jednak jego nie przekonasz, nawet nie przegadasz. Już po prostu taki jest. C'est la vie, żyj i daj żyć. Westchnął, jako środek na ocucenie, żeby nie odpłynąć do świata zamysłów. Skrzypce, skrzypce, no tak. - Na skrzypcach odkąd miałem 5 lat. - Zastukał momentalnie palcami o stolik, jakby naciskał klawisze. - A na pianinie prawie 10 lat. - Trochę to było takie obrzydliwe chwalenie się, ale skoro już o tym rozmawiają to niech się dowie tego i owego. Akurat jego rodzice zadbali o edukację muzyczną w dostatecznym stopniu. Nie zmusili go, sam chciał grać na czymś ciekawym. Najbardziej przyczyniła się do tego mama, która często słuchała muzyki klasycznej. A jeśli chodzi o pianino, to Japonia jest miejscem kultu Chopina, więc nie ma co się dziwić, że ten artysta jest pierwszym, którego usłyszał, w szkole. Często udawał, że naciska klawisze w rytm jakiegoś dzieła, aż w końcu udawanie przeniosło się na realny grunt, kiedy uznał, że na smyczkowym gra już dostatecznie dobrze. Ostatnio gra zdecydowanie mniej, jednak ciągle jest to zajęcie, które go relaksuje i pozwala zarobić co nie co grosza, jeśli miesiąc jest gorszy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Patrzyła z zainteresowaniem na niego, kiedy podjął się odpowiedzi na jej pytanie. od piątego roku życia, kto by się tego spodziewał. Wyobraziła sobie swojego rozmówcę jako dzieciaka ze skrzypcami w rękach i aż uśmiechnęła się sama do siebie. Wpakowała sobie do ust kolejny kawałek ciasta i na spokojnie go przeżuwała, jako, ze to był ostatni i jeżeli nie będzie chciała być gruba jak szafa trzydrzwiowa, to powinna się zatrzymać w tamtym miejscu.
Podniosła palec na znak, ze Seirei ma poczekać chwilę. Przeżuwała namiętnie swój deser. Chciała mu coś powiedzieć apropos pianina. W sumie to też zamierzała się pochwalić. Pamiętała około dwóch tysięcy utworów, nie potrafiłaby ich odegrać, bo pianistka z niej żadna, ale to zawsze jakieś osiągnięcie. Już miała otwierać usta, kiedy przerwał jej dzwonek telefonu. Momentalnie spoważniała i sięgnęła do torebki po aparat. Cmoknęła pod nosem i spojrzała się na swojego rozmówcę.
- Muszę odebrać, zaraz wracam - po tych słowach wstała od stołu i wyszła na zewnątrz.
Okazało się, że jej urlop się właśnie skończył i ma misje do wykonania. Nagły wypadek i te sprawy. Poczuła wewnętrzny dysonans poznawczy. Z jednej strony chciała się dowiedzieć czego więcej o muzyce, ale praca wzywała. Jej mechaskrzydła, wiatr, lot i walka. Wybór okazałby się prosty, gdyby miała możliwość wyboru. Dosiadła się zaraz ponownie do stolika i uśmiechnęła przepraszająco.
- Wzywają. Podaj dokładną datę występu, będę na pewno - no kto powiedział, ze nie można zjeść ciastko i mieć ciastko?  Przed chwilą to zrobiła.
Ty bardziej, że zadanie nie brzmi strasznie, nawet jeżeli jej pobyt na Desperacji się wydłuży, to i tak postara się wyrobić. Jak zwykle - polecieć, załatwić i wrócić omijając przy okazji kłopoty i wkurzonych przełożonych. No ale, w tamtej chwili bardzo się liczyło to co miał jej do powiedzenia chłopak. W międzyczasie przywołała kelnera i zapłaciła przepustką za zamówione rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Bacznie obserwował każdy jej ruch z zaciekawieniem, chcąc wyłapać jakieś szczegóły, które naprowadzą go na bardziej konkretne informacje o niej. Podejrzenia swoje mógł mieć, jednak, jak wspominałem wcześniej, nie wypada ich mieć za pewnik nie znając jej odpowiednio długo i dokładnie. Potem wyszłoby coś kompletnie idiotycznego. W czasie jej nieobecności dokończył to, co miał do zjedzenia czy tam wypicia, a potem zapłacił za siebie tym kajdanem na ręce. Wróciła. - Równo za tydzień, o osiemnastej. Jeśli nie trafisz na mój to trafisz na inny, bo może się coś zmieni. Oba polecam, tak czy siak. - Powiedział pod koniec przeciągając się, musiał rozprostował łapska i nogi przed powrotem do pracy. - Sam jestem sobie szefem i sam siebie wzywam do roboty. - Wymamrotał niezadowolony, ale mus to mus, i tak pozwolił sobie na zbyt długą przerwę. Wstał rozglądając się dookoła, czy aby niczego nie zostawił. Niczego, bo niczego nie miał. Westchnął donośnie. Maruda mu się włączyła. - To co? Do zobaczenia? Mnie też obowiązki wzywają. - Złapał ją za rękę w ramach podziękowania za wspólnie spędzony czas i skierował się do wyjścia machając ręką. - To cześć.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Welcome to a new kind of tension.
All across the alien nation.
Where everything isn't meant to be okay.
Television dreams of tomorrow.


 Nucił pod nosem piosenkę wydobywającą się ze słuchawek w uszach (zaś nucenie zawsze kojarzyło mu się z kołysanką Huntress z DBD!), a towarzyszył temu stukot wprawnych paluszków przemieszczających się po całym układzie klawiatury. W związku z pewnymi wydarzeniami stał się dzisiaj właścicielem kilkuset balonów (sprzedawca pomylił gumki), co oczywiście musiał jakoś wykorzystać – za świetny pomysł uznał nadmuchanie wszystkich i upchnięcie do każdego kąta w mieszkaniu. Wymęczył płuca bardziej niż na chórku w kościele, dlatego ostatecznie wysłużył się pompką. Warto było włożyć trochę wysiłku, by zmienić scenerię na bardziej bajkową, sęk w tym, że w takich warunkach nie dało się pracować. Nie mówiąc o powrocie reszty współlokatorów, którego wolał uniknąć ze względu na szacunek wobec swojego zdrowia. Chwycił więc za laptop i skoczył do pierwszej, lepszej kawiarenki.  
 Obecnie pracował nad aplikacją mającą przejąć działanie myszki według procedury wybranej opcji. Wystarczyło dwoma kliknięciami określić wariant następnych kilku, a nawet kilkunastu, zaplanowanych ruchów, by obserwować, jak kursor samoistnie najeżdża na zakładki, które trzeba zamknąć bądź ikony gier, które chce włączyć. Nie musiałby siedzieć przed ekranem i przechodzić przez cały proces odpalania programu, potwierdzając zgodę na aktualizację czy logując się przy zapamiętanych danych. Im więcej algorytmów dorzucał, tym bardziej automatyzował niektóre czynności.
 Przerwał chwilowo wpisywanie kolejnego rzędu liter i cyfr wraz z zawibrowaniem telefonu. Wysunął go z kieszeni, rzucając okiem na wyświetlacz, i odebrał połączenie.
 Nie spodziewał się, że za nieznanym numerem ukrywa się wzburzony prankiem współlokator.
 — HUDDLE!
 Odsunął gwałtownie urządzenie od ucha.
 — Ty weź poczekaj chociaż do raidu od Niantic, chcę zdobyć Mewtwo! — Wcisnął czerwoną słuchawkę zanim rozmówca zdołałby wyprodukować odpowiedź. — …Shit, chciałem włączyć głośnik. — Wpatrywał się w ekran blokady z pewną konsternacją. — Cały czas mówi o jakichś balonach z katalogów, a jak już dostaje swój mały, kolorowy oddział, to pretensje — wymamrotał pod nosem, bynajmniej niezrażony taką postawą znajomego. Kwestia przyzwyczajenia, to nie pierwszy i nie ostatni raz jak Kapitan decyduje się „urozmaicić” czyjeś życie.  
 Wzruszył ramionami i wrócił do pracy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Był zapracowany, a ona doskonale to rozumiała. Nieruchoma, cicha i milcząca wpatrywała się w ekran, na którym pojawiały się kolejne komendy, dla zwykłego laika wyglądające jak ciąg przypadkowych liter, cyfr i znaków. Kompletny bełkot. Nie przeszkadzała mu, a przynajmniej do takiego wniosku doszedłby każdy, kto ujrzałby tę scenę.
Rudowłosy dzieciak siedział na krześle, nucił coś do siebie, stukał w klawiaturę palcami przypominającymi odnóża pająka szybko przemieszczającego się po ścianie. Seiji stała za nim od kilku dobrych minut, lekko pochylona, z ustami rozchylonymi w zaskoczeniu i czymś, co śmiało można nazwać podziwem. Długie włosy związała w wysoki kucyk, który spływał po uniesionych ramionach. Dłonie oparła tuż nad kolanami i tak pochylona wpół wypinała się do reszty klientów z jasnym przekazem — w tym momencie liczyło się dla niej tylko to, co robił muzyczny pracoholik. Resztę miała gdzieś.
Czy były w M3 osoby z większym szczęściem od niej? Wyszła z domu z zamiarem znalezienia czegoś. Czegoś ciekawego. Intrygującego. Nietypowego. Wchodząc do kawiarenki absolutnie nikt nie oczekiwałby cudów, a jednak zielone spojrzenie od razu wychwyciło siedzącą tyłem do wejścia postać, jakby tylko on odznaczał się intensywnym kolorem na szarym tle spłowiałej pocztówki. Skierowała kroki w jego stronę, szła w takt wystukiwanych klawiszy. Kiedy zerknęła w ekran, jakiś mechanizm wewnątrz jej ciała przyspieszył.
Czekała cierpliwie jak drapieżnik, który wychwycił ofiarę, ale wciąż pozostawał za mocno oddalony, aby móc przypuścić atak. Być może stałaby tak jeszcze dłużej, zastygła w dziwacznej pozie, gdyby nie zadzwonił telefon. Gdyby jej cel nie zaczął się wiercić. Gdyby nie mamrotał pod nosem i sam nie przerwał wykonywanego zadania.
Kiedy jego barki uniosły się przy obojętnym wzruszeniu, Seiji podniosła również swoje dłonie. Dziewczęce, szczupłe palce, które miażdżyły puszki jak puste opakowania po papierosach, wsunęły się na ramiona chłopaka. Delikatnie. Niemal czule.
Zrób coś dla mnie — zażądała, zaciskając dłonie z miażdżącą siłą perswazji.
W kwestii proszenia znajdowała się na poziomie tłuczka dzierżonego przez sadystyczną żonę, choć jej minie nie można było ująć niewinności.
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

W takich chwilach, gdyby tylko był świadom zagrożenia, żałowałby fikcji stojącej za zdolnościami Człowieka Pająka – obecna za nim kobieta znajdowała się poza zasięgiem jakichkolwiek zmysłów, zaś cała uwaga nastolatka skupiona była na laptopie i dokładnym wprowadzaniu kolejnych kodów wyglądających jak dzieło bezmyślnie stukającego w klawiaturę dziecka, które próbuje zmusić urządzenie do pracy.
 A kiedy poczuł na ramionach obcy dotyk, wzdrygnął się i omal nie spadł z krzesła, wyciągając szyję, by spojrzeć, kto próbuje przypuścić na niego atak z zaskoczenia.
 — Łolaboga, już myślałem, że to współlokator mnie znalazł…! — Podzielił się z nią wewnętrznymi obawami, po czym wypuścił z ust głębokie westchnienie pełne ulgi, pozwalając przy tym przymknąć się oczom na kilka sekund. — Nie, żebym się go obawiał, ale sama rozumiesz, nikt nie chce złapać kurzajki, później trudno się pozbyć cholerstwa. Wolałbym nie amputować sobie żadnej części ciała, w tym przypadku uszu, mam je, odkąd pamiętam. — Moment refleksji. — Anyway… — Zlustrował przytomniej kobietę wzrokiem, jakby dopiero teraz zdając sobie sprawę ze słów, które zawisły w powietrzu, zmieszane z jego własną wypowiedzią. — …Ej, ale w sumie, jak stracisz ucho, to przestajesz na nie słyszeć? No bo to jedynie zewnętrzna część, a nie te bębenki, kosteczki i inne duperele. Jeśli brać pod uwagę nienaruszone wnętrze, to by znaczyło, że Voldemort jednak miał nos! — Wyszczerzył miodowe oczy na wysunięty właśnie wniosek, a potem zamrugał kilkukrotnie w próbie przypomnienia sobie, jak w ogóle znalazł się w tej sytuacji, z rękoma nieznajomej na swoich barkach. — A czy jestem dżinem spełniającym życzenia? Nawet nie potarłaś mojej lampy. — Nie zdołał stłumić parsknięcia, dlatego zasłonił wierzchem dłoni wygięte w górze usta.
 Pomyślał o bardzo złych rzeczach, dzizas, to chyba przez niedobór cukru we krwi, gdzie jego zdjęcia słodkich kotków z Internetu…!?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zamrugała jakby coś jej wpadło do oka. Chwilę potem ciało znieruchomiało.
Trwa analiza problemu... proszę czekać...
Przez cały czas, gdy wypluwał z siebie kolejne słowa, po prostu na niego patrzyła. Szeroko rozwarte powieki, lekko rozchylone usta, skupienie godne rozbrajacza bomb. Brakowało tylko tego, by energicznie mu przytakiwała albo co jakiś czas wyduszała z siebie zaskoczone: „ooo!”, uderzając rękoma w jednorazowym klaśnięciu. Problem w tym, że wyrzucał z siebie informacje z prędkością, przy której Bogu ducha winna dziewczyna nie nadążała. Nic dziwnego, że system się zawiesił.
Rozwiązywanie problemu w toku... 95%...
Włączyła się do świata po pięciu sekundach nieruchomego wgapiania w oblicze rudzielca. Trzymane na jego barkach palce zacisnęły się gwałtownie jeszcze mocniej, a na ustach pojawił się uśmiech. Kąciki brzoskwiniowych warg uniosły się, rozświetlając twarz Seiji w dziecięcej radości.
Nie rozumiem — rzuciła z rozbawieniem, przysuwając się nieco bliżej pleców celu, wsuwając jednocześnie szczupłe ręce na jego klatkę piersiową. Jadowicie zielone spojrzenie uniosło się, nakierowując na ekran. Mała kreseczka migała przy ostatniej literze wersu, czekając na kontynuację, podczas gdy Seiji wystukiwała palcem wskazującym jakiś rytm na mostku nieznajomego.
Czy jeśli potrę tę lampę, skonstruujesz mi program?
Gdzieś w tle ktoś odchrząknął znacząco; zapewne jeden z gości, który z niesmakiem przyglądał się całemu zajściu. Niestosownemu zajściu, według swojej prywatnej opinii. Młodzi nie mieli teraz na tyle ogłady, by pozostawiać intymne zachcianki w intymnych pomieszczeniach — i prawdopodobnie ta myśl tak mocno kuła w oczy siedzącego trzy stoliki dalej mężczyznę, który zgrzytając zębami mieszał zamówioną czekoladę.
— Dzieciarnia — syknął pod nosem, bezczelnie gapiąc się, jak kobieta przechyla nieco głowę w bok, by móc spojrzeć na twarz obejmowanego chłopaka. Niezmywalny uśmiech zdawał się być wyrytym na twarzy jak długowieczna blizna. Nie zareagowała na szepty zza pleców.
Na pewno stracisz tylko chwilę, a mi ułatwisz pracę. No i zajmę się tą twoją durną lampką. Musi być bardzo zakurzona, skoro nie umiesz sobie z nią poradzić sam. Stoi?
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Wlepił miodowe ślepia w oblicze nieznajomej, wyczekując jakiejkolwiek reakcji na spekulacje, ale ta pojawiła się jakby z opóźnieniem. W innych okolicznościach cieszyłby się z nawiązanego kontaktu fizycznego, jednak palce na jego barkach nie zwiastowały przyjemnego masażu, wręcz przeciwnie. Zesztywniał odrobinę w chwili zacisku.
 Zamrugał powoli, analizując otrzymaną wypowiedź, która nijak wpasowywała się w przypuszczalne przezeń szablony.
 — Też nie mam pojęcia, dlaczego wykorzystują psie nosy do tworzenia drążków w padzie. — Pokiwał głową, jakby podzielał jej niezrozumienie. Co z tego, że odnosiło się do czegoś zupełnie innego.
 Dłonie kobiety zabrnęły jeszcze dalej, a on poczuł się jak w kiepskim show, gdzie robią pranki niewinnym ludziom, by z zaskoczenia nagrywać ich reakcje, a później cisnąć z tego bekę. Czy ktoś właśnie próbuje na nim zarobić?
 — Dzisiaj nie jestem samobójcą, nie musisz szukać przyczepionych bomb. — Zażartował, podkreślając swoje luźne podejście machnięciem ręki, niemniej o ile mentalnie nie tracił humoru, tak ciało wyraźnie protestowało wobec naruszenia przestrzeni.
 W następnej chwili spoważniał, a raczej zmarszczył brwi i przyjrzał jej się, jakby doszukiwał się podstępku na twarzy rudej.
 — Sure. Ale masz ją potrzeć do czerwoności, niech się roztopi! A może wówczas odkryje swoje głęboko skrywane skarby… — wymamrotał konspiracyjnie, ignorując fakt, że nie dysponował prawdziwą, magiczną lampą. — Myślisz, że zastaniemy widok onanizującego się pod prysznicem Dżina? — Chwycił podbródek w palce, a kalkulujący wzrok utkwił gdzieś za oknem lokalu. — Wiesz co, darujmy sobie lampę i pocieranie. Ale jeśli chcesz, bym Ci machnął jakiś programik, to wystarczy, że mnie rozbawisz! — Na usta młodzieńca wpełznął szeroki, lisi uśmieszek, zaś w oczach pojawiły się niesforne ogniki.  
 Skupił uwagę na oddalonym o kilka stolików kliencie.
 — Ej, wypraszam sobie, za rok będę pełnoletni! — Wbrew słowom wystawił mu język w przypływie dziecinnego sentymentu.
 A później wyślizgnął się z uścisku kobiety, szukając swobody na krześle obok, tylko że zamiast usiąść na nim jak normalny człowiek, podciągnął nogi i przykucnął. #słowiański_przykuc
 Zerknął w dół.
 — No w sumie to nie stoi. — Stwierdził z cieniem rozczarowania w głosie. Najwidoczniej nie jego typ! — Więc jak? Program za trochę śmiechu, deal? Pani… yyy, mogę Cię nazwać Gertruda? Miałem kiedyś szyszkę Gertrudę, ale inni nie akceptowali jej ze względu na kolor, poza tym raz trafiła w ciemną, zmarszczoną otchłań mojego kolegi, choć to przynajmniej udowodniło, że jest gejem. — Wzruszył ramionami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sytuacja była podejrzana. Wewnętrzny system wartości Seiji szalał, jakby był tylko małym mentosem w butelce, którą ktoś zaczął niekontrolowanie potrząsać. W jednej chwili była pewna, że priorytetem będzie zdobycie nowego oprogramowania. Musiała ułatwić swoją pracę, bo mimo chęci nigdy nie udało jej się przedłużyć doby — a co za tym idzie: wygospodarować sobie więcej czasu na zdobywanie i przetwarzanie informacji. Teraz jednak balans „koniecznych do odhaczenia celów” się zmienił. Samo oprogramowanie opadło na pozycję niżej, a nad nim wskoczyło coś nowego.
Rozgryzienie tego dziwnego typa, który wyślizgiwał jej się właśnie z uchwytu i chichotał jak zacięty, mamrotał coś niezrozumiałego i siadał, jakby ewidentnie coś go bolało, okazało się teraz kwestią priorytetową.
Dłonie Heihachiro wylądowały na oparciu krzesła, a spojrzenie przekierowało prosto w twarz rudowłosego chłopaka. Jedyny niepodważalny fakt, do którego doszła reporterka, to to, że jej towarzysz gadał. Nie tyle gadał co trajkotał, co najmniej połowę ze zdań wymawiając tak, by brzmiały... bez sensu?
Brwi lekko się jej ściągnęły, gdy starała się nadążyć za analizą słów, ale wkrótce dała już sobie spokój. Wciąż wypięta do zdegustowanego dziadziska, skrzyżowała ramiona na oparciu i skupiła się jeszcze bardziej. Byle wyłapać cokolwiek.
— … deal?
Translator  (angielski → japoński) deal → handlować, rozdać, zaaplikować
Usta Seiji już się rozchylały, żeby rzucić oczywiste: „jasne, handluję”, ale chłopak dalej mówił.
I mówił, mówił, mówił.
Zielone oczy przymrużyły się, a twarz nabrała zniecierpliwionego wyrazu.
— … ertruda?
Seiji. Mów mi Seiji — wtrąciła się, ale chyba na marne, bo monolog dalej płynął swoim rwącym strumieniem. Nie nadążasz dziewczyno — rzuciłby zdrowy rozsądek, gdyby coś tak ludzkiego kłębiło się pod czaszką replikantki. Tymczasem pozostało jej poczekać aż nieznajomy będzie musiał zaczerpnąć powietrza.
A kiedy wreszcie zapanowała między nimi cisza, Hei się do niego uśmiechnęła.
Umieściła się z gracją na siedzeniu, które przed momentem okupywał nowy towarzysz i wyciągnęła do niego rękę. Jak na kogoś, kto nie rozumiał – kto nie mógł zrozumieć – samej idei dotyku Seiji nadzwyczaj często przekraczała pewne granice. Tym razem również wsunęła opuszki na jego twarz. Palce wślizgnęły się pod brodę, która opadła podczas sprawdzania czy umowa stoi, a potem zakleszczyły się na jego szczęce.
Wolną dłoń umieściła w tym czasie na klawiaturze. Małym palcem kliknęła przycisk „fn” na laptopie, a wskazującym sięgnęła do „f6”, aby wyłączyć ekran. Obróciła zręcznie komputer z powrotem przodem do katarynki i dosłownie siłą przyciągnęła jego twarz do pulpitu. Szczery, dziecięcy uśmiech dziewczyny tylko się pogłębił.
To jest śmieszne, nie? — rzuciła z autentycznym rozbawieniem, sugestywnie unosząc jedną z brwi, jakby czekała na wybuch śmiechu z jego strony. Na czerni ekranu ukazywała się twarz chłopaka z kciukiem Sei wbijającym się w jeden jego policzek i resztą palców w drugi. Równie dobrze jego żuchwę mogło pochwycić imadło.
I jak? Jesteś wystarczająco śmieszny? — Jad w oczach zdawał się pogłębić, nabrać intensywniejszego koloru. — To świetnie! — dodała, nawet nie czekając na jego zgodę. Puściła go. Głównie dlatego, że koniecznie musiała klasnąć na zakończenie ich d e a l a.
Możesz brać się do roboty!


Ostatnio zmieniony przez Heihachiro Seiji dnia 22.02.18 16:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Reia
Upadły anioł
Reia
Upadły anioł
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 17 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach