Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 06.01.16 12:09  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Głucha ciemność otulająca Cednę grubą pierzyną trzymała ją w zawieszeniu przez nieokreśloną ilość czasu. Od czasu do czasu jej bezwładne ciało i bezosobowa świadomość rzucana była w wir chaotycznie dobranych wspomnień na przemian mieszających się z iluzorycznymi obrazami nieistniejących światów, postaci i wydarzeń. Jeden wielki galimatias łamiący jej umysł, modelujący jej charakter i formujący nieistniejące historie na siłę wtłaczane do głowy. Czasami zdarzało się, że niektóre wizje były przesiąknięte bólem fizycznym, jakimiś ciemnymi, wilgotnymi pomieszczeniami i okrutnie złośliwym zimnem twardej powierzchni, na którą padało jej ciało po godzinach cierpienia. Po takich koszmarach ponownie budziła się w jakże cudownie łaskawym świecie pustki. Czy to był realny świat?, czasami zadawała sobie to bezsensowne pytanie, gdy ponownie odradzała się w nieprzeniknionym oceanie ciemności, ale szybko zapominała, aby się głębiej zastanowić nad rozróżnieniem jawy, a snu. Po prostu z ochotą oddawała się objęciom wypatroszonej z odczuć i obrazów ciemności.
Do czasu…
Do czasu, aż ta gęsta ciecz zalewająca jej ciało nie zaczęła przenikać chłodem. Do czasu, aż jej wcześniej nieistniejące ciało nagle znowu zaczęło się formować w odpowiednie kształty, nabierać wagi zbyt ciężkiej dla lotnego umysłu, wypełniać się bólem zastałych mięśni, obitych kości i drobnych ran znaczących wysuszoną skórę.
Ciężkie powieki sklejone własną substancją z ogromnym trudem odsłoniły nieco przyćmione, czerwone tęczówki Łowczyni. Z jej klatki piersiowej wydostał się anemiczny jęk, który w zamyśle miał być dobrze wyartykułowanym warknięciem. Nie wyszło.
Gdzie ja jestem…
Pierwsze o co się spytała, gdy leniwie i bardzo powoli rozglądnęła się po celi z leżącej pozycji, w której ją pozostawili aniołowie.
Kim ja jestem….
Wysuszona chuda ręka mozolnie i z niemałym bólem powędrowała do twarzy Cedny próbując zastałymi stawami przetrzeć oczy. Odpowiedzi jak i wspomnienia powoli wynurzały się z pustki jej umysłu po kolei karmiąc Cednę drobinkami informacji o jej obecnym położeniu i stanie. Zajęło to trochę czasu, a w międzyczasie wcześniej mocno stłumione dźwięki świata zewnętrznego nabierały wyrazistszego brzmienia. Kroki, jakieś rozmowy, jakieś jęki, warknięcia… trochę więcej niż jedna istota… trochę więcej bólu… Węch również powoli się przebudzał z długotrwałej śpiączki i zaczynał odczuwać ten ostry zapach stęchlizny, pleśni i krwi. O tak.
Aomame podniosła się do siadu zaciskając zęby i krzywiąc się z bólu jaki pociągnęła za sobą ta czynność.
- Spa….des….. anio..ły… - Wysapała mocno zachrypniętym i bardzo cichym szeptem. Dopiero teraz jej język nabrał wystarczająco czucia, aby dać jej do zrozumienia, że aby się porozumieć potrzebowała wody. Mnóstwa wody. Przeczołgała się do krat charcząc i sapiąc. Złapała metal w kościste ręce, wcisnęła twarz w przerwę i wyciągnęła prawą dłoń na zewnątrz.
- …y…. wo…dy….wody… - Zaczęła jęczeć, aż nagle jej błagania nie przerwał donośny suchy kaszel targający jej płucami i raniący wysuszoną krtań.
Nawet nie wiedziała, że ktoś jeszcze na tym piętrze jest uwięziony poza nią samą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.16 13:31  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Włamanie się do strefy więziennej (choć w myślach wolała nazywać to po prostu dyskretnym ominięciem strażników, którzy zapewne robiliby tysiące niepotrzebnych problemów) zajęło Faustine nieco więcej czasu niż przewidywała.
Skryta w cieniu, dzięki mocy płaszcza mogła spokojnie przemknąć korytarzami, aż do aresztu. Przyjście w czasie wieczornej mszy było najlepszym z jej ostatnich pomysłów, bo choć zapewne na głównym wejściu postawiono staż, to boczne drzwi na tych kilkadziesiąt minut zostały nawet niezaryglowane. Tak, Bóg ewidentnie zesłał jej znak, że powinna działać.
Bezszelestnie przedostała się do pomieszczenia i już miała zsunąć z głowy kaptur, gdy usłyszała czyjeś głosy. Rozmawiali...
Nie powinna była słuchać, jednak dłonie miała zajęte tacą z czajnikiem herbaty i filiżankami. Chciała zasłonić uszy, naprawdę! Ale... cóż. Wcisnęła się jedynie w ścianę pragnąc pozostać niezauważoną. Ujawni się, gdy tylko zapadnie dłuższa cisza.
Jak oczarowana słuchała jednak obu mężczyzn (mężczyzny i dziecka? Nie potrafiła na tyle dobrze wyłapać szczegółów (w pewnym momencie przestała się nawet kryć przed samą sobą, że chciałaby wysłuchać wszystkiego dokładnie...).
„dziwny, obcy osobnik. Nie jest chyba Psem, bo nigdy go nie widziałem, ale wszedł do nas jak gdyby nigdy nic, nawrzeszczał i kazał nam ruszyć dupska.”
Skrzywiła się wyraźnie żądna większej ilości danych. W głowie już układała sobie zarys całej tej fascynującej sytuacji, o której mówili. Składała ją niczym fabułę powieści, powoli zapominając, że z pewnością cała rozmowa nie dotyczy żadnej książki, a rzeczywistości. Dla Faustine to straciło jakiekolwiek znaczenie. Czuła wewnętrzną frustrację, nie potrafiąc zbudować profilu bohatera.
Nie spodziewała się, że jej niemą prośbę poprze drugi mężczyzna.
„Jaki znowu nieznajomy? Imię, aparycja”.
Tak, opowiedz więcej!.- Pokiwała gwałtownie głową, czując jak powoli jej policzki pokrywają się rumieńcem, gdy jednocześnie złapała się na tak jawnym podsłuchiwaniu i żądzy poznania kolejnych utajnionych faktów.

„wysoki... Miał ciemne włosy, tak dziwnie ścięte. Z prawej dłuższe a z lewej wygolone. Ale najbardziej charakterystyczne były oczy. Takie… żółte. Jakby płonęły żywym ogniem”
Filiżanki zadzwoniły, wydając dźwięk podobny poruszonym przez wiatr łańcuchom, gdy gwałtownie docisnęła jedną dłoń do ust, próbując powstrzymać krzyk.
Nie. To niemożliwe. Daj spokój... na ziemi pewnie co drugi ma taką fryzurę... Żółte oczy też nie są żadnym wyznacznikiem. Mogłabym zapytać... Nie, nie wypada. Wydałoby się, że podsłuchiwałam. Ale... jeśli to on.. On nie żyje. A co jeśli... Minęło tak wiele czasu, czy to możliwe, że w ogóle by się nie zmienił?
Poczuła słone łzy cieknące po policzkach.
Musiała się opanować. To było niemożliwe. Zginął rok po tym, gdy ją zabrali. Umarł. Zdechł. Wykitował. Nie było go!
Tak ci powiedzieli. Skąd wiesz, że nie kłamali?
Wykrzywiła usta w grymasie bólu. Niepotrzebnie robiła sobie nadzieję. Gdyby żył, Bóg już dawno by jej go oddał! A mimo to pozwolono na tysiąc lat rozłąki. Wszyscy dookoła widzieli jak cierpiała! Nie byliby tak okrutni! Nie mogliby...
Mogliby.
Przeniosła dłoń na pierś, czując przyśpieszone bicie serca. Z trudem uspokoiła oddech. Miała plan, bardzo poważny plan. Jeśli ten tajemniczy bohater opowieści był jej Shebą, to go odnajdzie za wszelką cenę.

Faustine zamrugała parokrotnie, gdy głosy z zewnątrz ucichły i już chciała wyjść z cienia, gdy... Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Kogoś wnieśli, ktoś się obudził. To nie miało teraz żadnego znaczenia. Musiała się dowiedzieć!
Nawet nie próbowała się ganić za egoizm. Ci ludzie zapewne umierali w celach, a ona myślała tylko o sobie. Trudno. W tym momencie nic nie było ważniejsze.
Chwilę trwało nim odzyskała pewność, że poza więźniami nie ma tu nikogo więcej. Zsunęła z blond włosów kaptur i powoli ruszyła w stronę połączonych ze sobą cel.
Byli ranni. Potrzebowali pomocy. Dostaną ją jeśli ci powiedzą. Drgnęła przerażona własnym złem, po czym odstawiła dość głośno tacę na ziemię.
Musisz im pomóc. Nieważne jak. Musisz! - Niczym w bajce dla dzieci dwie istotki usiadły na jej ramionach. Aniołek pociągnął nosem.- Są bezbronni i chorzy! Umrą.
Ale wpierw powiedzą czy to on. - Diabełek dźgnął ją widełkami w szyję.- Inaczej nigdy go nie znajdziesz.
Mogą już nie żyć, kiedy o to zapyta!
Faustine otrząsnęła się z letargu. Miała przed sobą pewnie najzacieklejszych wrogów aniołów. A co gdyby tam siedział On? Też byś się wahała?
- Jesteście ranni.- Wymamrotała tak bardzo odkrywczo. Może powinna zamiast herbaty przynieść całe naręcze opatrunków? Nie przewidziała, że jej bracia pozostawią ich w tak złym stanie.
Zacisnęła rozpaczliwie palce na metalowym pręcie celi.
- Chcę wam pomóc. Ale wy musiciewcale nie musząpomóc mi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.16 13:24  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
|| Kiedy wy wszyscy tu napisaliście...
- - - - -


- Cofnij się.
Zmrużył oczy, nie ruszając się o krok. Dopiero wtedy, gdy para rosłych automatów wlazła mu do celi - jego zaniedbanej, cuchnącej, ale do cholery jasnej wciąż własnej - przesunął stopę do tyłu, nie chcąc zarobić łokciem w zęby. Już teraz jeden ze strażników celował w niego takim spojrzeniem, jakby widział w nim upchnięte gdzieś na dnie hierarchii ścierwo (Grow aż się uśmiechnął); lada moment, a mógłby celować czymś innym. Czymś, co przyćmiłoby roziskrzony blask zwierzęcych oczu wymordowanego, a póki ten był skuty od góry do dołu, wyczerpany i zdezelowany, wolał uniknąć bezpośredniej konfrontacji.
… atrz... o... Ry...n...
Wiem kto to jest . Nie trudź się, Shat.
Jakby na potwierdzenie tych słów Shatarai znów zamigotała, poprzerywana pasmami rzeczywistości. Przez ciężkie żelastwo na nadgarstkach właściciela wciąż nie była w stanie utrzymać formy wystarczająco długo, aby móc się z nim skontaktować bez przeszkód. Cisza, jaka ogarnęła jego umysł, była równie niepokojąca, co upragniona. Nie mógł się nią zresztą nacieszyć szczególnie długo. Nie tylko ze względu na Grimshawa, którego zlustrował niezbyt przejętym spojrzeniem. Co prawda od początku było wiadome, że nie są tu sami - za dużo zapachów, za dużo mamrotów, pszczelich rozmów, za dużo pojękiwań, drgnięć wyłapywanych przez zmęczone oczy - ale Growlithe nie spodziewał się, że lada moment ktoś spróbuje się odezwać.
Zamknął więc ledwie rozchylone usta. Wpierw ku Cednie skierowało się czarne, wilcze ucho, które drgając i trzepocząc, próbowało wyłapać każdą możliwą nutę nieznajomej, dopasować ją do zarejestrowanych już głosów, określić dokładnie jej stan, godność - na chwilę obecną bezskutecznie. Dopiero potem odwróciła się głową, a wraz z nią oczy wymordowanego. Ściągnął ku sobie brwi, oglądając tę paskudną scenę. Najwidoczniej miała mniej szczęścia od niego, ale na to nie miał zamiaru reagować. Straciwszy nić zainteresowania odwrócił się z powrotem do Ryana i kiwnął krótko głową.
- Od dłuższego czasu. Wygląda na to, że...
Shatarai warknęła tak głośno, że przebiła się nawet przez błonę otaczającą umysł Growlithe'a. Zatrzymała jego słowa, które niewypowiedziane zawisły w powietrzu, poprzetykane nowym, nieznajomym głosem. Wilczur wyprostował plecy i gwałtownie odwrócił się na pięcie - frontem do Faustine. Bezczelny wzrok od razu nawiązał kontakt z zielonymi tęczówkami przez moment starając się wyłapać wszystkie kruczki, o których nie zechciała ich powiadomić.
Pro... nuje... moc... Ko... sta...
Mówiłem już. Nie trudź się - syknął w myślach, napinając zmęczone mięśnie. Niemalże był w stanie wyobrazić sobie, jakie katusze będzie odczuwał organizm, gdy to wszystko się skończy i wreszcie znajdzie się po odpowiedniej stronie celi. Bez wątpienia nastąpi to lada moment, ale w chwili obecnej oparł ramię o kraty i oparł skroń o ich zimno, nawet na sekundę nie spuszczając spojrzenia z osoby, która zakradła się aż tutaj, mimo ciągłego sondowania terenu - węszył, rozglądał się, badał szczeliny pomniejszymi marami. A jednak udało jej się bezszelestnie podejść... i przedstawiać żądania.
- Nie przypominam sobie, by ktokolwiek błagał cię o pomoc. Co zrobisz? Rzucisz w strażnika czajnikiem, drugiego dobijesz tacą?
Mogłaby napoić te ślizgające się po ziemi ręce.
Nie miałaś być martwa?
Shatarai prychnęła, znów rozwiewając się w pył.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.01.16 20:34  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
#ból #nadmiar_obowiązków #brak_weny #życie #aleobiecałempostawięcjest

Wszystkie bodźce z zewnątrz stawały się coraz wyraźniejsze, nawet jeśli nieustannie przytępiał je ból głowy i reszty poranionego ciała. Coraz bardziej doskwierała mu niewygoda pryczy – jej autor zapewne sam zadbał o to, by pobyt w celi nie przebiegł zbyt miło – coraz więcej obcych zapachów unosiło się w powietrzu, ktoś prosił o wodę. Mimo tego szare tęczówki, choć mętne, dotychczas skupiały swoje spojrzenie na twarzy białowłosego, by dostrzec to nieznaczne kiwnięcie głową. Tyle wystarczyło, chociaż nie zwykł zdawać się na pomoc reszty grupy. Nie mógł też zakładać, że wszyscy zdążą dotrzeć tu na czas i sami nie narażą się na rzeź niewiniątek winnych.
Grimshaw zebrał w sobie resztki sił, by ociężale przekręcić się na bok. Głęboka rana przylgnęła do pryczy, od razu barwiąc rozłożone na niej koce krwią. Jak gąbka chłonęły to, co wręcz wyrzygiwał z siebie jego organizm, zbyt zajęty regeneracją bezwiednej ręki. Opuścił głowę, niemalże od razu wiodąc wzrokiem ku kratom, zza których dobiegł wyraźniejszy trzask. W pierwszym momencie sylwetka anielicy przypominała brudną plamę na tle równoległej celi, kolejne mrugnięcie nadało jej więcej cech – blond włosy, zielone oczy. Z moralnego punktu widzenia prędko zdołał przypiąć jej plakietkę zdrajczyni własnej rasy i – bez najmniejszych wątpliwości – samobójczyni, skoro zdecydowała się na tak odważny, ale i głupi ruch. Nikt nie zagwarantował też, że nie była tylko kolejną pułapką podsuniętą przez swoich braci, którzy wyrządzili dziś (i na pewno nie tylko) wystarczająco dużo szkód, by nabrać jeszcze większego dystansu do dobrotliwych skrzydlatych.
Jesteś mało wiarygodnym źródłem ― wyrzęził, jakby i on od dłuższego czasu potrzebował wody, jednak osłabiony głos nie stał na przeszkodzie stanowczości i wrażeniu, że przy każdym poruszeniu ust ciemnowłosego, ktoś pakował kostki lodu do uszu rozmówcy. ― Nie mamy pewności, czy jesteś przeciwko nim. W pełni ― podkreślił, doskonale zdając sobie sprawę, że kryzysowe sytuacje wybijały z głowy odwagę tym fałszywie odważnym i zmuszały ich do ratowania własnej dupy.
Masz za mało wiary w innych.
Nikt nie dał mi wystarczająco dużo powodów, żebym ją miał.

{Kontrola lodu - odnawianie: 2/3.
{Kontrola cieni - odnawianie: 2/3.
{Regeneracja złamania: 3/6.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.16 14:49  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Na bladej twarzy anielicy zagościł grymas nieopisanego oburzenia. Rzucić czajnikiem? Czy ten człowiek zdawał sobie sprawę jak wiele ta porcelana znaczyła? Czy rozumiał, że te filiżanki były związane z fascynującym filmem z 1937 roku, w którym grała charyzmatyczna Vivien Leigh? No tak... Zapewne nawet nie mieli możliwości go obejrzeć. Ach ci współcześni... Tak wiele tracili.
- Wy ludzie jesteście tacy... niereformowalni.- Stwierdziła odstawiając tacę na ziemi. W jej głosie nie było ani złości, ani nawet nagany.- Odkąd was znam, zawsze odbieracie świat kontrastami. Zło i dobro, z nami i przeciwko nam. Nie pomyśleliście o tym, że mogę wam pomóc n i e zdradzając swoich braci? Rzekł pan w pismach „oto Ja posyłam anioła przed tobą, aby cię strzegł w czasie twojej drogi i doprowadził cię do miejsca, które ci wyznaczyłem. Szanuj go i bądź uważny na jego słowa. Nie sprzeciwiaj się mu w niczym, gdyż nie przebaczy waszych przewinień, bo imię moje jest w nim”. Dlatego właśnie czeka was sąd, od którego ja nie mogę was uratować. Ale mogę wam pomóc w inny sposób. Na przykład nie rozpuszczając plotki o domniemanej odsieczy, która za wami nadciąga...- Spuściła wzrok, orientując się, że właśnie przyznała się do podsłuchiwania rozmowy. Ewidentnie nie podobał jej się brak zaufania, ale cóż. Jakaś drobna cząstka jej duszy wiedziała, że nie mają żadnych podstaw, żeby jej wierzyć. Jak bardzo musiano ich skrzywdzić tam na ziemi? - Możecie zginąć tu zanim przybędą ludzie wam przychylni. Postaram się przekonać naszych medyków, aby was opatrzyli, ale potrzebuję mieć pewność...

Nalała ciepłej herbaty do porcelanowych naczyń po czym sięgnęła palcami na swój kark odnajdując zapięcie srebrnego łańcuszka. Otworzyła kopertkę zegarka wpatrując się przez chwilę w zdjęcie Sheby.
A co jeśli żyje i zażąda od ciebie tego samego? Bycia przeciw braciom?
Odetchnęła głęboko odkładając zegarek na spodek jednej z filiżanek. Naczynia z ziołowym naparem wylądowały w celi.
- Znacie go? Czy on też tu nie daj Boże idzie?- Zapytała nieomal rozpaczliwie, uzupełniając drżącymi dłońmi ostatnią z filiżanek.
Kobieta w celi obok umierała, a ona folgowała własnej ciekawości! Skarciła się w myślach za egoizm. Ignorując brud na podłodze uklękła przy jej części celi wsuwając herbatę pomiędzy prętami.- Pijcie. Jesteście odwodnieni i osłabieni.
Ułożyła dłonie na przodzie sukienki wpatrując się uporczywie w swoje własne paznokcie. Żadna odpowiedź na pytanie „czy Sheba żyje?” nie mogła być dobrą. Jeśli żył – istniała ogromna możliwość, że tu idzie i będzie w ogromnym niebezpieczeństwie. Jeśli nie – serce pękłoby jej po raz kolejny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.16 0:49  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Wybuchł śmiechem.
Jak na kogoś, kto powinien utrzymać pełną linię obronną w postaci powagi - w postaci „bycia miłym” oraz „bycia podlizującym się”, ogółem jak najbardziej sympatycznym, by nie rozgniewać nieznajomej - zachował się wręcz kontrastowo. Zresztą, ciężko to nawet nazwać normalnym śmiechem - zarechotał pod nosem, opierając policzek o kraty, rezygnując z otoczki godnej dżentelmena.
- Rzekł Pan, rzekł Pan... - powtórzył za nią, przymrużając dwukolorowe ślepia. - Nie musisz idealnie cytować nam Biblii. Większość zna ją na pamięć. I? - Na twarzy, jak na zawołanie, pojawiło się zniecierpliwienie. Już wystarczająco długo kazano mu czekać, żeby zmuszony był wysłuchiwania anielskiej dręczycielki. - Skąd ta pewność w istnienie Boga? W istnienie Jego słów? Bo Biblia? Biblię napisano ludzkimi rękoma. Gdyby Bóg chciał nam coś przekazać, napisałby to ogniem na niebie.
Powoli, wręcz niechętnie, odsunął się od krat. Ciało było ociężałe, korpus wypchany ołowiem, podtrzymywany - paradoksalnie - miękkimi, wypełnionymi samą watą nogami. Był pewien, że jeszcze chwila, a kolana ugną się, a on padnie na klęczki przed osobą, którą nie tak dawno temu wyśmiał pełen rozdrażnienia.
W dodatku im g r o z i ł a.
Growlithe jak na zawołanie spojrzał ku towarzyszowi, wyłapując lodowate oczy wymordowanego. Między Bogiem a prawdą, że musiał zebrać się w sobie i nie opuścić gardy, ale finalnie udało mu się nie wykrzywić ust w irytującym uśmieszku, gdy ponownie powracał wzrokiem ku Faustine.
Była na swój sposób całkiem urocza.
Szczególnie w momentach, w których zdenerwowanie brało nad nią górę. Nawet nie próbował udawać, że tego nie dostrzega, jakby błysk satysfakcji w jego oczach miał być pierwszym powodem, by wzięła się w garść.
- Znacie go?
Jasnowłosy przez chwilę przyglądał się wsuniętej przez kraty filiżance, zerknął przelotnie na Ryana i - ku uciesze wszystkich mięśni - kucnął, a potem usiadł na wilgotnej, zimnej podłodze, biorąc w palce srebrny zegarek. Niewygoda na jaką skazywały go kajdanki była tym bardziej wyczuwalna, gdy trzymał zawiniątka w jednej dłoni.
- Czy on też tu nie daj Boże idzie?
Parsknął nagle w odpowiedzi, zamykając gwałtownie wieczko. Przez moment trzymał wisiorek, nim nie rzucił go lekkim łukiem do Grimshawa - kompletnie ignorując fakt, że była to cenna pamiątka, a niezłapanie jej mogło oznaczać rysy czy poważniejsze uszczerbki.
- Patrz - Ryuu - wygląda na to, że nasza śliczna nieznajoma szuka kłopotów. - Wsunął opuszki obu rąk na ścianki filiżanki i uniósł ją pod usta, ignorując gorąco wrzątku przebijające się przez porcelanę. Upił ledwie jeden łyk, wilżąc poharatane warkotem gardło - tylko po to, aby głos przestał mu szwankować, na siłę ugładzony napojem. - Nie żal ci anielskich skrzydeł?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.01.16 20:58  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
„Wy ludzie...”
Potknęła się już na samym początku. Nic dziwnego, że reszta słów, które z tak naiwną pewnością opuszczały jej usta, nie robiła na nim żadnego wrażenia. Zastanawiał się, do jakiego stopnia można było być zaślepionym treścią księgi niewiadomego pochodzenia. Ciemnowłosy w przeciwieństwie do swojego towarzysza w celi, nie wybuchł śmiechem, ale przyjrzał się anielicy z politowaniem.
Kajdany zabrzęczały głośno, przeplatając się z jej głosem, gdy wreszcie zdecydował podnieść się do siadu, starając się nie przywiązywać wagi do szarpiącego bólu w boku. Wszystko to szło mu wyjątkowo mozolnie i zakończyło się przylgnięciem plecami do chłodnej, więziennej ściany. Mimowolnie zdrową kończyną szarpnął za kajdany, które utrudniały swobodne poruszanie rękami i wsparł łokcie o ugięte kolana, pochylając nieznacznie głowę do przodu, by zaczerpnąć głębszego oddechu.
Ty jedna przeciwko twoim braciom, którzy już na własną rękę zdecydowali się dokonać sądów. Musiałaś trzymać się w cieniu, by pozostać niezauważona. Dlaczego? Twoja obecność tu nie jest wskazana? Słuszność swojej misji mają zakorzenioną tak głęboko, że zwykły szarak z pewnością nie wbije im do głowy pomocy grzesznikom. Dla nich wynik sądu i tak jest już przesądzony ― mruknął, nie fatygując się nawet, by rozwinąć tę myśl. Gdyby komukolwiek zależało na ich wyśmienitym stanie fizycznym, od razu by się tym zajęli, a medycy czekaliby na miejscu. Tymczasem osoby, które tkwiły tu znacznie dużej albo umierały z pragnienia albo – jak on – wykrwawiały się na twardej pryczy.
Opuścił wzrok ku podsuniętej herbacie, ale ostatecznie to wisiorek spotkał się z największą uwagą Grimshawa. Chociaż przechwycenie go przebiegło nieco nieporadnie przez obręcze krępujące jego nadgarstki, udało mu się chwycić łańcuszek i skupić się na medalionie, który tuż po otwarciu ukazał mu znajomą twarz.
Kto by pomyślał.
Szatyn uniósł wzrok na skrzydlatą, ukrywając medalion w swojej pięści, jakby od tego momentu miał już należeć do niego. Musiał być ważny, skoro pofatygowała się aż tutaj tylko po to, by zapytać czy ten sukinsyn nadal żyje. Pewnie prędzej czy później i tak będzie musiał tu trafić.
Na to wygląda ― przyznał i zwilżył językiem spierzchnięte wargi. ― Nie powinno ci to robić różnicy. Kto sprzeciwia się Bogu... ― odparł, wykonując sugestywny ruch ręką. Wiedziała, co było dalej.

{Kontrola lodu - odnawianie: 3/3.
{Kontrola cieni - odnawianie: 3/3.
{Regeneracja złamania: 4/6.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.16 20:59  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
- Odnoszę wrażenie, ze nie znacie Pisma. Gdybyście go znali i przestrzegali... Nie znaleźlibyście się tutaj, w takim stanie. Nie dzieje się krzywda istotom, które podążają ścieżką Pana.- Odparła łagodnie, starając się opanować drżenie dłoni i nerwowy tik polegający na nawlekaniu na palec kosmyka blond włosów. Wizja wyrycia świętych słów ogniem na niebie rozbawiła ją jednak, w ten naturalny, dziecięcy sposób, pozbawiony choćby krzty złośliwości. To dopiero potrafiło być wkurzające...
- Gdyby to zrobił, w nocy nie moglibyśmy oglądać gwiazd. Byłoby na to zbyt jasno.- Odparła zupełnie jakby to był wystarczający argument dla podważenia tak dziwacznego pomysłu.
Poczuła się do głębi urażona faktem, że tak ewidentnie wzgardzili jej herbatą. Zwłaszcza, że (jak to już jeden z nich zdążył wyczuć) jej obecność tutaj wcale nie była czymś pożądanym. Oczywiście miała alibi, ale tłumaczenie i tak  wiązałoby się z godzinami przekonywania, że nie miała zamiaru zrobić nic złego. Wyjątkowo męczące marnowanie czasu. Użycie szaty było prostsze i mniej kłopotliwe.
- Są rzeczy i ludzie dla których warto stracić ostatnie pióro, ale nie wyglądasz mi na kogoś kto to zrozumie.- Starała się ze wszystkich sił być bardzo stanowczą i pewną siebie, ale... najwidoczniej nie wychodziło jej to kompletnie.
Ci ludzie nie są twoimi przyjaciółmi Faustine. Potraktuj ich oschle, przecież wiesz jak to się robi. Tyle razy o tym czytałaś!
No właśnie problem pojawił się taki, że anielica nie była sobie w stanie przypomnieć żadnego, choćby najdrobniejszego wątku, z którego mogłaby czerpać w tej chwili tajemną wiedzę prowadzenia negocjacji.
Westchnęła zrezygnowana owijając dłoń wokół najbliższego szczebla kraty i przytulając policzek do chłodnego metalu.
Bracia działali w imię Ojca. Tak, nie mogło być innego wytłumaczenia. Nie potrafiła uwierzyć w ich samosąd. Po prostu Bóg do nich przemówił, wrócił... Tylko gdzieś się ukrywał. Sprawdzał ich. Po prostu. Był niczym nauczyciel egzaminujący wierność swoich uczniów. Nie musiała tego rozumieć, po prostu to szanowała i nie podważała w żaden sposób.
- Oddajcie mi proszę zegarek, skoro nie zamierzacie mi nawet normalnie odpowiedzieć. To jedna z niewielu rzeczy jaka mi po nim została.- Wyciągnęła  dłoń po swoją własność. Nie oddadzą? W porządku. Poczeka aż umrą i go sobie odbierze. Ale jednak wolałaby po dobroci. Miała coraz większą pewność, że Sheba żyje. Gula podeszła jej do gardła. Tyle lat. Tyle cholernych lat zamknięcia w księgozbiorze i może wreszcie będzie mogła odzyskać swoją przeszłość. Może po prostu wszystko będzie tak jak kiedyś? Po prostu pewnego dnia otworzy oczy i te miesiące cierpień okażą się tylko i wyłącznie sennym koszmarem?
- Eden prowadzi dokumentację ludzkich czynów. Każdy z was, z osobna ma swoją niewilką przegródkę w drewnianych szafach naszego Archiwum. W niej jest teczka opisana imieniem i nazwiskiem. Po wybuchu wirusa sytuacja nieco się skomplikowała, ale wciąż to właśnie te akta i zeznania świadków mają największą wartość na waszych rozprawach. Jeśli Sheba żyje i jakimś cudem dostanie się w ręce moich braci... nie znajdą na niego żadnych dowodów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.16 0:03  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
|| Musicie mi wybaczyć za marność tego postu, ale chyba dostał raka.
- - - - -


- Nie dzieje się krzywda istotom, które podążają ścieżką Pana.
- Powiedz to Hiobowi - charknął natychmiast, jak bat uderzając w końcówkę jej zdania. - Ale może jesteśmy tylko kolejnym zakładem zawiązanym między Bogiem a dobrym prowokatorem. - W porównaniu do Faustine czy Ryana, nie próbował być stanowczy. Tym razem nie potrzeba było wyniosłości i pewności we własne słowa, bo zakładał, że kłótnia z nieznajomą była jak napieranie na mur o grubości kilkunastu metrów. Nie ruszy jej wiary, tak samo, jak nie ruszyłby muru o milimetr.
Szczególnie po tym, co powiedziała. Usta wymordowanego drgnęły, ale stłamsił kolejny chichot, opierając wargi o brzeg trzymanej przez siebie filiżanki. Upijał łyk za łykiem, zwilżając zaschnięte warkotem gardło, płucząc przesiąknięte krwią dziąsła i zęby, w duchu licząc na to, że im dłużej będzie pić, tym bardziej zmniejszy się chęć wypowiedzenia swojego zdania.
Nie rozumiała.
Oczywiście, że nie rozumiała. Czego się spodziewałeś? Że będąc w samym sercu tych bredni, zamroczeni słowami wyznawcy zaczną ci przytakiwać? Że to lekkie, by zmusić ludzi do wstania z klęczek, gdy ich nogi są za słabe? Nie uniesie ciężaru, jaki nałożyła na nią wiara. Wszystko sobie nią tłumaczy. Własne niepowodzenie, cudze błędy, problemy - to wszystko jest przecież zapisane w Piśmie, racja, Jace?
Białowłosy przełknął gwałtownie następny łyk.
- … ale nie wyglądasz mi na kogoś...
Zęby zacisnęły się. I palce chwyciły mocniej kruchą porcelanę.
- … kto to zrozumie.
HUKNĘŁO.
Dłoń wymordowanego zacisnęła się w pięść, gdy z furią poderwał spojrzenie w górę. Odlepił wzrok od roztrzaskanej filiżanki, której kawałki przyprószyły podłogę przy stopach Faustine i spojrzał kobiecie prosto w twarz, przez sekundę prezentując zbyt ostre jak na człowieka zęby. Warknięcie, jakie temu towarzyszyło, poruszyło powietrze.
- Teraz - dał nacisk na to słowo - dopiero możesz oceniać. I to tylko stan cierpliwości. Nic poza tym, aniele. A już na pewno nic, co dotyczy lojalności.
Mięśnie napięły się do granic możliwości pod materiałem kurtki. Znów to dyskretne wykręcenie rąk. Kajdany trzymały wciąż tak samo mocno. Może to i lepiej. W oczach wymordowanego zapłonął ogień, chcący wydostać się również poza barierę nałożoną przez metal krępujący nadgarstki.
Dewastatorka.
Słuchanie jej okazywało się trudniejsze, niż początkowo zakładał. Czarne ucho drgało z każdą nutą jej głosu, końcówka ogona niespokojnie unosiła się i opadała z powrotem na ziemię, zmiatając z niej kurz i osiadły wieki temu brud. Poniekąd nieciężko było połączyć wszystkie elementy układanki, ale kimkolwiek nie była dla Sheby, wszystkie informacje, jakie były Growlitheowi znane nie opuściły jego gardła.
Więc chciała zniszczyć dowody?
- Ryzykowne. - Krótki komentarz, w który nie bez przypadku zaplątała się złośliwość. Na marginesie - nie ufał aniołom na tyle, na ile tylko było to możliwe do ukazania ludzkim ciałem. Potrzebował niewielkiej dawki ich szkodliwego pokazu, aby z neutralnych, niegroźnych, pobocznych postaci, okazali się czymś na wzór długiego, ułamanego uderzeniem kija. Jego końcówka była ostra i dźgała zażarcie każdy skrawek napiętej sylwetki, chcąc rozdrażnić i tak mocno rozgniewaną bestię. Nie bestię, która posiadała formę stricte materialną. Chodził o tę wewnętrzną, którą zwykle trzyma się mocno za pysk, żeby nie rozrabiała. Jeśli jakimś cudem DOGS pozostawało trzeźwe na umyśle, to tylko dlatego, że ręce były wystarczająco silne na przytrzymanie rwących się ze środka instynktów.
Growlithe miał z tym większy problem i doskonałym dowodem na to była roztrzaskana przed momentem filiżanka.
Niedorzeczność.
Uniósł dłonie w charakterystycznym geście - złączone jedynie u nasady. Złapał wtedy odrzucony przez Ryana wisiorek, podniósł się z ziemi - znów zakuło go w boku, więc aż zacisnął szczęki - i cofnął się o dwa niezbędne kroki od krat. Nie znał jej mocy... prawdę mówiąc, w ogóle jej nie znał, ale gdy podważył paznokciem kciuka wieczko i otworzył na powrót zegarek, zwrócił go zdjęciem ku Faustine. Finalny punkt zaczepienia - kimkolwiek była, jakiekolwiek miała zamiary, oddała im „na przechowanie” swoją „jedyną po nim pamiątkę”.
Przesłuchiwała ich, ale Growlithe również był ciekaw. Z której strony nie spojrzeć - narażała gardło dla kilku informacji, które równie dobrze mogły być zmyślone.
Może nie chcieć ci powiedzieć, Jace.
Wiedział o tym. Gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy, dawno oddałby zawiniątko prawowitej właścicielce. Teraz, choć wszystkie jego moce zniwelowane zostały do niezbędnego minimum, po mokrych kamienieniach na których stał przemknął szybki płomień. Ogień, w kontakcie z wilgocią, syknął cicho i zniknął, nim zdążyłby zaprezentować swoje pierwotne talenty. Nie trzeba było jednak więcej, niż nikłego języka czerwieni, by wnętrze zegarka okazało się tylko zeżartym przez żywioł bezwartościowym wspomnieniem.
A o tym wiedzieli wszyscy.
- Jeśli Sheba żyje i jakimś cudem natrafią na niego twoi bracia, to bardziej martwiłbym się o nich. - Zsunął dłoń, kładąc kciuk o zdartej opuszce na umieszczonym wewnątrz wieka zdjęciu. Ręka zawisła jednak luźno wzdłuż ciała. Zero gwałtownych ruchów. Po prostu spokojnie oddychaj. - Kim jesteś i po cholerę się narażasz?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.16 14:05  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Je znali”.
Zamierzasz bawić się w mistrza poprawności gramatycznej?
Uważa, że jest oczytana. To zobowiązuje.
Nie znaleźlibyśmy się tu w takim stanie ― podkreślił, jakby w tym momencie to te słowa miały kluczowe znaczenie. ― Takie słowa może wypowiadać tylko ktoś, kto przez całe życie grzał swoje ciepłe miejsce i treść księgi interpretowanej w każdy możliwy sposób nie miała tu nic do rzeczy ― rzucił, zawieszając pozbawione wyrazu spojrzenie na twarzy anielicy. Gdyby nie źrenice, które w momencie zwęziły się do pionowych kresek, jego oczy równie dobrze mogłyby ujść za martwe.
Zastanawiał się, czy nigdy nie zaznała krzywdy czy może każdą z nich usprawiedliwiała pismem świętym, wmawiając sobie, że popełniła błąd. W końcu Bóg zawsze wiedział, co robi.
Opuścił wzrok na dotychczas bezużyteczną rękę. Trzy palce drgnęły ledwo widocznie, by zaraz ugiąć się nieznacznie, dając znać o powoli dobiegającym końca procesie regeneracji. Nawet nie drgnął, gdy trzask tłuczonej filiżanki wypełnił celę i korytarz, choć ten dźwięk nie był muzyką dla jego uszu.
Koira ― rzucił z cierpliwością godną mistrza Zen. Zadziwiające, jak bardzo w tym momencie się od siebie różnili – gdy jeden zajął się płomieniem swojego gniewu, drugi próbował ugasić go mocniejszym podmuchem chłodu. Nie popierał bezmyślnych działań i chociaż nie widział siebie w roli opiekuna prowadzącego za rękę, czasem podświadomie próbował sprowadzić białowłosego na ziemię. W końcu potrafił być ponadto. Nawet jeśli Ryan przez te wszystkie lata wiele nauczył się o cierpliwości Wilczura, a raczej jej kompletnym braku w chwilach, które go nie zadowalały. Wiedział też, że anielica miała sporo szczęścia, że skończyło się wyłącznie na stłuczonej porcelanie. Nie wątpił, że gardło anielicy trzasnęłoby z równą łatwością. Kraty, które ich dzieliły nie byłyby żadną przeszkodą.
Obrócił w palcach zegarek jasnowłosej, a dostrzegłszy sugestywny gest, posłał go Growlithe'owi niedbałym rzutem, nie zawracając sobie głowy jego wagą sentymentalną. Naiwnie było twierdzić, że ktoś stojący po przeciwnej stronie barykady wysłucha podobnych próśb, gdy dało mu się do zrozumienia, że właśnie ma w posiadaniu kartę przetargową.
Plączesz się ― zauważył. Nie przypuszczał, że przekonane o swojej dobroci anioły, potrafiły być tak stronnicze, gdy w grę wchodziły ich osobiste pobudki. ― Chcesz tracić pióra dla kogoś, kto nie kieruje się Pismem Świętym, do którego tak uparcie nawiązujesz, jakby było ono fundamentem całego świata. Wiesz, że powinien być tu razem z nami, ale oszukasz swoich braci za cenę ocalenia jego życia. Grzesznika, który mordował, gwałcił, oszukiwał... ― Nie to, żebyś mu teraz pomagał, Ryan. ― Dziwne. ― Widocznie skłamał, uważając to za dziwne. Wiele osób z pozoru było prostych – kierowało się błahymi potrzebami. Jak choćby tymi, że ktoś doceni ich starania i wreszcie dostrzeże poświęcenie, nawet jeśli miał być to żmudny trud. Widział w niej właśnie taką osobę, z wygórowanymi nadziejami.
A przecież wszyscy wiedzieli, jaki był Sheba.

{Regeneracja złamania: 5/6.
Reszta mocy została odnowiona.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.16 20:31  •  Cele 4, 5 i 6 - Page 5 Empty Re: Cele 4, 5 i 6
Ten uczuć, kiedy patrzysz w KP swojej postaci i nagle się orientujesz, że na fabule coraz bardziej odbiegasz od oczekiwanego wzorca :I

Faustine zarejestrowała charakterystyczny trzask towarzyszący zazwyczaj dwóm rzeczom: rozsypującej się w drobny mak porcelanie lub łamanym na kawałki kościom. Zacisnęła powieki modląc się, aby stratna okazała się czyjaś ręka, noga, wiara w ludzkość. Niestety, los pod postacią nadpobudliwego więźnia postanowił uszczuplić jej śliczny komplet do herbaty z '37 roku.
Zabiję!
Zabijanie jest grzechem.
Więc go uratuję od cierpień ziemskich i poślę prościutko do piekła! To nie będzie zabójstwo, a przysługa!

Przez chwilę sprawiała wrażenie jakby jasnowłosy wymordował jej z tuzin członków rodziny. Gdyby po drugiej stronie kraty nie znajdował się ten mały zegarek, Faustine narzuciłaby płaszcz, żegnając się z tym straszliwym miejscu.
Spojrzała na wściekłego więźnia i...
Nagle poczuła irracjonalne wyrzuty sumienia. Jak mogła być tak okrutna i życzyć mu śmierci przez taką drobnostkę?
Na pewno upuścił tę filiżankę przez przypadek. Spójrz na niego. Jest mu z pewnością bardzo przykro, ale z nim jak z Shebą. Nie pokaże tego. Wściekłością zasłania żal i fakt, że nie wie jak cię za to przeprosić. Och, pewnie martwi się, że mógł cię skrzywdzić. Przecież nic się nie stało, na szczęście nikt nie ucierpiał.
Dlaczego mężczyźni musieli być tacy skomplikowani? Rozbił. Szkoda. Ale pozbiera później te kawałeczki i poskleja. Strata trochę bolała. Cóż! To była naprawdę ładna filiżanka.
Westchnęła głęboko rozluźniając się.
- Spędziłam na ziemi całe swoje życie. Moim braciom nie podobało się towarzystwo, w jakim się obracałam. Tylko i wyłącznie dlatego jestem tutaj i grzeję swoje miejsce. Zapewne chcieli dobrze, wydawało im się, że moi przyjaciele grzeszą, ale tak naprawdę byli wspaniałymi ludźmi.- Powiedziała cicho nawet nie patrząc im w oczy. Jej wzrok był skupiony palcach skrywających jej własność. Co za wspaniałe czasy. Wspomnienia przywoływały zapach papierosowego dymu i cierpki smak wytrawnego wina.
Pamięć i zegarek. Nie miała nic więcej.
Przecież jej nie zniszczy. Ludzie nie są tacy, to tylko gra pozorów.
- Mam na imię Faustine. Opiekuję się Archiwami. Narażam się? Tak, chyba macie rację. Robię to, bo mogę. Bo mi zależy na tym człowieku i spędziłam z nim szmat czasu, by wiedzieć, że jest tego warty. Nie ma znaczenia kim jest dla innych. Nie obchodzi mnie co robił czy robi. Byłam przy nim szczęśliwa i mam zamiar go odzyskać. Eden nie jest moim domem, bez względu na to jak bardzo moi bracia staraliby się mnie do tego przekonać.
Na jej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech, gdy przytuliła do siebie jedno z białych skrzydeł. Przesunęła palcami pomiędzy piórami.
- Pismo pomaga ludziom odkryć ich powołanie, cel. Po co ono tym, którym Bóg już wskazał ścieżkę? Jeśli rolą Sheby byłoby zabicie każdego grzesznego anioła, pomogłabym mu. Dlatego muszę wiedzieć czy żyje. Aby go ochronić przed tymi, którzy nie rozumieją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach