Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Przez cały brzeg ciągną się drewniane stoiska z grami i zabawami zorganizowanymi specjalnie na tę okazję. Gdzie nie spojrzeć strzelnica, budka z możliwością gry w rzutki albo łowienie jabłek za pomocą samych zębów. To tutaj spotkać można największe chmary nastoletnich ryzykanów, gotowych przepuścić roczne kieszonkowe, byle ustrzelić dla swojej drugiej połówki wielkiego micha.

x ATRAKCJE:
- zawody w łowieniu jabłek bez użycia rąk; zawody w łowieniu kałamarnic; zawody w zjedzeniu największej ilości ciast;
- strzelnica;
- stanowisko z łowieniem rybek;
-  tradycyjna gra karciana - iroha karuta;
- inne.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kaukaz rozglądał się po straganach obracając w dłoniach śmietankowego świderka, którego co jakiś czas smakował. Ubrany był w granatowe spodenki kąpielowe z wytłoczonymi hawajskimi motywami, które zdecydowanie odcinały się swą barwą od jego...oślepiających innych bladości. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, a na szyi pobrzękiwał mu nieśmiertelnik.  
Obdarzył wątpliwym spojrzeniem zza okularów, jakiegoś dzieciaka, który przebiegł koło niego z nabitą na patyk ośmiornicą. Całkiem spoko.
Uśmiechnął się wyzywająco do gościa stojącego za ladą strzelnicy w której to wąsaty, japoński Janusz oferował przygodę życia z wiatrówkami na kulki za jedyne 100 yenów od strzału. Eliminator czuł się pewnie zważywszy, że był snajperem. Podszedł do stoiska, opłacił amunicję i zajął pozycję zastanawiając się, jaka to nagroda główna wpadnie w łapy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czy Isei lubił festyny? Chyba nie bardzo. Kojarzyły mu się z dzieciństwem i bratem, który zginął. Przez ostatnie lata nawet brał specjalnie wszelkie możliwe warty, patrole w terenie i inne służby - byleby nie móc uczestniczyć w takich wydarzeniach. Tym jednak razem było inaczej. Brat żył, choć w całkiem innej, anielskiej formie, więc i jego nastawienie do festynu zmieniło się odrobinę.
Wędrował pomiędzy stoiskami w czarnych, bojówkowych spodenkach i zielonym podkoszulku. Na oczy nacisnął przyciemnione okulary i tak obserwował wesoły tłum. Musiał przyznać - wszystko robiło wrażenie, szczególnie nastrój, który udzielał się powoli także i wojskowemu.
Tknęło go, gdy stanął przed stoiskiem oferującym śmiałkom możliwość wygranej poprzez umiejętności strzeleckie. Postać, która szykowała się do strzału, była mu tak cholernie znana, że aż otworzył usta ze zdziwienia. W końcu co mógł robić tu kompan jego młodzieńczych szkoleń w Polsce?
Najpierw się zatrzymał, by wymijając kilka osób podejść za plecy Kaukaza. Czekał na moment, gdy mężczyzna chciał wykonać kolejny strzał. Założył dłonie przed sobą
- I tak nie trafisz Spadziński - rzucił słowa, które dawno temu serwował przyjacielowi, by go rozdrażnić. Po prostu nie mógł się powstrzymać. Szczególnie, że już wtedy miał świetnego cela. A obserwując kolejne poczynania w festynowej strzelnicy mógł zgadnąć, że umiejętności mu się całkiem wyostrzyły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Festyn. Czy odpowiadało mu to miejsce? Czy przyszedł tutaj z własnej woli? Otóż tak. Wbrew pozorom William lubił tego typu rzeczy. Można było wyszaleć się, poznać jakąś ładną panienkę, odreagować, odstresować się i nie myśleć o rzeczach ważniejszych. Przyjemniej było słychać śmiechy dzieci, widzieć ich radosne mordki. Była to chwila relaksu dla mężczyzny. Chwila wyjątkowo ważna, a jeśli znajdzie się jakiś osiłek, który zechce zepsuć mu tą szczególną chwilę... Cóż, nie będzie miał lekko. W końcu to jego czas wolny i nie chciał go spędzić na jakieś randomowej bójce, bo los tak sobie życzył.
Było tak gorąco, że ubrane miał tylko długie, nieco podarte na kolanach granatowe jeansy, jakieś podarte trampki oraz był bez koszulki. Na szyi zawieszony miał swój nieśmiertelnik, dało się dostrzec jego ogromnych rozmiarów bliznę na plecach, te mniejsze również oraz tatuaż na ramieniu, który rzekomo przedstawia podobiznę śmierci.
Oczywiście musiał odwiedzić dosłownie wszystkie stoiska, szczególnie te z jedzeniem. Jednak kiedy miał już je za sobą, postanowił troszkę rozerwać swoją osobę i udać się w stronę stoisk z różnorodnymi grami. Każdy był wstanie znaleźć coś dla siebie, nawet taki staruch William. W końcu do młodych nie należał, chociaż zaś nie był aż tak bardzo stary. Ale wyróżniał się z tłumu wśród tej rozbrykanej dzieciarni. Pierwsze czego postanowił się podjąć była strzelnica. Lubił to, była to jego ulubiona atrakcja, toteż nie mógł odmówić sobie takiej przyjemności. W mgnieniu oka znalazł się przy ladzie i zapłacił 100 yenów, aby zaznać tej przyjemności w strzelaniu. Zaraz po nim przyszedł jakiś koleś, który jak i Will wyróżniał się z tłumu. Z pewnością nie był Japończykiem, ale na to nie zwracał teraz uwagi. Skupił się zupełnie na czymś innym. Opanowany, rozluźniony, skupiony. Jakby strzelał do żywego celu, który musi za wszelką cenę trafić, bo inaczej będzie krucho.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Podważył okulary przeciwsłoneczne palcem, zaciągając je na głowę wraz z nadmiarem grzywki. Chwycił podaną mu przez Japończyka wiatrówkę. Kiedy to on w łapach trzymał ostatnio coś lżejszego od wojskowego złomu? Nie pamiętał, chociaż...dobra, pamiętał. Uśmiechnął się lekko pod nosem uciekając myślą do ożywionego wspomnienia, by zaraz chrząknąć i przywdziać beznamiętny wyraz twarz. Zajął pozycję. Niestety lata służby sprawiły, że chcąc nie chcąc prezentował wojskowa manierę i widać było, że nie pierwszy raz bawił się w strzelanie do celu. Zapewne właściciel stoiska już godził się z wizją wygranej Polaka. Wszystko na to zresztą wskazywało.
Pierwszy cel - trafiony, drugi - trafiony, trzeci - trafiony, czwarty...
I tak nie trafisz Spadziński
...pudło.
Co.
Adrian zastygł, zaskoczony tym kogo przyszło mu usłyszeć i faktem, że przez tego kogoś spudłował. Dejavu. Drgnęła mu brew w geście frustracji, lecz spokojnie odsunął oko od muszki i odłożył wiatrówkę na blat.
- Weź mi wytłumacz Ikeda...- Westchnął w rytm czego jego ramiona uniosły się i opadły ciężko. - Jak to jest, że tyle się nie widzimy, a pierwsza rzecz jaką robisz to proszenie się o wpierdol? Aż tak bardzo tęskniłeś? - Odwrócił się w stronę Iseia i z niezadowoleniem musiał stwierdzić, że dawnemu towarzyszowi się nieco urosło. Nie zmyło to jednak z jego twarzy zawadiackiego uśmiechu. Wyciągnął rękę w celu uściśnięcia porządnej sztamy z byłym towarzyszem broni. - Jebany...czym cie tu w wojsku karmili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

// nie zwracajcie na nas uwagi, my tu tylko przyszliśmy dla zabawy. |:

Festyn.
Wspaniała zabawa dla rodzin z dziećmi. Radosne krzyki, śmiechy i gonitwy. Balony, wata cukrowa i wiele innych atrakcji. Dzieci będą przeszczęśliwe! Żadnego smutku, płaczu i...
- TAAAATOOOOOOOOO, chodźmy na festyn, chodźmy, chodźmy! - zawołała Chisana, wgapiając się w Ciro zielonymi, szeroko otwartymi oczami.
Jak można odmówić takiej słodkiej, uroczej tyrance dziewczynce? I jeszcze te magiczne słowo tato, mogące skruszyć serca najmroczniejszego złoczyńcy.
Chii na razie zapomniała o swojej mamie. Łowcy skutecznie zapełniali jej czas tak, żeby ta o niej nie myślała - to groziło kolejną zamianą we Flaky. Nie zdarzyło jej się to od dwóch miesięcy. Ogólnie jej życie teraz sprowadzało się do radosnych zabaw, gotowania i treningów. Po wielu przeryczanych godzinach, przekleństw jej instruktorów i jednego hospitalizowania (dziewczyna ugodziła jednego z łowców mieczem prosto w krocze) jako tako czerwonowłosa zrozumiała podstawy i można było przejść poziom wyżej. Czyli z "jak się nie zabić" wejść na nowy level "jak nie zabić sojuszników".
Początki zawsze są trudne...
Ale porzućmy przeszłość, ważna jest teraźniejszość - w końcu Chi idzie na festyn.
- Mogę watę cukrową? - zapytała dziewczynka, szarpiąc łowcę za rękaw.
Tyle tego tutaj było! Chi nie miała pojęcia, na co zwrócić uwagę. Tyle kolorowych rzeczy, baloniki i... TO.
Tak... Wata cukrowa przestała mieć znaczenie.
Wielki, pluszowy gepard. Leżał dumnie na półce jako wygrana na strzelnicy.
Chisana zatrzymała się - była tylko ona i Bobek.
... już go nawet nazwała. Nic innego się nie liczyło. Nie widziała świata wokół siebie. Już sobie wyobrażała, jak pije herbatkę z Bobkiem, jak się z nim bawi i jak razem przemierzają dżunglę.
Podeszła powoli do stoiska - z transu obudził ją jakiś męski głos.
- 100 jenów.
Dziewczynka spojrzała błagalnie na Ciro.
- Tatusiu? ;w; - tak, bo ta minka była tutaj niezwykle potrzebna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tak właśnie się spodziewał, że trafi na festynie razem ze swoją córką. Co prawda myślał, że jednak może go to ominie zwłaszcza, że ostatnio Chisana żyła własnym życiem. Trenowała z nauczycielami, których poprosił bardzo grzecznie bez żadnych gróźb oczywiście by ją trochę podszkolili. Musiała wiedzieć jak się bronić, ale z tego co słyszał na chwile obecną muszą wrócić do tematu : " Nie zabijanie swoich". Wyśmiał wszystkich, którzy mu o tym mówili, ale jak usłyszał o okolicznościach to złapał się za jądra automatycznie. To będzie bardzo niebezpieczna kobieta kiedy nauczy się korzystać z tego co dała jej matka natura. W dodatku sam niedługo ma zamiar zająć się edukacją swojego dziecka, ale najpierw musi ją chociaż trochę zahartować. Jego trening nie będzie taki łatwy jak teraz. Będzie doprowadzać ją do granic możliwości i ma nadzieje, że kiedyś mu wybaczy to co zrobi. Ciężkie decyzje, ale teraz czas ją rozpieszczać.
Przyszła do niego i miała głęboko w poważaniu, że spał. Skakała po nim i jęczała " Tato chodź. Festyn! Festyn!". To czy chciał isć nie miało znaczenia. Podniósł się tylko z wyra i razem z nią ruszył w trasę. Gdy dotarli na miejsce sam był pod wrażeniem. Dawno nie był na żadnym festynie. Nie miał na to ochoty i czasu. Wcześniej rzadko bywał w mieście bądź miał po prostu wyjebane mówiąc pokrótce. Szedł razem z Chi za rękę. Wyglądali jak zwykły rodzic z córką. On ubrany na czarno w długim płaszczu. Nie założył tym razem kaptura. W dodatku na jego ramieniu leżał sobie mały ryś za którym Chi przepadała i wręcz stracił swojego zwierzaka. Dziewczynka już go tak gnębiła i pieściła, że prawie umarł z przyjemności. I tak jak sądził młoda oszalała na punkcie wszystkiego. Oczy jej się świeciły i prawie oczopląsu dostała. " O boże." - Pomyślał jedynie widząc jak Chi się cieszy. Uśmiechnął się jedynie dał jej się ponieść. Ciągnęła go wszędzie gdzie chciała. Ten dzień jest tylko dla niej. Pierwsze co wpadło jej w oczy to wata cukrowa.
- No w ostateczności. - Udawał obrażonego, ale kupił jej watę cukrową chociaż ta już poleciała dalej. Cholera to będzie naprawdę ciężki dzień. Zapłacił sprzedawcy i poleciał za córką. Podarował jej watę i wiernie podążał za nią. Kiedy w końcu dotarli pod strzelnicę to trochę się przeraził zwłaszcza, że ona POTRZEBOWAŁA tego pluszaka do życia. Ręce mu opadły. "Nie umiem strzelać." Zrobiło mu się gorąco zwłaszcza, że cholera na strzelnicy byli wojskowi. Trudno się nie domyślić. Miał informację na temat wielu wojskowych. Zdjęcia i tak dalej. Chi patrzała na niego błagalnym tonem.
- Ja ... No dobrze. - Odparł ze zrezygnowaniem. Ona potrafiła strzelać jakoś. Może coś tam trafi? Zapłacił sto jenów i przy okazji podszedł do gościa, który zarządzał tą atrakcją.
- Panie, ile za pluszaka? - Zapytał wprost. Nie chciał się skompromitować przed córką. Trafi w tarczę dopiero jak stanie 2 metry przed nią i to jest prawda. Naprawdę był noga w strzelaniu. Nie lubił walczyć na dystans. Umiał jedynie jeszcze rzucać nożami bo to była broń biała - to było znacznie prostsze kurwa mać!
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Świdrował wzrokiem plecy Kaukaza, kiedy on próbował dokonać czystego strzału. Próbował - to dobre określenie, bo zamiast zdobytego punktu było pudło. Skubaniec się wyrobił, nie ma co. Zanim jednak eliminator odłożył swoją wiatrówkę, Isei kątem oka dostrzegł jeszcze jedną znajoma postać - Williama. Jak to było, że festyn gromadził takie zbiegowisko ewenementów? Głowę odwrócił akurat idealnie wtedy, by zmierzyć się ze spojrzeniem przyjaciela. Wargi drgnęły i wyszczerzył się szelmowsko.
- A czy ja kiedykolwiek nie prosiłem się u Ciebie o wpierdol? W końcu i tak nie trafiasz cela, więc moja szczęka zostanie na miejscu - wyciągnął rękę, by silnie uścisnąć ramię Adriana. Co jak co, ale z takiego spotkania był niezwykle rad. Brakowało jeszcze, by trafić jakimś cudem na ich pozostałą kompaniję.
- Kurwa - odezwał się z lubością, powtarzając dawno nie używane przekleństwo, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył - nigdy nie pytałem, szczególnie jak było darmowe i nie było nikogo, kto próbował wpieprzać moją porcję, Spadziński - przesunął i on okulary na głowę, próbując jednocześnie nie krzywić się od nadmiaru atakującego jego oczy światła. Zlustrował postać Kaukaza i gwizdnął - Ty widzę też nie próżnowałeś. Komu wpierdoliłeś, że Cię wywiało aż tutaj? bo nie uwierzę, że przyjechałeś na wakacje...
Ikeda odwrócił na chwilę głowę w stronę drugiej znajomej sylwetki, która także nieźle już radziła sobie w rozgrywce.
- Patrz, ktoś cię zaraz prześcignie i dupa z twojej wygranej - kolejny wyszczerz całkiem zadbanych zębów w stronę kompana. Założył ręce przed sobą zerkając to na Kaukaza, to na byłego wojskowego, który akurat teraz nie trafił.
- Panie Lonato, po pijaku nie strzelamy!... - odezwał się głośniej, z odrobiną złośliwości, by William na pewno go usłyszał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chisana poczuła się jak prawdziwa łowczyni z wiatrówką w ręce. Wyszczerzyła ząbki do Ciro i przygryzła wargę, wpatrując się w cele. Prawie zawowałała "Będę lepsza od Yuu!", ale się na szczęście powstrzymała. Wokół było zbyt wiele cywilów, żeby dziewczynka mogła tak sobie krzyczeć o łowcach.
Głupia nie jest!
Zajęła pozycję. Co prawda nie wyglądała groźnie, ale... ale zawsze coś. Spojrzała jeszcze do tyłu żeby zobaczyć, czy ktoś na nią patrzy.
Wycelowała.
Czas stanął w miejscu.
Dziewczynka głośno wciągnęła powietrze - jak na filmach.
Strzeliła.
... pudło.
W tej chwili jej twarz wyglądała dokładnie tak:

PÓŁNOCNY BRZEG JEZIORA - stoiska z grami. Shock-gif

Ale przecież to nie wszystko! Może jeszcze jej się uda. Drugi strzał.
Poszło w sam środeczek!
- TATOTATOTATO, WIDZIAŁEŚ?! - krzyknęła.
Była z siebie dumna! Prawdziwa córeczka tatusia.
No, a resztę spudłowała.
Rzuciła wiatrówkę na ladę i obrażona, poszła do Ciro. Ten akurat omawiał z japońskim Januszem zakup geparda.
- Panie, pan tego tak nie kupi. Pan musi... - przerwał.
- A Ciro ma większe jaja od Ciebie! - powiedziała głośno i z dumą Chisana, uwieszając się na rękawie łowcy.
Zapadła cisza.
Jakiemuś dziecku obok spadł lód.
A może tylko im się wydawało?
Mężczyzna patrzył w szoku na małą Chi. Przeniósł powoli spojrzenie na Ciro, a w jego oczach widać było nienawiść. Twarz mówiła jedno.
PEDOFIL.
Skąd się to dziewczynce wzięło? Cóż... To nie jest długa historia.
Pewnego razu na trening przyszła większa grupka łowców. Faceci jak faceci - wiadomo. Żarty, śmiechy, próby dominacji. Te sprawy. Każdy próbował każdemu pokazać, że jest silniejszy, szybszy i lepszy od tego drugiego. Zapomnieli o małej dziewczynce obok siebie, która w ciszy słuchała i skrzętnie zapamiętywała wszystkie dziwne wyrazy. Aż wywiązała się pewna rozmowa...
- Nie zrobisz tego, Bob.
- Ja nie zrobię?
- Tak, Ty.
- Mam większe jaja od Ciebie, stary. Tylko patrz.

Wszystkiemu towarzyszyły wybuchy śmiechu. Nic dziwnego, że Chisana owe wyrażenie uznała za coś dobrego...
Co teraz, Ciro?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sprawy służbowe sprawami służbowymi.
Wyprawa do M-3 była podyktowana tylko i wyłącznie rozkazami od dowództwa, a jego dalsza obecność w utopijnym świecie była spowodowana przykrymi okolicznościami ze sprawy niespodziewanego zrządzenia losu tutejszej władzy. Będąc Desperatem naprawdę ciężko było przedostać się do miasta, a jeszcze trudniej z niego wyjść. Nic dziwnego, że chłopak utknął tu na dłużej.
Mimo wszystko los okazał się dla niego łaskawszy, niż zazwyczaj.
Festyn.
Mnóstwo ludzi, tłok jak cholera, płacz dzieci i piskliwy śmiech kobiet…
… po cholerę miał tam w ogóle iść?
Jedzenie.
Uniósł łeb wyżej, chcąc ułatwić słodkiemu zapachowi dotarcie do jego nosa. Nie zabawiał w mieście długo, dlatego nie zdążył się jeszcze niczym poczęstować, więc nic dziwnego, że nogi mimowolnie zawędrowała w stronę radosnej wrzawy. Trzeba przyznać, że niski wzrost wpasował go idealnie w rolę cieszącego się wolnym wieczorem gimnazjalistę. Co prawda nie miał na grzbiecie yukaty ani żadnego odświętnego stroju (cud, że udało mu się wygrzebać z magazynu DOGS jakąkolwiek bluzę bez łaty), ale zdążył zauważyć, że mijało go całkiem sporo osób w jego wieku, które również nie miały w sobie tego „poszanowania tradycji”.
Zatrzymał się przy jednym ze stoisk z cukierkami z radością orientując się, że to jedna z nowych firm otwierająca swoją działalność. Mieli łeb, żeby wykorzystać odbywający się festyn w celach reklamowych, by rozdawać rozweselonym przechodniom darmowe próbki ich specjałów. Oczywiście Ailen przewinął się tam z cztery razy, finalnie kończąc z torbą napchaną mordoklejkami.
Odwróciwszy się od uprzejmego pracownika cukierni w tłumie mignęły mu czerwone włosy, które automatem skojarzyły mu się z młodszą siostrzyczką, Chisaną… tak dawno jej nie widział. Złapało go poczucie winy, że mimo swojej niedawnej obecności w siedzibie Łowców, nawet o nią nie spytał. Ale… rozkazy to rozkazy, a Miyane, który akurat go w tamtym momencie przyjmował w gości za bardzo działał mu na nerwy. Chłopak nawet nie zauważył, że podświadomie ruszył w kierunku czerwonej czupryny, w końcu dostrzegając, że nie był to nikt inny, jak właśnie mała łowczyni. Ruszył w jej kierunki, gdy…
„A Ciro ma większe jaja od Ciebie!”
Que?
Aż przystanął, skupiając uwagę na facecie, w którego właśnie wtulała się jego mała przyjaciółka. Niemal natychmiast ogarnęła go złość… co ten PEDOFIL robi z moją siostrą?!
- Odwal się od niej, ty zboczony dupku! – warknął, przyciągając do siebie Chisanę za rączkę. Objął ją ramieniem w obronnym geście, patrząc zuchwale w stronę Ciro, absolutnie nie przejmując się faktem, że w tej chwili wyglądał nie inaczej, jak mały, pyskaty chłopiec.
Ale… przecież Chisana to jego siostrzyczka, prawda? Nie zamierzał akceptować, że jakiś drań kazał jej się do siebie przymilać – bo na pewno nie robiła tego z własnej woli! Pewnie ją molestował!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ludzie... Tyle... Ludzi. Wszędzie kieszenie do obrabowania, tyle torebek do podpieprzenia, tyle portfeli tylko czekających aż położy na nich swoje paluszki... Jaka ona była tutaj szczęśliwa! Czyż taki festyn nie był istnym rajem dla każdego z zawodowych pożyczaczy?! Nic dziwnego więc, że postanowiła poświęcić kilka chwil i wybrać się na festyn. Wprawdzie nie lubiła tłumów, ale czyż w takim miejscu nie było najłatwiej zostać niezauważonym?
Pierwszy raz od dawna miała ze sobą dość sporych rozmiarów plecak. Przy takiej ilości łupów nie mogła iść tylko z małą torbą bo przecież by tego wszystkiego nie pomieściła. Tutaj pierścionek zsunięty z palca... tutaj portfel wyciągnięty z kieszeni... tutaj trochę wolnej gotówki, którą ktoś nierozsądnie wsunął do tylnej kieszeni swoich spodni. Czuła się jak w najpiękniejszym śnie. Kroczyła przez teren festynu prawie skacząc ze szczęścia jak sarenka po łące. Nawet legalnie kupiła sobie watę cukrową co by uczcić całe to wydarzenie. Aż miała ochotę paść na kolana i dziękować władzy za zorganizowanie tak wspaniałego festynu i błagać o to, żeby takie coś było przez cały rok i najlepiej w kilku miejscach na raz żeby się zbyt szybko jednym nie znudziła.
I tak krocząc z watą cukrową w jednej ręce, petem w pysku, drugą ręką co jakiś czas zaglądając ludziom po ich kosztowności dotarła do miejsca, w którym wszystkie dzieci piszczały o zabawki i w którym to wszyscy tatusiowie popisywali się innym tatusiom, że trafią w tą głupią piramidę z butelek tą głupią piłką tenisową. Pomyliła się? Nie. Nie dużo czasu minęło aż do jej uszu doszły jakieś wyzwiska. Jakieś dupki, jakieś zboczone pedofile, jakieś inne gówna i kiedy tylko skierowała tam wzrok... no kurwa no nie. No po prostu no nie. Kogo ujrzała? Jej pożal się boże kochanego braciszka z... czyżby? Czyżby to było to? Czyżby bóg był na tyle łaskawy, że jeszcze jako wisienkę na torcie tego wspaniałego dnia zesłał jej CÓRKĘ CIRO?! Zapiszczała z radości niczym małe dziecko i nie mogąc się powstrzymać, niepostrzeżenie przedarła się przez tłum pomiędzy trójkę ludzi, oczywiście tak, by pozostać niezauważoną. Jakież to małe było słodkie, jakież to miało różowe policzki, jakież to było urocze! Aż miała ochotę zarechotać niczym prawdziwy czarny charakter.
- Dorosłej kobiety nie może to za dzieci się bierze.- Rozległo się gdzieś za plecami jakiegoś szerszego mężczyzny, gdy Astira trochę zmieniając swój ton głosu nie mogła się powstrzymać by nie pocisnąć Ciro.
- Jakaż ta mała piękna... No wykapany tatuś...- Wydobyło się zza pleców jakiejś kobiety a jeżeli Ciro uważnie spoglądał to może nawet przez ułamek sekundy był w stanie dojrzeć błysk parszywego uśmiechu Astiry, która tylko przemykała za plecami kolejnych ludzi. Była ciekawa rozwoju wydarzeń, by móc wkroczyć w sam ich środek w najlepszym momencie!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach