Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Go down

Pisanie 12.04.17 14:45  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem. Pierwsza na salę wkroczyła Marcelina, celująca w stronę nieproszonych gości. Zaraz za nią pojawiło się pierwsze wykidajło kasyna, Dżerard, również uzbrojony w jedną, porządną spluwę, o którą dbał jak o własne dwa, złote zęby. - To ja tu wypraszam gości, psie. - powiedziała Marcelina spokojnym tonem. Dżerard nie omieszkał jednak ryknąć na całe kasyno, by Ci, którzy nie posłuchali polecenia wilczura, ruszyli z krzeseł w stronę tylnego wyjścia. Wymordowany nie musiał nawet oddawać ostrzegawczych strzałów w sufit, jak to czasami bywało w takich sytuacjach. Jednak najwyraźniej nikt nie chciał zbliżać się do członków gangu a tym bardziej nie znaleźć się w zasięgu konfliktu. Hiena upewniła się szybko telepatycznie, że krupier kasyna, Pan Motyl zdołał już oddalić się na bezpieczną odległość z najcenniejszym asortymentem kasyna, uniemożliwiając obrabowanie lokalu. Zaraz za Dżerardem stanęła młoda, zbuntowana anielica Elisabeth z lekko trzęsącą się ręką, w której trzymała broń od Dżerarda. Tym razem byli przygotowani na ewentualność pojawienia się tu psów. W końcu trzymali jednego z nich.
Marcelina wskazała na czarną listę, pod którą znalazło się kilka nazwisk członków gangu DOGS. Przy jednym z nich - Kirinie - ktoś dopisał czarnym, koślawym pismem: "rachunki wyrównane". - Uznajmy, że dług jest spłacony. - uśmiechnęła się krnąbrnie. Czuła małą satysfakcję, często spotykała się z opinią, że gang ten jest przecież nietykalny. Nie tutaj. Żałowala w tej chwili, że nie zdążyli pobawić się Kirinem dłużej. Póki co jego obrażenia były wręcz śmieszne, lecz liczył się sam fakt, że wymordowana nie zostawiła tej sprawy bez odpowiedzi i bez działania z jej strony. Machnęła do Lokiego, by ten przytargał do sali ich związaną zdobycz. - Lokstar, oddaj naszym gościom ich własność.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.04.17 15:44  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Kłamca usłyszał polecenie Marceliny. Wysunął się zza pleców Dżerarda, wlokąc za sobą związanego Kirina z postrzelonymi kolanami. Uśmiechnął się paskudnie do swojego więźnia, po czym rzucił wprost pod nogi przywódcy bandy.
- Powitać, Wilczarzu! Witaj w naszych skromnych, dość drewnianych progach. - chociaż mówił grzecznie, to, w jaki sposób cedził słowa i jak nazbyt przesadnie akcentował sylaby, to, jaki kpiący wyraz twarzy przywołał nie pozostawiało żadnych złudzeń co do szczerości jego słów. Loki, jak na niego przystało, szydził z "gości". Nieproszonych gości. - Ahh, cudna to rzecz, gdy w zimowy, śnieżny dzień ogień wesoło trzaska w kominku, wolno spopielając każdy kawałeczek drewna, a na rożnie skwierczy przepyszny kawał mięsiwa... nieprawdaż, Wilczku?
Loki z pozoru niedbałym ruchem wskoczył na najbliższy, wysoki blat. Wykałaczka w jego ustach co rusz zmieniała pozycje, wędrując z jednego kącika ust do drugiego, a tatuaż na oku zaczął niebezpiecznie pulsować czerwono-żółtymi odcieniami. Odrzucił poły płaszcza, niby to dla wygody, ujawniając dumnie przypiętą do łydki pochwę ze sztyletem. Pozycja, którą zajął, sprawiła również, że trzymanie miecza w pochwie na plecach stało się niewygodne, odpiął go więc i położył sobie na kolanach. Sięgnął po szklankę, nalał sobie whisky, po czym uniósł naczynie, z drwiącym uśmieszkiem salutując przywódcy DOGS i opróżniając je jednym haustem. Chwycił mały rewolwer, który podał mu Dżerard i pogładził go, nie spuszczając z oczu psów.
- No dobrze, czas przejść do interesów. Słuchajcie mnie więc, Pchlarze. Ten tutaj związany kundelek, wasz Doberman, sam sobie na taki los zasłużył. Myślę, że wszyscy się z tym zgodzimy. Został za to odpowiednio nagrodzony - tak, dobrze słyszycie, nagrodzony. - spojrzał ukradkiem na czarną listę, powieszoną przy wejściu do kasyna - ...Trochę szkoda, że tak szybko wpadliście. Nie zdążyliśmy się pobawić z Waszym kumplem, jest w zbyt dobrym stanie, by nazwać to spłaceniem długu... ale powiedzmy, że jesteśmy zadowoleni. Zabierajcie więc kompana, a potem grzeczny odwrót na pięcie i zamknijcie drzwi z drugiej ich strony, jeśli łaska. Nie przepadam za smażonym psem, a i Was pewnie średnio interesuje przypalone ogniem futerko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.17 14:18  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Gdyby nie to, że słowa pracowników kasyna podszyte były strachem, mógłby nawet zacząć coś robić, by uniknąć wypicia wrzątku, po tym, jak i tak chcieli go już poczęstować jakąś zielonkawą chemiczną mieszanką pachnącą tanimi lekami. Nawet ta metoda zemszczenia się na psach została ich wyrwana z rąk, gdy do kasyna jeden za drugim wparowywały psy, niczym pielgrzymka. Wystarczyłby mu jeden, by pomógł wstać na nogi, ale z całej bandy też odrobię się cieszył. Może za bardzo podniecała ich wizja zmiecenia kasyna w proch, by nadal pamiętać, że Kirin jest jeńcem jego pracowników. Gdy tylko usłyszeli hałas z okolicy drzwi, poczęstowali go jeszcze strzałem w kolano i porządnym ciosem w głowę, po którym zamilkł na dłuższą chwilę, obraz przed oczami zaczął mu się dziwnie chwiać.
Musiała minąć chwila, w której to ktoś chwycił go za fraki i cisnął pod nogi psom, żeby zaczął orientować się w sytuacji. Był za grzeczny, kiedy nim tak pomiatano, ale wnętrze czaszki pulsowało mu rytmicznie w miejscu, gdzie cios właścicielki go trafił. Kłapnął zębami, starając się zbadać, czy nie ma złamanej szczęki. Zbyt wiele bodźców na raz, by mógł to stwierdzić dzięki samemu czuciu.
- Niegroźna. - wycedził bez kontekstu, wychylając głowę do tyłu, by widzieć właścicielkę kasyna. Jego moc powinna w tym momencie już zacząć na nią działać, łapiąc Marcelinę w halucynacje, w których nadal stoją w sali obok, a ona celuje do Kirina z broni. Powinna cofnąć się w swojej głowie do tamtego czasu, widząc i słysząc tylko to, co wtedy mogła. Jej ciało, zamknięte w halucynacjach nie mogło zrobić więcej, do czasu uwolnienia się umysłu.
Przeklinał w myślach, wyszukując co raz nowsze zlepki słów mogące wyrazić jego gniew. Dopiero co wyleczył ręce, a teraz postrzelili mu obie nogi, w łydkę i w kolano. Od świeżej rany biła gęsta krew, a druga ugięłaby się pod nim, gdyby spróbował teraz stanąć. Może to i lepiej, że był związany, przynajmniej nie próbował tego dokonać, a niewątpliwie podjąłby taki wysiłek, gdyby nie liny.
Kłapnął zębami i zaczął uderzać ogonem o podłogę, leżąc z niewielką dozą gracji bokiem, w przedsionki sali.
- Chyba śnisz. Zjem cię, zjem ci serce, wyrwę ci je i zjem. - Warczał, nadal oszołomiony, nie na tyle jednak, by nie móc wykrzykiwać kolejnych gróźb.
Zjem cię, zjem cię, zjem cię.
Alicja dołączyła się do ogólnego tumultu w jego głowie. Wszystko wyglądało już jak prawdziwy cyrk, a skroń pulsowała mu boleśnie, rozprowadzając po ciele klujące impulsy. Czuł się trochę jak we śnie, wiedział że dookoła dzieje się coś ważnego, ale tylko wściekłość utrzymywała jego świadomość stosunkowo na miejscu.

Spoiler:
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.17 16:27  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ze skrajnym zniesmaczeniem objęła wzrokiem pomieszczenie i całą wesołą psią gromadę. Zmusiła się do rozluźnienia szczęki - siła z jaką zgrzytała zębami na to bezczelne wproszenie się do środka poważnie szkodziła jej uzębieniu. Przesunęła się wzdłuż ściany, dłoń na krótko złożyła na ramieniu Elisabeth dodając jej trochę otuchy. Stanęła nieco przednią po lewej, ale wciąż nie wychodząc przed Dżerarda. Posłała mu jedno ze spojrzeń, a on odkiwnął wiedząc o co chodzi. Zdążyli już wypracować pewien sposób niewerbalnej komunikacji i współpracy, mniej więcej wiedząc czego po sobie oczekiwać. Na razie stali niedaleko siebie, więc mogła pilnować mu pleców. W ręku dzierżyła miecz, którego ostrze skierowane na razie było ku ziemi. Błyszczącym poirytowaniem spojrzeniem pilnowała kątem oka Marcelinę, a i swoim wężowym ciałem zbierającym wibracje z podłogi czekała na wychwycenie pierwszego ruchu z naprzeciwka sali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.17 22:48  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA

Kiedy tylko Wilczur pojawił się na horyzoncie, od razu ruszył za nim, trzymając się blisko, tak na wszelki wypadek. Z jednej strony miał ochotę roznieść to miejsce i wrócić do domu, z drugiej zaś strony jego wrodzone tchórzostwo szarpało nim, by już teraz odwrócił się na pięcie i zwiał, chowając pod pierwszym lepszym kamieniem. Dlatego też, między innymi, chciał trzymać się blisko Growa. Przy nim czuł się bezpiecznie. Kiedy oczywiście nie byli sam na sam. Bo wtedy przeistaczał się w drapieżnika.
Słowa, jakie wypowiedzieli nieznajomi, w tym najprawdopodobniej właścicielka kasyna, wywołały w nim irytację. Za kogo rzekomo się mieli? Czy oni naprawdę myśleli, że po tym jak potraktowali jednego z Psów, jak szmatę, DOGS wciśnie ogony pod siebie i potulnie odmaszerują tylko dlatego, że ktoś im tak powiedział?
- Psy cz nie psy, ale to nie my tutaj głośno szczekamy I skomlemy. – odezwał się cicho, wbijając twarde spojrzenie w Marcelinę, czy jak jej tam było. - A wszyscy wiedzą kto najgłośniej szczeka. – mruknął odwracając głowę, by spojrzeć na Growa. Wystarczyło jedno jego słowo. Jeden rozkaz. Bał się, ale był gotowy. Udowodnię ci, Grow.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 4:06  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Był gotów raz jeszcze się zamachnąć kijem. Najlepiej trafiając w coś, co wyda z siebie w najgorszym wypadku przekleństwo, w najlepszym okrzyk bólu. Jednak w tym samym czasie do środka wkroczyły nowe pary butów i Grow obrócił się przodem do Marceliny, od razu wyłapując jej spojrzenie. Oczy mu lśniły od szczeniackiej radości.
Prawie tak, jakby czekał na nią z tęsknotą.
Cóż, prawie.
Znowu się spotykamy, kotko. Pazury nadal masz tak samo przytępione, jak poprzednim razem? – Jak na złość uśmiechnął się; na tyle szeroko, by zaprezentować przydługie kły. — Mierzysz do nas z tchórzliwej broni... – Cmoknął nagle z przekąsem. — Zawiodłem się.
I dopiero buchnięcie tuż przed Wilczurem zmyło z jego twarzy całą nonszalancję, choć nawet na sekundę nie zerknął ku Kirinowi. Wystarczyło, że czuł zapach jego krwi, potu i skóry, słyszał narwane przekleństwa i odgłosy szarpania się. Irytacja była jednak lekka i niegroźna; możliwe, że na tym etapie byłby jeszcze w stanie chwycić Dobermana za kark i wyszarpać jego pokaleczone dupsko poza obręby kasyna, zostawiając tym samym budynek w niemal nienaruszonym stanie.
Ale irytacja przerodziła się w gniew, a ten już niemal graniczył z szaleństwem.
Słyszał szepty, coraz głośniejsze i piskliwsze.
Zawrzyj pysk.
Przestań UJADAĆ.
Zgiń. Zgiń. Zdechnij.
Zarżnij go, Jace.
ZARŻNIJ, BLUŹNIERCĘ.
Głosy w jego głowie już niemal wrzeszczały, ale umysł pozostał świadomy i poczytalny. Zrobił krok nad Kirinem, odgradzając go od reszty ludzi Marceliny. Bez krzty obawy przed atakiem uniósł rękę na Christophera i machnięciem nadgarstka wskazał za siebie. To był krótki rozkaz, któremu niepotrzebne były żadne słowa. Przydaj się do czegoś i postaw go na nogi. Język przesunął się po spękanych wargach Wilczura. Tylko uważaj, by nie upierdolił ci ręki.
A  potem wybuchnął chrypliwym śmiechem, brzmiącym jak: „hr, hr, hr”.
Ciężko stwierdzić, czy na własne myśli, czy na to, co mówił jeden z ludzi Marceliny.
Grow nie mógł w to uwierzyć. Przecież dał im szansę. Marną, bo marną, ale przynajmniej wyszliby z niej z jakimkolwiek profitem. A tak? Jeszcze przed momentem rozważał, czy zmieść to miejsce z powierzchni Ziemi. Teraz był pewien, że to zrobi.
Za wszelką cenę spali każdy kurewski mebel, na którym tak zależało Chrisowi.
Z tą pewnością spojrzał na Lokiego; pierwszy raz odwracając wzrok od Marceliny.
Ależ, chłopcze – Usta Wilczura wykrzywiły się w uśmiechu — O czym ty, kurwa, kłapiesz dziobem?
Oczy nagle pociemniały, a broda opadła.
Pobaw się z nami.
Jeszcze chwilę wpatrywał się w mężczyznę, ale zainteresowanie zmalało do zera, gdy powiódł spojrzeniem w bok – ku liście osób, jakim zabroniono wchodzić do środka. Wzrok nie był tak ostry, jak wieki temu, ale z tej odległości mógł rozczytać własne imię. Jinxa. Kassandry. Fenrira. Prawie znów się zaśmiał; gdyby nie suchość w gardle, struny na pewno by go nie zawiodły. Tymczasem pozostało mu zrobienie tego, co zrobić musiał. Kątem oka wychwycił więc spojrzenie Kurta, a potem kiwnął brodą w stronę zawieszonej listy.
Spal to, Sullivan.
Zeżryj. Rozszarp. Spuść w kiblu.
Pokaż, jak głęboko w dupie mamy zasady, które tu panują.
Atmosfera robiła się niespokojna i Grow zdawał sobie z tego sprawę. Czuł to nawet w cichym tonie Shiona, który wreszcie rozkleił usta i postanowił zabrać głos.
Niepotrzebnie.
Wilczur warknął, wchodząc mu w słowa.
Dość – Wolną dłoń położył mu na piersi, odsuwając w tył – za siebie. — Jesteśmy tu gośćmi. W dodatku zachowaliśmy się bardzo... – Zmarszczył lekko nos w namyśle, dalej zwracając się już do pracowników kasyna: — Niestosownie. Pozwólcie więc, że na nowo ocieplimy atmosferę.
W oczach pojawił się blask.
To była chwila.
W pierwszej sekundzie Wilczur stał jeszcze; dumny, ale niespokojny, z odciągniętymi do tyłu ramionami i wzrokiem krążącym po pomieszczeniu – za każdym razem wracającym do Marceliny i jej przybocznej straży.
W drugiej poszarpana bliznami ręka uniosła się, a potem huknęła o blat z taką mocą, jakby uderzył piorun. Ogień buchnął, nierówno rozprzestrzeniając się po drewnie i wszystkim, co na nim położono; kilka języków rażącej czerwieni objęło zawiązaną na nadgarstku chustę z widocznym wilczurem.
Dał Psom znak.
Atak.

Użycie mocy:
- Pirokineza (artefakt): 1/3.

Post może być... nieskładny, więc w razie niejasności: piszcie do mnie na PW. Po powrocie do domu go jeszcze przejrzę, żeby w razie czego poprawić stylistycznie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 17:05  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Parsknął głośno widząc czarną listę. Z uśmiechem czytał na głos każdą literę, które razem klarownie przedstawiały jakie nastawienie mają w budynku do Dobermana.
- Ten, którego tu macie zrobił tyle złego co ja. Ba! Zrobił mniej złego, w końcu to ja porwałem waszą przeuroczą kelnerkę, którą potem zeżarli nasi. To ja obrabowałem każdego z waszych klientów i was z waszego dobytku. Jedyne co on zrobił to zabawił się z garstką klientów na swój własny sposób i wyraził swój artyzm na twojej ścianie. Czekam aż przyjdziecie po mnie,
najlepiej osobiście!
- Wykrzyczał ostatnie słowa z pogardą po czym splunął na ziemię jawnie pokazując jak głęboko w poważaniu ma właścicielkę tego miejsca i cały personel.
Sprawa jednak szybko uległa zmianie kiedy zobaczył tego, po którego tu przyszli.
Gdy poobijane cielsko żyrafa wylądowało na glebie, był jednym z pierwszych, którzy do niego dopadli.
Widząc stojącego nad nim i Kirinem wilczura, spojrzał ponownie na swojego przyjaciela i stanął na równe nogi. Tym razem jednak bez uśmiechu. Stanął po prawicy Growa, zasłaniając bardziej żyrafa i bez słowa wcisnął przycisk przy jego szczęce, przez co metalowa płytka zasłoniła jego brodę i usta.
System, wtłaczanie nanomaszyn i adrenaliny od teraz.
Krótka komenda we własnej głowie i już po chwili czuł jak jego ciało wypełniają dziwne cuda technologii dające większą wytrzymałość i odporność na ból połączone z błogim uczuciem dodającym szybkości i refleksu.
Nie był już w stanie czekać na rozkaz, który i tak po chwili się pojawił. Musiał im odpłacić za to co zrobili i dać im szansę na dorwanie go teraz. W końcu i tak już napsuł im krwi, po co zwlekać. Rzucił się z wyskoku do Lokiego wykonując cięcie przy użyciu wystrzelenia katany na włączonym module, licząc na to, że przetnie go w pół razem z tym czym ma zamiar się bronić. Drugą dłonią już przy cięciu sięgał po zawieszony na pasie karabin UMP, odbezpieczony na długo przed wejściem do sali. Posłał kule w pierwszego lepszego przeciwnika, a najlepiej wszystkich. Nikomu nie ograniczał dawki ołowiu, każdego chciał nim nakarmić. Poza psami oczywiście.

//
Użycie w postach:
Katana (1/3)
System nanomaszyn i adrenaliny (1/3)
Zakładanie i wygląd tej blachy:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 19:05  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
.......Och. Przybył. Gwiazda wieczoru (czy też dnia), jak zawsze brzydki i wprost proporcjonalnie względem brzydoty charyzmatyczny. Takim mniej więcej torem biegły myśli sekretarza na widok Wilczura. Nigdy nie darzył, nie darzy i najprawdopodobniej nie będzie darzył go sympatią. Z wielu powodów. Jednak zawsze był lojalny i wyznawał zasadę, że pyskować, ironizować, kpić (nietypowy repertuar jak na niego, z reguły był przyjazną gadułą) może, gdy są sami, a nie w większym towarzystwie.
"Młody, nie produkuj się".
Pudel zacisnął zęby i łypnął spode łba na nielubianą osobistość.
Powinni ci obciąć pensję za nieprawidłowe zarządzanie finansami, ty paskudna strzygo.
Może to i lepiej, że na niemal sto procent nikt z obecnych nie potrafił czytać w myślach. No, a przynajmniej taką nadzieję miał Chris, skromną, bo skromną, ale jednak.
- Dzień Dobry, Wilczurze - rzucił tonem suchym niczym wióry, zupełnie jakby widział go dziś po raz pierwszy, a do tego skinął sztywno głową. - Mam nadzieję, że miałeś już wgląd w ostatnie raporty odnośnie stanu magazynu.
Był to jedyny komentarz Chrisa, który następnie zajął się ocenianiem liczebności Psów. Chciał wiedzieć, kto był na misji nie tylko do raportu, ale też ogarnięcia, czy po tej misji wszyscy wrócili żywi. Niekoniecznie zdrowi, ale oddychający, ewentualnie sapiący. Przy okazji ściął Ailena nieco oburzonym spojrzeniem, kręcąc przy tym głową.
Jek urwie nam łby. Tobie za głupie pomysły, mi za to, że nie wygoniłem ciebie z powrotem, zdawały się mówić jego ślepia, które zaraz po tym przeniosły się w stronę Rumcajsa. Jego obecność nieco go zaskoczyła. Właściwie bardziej, niż nieco. Na tyle mocno, by nie odpowiedział na jego wcześniejszy komentarz. Jeśli się nie mylił, Wyżeł od dawna nie był widziany w siedzibie, ale najwyraźniej coś musiało się pozmieniać. Był jednak ciekawy, dlaczego żaden ratler o tym nie wspomniał.
Jednak jego próbę odnalezienia się w tym całym burdelu przerwało wtargnięcie ekipy Marceliny. I tak jak oszczędne słowa właścicielki nie wzbudziły w nim żadnych większych emocji, tak wypowiedź dziwnego pana (wysokie bydlę, można się pobawić w rzutki) sprawiła, że mu szczęka opadła na bok. Nie wątpił, że członkowie kasyna mogli narobić szkód. Chris zawsze realnie oceniał sytuację i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie atakują bezbronnych owieczek (w sumie, mógł wziąć któryś artefakt z magazynu, ale stwierdził, że nie będzie takiej konieczności), ale nie spodziewał się, że druga strona może być tak mało inteligentna i zlekceważyć zagrożenie płynące z najbardziej agresywnej organizacji na terenie Desperacji. Dla Chrisa Loki właśnie wykazał się nadmiarem arogancji, bo nawet jeśli był mocny, to każdego dało się zabić. Poza tym główny głos należał do Marceliny, a nie do niego, więc najprawdopodobniej albo mu dała pozwolenie na taką przemowę albo on wykazał się teraz pewną dozą niesubordynacji.
- Trzeba było kazać mu milczeć - powiedział cicho, zaraz potem odsuwając się, by Wilczur mógł swobodnie rozpocząć swoje działania.
Rozkaz odebrał. W końcu znał przywódcę gangu i potrafił przewidzieć część jego działań, dlatego poszedł zająć się rannym towarzyszem. Uklęknął, jednak prawym kolanem zasłonił większość tułowia (jak przy standardowym klękaniu obok poszkodowanego) i przekrzywił łeb, oceniając stan Psa.
- Kirin - wyraźne słowa, próba nawiązania kontaktu wzrokowego. - Nie gryź mnie. Rozwiążę cię teraz, ale jak mnie pogryziesz, to będziesz pisał za mnie raporty przez najbliższe miesiące. Nawet, jeśli nie umiesz pisać. Nie. Gryź Mnie.
Kładł większy nacisk na jego imię i słowa o rozwiązaniu. Co prawda tętno Chrisa było przyspieszone ( sytuacja już zaczęła go stresować), ale jego serce często biło szybciej, niż powinno. Większość Psów przyzwyczaiła się do tych skoków adrenaliny w jego żyłach, jednak martwił się, że doberman mógł go nie rozpoznać, tudzież potraktować jak ofiarę. Dlatego dla pewności Chris powtórzył imię towarzysza, czekając na pewną iskrę zrozumienia w jego oczach. Następnie zaczął sprawdzać siłę więzów i sposób splątania, a na koniec próbował rozwiązać mężczyznę. Miał co prawda scyzoryk w kieszeni, ale nie wiedział, jak na widok "czegoś ostrego" zareaguje towarzysz.
A za jego plecami rozpętało się piekło. Norma.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.17 1:14  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nigdy jakoś nie miała okazji odwiedzić desperackiego kasyna dla desperatów, którzy chcieli przegrać ostatnie posiadane gacie. Z czystego braku zajęcia i totalnej nudy stwierdziła, że nic nie stoi jej na przeszkodzie opuścić bezpieczną kryjówkę w Górach Shi i poprzebywać nieco wśród mieszkańców Apogeum. Nie była potrzebna wśród wiernych, z którymi przecież i tak miewała mało kontaktu. Inkwizycja zaś potrafiła o siebie zadbać bez jej nadzoru. W planach nie było również żadnych krucjat, obrzędów, libacji alkoholowo-narkotykowych czy palenia dziewic w imię Najwyższego. Wiało nudą.
Uznawszy, że Valli przyda się rozprostowanie skrzydeł i lekki trening, zabrała ze sobą towarzysza, ale nie tylko w celu rozruszania swojej ognistej ptaszyny. Nie planowała nadużywania mocy tylko po to, żeby nie wpadać na ściany, zabrała ze sobą przewodnika. A mimo wszystko była też uzbrojona, choć ślepa niewiele pożytku miała z łuku. Niemniej jednak, podróż na grzbiecie feniksa przebiegła dość spokojnie i niespiesznie, nie było powodu do gnania na złamanie karku i wyczerpywania sił pierzastej bestii, która, według wyliczeń Invidii i tak powoli zbliżała się do końca kolejnego cyklu.
Wylądowała nieco większy kawałek od lokalu, chcąc chwilę się przejść i rozprostować nogi. Była ubrana w strój, który całkowicie odbiegał od jej standardów życia codziennego - przede wszystkim, nie była to sukienka, zbroja ani ciasno zaciśnięty gorset. Luźna koszulka i spodnie zdecydowanie nie były czymś, w czym można było ją spotkać, ale kaprys nakazał jej działanie przeciwne naturze. Ze spokojem dawała się prowadzić towarzyszowi, choć coś zdecydowanie jej nie pasowało. Przeczucie, jakaś kobieca intuicja i czułe uszy wychwytywały dźwięki kłopotów. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, iż najwyraźniej wszystko działo się w miejscu, do którego podążała. Czyżby klient nie zgadzał się z utratą reszty majątku?
Zdjęła z oczu czarną opaskę i, choć niezbyt tego chciała, aktywowała moc. Świat w odcieniach szarości zamajaczył najpierw niewyraźnie, tańcząc różnymi plamami dookoła niej, igrając ze zniszczonym zmysłem. Wreszcie kontury zaczęły być wyraźniejsze, rozmycia wyostrzyły się i skupiły w konkretne kształty i sylwetki. Zatrzymała się zaraz po wejściu do głównej sali, ogarniając z lekkim zdumieniem całą scenerię. Aż takiego obrotu sprawy się nie spodziewała.
- Chyba nie pora na odwiedziny... - stwierdziła dość cicho, częściowo do siebie, a częściowo do swojego przewodnika. Nawet chciała już odwrócić się i wyjść, żeby móc wrócić tu kiedy indziej i nie mieszać się w nieswoje sprawy, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę, aktualnie jak gdyby nigdy nic hukającą o blat dłonią.
To była ta cholera.
Ten chrzaniony skurwiel.
Ale jej cholera i skurwiel. W dodatku jeszcze zniknął jej na tak długo, że zdążyła stracić rachubę. Rok? Półtora? Dwa lata? A może to wcale nie tak?
- WILCZUR! - wydarła się na tyle głośno i na tyle wściekle, że zapewne przekrzyczałaby cały harmider panujący aktualnie w pomieszczeniu. A nawet jeśli nie - wrzask spokojnie dotarłby do jego osoby, w ten czy inny sposób.
Końce długich, szpiczastych uszu pociemniały, na twarzy wymalowało się coś pomiędzy gniewem, szokiem a ulgą. Tajemnicza mieszanka objawiała się dziwnym wyrazem - wargi wyginały się złowieszczo, jakby powstrzymując obelgi i kolejne krzyki, brwi ściągnęły się w lekkim niedowierzaniu, iż menda jednak żyje, ale delikatnie niebieskawe oczy wydawały się być niezwykle spokojne.
Nie ruszyła się jednak z miejsca, woląc nie wleźć nikomu pod linię strzału czy rzutu stołem. Z drugiej strony, chciała też jako tako zachować neutralność. Póki co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.17 1:31  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Dobrze, że spojrzenie sekretarza nie miało tak wielkiej mocy, by ściąć zwiadowcę z nóg, jak zawadzające drzewo w środku dziczy i rzucić martwe, nikomu niepotrzebne na glebę, żeby w spokoju zgniło sobie pod warstwą narastających nań śmieci. Wymordowany stał niezmiennie wyprostowany z jedną ręką wciśniętą w kieszeń przydużych spodni, drugą bezwiednie opuszczoną wzdłuż ciała. Skoczek był dla niego absolutnie śmieszną osobą z tymi wszystkimi przerysowanymi gestami, barwną mimiką czy też samymi spojrzeniami, które na wzór popularnych w ichniejszych czasach słodyczy, wyrażały więcej, niż tysiąc słów. Śmieszny w znaczeniu pozytywnym, bo z racji tego, że sam wypadał dość statycznie, miło było mu uśmiechnąć się na kolejny zamaszysty ruch ręką, który bliżej przywiódłby mu na myśl jakiegoś rozentuzjazmowanego Włocha, aniżeli cokolwiek potrzebnego czy poważnego. Niemniej ten wyraz nie drgnął kącikami ust bruneta, a przynajmniej nie ku górze. Chart uniósł nieznacznie jedną brew, drugą upuszczając sobie w nieco  naburmuszonym geście. 
A tobie co?
Zdawał się mówić, nawet wyciągając zdrową rękę z kieszeni, lekko unosząc ją ku górze. Zrobił to na tyle subtelnie i krótko, by nie dawać całemu otoczeniu wielkiego widowiska, jak to zbiera nieme reprymendy od nadopiekuńczego Pudelka. Skoczek nie był jego matką, a Kurt wiedział na co się pisał... Bo sobie jeszcze kark złamiesz tym gniewnym kręceniem łbem, Chris... Przewrócił teatralnie oczami i pognał myślami do wchodzących, obracając w ich kierunku głowę.
Woń krwi zatańczyła w jego nosie, kierując już i tak zirytowane spojrzenie na ciało Dobermana. Głupstwem byłoby nie spodziewać się podobnego widoku, ale Ailen niedługo miał okazję doznawać zawodu, bo nie minęła chwila, a zaczął dziwić go szereg osobliwych zdarzeń.
Czarna lista, co? 
Powiał do niej spojrzeniem, łapiąc się na tym, że absolutnie nie wiedział jak to skomentować we własnej głowie. Musieli być śmieszni, by naprawdę wierzyć, że podobne słowa uwiecznione na kartce mają jakąkolwiek moc. Czy ten świat wyglądał na żądzony pisemnymi prawami? Gdyby tylko był trochę bardziej otwarty, chyba wybuchnąłby śmiechem. Niemniej pełne politowania rozbawienie nie mogło wbić się na pierwszy plan, gdy głos zabrał mężczyzna imieniem Lokstar.
Pewność siebie była jedną sprawą... jednak ostentacyjność z jaką wspomniana postać ją manifestowała była co najmniej nierozważna. Ai poczuł tlącą w gardle nienawiść. 
Mówił, mówił, mówił...
Tyle niepotrzebnych słów wylewało się z jego ust, że Chart zaczynał się niecierpliwić. W czasie jego monologu ktoś zdążyłby go podejść i zabić z cztery razy, jak nie więcej. Sam przekaz był wysoce nieprzemyślany. A myślał, że po co przybyli tu całą bandą, jak nie po to, by trochę 'nadpalić sobie futerko' w ferworze walki? Wszyscy liczyli tu na pobrudzenie sobie rąk. Szczególnie czerwienią.
Cofnął się do listy, pozwalając sobie raz jeszcze rzucić na nią okiem. Widział ukradkowe spojrzenie Wilczura, jednak w gruncie rzeczy nie było mu ono do niczego potrzebne. 
- Szczam na waszą listę. - powiedział, niezbyt głośno, niekoniecznie również do kogoś. Nim zaczął przeistaczać swój gniew w czyny, musiał dać sobie upust również w słowach. Klapnął niedbale ręką o gładką powierzchnię listy, natychmiast wypalając na jej środku czarny kształt własnej dłoni, który z wolna pożerał kartkę od środka. Sullivan ani myślał na to patrzeć. Odwrócił się niemal od razu, zgrywając się ze znakiem, który dał im Wilczur. 
Nogi wciąż nie były tak sprawne, jak kiedyś, jednak szczyl pokusił się o długi skok w kierunku wystawy z alkoholami, chcąc wykorzystać powstałe zamieszanie i własny, niezbyt krzykliwy wygląd, by wykupić sobie kilka sekund, w których jego dłonie zawędrowałyby do pierwszej lepszej butelki. Byłoby to bardzo ciekawym trafem, gdyby sięgnął akurat po whisky, którą to kilka chwil temu zaprezentował mu znienawidzony mężczyzna. On jednak nie zamierzał jej pić i wdawać się w dyskusje. Wyrzucił butelkę w stronę świty Marceliny, celując z własnego kaprysu w kierunku osłoniętej przez jakiegoś byka, niezbyt standardowej anielicy. Cela miał dobrego, ale rzut nie musiał się zakończyć efektownym trzaskiem o sam, nierówno wygolony łeb dziewczyny. Prawdę mówiąc Ailen zadowolilby się zwykłym trzaskiem szkła tuż pod nogami ochroniarzy, by zaraz posłać w ich kierunku języki ognia, które, jeśli jego cel zostanie osiągnięty, zaczełyby zachłannie lizać przyjaciół właścicielki kasyna po nogach, tylko podsycone rozlanym alkoholem. Akurat miał to szczęście, że niemal cała świta wydawał się stać mniej więcej w tym samym miejscu. Nie ukrywał, że chciał to towarzystwo spalić albo chociaż unieruchomić.
Sam Ai, przejechawszy sobie dłonią prawej ręki po bandażu ukrytym pod rękawem bluzy, niedługo marnował swój czas na rzeczy drugiej ważności jak ból. Powiódł palcami do kieszeni w pełnej gotowości, by w razie kontrataku, po prostu zniknąć. 
Usłyszał obcy głos, bijący się po ścianach kasyna, jednak skupiony na własnych działaniach, nie odrywał spojrzenia od przeciwników.  

Moc:
» pirokineza: 1/3 posty działania.

|| Przepraszam za ewentualne błędy i polskie znaki, które mogły mi w niektórych miejscach pouciekać. To moje pierwsze starcie z pisaniem postów na urządzeniach mobilnych. W razie błędnej interpretacji rozłożenia poszczególnych elementów w pomieszczeniu, pisać na pw. 
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.17 20:09  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nie wiedziała ile minęło. Dawno temu straciła poczucie czasu, kiedy minęło raptem parę miesięcy od jej zniknięcia z kryjówki. Chadzała to tu to tam, szukając czegoś, co było jej kompletnie nieznane. Szukała wielu osób, wielu rzeczy, do momentu aż tego nie znalazła. Tak samo było z jej siostrą.
Nie wiedziała tylko, czy aby na pewno było mądrym posunięciem, aby się tym interesować. Co prawda mieli ze sobą dość bliski kontakt, jak nie najlepszy na całej Desperacji - heh, w końcu były siostrami - niemniej lata jakiem im się dłużyły nie powinny dziwić Hemofilię, iż przez parę lat Anemia nie dawała oznak jakiejkolwiek formy życia. W końcu tylko była szaloną, niedojrzałą wymordowaną, która była wstanie zabić z byle jakiego powodu. Pod tym kątem nieco różniła się od Amelii. Ale nie od Hemofilii.
Jedna wiadomość zmieniła w drastyczny osób osobowość Amelii. Jedna wiadomość od członka KNW sprawiła, że zaczęła pałać do tej organizacji srogą nienawiść, żal i gorycz. Jedna głupia wiadomość.
Anemia zginęła z rąk Kościoła.
Od tych słów rozpoczęło się jej szaleństwo. Czas uciekł w niepamięć, chęć zemsty przerósł cały zdrowy rozsądek dziewczyny. Tylko dlatego, aby móc wyżyć się na nich za zabicie jej ukochanej siostry. Bezsensowna tułaczka przez kilka miesięcy nabierała sensu, kiedy pierwszą lepszą osobę mogła zabić z nadzieją, że owa osoba należała do Kościoła. Pierwsza lepsza spotkana osoba z KNW przynosiła ulgę, kiedy mogła mu zadać niewyobrażalny ból i cierpienie. Męczący głos w głowie zaprowadził ją do wielu miejsc, szukając instynktownie, w desperacki sposób pomocy, niemniej nikt nie był wstanie jej pomóc. Nikt nie chciał. Błąkała się długi czas, brudząc ręce w morzu krwi. Głos Hemofilii przeważał nad jej ludzkimi odruchami, czasem zapominając, że była tą rozsądną, może nieco szaloną Amelią. W taki sposób, po wielu miesiącach błąkania, doprowadził ją do Kasyna.
Na ironię losu spotkała całą hołotę DOGS.
Ale nawet nie była wstanie zareagować na to odpowiednio.
Piorunujący ból w głowie dawał jej wyraźnie we znaki, o czym mógł świadczyć sam fakt, że trzymała się za nią wpół zgięta. Czując jak głos w głowie próbuje zapanować nad jej ciałem, starał się mu przeciwstawić, ale bez skutku. Skręcała się, skomlała mało zrozumiane rzeczy, czasem przeplatając je słowami "daj mi spokój "przestań, zostaw mnie!", z nadzieją, że to pomoże, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że zaledwie 100 metrów dalej był ktoś, kto byłby wstanie jej pomóc.  Źrenice zmniejszały się i powiększały, jakby dziewczyna walczyła z samą z sobą. Aby tylko nie dać się ponieść niepotrzebnej adrenalinie. Jednak i to nie miało najmniejszego sensu. Długo nie musiała czekać aż wirus X omota jej całe ciało, a na światło dzienne wyjdzie jej druga, bardziej paskudna strona osobowości. Hemofilia w czystej postaci.
Wokół niej zapadła cisza. Nie na długo, bo chwilę później wyciągnęła w błyskawicznym tempie swoje ostrze i bezmyślnie rzuciła się na pierwszą lepszą osobę, która stała najbliżej drzwi. Na nieszczęście, był to Skoczek. Trzymając swój paskudny, pełen zemsty uśmiech, zaszła go od tyłu, chcąc poderżnąć mu gardło. Najsłabsze ogniwo z całej ferajny. Nie robiła tego specjalnie, w zasadzie starała się nad sobą panować. Jednak nie bardzo jej to wychodziło. Pod wpływem szału i tak zachowała się nad wyraz ulgowo jak na początek. Niemniej pierwszy szok ze strony psów długo pozostanie w pamięci przywódców. Nie chciała tego.
- Zginiesz jak wszyscy - wychrypiała mu do ucha, trzymając pełen szaleństwa uśmiech, łapiąc go silnie ramieniem, zaś ostrze chłodne, zardzewiałe ostrze zatrzymała przy jego gardle - bo takie są zasady gry - dodała tą samą tonacją, łapiąc go mocno za szczękę, aby móc przechylić jego głowę, tylko po to, aby przejechać językiem po całej długości jego szyi.
Niech się na nią nie gniewa.
Nie jest sobą, a ona chce tylko pomocy.

/ nie czytałam postów, więc jak będzie coś bez sensu i nielogicznego, zmieńcie to w waszych umysłach tak, aby to pasowało |:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach