Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Go down

Pisanie 02.02.16 22:57  •  Cela nr 2 - Page 2 Empty Re: Cela nr 2
Głowa opadła na jego ramię i przez moment sprawiał wrażenie, jakby stracił przytomność. W rzeczywistości obserwował uważnie każdy, nawet najmniejszy, ruch jasnowłosego, być może chcąc w jakiś sposób odgadnąć co zamierza. Wreszcie, po dłużącym się milczeniu, wzruszył lekko ramionami wprawiając w ruch krępujące jego ruchy kajdanki.
Wiedziałem. – odparł wprost, nie zamierzając bawić się w jakieś marne kłamstewka, które w zaistniałej sytuacji tak naprawdę nic im nie dadzą. – Byłem wtedy, kiedy Metatron ogłosił tą swoją chorą wizję. Anioły różnie zareagowały, ale… – zmarszczył brwi, jakby właśnie sobie coś przypomniał. – Niektórzy chcieli wyjść już w trakcie jego wywodu, ale nie pozwolił im na to. Jak tak teraz o tym myślę, to w pewien sposób nie pozwolił nikomu przyjąć, że to, co mówił jest kłamstwem. Powiedz, Zero. Jaki może mieć plan poważany anioł, który zasiadał po prawicy samego Boga? O co mu może w tym wszystkim chodzić? O władzę? Coś tak trywialnego? Nie, to musi mieć jakiś głębsze dno. – rozmowa przerodziła się w cichy mamrot pod nosem. Uniósł obie dłonie i potarł kciukiem o dolną wargę, kompletnie pozwalając, by pochłonęły go myśli nad ukrytymi zamiarami Metatrona. Prawda jest taka, że wszyscy połasili się na jego pozycję. Skoro był od początków świata to musiał być przecież wiarygodny. Ale teraz….
Zadarł gwałtownie głowę, aż poczuł przeszywający ból z tyłu, który promieniował od uderzenia w potylicę.
Rebelia, co? – nieco sine usta ugięły się w lekkim uśmieszku. – Wchodzę w to. – i chociaż chłopak nie czuł się najlepiej, skręcało go w środku, niemalże nie czuł ręki i kręciło się mu w głowie, to ciężka atmosfera pomiędzy nimi jakby nieco złagodniała. Mimo to skrzydlaty początkowo nie chciał sięgnąć po ostry kawałek rozbitego dzbanka. Jakby wewnętrznie walczył sam ze sobą. Prawda była taka, że gdyby to zrobił i dopuściłby się morderstwa, najcięższego ze wszystkich grzechów, nigdy więcej nie miałby drogi powrotu.
Naprawdę warto tak ryzykować?
Zsunął się z pryczy i dość chwiejnym krokiem podszedł do jasnowłosego, uderzając bokiem o chropowatą ścianę, czując kołatanie serca, schylił się po jeden z kawałków, po czym usiadł ciężko na ziemię, oddychając coraz ciężej.
Jego umysł toczony gorączką nawet nie zarejestrował, że pojawił się strażnik. I chociaż głosy wydawały się rozmazane, to pojedyncze strzępy rozmowy wciąż do niego docierały.
Strażnik spojrzał po krótkiej chwili na siedzącego Nathaira i zmarszczył delikatnie brwi, zmazując z twarzy wyraz znudzenia.
-Postaram się również przysłać jakiegoś medyka, żeby go obejrzał. – wskazał podbródkiem w stronę mniejszego anioła. I właściwie tyle było z jego zainteresowania, jakie okazał Nathair. A i on sam nawet o nie zabiegał o nie. Przymknął na drobną, wręcz ułudną chwilę oczy wyczekując, aż ktoś się zjawi. Powinien być chyba wdzięczny jasnowłosemu za słowa odnośnie sądzenia w tym samym czasie co jego podopieczny. Nie ma co ukrywać, ale zdecydowanie ułatwiłoby to sytuację i możliwość chociaż próby uratowania wymordowanego.
Jeśli myślisz, że ci podziękuję.. – jego głos ugrzązł w gardle, drapiąc go od środka, co wywołało w chłopaku kolejne pokłady niepohamowanej irytacji. Nabrał nieco więcej powietrza w obolałe płuca.
Jaki masz plan? Zaatakować I zabić? A co potem? – dopytał się, lecz ty razem w jego tonacji nie było ani krzty złośliwości. Nie dane mu było jednak kontynuowanie, kiedy ciszę przecięło najpierw skrzypnięcie drzwi oznajmujące nadejście gości, a później odgłos ciężkich kroków. W czasie paru uderzeń serca do celi, w której się znajdowali podeszły dwie anielice, gdzie każda niosła po dzbanku wody oraz misce z parującą zupą, cudownie podrażniającą ich zmysły. Oprócz kobiet z boku stało dwóch innych aniołów, rosłych o złocistych włosach, które połyskiwały muskane żarem palących się pochodni. A każdy z nich dzierżył miecz.
- Odsuń się. – polecił jeden z nich. I chociaż było to wyraźne polecenie, to jednak miał głos łagodny. Następnie wsunął klucz do zamka, przekręcił go i przepuścił obie kobiety, które weszły do środka. Jedna z nich uśmiechnęła się niepewnie do Zero, kładąc przy jego senniku miskę oraz dzban.
- Wnet przyjdzie medyk. Wybaczcie za to, zaniedbanie, z naszej strony. Proszę przyjmijcie moje głębokie przeprosiny. – kontynuował anioł i pochylił delikatnie głowę w geście przeproszenia.
-[b] Możemy wam to jakoś zrekompensować?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.16 22:46  •  Cela nr 2 - Page 2 Empty Re: Cela nr 2
Po twarzy jasnowłosego przemknął cień nieprzyjemnego wyrazu. Chciał znać odpowiedź, więc ją dostał i prawdopodobnie tylko to powstrzymało go przed złapaniem Nathaira za fraki i ciśnięciem nim o ścianę, chociaż palce zaciskające się na moment w pięść zdradzały jego ochotę na dodatkowe targnięcie się na zdrowie drugiego anioła, jakby to nie było już wystarczająco narażone. Nie mógł pozwolić na to, by ponosiły go emocje. Musiał myśleć trzeźwo, jeżeli chciał zdążyć na czas. Uniósł spojrzenie ku górze, jakby rzeczywiście zaczął się nad czymś zastanawiać, a widok sufitu miał ułatwić mu pozbieranie wszystkich myśli do kupy.
Co o tym sądzisz?
Na pewno nic dobrego.
Ale wie, co tam się działo. Może ci pomóc.
Chyba w spuszczeniu sobie wpierdolu.
Leslie.
No co? Muszę tylko chwilę pomyśleć.
Kajdany zmuszały go do uniesienia obu rąk, co było dość irytujące przy tak prostej czynności, jaką było podrapanie się po policzku w zamyśleniu. Nieświadomie zahaczył paznokciami o jedną ze szram, która przypomniała mu o ostatnim nieszczęśliwym wypadku, nawet jeśli nikt inny wypadkiem by tego nie nazwał. Zabawne, że nadal potrafił martwić się i rzucać się w ogień za kimś, kto zafundował mu brzydotę już do końca życia. Gdy chcesz dobrze, musisz liczyć się z tym, że dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane.
To już przeszłość. Tkwił u boku Boga, ale teraz pozostawił aniołom wolną wolę. Może nie jest żądny władzy, ale może mu się nie podobać, że anioły stopniowo zaczęły zatracać swoją naturę przez kontakt ludźmi albo zezwierzęconymi degeneratami. Fakt, że Bóg przemówił mógł być dla nich dużym szokiem, co nie zmienia faktu, że tylko on jest sędzią. Sędzią, który – z tego, co o nim mówiono – nie posunąłby się do tak drastycznych działań. Jeżeli nie jest dobrym kłamcą, to przynajmniej coś źle zrozumiał. Albo jest po prostu jebanym świrem z darem przekonywania. ― Wzruszył barkami. W gruncie rzeczy pobudki Metatrona miały dla niego niewielkie znaczenie. Właściwie żadne. Wątpił, że to wszystko miało tak wyglądać.
„Rebelia, co?”
Kajdany zabrzęczały cicho w momencie, gdy spróbował rozłożyć bezradnie ręce. Ze skrępowanymi kończynami ten ruch prezentował się co najmniej nieefektownie, ale skurwysyński i pewny siebie błysk w dwukolorowych oczach Vessare'go skutecznie nadrobił to niedociągnięcie. Czego można było się po nim spodziewać? Że grzecznie będzie się płaszczył przed wszystkimi, byleby dopiąć swego? Niedoczekanie.
Buntownicy preferują tylko taki sposób rozwiązywania spraw ― rzucił, nadając tym słowom brzmienie suchego faktu i przyglądał się różowowłosemu, który – o dziwo – zdecydował się na ten poważny krok. ― Tylko go schowaj ― zaznaczył zaraz. Nie chciał, by cały plan poszedł na marne z powodu głupiego potknięcia. Skoro zdołali już zabrać im wszystko, dwa kawałki szkła nie były większym problemem. Tym bardziej, że ktoś już zbliżał się do ich celi.
„Postaram się również przysłać jakiegoś medyka, żeby go obejrzał.”
No masz, wreszcie powiedział coś sensownego.
Zero przesunął wzrokiem po siedzącym na podłodze Heatherze. Nawet jeśli wiedział co nieco o pierwszej pomocy, w obecnych warunkach nie miał zbyt szerokiego pola manewru. Poza tym nie uśmiechało mu się wyciąganie ręki do tak niewdzięcznego szczeniaka, jakim był drugi skrzydlaty. Owszem – osłabienie czyniło go bezużytecznym w rozpoczętej przez nich operacji, ale skoro zaoferowano medyczną pomoc, mógł w spokoju stać wsparty o ścianę i czekać na przybycie innych aniołów.
Nie potrzebuję twojej wdzięczności ― odparł bez wyrazu. Bynajmniej nie zrażała go myśl, że się nie dogadają. Sam by mu nie podziękował, więc można było uznać, że na swój sposób rozumiał stanowisko Nath'a. ― To zależy ― mruknął, w gruncie rzeczy niewiele mu wyjaśniając. Bez wątpienia kontynuowałby temat, gdyby wróg nie pojawił się w pobliżu. Chociaż zrobił to wyjątkowo niechętnie, na polecenie odsunął się od wejścia do celi, jakby tylko w ten sposób mógł uśpić czujność przeciwnika. Popełniłby duży błąd, gdyby tylko postanowił rzucić się na uzbrojonych członków zastępu. Cmoknął cicho pod nosem z wyraźną rezygnacją, nie spodziewając się aż takiej obstawy. Chociaż same anielice wydawały się niegroźne, walkę wciąż można byłoby określić jako „jeden do dwóch”. Wątpił, że różowooki był w stanie zerwać się z ziemi.
„Proszę przyjmijcie moje głębokie przeprosiny.”
Aha ― wymsknęło mu się, gdy wpatrywał się w anioła, kompletnie ignorując posłany w jego stronę uśmiech.
To było nietaktowne, Zero.
Mniej niż pakowanie nas do klatek, jak zwierzęta.
Zrekompensować? ― Uniósł brew w pytającym wyrazie. Jakaś jego część uparcie walczyła z chęcią przyjęcia takiej możliwości i zamiast tego próbowała nakłonić go do poderżnięcia gardła bezczelnemu skrzydlatemu, podczas gdy druga zastanawiała się, czy oferta obejmowała spełnienie każdej prośby.
Anioł kiwnął głową w geście potwierdzenia, unosząc wzrok na jasnowłosego.
To właśnie powiedziałem ― dodał zaraz. Spokojny tembr głosu wskazywał na to, że bynajmniej nie robił sobie żartów, choć z drugiej strony wielką niewiadomą pozostawało to, na ile mężczyzna mógł sobie pozwolić. ― Możecie poprosić, o co chcecie. Doprowadzanie kogokolwiek z naszych gości do takiego stanu, nie leżało w naszych zamiarach.
Gości? ― skrzydlaty zakpił w myślach, ściągając brwi. Starał się jednak przełknąć gorzkie słowa, mając na uwadze wszystko, co przekazał mu anioł zastępu.
Jest coś takiego ― przyznał, sprawiając, że nieznajomy rycerz Edenu uniósł brew. ― Rzecz jasna, jeśli niczego nam nie odmówicie.
Daję słowo. Nie mogę zagwarantować jedynie tego, że unikniecie sądu ― przyznał bez ogródek. Widocznie blondyn wyglądał mu na takiego, który chętnie wywinąłby się od odpowiedzialności za swoje grzechy. Sądził też, że każdy, kto znajdował się po tej stronie krat, chciałby się wywinąć.
Chcę się zobaczyć z moim przyjacielem. Słyszałem, że jakiś czas temu tu trafił. ― Przez cały czas uważnie obserwował twarz mężczyzny, chcąc wychwycić każdą, nawet najmniejszą zmianę na niej. Od razu udało mu się zauważyć szczątkowe zaskoczenie, ale mimo tego nie wyglądało na to, by zamierzał już teraz odmówić mu tej przyjemności.
Rozumiem. O kim mowa?
Growlithe. Białe włosy, czarne pasemko, różnokolorowe oczy. Narwany dupek. Mówi ci to coś?
Powiedzmy. Na pewno się przyjaźnicie? ― Skrzydlaty przechylił nieznacznie głowę. ― Nie wyrażasz się o nim zbyt pochlebnie.
Wierz mi, to komplement ― mruknął pod nosem. ― Chciałbym, żebyś mnie do niego zaprowadził.
Skrzydlaty zamilkł na chwilę, zwracając twarz w stronę Nathaira. Możliwe, że chciał usłyszeć jego prośbę, zanim jeszcze miał zgodzić się na warunki Leslie'go.
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.02.16 23:19  •  Cela nr 2 - Page 2 Empty Re: Cela nr 2
Dudnienie z każdą mijającą sekundą narastało, sprawiając wrażenie, że lada moment jego głowa eksploduje. Korciło go, żeby w jakiś sposób spróbować wymusić na aniele więcej informacji, żeby wskazał mu drogę do Ryana, żeby w ogóle go wypuścił. Przez krótki moment chłopak rozważał możliwość skłamania. Że te kila godzin w tej klitce dało mu wiele do myślenia. Zastanowił się i że żałuje za grzechy, że wie, gdzie popełnił błąd i już nie będzie przeciwstawiał się słowom Archanioła. Ale miał za słabe ciało, żeby nawet podjąć marną próbę odegrania tej całej kłamliwej farsy.
Kłamliwa farsa.
Drżące wargi ugięły się lekko w grymasie, który zapewne miał być uśmiechem. Anioły już od dawna nie widziały nic więcej niż swój własny czubek nosa, ale od momentu, kiedy Guerre został zamordowany, a Metatron samoistnie przejął po nim stery, wszystko tak jakby zaczęło się walić ze zdwojoną prędkością. Byli zakłamani. A najbardziej fałszywy archanioł. Krzywdził, a nie pomagał. I nawet nie próbował zrozumieć natury wymordowanych.
Już od dłuższego momentu przestał przysłuchiwać się toczącej rozmowie parę kroków od niego. Błędnym spojrzeniem rannego zwierzęcia wpatrywał się w pustkę przed sobą, od czasu do czasu poruszając sztywnymi palcami rannej dłoni. Stał się już nawet głuchy na ból, do którego powoli przywykał. Niespodziewanie głowa opadła nieco do tyłu, dotykając chropowatej powierzchni ściany za sobą.
”Growlithe”
To jedno, jedyne słowo zdołało wyrwać chłopaka swoimi szponami wprost z objęć nadchodzącego Morfeusza, który już gładził swoim ciepłym oddechem jego skronie. Mimowolnie wymusił nikły uśmiech. A więc ten dupek również dał się złapać. Jak dziecko. Z drugiej strony obecność Growlithea w Górze Babel przedstawiała sytuację zupełnie inaczej. Dawała nadzieję.
Na co?
Nathair mógł nienawidzić go całym swoim sercem, ale prawda była taka, że wymordowany był cholernie niebezpieczny. I z pewnością nie należał do oswojonych zwierzątek, które można zakuć w kajany i trzymać w klatce. Chce się wydostać. A to oznaczało, że jeśli jakimś cudem uda się im spotkać, to istniała cienka lina nadziei na połączenie wspólnych sił przeciwko jednemu wrogowi.
Nathair nie wiedział czemu, ale poczuł wewnętrznie nieprzyjemne ukłucie. Ci wrogowie byli niegdyś jego rodziną. Braćmi i siostrami. A bez nich… nie miał nikogo. Ryan? Ryan nawet nie zauważyłby, gdyby któregoś razu przestał się pojawiać. Był sam. Zupełnie sam. Zero rodziny, przyjaciela, kogokolwiek u swego boku. Do tej pory mógł wrócić do Edenu i karmić się fałszywymi mrzonkami przynależności do jakiejś społeczności, do kogoś. A teraz nie przynależał do niczego. Do nikogo. Bramy Edenu permanentnie zamknęły się przed nim. Nie miał dokąd wrócić i nie miał dokąd pójść, jeśli oczywiście optymistycznie patrzył, że wyjdzie stąd żywy. Był bezdomny.
Ale słowo zostało rzucone, a wszystkie posty za nim spalone. Podjął decyzję. Czy żałował? Być może. Na tą chwilę chciał ratować Ryana i nic ponadto się nie liczyło. Ale co będzie później, to się okaże. Będzie się martwił jak przeżyje.
W czasie kolejnych uderzeń serca ciszę przerwał chrapowity odgłos śmiechu młodszego anioła. A kiedy zamilkł i wszystkie spojrzenia były zwrócone w jego stronę, spojrzał na najbliższego skrzydlatego za kratami błyszczącymi oczami.
Pieprzenie. – parsknął i poruszył nadgarstkami, a kajdany niebezpiecznie zadzwoniły.
Myślisz, że ta banda tchórzy pozwoli ci się z nim spotkać? Pewnie już szykują stosik, gdzie spalą go żywcem bo cholerne oczyszczenie. Chuj wam w dupę z tym oczyszczeniem. – Nathair splunął i się poruszył, sprawiając wrażenie, że lada moment zerwie się z ziemi, aczkolwiek wciąż siedział na miejscu. Przez twarz anioła przebiegł grymas niezadowolenia i obrzydzenia, jakby ujrzał coś wyjątkowo niesmacznego.
- Bredzisz przez szaleństwo gorączki, aniele. – powiedział próbując zachować niezmącony spokój. Ale kolejna fala śmiechu Nathaira wywołała u niego pojedynczą zmarszczkę na czole.
Szaleństwo? Szaleństwem było słuchanie Metatrona. Uwierzenie mu. Wszyscy mu uwierzyliście. Uwierzyliśmy. Cokolwiek. I jak głupie stado baranów podążało za jego słowami robiąc rzeczy, które są wbrew naszej naturze.
- Metatron nie—
Metatron kłamie! Dlaczego Bóg objawił się akurat jemu? Bo co? Bo najstarszy? Jest w cholerę więcej starych aniołów. Cayenne, Nefret, Rafael, Gabriel, Laviah. Ale jednak objawił się Metatronowi. Komuś, kto od setek lat nie opuszczał Edenu. Komuś, kto NIE MA pojęcia, co się dzieje na Desperacji, w mieście, na świecie, bo nie ruszył swej anielskiej dupy ze swojego stołka.
- Zamilcz, bluźnierco! – anioł syknął przez zaciśnięte zęby, ale jego ton zdawał się nieco drżeć i wahać.
Ale mimo to Bóg rzekomo objawił się jemu. Komuś, kto swe świetlne lata zakończył jeszcze przed narodzinami Chrystusa. Komuś, kto działał tak, jak to wszystko jest opisane w Starych Dziejach, na ziemi nazywają to Starym Testamentem. Bóg był wtedy surowy i okrutny, ale jednak potem nauczył się wybaczać i miłować ludzi. Czemu nagle miałby powrócić do tego, co było, skoro się nie sprawdziło? – Nathair na moment zamilkł, kiedy jego głos przeszedł w nieprzyjemną chrypę. Aczkolwiek nikt inny nie przemówił. Zapanowała niemal namacalna cisza i ciężka atmosfera. A Nathair kontynuował.
Metatron kłamie. Jest fałszywym prorokiem. Nie wiem tylko czemu to robi. Ale wy również to wiecie, prawda? Kłamie. Oszukał nas wszystkich. A jedynym sposobem na zapobiegnięciu zbliżającej się rzezi, która z pewnością będzie, jest pozbycie się go.
- …. Zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie rzekłeś? O co nas prosisz? Czego chcesz? – wyszeptał przerażonym głosem anioł wpatrując się szeroko otwartymi oczami w rozpalonego chłopaka. Nathair powoli skinął głową i już otwierał usta, żeby coś dodać, ale szybko je zamknął, kiedy na końcu korytarza rozległo się skrzypnięcie zwiastującego kolejnego gościa. Parę szybkich kroków i w czasie zaledwie sześciu uderzeń serca przy klatce zjawiła się drobnej postury szatynka. Stanęła na palcach i przysunęła swoje malinowe usta do ucha anioła i zaczęła coś szeptać. Skrzydlaty spojrzał na nią totalnie zbity z tropu.
- Ale jesteś pewna? – zapytał pospiesznie, na co dziewczyna skinęła głową.
- D-dobrze, przyjąłem. – dziewczyna posłała krótkie spojrzenie wystraszonej łani w stronę Zero i Nathaira, po czym odwróciła się i wybiegła pospiesznie pozostawiając ich samych. Anioł odchrząknął i wycofał się o dwa kroki.
- Zdaje mi się, że spotkasz swojego przyjaciela o wiele szybciej, niż zakładałem. Za pół godziny przyjdziemy po was. Zjedźcie na spokojnie. – powiedział krótko i ruszył w stronę wyjścia, ale nim zniknął z pola widzenia, zatrzymał się i spojrzał głęboko w jasne oczy Heathera. Trwało to zaledwie parę ulotnych chwil, kiedy wyszedł z korytarza wraz z resztą aniołów, pozostawiając dwójkę samą w ich celi. Nathair prychnął.
Oho. Panie i panowie, za pół godziny rozpocznie się prawdziwe widowisko. A Ty, panie Zero, gotów na przygodę życia? – zaśmiał się cicho, ale trwało to kilka sekund, kiedy na jego twarzy na powrót pojawiło się umęczenie.
Może on też będzie sądzony. – mruknął ledwo słyszalnie, opuszczając nieco głowę w dół, najwidoczniej nie zamierzając skorzystać z posiłku i wody, którą przynieśli. No cóż. Pewnie i tak spłonie. Chyba, że coś wymyśli. Ale nie zapowiadało się na to. Już nie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.02.16 19:47  •  Cela nr 2 - Page 2 Empty Re: Cela nr 2
„Pieprzenie.”
Jedna z anielic właśnie skupiła swój wzrok na twarzy Zero, dostrzegając, że chłopak nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami. Jego wzrok jedynie na dłuższą chwilę dosięgnął sufitu, jakby blondyn nagle postanowił się nawrócić i u Boga znaleźć odpowiedź na pytanie „Za co?”. Jeżeli kiedyś miał nadejść dzień, w którym chęć sprzedania Nathairowi kopa w brzuch osiągnęłaby apogeum, ten dzień nadszedł właśnie dziś. Dwukolorowe tęczówki Leslie'go zgromiły skrzydlatego wzrokiem z taką intensywnością, że prawdopodobnie mógł wyczuć to bez patrzenia na jasnowłosego – nie było w tym nic dziwnego. To nie był moment, w którym koniecznie chciał słuchać o paleniu Syona żywcem. Wciąż znajdowali się w klatce, a on z każdą sekundą był coraz bardziej skłonny do rzucenia się w stronę wyjścia, co jednak wiązało się z pewną śmiercią. Nawet pokusił się o zerknięcie w stronę anioła, pilnującego wyjścia. Kajdany przeciwko swobodnym rękom, odłamek szkła versus miecz. Dwa na jednego albo nawet trzech na jednego, bo gdzieś tam na pewno wciąż czaił się strażnik. To zdecydowanie nie był dobry moment na pierdolenie. Jeśli ten gnojek miał zamiar puścić z dymem cały plan, był skłonny poderżnąć mu gardło jako pierwszemu.
Aż tak go nienawidzisz?
Drażni mnie.
Uniósł ręce i podrapał się po boku szyi. Tym razem nie był to gest zażenowania. Musiał po prostu zająć czymś ręce, które aż świerzbiły, kiedy zaczął myśleć o ściśnięciu gardła różowowłosego. Odwrócił twarz w bok, napotykając spojrzeniem na ścianę, której przez chwilę przyglądał się nieobecnym wzrokiem, jakby nagle stał się tylko biernym elementem tego otoczenia. W rzeczywistości uważnie przysłuchiwał się rozmowie, a wyczuwszy niepewność w głosie mężczyzny – i nie tylko w jego głosie, choć odczucia były nieco przytłumione za sprawą kajdan – zerknął na niego z ukosa, uważniej śledząc jego profil.
Ciężko jest im zabić brata, gdy nie mają pewności, że zabił ― wtrącił wreszcie, przypominając towarzyszowi niedoli o tym zasadniczym fakcie. Jego głos był szorstki, co wykluczało wszelką empatię i zrozumienie wobec ich postępowania. Nie zmienił zdania co do ich naiwności i tchórzostwa. Oraz tego, że brakowało im własnego zdania i, jak zagubione owieczki, podążali za głosem tego, który pierwszy wyszedł przed szereg. ― Uparcie wierzą, że ktoś przesiąknięty światłem samego Boga, nie byłby w stanie ich okłamać. Ale Jego nie ma tu od prawie tysiąclecia. Metatron od lat był członkiem starszyzny, a jego imię nieraz pojawiało się na ustach aniołów. Zapominają, jak to było z Lucyferem, Samaelem ― wzruszył barkami, zauważając, że skrzydlaty lekko zadrżał ― Metatron z kolei mógł być po prostu bardziej dyskretny. I cierpliwy. Wystarczy jednak, jeśli przekonacie innych. Was jest wielu, a on jeden. Możliwe, że złamie się, kiedy przyprze się go do muru słowami. Jeśli to nie poskutkuje, chyba nie zamierzasz mi powiedzieć, że twoja broń to tylko pic na wodę?
Nie jesteśmy mordercami.
Jak wolisz ― zakończył, wykazując się całkowitą neutralnością tonu. Gdzieś tam krył się jednak drobny wyrzut, który mógł potwierdzić faktami. Doskonale zdawał sobie sprawę z prawa przysługującego anielskim żołnierzom. Możliwe, że ten tutaj nie miał jeszcze krwi na swoich rękach, ale bez wątpienia przyszło mu zaatakować podczas tej całej farsy. Możliwe, że wtrącił już do lochów kogoś w równie beznadziejnym stanie, co różowooki, obiecując opiekę medyczną, która nie przyszła.
Ze szczątkowym zainteresowaniem przyjrzał się kobiecie, która właśnie wpadła do celi. Jeszcze wtedy nie wiedział, że mogła mieć jakiś drobny wpływ na spełnienie jego prośby. Poczuł jednak drobne uczucie niepokoju, kiedy dowiedział się, że już niedługo przyjdzie mu stanąć twarzą w twarz z przyjacielem. Nie odezwał się już ani słowem, obserwując, jak drzwi do celi ponownie zatrzaskują się przed nimi. Przez chwilę wsłuchiwał się w stopniowo cichnący stukot kroków na korytarzu, zanim zwrócił głowę ku młodzieńcowi, puszczając mimo uszu jego pytanie. Pokonał te kilka dzielących ich kroków w takim tempie, jakby właśnie planował wbicie mu podeszwy w twarz.
Twoje pierdolone szczęście, że tego nie zjebałeś, dzieciaku. ― I może to wbijanie podeszwy wcale nie było takim złym pomysłem? Jednak wbrew gorzkim słowom, przykucnął naprzeciwko młodzieńca. Zawahał się na chwilę, oglądając się za siebie przez ramię, chcąc upewnić się, że nikt się nie zbliża. Był jednak przekonany, że już niebawem wrzask Natha mógł poruszyć całe lochy. ― Ale już nie wezwie medyka ― mruknął i tylko tyle usłyszał anioł, zanim jego nadgarstek został uwięziony w żelaznym uścisku. Vessare miał nad nim sporą przewagę, będąc w pełni sił. Dziś nie stoczył jeszcze walki na śmierć i życie, a i miał czas na sen.
Co ty robisz?
A na co to wygląda?
Jednym szarpnięciem zdarł z jego dłoni prowizoryczny opatrunek, który i tak zdążył już przesiąknąć krwią, która nie pozostawiła ani jednego suchego skrawka materiału. Odrzucił go na bok, wcale nie wyglądając na zgorszonego marnym stanem ręki anioła, choć ten u wielu mógłby wywołać mdłości.
Wykrwawi się, zanim minie pół godziny.
Wybadał palcami głębokość rany, dopiero wtedy zauważając, że ciało było przebite na wylot. W tym momencie nie obchodził go komfort pacjenta. Wiedział, że każdy dotyk będzie wywoływał nieprzyjemny ból, ale to i tak było niczym w porównaniu z tym, co miało nastąpić na chwilę. Można powiedzieć, że częściowo przygotowywał go na najgorsze i kiedy już zdążył pomyśleć, że gorzej być nie może, ujął jego drobną rękę swoją, wyraźnie dbając o to by nie miał szans na wyrwanie się.
Lepiej zaciśnij zęby. Choć pewnie zrobisz przysługę temu światu, jeśli przypadkiem odgryziesz sobie język. ― Dlatego właśnie nie został pełnoetatowym lekarzem. Powinien zapewnić go, że wszystko będzie dobrze, że wyjdzie z tego, że zaboli tylko przez chwilę, ale potem przestanie. Akurat. Ale zdawało się, że młodzieniec całkiem przepadał za tematyką palenia żywcem i właśnie w tym momencie miał ochotę przekonać się na własnej skórze, jaki los mógł wykrakać Growlithe'owi. Kolorowe płomienie buchnęły spod ręki Zero, dobierając się do rany drugiego jasnowłosego i choć zadawały mu niewyobrażalny ból, jednocześnie zasklepiały przerwane powłoki ciała, węgląc je. Obrzydliwy smród niemalże od razu rozniósł się po celi, zmuszając blondyna do rozchylenia ust i wypełniania płuc płytkimi oddechami. Wszystko to działo się całkiem szybko, chociaż wiedział, że z perspektywy Nathaira równie dobrze mogło trwać wieczność.
Dobrze wiesz, że tak się nie robi.
W kryzysowych sytuacjach wszystko jest dozwolone.
Do końca życia będzie paradował z pomarszczonym łapskiem.
Albo to i pomoc podopiecznemu, albo wykrwawienie się i skończenie jako bezużyteczny śmieć.
Powinieneś spytać go o zdanie.
Już za późno.
Istotnie. Leslie wypuścił jego rękę z uścisku równie nagle, co ją złapał, pozostawiając po sobie nieciekawą pamiątkę. Wytarł brudną od krwi rękę o spodnie i podniósł się na równe nogi, bez słowa przysuwając się do krat, rozpoczynając oczekiwanie.
Nie masz już nic do powiedzenia?
Nie.

-------------------------------------------

Zgodnie z obietnicą pół godziny później na korytarzu rozległ się stukot butów o posadzkę. Już wtedy mogli usłyszeć, że zbliżającym się aniołom nieco się spieszyło.
Już czas ― męski głos zawtórował skrzypnięciu drzwi. ― Będzie dla was lepiej, jeśli nie będziecie się szarpać.

___ ✕ z/t [+ Nathair].
                                         
Zero
Anioł Stróż
Zero
Anioł Stróż
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Cela nr 2 - Page 2 Empty Re: Cela nr 2
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 2 Previous  1, 2
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach